Cassandra O'Donnell – Rebecca Kean 2 – Pakt krwi
Nieoficjalne tłumaczenie – Lucypher_13
Rozdział 32
Aligargh , szef zmiennych mieszkał w Milton , kilka mil od Burlington . Znałam
adres ale jeszcze nigdy u niego nie byłam . Moi informatorzy powiedzieli mi , ze pod
swoim ogromnym domem zainstalował coś w rodzaju niewielkiego szpitala dla
zmiennych , wyposażonego w kilka pokoi , salę operacyjną , laboratorium , skaner a
nawet rezonans magnetyczny . Innymi słowy , w całą nowoczesną technologię . I
najprawdopodobniej właśnie tam zabrali Clarence'a .
−
Dobry wieczór – powiedział strażnik przy bramie .
Po jego energii poznałam , ze był to psołak . Prawdopodobnie z tych wielkich .
−
Dobry wieczór . Czy mógłby pan powiadomić Aligargha , ze Rebecca Kean
chciałaby z nim porozmawiać ?
−
Była pani umówiona ? - Zapytał .
−
Nie . Ale jestem pewna , ze pomimo to spotka się ze mną – odpowiedziałam
pewnie .
Zaśmiał się .
−
Ostatnim razem kiedy dziewczyna tak powiedziała , wpuszczając ją prawie
zostałem zwolniony , więc wybacz moja piękna , ale poproszę cię żebyś
grzecznie wróciła do domu .
−
A gdybym powiedziała , ze nie jestem jedną z panienek pańskiego szefa ale
Assayimem Vermont , zmieniłoby to coś ? - Powiedziałam lodowato .
Zbladł gwałtownie .
−
A więc to pani ?
−
Na to wygląda .
Posłał mi skruszony uśmiech .
−
Proszę zaczekać .
Chwycił swój telefon i kilka sekund później otworzył elektryczną bramę .
Idąc ścieżką prowadzącą do domu szefa zmiennych , odkrywałam przepiękne
trawniki kwiatowe wijące się wzdłuż alejek oraz przeogromny las , który zdawał się
ciągnąć kilometrami .
Khor , chłopak Beth , czekał na mnie przed dużym , szarym domem . Jak za
każdym razem kiedy mnie widział , przybrał jednocześnie znudzoną i zuchwałą
minę .
−
Mogłaś nas uprzedzić o swoim przyjeździe – powiedział tonem wyrzutu .
−
Dlaczego ? Gdybym to zrobiła byłbyś milszy ? - Rzuciłam sarkastycznym
tonem .
Zamknął oczy i westchnął .
−
Co tu robisz ?
−
Przyszłam odwiedzić Clarence'a i dowiedzieć się co u niego .
Zmienni nie mogli iść do ludzkich szpitali i z pewnego źródła wiedziałam , ze
Aligargh miał w piwnicy salę zabiegową i operacyjną dla członków swojego klanu .
−
Nie ma go tu – powiedział oschle .
−
Dlaczego nie powiadomiłeś mnie , ze Rebecca tu jest ? - Zapytał Aligargh ,
podchodząc do nas .
Szef zmiennych miał na sobie szerokie spodnie i hawajską koszulę , która
podkreślała niesamowity kolor jego oczu . Był opalony i biła od niego taka moc
fizyczna , ze nawet Rambo miałby się na baczności . W rękach ubrudzonych ziemią
trzymał konewkę i sekator .
−
Tylko co się pojawiła – natychmiast zaczął bronić się Khor , – a wiedząc jak
bardzo nie lubisz kiedy ci się przeszkadza gdy pracujesz w ogrodzie …
Aligargh zmarszczył brwi .
−
Porozmawiamy o tym później – powiedział .
Po czym zwrócił się do mnie .
−
A więc , Rebecco , co jest celem tej zaskakującej i przyjemnej wizyty ?
