SARA WOOD
Związani
przez los
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Istambuł • Madryt • Mediolan • Paryż • Praga
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
Droga Czytelniczko!
Niniejsza książka jest częścią trylogii. Każda z powieści
opisuje inną historię i może być czytana niezależnie od
pozostałych. Dobrze jednak byłoby zachować kolejność
zaproponowaną przez autorkę, gdyż poszczególne tomy
zostały napisane w porządku chronologicznym i będą po
jawiać się w druku w następujących miesiącach:
W październiku
- ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Gdy Tanya wybiera się na ślub młodszego brata, nie ma
pojęcia, że jedzie na spotkanie z własnym przeznacze
niem...
W listopadzie - WBREW WYROKOM LOSU
Mariann przybywa do Budapesztu, by spełnić ważną
misię, ale los chce inaczej...
W grudniu - WIĘZY PRZEZNACZENIA
Suzanne próbuje odgadnąć, kim jest zagadkowy męż
czyzna, który nie spuszcza z niej oczu. Nie wie, że jej los
jest już przesądzony...
LOS... PRZEZNACZENIE... Nikt nie jest w stanie
walczyć z losem. Jego wyroki zdeterminowały również
życie trzech sióstr Evans - Tanyi, Mariann i Suzanne.
Opuściły one rodzinną Anglię, gdyż ich przeznaczeniem
okazały się niezwykłe, pełne tajemnic Węgry...
Tytuł oryginału:
Tangled Destinies
Pierwsze wydanie:
Harlequin Mills & Boon Limited 1994
Przekład:
Kinga Taukert
Redaktor serii:
Krystyna Barchańska
Korekta:
Janina Szrajer
Ewa Popławska
© 1994 by Sara Wood
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 1996
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu
z Harlequin Enterprises li B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych
- jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Romance są zastrzeżone.
Skład i łamanie: Studio Q
Printed in Germany by ELSNERDRUCK
ISBN 83-7070-913-3
lndeks 360325
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Masz istną obsesję na punkcie Istva'na - stwierdziła
beztrosko Mariann. - A ja dam głowę, że się nie pojawi.
On miałby przyjść na jakiś ślub? Nigdy w życiu!
Tanya przesunęła się nieco do przodu wraz z innymi
ludźmi, którzy stali w długiej, wijącej się kolejce.
- Akurat na ten mógłby. - Lekko potrząsnęła głową.
Na miedzianych włosach pojawiły się złocistorude refle
ksy. - Wyjątkowo lubił Lisę... - Zacisnęła wargi, by nie
zdradzić prawdy o szalonym romansie, którego konse
kwencje okazały się daleko idące i wywołały potężny kon
flikt w rodzinie.
- Wyjątkowo lubi wyłącznie samego siebie! - prych-
nęła pogardliwie jej siostra.
- Fakt, nawet kamień miałby więcej ludzkich uczuć.
A właściwie, to czemu ja się przejmuję? Jeśli Istvan będzie
na tyle bezczelny, by się tu pojawić, to po prostu zajmę się
tą jego śliczną buźką.
- Ty? - roześmiała się Mariann. - Nie umiałabyś
skrzywdzić muchy!
W zazwyczaj łagodnych, zielonych oczach Tanyi nie
oczekiwanie pojawiły się gniewne błyski. Och, gdyby tylko
mogła zrobić z tym draniem to, na co zasługiwał...
- Dość. Nie chcę o tym myśleć - ucięła zdecydowanie.
- Nie w przeddzień ślubu brata i mojej najlepszej przyja-
6 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
ciółki - uśmiechnęła się radośnie. - W życiu bym nie przy
puszczała, że wyprawią przyjęcie w starym węgierskim
zamku. Czy może być coś bardziej romantycznego?
- I kosztownego? - dodała kąśliwie Mariann. - Chyba
że mu zwrócą część kosztów, skoro u nich pracuje. Moim
zdaniem, skoro John ma tyle forsy, że szasta nią na prawo
i lewo, to raczej powinien zwrócić dług, jaki u ciebie za
ciągnął. - Spojrzała surowo na siostrę. - Czy ty nam za
często nie pomagasz, kochana?
- Przecież od tego właśnie ma się rodzinę.
- Istvan też do niej należy. Czy to znaczy, że przeba
czyłabyś mu, gdyby wrócił?
- Po tym, jak potraktował mamę? Nigdy! - odparła
z przekonaniem.
Mariann spojrzała na nią z namysłem.
- No, nie wiem, nie wiem... Uwielbiałaś go kiedyś
bezgranicznie.
- Byłam tylko dzieckiem, które łatwo oszukać. Skąd
mogłam wiedzieć, jaki jest naprawdę?
- Nikt nie wiedział. Zwłaszcza te zapłakane panienki,
które wypatrywały za nim oczy.
- Och, czy naprawdę musimy rozmawiać o tej kreatu
rze? -jęknęła Tanya.
- Masz rację. O, kolejka się przesuwa. Dobra, pozdrów
ode mnie te zakochane gołąbki, a ja lecę po Sue. - Prze
chyliła się przez barierkę i z uczuciem pocałowała siostrę
w policzek. - Ciekawe, czy ci Węgrzy przeczuwają, co ich
czeka? Trzy panny Evans! Czy ktoś może im się oprzeć?
Każda piękna, każda ruda, a przy tym każda inna! - Wo
jowniczo potrząsnęła lwią grzywą płomiennych włosów,
ściągając na siebie zainteresowane męskie spojrzenia.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 7
- Coś ty, przy tobie i Sue nie mam żadnych szans - za
śmiała się Tanya.
Mariann spiorunowała ją wzrokiem.
- Chyba upadłaś na głowę! - skwitowała z niesma
kiem. - Właśnie ty jesteś najlepsza z nas trzech. Założę się,
że zanim zdążymy spotkać się na zamku, to już jakiś na
miętny huzar porwie cię i uwięzie w dal na białym koniu.
Pa! Niech ci się dobrze jedzie!
Pogodny nastrój młodszej siostry nieco rozwiał obawy
Tanyi. Naprawdę się bała, że Istvan pojawi się na wese
lu i ponownie wszystkich unieszczęsłiwi. Myślała o tym
przez cały lot do Budapesztu. Przecież cztery lata temu,
gdy musiał opuścić Lisę, udał się właśnie tu, na Węgry.
Mógł się dowiedzieć o dzisiejszej ceremonii choćby przy
padkiem...
Odebrała bagaż, przeszła przez kontrolę celną i roze
jrzała się dookoła. Dziesiątki osób czekały na bliskich,
ludzie krzyczeli, machali rękami... Ale Istvana nie było.
- Całe szczęście - mruknęła, po czym nagle poczuła
ogromne rozczarowanie. Lubiła, gdy ciemne, czasem cy
niczne oczy wpatrywały się w nią z braterską kpiną.
- Tanya! - rozległ się męski głos.
- John! - zawołała z ulgą i już po chwili wpadła w ob
jęcia jasnowłosego dryblasa.
- Tak się cieszę! Jak się czujesz? Co z tatą? Opowiadaj!
- zasypał siostrę pytaniami, jednocześnie wyrywając jej
z ręki walizkę. - Myślisz, że da sobie radę sam w domu?
. - Och, na pewno - powiedziała uspokajająco.
Rozumiała jego niepokój. Przed czterema laty, po śmier
ci ich matki, ojciec załamał się kompletnie. Tanya przeko
nała siostry, by nadal mieszkały i pracowały w Londynie,
8 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
gdyż to ona zajmie się tatą. Wcale nie uważała tego za
poświęcenie, gdyż dzięki temu jej życie nabrało jakiegoś
sensu. W ciągu zaledwie trzech miesięcy straciła Istvana
oraz mamę. Nic dziwnego, że ogarnęło ją dojmujące uczu
cie pustki. Dlatego z oddaniem pomagała reszcie rodziny.
Opiekowała się ojcem, pożyczyła Johnowi pieniądze i wy
słała go do Budapesztu, gdyż tam przebywała ukochana
przez niego Lisa. I nie tylko Lisa...
- Hej, coś nie tak? - zaniepokoił się na widok wyrazu
jej twarzy.
Zawahała się.
- Wiesz, mam idiotyczne wrażenie, że lada moment,
niczym diabeł z pudełka, z jakiegoś kąta wyskoczy Istvan.
- Niech tylko spróbuje - warknął. - Chyba bym zabił
drania.
- Nie mów tak. To przecież twój brat - upomniała go
łagodnie.
John od początku nienawidził Istvana. Gdyby wiedział,
co zrobił z Lisą, niechybnie spełniłby swoją groźbę... Ciar
ki przeszły jej po plecach.
- Gdyby nie to, że ojciec jest pastorem, a mama była
chodzącą świętością, to wcale nie byłbym taki pewien, czy
to naprawdę mój brat. W szkole przezywali go Cyganem,
pamiętasz?
Przytaknęła zamyślona. Tak, smagły, czarnowłosy, szalo
ny, a przy tym nieprzenikniony Istvan nie przypominał niko
go z rodziny, ani z wyglądu, ani z charakteru. Angielskie
dziewczęta o bladej cerze prawie mdlały na jego widok...
Ale gdy tylko to usłyszał od jednego chłopaka, to
omal nie udusił go gołymi rękoma - przypomniała sobie.
Temperament to on miał...
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 9
- Tak się zachowują zwierzęta zarażone wścieklizną.
Powinno się go odizolować od normalnych ludzi. - Skrzy
wił się. - O rany, czy wiecznie musimy rozmawiać o tej
kanalii? Powiedz lepiej, jak twoje sprawy.
- Kiepsko - przyznała szczerze. - Ale może uda mi się
ubić ten interes z twoją węgierską szefową.
- Gdyby ta swołocz, nasz brat, nie wpędził mamy do
grobu, to ani ja nie musiałbym pożyczać pieniędzy, ani ty
nie musiałabyś się teraz tak szarpać... - Z furią wrzucił
walizkę do bagażnika. - Nie chcę go więcej widzieć na
oczy. Jeśli tylko spróbuje się pojawić w pobliżu Lisy, to
przysięgam, że gnaty mu poprzetrącam! - Otworzył sio
strze drzwiczki samochodu, po czym sam usiadł za kierow
nicą. - Boję się - wyznał nieoczekiwanie.
Przebiegł ją dreszcz. Czuli z bratem dokładnie to samo.
- No, co ty! Małżeństwo wcale nie jest takie straszne
- zażartowała bez przekonania.
John nerwowo zabębnił palcami o kierownicę.
- Wiesz, że oni byli... hm, blisko z Lisą. I ja... tego...
- odchrząknął parę razy. - Obawiam się, jak wypadnę
w porównaniu...
- Puknij się w głowę! - zareagowała impulsywnie Ta-
nya. - Szkoda, że nie mogę pokazać ci listów od Lisy, pisze
jak zadurzona nastolatka. Te wieczorne spacery po Buda
peszcie, te pocałunki przy świetle księżyca... Tylko pra
wdziwie zakochana kobieta może wypisywać takie rzeczy.
Uwierz mi, ona świata poza tobą nie widzi! - przekony
wała go żarliwie, aż John wreszcie rozchmurzył się i już
z uśmiechem na ustach prowadził samochód najpierw po
ulicach stolicy, a potem krętą szosą pośród złocisto-czer-
wonych lasów.
10
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Tanyi udało się uśpić obawy brata, sama jednak wcale
nie przestała się lękać o przyszłość. Czy gdyby Lisa mia
ła wybór między zabójczo przystojnym, diabolicznym
Istvanem, a lojalnym, oddanym Johnem, to czy nie wybra
łaby raczej tego pierwszego? Przecież swego czasu do tego
stopnia za nim szalała, że...
- Kastely Huszar - oznajmił dumnym tonem, wskazu
jąc widoczną w oddali sylwetkę hotelu, którym zarządzał.
- Fantastyczny! - zawołała z zachwytem na widok li
cznych wieżyczek, rysujących się malowniczo na tle błę
kitnego nieba. Z żartobliwym uśmiechem pochyliła się ku
bratu. - Naprawdę myślą, że nadajesz się na kierownika
takiego miejsca?
- Ja też im się dziwię. O, jest Lisa... - Nieoczekiwanie
z całej siły nacisnął pedał hamulca.
Tanya poczuła nagły ból w klatce piersiowej, gdy pas
bezpieczeństwa wpił się w ciało i szarpnął ją do tyłu, lecz nie
zwracała na to uwagi. Na kamiennych schodach, obok drob
nej blondynki, stał wysoki brunet w tak dumnej pozie, jakby
był właścicielem zamku... Rozpoznała go w mgnieniu oka.
- Jedź - wycedziła przez zaciśnięte zęby, choć najchęt
niej uciekłaby stąd jak najdalej. - Jedź!
- Co on tu robi? - John drżącą dłonią przekręcił kluczyk
w stacyjce. - Słuchaj, zrób mi przysługę i zajmij się nim.
Muszę porozmawiać z Lisą i dowiedzieć się, co się dzieje.
Tanya ściągnęła brwi. Przysięgła sobie, że już nigdy nie
odezwie się do Istvana nawet słowem. Jednak nie potrafiła
odmówić, widząc boleśnie ściągnięte rysy twarzy brata.
- Załatwione.
- Spójrz tylko na nią! W życiu nie widziałem, by była
równie podekscytowana! - syknął z furią John.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
U
- Nic dziwnego, przecież jutro wychodzi za ciebie za
mąż - powiedziała pośpiesznie, lecz nie wypadło to zbyt
przekonująco.
Gdy zatrzymali się na dziedzińcu, Istvan szybko otwo
rzył drzwi od strony pasażera, wyciągnął Tanyę na zew
nątrz i bez żadnego wysiłku uniósł wysoko do góry. Naj
wyraźniej przeoczył fakt, że przestałam być jego małą
siostrzyczką, pomyślała ze złością. Miała już przecież dwa
dzieścia cztery lata.
- Witaj - mruknął przeciągle. - Ależ z ciebie atrakcyj
na kobieta - dodał z podziwem.
Zmierzyła go lodowatym spojrzeniem.
- Czy mógłbyś mnie postawić z powrotem na ziemi?
- spytała, rzucając ukradkowe spojrzenie na Johna i Lisę.
No, nie wyglądało to najlepiej. A kto wszystko popsuł?
- Puść mnie! - zażądała z wściekłością, która wzrosła je
szcze bardziej, gdy z jednej stopy zsunął jej się pantofel.
.- Ho, ho! Co za temperament! - zauważył cynicznym
tonem Istvan.
- A ty co myślałeś? Że ucieszę się na twój widok? Po
tym, jak skrzywdziłeś całą naszą rodzinę? Puszczaj! Nie
jestem jedną z twoich licznych panienek!
Powoli, bardzo powoli postawił ją na ziemi, ani na mo
ment nie spuszczając z niej oczu, płonących i czarnych
niczym węgle. Wyglądał tak, jakby szykował siostrze jakąś
niemiłą niespodziankę.
- Pozwól... - powiedział niskim głosem, przykląkł
przed nią i sięgnął po leżący na trawie pantofel. - Mmm,
niezłe buty. Musiały sporo kosztować. - Ujął jej stopę.
Akurat! Przemknęło jej przez głowę. Wszystko, co mia
ła na sobie, pochodziło ze sklepu z używaną odzieżą...
12 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- To dziwne, przecież ledwo wiążesz koniec z końcem
- mruknął w zamyśleniu.
-, A kto ci to powiedział? - żachnęła się.
- Lisa - uśmiechnął się. - Wiem, że pożyczyłaś Johno
wi wszystkie pieniądze, żeby mógł się tu urządzić. Chyba
się nie zadłużyłaś, żeby sobie to wszystko kupić?
- Nie. Pewien mężczyzna był dla mnie bardzo hojny -
wyjaśniła nonszalanckim tonem.
Chciała, by myślał, że mężczyźni szaleją za nią w tym
samym stopniu, co kobiety za nim. Gdyby wiedział, że tak
naprawdę chodziło o mocno już starszego właściciela skle
pu, który z dobrego serca zgodził się obniżyć cenę kostiu
mu dla swojej stałej klientki...
- To jakiś poważny związek? - Ściągnął brwi.
- Aha - przytaknęła, choć w rzeczywistości nie ist
niał nikt, z kim pragnęłaby się wiązać. Co więcej, po
woli zaczynała wątpić w to, czy kiedykolwiek znajdzie ta
kiego kogoś. Nikt nie wydawał się dostatecznie interesu
jący...
- Zdumiewające. Wreszcie komuś udało się zdobyć nie
dostępną twierdzę?
Zerknęła w dół na jego lśniące, kruczoczarne włosy.
W pierwszej chwili miała ochotę chwycić je w garść i mo
cno pociągnąć, zupełnie, jakby była dzieckiem. Jednak
niemal natychmiast zmieniła zdanie. Wolałaby pieszczo
tliwie zanurzyć w nich palce... Och, nie, lepiej w ogóle go
nie dotykać ani nawet o tym nie myśleć. Przez te cztery lata
jej starszy brat stał się niesamowicie męski. Było w tym
coś niepokojącego.
- W każdej twierdzy znajduje się most zwodzony. Cza
sami się go opuszcza - zareplikowała.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 13
Spojrzał na nią uważnie, po czym przesunął dłonią po
cieniutkiej pończosze opinającej kształtną łydkę Tanyi.
- Czy i bieliznę kupił ci równie dobrej jakości?
Zarumieniła się z oburzenia.
- Jak możesz! Brat nie powinien pytać o takie rzeczy!
- zganiła go.
- To prawda - zgodził się podejrzanie szybko. - Tylko
sprzedawcy i kochankowie mają prawo mówić o jedwab
nych koszulkach lub o czarnych, koronkowych podwiąz
kach... - Na jego smagłej twarzy pojawił się zagadkowy
uśmiech. - Twój brat z pewnością nie mógłby być zain
teresowany tym, co się kryje pod tą spódniczką. A może ja
wcale nie jestem twoim bratem?
- Niestety, aż zanadto dobrze rozpoznaję typowy dla
ciebie cynizm i arogancję. Nie marn wątpliwości, z kim
mam do czynienia. Wstyd mi za ciebie.
- Miałem nadzieję, że jednak zauważysz, jak bardzo się
zmieniłem - odparł zagadkowo.
- Nie powiem, czyją matką jest nadzieja, może sam się
domyślisz. Czy możesz wreszcie puścić moją stopę? - spy
tała zimno. - Długo mam tak stać na jednej nodze? Nie
jestem bocianem.
Istvan ostatni raz przesunął palcami po jej kostce. Prze
szył ją nagły dreszcz, choć wcale nie było chłodno.
- Bociany nie mają tak seksownych nóg - zauważył
niskim głosem.
- Istvan! - zaprotestowała.
Wyprostował się powoli i tym razem spojrzał na nią z góry.
- Nie przypominają ci się dawne, dobre czasy, kiedy
kładłem cię do łóżka, zdejmowałem kapcie, otulałem koł
drą, śpiewałem kołysanki...
14
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Wystarczy! - przerwała mu pośpiesznie.
Wcale nie chciała pamiętać o czasach, gdy uwielbia
ła najstarszego brata, który tak pięknie śpiewał w niezro
zumiałym języku. Dopiero później dowiedziała się, że to
węgierski. Czemu mama tylko jedno dziecko nauczyła
swojego rodzimego języka? Bez wątpienia dlatego, że je
faworyzowała. Tanya wstydziła się, że tak myśli, lecz nic
nie mogła na to poradzić.
Istvan przysunął się bliżej, po czym oparł się dłońmi
o dach samochodu w ten sposób, że znalazła się między
jego ramionami, niczym schwytana w pułapkę.
- Chciałem tylko odświeżyć dobre wspomnienia.
- Te złe skutecznie wymazały mi je z pamięci - stwier
dziła i odchyliła się nieco do tyłu. Bliskość Istvana stała
się deprymująca. - Po co więc do tego wracasz?
- Żeby cię przygotować.
Znów ta tajemniczość!
- Na co? - spytała podejrzliwie.
- Na zmiany - odparł ze słodyczą. - Zainteresowana?
- Tobą? - parsknęła urągliwie.
- A nie jesteś? Przecież zawsze byłaś. Odkąd pamię
tam, starałaś się przeniknąć sekrety, które mieliśmy z Ester.
- On jeden z rodzeństwa nazywał mamę po imieniu. Dla
pozostałej czwórki było to nie do pomyślenia.
- Dziwisz się? Codziennie zamykaliście się w pokoju
na kilka godzin. Gdy któreś z nas potrzebowało mamy,
musiało wołać pod drzwiami przez całe wieki, zanim wy
szła - odparła z urazą. Nigdy nie potrafiła się pogodzić
z tym, że otrzymała mniej miłości niż Istvan. To wciąż
bolało. - Co wy właściwie robiliście?
- Rozmawialiśmy, słuchaliśmy muzyki...
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 15
- Zawsze miałeś talent do wywoływania konfliktów
w rodzinie. Ale nie masz prawa psuć tak radosnej uroczy
stości jak ślub. Nie życzymy tu sobie żadnych nieproszo
nych gości.
- Nie należę do nich. - Odsunął się i zwrócił w stronę
kłócących się coraz głośniej narzeczonych. - Prawda, Liso,
że mnie zaprosiłaś?
Lisa podbiegła do nich i czule uściskała przyjaciółkę.
- Matko jedyna, co ci przyszło do głowy? - jęknęła
z rozpaczą Tanya.
- Poczekaj cierpliwie, a zobaczysz. Proszę, zajmij go
jeszcze przez chwilę - szepnęła jej do ucha. - John rwie
się do bójki, muszę go przekonać, by się powstrzymał!
- Uśmiechnęła się zachęcająco do Istva'na i szybko wróciła
do kipiącego z gniewu narzeczonego.
Tanya zmartwiała z przerażenia. Tych dwoje znów łą
czył jakiś wspólny sekret! Biedny John...
- Nie powinieneś był korzystać z tego zaproszenia.
Przecież nigdy tego nie robiłeś. Zawsze miałeś w nosie
wszelkie rodzinne uroczystości.
- Jakoś nagle zaczęły mnie interesować - wycedził.
- Kłamiesz! - odparła z oburzeniem. - Tata miał rację,
gdy twierdził, że uwielbiasz wywoływać kłótnie i nieporo
zumienia, że jesteś mąciwoda...
- Gdy chodziło o mnie, przestawał być obiektywny,
doskonale o tym wiesz - powiedział twardo.
- On? A czy to przypadkiem mama nie traciła obie
ktywizmu, gdy faworyzowała cię kosztem reszty rodzi
ny? Myślisz, że jak się czuliśmy, gdy ty chodziłeś ubrany
jak książę, a my z ojcem nabywaliśmy używane ciuchy?
Wszystko pchała w ciebie!