−
Chciałabym zobaczyć Clarence'a – powtórzyłam cierpliwie . – Ale Khor
twierdzi , ze nie ma go tutaj .
−
Okłamał cię – odpowiedział Aligargh , zerkając z dezaprobatą na swojego
podległego .
−
Ali , nie sądzę aby to był dobry pomysł żeby się z nim zobaczyła –
powiedział Khor podchodząc do tygrysołaka . – Clarence ledwo się z tego
wylizał , powinien tu jeszcze zostać jakiś czas .
−
Powiedziałam , ze chcę go zobaczyć a nie porwać – rzuciłam drwiąco .
Lwołak przeszył mnie wzrokiem .
−
Gdybym był na miejscu pumy i gdyby ona wciągnęłaby mnie w takie
gówno …
−
Dobrze wiemy co byś zrobił . Ale nie jesteś na jego miejscu – wtrącił
Aligargh – decyzja nie należy ani do ciebie , ani do mnie . Należy do
Clarence'a .
No bez jaj … Dobrze powiedziane !
Posłałam Khorowi grymas , który nie uszedł uwadze bystrych oczu szefa
zmiennych .
−
Bardzo elegancko – skomentował rozbawiony .
Poczułam jak lekko się rumienię .
−
To jego wina , zawsze kiedy się spotykamy dokucza mi – powiedziałam ,
wchodząc za nim do domu .
−
Gdybym wiedział wcześniej , to zanim cię zaangażowałem , poprosiłbym o
dowód osobisty tak tylko żeby sprawdzić , ze naprawdę jesteś taką dużą
dziewczynką za jaką się podajesz – powiedział , otwierając drzwi
wychodzące na szerokie schody .
−
Och , w porządku . Nie musisz od razu uderzać w taki protekcjonalny ton –
zrzędziłam .
−
Protekcjonalny ? - Zapytał , zatrzymując się na drugim stopniu .
−
Tak .
Jego oczy błyszczały z podekscytowania .
−
Sala zabiegowa znajduje się na dole , na końcu korytarza po prawej stronie .
Pierwszy na miejscu wygrywa – rzucił nagle .
−
Zgoda – powiedziałam przepychając się obok niego i zbiegając ze schodów
jakby gonił mnie sam diabeł .
Niemal równocześnie wypadliśmy na szeroki korytarz , ale szybko wyprzedził
mnie , pokonując ostatnie metry jednym skokiem .
−
To oszustwo ! – Krzyknęłam zdyszana , poślizgując się przed drzwiami .
−
Wcale nie – odpowiedział , łapiąc mnie .
Kiedy drzwi się otworzyły prawie tarzaliśmy się ze śmiechu , jak dzieci .
−
Szefie ?
Niewysoka brunetka o ciemnych oczach i „obfitej” klatce piersiowej obserwowała
nas z wnętrza pokoju , zdumiona .
−
Ali ? - Rzuciła ponownie .
−
Beatrice , przedstawiam ci Rebeccę Kean , naszego Assayima – powiedział
Aligargh jeszcze w połowie roześmiany .
−
Dobry wieczór , Beatrice – powiedziałam spokojniej .
Nie mierzyła więcej niż metr pięćdziesiąt , ale przybrała tak surową minę , ze
poczułam się nieco zakłopotana .
−
Wie pani , ze tutaj są chorzy ? – Warknęła .
−
Hmm … Przykro mi – powiedziałam , wchodząc do pokoju .
−
Ona pragnie porozmawiać z Clarencem – wytłumaczył Aligargh .
W pokoju znajdowały się cztery łóżka . Tylko jedno z nich było zajęte .
−
To nie jest odpowiedni moment , muszę mu zmienić opatrunki – sprzeciwiła
się .
−
Jak długo to potrwa ? - Zapytałam .
−
Najlepiej będzie jak przyjdzie pani jutro rano – powiedziała , nie
odpowiadając na moje pytanie .