16 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
W czarnych oczach zamigotał gniew, lecz po chwili
Istvan opuścił powieki, jakby pragnąc ukryć swoje uczucia.
- Cóż, wiem, że było wam trudno... doceniam ten wy
siłek...
- Trudno? Doceniasz? Ty nic nie rozumiesz! Mieliśmy
straszliwy żal, że mama świata poza tobą nie widzi i oddaje
ci wszystko.
- Moje wykształcenie musiało chyba trochę kosztować,
prawda? - Wpatrywał się teraz w Tanyę nieodgadnionym
wzrokiem.
- Bajońskie sumy! Nic dziwnego, że byliśmy biedni.
- Jak myślisz, skąd Ester miała na to pieniądze? - za
gadnął od niechcenia.
- Przywiozła je ze sobą, gdy uciekła z komunistycz
nych Węgier.
- Aha. Taka była bogata i zgłosiła się do pracy jako
gospodyni u pastora?
Hm... Nigdy przedtem nie przyszło jej to do głowy...
Rzeczywiście, dziwne.
- Mama zawsze lubiła coś robić - odparła bez przeko
nania.
- Zdaje się, że poczucie krzywdy coś kiepsko wpływa
na twoje szare komórki. Tak się zapamiętałaś w swoim
żalu, że stałaś się głucha i ślepa na wszystko inne. Czy te
pieniądze były dla ciebie najważniejsze?
- Nie! Chodziło o niesprawiedliwość! Dla mamy liczy
łeś się tylko ty!
Sceptycznie uniósł brew.
- Taak? A czy przypominasz sobie, żeby kiedykolwiek
przytuliła mnie do siebie i ucałowała, jak wielokrotnie ro
biła to z wami wszystkimi?
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 17
- No, oczywiś... - zaczęła bardzo pewnym głosem
i szybko zamilkła. Zmarszczyła czoło, na próżno szukając
w pamięci takiego momentu. - W zasadzie... - zaczęła
z namysłem. - No, właściwie nie przypominam sobie, że
by cię kiedykolwiek uścisnęła.
Jej zdumienie najwyraźniej sprawiło mu przyjemność.
Wyglądało na to, że Istvan do czegoś zmierza i że wszystko
przebiega zgodnie z planem.
- Ot, i zagadka - mruknął.
- Wcale nie - odparła pośpiesznie, choć rzeczywiście
wyglądało to nad wyraz tajemniczo.
Mama, zazwyczaj ciepła i otwarta, Istvana traktowała
zupełnie inaczej niż wszystkich. Z jakąś taką uległością
i poddaniem... A zarazem nie okazywała mu tej czułości,
co pozostałym dzieciom. Nagle zrobiło jej się żal Istvana.
Nic dziwnego, że jest, jaki jest.
- Czemu nie?
- No... Może po prostu nie lubiłeś obsypywania piesz
czotami i mama szanowała twoją wolę? - wymyśliła na
poczekaniu.
- Niektórzy mieli inne zdanie na temat moich potrzeb.
- Na ułamek sekundy skierował wzrok w drugą stronę.
Tam, gdzie stała Lisa...
Tanya zamarła. Aluzja była aż nadto wyraźna.
- Chyba nie przyjechałeś tu po to, by znów narobić
kłopotów? - Z przerażeniem dostrzegła na jego twarzy
dziwny uśmieszek.
- Wszystko się wyjaśni podczas jutrzejszej ceremonii
- odparł z doskonale niewinnym wyrazem twarzy.
- Z tobą zawsze są same problemy! - zawołała ze zło
ścią. - Zawsze! Przypomnij sobie, jak dziesiątki razy nie
18 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
wracałeś na noc do domu. Mama odchodziła od zmysłów
z przerażenia, czekałyśmy całymi godzinami...
- Ach! Więc i ty się o mnie martwiłaś! - szepnął lekko
zmienionym głosem.
Do diabła, czemu nie ugryzła się w język? Tylko tego
brakowało, by odkrył, jak go kiedyś uwielbiała. Śledziła
go, gdy wymykał się na wrzosowiska, łowiła ryby w tym
samym strumieniu, co on, jeździła konno, gdyż on też to
robił. Ach, w jaką wpadła histerię, gdy rodzice uznali, że
trzynastoletnia dziewczyna nie powinna się tak zachowy
wać i zabronili jej dosiadać konia!
Niedługo potem miała nowy powód do rozpaczy. Uko
chany brat nagle zmienił się nie do poznania, nie chciał
więcej z nią rozmawiać ani nigdzie jej zabierać, stał się
dziwnie nieprzyjemny i odtrącał ją na każdym kroku. Ura
żona duma nie pozwalała przyznać, że dotknęło ją to bo
leśnie. Dlatego też od tamtej pory Tanya starannie udawała
całkowitą obojętność w stosunku do Istvana.
- Martwiłam się? O ciebie? Wolne żarty! - odparła non
szalancko. - Wiem, że złego diabli nie wezmą. Dotrzymy
wałam mamie towarzystwa, to wszystko. Umierała z niepo
koju. Do dziś nie potrafię zrozumieć, czemu nigdy nie pró
bowała przywołać cię do porządku. Czekała niemal do bia
łego rana, żeby tylko dać ci coś ciepłego do jedzenia, gdy
wrócisz. To niepojęte.
- Po prostu rozumiała mnie lepiej, niż którekolwiek
z was. Wiedziała, że muszę galopować po wrzosowiskach,
żeby nie oszaleć. Dusiłem się w tej klatce, potrzebowałem
wolności...
- Wolności! - parsknęła urągliwie. - Robiłeś, co chcia
łeś. - Rzuciła okiem w stronę kłócących się narzeczonych.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 19
Uznała, że nie mogą jej słyszeć. - Uwiodłeś Lisę - syknęła.
- Omal nie umarła przez ciebie...
- O, to ciekawe - wtrącił prowokacyjnie. - Słucham,
słucham.
Zacisnęła zęby. Jeśli powie głośno, co myśli o zrobieniu
dziecka nastoletniej dziewczynie i porzuceniu jej, to nie
wiadomo, czym to się skończy. Niewykluczone, że dojdzie
do rękoczynów. Musi się powstrzymać.
- Nie ma w tobie ani krzty ludzkich uczuć. Nienawi
dzisz Johna, nie przyjechałeś tu po to, by uczcić jego ślub.
Co tutaj robisz?
- Zamierzam dostać to, czego chcę - odparł dziwnie
miękkim tonem.
Serce Tanyi zabiło mocniej.
- Tego się obawiałam - jęknęła. - Istvan, proszę
cię...
- Daruj sobie. I tak postawię na swoim - wycedził i od
wrócił się tyłem.
- Znowu uciekasz? - rzuciła za nim pogardliwie.
Znieruchomiał i w tym momencie odgadła, że udało jej
się odnaleźć słaby punkt w tej skorupie, jaką się otoczył.
Jednak nie sprawiło jej to przyjemności.
Podszedł do niej z powrotem.
- Nie uciekłem - odparł z wymuszonym spokojem.
Wyczuwała, że pod powierzchnią opanowania tli się gniew.
- Odszedłem, gdy uznałem to za stosowne. Powiedz, co
masz przeciw mnie. Wyrzuć to wreszcie z siebie.
Wspomnienie tego, jak ich pogodne życie legło w gru
zach, powróciło ze zdwojoną siłą.
- Proszę bardzo! - wybuchnęła z goryczą. - Zniknąłeś
bez słowa, nie żegnając się, nie zostawiając adresu, co
20 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
wpędziło biedną mamę do grobu. Wszystko inne tak, ale
tego nigdy, przenigdy ci nie wybaczę!
Nawet nie drgnął, gdy rzuciła mu w twarz to oskarżenie
i całą nienawiść, która narosła w niej przez te wszystkie lata.
- Jakim cudem mogłem przyczynić się do jej śmierci?
Byłem w Budapeszcie i...
- Ale nikt nie miał pojęcia, gdzie się podziewasz! -jęk
nęła z wyrzutem. Coś ją ścisnęło boleśnie w gardle i ostat
nie słowa przeszły w krótki szloch.
- Tanya - odezwał się zmienionym głosem.
Podniosła wzrok i nieoczekiwanie w czarnych oczach
dostrzegła żal.
- Za późno! Nie chcę twojego współczucia! - zawołała.
- Nic cię nie obchodziło, że mama kompletnie się załamie
po zniknięciu ukochanego syna.
- Nie obchodziło mnie? - Z furią chwycił ją za ramiona
i mocno potrząsnął. Niespodziewanie zaczął na nią krzy
czeć: - Skąd ta pewność? Co ty w ogóle o mnie wiesz?
Nic, zupełnie nic, przemknęło jej przez głowę, gdy szarp
nął nią jeszcze kilkakrotnie.
- O Boże, Istvan!
Zbolały głos Tanyi podziałał na niego niczym kubeł
zimnej wody. Oprzytomniał.
- Wytrzymałem całe dwadzieścia siedem lat - powie
dział niewyraźnie, wciąż jeszcze nieco oszołomiony. - I
swoją frustrację musiałem wyładować właśnie na tobie...
Tego już nie była w stanie znieść. Jej niegdyś tak bardzo
ukochany brat przyznawał otwarcie, że celowo chciał ją
zranić! Wysiłki, by zachować kamienną twarz, spełzły na
niczym. Po policzkach Tanyi zaczęły spływać gorące łzy.
Na ten widok Istvan rzucił coś szorstko po węgiersku i
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
21
z całej siły przytulił ją do siebie. W jego objęciach rozpła
kała się bezradnie jak dziecko.
- Wiem, jak bardzo kochałaś Ester. Kochałaś nas wszy
stkich - uspokajająco głaskał drżące ramiona. - Taka jesteś
do niej podobna. Oddana rodzinie, lojalna. Ślepa na wszy
stko, gdy trzeba komuś pomóc.
Mówił do niej takim samym tonem jak niegdyś, gdy
była małą dziewczynką i potrzebowała pociechy. Gdy je
szcze lubił swoją młodszą siostrę, gdy jeszcze jej nie od
trącał. Miała wrażenie, jakby powróciły dawne dni. Moc
niej wtuliła twarz w jego szeroką pierś.
Zarazem poczuła wstyd. Zawsze była taka opanowana.
Po śmierci mamy nie uroniła ani jednej łzy. Mariann i Sue
rozpaczały otwarcie, ona zaś pozostawała niewzruszona
i zimna jak głaz. Wydawało jej się, że po utracie matki
i brata wszystko się w niej wypaliło.
- Już dobrze, Tan. Jestem z tobą.
Nie, to wszystko nie tak! Przecież go nienawidzi, to
przez niego tyle bólu! Czemu więc czuje się tak, jakby po
latach tułaczki dotarła do bezpiecznego, przyjaznego miej
sca, jakby wreszcie znalazła się w domu?
Silna dłoń ujęła ją pod brodę. Istvan delikatnie osuszył
jej twarz chusteczką.
- Cieszę się, że się wypłakałaś. Wiem, że nigdy dotąd
tego nie zrobiłaś - odezwał się lekko schrypniętym głosem.
Dłoń z chusteczką opadła. - Jesteś taka subtelna, aż prawie
nierealna... Nigdy nie widziałem cię równie pięknej - sze
pnął z uczuciem.
Bez trudu odgadła, co to za uczucie i zmartwiała. Jak
on śmiał wykorzystywać swój niezwykły, męski magne
tyzm, by uwodzić własną siostrę?
22 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Czuła, jak krew pulsuje jej w skroniach. Niczym urze
czona wpatrywała się w jego płonące oczy, w zmysłowe
usta. Wielkie nieba, pomyślała z przerażeniem, co się z na
mi dzieje?
Wydawało się, że Istvan odgadł to nie zadane pytanie.
- Ja też to czuję - mruknął miękko.
- Co takiego?
Odetchnął głęboko kilka razy.
- Pożądanie - odparł wreszcie.
- Nie! - szepnęła, wstrząśnięta do głębi, gdy przysunął
swoją twarz do jej twarzy.
Uśmiechnął się z triumfem.
- Biedactwo - powiedział cicho, a jego ciepły oddech
owiał policzki Tanyi. - Dołożę wszelkich starań, żebyś
wkrótce poczuła się lepiej...
- Jesteś zupełnie zdeprawowany! - powiedziała łamią
cym się głosem. - Jak możesz! To straszne, ale... Och, nie
wiem, co bym dała, żebyś się nigdy nie urodził i żebyś nie
był moim bratem!
- To drugie życzenie da się spełnić z łatwością - nie
oczekiwanie pocałował ją w usta. - Nie jestem nim.
- Coś ty powiedział?
- To, co słyszałaś. Nie jesteśmy rodzeństwem. -
W czarnych oczach pojawiły się niebezpieczne błyski. -
To stwarza wiele nowych możliwości, prawda?
ROZDZIAŁ DRUGI
Oniemiała z wrażenia Tanya śledziła wzrokiem znika
jącą we wnętrzu zamku szczupłą postać w śnieżnobiałej
koszuli i obcisłych czarnych dżinsach. Powinna była po
biec za Istvanem, ale nie mogła się ruszyć. Powinna była
krzyknąć, żeby poszedł do diabła i zostawił ich wreszcie
w spokoju, lecz ze ściśniętego gardła nie wydobyło się ani
jedno słowo.
Z odrętwienia wyrwał ją dopiero gniewny głos Johna
i płaczliwe lamenty Lisy. No tak, jeszcze tego brakowało,
by nie doszło do jutrzejszego, wymarzonego ślubu. Trzeba
wziąć się w garść i skupić na szczęściu brata. Reszta musi
zejść na dalszy plan. Istvanem zajmie się później, nie uciek
nie jej, nie ma obaw. Przeklęty łajdak! I kłamca!
Przecież to, co powiedział, to ewidentne łgarstwo. Nie
jesteśmy rodzeństwem, też coś. Gdyby było inaczej, gdyby
rodzice go adoptowali, wiedziałaby o tym. Mama miała
świadomość, że odchodzi, na łożu śmierci wyznałaby pra
wdę. A nawet gdyby zabrała tę tajemnicę ze sobą, tata
wygadałby się z całą pewnością. Nagromadziło się w nim
tyle żalu i urazy, że mówił wszystko, co myślał.
Nie, dość tego. Teraz trzeba się skupić na tym, by pomóc
tym dwojgu. Jutrzejsze wesele musi się odbyć i to w miarę
możliwości bez żadnych przykrych niespodzianek. Wes-
24
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
tchnęła bezwiednie. Wiecznie się kimś zajmowała, pocie
szała, wspomagała, zupełnie przy tym zapominając o sa
mej sobie. Zaczynała czuć się po prostu zmęczona.
Wzięła się jednak w garść, przywołała na twarz nieco
sztuczny uśmiech i podeszła do narzeczonych.
- Zaprowadzicie mnie wreszcie do hotelu, czy mam
biwakować pod gołym niebem? - spytała pozornie lekkim
tonem.
- Och, strasznie cię przepraszam - zaczął John.
- Coś mi się zdaje, że się pokłóciliście z Istvanem - za
uważyła melancholijnie Lisa.
- To nie ma żadnego znaczenia, najlepiej zapomnijmy
o nim - odparła pośpiesznie. - Wolałabym porozmawiać
o jutrzejszej ceremonii. Umieram z ciekawości. Jak to ma
wyglądać? Opowiedzcie mi po drodze. Braciszku, możesz
wziąć mój bagaż? - Ujęła przyjaciółkę pod ramię i pociąg
nęła ją w stronę schodów.
John szedł obok nich z absolutnie kamienną twarzą. Na
pięcie panujące między nim a Lisą aż rzucało się w oczy.
Jest gorzej niż źle, pomyślała w popłochu Tanya.
- Och, zapomniałam ci podziękować za twoje listy,
były niesamowite. Te kolacje przy świecach, te spacery nad
Dunajem... Jesteś niepoprawną romantyczką. I najwyraź
niej zakochaną po uszy. Czy to nie cudowne, że akurat
w moim wspaniałym bracie?
- Cudowne - przytaknęła potulnie Lisa, lecz bez wię
kszego przekonania.
Tanya stłumiła jęk rozpaczy i zerknęła na Johna. Jego
spięta, blada niczym papier twarz stanowiła widok nie do
zniesienia. Musi coś zrobić. Musi! Nie pozwoli Istvanowi
wszystkiego zniszczyć.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
25
- Mamy jakieś plany na dzisiaj? - ciągnęła dalej z wy
muszoną wesołością. - Ja zamierzam się najpierw rozpa
kować, a potem... Och, wiecie co? Zrobię wszystkim przy
sługę i pozbędę się pewnej osoby, najlepiej raz na zawsze.
John, czy w tym zamku są jakieś zakamarki, gdzie można
by ukryć dowód zbrodni?
- O, i to liczne. Służę daleko idącą pomocą - wymam
rotał przez zaciśnięte zęby.
Spróbowała skwitować te żarty śmiechem, lecz bez re
zultatu. Atmosfera jak przed pogrzebem, a nie jak przed
weselem, pomyślała ponuro. Próbowała jednak dalej.
- Skoro nie muszę koczować pod murami, to rozu
miem, że dostanę jakąś przytulną celę?
- Uhm. Tuż obok celi panny młodej - odparł.
Lisa milczała, a jej wzrok nieustannie błądził po zamko
wych krużgankach. Ewidentnie szukała kogoś. Nietrudno
było zgadnąć, kogo...
Biedny John! Szalał za tą uroczą, drobną blondynką od
pierwszej chwili, a ona wyraźnie lubiła przebywać w to
warzystwie Istvana. Starał się wydobyć z cienia starszego
brata, walczył z nim, lecz bezskutecznie. Nic dziwnego.
Czy można wygrać z cieniem? Nie. Tak samo, jak nie
można go zranić.
- A tak wygląda nasz hotel. Wszystko jest dokładnie
tak, jak przed wiekami - oznajmił z dumą John, gdy weszli
do wnętrza.
- To niesamowite! - zawołała z niekłamanym zachwy
tem, podziwiając ogromne kryształowe lustra, zwielokrot
niające ich odbicia. - Genialnie, że udało ci się dostać pracę
w takim miejscu. Absolutne cudo! Czy to naprawdę auten
tyczne?
26 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Każdy drobiazg - zapewnił. - Księżna, czyli moja
szefowa, odziedziczyła to po przodkach.
- Cud, że nie rozgrabiono tego za czasów komunizmu
- zdziwiła się.
- Komunistyczni dygnitarze też lubili sobie pomiesz
kać w luksusie, po co mieli to niszczyć? - Zmarszczył brwi
na widok rozglądającej się wokół narzeczonej. - Pójdę po
klucz do twojego pokoju - burknął i podszedł do ogromne
go biurka.
Tanya postanowiła wziąć byka za rogi i odwróciła się
do przyjaciółki.
- Co ty wyprawiasz? Czy nie widzisz, jak bardzo go
ranisz? - szepnęła z rozpaczą. - Czy nie mogłabyś choć na
chwilę zapomnieć o Istvanie?
- A ty to potrafisz?
- Nie. To znaczy tak - westchnęła z irytacją. - Od jak
dawna on tu jest?
- Widzę, że się mną interesujesz - zza jej pleców do
biegł znajomy głos..
- Bo ktoś musi zanieść na górę moje walizki - odcięła
się natychmiast.
Jej puls przyspieszył gwałtownie. Nie rozumiała, cze
mu. Tak samo, jak nie pojmowała, dlaczego Lisa od razu
pobiegła do Johna. Przecież szukała Istvana? Dziwne.
- Co za opanowanie - przyznał z podziwem. - Napra
wdę nie masz ochoty mnie o nic spytać?
Owszem, mam, ale przecież nie przy ludziach, pomy
ślała ze złością. Postanowiła więc go zignorować i zaczęła
udawać, że z ogromnym zajęciem przygląda się porozwie
szanym na ścianach weselnym girlandom.
- Podobają ci się orchidee?-spytał.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 27
- Orchidee? - powtórzyła ze smutkiem. Dopiero teraz
dotarło do niej, na co patrzy i nagle powróciły bolesne
wspomnienia.
- Ulubione kwiaty Ester - zauważył cicho.
- Wiem - odparła ze ściśniętym gardłem.
Mama powiedziała kiedyś, że te kwiaty przypominają
jej rodzinny dom na Węgrzech, gdyż obok niego znajdo
wała się oranżeria. Jeden Istvan to zapamiętał i na każde
urodziny obdarowywał ją orchideami. Na pogrzeb mamy
przysłał ogromny, biały bukiet, który ojciec z furią cisnął
do kosza na śmieci...
Delikatnie dotknął ramienia Tanyi, by przywołać ją do
rzeczywistości.
- Chciałbym wiedzieć, co myślisz o tym zamku? Podo
ba ci się? A może nie przypadł ci do gustu?
Spojrzała na niego niechętnie. Pewnie zamierza robić
przytyki do miejsca, w którym John pracuje. Co za mało
stkowy, złośliwy człowiek. Niedoczekanie jego!
- To przeurocze miejsce. Przytulne i przyjazne. Czuję
się tu jak w domu - stwierdziła z przekonaniem.
- Mam nadzieję, że nie jak w naszym. Bo jeśli tak, to
jeszcze przed wieczorem będzie trochę płaczu - zauważył
zagadkowo.
Zesztywniała z oburzenia.
- A co to niby miało znaczyć?
- Może się mylę, ale wydaje mi się, że rodzinne ani
mozje sięgają dość głęboko.
- To ty nas podzieliłeś, to ty zasiałeś ziarno niezgody
- sprostowała cierpko.
- Uważasz, że ja jestem za wszystko odpowiedzialny?
To mi pochlebia. - W jego niskim głosie brzmiała drwina.
28
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Oczywiście nie dostrzegasz błędów i wad innych. Nigdy
nie dostrzegałaś i za to cię wszyscy kochali i nadal kochają.
Bo ty się poświęcisz, pomożesz, każdego wybielisz. Zała
godzisz spory. Istny gołąbek pokoju.
Zamierzała zignorować jego słowa, lecz ciekawość
przeważyła.
- A niby jakich wad nie dostrzegałam, hę?
- Tego, że twój ojciec faworyzował Johna, a córki tra
ktował nieco lekceważąco. Broniłaś swojej mamy, choć
wydawało ci się, że liczy się tylko ze mną. Przymykałaś
oczy na fakt, że mała Sue robi, co zechce. Na przykład bez
pytania wyprawiała przedziwne rzeczy z naszymi ubrania
mi. Wiesz, co o mnie myślano w internacie, gdy w mojej
walizce znaleziono dwie wyhaftowane koszule?
Parsknęła śmiechem, lecz po chwili opanowała się.
- A co masz przeciw Mariann?