−
Wolę poczekać – powiedziałam stanowczo .
−
Jestem lekarzem . Tutaj to ja rządzę – powiedziała z wściekłą miną .
Wydzielała energię , którą natychmiast rozpoznałam .
−
To pani jest „tą” pumą ? - Rzuciłam .
−
I co z tego , co to panią obchodzi ?
Teraz lepiej rozumiałam niechęć Clarence'a do spotykania się z samicami ze
swojego gatunku .
−
Słuchaj , nie wiem jaki masz problem ale wątpię żeby twoje obiekcje były
czysto zawodowe , więc …
−
Beatrice , daj jej spokój ! - Odezwał się głos z tyłu sali .
Clarence uniósł głowę i obserwował nas szklistym wzrokiem .
−
Jeszcze za wcześnie na odwiedziny – nalegała , odwracając się do niego z
pięściami zaciśniętymi na biodrach .
−
Tak , z pewnością … Chodź Rebecco , nie słuchaj tej wariatki ! Czepiła się
mnie jak tylko się tu pojawiłem . Prawdziwa pijawka !
−
Ty niewdzięczniku ! Jakby nie było uratowałam ci życie – rzuciła
agresywnie .
−
Poczekaj , jeszcze zobaczysz jak ci się odwdzięczę ! Niech tylko wstanę z
łóżka ! - Ryknął .
Wymieniłam spojrzenie z Aligarhem , które wiele mówiło na temat irytacji , którą
oboje czuliśmy .
−
To jakiś zwyczaj u pum żeby tak się traktować ? - Zapytałam go .
−
Nie . Chyba , ze chodzi o samca i samicę , którzy się sobie podobają –
powiedział zdesperowanym tonem . - Można to uznać za przedślubną
paradę .
−
Żartujesz sobie ?
−
Nie – powiedział wzdychając . - A będzie jeszcze gorzej kiedy Clarence
będzie w stanie walczyć !
Nagle poczułam do Aligarha ogromny przypływ współczucia . Gdybym tak jak on
przez cały dzień musiała znosić takie irracjonalne zachowanie , pewnie
wpakowałabym sobie kulkę w łeb .
−
I co mam teraz zrobić ?
−
Idź z nim porozmawiać , Beatrice nawet się nie ruszy . Zrozumiałaś
Beatrice ? - Powiedział tym razem groźnym tonem .
Wojownicza brunetka nagle straciła całą swoją arogancję i spuściła oczy .
−
Dobrze ale i tak nigdzie nie wyjdę – rzuciła uparcie .
−
Nie jestem jego dziewczyną tylko koleżanką po fachu – powiedziałam
patrząc jej w oczy . - Z mojej strony nie musisz się niczego obawiać .
−
Ależ ja o tym wiem , tylko widzi pani , nie chciałabym żeby znowu
wciągnęła go pani w jakąś samobójczą misję !
−
Nie przejmuj się nią i powiedz mi jak daleko posunęłaś się w śledztwie –
mruknął Clarence .
−
Ciesze się , ze czujesz się lepiej – powiedziałam , podchodząc do łóżka .
−
Wiesz , mogłem dopaść tego drania , naprawdę … - wyszeptał kiedy tylko
znalazłam się wystarczająco blisko .
Pokręciłam głową .
−
Nie . Nie mogłeś go zabić , bo nie masz najmniejszego pojęcia jak walczyć
z demonem – sprzeciwiłam się .
Podniósł głowę i zauważyłam ogromne cienie pod oczami .
−
Demon ?
−
Tak .
−
Ale poznałbym po jego oczach gdyby posiadł go demon – odparł
sceptycznie .
−
Tu nie chodzi o zwykłe opętanie . Popatrz na to raczej jak na swego rodzaju
mieszankę wybuchową , gdzie każda ze stron wnosi trochę magii ,
zwiększając dziesięciokrotnie swoją moc .