- W zasadzie nic, za to ty umierałaś z niepokoju, że ona
skończy jako kobieta upadła, jeśli jej jakoś nie obronisz
przed tymi wszystkimi chłopakami, którzy kręcili się koło
domu. Nigdy ci jednak nie przyszło na myśl, żeby potępiać
jej kokieterię. Nie wpadłaś też na to, że przychodzili rów
nież ze względu na najstarszą siostrę...
- Co za nonsens! - zaprotestowała gwałtownie. - Jest
prześliczna, gdzie mi tam do niej! Na szczęście nie ma
w niej nawet odrobiny próżności.
Nagle dotarło do niej, w jaki sposób Istvan mówi o ro
dzinie. „Twój" ojciec, „twoja" siostra. To przypadek czy
też...
- To, co powiedziałeś... że nie jesteś moim bratem...
To tylko taki żart, prawda? - spytała drżącym głosem.
- Nie.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 29
Chwila ciszy.
- Nie, to niemożliwe. Wiedziałabym o tym! Ty coś krę
cisz, do czegoś zmierzasz! O co ci chodzi, czego chcesz?
- dopytywała się z napięciem. - Powiedz mi!
- Jeszcze nie teraz - odparł z wyraźnym zadowole
niem. - Kiedy los cię z kimś rozdzielił, nie możesz siłą
dążyć do ponownego zjednoczenia. Na to trzeba czasu,
cierpliwości, delikatności.
Przestraszyła się. Istvan najwyraźniej w świecie dawał
do zrozumienia, że prowadzi grę, której efektem ma być
odzyskanie uczuć Lisy. Jest tak pewien tego, że zniszczy
szczęście Johna, że nawet się z tym nie kryje. Nie mogła
jednak nic na to odpowiedzieć, gdyż tamci dwoje właśnie
do nich podeszli.
Tanya z uczuciem położyła dłoń na ramieniu młodszego
brata.
- Nie musisz mnie odprowadzać. Zajmij się jutrze
jszą panną młodą - powiedziała z naciskiem. - Ten łobuz
zaniesie moje walizki na górę. Niech raz się do czegoś
przyda.
- Widzę, że wchodzisz w rozgrywkę - zauważył
Istvan, podniósł jej bagaże, po czym nieoczekiwanie chwy
cił ją za rękę i pociągnął za sobą.
Wysokie obcasy Tanyi ślizgały się na kamiennych pły
tach posadzki. Wiedziała, że jeśli się nie wyrwie, to lada
moment upadnie i jeszcze skręci sobie nogę.
- Puszczaj, brutalu!
Gdy nie zareagował, w desperacji chwyciła jakąś porce
lanową wazę ze stojącej tuż obok konsoli.
- Czekaj, zaraz tak ci zagram, że aż ci w uszach za
dźwięczy!
30 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Puścił bagaże, zupełnie nie przejmując się ich ewentu
alną zawartością i błyskawicznie wyjął z dłoni Tanyi kru
che cacko.
- Czy ty aby nie przesadzasz?
Zawstydziła się. Chyba rzeczywiście się zagalopowała.
- Kobieta ma prawo się bronić - mruknęła.
- Ale nie za pomocą jednej z ulubionych waz Napoleo
na - stwierdził z przekąsem.
- Przestań się wygłupiać - parsknęła niczym kotka.
- Skąd możesz wiedzieć, co się znajduje w tym zamku?
Od jak dawna tu jesteś?
- Wystarczająco długo, by się nieco orientować. - Po
nownie sięgnął po jej bagaże. - Mam nadzieję, że niczego
nie uszkodziłem? - Potrząsnął walizką, w której coś za
grzechotało. - Pas cnoty? I jak ty sobie poradzisz, biedac
two, jeśli się popsuł? - zadrwił i pobiegł na górę, zostawia
jąc Tanyę kipiącą ze złości.
Musiała jednak podążyć za nim, miał jej rzeczy, klucz
od pokoju i znał drogę.
- Jeśli coś się stało z prezentem Lisy, to cię zabiję - wy-
dyszała gniewnie, gdy go wreszcie dopadła. - Kosztował
mnie fortunę... — Ugryzła się w język. Rzeczywiście, wy
dała więcej pieniędzy, niż mogła sobie pozwolić, lecz
szczęście brata i przyjaciółki nie miało przecież ceny.
Istva'n jednak wydawał się to zupełnie ignorować. Uraza
Tanyi wzrosła jeszcze bardziej. - Nic i nikt cię nie obcho
dzi! Niszczysz wszystko, czego się dotkniesz! - wybuch-
nęła.
- Ciebie też parę razy dotknąłem, głównie wyciągając
cię z różnych opresji, i jakoś nie doznałaś uszczerbku, pra
wda? - odciął się, mierząc ją uważnym spojrzeniem. - Wi-
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 31
dzę, że niczego ci nie brakuje. Wszystkie wypukłości masz
tam, gdzie trzeba...
- Istvan! - zawołała gniewnie, czując, że się rumieni
i że robi jej się nieznośnie gorąco. Żaden inny mężczyzna
nie potrafił zbić jej z tropu, ten zaś z łatwością wywracał
jej uporządkowany świat do góry nogami. - Jak śmiesz tak
mówić?
- Po prostu staram się ciebie przygotować - wyjaśnił
łagodnie. - Wreszcie musisz poznać prawdę.
- Mam dość tych bajeczek - z uporem potrząsnęła gło
wą. - Musisz być moim bratem. Skończ więc wreszcie
z tymi niesmacznymi wygłupami.
Skręcili w długi korytarz. Istvan objął ją ramieniem,
lecz Tanya odtrąciła go ze złością.
- Ależ masz rumieńce - ucieszył się.
- Jestem wściekła!
- Ach, tak... A ja sądziłem, że to raczej z innego po
wodu. Na przykład dlatego, że udało mi się dotknąć jakie
goś czułego punktu... we wrażliwym wnętrzu, które skry
wa się w tym wspaniałym ciele.
- Zamknij się! - zażądała.
- Gdy to wreszcie zrobię, to będziesz żałować, że nie
mówię dalej, ponieważ zajmę się wtedy czymś zupełnie
innym...
Aż się potknęła z wrażenia. Wielkie nieba, chyba rze
czywiście nie był jej bratem. W przeciwnym wypadku
nigdy by czegoś takiego nie sugerował. Rzuciła na niego
ukradkowe spojrzenie. Te usta, ironicznie wygięte, a przez
to jeszcze bardziej zmysłowe... Był stanowczo zbyt przy
stojny, jak na jej potrzeby! Z takim przeciwnikiem trudno
będzie wygrać.
32 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Na to nie licz. Z góry uprzedzam, że nie uda ci się
mnie zranić. To, przez co przeszłam, zahartowało mnie jak
stal.
- Stal to bardzo podatny materiał - zauważył w zamy
śleniu. - Wydaje się być zimny i twardy, wystarczy jednak
wrzucić go w ogień, by się stopił jak wosk. A wtedy można
go uformować, jak tylko się chce...
No tak, znów wykręcił kota ogonem!
- Istvan, doskonale wiem, do czego zmierzasz -
warknęła. - Znowu chcesz namieszać i wszystkich skłó
cić. Tym razem jednak będziemy mądrzejsi i nie damy
się podejść.
- A może przyjechałem wszystko naprawić? Może te
raz jestem innym, lepszym człowiekiem? - zasugerował.
Spojrzała na niego zaskoczona. To był błąd. Jej wzrok
spoczął na przystojnej twarzy, przesunął się na szerokie
ramiona, wąskie biodra, muskularne uda, rysujące się wy
raźnie pod obcisłymi spodniami...
- Dużo jeżdżę konno - oznajmił nagle.
Poczuła się jak przyłapana na gorącym uczynku. Z za
wstydzeniem spojrzała w inną stronę.
- A co to ma do rzeczy?
- Obserwowałaś moje ciało - stwierdził z niewinną mi
ną. - Chyba nie dlatego, że cię pociąga fizycznie?
- Nie, skądże, oczywiście, że nie! - zawołała z prze
strachem.
Na jego ustach igrał nieodgadniony uśmiech, w pełni
godzien Mony Lisy.
- Skoro więc nie było w tym seksualnego podtekstu,
przyglądałaś mi się, by odgadnąć, w jaki sposób zachowuję
formę. Bo raczej nie po to, by poprosić o adres mojego
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
33
krawca? Odpowiadam ci w takim razie, że ćwiczę i upra
wiam różne sporty. Muszę mieć dużo siły i energii. Czy
mam ci zdradzić, w jakim celu są mi potrzebne?
- Nie, wołałabym, żebyś zachował to dla siebie - od
parła lodowatym tonem.
Nagle przypomniało jej się, z jaką łatwością uniósł ją
do góry przy powitaniu. I jak kiedyś podrzucał w powie
trze małą wtedy siostrzyczkę, by ją rozbawić i by przestała
płakać. A także, jak nie raz i nie dwa wyciągał ją z rzeki
czy moczarów, gdy spadła z konia. Zjawiał się natych
miast, niczym anioł stróż, brał na ręce i zanosił do domu.
Ale to było dawno, dawno temu, gdy rodzina Evansćw żyła
w spokoju i radości, zanim Istvan wszystkiego nie znisz
czył. ..
- Powiedz mi szczerze, znowu chcesz nam narobić kło
potów, prawda? - zaatakowała, gdy przystanęli pod dębo
wymi drzwiami, zdobnymi w okucia z brązu.
- No pewnie - odparł nonszalancko i przekręcił klucz
w zamku. - Zabawić się, otworzyć stare rany...
- Złamać serce albo dwa - podpowiedziała z goryczą.
Zastanowił się przez moment.
- Jedno. I to tak, by samo tego chciało.
Tanya z bólem pomyślała o tamtych dwojgu, których
szczęście nagle zawisło na włosku tylko dlatego, że ten
drań miał taki kaprys.
- Ależ cię uhonorowano. Dostałaś najlepszy apartament
w całym hotelu - ciągnął lekkim tonem, jakby cały czas
prowadzili niezobowiązującą pogawędkę.
Weszli do bogato urządzonego wnętrza. Na łożu z bal
dachimem pyszniły się całe stosy śnieżnobiałych poduch,
drewniana podłoga błyszczała niczym lustro, udrapowane
34 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
jedwabne zasłony ozdabiały ogromne francuskie okna.
Szał, przemknęło jej przez głowę, lecz teraz liczyła się
jedynie przyszłość Johna, a nie jakieś drobiazgi.
- Czyje serce masz na myśli? - spytała nerwowo.
- To zależy - odparł zmysłowym głosem. - Niektórzy
ludzie starannie ukrywają swoje uczucia i nigdy nie można
odgadnąć, co naprawdę myślą. Inni rąbią prawdę prosto
w oczy, są szczerzy aż do bólu...
- Ale nie ty - szepnęła.
- Nie ja - przytaknął, podchodząc do niej i stając tuż
przed nią. Nagle zrobiło jej się gorąco. - Nie lubię, gdy
ktoś wie, co mi leży na sercu.
- Jeśli w ogóle je masz - mruknęła ponuro i przyklęk
nęła koło swoich bagaży.
Z całą pewnością nie miał, pomyślała, otwierając waliz
kę. W przeciwnym razie nie złamałby serca mamie, Lisie
i paru innym osobom.
- Złamałem ci je? - spytał ze współczuciem.
Zwiedziona jego tonem przez chwilę sądziła, że mówi
o jej sercu! Poderwała się tak szybko, że straciła równowa
gę i omal się nie przewróciła. Przytrzymał ją za ramię.
- Nie dotykaj mnie! - zareagowała nerwowo.
Co się ze mną dzieje? Czemu tak się zachowuję?
- Och, przepraszam, że nie pozwoliłem ci upaść na ten
twój zgrabny tyłeczek! Ale przecież wtedy nie mogłabyś
dalej zadzierać nosa, prawda? Powinnaś więc być mi raczej
wdzięczną - wycedził. - No, to jak? Złamane?
W czarnych oczach dostrzegła rozbawienie. Nagle zro
zumiała. Nabijał się z niej!
- Chodzi ci o moje rzeczy? Nie, wszystko w porządku.
Prezent dla Lisy też.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
35
- Chcesz wiedzieć, co ja dla niej przygotowałem? -
spytał z dwuznacznym uśmieszkiem.
- W żadnym wypadku! - zaprotestowała pospiesznie.
- Nie bój się, nie kupiłem jedwabnej bielizny.
- Nic mnie to nie obchodzi - wysyczała przez zaciśnię
te zęby. - Powinieneś wykazać choć tyle taktu, by w ogó
le nie dawać żadnego prezentu, nie przypominać o sobie
i zniknąć stąd jak najprędzej. Duchy przeszłości nie są mile
widziane na weselach.
Czarne oczy zalśniły niebezpiecznie.
- Chcesz, bym wyjechał, zanim nabroję?
- Dokładnie tak.
- To poproś mnie ładnie.
Zmełła w ustach przekleństwo. Nie miała wyjścia. To
była jedyna szansa. Musiała ratować Johna i Lisę.
- Bar... - zaczęła, ale nagle zamilkła. Nie, nie przej
dzie jej to przez gardło.
- No, proś - zachęcił. - Ktoś wreszcie musi złamać tę
twoją dumę.
- Do diabła, Istvan, czy zależy ci tylko na tym, żeby
wszystkie kobiety robiły to, co zechcesz? Mścisz się na
mnie, gdyż nie zgadzam się tańczyć, jak mi zagrasz?
- Kiedyś miałaś odmienne zdanie. O ile dobrze pamię
tam, łaziłaś za mną krok w krok - przypomniał.
Na rozgniewanej twarzy Tanyi pojawiły się rumieńce.
- Zachowywałeś się tak nietypowo, że byłeś jedyną
atrakcją w naszym małym, sennym Widecombe, gdzie
nigdy nic się nie działo. Szybko jednak nauczyłam się,
że pod zwodniczą maską oryginała nie kryje się zupełnie
nic!
- Stałaś się złośliwa i zgorzkniała, zupełnie nic przypo
36 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
minasz słodkiej, kochanej Tanyi, jaką znałem. Co cię tak
zmieniło?
Spojrzała na niego twardo.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? Ty! To przez ciebie je
stem taka, jaka jestem! Nie cierpię samej siebie, swojego
zachowania, ale nic nie potrafię na to poradzić! To ty zni
szczyłeś tamtą dawną Tanyę. - Wreszcie powiedziała mu
prosto w twarz pełne gniewu słowa, które pragnęła z siebie
wyrzucić już od wielu lat.
Ponuro zmierzył ją wzrokiem.
- A możesz mi łaskawie zdradzić, w jaki sposób tego
dokonałem?
- Bardzo prosto. Wystarczyło wpędzić mamę do grobu
swoim niespodziewanym zniknięciem - odparła z bólem.
- Wiedziała, dokąd pojechałem.
Oczy Tanyi rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Jak to?
-
Tak to. Zbyt pośpiesznie wyciągasz wnioski, to wszy
stko. Ester zdradziła mi, że ma raka i że zostało jej nie
wiele czasu. To nie ja ją zabiłem, lecz śmiertelna choroba,
zbyt późno wykryta - wyjaśnił łagodnym, współczującym
tonem.
- Tobie powiedziała, a nam nie? - zawołała z wyrzu
tem. Nawet w takiej sprawie musiała go faworyzować.
Popatrzył na nią ze zrozumieniem.
- Nie chciała was martwić, postanowiła ukrywać swój
stan, jak długo się da.
- Czemu więc wyjawiła ci prawdę?
- Żeby mnie powstrzymać od wyjazdu - powiedział
spokojnie.
Ze zgrozą pokręciła głową.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
37
- Wiedziałeś, że umiera i... i wyjechałeś? Jak mogłeś?
- Musiałem - stwierdził stanowczo. - Pragnęła, bym
został i nadal udawał jej syna. Odmówiłem.
Odwróciła się, by ukryć twarz i podeszła do okna. Bez
wiednie zacisnęła palce na jedwabnej zasłonie. Miała wra
żenie, że wszystko wymyka jej się z rąk. To, co brała za
prawdę, okazało się kłamstwem. Opanowała się jakoś i po
nownie spojrzała na Istvana.
- To właśnie po jej śmierci tak się zmieniłam. Musia
łam zająć się ojcem, który nagle utracił sens życia i za
mknął się w sobie. Jest kompletnie bezradny, zdany tylko
na mnie.
- Tak, Lisa mi mówiła, że się nim opiekujesz - wspo
mniał. - I domem. To masa roboty.
- Nie stać nas na zatrudnienie kogoś do pomocy. Ale
i tak sobie radzę. Nauczyłam się, że przy odpowiedniej
organizacji da się prowadzić dom i własny interes - odpar
ła zdecydowanym tonem. - Nic dziwnego, że przestałam
być naiwną gąską, jaką mnie znałeś i jaką wolałbyś mnie
widzieć. Codziennie muszę zaciskać zęby i wykazywać się
twardym charakterem... - Przerwała, gdyż jego badawczy
wzrok zbijał ją z pantałyku.
- Mów dalej. Ciekawi mnie, co robisz. Pewnie prowa
dzisz szkółkę jazdy konnej? - zasugerował.
- Lepiej - skwitowała lakonicznie. - Organizuję waka
cje w siodle.
- U was?
- Nie - odparła z dumą. Niech wie, że udało jej się coś
osiągnąć, mimo wyjątkowo nie sprzyjających warunków.
- Za granicą. Na razie we Francji. I nie jest to bynajmniej
zwykłe sobie jeżdżenie, moi klienci podróżują po mało
38
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
znanych, malowniczych okolicach, tworząc coś na kształt
cygańskich taborów.
Niestety, nie wyglądało na to, by udało jej się zrobić
wrażenie na Istva'nie.
- Nie wiem, czy to akurat najlepszy czas na rozkręcanie
interesu - mruknął powątpiewającym tonem.
- Mam pewne plany tutaj. John załatwia mi... A guzik,
więcej nie zdradzę, nic ci do tego.
- Pewnie, zawsze lepiej trzymać swoje karty przy sobie
- zauważył zagadkowo, po czym nieoczekiwanie pochylił
się nad otwartą walizką i wyciągnął z niej wyjątkowo ską
pe figi, zanim Tanya zdążyła go powstrzymać. - To twoje?
- spytał z kpiną i lekkim niedowierzaniem. - No, no, cał
kiem nieźle jak na córkę pastora.
- Zostaw to! - zażądała z oburzeniem.
Zakołysał skrawkiem białego materiału na wyciągnię
tym palcu.
- Wiesz - zauważył od niechcenia - gdyby teraz ktoś
wszedł do tego pokoju i zobaczył mnie z twoimi niewy
mownymi w ręku, dałby głowę, że jesteśmy...
- Dosyć! Ani słowa więcej!
- A niby czemu? - spytał z zainteresowaniem.
Z całych sił próbowała się opanować. Nie mogła dać
zbić się z tropu. Musiała pamiętać o swoim celu.
- Nie jestem zainteresowana rozwijaniem tego tematu.
Chcę jedynie, żebyś odczepił się od Lisy i Johna.
- Zrobisz wszystko dla tych, których kochasz, prawda?
- W zamyśleniu wrzucił figi z powrotem do walizki.
Podszedł i wziął Tanyę w ramiona. Przestraszona, za
stygła w bezruchu.
-• Sądzę, że potrafię zrobić dobry użytek z twojej bez-
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 39
granicznej wręcz lojalności - powiedział niebezpiecznie
miękkim tonem. - Zgaduję, że chętnie przystaniesz na mo
je warunki.
- Jakie warunki? - spytała podejrzliwie.
- Wszystkie, jakie tylko zechcę, mam nadzieję. Prze
cież pragniesz powstrzymać mnie przed zniszczeniem
szczęścia tych dwojga - oznajmił z nie ukrywanym zado
woleniem, po czym spokojnie pomaszerował do wyjścia.
Zrobiło jej się słabo.
- Poczekaj, nie odchodź!
Zerknął na nią przez ramię.
- Zmiękłaś? Zaczynasz błagać?
- Nie, ale...
- Jesteś dumna jak paw, ale jeszcze tego pożałujesz
- dodał, otwierając drzwi.
Zaklęła w myślach, co zdarzyło jej się bodaj pierwszy
raz w życiu.
- Wracaj!
Z aroganckim uśmieszkiem zamknął drzwi i oparł się
o futrynę.
- Zajęło mi to mniej czasu, niż przypuszczałem. Świet
nie. Długo czekałem na tę chwilę. - Jego głos zmienił się
nieco, stał się niższy i bardziej matowy. - Czeka nas kilka
miłych... momentów.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Doprawdy?
Seksualny podtekst jego wypowiedzi był aż nadto wy
raźny. Tanya nerwowo wytarła nagle wilgotne dłonie
o spódniczkę. Teraz już nie miała najmniejszych wątpliwo
ści. Ten człowiek nie mógł być jej bratem.
- Nie - szepnęła z trudem. Spokojnie, weź się w garść.
40 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Nie daj się. Co się z tobą dzieje? Oddychaj, głęboko oddy
chaj. - Ty próbujesz... - zaczęła znowu, lecz głos odmówił
jej posłuszeństwa.
Sfrustrowana i wściekła, przestała nad sobą panować,
skoczyła ku swemu prześladowcy i na oślep zaczęła go
okładać pięściami. Istvan mocno chwycił ją za nadgarstki.
- Wygrałem, jak widzę. Nie wierzysz? Udwodnię ci.
I pocałował ją. To by jeszcze jakoś zniosła, lecz on
pocałował ją właśnie tak, jak to sobie wymarzyła, jak pra
gnęła być całowana. Wszystko zniknęło, została kobieta
i mężczyzna, a w nich i między nimi rodzący się płomień,
rozniecany przez łagodną i czułą, a przecież tak bardzo
namiętną pieszczotę warg...
Mimowolnie jęknęła z rozpaczą. Nie, każdy, tylko nie
on! Nienawidzi go! Nie wolno jej odczuwać rozkoszy, nie
może dać się tak zwieść. To wcielony diabeł. Przegra, jeśli
go zapragnie. On wykorzysta to bez najmniejszych skru
pułów, byleby tylko ją upokorzyć.
A jednak jego pocałunki były tak zniewalające, tak pełne
słodyczy, że nie mogła nie odczuwać przyjemności. Tak
właśnie to sobie wyśniła, usta ukochanego powinny być
akurat takie, jak Istvana, cudownie ciepłe, budzące dreszcz
i chęć oddania się...
- Mam nadzieję, że jeszcze cię nie przekonałem - sze
pnął. - Bardzo chętnie dostarczę ci dalszych dowodów.
Z trudem odwróciła głowę i jego usta szczęśliwie nie do
tknęły jej warg, lecz szyi. Szczęśliwie? Dla nagle rozbudzo
nych pragnień tak, ale nie dla jej woli. Jak mogła skutecznie
stawiać opór, gdy całe ciało spiskowało przeciw niej?