Przyglądał mi się przez chwilę po czym zaczął kaszleć . Podałam mu szklankę
wody , która stała na brzegu łóżka .
−
To wyjaśnia dlaczego prawie zginąłem i ile kosztuje mnie regeneracja .
−
Nie wiedziałam , ze obrażenia zadane przez demony były aż tak
niebezpieczne dla zmiennych .
−
Bo tak nie jest w przypadku kogoś opętanego , ale jeśli demon jest w swojej
pierwotnej postaci to każde zadrapanie , każde cięcie jest jak trucizna …
−
Jeśli dobrze rozumiem to miałeś szczęście , ze nie był w pełni demonem ?
−
O tak … Ale z drugiej strony nie leżałbym teraz tutaj torturowany przez
kobietę równie sadystyczną co zdrowo stukniętą – powiedział , odwracając
głowę w jej kierunku . - A w jaki sposób można zabić takiego mutanta ? -
Zapytał po wypiciu wody .
−
Nie wiem jeszcze , ale pracuję nad tym .
−
Będziesz potrzebowała pomocy – powiedział i skrzywił się z bólu próbując
się podnieść .
−
Nie wygłupiaj się – powiedziałam , delikatnie popychając go za ramiona . -
Odpocznij sobie jeszcze 24 godziny , żeby wszystko ładnie się zagoiło i
kości się zrosły . Później przyjadę po ciebie .
−
Aż tak żałośnie wyglądam ?
−
Nie – skłamałam . - Ale do niczego mi się nie przydasz jeśli trochę nie
wydobrzejesz .
−
Czy ponownie cię zaatakował ?
−
Na razie jeszcze nie .
−
Nie zrobił żadnego ruchu ? - Zapytał zdumiony .
−
Nie .
−
To nie wróży niczego dobrego – westchnął .
−
Wilki podjęły środki ostrożności . Wszystkie samice ze stada są pilnowane
przez jednego lub kilku samców .
−
Nie są wystarczająco silni aby go pokonać , wierz mi , wiem o czym
mówię .
−
Wiem , ale to najlepsze co możemy w tej chwili zrobić .
−
A ty ?
−
Co ja ?
−
Kto będzie cię chronił ?
−
Trochę liczyłam na ciebie – powiedziałam śmiejąc się , – ale tak sobie
myślę , ze się przeliczyłam .
−
Nie żartuj sobie z tego , Rebecco .
−
Jestem Assayimem . To ja mam pilnować bezpieczeństwa innych a nie na
odwrót .
−
Ogólnie to może i prawda , ale mimo to poradzę ci żebyś tej nocy została ze
swoim wampirem . Nie chciałbym żebyś skończyła jak tamte dwie
dziewczyny .
−
Ale z ciebie optymista !
−
Tak , można powiedzieć ze to wada wrodzona .
Wracając na parter domu Aligargha czułam się nieco zawiedziona . Bez Clarence'a ,
moja ostatnia nadzieja na odnalezienie demona-wilka wyparowała i nie wiedziałam
do kogo mogłabym się zwrócić .Tylko on potrafił odnaleźć ślad biegnąc za
samochodem i jakoś nie widziałam siebie proszącej innego zmiennego aby zrobił to
samo .
−
Wydajesz się taka zamyślona , Rebecco – powiedział Aligargh ,
przyglądając mi się .
−
Dziękuję , ze pozwoliłeś mi z nim porozmawiać .
Nonszalancko wzruszył ramionami .
−
To twój wspólnik , nie mój .
−
Mimo to , dziękuję . Masz ładny dom – powiedziałam , omiatając wzrokiem
hol i salon .
Meble były proste , solidne i wygodne . Kolory neutralne , biały i śmietankowy ,
nic zbyt rzucającego się w oczy .
Z oddali dobiegł mnie serdeczny śmiech , atmosfera była ciepła i rodzinna .
−
Może masz ochotę się odświeżyć lub napić się czegoś ?