- Przestań! - jęknęła ostatkiem sił. - Wierzę, że nie
jesteś moim bratem.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
41
- Ja ci udowadniam zupełnie coś innego... - wymru
czał w płomienną burzę jej włosów.
Z najwyższym wysiłkiem stłumiła dreszcz. Nie, za żad
ne skarby świata nie zdradzi się przed nim, nie okaże, jak
cudownie jest znajdować się w jego ramionach.
Lecz on nie dbał o nic, odwrócił jej twarz ku sobie
i pocałował Tanyę tak, jakby już należała do niego. Nogi
ugięły się pod nią z wrażenia. Istvan naprawdę dążył do
tego, by połączyła ich bardziej intymna więź niż ta, która
zazwyczaj łączy rodzeństwo...
ROZDZIAŁ TRZECI
Wstrząśniętej, kompletnie wytrąconej z równowagi Ta-
nyi przyszło nagle na myśl, by przestać się zastanawiać
i wahać. Czy nie lepiej porzucić wszelkie obawy i poddać
się uczuciom, które wydawały się równie niepohamowane
jak rozszalały żywioł?
Zmysłowe pocałunki Istvana bynajmniej nie pomagały
jej w podjęciu bardziej rozsądnej decyzji...
- Och - wyrwało jej się nagle, a jej smukłym ciałem
wstrząsnął dreszcz.
- Widzę, że do czegoś zaczynamy dochodzić - uśmie
chnął się z zadowoleniem. - Pierwszy wyłom w murze zo
stał uczyniony. Ale nie śpieszmy się. Słodycz podboju naj
lepiej jest smakować powoli, nie sądzisz?
Ale Tanya nie słuchała. Jak mogła słuchać, gdy męska
dłoń zręcznie rozpinała jej żakiet i przez cieniutką bluzkę
pieściła jej ciało, tak chętne, tak gorące, choć nigdy jeszcze
w ten sposób nie dotykane.
- Istvan! - zaprotestowała słabo.
- Nie ponaglaj - celowo udał, że zrozumiał to inaczej.
- Mamy masę czasu...
W oszołomieniu odchyliła głowę do tyłu i pozwoliła się
pieścić. Jej piersi nabierały cudownej pełni pod jego dłonią,
przypominając owoce dojrzewające w cieple słońca. Było
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
43
jej tak rozkosznie... Wiedziała, że skończy się to dla niej
bardzo źle, lecz rozsądek opuścił ją zupełnie.
Żakiet miękko spłynął na podłogę, a guziki bluzki roz
pinały się jeden po drugim. Wreszcie Istvan nieśpiesznie
rozchylił materiał, a Tanya wstrzymała oddech. To strasz
ne, ale tak bardzo chciała, by jej opalone ciało zrobiło na
nim wrażenie...
I zrobiło. Wpatrywał się w nią niczym urzeczony.
- Och, Tanya! -jęknął tylko zdławionym głosem.
Dotknij mnie, dotknij, błagały jej zmysły, gdy stał tak
bez ruchu.
- Przestań! - szepnęła z trudem.
- Nie mogę!
Nie, dłużej nie wytrzymam, pomyślała i już miała sięg
nąć po jego dłoń i położyć ją tam, gdzie powinna się znaj
dować, gdy wreszcie sam dotknął jej piersi. Zakręciło jej
się w głowie. Och, czemu nie może znaleźć dość siły, by
zerwać ten czar, jaki niechybnie na nią rzucił. To potworne,
zachowuje się jak kobieta bez zasad, nie wolno tego robić,
nie wolno...
Istvan delikatnie pieścił rozpalone ciało Tanyi, która
oddychała szybko i gorączkowo. Po chwili pocałował ją
czule, jakby wzruszony jej bezradnością.
Idiotko, zrób coś, póki jeszcze możesz, pomyślała roz
paczliwie.
- Nie - szepnęła bez przekonania.
- Za późno...
- Ale przecież nie możemy...
- Możemy. Już nic nas nie powstrzyma.
Bez ostrzeżenia pchnął ją na łóżko. Zapadła się w mięk
kie poduchy niczym w biały puch. Istvan pochylił się nad
44 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
nią. Gdy przesunął dłońmi po jej udach, nie mogła już
dłużej żywić żadnych wątpliwości co do jego zamiarów.
Wykręciła mu się rozpaczliwie i wyskoczyła z łóżka,
gorączkowo rozglądając się za bluzką. Ze zdumieniem spo
strzegła, że leży ona dość daleko na podłodze. Kiedy on ją
tam rzucił?
Istva'n ułożył się wygodnie i nonszalancko splótł ręce za
głową.
- Biegnij po nią - zaproponował prowokacyjnym to
nem, uśmiechając się.
Przez chwilę nie dotarło do niej znaczenie jego słów, po
czym pośpiesznie osłoniła się dłońmi.
- Ty draniu!
No tak, jeszcze tego brakowało, żeby mu robiła przyje
mność bieganiem półnago po pokoju! Szybko, lecz z god
nością, podeszła do leżącej na ziemi bluzki. Gdy nerwowo
usiłowała ją włożyć, poczuła otaczające ją ramiona. lstva'n
sięgnął po bluzkę, pomógł jej się ubrać, po czym odwrócił
ją przodem do siebie, żeby zapiąć guziki. Przynajmniej tak
w pierwszej chwili sądziła...
Ciemna głowa nieoczekiwanie pochyliła się nisko i Ta-
nyi ziemia uciekła spod stóp, gdy gorące usta dotknęły jej
piersi.
- Istvan! -jęknęła z przerażeniem i zachwytem.
- Tak, wiem - mruknął niewyraźnie.
Poczuła, jak jej opór błyskawicznie słabnie. Musiała
zaakceptować fakt, że ciało żyje własnym życiem, niepo
kojącym i grzesznym, zupełnie nie przystającym do zasad,
jakie niegdyś starannie wpajano córce pastora.
Stało się, pragnę go, pomyślała bezradnie. Jak kiedykol
wiek mogłam winić Lisę za to, że mu uległa? Doskonale
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
45
ją teraz rozumiała. Nagle przyszło jej do głowy coś nowe
go. Jakim prawem wini Istva'na, skoro sama wpadła w pu
łapkę namiętności? Dopiero teraz poznała, jaka to niszczą
ca siła.
Właśnie, zapomniała o Lisie.
- Dość! - zażądała nieswoim głosem. - Chcesz, żebym
ja też zaszła z tobą w ciążę?
Zamarł. Po chwili wyprostował się, a czarne oczy spo
jrzały na nią nieprzyjaźnie,
- Ależ ty się zmieniłaś. Zachowujesz się jak jędza.
W zasadzie miał rację. Sama była głęboko rozczarowana
swoim postępowaniem. Drżącymi dłońmi zaczęła zapinać
bluzkę, co szło jej dość opornie.
- Tylko dlatego, że mnie do tego zmuszasz - wyjaśniła
z urazą. - Myślisz, że nie wiem, o co ci chodzi? Prowadzisz
ze mną grę, chciałeś udowodnić, że wygrasz ze mną. W po
rządku, punkt dla ciebie. Jesteś groźniejszym przeciwnikiem,
niż sądziłam. Udało ci się uzyskać chwilową przewagę...
- Chwilową przewagę? - zdziwił się, a w jego oczach
pojawił się niebezpieczny błysk. Od niechcenia przesunął
dłonią po jej biuście i Tanya nie mogła opanować dresz
czu. - Nie oszukujmy się - mruknął z satysfakcją. - Iskrzy
między nami od tego momentu, gdy zaczęłaś podejrzewać,
że jednak mówiłem prawdę i nie jestem twoim bratem.
Jeśli nie przestanie być tak strasznie zadowolony z sie
bie, to go chyba zabiję, przemknęło jej przez głowę.
- Bo mnie wyprowadzasz z równowagi, to wszystko
- sprostowała z oburzeniem. - Najpierw celowo mnie zszo
kowałeś tą wiadomością, a potem wykorzystałeś moje oszo
łomienie. Ale doskonale wiem, że nie chodziło ci o mnie.
To jedynie część twojego planu.
46 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Tak? - warknął. - Umiesz czytać w moich myślach?
- To nic trudnego, bo tylko jedno ci w głowie! Zamie
rzasz uwieść Lisę.
Przystojna smagła twarz zmieniła się w nieprzeniknioną
maskę.
- Uwieść ją? - powtórzył. - Na dzień przed jej ślubem?
- Przecież ty jesteś zdolny do wszystkiego - zaatako
wała z gniewem. - Dam głowę, że knujesz, jak się wślizg
nąć do jej pokoju i...
- Naprawdę sądzisz, że byłbym skłonny wykorzystać
dziewczynę w jej panieński wieczór? - spytał przez zaciś
nięte zęby.
Tanya aż się trzęsła z wściekłości, gdy patrzyła na sto
jącego przed nią człowieka, niegdyś tak bliskiego, a teraz
zupełnie obcego. Jak to możliwe, że kiedyś układało się
między nimi tak dobrze? A potem nagle wszystko się zmie
niło. Innych też traktował okropnie, nie tylko ją. Przypo
mniała sobie, jak trzaskał drzwiami po kolejnej sprzeczce
z tatą, jak bił do nieprzytomności tych, którzy próbowali
przezywać go Cyganem. I nie tylko to.
- Nigdy nie zapomnę tych trzech dni przed twoim wy
jazdem - powiedziała łamiącym się głosem. - Pokłóciłeś
się z mamą. Przestałeś z nią rozmawiać, nie chciałeś jeść.
Błagała, byś raczył się do niej odezwać, lecz ty byłeś zimny
i obojętny jak głaz. Ty jeden wiedziałeś, że ona umiera,
a traktowałeś ją jak powietrze. Tak, myślę, że jesteś zdolny
do najgorszego świństwa.
Odetchnął z trudem.
- Boże, daj mi siłę - szepnął. - Tanya, zrozum... - za
czął błagalnie.
Nie zamierzała tego słuchać.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 47
- Teraz ja mówię - ucięła ostro, choć przyszło jej to z tru
dem, bowiem odezwała się w niej wrodzona skłonność do
współczucia i przebaczenia. - Nie mam co do ciebie żadnych
złudzeń i wiem, że chcesz zrujnować przyszłość Johna, jego
szczęście. Zawsze go nienawidziłeś, pogardzałeś nim, wyko
rzystywałeś każdą okazję, by zrobić z niego durnia!
- Nie ja. Sam to robił - zaprotestował ostro. - Pró
bował mnie naśladować, zamiast po prostu być sobą. Po
kiego diabła wdrapywał się na skały, skoro ma lęk wyso
kości? Po co chciał jeździć na najdzikszych koniach, jak
ja? Powinien był rozwijać własne zdolności, a nie małpo
wać mnie. Nic dziwnego, że wiecznie robił sobie krzywdę
i Lisa ciągle musiała pielęgnować swojego chłopaka, za
miast mieć z niego jakiś pożytek.
- To przez ciebie wychodził na mięczaka - wytknęła
z rozgoryczeniem.
- Sam się o to prosił - odparł z irytacją. - Za wszelką
cenę starał się być mną, co uważam za szczyt idiotyzmu.
Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby się
znajdować na moim miejscu.
- Doprawdy? - zadrwiła. - Byłeś ukochanym synem,
forsy miałeś jak lodu, dziewczyny szalały za tobą, a chło
pcy z całych sił próbowali ci dorównać... - Zamilkła, gdyż
zdała sobie sprawę z tego, że zdradza swoje uczucia, opi
sując go tak pozytywnie.
- A czy przy tym wszystkim wyglądałem na szczęśli
wego? - spytał tylko.
Zaskoczył ją. Rzeczywiście, zawsze dostrzegała w nim
jakiś smutek, jakby żal za czymś utraconym czy wręcz nie
zaznanym. Dawno temu naiwnie wyobrażała sobie, że jej
podziw i przywiązanie przyniosą mu ulgę...
48 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Manipulujesz mną, Istvan - powiedziała oskarżyciel-
sko. - Uciekasz się do argumentów emocjonalnych, a nie
racjonalnych.
- Nie mam wyjścia. Jesteś bardziej uparta, niż przypu
szczałem. Muszę zmienić taktykę.
- Och! - syknęła wściekła, że omal nie dała się nabrać.
- Nie pozwolę ci mnie traktować jak pionka w twojej grze.
Tak samo, jak nie pozwolę ci skrzywdzić Lisy!
- Śśśś, może cię usłyszeć.
- Nic mnie to nie obchodzi! - Z furią podniosła żakiet
i włożyła go. Odczuwała ogromną potrzebę ukrycia swego
ciała, swoich potrzeb, swojego głodu... Musiałabym chyba
zacząć nosić zbroję, widziałam tu jedną na korytarzu, po
myślała melancholijnie. -I tak zamierzam jej powiedzieć,
co chciałeś zrobić. Niech wie...
- Dlaczego nie nosisz stanika?
No nie, tego było już za wiele! Niewiele myśląc, cisnęła
w niego telefonem, gdyż akurat nawinął jej się pod rękę.
Na szczęście Istvan zdążył się uchylić, co sprawiło jej ulgę.
- Wynocha! - wrzasnęła.
- Ciekawe, bardzo ciekawe... - mruknął w zadumie.
- To raczej zagadkowe, że tak nieprzystępna kobieta z upo
dobaniem chodzi bez bielizny, nie sądzisz?
Tanya doszła do wniosku, że musi wziąć się w garść,
inaczej nic z nim nie wskóra.
- Spróbuj tę zagadkę rozwikłać - zaproponowała, gdyż
nie zamierzała zdradzać prawdy. Za nic w świecie by się
nie przyznała, że uwielbia czuć miękki dotyk materiału na
nagiej skórze.
- Odpowiedź jest prosta. To zmysłowość - odparł ci
cho. - Zawsze taka byłaś. Zanurzałaś twarz i dłonie w koń-
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 49
skiej grzywie albo w mięciutkim futerku szczeniaka, tarza
łaś się półnaga w chłodnej trawie na łące...
Zarumieniła się ponownie.
- Nosiłam kostium kąpielowy - wymamrotała. -I mia
łam zaledwie trzynaście lat.
Tak, wtedy była jeszcze zbyt młoda, by rozumieć, cze
mu kocha miły dotyk miękkich rzeczy, czemu przytula się
mocno do pleców Istvana, gdy ten zabiera ją na przejażdżkę
motocyklem, czemu głęboko wdycha zapach jego skórza
nej kurtki... Czyżby to naprawdę była zmysłowość, zanie
pokoiła się.
- Mogę? - rozległ się za drzwiami płaczliwy głos Lisy.
Z rozczarowaniem potrząsnął głową, jakby mu przerwa
no w ważnym momencie. Tanya natomiast odczuła ogro
mną ulgę.
- Wejdź - z rezygnacją odpowiedział Istvan.
Lisa nieśmiało wślizgnęła się do pokoju i z niepokojem
popatrzyła na ich twarze.
- Co wy robicie?
- Nic nowego, kłócimy się - wyjaśniła z niejaką gory-
czą jej przyjaciółka.
- Czy ty też nie używasz biustonosza? - wypalił bez
ogródek Istva'n.
- Zamknij się! - zareagowała natychmiast Tanya.
Jego pytanie wskazywało aż nadto jasno, że ona nie nosi
bielizny! Nic więc dziwnego, że Lisa aż oniemiała z wra
żenia.
- A, tu jesteście-usłyszeli nagle głos Johna.-Ruszcie
się wreszcie, niedługo zacznie się przyjęcie.
- Myślałem, że już się zaczęło - zauważył od niechce
nia Istvan. - My tu sobie tymczasem miło gawędzimy...
. • 1
50 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Tak miło, że właśnie miałam cię zamordować - spro
stowała uszczypliwie Tanya.
- Nie przejmujcie się nią, akurat przechodzi mały kry
zys - zauważył pobłażliwym tonem.
- Zaraz ty przejdziesz przez całkiem spory kryzys, jak
ci wreszcie przyłożę - zagroziła.
W pokoju zapadła martwa cisza. Lisa i John wpatrywali
się w Tanyę ze zdziwieniem. Nieco zakłopotana, znużonym
gestem przesunęła dłonią po czole.
- Chyba jestem zmęczona, za wcześnie dziś wstałam.
Muszę wziąć prysznic.
- Słyszeliście? Idźcie. Ja z nią zostanę, pogadamy sobie
jak za dawnych dobrych czasów - wtrącił z niewinną miną
Istvan, czym ostatecznie wyprowadził ją z równowagi.
- Niech cię szlag trafi! - warknęła, zupełnie już nie
bacząc na to, co mówi.
- Nic z tego, mam jeszcze parę rzeczy do załatwienia.
- Spokojnie wytrzymał jej mordercze spojrzenie. -I propo
zycję dla ciebie. Zacznij wreszcie myśleć. Przestań wierzyć
w to, co ci kiedyś powiedziano i sama rusz głową. Znajdziesz
mnie na dole. Domyślam się, że chcesz mi zadać kilka pytań.
Rzeczywiście płonęła z ciekawości. Teraz, gdy przesta
ły ją zaprzątać grzeszne pragnienia, intrygująca tajemnica
jego pochodzenia zaczęła wybijać się na pierwszy plan, Ale
przecież nie zamierza zaspokajać próżności tego drania,
okazywać nadmiernego zainteresowania i domagać się wy
jaśnień. To by mu zanadto pochlebiło.
- Wcale nie - ucięła wyniośle. - Guzik mnie obchodzi,
kim...
- Ani słowa więcej! - przykazał. - To sprawa między
nami dwojgiem.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
51
- Mam wrażenie, że cała rodzina ma prawo wiedzieć.
- Nie. Tylko ty - dodał miękko.
- Czemu akurat ja?
Posłał jej kpiące spojrzenie.
- Bo jesteś uparta jak osioł. Z innymi nie będzie kło
potu, ale ciebie będę musiał długo przekonywać, zanim
uwierzysz, że to prawda.
- A odkąd ty mówisz prawdę? - spytała zjadliwie. Za
uważyła coraz bardziej zdumione miny brata i przyjaciółki,
i zawstydziła się. Rzeczywiście, zachowywała się strasznie
głupio. - Wybaczcie, ale on mnie doprowadza do szału.
- Odpocznij - poradził spokojnie Istvan, wychodząc. -
I przemyśl to. A jeśli pisniesz komukolwiek choć słówko,
to gorzko pożałujesz. Wiesz, że nie żartuję, prawda?
Tanya w ponurym milczeniu wpatrywała się w drzwi,
za którymi zniknął. John zmarszczył brwi.
- Co się między wami dzieje?
- Nic.
- Och, nie gniewaj się na niego - odezwała się nieśmia
ło Lisa. - Nie jest taki zły, na jakiego wygląda...
No, tego się nie spodziewała!
- Ty go bronisz? Ty? Po tym, jak... - W ostatniej chwili
ugryzła się w język. Mało brakowało, a zdradziłaby przed
Johnem starannie skrywaną tajemnicę o ciąży Lisy. Gdyby
wiedział, że jego narzeczona przed czterema laty straciła
dziecko Istvana... - Po tym, jak potrafił nas teraz skłócić,
nas, dwie najlepsze przyjaciółki? Przez niego skaczemy
sobie do oczu tuż przed twoim ślubem, a ty go usprawied
liwiasz?
- Proszę, daj mu szansę - błagała Lisa. - Źle go oce
niasz.
52 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
W tym momencie John zaklął z furią i wyszedł, trzaska
jąc drzwiami.
- Widzisz, co narobiłaś? - zdenerwowała się Tanya.
- Broń dalej tego łajdaka, a stracisz narzeczonego. Prze
cież wiesz, że oni się nienawidzą i że Istvan to drań. Pra
gnie zniszczyć twoje małżeństwo, gdyż nie może ścierpieć
tego, że ktoś mógłby być szczęśliwy.
- Mylisz się! On był dla mnie dobry...
- Doprawdy? - spytała z goryczą. Zupełnie nie rozu
miała, czemu Lisa staje po jego stronie. Trudno, musi być
okrutna i odświeżyć przyjaciółce pamięć. - Czy już zapo
mniałaś, co cię przez niego spotkało?
- Nie - westchnęła. Z zakłopotaniem ujęła dłonie Ta-
nyi i uścisnęła je mocno. - Doskonale pamiętam, co kiedyś
dla mnie zrobił i dlatego błagam cię, nie uważaj, że powin
nam go nienawidzić, bo nie mogę...
- Ty go kochasz! - wyszeptała ze zgrozą.
- Tak, to znaczy nie... - poprawiła się pośpiesznie.
- A co z Johnem?!
- Wychodzę za niego, tak jak było ustalone.
Tanya z rozpaczą zagryzła wargi. Cóż jest warte mał
żeństwo bez miłości? A może Lisa kocha jej brata, a fascy
nacja tym wcielonym diabłem jest tylko chwilowa? Może
wystarczy tylko go jakoś stąd usunąć, a wszystko wróci do
normy? Co z oczu, to i z serca...
- Posłuchaj - odezwała się zdecydowanie. - Istva'n
próbuje nas poróżnić, nie wiem, czemu, ale to prawda.
Wykorzystuje fakt, że obie jesteśmy podenerwowane...
- Ja biorę ślub, więc to normalne, ale dlaczego ty?
- Przyjaciółka spojrzała na nią badawczo.
Nie, nie dołoży jej ciężaru i rewelacje o próbie uwie-
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
53
dzenia oraz o relacjach rodzinnych zatrzyma dla siebie.
Uśmiechnęła się nieco sztucznie.
- Interesy - wyjaśniła zwięźle. - Nie za dobrze mi
idzie, męczy mnie to okropnie.
- Och, tak mi przykro.
- Nie martw się, jakoś sobie poradzę. Dzięki pomocy
Johna rysują się nowe perspektywy. Po cichu załatwia mi
możliwość podpisania kontraktu z tutejszą stadniną na pro
wadzenie szkoły jazdy konnej. Mają tu rewelacyjne wierz
chowce, a ja bym dostała wyłączność na organizowanie
kursów. Wyobrażasz sobie? Ale to na razie sekret, nie chcę,
żeby ktoś wykorzystał ten pomysł i sprzątnął mi taką oka
zję sprzed nosa. Hej, rozchmurz się - zaproponowała
z udawaną wesołością. - Panna młoda powinna być cała
w skowronkach. Chyba musimy spędzić trochę czasu ra
zem, to dojdziemy do siebie.
Spojrzały sobie głęboko w oczy, z miłością, ale i z nie
pokojem. Przyjaźniły się od wieków, gdyż ich matki bardzo
się lubiły i spotykały się często, gdy dziewczynki były
jeszcze bardzo malutkie.
Jedynie związek z Lisą pozostał niezmącony przez te
wszystkie lata. Pozostałych bliskich sobie ludzi udało się
Istva'nowi stopniowo skłócić. A teraz atakował je dwie. Nic
dziwnego. Zawistnie niszczył przyjaźń innych, gdyż sam
nie był do niej zdolny. A ona kiedyś uważała go za wspa
niałego człowieka! Chyba rzeczywiście miała klapki na
oczach.
- Proszę, nie pozwólmy, by coś się między nami zmie
niło. Tyle razem przeszłyśmy. Tak naprawdę, to mam tyl
ko ciebie. Tacie się nie zwierzę, siostry to papużki-nieroz-
łączki...
54 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Nic nie stanie między nami, obiecuję - Lisa płaczli
wie pociągnęła nosem. - Wiesz co? Nie psujmy dzisiejsze
go wieczoru, jest taki wyjątkowy. Włóż tę obłędną białą
sukienkę, o której napisałaś mi w liście i niech wszyscy
faceci padną trupem! Obiecuję, tę noc będziemy długo
pamiętać!
- Jasne - Tanya szybko otarła spływającą po policzku
łzę. - Pokażemy Węgrom, jak się bawią dziewczęta z hrab
stwa Devon.
- I... nie kłóć się więcej z Istvanem - spróbowała po
nownie Lisa. - Spróbuj go zrozumieć, wejść w jego skó
rę... Och, on tyle dla mnie znaczy!
- Słuchaj... - zaczęła ostrzegawczo Tanya.
- Nie, tym razem ty mnie wysłuchaj. Kiedyś zrobił dla
mnie coś wspaniałego i nigdy mu tego nie zapomnę.
- Żartujesz. Co to było? - spytała z niedowierzaniem.
- Nie wolno mi tego zdradzić. Tylko on sam mógłby ci
to powiedzieć.
No, tak, znów ma jakieś wspólne sekrety z tym draniem.
Niedobrze.
- Nie wierzę w to, że potrafiłby zdobyć się na bezinte
resowny gest. Musiał w tym widzieć jakąś korzyść dla
siebie... - Urwała, gdyż dostrzegła łzy w oczach przyja
ciółki. - A ty wciąż masz do niego słabość...
- Uwielbiam go - padła natychmiastowa odpowiedź.
- I ciebie też. Dałabym się za was zabić. Dlatego błagam,
pogódźcie się, przynajmniej na dzisiejszy wieczór. Obie
cujesz?
Pogodzić się? A nie lepiej byłoby go zepchnąć z jakiejś
zamkowej wieży i mieć kłopot z głowy?
- Postaram się - odparła nieco wymijająco.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
55
Gdy została sama, bezsilnie opadła na łóżko. Kręciło jej
się w głowie od tych wszystkich wydarzeń. W dodatku nic
z tego nie rozumiała. Co ta Lisa wyprawia?
Doskonale pamiętała tamten rozpaczliwy telefon przed
czterema laty, skręcającą się z bólu przyjaciółkę i jej
szloch:
- Stracę moje dziecko! Moje i twojego brata...
A potem przejmujące wycie karetki, szok rodziców Lisy,
których to ona musiała zawiadomić, jej własny ból i stra
szliwe rozczarowanie, gdy wykrzyczała Istvanowi w twarz
całą prawdę. I konieczność zachowania tajemnicy. Na
szczęście udało się, wszyscy byli przekonani, że Lisa prze
szła jakąś niegroźną operację. Najważniejsze, że John się
nigdy nie dowiedział.
I rodzice. Czy ojciec nadal mógłby sprawować obowiąz
ki pastora, gdyby orientowano się, czego dopuścił się jego
syn? Chwileczkę, przecież wcale nie był jego synem! Kim
więc był?
Zerwała się i zaczęła nerwowo krążyć po pokoju. Wszy
stko wskazywało na to, że był Węgrem, którego przysz
ła pani Evans wywiozła z komunistycznej ojczyzny tylko
dzięki temu, że podała się za jego. matkę.
Czy wiedział o tym od dziecka i dlatego traktował ich
z pewnym dystansem? I dlaczego rodzice wydawali tyle
pieniędzy na edukację cudzego dziecka?
Bezradnie oparła się o jedną z kolumienek podtrzymu
jących wspaniały baldachim. Nie, własnymi siłami nie zdo
ła rozwikłać tej tajemniczej historii. Zwłaszcza że miała
kompletny mętlik w głowie. Tyle się wydarzyło w ciągu
ostatnich godzin...
Z zawstydzeniem przypomniała sobie nad wyraz intym-
56 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
ne chwile, spędzone z Istva'nem. Przez całe życie tyle się
nie czerwieniłam, co dzisiaj, pomyślała niechętnie. Jedno
cześnie poczuła, że świadomość faktu, iż jednak nie łączą
ich więzy krwi, jest niezwykle ekscytująca...
Zganiła siebie za takie nieprzyzwoite myśli i by je od
siebie odegnać, pośpiesznie wzięła niemal lodowaty pry
sznic. Następnie cokolwiek nerwowo przerzuciła zawar
tość walizki i wyciągnęła białą sukienkę z dzianiny na cie
niutkich ramiączkach. Sue wykonała to naprawdę prze
pięknie, stwierdziła z uznaniem, gdy lejący się materiał
wprost idealnie ułożył się na jej figurze. Śnieżna biel do
skonale podkreślała złocistą opaleniznę, zaś dwa wysokie
pęknięcia przy każdym ruchu ukazywały smukłe nogi. Na
gle coś jej przyszło do głowy.
- O rany, on pomyśli, że to dla niego tak się wystroiłam!
Z niepokojem spróbowała stawiać drobniejsze kroki.
Nic z tego, można było podziwiać jej uda aż do połowy.
Już kiedyś wyśmiał jej kreację. Pierwszy raz w życiu
szła na tańce i strasznie chciała się komuś spodobać. Istva'n
uznał, że wygląda nieprzyzwoicie, wręcz rozpustnie, co
córce pastora na pewno nie przystoi. W efekcie musiała
włożyć okropną sukienkę w kwiatki, w której wyglądała
jak wyrośnięte dziecko. Nic dziwnego, że przez cały wie
czór nikt jej nie poprosił do tańca. Na dodatek Istva'n nie
krył zadowolenia, gdy się o tym dowiedział. Ucieszyło go,
że zepsuł jej zabawę.
Ale tym razem nic z tego! Zamierza szaleć przez całą
noc i wyglądać uwodzicielsko! O ile to możliwe, dodała
w myślach. Przy moich pięknych siostrach wyglądam jak
brzydkie kaczątko. Tym niemniej postanowiła spróbować.
Zamiast uczesać się w gładki kok, jak to miała pierwot-
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
57
nie w planach, zrobiła sobie bardziej wyszukaną fryzurę,
lecz dość luźno i buntowniczo wyciągnęła kilka pasemek.
Nigdy przedtem tego nie robiła. Hej, to wygląda całkiem
nieźle! Po raz pierwszy przyszło jej do głowy, że jest cał
kiem seksowna. Dla żartu przybrała zmysłową pozę przed
lustrem.
- Wejdź, Liso - zawołała, gdy usłyszała pukanie. - No
i co ty na to? - spytała ze śmiechem, w nadziei, że rozbawi
przyjaciółkę i choć na trochę poprawi jej humor.
- Chyba nie wytrzymam. - Istva'n pożądliwym wzro
kiem ogarnął jej prowokacyjnie wygiętą sylwetkę.
Oniemiała, lecz nie tylko z zakłopotania. Ona również
pożerała go wzrokiem. Smagły brunet w doskonale skro
jonym czarnym fraku i śnieżnobiałej koszuli, czyż mo
że być coś bardziej podniecającego? Bezwiednie położyła
dłoń na piersi.
- To też - odezwał się niskim głosem. - Ale na to, co
niżej, także miałbym ogromną ochotę.
- No wiesz! - zganiła go, lecz z przestrachem zdała
sobie sprawę z tego, że ona również...
- Nagle zrobiło ci się gorąco, prawda? I ogarnęła cię
taka przyjemna słabość, zgadza się?
Skąd to wiedział?
- Wcale nie - zaprzeczyła, lecz chyba mało przekonu
jąco. Stanęła prosto, by jej nogi były mniej wyeksponowa
ne i by wreszcie przestał się na nie gapić. - Jeśli sądzisz,
że ubrałam się tak dla ciebie, to się grubo mylisz.
- A dla kogóż by innego? Przecież nie znasz tu nikogo
- uśmiechnął się arogancko. - Czy mam rozumieć, że swo-
im ubiorem składasz seksualną ofertę wszystkim napotka
nym mężczyznom?
58 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Wcale nie! - zdenerwowała się. - To tylko tobie jed
no w głowie, nie mnie! To przez ciebie Lisa zaszła...
Skoczył ku niej, brutalnie chwycił za nadgarstki i przy
ciągnął do siebie.
- Powiedz to jeszcze raz, a naprawdę stracę cierpli
wość. Żałuję, że wtedy nie...
- Ja też żałuję, „że ty wtedy nie" - skwitowała natych
miast.
- Do diabła z tym! - warknął przez zaciśnięte zęby.
- Zostaw mnie - poprosiła z udręką w głosie. -I Lisę.
Zostaw nas w spokoju.
- Za późno - szepnął. - Mam tu coś do zrobienia.
- Nie! - zaprotestowała rozpaczliwe, gdyż nie miała
żadnych wątpliwości co do tego, o co mu chodzi. Zamie
rzał tej nocy uwieść jutrzejszą pannę młodą...
Zamknął jej usta pocałunkiem, gwałtownym i namięt
nym. Gdy ją wreszcie puścił, ze strachem przesunęła drżą
cymi palcami po obolałych wargach.
- Widzisz, jakie to proste? - zadrwił. - Zawsze robię,
co chcę, i dostaję, czego pragnę. Teraz będzie tak samo.
Niedługo się przekonasz, zapewniam cię. Miłego oczeki
wania - dodał jeszcze, zanim wyszedł.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Każdy, kto patrzył na Tanyę podczas przyjęcia, dałby
głowę, że bawi się wspaniale. Piękne włosy o miedzianym
odcieniu lśniły w świetle kryształowych kandelabrów,
smukła sylwetka w białej sukni niestrudzenie wirowała
w tańcu. Jednak w jej oczach widniał smutek, a w sercu
panował żal.
To mógł być wieczór jak z najpiękniejszego snu. Wę
gierscy przyjaciele Johna i Lisy okazali się wspaniałymi,
życzliwymi ludźmi. Uroda zamku chyba nie miała sobie
równych. Wykwint i elegancja na każdym kroku. Stare
obrazy w złoconych ramach, oświetlone świecami stoliki
na tarasie, poruszający się z gracją kelnerzy, kryształowe
lustra, w których odbijały się tańczące pary, a wśród nich
promiennie uśmiechnięta Tanya w ramionach coraz to in
nego przystojnego Węgra.
Bajka, po prostu bajka. Gdyby nie Istva'n...
Czasami szukała go wzrokiem i za każdym razem oka
zywało się, że wpatruje się w nią intensywnie.
- I jak? Czekasz na to, co ma się stać? - zagadnął ją,
gdy mijali się w powolnym walcu.
- Wcale nie! Znakomicie się bawię - odparła i posłała
czarujący uśmiech swojemu partnerowi.
- A w niezgłębionej ciemności jej oczu, ach, cóż za
60 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
dzikie bestie się kłębią - powiedział, jakby cytując frag
ment jakiegoś wiersza.
Pasowało jak ulał, tyle że do niego, a nie do niej.
- Jesteś pijany - stwierdziła wyniośle.
- Ująłbym to nieco inaczej. Odurzony, ale ty też, pra
wda? To hormony, moja droga. - Ze śmiechem pociągnął
kobietę, z którą tańczył, w głąb sali.
Tanya poczuła ukłucie zazdrości, gdy zauważyła maśla
ne oczy tamtej, wpatrzone z uwielbieniem w Istva'na. Ta
zawiść świadczyła o tym, że niestety miał rację. Była odu
rzona, oszołomiona, spętana czarem, jaki na nią nieustan
nie rzucał. Nie ma siły, Lisa też się nie oprze...
- Tan!
Po szerokich marmurowych schodach zbiegały dwie
prześliczne rudowłose dziewczyny.
- Proszę mi wybaczyć, chciałabym się przywitać z sio
strami, tak rzadko się z nimi widuję - uśmiechnęła się prze
praszająco i już po chwili z uczuciem ściskała je obie.
- Coś takiego! - zawołała nieco zaskoczona Mariann.
- Nasza opanowana, chłodna siostrzyczka zaczyna się ro
bić sentymentalna. - Wysunęła się z jej objęć, by wszyscy
mogli w pełni podziwiać króciuteńką spódniczkę i skąpy
gorset, a raczej to, co ten strój odkrywał, gdyż o zakrywa
niu właściwie nie było mowy...
- To chyba przez ten ślub - stwierdziła najmłodsza
z nich, Sue, która na szczęście ubrała się nieco skro
mniej w złocistobeżową marynarkę i spodnie. - Ale na
mój jeszcze długo poczekacie. Nie zamierzam się wiązać
na całe życie tak szybko. Dziwię się Johnowi, że tak mu
się śpieszy.
- Miłość nie zawsze idzie w parze z rozsądkiem - za-
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
61
uważyła Tanya, nieco podniesiona na duchu. Cudownie,
że miała je teraz przy sobie. Potrzebowała wsparcia ro
dziny.
- Święte słowa, moja miła. Czołem, kochane siostrzy
czki. - Istvan uśmiechnął się szeroko na widok ich zdu
mionych min. - Zabłąkana owieczka powróciła do stada.
- Raczej wilk w owczej skórze - sprostowała Tanya. -
I to wygłodniały. Tylko patrzy, kogo rozszarpać.
- Niegrzeczna dziewczynka - zbeształ ją. - Starajmy
się zachowywać pozory.
- A niby dlaczego? - spytała buntowniczo.
- Nie psujmy radości jutrzejszym nowożeńcom.
W jej odczuciu zabrzmiało to nad wyraz obłudnie.
- Jest ostatnio trochę przewrażliwiona - porozumiewa
wczo mrugnął do dwóch sióstr.
- Wcale nie jestem. Po prostu mam cię potąd - przesu
nęła dłonią w okolicach brody.
- O, to jeszcze mało. Muszę się lepiej starać. Interesuje
mnie raczej całe ciało.
Z niesmakiem wzruszyła ramionami, głównie po to, by
ukryć nagły dreszcz. Dla niej seksualny podtekst tej wy
powiedzi był łatwo czytelny.
- To może zostań grabarzem? - zasugerowała zjadli
wie.
Rosnące zdziwienie Mariann i Sue najwyraźniej spra
wiało Istvanowi coraz większą przyjemność.
- Mówiłem wam, że coś z nią nie tak. No, uśmiechnij
cie się, dziewczyny. Przecież wszyscy na nas patrzą i za
dają sobie pytanie, kim są te trzy rudowłose piękności. Czy
mam się pochwalić, że to moje siostry?
Tanya odruchowo przywołała uśmiech na twarz.
62 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- A nie lepiej, żebyś poszedł do diabła? - spytała ze
słodyczą.
- Nieźle sobie radzisz z ukrywaniem uczuć - stwier
dził z uznaniem. - No, może jeszcze troszkę... - Palcami
uniósł kąciki jej ust nieco wyżej. - O to mi chodziło!
- szepnął z nie skrywaną satysfakcją, gdy zadrżała pod
jego dotykiem.
- Zrób to jeszcze raz, a pożałujesz - ostrzegła.
- Nie pamiętasz, jak Biblia nakazuje traktować marno
trawnego syna?
- Ty śmiesz się powoływać na Pismo Święte? To już
szczyt bezczelności. - Konieczność zachowywania pozo
rów ciążyła jej coraz bardziej. Od sztucznego uśmiechu
bolały ją mięśnie twarzy. - Wiesz co, zejdź mi z oczu.
Święty by z tobą nie wytrzymał.
- Proszę uprzejmie. Pozwolę sobie przy tym przed
stawić nasze piękne siostry kilku osobom - powiedział
i bezceremonialnie zabrał je ze sobą. A tak bardzo potrze
bowała teraz ich obecności!
- Sadysta - mruknęła przez zaciśnięte zęby.
Na szczęście chwilę później znowu ktoś ją poprosił do
tańca, skorzystała więc ze sposobności, by przestać snuć
ponure rozważania. Po jakimś czasie udało jej się wreszcie
zagłuszyć niepokój. W całkiem niezłym nastroju poszła
coś zjeść w towarzystwie przemiłego Węgra. Gdy sięgała
po apetyczne przystawki, usłyszała znajomy głos:
- Jedz, pij i baw się, bo jutro...
Odwróciła się powoli. Już nie miała ochoty najedzenie.
Chyba stanęłoby jej w gardle.
- Nie sądzę, by jutrzejszy dzień mógł być gorszy od
dzisiejszego - odparła.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
63
- A jednak... - powiedział znaczącym tonem.
Westchnęła z rezygnacją.
- Chyba musimy jednak porozmawiać. Dziękuję za ta
niec - uśmiechnęła się do swego partnera.
Tamten pojął natychmiast, zgiął się w ukłonie, ucałował
dłoń Tanyi i odszedł, choć z wyraźnym ociąganiem.
- Niektórzy twoi krajanie potrafią się zachować - za
uważyła uszczypliwie.
Nie przejął się tym docinkiem.
- Tak, Węgrzy to wyjątkowi ludzie.
- Z wyjątkiem jednego - skwitowała uszczypliwie. -
Co do innych, zgadzam się. Zresztą Lisa już mi to kiedyś
mówiła.
- Prawda, jaki ona ma gust? - ucieszył się.
- No pewnie, przecież wybrała Johna! - odparowała
natychmiast. - Musi być z. niego bardzo dumna. Świetnie
sobie poradził, dostał pracę w takim miejscu. Tu jest prze
pięknie!
Oparł się wygodnie o masywną, pięknie rzeźbioną ser-
wantkę. Jego wzrok błądził po udekorowanych freskami
ścianach.
- Tak, dobrze wybrał - przytaknął ku jej ogromnemu
zdziwieniu.
Przywykła do tego, że kłócą się o każdy drobiazg. Spoj
rzała na niego podejrzliwie, lecz on właśnie odwzajemniał
pozdrowienie eleganckiej siwowłosej damy, która uśmie
chnęła się do niego przyjaźnie z drugiego końca sali.
- To jeden z najwspanialszych i najsłynniejszych za
mków w naszym kraju - ciągnął. - Na przykład w tej ko
mnacie jadał niegdyś Napoleon - powiedział z wyraźną
dumą.
64 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Niesamowite! - zawołała Tanya, zadowolona, że być
może uda się nawiązać jakąś nić porozumienia. Trzeba
porozmawiać o tym, co go interesuje, uśpić jego czujność,
dotrzeć do jego wnętrza, poruszyć w nim jakieś ludzkie
uczucia... - Ale czy to nie okropne, że przerobiono go na
hotel? Myślę, że księżna musi czuć się okropnie, gdy widzi
obcych ludzi we własnym domu.
- Lepiej, żeby tu tańczyli obcy ludzie, niż żeby zamek
stał opuszczony i niszczał. Księżnę to na pewno cieszy.
- Mówił z takim żarem, że spojrzała na niego ze zdumie
niem. To było zupełnie do niego niepodobne.
- Wiesz coś o niej?
- Należy do rodu Huszarów, oni zaś wywodzą się od
tak zwanych Madziarów, wojowniczego plemienia noma
dów, które osiedliło się na Węgrzech ponad tysiąc lat temu
- powiedział z udawaną obojętnością.
Aż klasnęła w dłonie.
- Ależ to romantyczne! - zawołała z autentycznym po
dziwem. - To przedziwny kraj. Czuję się tak, jakbym na
każdym kroku ocierała się o historię. - Wyprostowała się
dumnie na myśl, że w jej żyłach płynie węgierska krew.
- Och, opowiedz mi o nim więcej.
- Chętnie. Co cię interesuje? - spytał z zadowoleniem.
- Wszystko. Zacznij od zamku, od jego przeszłości...
Nie musiała dwa razy prosić, Istvan bez oporów podzielił
się swoją wiedzą, po czym cierpliwie wyjaśnił, jak to wyglą
dało za czasów panowania komunistów i do jakich wybiegów
trzeba było się uciekać, by chronić zabytki przed zniszcze
niem. Słuchała z szeroko otwartymi oczami. Wychowana
w Anglii, w głębokim poszanowaniu dla dziedzictwa naro
dowego, pewnych rzeczy nie potrafiła zrozumieć.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
65
- I mówisz o tym tak spokojnie? Nie oburza cię to, co
się tutaj działo? - spytała z przejęciem.
- Od kiedy ciebie interesuje, co ja myślę? - zadrwił.
Westchnęła z żalem. A już przez chwilę udało im się
normalnie rozmawiać...
- Zepsułem nastrój, prawda? - mruknął. - Rzeczywi
ście, szkoda. Ale i tak bym nie zdradził swojej opinii na
ten temat. Wiesz, że jestem powściągliwy zarówno w wy
rażaniu sądów, jak i uczuć.
- Wiem. Ale prawdę mówiąc, nie rozumiem, czemu
jesteś tak strasznie skryty.
Zawahał się.
- To Ester mnie tego nauczyła.
Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Mama? A dlaczego miałaby to robić?
Znów przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią,
intensywnie wpatrując się w czubki butów.
- Uznała, że nie może mi utrudniać odejścia od was,
gdy wreszcie dowiem się, że nie należę do waszej rodziny.
Chciała, bym odszedł bez żalu i bez wahania.
- I tak się też stało - szepnęła z wyrzutem.
Delikatnie przesunął dłonią po jej drżących ustach. Na
moment przymknęła oczy. To straszne. Pragnę człowieka,
którego nienawidzę. Och, dotknij mnie jeszcze...
•- A miałem jakieś wyjście po tym, jak powiedziałaś mi
prosto w twarz, że mam się wynosić?
- Czyli to ja jestem wszystkiemu winna, tak? - spytała
z goryczą.
Łagodnie ujął ją pod rękę.
- Chodź ze mną.
- Nie ma mowy - zaprotestowała.
66 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Sądziłem, że zechcesz porozmawiać o twojej matce.
- Równie dobrze możemy rozmawiać tutaj - upiera
ła się.
- To sprawa tylko między nami dwojgiem, nie chcę,
by ktokolwiek coś usłyszał. Nie mam złudzeń, wiem, że
mi nie ufasz. Dlatego nie proponuję pójścia do pokoju.