−
To bardzo miło z twojej strony , niestety moja dniówka jeszcze się nie
skończyła .
Skinął głową z nieco napiętą miną .
−
Pachniesz dymem . Co się stało ?
−
Zaproszono mnie na gigantycznego grilla – powiedziałam .
Zmarszczył brwi .
−
Ale już wszystko w porządku ?
−
Nie martw się , jestem tak nabuzowana , ze mogłabym skopać tyłki całemu
miastu – odpowiedziałam z krzywym uśmiechem .
Przebłysk wątpliwości pojawił się w jego pięknych szarych oczach .
−
Nie mogłem nie usłyszeć twojej rozmowy z Clarence'em i zastanawiam się
czy ewentualnie mógłbym się do czegoś przydać .
−
Wiesz coś na temat demona-wilka ? - Zapytałam .
−
Nie , ale nigdy nie jest za późno na naukę .
−
Doceniam ofertę , naprawdę , ale nie chce nikogo narażać na
niebezpieczeństwo . W dodatku zarząd płaci mi za rozwiązywanie tego
rodzaju problemów . Jakby to wyglądało gdybym poprosiła jednego z
moich szefów żeby wykonał za mnie pracę ?
−
Wiesz , kiedy wybraliśmy cię na Assayima , wiedzieliśmy ze jesteś
niezwykle potężną czarownicą ale nie wszechmocną , i ze
najprawdopodobniej któregoś dnia będziesz potrzebowała naszej pomocy .
−
I pewnie poprosiłabym o nią gdybym wiedziała gdzie szukać zabójcy . Po
co mi posiłki skoro nawet nie wiem gdzie iść .
−
Potrafisz odczytać czyjąś energię , aż tak trudno go znaleźć ?
−
O tak . Jeśli tylko zechce , to potrafi nagle zniknąć , posiada niesamowitą
siłę i nie mam pojęcia co jest jego motywacją .
−
Rozumiem . Clarence sądzi , ze możesz być jego kolejnym celem …
−
Mam taką nadzieję , przynajmniej będę miała szansę żeby go dorwać .
−
Rebecco , zrób mi tę przyjemność i obiecaj , ze tą noc spędzisz z
Raphaelem – powiedział z niepokojem w głosie .
Obrzuciłam go zdziwionym spojrzeniem .
−
Nigdy nawet nie pomyślałam , ze kiedykolwiek usłyszę coś takiego z
twoich ust .
−
No to się myliłaś . Niezbyt przepadam za naszym drogim „Magister” i
skłamałbym twierdząc , ze ucieszyła mnie wiadomość o waszym związku ,
jednak nie chciałbym żebyś głupio zginęła z rąk psychopatycznego
mordercy .
−
Po raz pierwszy powiedziałeś mi coś miłego .
Zmienny uśmiechnął się .
−
Assayimy twojego kalibru nie biegają sobie ot tak ulicami i jak do tej pory
całkiem nieźle sobie radziłaś .
−
Też tak sobie pomyślałam … te problemy z naborem , to wprost
niewiarygodne , prawda ?
Zaczął się śmiać .
−
Do widzenia , Rebecco .
−
Do widzenia , Ali …
Jeśli się nie mylę , to Aligargh i ja właśnie zawarliśmy pewien rodzaj paktu o
nieagresji . Nie wiedziałam jak długo on potrwa , ale to był pierwszy raz kiedy tak się
zachował w stosunku do mnie . Przeważnie miał ochotę mnie przelecieć , zresztą nie
robił z tego żadnej tajemnicy , i nasze spotkania zazwyczaj przebiegały dość
agresywnie i brutalnie . Dzisiaj prawie dał mi odczuć , ze szanuje zarówno mnie jak i
moją pracę . I nawet jeśli nieszczególnie potrzebowałam pochwał , to musiałam
przyznać , ze to sprawiało przyjemność .