Usiądźmy tam. - Wskazał przeszklony, jasno oświetlony
ogród zimowy. - Nic ci nie grozi, będzie nas doskonale
widać, lecz nikt nas nie podsłucha.
Ciekawość wzięła górę.
- No? - ponagliła, gdy już usiedli wygodnie na wikli
nowych krzesłach w otoczeniu egzotycznych roślin.
Istvan uniósł dłoń, jakby chciał dotknąć włosów Tanyi,
lecz po chwili wahania cofnął ją.
- Biedactwo - westchnął. - Zrobiłem ci taki mętlik
w głowie, że nie widzisz tego, co oczywiste! Dobrze, spró
bujmy zatem rozwikłać to wszystko po kolei. Mój wyjazd
do Anglii i powrót z niej został zaplanowany jeszcze przed
moim urodzeniem. Ester powinna była wyznać mi pra
wdę o moim pochodzeniu i wysłać mnie z powrotem, gdy
skończyłem osiemnaście lat. Gdyby tak się stało, zaoszczę
dziłoby to wszystkim wiele cierpienia.
- To prawda - przytaknęła ze smutkiem. - Ale co to
ma wspólnego z wychowywaniem cię na człowieka pozba
wionego wszelkich uczuć? - jęknęła z bólem, kurczowo
splatając palce.
- Ester chciała, bym nie wiązał się z nikim i niczym
i dzięki temu mógł odejść w dowolnym momencie.
Patrzyła na niego ze zgrozą.
- Popełniła więc straszliwą pomyłkę! Trzeba było
otwarcie przyjąć cię do rodziny jako adoptowane dziecko,
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
67
otoczyć miłością, traktować jak wszystkich innych, a nie
robić straszną tajemnicę z tego, że nie jesteś jej synem.
Mieszkałbyś z nami w Anglii jako nasz brat i wszyscy by
libyśmy szczęśliwi! - W oczach Tanyi pojawiły się łzy.
- Nie rozumiesz - odezwał się uspokajającym tonem.
- Ja musiałem tu wrócić, to było poza wszelką dyskusją.
Ester starała się jak najlepiej wywiązać ze swego obowiąz
ku i ułatwić mi to. Dlatego uczyła mnie dystansu i obojęt
ności.
Nie mogła w to uwierzyć. Jej matka odmówiła mu ro
dzinnego ciepła, nie nauczyła go kochać i w efekcie wy
chowała potwora bez serca! Ale przecież on nie był temu
winien, przeszło jej przez głowę. I nagle zrobiło jej się go
strasznie żal.
- To bolesna lekcja, lecz wyciągnę z niej odpowiednie
wnioski - powiedziała z trudem. - Gdy ja wyjdę za mąż,
to tylko za wrażliwego, kochającego mężczyznę, który nie
będzie się bał okazywać swoich uczuć. A nasze dzieci ob
darzymy taką samą miłością, bez względu na wszystko.
- Mam nadzieję, że znajdziesz takiego właśnie człowie
ka - odezwał jakimś dziwnym głosem. - Wiem, że okażesz
się cudowną żoną i matką.
Ten nieoczekiwany komplement jednocześnie ucieszył
ją i zasmucił. Jakoś na razie nie zanosiło się na to, że jej
marzenie się spełni. Niewykluczone, że pozostanie samot
na. Tak samo jak Istvan, który też z pewnością nigdy nie
wstąpi w związek małżeński. Przecież on nie potrafi niko
go kochać.
- Dziękuję. Zobacz, ile się można nauczyć dzięki błę
dom rodziców... - Zagryzła wargi, żeby się nie rozpłakać.
Wciąż nie potrafiła przywyknąć do myśli, że to mama
68 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
ponosiła odpowiedzialność za okropny charakter Istvana.
- Musiałeś przeżyć ogromny szok, gdy wreszcie powie
działa ci prawdę. A może coś podejrzewałeś?
- Nie, to naprawdę był wstrząs. Najpierw nie chciałem
jej wierzyć. Jednak to wyjaśniało wiele rzeczy. I logika,
i jakieś wewnętrzne przekonanie podpowiadały, że miała
rację.
Patrzyła na niego ze współczuciem.
- Kiedy... kiedy to się stało? - spytała cicho.
Rysy jego twarzy ściągnęły się boleśnie.
- Po tym, jak dopadłaś mnie przy skale Króla Artura
i urządziłaś takie piekło, jakiego świat nie widział.
Co za fatalny zbieg okoliczności! Czy naprawdę wszy
stko musiało się wydarzyć tego jednego strasznego dnia?
Zostawiła Lisę w szpitalu i jak szalona pobiegła szukać
jeżdżącego konno Istvana. Znała jego ulubione trasy, zna
lazła go z łatwością i wykrzyczała wszystkie swoje żale
i pretensje.
- Miałam ochotę cię zabić. Po tym, jak Lisa... - Urwa
ła nagle, gdy omal nie zmiażdżył jej dłoni w stalowym
uścisku.
- Dość. Nie musisz mi mówić, co jej groziło. Rozma
wiałem na ten temat z lekarzem. Wiem, że trafiła do szpi
tala w ostatniej chwili.
- I nawet nie zostałeś przy jej łóżku! - wybuchnęła.
- A co miałem zrobić? Powiedziano mi, że musi odpo
cząć. Poszedłem więc sobie, musiałem się zastanowić nad
kilkoma rzeczami. Ale nie przestałem o niej myśleć i tro
szczyć się o nią. Nigdy.
Tanya skrzywiła się.
- Obawiam się, że te wydarzenia zmieniły ją - ciągnął
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
69
ze zmarszczonymi brwiami. - Stała się ostrożna, zbyt
ostrożna. Boi się zanadto angażować.
Och, czyli on wie, że Lisa nie jest do końca pewna
swoich uczuć do Johna. I z pewnością nie omieszka tego
wykorzystać...
- Widzisz więc, do czego prowadzi uwodzenie niewin
nych, zakochanych dziewcząt. - Jej głos drżał wyraźnie.
- Tak, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. I nigdy
w życiu nie zapomnę tamtego dnia - powiedział z przeko
naniem. - Ale nienawidzę tych wspomnień, chciałbym wy
mazać z pamięci to wszystko, co się wydarzyło.
Milczeli przez chwilę, po czym Istvan sięgnął po jedną
z białych orchidei i wpiął ją Tanyi we włosy.
- Mizernie wyglądasz. Kiedy ty coś jadłaś?
- Rano w samolocie zmusiłam się do przełknięcia jed
nej kanapki, to wszystko. Nie miałam apetytu. Ale to nic,
opowiadaj mi dalej o mamie i o sobie - nalegała. Musiała
go poznać, zrozumieć motywy postępowania, by skutecz
nie przeciwdziałać jego zakusom na szczęście Lisy i Johna.
- Kiedy indziej. Wszystko w swoim czasie - odparł
tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Westchnęła z rozczarowaniem, lecz wiedziała, że nie da
rady go przekonać. Przyjęła ofiarowane jej ramię i wróciła
do sali balowej.
Pięknie ozdobione stoły pod ścianami uginały się od
wymyślnych dań. Nawet gdyby cała armia Napoleona
wmaszerowała tu w tej chwili, to i tak nie byłoby ich widać
spoza piętrowych tortów, piramid owoców, pieczonych ba
żantów ze wspaniałymi ogonami... Taka uczta musiała
kosztować fortunę! Skąd John wziął na to pieniądze? Prze
cież musiała mu pożyczyć wszystkie swoje oszczędności,
70 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
by mógł jechać na Węgry za Lisą. Co prawda, udało mu
się ślepym fartem dostać fantastyczną pracę, ale w żaden
sposób nie mógł jeszcze tyle zarobić.
- Czy w tym hotelu jest bardzo drogo? - spytała z nie
pokojem.
- To raczej ekskluzywne miejsce. - Podał jej talerz.
- Czy mogłoby być tanie?
Ukradkiem dotknęła przepysznych girland, które ozda
biały bankietowe stoły i oczy zrobiły jej się okrągłe ze zdu
mienia. Prawdziwy bluszcz i prawdziwe orchidee! Miała
tylko nadzieję, że John jednak nie popadł w długi, pragnąc
zaimponować narzeczonej.
- Taka wystawna biesiada w przeddzień ślubu to stary
węgierski zwyczaj - odezwał się nagle Istva'n. - Wziął się
stąd, że panna przygotowywała wspaniałe dania, do któ
rych skosztowania zapraszano ewentualnych starających
się. Jeśli pozytywnie oceniono jej umiejętności, miała duże
szanse złapać męża.
- Przez żołądek do serca? - spytała żartobliwie.
Roześmiał się.
- Pod tym względem nic się nie zmieniło od wieków.
Kobiety zawsze dokonywały wyboru, a potem wszelkimi
sposobami starały się upolować upatrzoną ofiarę. Mężczy
znom jedynie się zdaje, że to oni zdobywają. W rzeczywi
stości jesteśmy jedynie pionkami w waszych rękach.
- Akurat! Już widzę, jak pozwalasz, by kobieta mówiła
ci, co masz robić - rzuciła mu rozbawione spojrzenie.
- Staram się być graczem, a nie pionkiem. Szachy to
bardzo wyrafinowana gra - zauważył, nakładając sobie
pieczeń na talerz. - Czasem trudno przewidzieć, jak się
zmieni sytuacja i rozkład sił. Jeden fałszywy ruch może
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
71
zniszczyć wspaniałą rozgrywkę... Koniecznie musisz tego
spróbować. - Podał jej kawałek mięsa na swoim widelcu.
Ponieważ teraz gawędziło im się całkiem przyjemnie,
posłuchała bez wahania.
- Mmm, rewelacyjne! Uczta bogów! Mam nadzieję, że
John dostał jakąś zniżkę, bo inaczej nie wypłaci się do
końca życia.
- Nie dostał żadnej zniżki - rzucił niedbale. - Ale nie
obawiaj się. Nie wydał na to ani grosza.
Zatkało ją na chwilę.
- Jak to? Skąd wiesz?
Uśmiechnął się tylko zagadkowo.
- Musisz mi powiedzieć, kto pokrywa koszty - zdener
wowała się. - Przecież nie Lisa, skąd studentka Akademii
Muzycznej miałaby takie apanaże?
- No właśnie, ciekawe kto? - mruknął. - Jej rodzice
nie żyją, wasz ojciec jest biedny jak mysz kościelna, za
wsze wolał rozdawać ubogim, niż odkładać na konto. Kto
może tak dbać o Lisę?
Na widok jego zadowolonej miny, jej serce zaczęło wa
lić jak młotem.
- Nie! Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że... Och,
każdy, tylko nie ty!
- Nie podoba ci się, że ktoś pomaga twojej jedynej
przyjaciółce?
- Ale nie w takiej sprawie i nie w taki sposób.
- Ona nie widziała w mojej propozycji niczego niewła
ściwego. Cieszę się, że ci smakuje.
Tanya natychmiast odłożyła kolejną porcję mięsa z po
wrotem na jego talerz. Chyba by jej stanęło w gardle.
- Nie wierzę, że jesteś taki hojny. I tak bogaty.
72 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- A nie jestem?
Dopiero teraz przyjrzała się uważniej nienagannie skro
jonemu frakowi, jedwabnej koszuli, spod której mankietu
pobłyskiwał złoty rolex. I sposób, w jaki kelnerzy pod
chwytywali jego rozkazujące spojrzenia... Tak, ten czło
wiek bez wątpienia miał władzę i pieniądze. Każdy jego
ruch zdradzał niezwykle pewnego siebie mężczyznę, który
wiedział, że może mieć wszystko, czego zapragnie.
- Ciekawa jestem, jak do tego doszedłeś - rzuciła mi
mochodem.
Przez moment podejrzewała, że dostał spadek po wę
gierskich przodkach, lecz to nie miało sensu. Przecież bo
gaci ludzie nie powierzyliby syna zwykłej, prostej kobie
cie, jaką była jej matka.
- Udało mi się nieźle zarobić - odparł nonszalancko.
- Ty zawsze spadasz na cztery łapy - przyznała nie
chętnie. -Na uczelni obijałeś się niemiłosiernie, a przecież
zdałeś wszystkie egzaminy. Czy korzystasz teraz ze swo
jego dyplomu absolwenta studiów ekonomicznych?
Przypomniała sobie, jak przyjeżdżał na wakacje po za
liczonej sesji, butny i arogancki, nie liczący się z nikim
i niczym, mknący z zawrotną szybkością w swoim BMW
po wąskich szosach hrabstwa.
Pieszczotliwie przesunął dłonią po jej policzku.
- Ach, ty mała marzycielko - mruknął cicho. - Sądząc
po wyrazie twoich oczu, byłaś daleko stąd. Wspominałaś
szczenięce lata? A może raczej dzisiejsze igraszki ze mną?
Opanowała się z trudem.
- Zastanawiałam się, co musiałeś zrobić, żeby stać się
tak bogatym. Nie sądzę, bym mogła chwalić sposoby, do
jakich się uciekałeś, by móc teraz tarzać się w pieniądzach.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
73
Zresztą, bardziej interesuje mnie powód, dla którego pła
cisz za całe wesele Lisy?
Ironicznie uniósł brew.
- Może czuję się winny? - podpowiedział.
- A od kiedy jesteś zdolny do takiego uczucia? - padła
błyskawiczna riposta.
Jednak miała nadzieję, że podał prawdziwy powód. Bo
jeśli nie wyrzuty sumienia, to co? Chęć pokazania Lisie,
jak potrafi być hojny wobec kobiety, na którą ma ochotę?
Zaalarmowana tą myślą, nerwowo sięgnęła po widelec, by
ukryć drżenie dłoni. Z roztargnieniem wzięła aż trzy sztuć
ce, po czym zaczęła nakładać kawałki indyka na i tak już
pełen talerz. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, co
robi.
Na zmysłowych ustach Istvana błąkał się pełen zadowo
lenia uśmieszek.
- Twoja przyjaciółka jest mi bardzo wdzięczna - zasu
gerował znaczącym tonem. - O, ktoś aż otworzył usta ze
zdziwienia! A może bym je tak zamknął? Znam pewien
sposób...
Z trudem powstrzymała się od wymierzenia mu siarczy
stego policzka. Należał mu się na pewno, lecz przecież nie
mogła sobie na to pozwolić.
- Czy mam rozumieć, że to jednak nie poczucie winy
tobą kierowało? - spytała z niepokojem.
- Jak zwykle masz rację - westchnął. - Przejrzałaś
mnie na wylot. Dobrze, miałem swój powód, by jej to
wszystko zafundować. Ale myślę, że ta inwestycja szybko
mi się zwróci.
- O czym ty mówisz? - zawołała z przestrachem.
- Lisa twierdzi, że zupełnie nie wie, jak mi dziękować.
74
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Obiecałem jej, że zastanowię się i znajdę jakiś sposób, w ja
ki mogłaby mi się odwdzięczyć.
- Przecież to szantaż!
- Wcale nie. Decyzja należy do niej, nic się nie stanie,
jeśli mi nie podziękuje. Jak sądzisz, zrobi to, czy nie?
Pomyślała ze zgrozą, że żyją w zupełnie innych świa
tach. Dla tego człowieka nie istniały żadne zasady moralne!
Nic dziwnego, tylko by mu przeszkadzały w zachłan
nym, egoistycznym korzystaniu z życia... Jego cynizm
i nieczułość były przerażające. Dla zabawy postanowił
uwieść swoją byłą dziewczynę w przeddzień jej ślubu z in
nym.
. Nie, to jakiś straszliwy sen, to niemożliwe, musi się
upewnić.
- Chcesz się kochać...
- Z tobą - wtrącił niespodziewanie. - Cieszę się, że to
proponujesz. To co, idziemy na górę?
Tak, tak, błagały jej zmysły, co przeraziło ją dodatkowo.
Dłoń Istvana pożądliwie przesunęła się po jej biodrze i Ta-
nya poczuła przemożne pragnienie, by znów ją pocało
wał...
- Przestań! - syknęła ze strachem. - Jeszcze ktoś nas
zobaczy!
- Fogdossl - szepnął. - To mniej więcej znaczy:
„Precz z łapami". Zapamiętaj to słowo, bo w ciągu nastę
pnych para godzin będziesz go często potrzebować.
- Jak to? Dlaczego? - wyjąkała.
Przyciągnął ją mocno do siebie. Mógł sobie na to po
zwolić, gdyż akurat była przerwa w tańcach i tłum gości
oblegał stoły. W panującym ścisku nikt nie zauważał, że
brat i siostra zachowują się co najmniej dziwnie. Co gorsza,
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 75
sprawiało to Tanyi ogromną przyjemność. Wiedziała jed
nak, że nie może się z tym zdradzić. Jeśli tylko da znak,
że uwielbia jego dotyk, źle się to dla niej skończy.
- Wszyscy sądzą, że jesteśmy rodzeństwem - przypo
mniała, starając się nieco odsunąć. - Nie zachowuj się więc
jak mój kochanek!
- Kiedy nie mogę przestać cię dotykać... - szepnął jej
do ucha. Zadrżała mimowolnie. - Tak, to udręka mężczy
zny. I przyczyna upadku kobiety,
- Ale co?
Odwrócił jej twarz ku sobie i zmusił, by spojrzała mu
prosto w oczy.
- Seks - odparł krótko, po czym ujął ją pod ramię i od
prowadził na bok. - Pytanie tylko, z którą z was?
Coś ją ścisnęło w żołądku.
- Z żadną! - wycedziła. Pomyślała z furią, że dłużej
nie zniesie jego towarzystwa i tych nieprzyzwoitych pro
pozycji. - Daj mi wreszcie święty spokój - syknęła. - Czy
nie możesz się uczepić kogoś innego?
Westchnął z przesadą.
- No cóż, nie lubię, gdy mi się odmawia. Czuję się
wtedy taki rozczarowany, że muszę natychmiast poszukać
kogoś, kto mnie pocieszy. W przeciwnym wypadku mógł
bym się nabawić kompleksu niższości, rozumiesz. O, jest
Lisa - zauważył z szatańskim błyskiem w oku i pomachał
do niej. Stojąca po drugiej stronie komnaty blondynka ze
skrzypcami w dłoni rozpromieniła się na jego widok. Tanyi
zrobiło się słabo. - Ponieważ ona jest do mnie przyjaźniej
nastawiona, pozwolisz, że cię opuszczę...
- Nie! - zaprotestowała gwałtownie. O rany, przed
chwilą sama kazała mu się wynosić, co ma teraz wymyślić,
76 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
żeby go przy sobie zatrzymać? - Obiecałeś, że opowiesz
mi swoją historię - wyjaśniła niezręcznie.
Uśmiechnął się z nie skrywanym zadowoleniem.
- W takim razie pogawędzimy sobie na górze, na deser
po szalonych zapasach w łóżku...
- Porozmawiamy tutaj - sprostowała histerycznym to
nem. - Jak brat z siostrą.
- Aha, i dopiero potem udamy się do twojego pokoju?
- dokończył ze słodyczą. - Dobrze, może być i tak. Nie,
nie sprzeczaj się ze mną. Przecież wiem, że to zrobisz.
Chyba zależy ci na szczęściu Johna, prawda?
Zakręciło jej się w głowie.
- Co to ma znaczyć? Czy mnie też próbujesz szanta
żować?
- Nie muszę próbować. Już wygrałem.
Z uśmiechem spojrzał jej głęboko w oczy i Tanya zro
zumiała, że takiemu mężczyźnie nie sposób się oprzeć. Tak,
chciała się z nim kochać. Myśl o tym powinna była ją
zawstydzać, lecz zamiast tego napełniała ją radością i nie
cierpliwym oczekiwaniem. Ale dlaczego? Wiedziała prze
cież, że Istvan jest złym człowiekiem...
Nagle odniosła dziwne wrażenie, że niewykluczone, iż
pozory mylą. Gdyby spróbowała dotrzeć pod tę nieprze
niknioną maskę cynizmu i obojętności, być może odkryła
by pod nią zupełnie inną osobę, taką, którą mogłaby...
Och, co za niedorzeczna myśl!
- Uważaj, twój bażant za chwilę sfrunie na podłogę.
Łagodnie wyjął jej z rąk talerzyk i podprowadził ją do
niewielkiego stolika. Usiedli w milczeniu.
- Już to kiedyś słyszałam - zauważyła po chwili Tanya,
gdy dotarło do niej, że w sali balowej rozbrzmiewa zupeł-
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
77
nie inna muzyka niż przedtem. Miejsce orkiestry zajął teraz
kwartet smyczkowy, składający się z Lisy i trójki jej przy
jaciół ze szkoły muzycznej.
- Liszt, Bartok i Kodaly - wyjaśnił z satysfakcją. - Li
sa świetnie ich interpretuje. Wkłada w grę ogromną pasję.
Jak we wszystko, co robi...
Skrzywiła się.
- Mama ci to grała, gdy zamykała się z tobą w pokoju.
Czarne oczy Istvana zalśniły.
- Właśnie. Dlaczego tylko mnie?
Wzruszyła ramionami.
- Skoro miałeś tu wrócić, musiałeś znać kulturę swoje
go kraju, jego język...
- Ale dlaczego musiałem? - spytał z naciskiem, jakby
próbował ją naprowadzić na jakiś trop.
- No, żeby ci było łatwiej. Znalazłeś swoją matkę?
- zainteresowała się nagle.
- Tak. Czyż twoja przyjaciółka nie jest piękna? - zmie
nił nagle temat.
- Owszem. I zaręczona - przypomniała z mocą.
Z przerażeniem patrzyła, jak Istvan chciwie wpatruje się
w Lisę.
- Proszę, nie rób jej krzywdy - jęknęła błagalnie.
- To brzmi obiecująco - zauważył. - Zawsze się po
święcasz dla dobra innych. Jak dalece jesteś gotowa po
święcić się tym razem, by ochronić przyjaciółkę?
- Zrobię dużo, ale... - zamilkła nagle,
- To dobrze, to bardzo dobrze. Powiedz mi - ciągnął
niskim zmysłowym głosem - czy według ciebie lubię seks?
Milczała przez chwilę. Jako córka pastora nie przywykła
do prowadzenia takich rozmów.
78 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Masz zupełnego fioła na tym punkcie - prychnęła
potępiająco.
- Ale mam reputację! - mruknął. - W takim razie ro
zumiesz chyba, że nie zamierzam spędzić dzisiejszej nocy
samotnie. Chodzi tylko o to, kto będzie dziś dzielił ze mną
łóżko?
Zamarła. Otworzyła usta, lecz nie chciał się z nich wy
dobyć żaden dźwięk.
- T-to znaczy... - wyjąkała wreszcie. - Chcesz powie
dzieć, że to ma być Lisa albo... albo... ja? - dokończyła
słabym głosem.
- Bystra dziewczynka - pochwalił. - Zastanów się nad
moją propozycją. Możesz ocalić ich miłość. - Wpatrywał
się w nią płonącymi oczami i czuła, jak ten trawiący ogień
zaczyna ogarniać również ją. - To byłby sprawdzian twojej
lojalności wobec brata i przyjaciółki. Czy potrafisz dla nich
poświęcić siebie?
Nadspodziewanie delikatnie przesunął palcem po jej po
liczku, po czym odszedł, pozostawiając ją samą przy sto
liku z tym przerażającym dylematem.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Wzburzona Tanya bez namysłu chwyciła kieliszek
szampana i wychyliła go do dna. To straszne. Czemu w ta
ki dzień nie może się świetnie bawić, jak wszyscy inni,
tylko musi znosić nieustanny stres? Z zazdrością spojrzała
na otoczoną adoratorami Mariann i na rozmawiającą z ja
kimś mężczyzną Sue. Wyglądały radośnie i promiennie.
Ech, gdyby potrafiła cieszyć się życiem jak one...
Ale ich nikt nie traktował tak brutalnie, jak Istvan jej.
Podchwyciła jego rozbawione spojrzenie. Najwyraźniej lu
bił się znęcać, napawać się cierpieniem zranionej osoby.
Ale czemu wybrał sobie właśnie ją?
Orkiestra wróciła na podium i zagrała skoczny węgier
ski taniec. Istvan chwycił w objęcia jakąś kobietę i pu
ścił się w tany. Nie mogła oderwać wzroku od smukłej, acz
barczystej sylwetki, pełnej zmysłowości, kipiącej energią.
Czuła, jak jego spontaniczność i żywiołowość w niewytłu
maczalny sposób udzielają się również jej, budzą w niej
pasję i żar, których istnienia nawet nie podejrzewała. Gdy
by tylko mogła zapomnieć o powinnościach, o swoim wy
chowaniu, gdyby potrafiła posłuchać emocji i pragnień,
smakować każdą chwilę, nie bać się ryzyka, to pewnie
wreszcie by zrozumiała, co to znaczy żyć naprawdę...
Nie, tak nie wolno! Takie myśli nie mają prawa przy
chodzić jej do głowy. A szkoda.
80
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Opanowała się, przywołała uśmiech na twarz i przyjęła
zaproszenie do tańca. Nie chciała, by ktokolwiek domyślił
się, że coś jest nie tak. Gdy wróciła do stolika, John już na
nią czekał.
- Zrób coś z tym łajdakiem - syknął z furią. - Obieca
łaś, że się nim zajmiesz. Zabierz go od niej, bo jak ja tam
podejdę, to po prostu strzelę go w zęby, a Lisa nigdy mi
nie wybaczy takiego zachowania.
Rzeczywiście, tamci dwoje siedzieli razem w kącie, po
grążeni w rozmowie, a Istvan nie spuszczał oczu z narze
czonej Johna. Tanya na ten widok poderwała się z miejsca
i w jednej chwili znalazła się przy nich,
- Nie wystarczy tych pogaduszek? - zagadnęła żartob
liwym tonem. - Najwyższy czas, żeby Istvan wreszcie po
prosił mnie do tańca.
- Wolę rozmawiać z twoją przyjaciółką. - Z wyzywa
jącą miną kołysał się na tylnych nogach krzesła.
Z trudem przełknęła tę obelżywą odmowę.
- Panna młoda powinna zabawiać wszystkich gości
- zauważyła. - Mogliście się nagadać w ciągu całego roku.
- Powiedział ci? - zdumiała się Lisa i Tanyi zrobiło się
gorąco. Mówiła tylko o możliwości, nie podejrzewała, że
naprawdę się spotykali!
- Chyba rzeczywiście muszę z tobą zatańczyć - pod
niósł się z wyraźnym ociąganiem. - Przepraszam, maleń
ka, dokończymy później.
- Co dokończycie? - spytała podejrzliwie Tanya, gdy
zaprowadził ją na środek sali.
Ku jej irytacji okazało się, że właśnie zagrano tango. Przy
tulone do siebie policzki, ramiona, uda, ciepło promieniujące
z dwóch ciał, mieszające się zapachy - wszystko to raczej
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
81
nie sprzyjało rzeczowej dyskusji oraz wynajdywaniu argu
mentów, którymi mogłaby zdruzgotać przeciwnika...
- Lisa ma wiele wątpliwości co do wstępowania
w związek małżeński - oznajmił, przyciskając przy tym
Tanyę mocniej do siebie.
- To naturalne. Wszyscy są pełni obaw w przeddzień
ślubu - zauważyła wreszcie, z trudem zbierając myśli.
- Ale nasza mała przyjaciółka ma ich wyjątkowo dużo,
biedactwo - powiedział ze współczuciem, po czym nie
oczekiwanie przegiął Tanyę do tyłu, aż prawie sięgnęła
głową lśniącego parkietu. Bezradnie wczepiła się z całej
siły w jego ramiona.
- Przestań się popisywać! - zażądała.
- A ty przestań mieć tak ponurą minę. Lisa ma wystar
czająco dużo kłopotów, by jeszcze musiała się martwić, co
się z tobą dzieje.
Uśmiechnęła się, lecz jej oczy pozostały zimne.
- Rozumiem, że starałeś się zasiać w niej jeszcze więcej
wątpliwości? - rzuciła oskarżycielskim tonem.
- Wręcz przeciwnie. Ale nie udało mi się jej uspokoić,
gdyż mi przeszkodziłaś. Chyba będę musiał ją ukoić w no
cy, gdy nikt nas nie będzie nachodził...
Nagle przyszła jej do głowy zbawienna myśl, wręcz
genialna w swojej prostocie.
-
Nie uda ci się! Otóż do rana nie wyjdę z jej pokoju
i nie spuszczę jej z oka. W ten sposób nie dostaniesz żadnej
z nas! - zakończyła triumfalnie.
- Nie wiem, czy ją to ucieszy - mruknął.
Jego oczy zwęziły się nagle i Tanya z niepokojem spoj
rzała w tę samą stronę. John i Lisa wychodzili do ogrodu,
a ich miny nie wróżyły niczego dobrego.
82 . ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Nie mów hop, zanim nie przeskoczysz - ostrzegła.
- Zrobię wszystko, by pokrzyżować ci szyki.
- Nie masz szans. Już dawno wszystko zaplanowałem.
Nie przechytrzysz mnie.
Ta nieznośna pewność siebie doprowadzała ją do wście
kłości.
- Jeszcze zobaczymy! - rzuciła wyzywająco. Perspe
ktywa walki zaczynała jej się wydawać ekscytująca.
- To mi się podoba - uśmiechnął się z "aprobatą. - Ten
błysk w oku, to ożywienie... Nareszcie przestajesz przy
pominać kamienny posąg.
- To dlatego, że muszę stawić czoło wyzwaniu. Lubię
to... - dodała po chwili.
- Wiem. Właśnie dlatego cię prowokuję.
Muzycy zaczęli grać jakiś porywający węgierski ta
niec, wpatrzone w nią oczy Istvana błyszczały coraz
bardziej, krew żwawiej płynęła w jej żyłach, nic więc
dziwnego, iż kąciki ust Tanyi zaczęły się unosić coraz
wyżej.
- Uśmiechaj się tak dalej, bądź równie promienna jak
teraz, a każdy z obecnych tu mężczyzn padnie ci do stóp
- odezwał się dziwnym głosem, gdy trzech smagłych, czar
nowłosych tancerzy w bogato haftowanych kamizelach za
częło klaskać za jej plecami.
Po chwili otoczyli ją i z wyraźnym zachwytem na cie
mnych twarzach kolejno porywali w szalony tan. Z rados
nym śmiechem przechodziła z rąk do rąk, czuła się przy
tym tak cudownie, że na koniec z uczuciem pocałowała
każdego z nich w policzek. Wywołało to pełne aprobaty
okrzyki. Wreszcie z ociąganiem oddali czarującą tancerkę
Istvanowi. Ogarnął ją wzrokiem i zawahał się.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
83
- Do diabła, w życiu nie widziałem piękniejszej kobie
ty niż ty! - mruknął.
Popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
- Ja... Och, chyba trochę przesadziłam... Ale to dlate
go, że świetnie się bawiłam - wyjąkała.
-.To czardasz - wyjaśnił z uśmiechem. - Rzeczywi
ście, można przy nim stracić głowę. Ale nie dziw się, że
tak na niego reagujesz. Przecież płynie w tobie węgierska
krew.
- Tak mnie to cieszy! - Oczy jej rozbłysły. - Och, pro
szę, zatańcz ze mną! Nie mogę ustać w miejscu, gdy słyszę
tę muzykę.
Twarz Istva'na rozjaśniła się. Chwycił Tanyę w objęcia
i nagle odniosła wrażenie, że skrzydła wyrastają jej u ra
mion. Dziki, nieokiełznany taniec porwał ją bez reszty,
wirowała nad podłogą lekka jak piórko, niczym nie skrę
powana, wolna...
- To jest dopiero życie! - usłyszała głos Istva'na tuż
przy swoim uchu.
A potem nieoczekiwanie muzycy zmienili nastrój.
Wszystkie pary przystanęły, zasłuchane w tęskną, rzewną
melodię, która poruszała do głębi. Tanyę ogarnął smutek,
choć jeszcze przed chwilą śmiała się radośnie.
- Do licha! - ofuknęła samą siebie, gdy po jej policzku
spłynęła łza.
- Hej, nie martw się - powiedział pocieszającym tonem
i delikatnie osuszył jej twarz lekkim dotknięciem dłoni.
- Wszyscy tak reagują, nie ty jedna. Widzisz, Węgrzy to
przedziwny naród, niepodobny do innych. Nieustannie
zmienia nastroje, z łatwością przechodzi od euforii do me
lancholii, od szalonej zabawy do nieutulonego żalu. Żyje-
84 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
my pełnią życia, dlatego nasze uczucia nie znają stanów
pośrednich. Czy teraz lepiej mnie rozumiesz? I być mo
że również siebie - dodał cicho, patrząc na nią uważnie
i ciepło.
- To tłumaczy, dlaczego tak się od nas wszystkich róż
niłeś.
- Nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca. Czułem, że coś
jest nie tak, ale nie wiedziałem, co. Tęskniłem, choć nie
miałem pojęcia, za czym.
- Ile miałeś lat, gdy mama przywiozła cię do Anglii?
- Lat? Kilka miesięcy. Moja matka skorzystała z pier
wszej nadarzającej się okazji, by mnie wysłać poza grani
ce komunistycznych Węgier. Z pewnych powodów grozi
ło mi niebezpieczeństwo. Wolała, bym przeżył w wolnym
kraju, choć z dala od niej.
Omal się nie rozpłakała z żalu i wzruszenia.
- Co za kobieta!
- A ty? Byłabyś zdolna do takiego poświęcenia dla
ukochanej osoby? - spytał miękko.
- Tak! - zapewniła z żarem. - Powiedz mi, gdzie ona
teraz jest?
- Niech to szlag!
Przez chwilę sądziła, że niechcący zraniła jego uczucia,
po chwili jednak pojęła, w czym rzecz. Straszliwie blada
Lisa wypadła z ogrodu i pobiegła na górę. Zanim Tanya
zdążyła się zorientować, Istvana już nie było. Bez chwili
wahania ściągnęła więc szpilki i trzymając je w ręku, po
pędziła za nimi tak szybko, jak tylko długa sukienka jej na
to pozwalała.
- Nie wpuszczaj go! - krzyknęła rozpaczliwie na wi
dok Istvana niemal już dopadającego drzwi sypialni.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
85
Lisa spojrzała na przyjaciółkę z udręką w oczach, po
czym zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Szarpnął klamką.
- Przestań! - zawołała Tanya. - Nie dosyć już dziś na
rozrabiałeś?
- Dajcie mi spokój! -jęknęła Lisa. - Oboje!
Zaklął, po czym przez chwilę z namysłem wpatrywał się
w zamknięte drzwi.
- Dobrze, przyjdę wobec tego później. Teraz muszę
zadzwonić - oznajmił dziwnie głośno, po czym odwrócił
się na pięcie i zszedł na dół.
Tanya podejrzliwie śledziła go wzrokiem. Jakoś zbyt
szybko się poddał, to nie było do niego podobne. Gdy
weszła do swojego pokoju, na wszelki wypadek nie za
mknęła drzwi. Chciała, by nikt nie mógł się przemknąć
korytarzem nie zauważony. Zwinęła się w kłębek na łóżku
i czekała na powrót Istvana. Na pewno mu nie pozwoli
wejść do sąsiedniej sypialni!
Usłyszała dzwonek telefonu, a potem cichy szloch Lisy.
Ach, to dlatego ten drań tak łatwo zrezygnował! Wykom
binował sobie inny sposób, by przekonać ofiarę, żeby się
z nim spotkała...
Nic z tego, pomyślała buntowniczo. Gdy tylko ten łaj
dak pojawi się na korytarzu, to już ja się nim zajmę! Czu
wała więc dalej, nie odrywając wzroku od uchylonych
drzwi. Mysz się nie prześlizgnie.,.
Obudził ją jakiś dziwny odgłos. Zaczęła nadsłuchiwać.
Po chwili odezwał się zegar na wieży, policzyła więc ude
rzenia. Druga w nocy! Tanya jęknęła, wygrzebała się z łóż
ka i podeszła do okna, by zaczerpnąć świeżego powieli/a
i dojść do siebie. Nagle kątem oka dostrzegła, że obok
rusza się coś białego. Przyjrzała się uważniej.
86 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Z okna Lisy zwisała prowizoryczna lina, skręcona z za
słon. Tanya kurczowo zacisnęła dłonie na parapecie i wy
chyliła się, jak mogła najdalej. Lina sięgała aż do znajdu
jącego się poniżej tarasu.
Tak, teraz już nie miała żadnych wątpliwości. Lisa za
planowała ucieczkę!
Z napięciem wpatrywała się w oświetlone okno, kryjąc się
na skraju tarasu w cieniu strzelistego cisu. Oddychała szybko
i płytko, zmęczona po szalonym biegu. W dodatku bolały ją
poobijane bose stopy, lecz starała się o tym nie myśleć.
Jakaś sylwetka mignęła w głębi pokoju i Tanya ode
tchnęła z ulgą. Zdążyła. Dobrze, że nie wołała pod drzwia
mi Lisy ani przez okno. Po pierwsze, zaalarmowałaby in
nych, a po drugie, pewnie i tak nie zdołałaby przeszkodzić
przyjaciółce w ucieczce. A tu, na dole, uda się ją złapać.
Nie ma mowy, nie pozwoli jej się wyślizgnąć bez słowa
wyjaśnienia. Skoro nie kocha Johna, to musi mu to powie
dzieć prosto w oczy.
Nagle niewyraźna postać podeszła bliżej do okna i stało
się jasne, że to jest mężczyzna! John? Nie, jej brat jest
szczuplejszy. Istvan? Również nie, on miał na sobie frak
i białą koszulę, ten ktoś zaś nosił czarną bluzę. Kto to jest?
Zrobiło jej się gorąco. Złodziej? Czy też... gwałciciel?
Przecież zanim wybiegła, słyszała przez ścianę płacz Lisy!
Co robić? - myślała gorączkowo. Nie zdąży pobiec po po
moc, gdyż ten ktoś już wychodzi przez okno. Musi go unie
szkodliwić! Ale jak? Rozejrzała się dookoła. Jej wzrok padł
na ozdobne paliki otaczające trawnik. Rozpacz dodała jej sił,
jakimś cudem udało jej się wyrwać jeden z nich. Bezszelest
nie przebiegła przez taras i przykucnęła pod ścianą.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
87
Gdy złoczyńca zeskoczył na ziemię, wyprostowała się
błyskawicznie i zamachnęła swoją bronią.
- Na ziemię, draniu, albo rozwalę ci łeb! - zawołała
groźnie.
- Jak już mam leżeć, to tylko razem z tobą - odezwał
się znajomy głos.
- Istvan? - szepnęła ze zdumieniem i opuściła ręce.
Nie, tej możliwości nie wzięła pod uwagę. Spojrzała w gó
rę na oświetlone okno. - Gdzie Lisa? Ach, uciekacie ra
zem? Ty draniu!
Bezceremonialnie chwycił ją wpół i zatkał jej usta dło
nią. Próbowała się wyrwać, lecz bez rezultatu.
- Uspokój się, albo pożałujesz - zagroził, ale szarpała
się z nim nadal. Mruknął więc coś z furią po węgiersku
i nie zważając na jej nieme protesty, zaciągnął ją w załom
muru, gdzie nikt nie mógł ich zauważyć.
- Co ty, u diabła, wyprawiasz? - spytał z wściekłością
i minimalnie odsunął dłoń od jej warg, tak by mogła od
powiedzieć i by w każdej chwili mógł ją uciszyć, gdyby
zaczęła krzyczeć.
W oczach Tanyi widniała nienawiść i pogarda.
- Myślałam, że łapię gwałciciela.
- Och, cóż za odwaga - zerknął na zaostrzony palik,
który wciąż kurczowo ściskała w ręku. -. A ja myślałem,
że polujesz na wampiry.
- Owszem, na jednego - warknęła. - Właśnie stoi prze
de mną.
- A czymże sobie zasłużyłem na taką nazwę? - spytał
kpiąco i zabrał dłoń z jej ust. Zamiast tego położył rękę na
nagim ramieniu Tanyi i palcami zaczął lekko gładzić jej
szyję.
88 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Z oburzeniem starała się odsunąć, lecz nie miała dokąd,
gdyż Istva'n przyciskał ją do zamkowego muru.
- Wampiry zabijają kolejne ofiary, a nawet jeśli nie
zabijają, to rujnują im życie. Tak, jak ty!
- To brzmi bardzo melodramatycznie - zadrwił. - Chy
ba naczytałaś się nieodpowiednich książek.
- Taak? A może to nieprawda, że niszczysz wszystko
i wszystkich wokół siebie? Jesteś najgorszym draniem, ja
kiego znam. Jesteś niemoralny i zdeprawowany do szpiku
kości. Nie przypuszczałam, że stoczysz się aż tak nisko!
- Przesadzasz. Rozluźnij się, odetchnij głęboko...
- Przesadzam? Porwanie narzeczonej innego to dla cie
bie drobiazg?
W czarnych oczach pojawiło się zdumienie.
- Uprzejmie informuję, że nikogo nie porywam - wy
cedził. - Po prostu wybrałem się z towarzyską wizytą.
- Co takiego? - zawołała z niedowierzaniem.
- Znam Lisę od dziecka. Chyba mam prawo wpaść na
pogawędkę do starej znajomej?
- A od kiedy wchodzi się do znajomych oknem, a nie
drzwiami? - spytała z gryzącą ironią.
- A czy ja kiedykolwiek zachowywałem się jak wszy
scy? - mruknął z tak zabójczym uśmiechem, że na chwilę
zbiło ją to z tropu.
- Przestań się wygłupiać - zażądała stanowczo. - Mó
wimy o poważnej sprawie. Nie jest przyjęte, by w noc
przed ślubem pannę młodą odwiedzali ukradkiem męż
czyźni, i to w jej sypialni. A co gorsza, doprowadzali ją do
płaczu! - W napiętym głosie brzmiała rozpacz. - Coś ty
jej zrobił?
- Och, nic wielkiego, wpiłem się w jej łabędzią szyję
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
89
i wypiłem trochę krwi - warknął. - Dlatego nie mogę tu
z tobą zbyt długo zabawić, gdyż muszę zdążyć z powrotem
na cmentarz, zanim słońce wstanie.
- Jak nie zaczniesz rozmawiać poważnie, to naprawdę
znajdziesz się na cmentarzu! - zagroziła, zupełnie wypro
wadzona z równowagi. - I co teraz będzie? Jak ona teraz
poślubi Johna? Czy ty naprawdę nie zdajesz sobie spra
wy, jak potrafisz zrujnować czyjeś szczęście? - zawołała
z oburzeniem.
Wzrok Istva'na ześlizgnął się na falujące pod cienkim
materiałem piersi Tanyi. Nagle poczuła się straszliwie bez
bronna.
- A czy ty nie zdajesz sobie sprawy, że w tym momen
cie wywracasz do góry nogami całe moje życie? - odpo
wiedział pytaniem na pytanie.
- To świetnie! Bardzo by mnie ucieszyło, gdybyś sobie
trochę pocierpiał. A teraz powiedz wreszcie, co takiego
zrobiłeś, że Lisa płakała?
- Nic. Zapomnij o tym, że tam byłem. Inaczej znisz
czysz jej małżeństwo, zanim się zacznie.
No nie! To już szczyt bezczelności!
- Ja?! Co za tupet! Chcesz mi powiedzieć, że spędziłeś
z nią pół nocy, a mimo to chcesz, by wyszła za Johna?
- Oczywiście.
Dlaczego oczywiście? Nagle przyszła jej do głowy prze
rażająca myśl. Och! Nie, wszystko, tylko nie to!
- Słuchaj, lepiej, by twój brat pozostał w błogiej nie
świadomości... -przekonywał Istvan.
- .. .że zgwałciłeś jego narzeczoną? - syknęła, ledwo
panując nad sobą.
Głośno wciągnął powietrze.
90 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Ja chyba z tobą zwariuję! - zdenerwował się. - Może
na chwilę zamkniesz buzię i posłuchasz?
Zamilkła. Z dala dobiegały odgłosy przyjęcia, liście
drzew szeleściły lekko na wietrze, w pobliskiej stajni od
czasu do czasu parskały konie. Poza tym panowała cisza.
- Nic nie słyszę.
- No więc właśnie. Skoro zrobiłem jej krzywdę, to
czemu nie rozpacza, nie woła o pomoc? Tylko nie drama
tyzuj i nie tłumacz, że pewnie ją zakneblowałem i to w do
datku ślubnym welonem.
- To znaczy, że sama tego chciała? - spytała ze zgrozą.
- Owszem, chciała. Chciała porozmawiać.
- I dlatego zrzuciła z okna linę? Czy żadne z was nie
słyszało, że niejaki Bell wynalazł telefon? - zadrwiła.
- A słyszałaś, żeby można było kogoś przytulić przez
telefon? - odciął się.
- Chcesz mi wmówić, że największy podrywacz w ca
łej Anglii miał ochotę po prostu tylko przytulić kobietę, nic
więcej?
Istvan na chwilę wzniósł oczy ku niebu, jakby tam szu
kając pomocy.
- Jak ty sobie wbijesz coś do głowy, to nie ma siły, żeby
cię przekonać. Dobra, spróbujemy inaczej. Czy słyszałaś
coś poza płaczem w sąsiednim pokoju?
- Nie. A powinnam? - Zmarszczyła brwi.
- Widzisz, kiedy ja kocham się z kobietą, to ona na
pewno nie płacze, za to wydaje różne inne odgłosy - wy
cedził. - Mnie zresztą też można usłyszeć... - dodał bez
litośnie, uważnie obserwując niezwykle silny rumieniec na
twarzy Tanyi.
I nagle zobaczyła to. Oczami wyobraźni ujrzała ciężko
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 91
oddychającego, pogrążonego w miłosnej ekstazie Istvana.
Pośpiesznie usunęła ten grzeszny obraz sprzed oczu.
- Skoro to prawda, to czemu zakradałeś się przez okno?
- Ponieważ korytarza pilnowała dysząca żądzą walki
przyzwoitka, gotowa ciskać bezcennymi wazami w głowę
każdego mężczyzny, który pojawiłby się pod drzwiami
podopiecznej - tłumaczył cierpliwie. - Dlatego namówi
łem Lisę, żeby wpuściła mnie przez okno. To oczywiste,
że nie wtargnąłem do niej przemocą. Chyba nie sądzisz, że
sam sobie zrzuciłem linę?
- Tyle zachodu tylko po to, by porozmawiać? - spytała
z niedowierzaniem.
- Potrzebowała mnie - odparł krótko.
- Ciebie? A dlaczego nie mnie? Przecież zna cię, jak
zły szeląg! - zawołała ze złością.
- Nieważne, dlaczego. Wiedziała, że mogę jej pomóc
i zrobiłem to.
- Ech, ta twoja pomoc! - żachnęła się. - Zrozum, dla
ciebie to tylko kolejna przygoda, ale dla niej... - Z trudem
stłumiła szloch. Czuła się straszliwie rozczarowana. Wy
obraźnia podsuwała jej przed oczy obraz Istvana i Lisy
w czułym uścisku. Nie, to było nie do zniesienia. Gdyby
mogła, zaszyłaby się w ciemnym kącie i dosłownie wyła
z bólu.
- Ty też coś zrozum. Wpuściła mnie, gdyż była...
- Wdzięczna? - wpadła mu w słowo. - Za to, że zafun
dowałeś jej takie wesele?
- Gdyby naprawdę o to chodziło, to prędzej byłaby mi
wdzięczna za przyjęcie do Akademii.
Jęknęła. Jeszcze tego brakowało!
- Załatwiłeś jej to? Czemu?
92 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Wiedziałem, że jest utalentowana, lecz nie ma pienię
dzy na studia w Anglii.
- Och, a wszyscy sądzili, że to stypendium w Budape
szcie zawdzięcza własnej pracy - westchnęła z ogromnym
rozczarowaniem Tanya. Teraz już rozumiała...
- Bo to prawda. Tym niemniej trzeba ją było przedsta
wić kilku wpływowym osobom. Akurat je znałem. Tanya,
takie jest życie. Szczęście nie przychodzi ot, tak sobie.
Trzeba umieć mu pomagać.
- Robisz więc ludziom przysługi, oczywiście tylko po
to, by na tym skorzystać. Często żądasz od kobiet, by były
ci wdzięczne i odpłacały w naturze?
Popatrzył na nią z politowaniem.
- Ja nie muszę prosić. To ja jestem proszony.
Wiedziała, że miał rację. Niestety. Doskonale rozumiała,
że kobiety same tego chcą... Och, to niebezpieczny temat.
- Skoro więc Lisa też za tobą szaleje, to czemu przyjęła
oświadczyny Johna?
Na jego zmysłowych ustach pojawił się lekki uśmieszek.
- Uważasz, że żaden facet nie ma szans w porównaniu
ze mną? - Istvan od niechcenia przesunął palcem po war
gach Tanyi. - To mi pochlebia.
- Nic podobnego, wcale tak nie myślę! - zaprzeczyła
gorąco. - Ale wiem, że niektóre - z naciskiem podkreśli
ła to słowo - niektóre kobiety nie byłyby w stanie ci się
oprzeć. Pod tym względem John nie może z tobą konku
rować. To odpowiedzialny, porządny człowiek, z którym
można się związać na dobre i na złe, bez wahania założyć
rodzinę... - Zamilkła na widok jego ponurej miny. Czemu
tak się skrzywił, gdy wspomniała o zakładaniu rodziny?
Ponownie przyszła jej do głowy ta przerażająca myśl. Tym
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 93
razem jednak postanowiła zadać to pytanie głośno. Musi
wiedzieć. - Czy... Czy ona... jest w ciąży? - W ostatniej
chwili powstrzymała się od dodania: „znowu".
Spojrzał na nią takim wzrokiem, że miała ochotę zapaść
się pod ziemię, byleby się tylko przed nim ukryć.
- Słucham? - spytał przesadnie uprzejmym tonem.
- Chcesz, żeby wyszła za mąż. Ona jest nieszczęśliwa,
płacze... Czy to znaczy, że pchasz ją w ramiona innego,
by pozbyć się kłopotu? Wolisz, by to John zajmował się
twoim... nieślubnym dzieckiem? - wydusiła z trudem.
Grom z jasnego nieba zrobiłby na Istvanie chyba mniej
sze wrażenie niż jej słowa.
- I to podobno j a mam tylko jedno w głowie... - zdołał
w końcu zauważyć.
- Powiedz mi! Muszę to wiedzieć! - zażądała. - Czy
ona jest w ciąży?
- Nie, o ile mi wiadomo - odparł ledwo słyszalnym
głosem.
- Tym niemniej i tak zamierzam zawiadomić o wszy
stkim mojego brata!
Przysunął się do niej nieco bliżej.
- Powtarzam to naprawdę ostatni raz - oznajmił ostro.
- Zapomnij o całej sprawie. Tylko z nią rozmawiałem, nic
więcej. Przestań robić z igły widły i pozwól bratu poślubić
dziewczynę, którą kocha niezmiennie od kilku lat. Gdy
wreszcie dostał pracę i mógł się oświadczyć, gdyż wie
dział, że zdoła utrzymać rodzinę, ty teraz chcesz wszystko
zepsuć.
Dobrze by było, gdyby mogła to tak zostawić. Niestety,
nie było to takie proste.
- Jeśli przymknę na to oczy, będziesz nadal uważał,
94 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
że jesteś zupełnie bezkarny i możesz wskakiwać jej do łóż
ka, kiedy tylko zechcesz - powiedziała, nie kryjąc po
tępienia.
- No, ładne masz zdanie o moralności twojej przyja
ciółki! - zauważył sarkastycznym tonem. - Tanya, ostrze
gam cię lojalnie, że zaczynam być na ciebie wściekły.
Spojrzała na niego uważniej. Ten ponury wyraz twarzy,
te drapieżne rysy, te oczy, wpatrujące się w nią tak inten
sywnie.. . Przestraszyła się. Ten człowiek nie miał żadnych
zasad, licho wie, co może mu wpaść do głowy.
- To nie ją oskarżam - wyjaśniła ze smutkiem. - To
wszystko twoja wina. Doskonale wiesz, jak uwodzić ko
biety, jak zastawiać na nie pułapki. Nic dziwnego, że cza
sem nie są w stanie się oprzeć.
- Nawet jeśli zarzucam sieć, to tylko od nich samych
zależy, czy do niej wpadną. Mają swój rozum i zapewniam
cię, że one też doskonale wiedzą, co robią. Mają ochotę
przeżyć krótką, podniecającą przygodę, poigrać z ogniem...
- To oburzające! Jak śmiesz w ten sposób obrażać ko
biety!
- Nie mam żadnych złudzeń co do tego, kim dla nich
jestem. Stanowię rozrywkę, tańszą niż wyjazd na karnawał
do Rio i bardziej ekscytującą, niż oglądanie erotycznych
filmów. Są znudzone i chcą się oderwać od szarej rzeczy
wistości. Zapomnieć się, zabawić, po to jestem im potrzeb
ny - wyjaśnił z goryczą. - Uważają mnie za cynicznego,
amoralnego mężczyznę i to je właśnie tak podnieca. Tylko
takim chcą mnie widzieć.
- A ty to wykorzystujesz - podsumowała z dezaproba
tą. - Czyja się wreszcie dowiem, co zaszło w pokoju Lisy?
- z uporem powróciła do tematu.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 95
Zacisnął dłoń na ramieniu Tanyi, boleśnie wbijając palce
w jej ciało. Na moment aż straciła oddech. Zauważył to
i rozluźnił uścisk.
- Dla dobra twojej przyjaciółki - zapomnij!
Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Czy naprawdę tak ci na niej zależy? - szepnęła.
Bez słowa skinął głową.
- Mnie też! -jęknęła. - Nie chcę, by cierpiała.
- Dlatego milcz i pozwól, by wyszła za Johna - wark
nął, wyraźnie tracąc cierpliwość.
- Nie rozumiesz, czego ode mnie żądasz. Ty jesteś świa
towym mężczyzną i nie zawracasz sobie głowy tym, czy
coś jest etyczne, czy nie. A ja pochodzę z małej wioski
i jestem przywiązana do tradycyjnych wartości. Wierzę
w małżeństwo aż po grób, w wierność, oddanie i uczci- '
wość - oznajmiła z mocą. - Zrobiłabym dla Lisy wszy
stko, ale nie to. Jeśli zamierza oszukiwać mojego brata...
Nie, moje sumienie nie pozwala mi do tego dopuścić. Mu
szę powiedzieć Johnowi prawdę, choć sprawi mi to ogrom
ny ból.
- Ach, to twoje poczucie obowiązku!
- A żebyś wiedział! Tak, to moja moralna powinność
wobec brata. Och, gdybym mogła tak głęboko cię zranić,
jak ty ranisz nas! - zawołała żarliwie. - Żebyś i ty to po-
czuł, zrozumiał, co to znaczy... Czekaj, któregoś dnia...
Nieoczekiwanie przyciągnął ją do siebie z całej siły.
Gdy zauważyła, że jej opór przynosi rezultaty odwrotne do
zamierzonych, przestała się bronić. I tak przyciskał ją bar
dzo mocno do swego muskularnego, gibkiego ciała. Przez
cienką suknię czuła je doskonale. Zadrżała.
- Nie próbuj mi grozić - ostrzegł z ledwo hamowaną
96 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
furią. - I wybij sobie z głowy, że uda ci się nie dopuścić
do jutrzejszego ślubu. Dopilnuję, by wszystko się odbyło
tak, jak zostało zaplanowane - oznajmił z podejrzaną sło
dyczą, po czym, niby od niechcenia, zaczął się bawić jej
włosami, których liczne pasma wysunęły się z koka.
Odbierała to niczym wyrafinowane tortury. Dotyk jego
palców na nagiej skórze ramienia niemal ją parzył. Pod
bacznym spojrzeniem czarnych oczu jej myśli plątały się.
Czuła się okropnie.
- Przestań! - Szarpnęła się histerycznie. - Czemu ty
tak uwielbiasz się znęcać nad wszystkimi? Nie znam osoby,
która by przez ciebie nie cierpiała. Skrzywdziłeś wszy
stkich, potem wyjechałeś bez słowa, mama zmarła, ojciec
omal nie oszalał z bólu, tak ją kochał...
- Ja też - szepnął ze smutkiem.
Zapadła cisza. Tanya po raz pierwszy zauważyła, że
ta obojętność, wyrachowanie i cynizm są jedynie maską,
za którą Istvan starannie skrywa swoje prawdziwe myśli
i uczucia. Zresztą, cóż w tym dziwnego? Przecież tak właś
nie został wychowany.
- Nie miałam o tym pojęcia. Nigdy tego nie okazywa
łeś. Och, gdybyś chociaż napisał, wyjaśnił...
- Napisałem. Domyślam się, że twój ojciec podarł list
i wyrzucił, nic nikomu nie mówiąc. Ale nie mogę go za to
winić. Uważał, że jestem niewdzięcznym draniem. Nastę
pny wysłałem tuż po śmierci Ester. - Głos mu się lekko
załamał, postarał się więc opanować. - Miałem nadzieję,
że ktoś oddzwoni i powie, że nie macie nic przeciwko
temu, bym przyjechał na pogrzeb. Nie mogłem przecież
pojawić się bez waszej zgody, wbrew pozorom potrafię być
taktowny.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 97
- Och, a ja myślałam... Byłam pewna, że zupełnie
o nas nie dbasz... - Nagle przypomniało jej się, co mówiła
Lisa. Że Istvan został źle zrozumiany. No tak, skoro byli
tak blisko, wiedziała o nim więcej niż inni. - Nie przyszło
mi do głowy, że tata może tak długo żywić urazę.
- Raczej nienawiść - sprostował. - Nienawidził mnie,
tym bardziej że czuł się winny, jako chrześcijanin i pastor,
że myśli o kimś w ten sposób. Grzeszył przeze mnie i nie
mógł tego znieść.
- Biedny tata - szepnęła z żalem. - I biedna mama.
Była między młotem a kowadłem...
Nagle Istva'n przechylił głowę i zaczął nasłuchiwać.
Z dala dobiegały coraz cichsze rozmowy rozchodzących
się gości. Przyjęcie się skończyło.
- Idziemy - rozkazał.
- Co ta...
Zakrył jej usta dłonią.
- Nie ufam ci - wyjaśnił. - Nie próbuj mnie zwieść,
dobrze wiem, że planujesz zapobiec temu małżeństwu. Ale
ja zmuszę cię do milczenia. Mam na to sposób.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Zanim znaczenie jego słów w pełni do niej dotarło,
chwycił ją mocniej i pociągnął dokądś przez taras. Opierała
się z całej siły, lecz niewiele się tym przejmował. Gdy już
nieco oddalili się od murów, pochylił się znienacka i po
rwał ją na ręce.
Zupełnie oniemiała ze strachu zdążyła jedynie zauwa
żyć nieubłagany wyraz jego twarzy. Czuła na policzku
szybki, gorący oddech, a pod dłonią niezwykle mocne bi
cie serca Istvana. Zdumiało ją to wszystko tak bardzo, że
przez dłuższą chwilę nie zdawała sobie sprawy z tego,
że teraz już może wołać o pomoc. Gdy to do niej wresz
cie dotarło, Istvan właśnie wnosił ją do jakiegoś pomie
szczenia.
Ogarnął ją znajomy zapach koni i siana.
- C-co zamierzasz tu robić? - szepnęła z obawą.
- Powiedzmy, że nakłonić cię do współpracy.
Pozwolił, by powoli zsunęła się po jego ciele i stanęła
na własnych nogach. Było to tak zmysłowe doznanie, że
zakręciło jej się w głowie. Zachwiała się, lecz Istvan bły
skawicznie chwycił ją w objęcia.
- Mam cię!
Brzmiało to aż nazbyt dwuznacznie. Tanya przywołała
na twarz wyraz urażonej godności.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 99
- Na twoim miejscu nie byłabym tego taka pewna.
Nic mnie nie powstrzyma przed zobaczeniem się z Lisą i
Johnem.
-
Dlatego potrzebuję trochę czasu, żeby nad tobą po
pracować. - Nawet nie krył rozbawienia na widok jej prze-
straszonej miny.
- Ale... Przecież jest środek nocy -jęknęła bez prze
konania.
- A potrafiłabyś teraz zasnąć?
- Nie - przyznała z ociąganiem. - Ale nie widzę spo-
sobu, dzięki któremu mógłbyś zmusić mnie do milczenia.
- Nie widzisz? A nie chciałabyś, na przykład, żebym
się z tobą kochał? - szepnął kusząco.
Tak. Och, tak, bardzo tego pragnę. Czuła, jak na tę myśl
robi jej się gorąco i ogarnia ją cudowna niemoc.
- Nie! - odparła nieswoim głosem.
Chyba zupełnie oszalałam, pomyślała przy tym z roz
paczą. Pożądać mężczyzny, który traktuje kobiety jak za
bawki i jeszcze się tym chełpi?
- Jak śmiesz? Po tym wszystkim, co zrobiłeś w prze
szłości i po tym, co zrobiłeś dziś w nocy, masz czelność
podejrzewać, że miałabym ochotę...
- Uspokój się. Jeszcze nie zaczęliśmy.
- Czego nie zaczęliśmy? - spytała podejrzliwie.
Spojrzał na nią jakoś tak ciepło i czule, że nagle zrobiło
jej się bardzo dziwnie. Nerwowo zwilżyła suche usta koń-
cem języka. Zamarła, gdy spostrzegła, że Istvan z napie-
ciem śledzi ten gest.
- Chodź. Dowiesz się, jaki los cię czeka - powiedział
zagadkowo i ujął jej dłoń.
Uwaga, niebezpieczeństwo! Ale z drugiej strony, czyż
1 0 0 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
nie byłoby cudownie podjąć wyzwanie, zapomnieć
o wszystkim i poddać się przeznaczeniu?
- Nigdzie z tobą nie pójdę.
- Nie próbuj walczyć z faktami - odezwał się takim
tonem, jakby mówił do dziecka. - Faktem jest bowiem to,
że przy mojej sile mogę zrobić z tobą wszystko, co zechcę.
Ale zauważ, z łaski swojej, że jakoś nie ściągam z ciebie
sukienki, choć to bardzo kusząca perspektywa, ani nie rzu
cam cię na stertę siana.
- Przestań mówić takie rzeczy i wypuść mnie stąd!
- Nie ma mowy. Masz tylko dwie możliwości. Albo
grzecznie idziesz ze mną, albo zaciągnę cię siłą - oznajmił
twardo. - Musimy pogadać, dlatego chcę cię zabrać w wy
godne, ciepłe miejsce. No, więc jak będzie?
- Wybij to sobie z głowy - powtórzyła z uporem. - Nie
ufam ci.
- Ja tobie też.
Brzmiało to nawet logicznie, lecz bolesne doświadcze
nia już dawno jej uświadomiły, że po tym człowieku można
się spodziewać wszystkiego. On kierował się własną, bar
dzo pokrętną logiką.
- Musiałabym chyba całkiem oszaleć, żeby ci uwierzyć
- wydusiła z trudem, gdyż Istvan zaczął niby od niechce
nia głaskać palcami wnętrze jej dłoni. - Chcę wracać do
zamku.
- Boisz się? - zakpił.
Zaczerwieniła się, lecz nie zamierzała kłamać.
- Tak.
- To niedaleko, nie ma się czego obawiać. Przyszłość
i szczęście kilku osób zależą od twojej decyzji - przeko
nywał. - Musisz tylko wysłuchać moich wyjaśnień.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 0 1
- A potem? - spytała ledwo dosłyszalnie.
Spojrzał jej głęboko w oczy.
- Odczuwam przyjemność tylko wtedy, gdy kobieta
zgadza sie ją ze mną dzielić. Nienawidzę przemocy.
Odetchnęła z ulgą. To brzmiało przekonująco. Jednak
i tak nie zamierza nigdzie iść. Wysłucha go tutaj, a przy
pierwszej sposobności ucieknie do zamku.
- Masz pół godziny, żeby mnie przekonać - oznajmiła
zimno. - Tutaj.
Przyglądał jej się uważnie.
- Nic z tego. Jeśli tylko spróbujesz uciec, by zawiado
mić Johna, to masz moje słowo, że ja jeszcze szybciej
znajdę się u Lisy. - Nie mógł się powstrzymać od śmiechu
na widok jej zawstydzonej miny, która potwierdziła jego
domysły. Wyglądał przy tym tak zabójczo...
Matko jedyna, jaki on jest przystojny, zawołało coś w niej.
- Chodź. Nie unikniesz losu.
- Chyba nie spotkam go w stajni? - mruknęła nieco
zrzędliwie, gdy pociągnął ją w głąb budynku.
- Mylisz się, jak zwykle. Proszę, oto on. Nazywa się
Los.
- Koń? - zawołała ze zdumieniem na widok przepięk
nego karego ogiera, którego Istvan wyprowadził na środek,
by mogła go lepiej obejrzeć.
- Spodziewałaś się czegoś innego?
Oszołomiona, zignorowała przytyk i delikatnie pokle
pała wyciągnięty ku niej pysk.
- Witaj - powiedziała ciepło. - Jesteś naprawdę fanta
styczny. - Westchnęła na myśl o tym, jak wspaniale byłoby
galopować na grzbiecie takiego wierzchowca.
Usłyszała cichy śmiech.
1 0 2 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- No, moja droga, podciągnij sukienkę - mruknął
Istvan, sięgając po wiszącą na kołku derkę.
Tanya najpierw zastygła, po czym powoli odwróciła się
i spojrzała na jego zadowoloną twarz. Krew w niej zawrza
ła na ten widok. O, niedoczekanie jego, pomyślała z furią
i bez zastanowienia wymierzyła mu siarczysty policzek.
Nawet nie drgnął.
- Dosyć tego - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Wsia
daj! - Przerzucił derkę przez grzbiet konia.
Gdy zamierzała zaprotestować, bezceremonialnie szarp
nął sukienkę do góry, odsłaniając jej smukłe nogi aż po
uda.
- Brutal!
- A owszem. Wsiadaj - powtórzył ponuro i podsunął
jej splecione ręce.
Trzęsąc się ze strachu, stanęła bosą stopą na jego rękach
i dosiadła konia. Teraz już nie miała najmniejszych wątpli
wości, że Istva'n gotów jest zaciągnąć ją siłą, gdzie tylko
zechce.
Wyprowadził wierzchowca na zewnątrz i usadowił się
za Tanyą.
- Trzymaj się!
Pochylili się nisko w siodle, gdy koń przeszedł w ga
lop, i pomknęli ku ciemnej ścianie lasu. Wiatr świstał im
w uszach, a tętent kopyt niósł się daleko w ciszy nocy.
Istvan mocno objął Tanyę, by nie spadła. Miała wrażenie,
że ich ciała zrosły się w jedno, tworząc jakieś bajkowe
zwierzę, upojone szalonym pędem.
- Jak ci się podoba? - Poczuła na policzku gorący, pa
lący oddech.
Cudownie! Tak właśnie smakuje wolność!
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
103
- Szybciej! - zawołała, upojona niezwykłą jazdą.
Istvan zaśmiał się i przygarnął ją mocniej.
Niedługo dojechali do jakiejś wioski. Gdy zatrzyma
li się przed niewielkim starym domkiem z drewnianą we
randą, zręcznie ześlizgnął się z końskiego grzbietu i za
rzucił cugle na studziennego żurawia. Podniósł wzrok na
Tanyę.
- Podekscytowana?
Och i to jak! Drżała na całym ciele, szczęśliwa, oszoło
miona, podniecona... Wolała jednak zachować swoje wra
żenia dla siebie. Zwłaszcza że przypomniało jej się, po co
tu przyjechali. Zamierzał ją przecież przekonać, by nie
zdradziła nikomu prawdy o wydarzeniach dzisiejszej nocy.
Ciekawe, w jaki sposób? Spojrzała w podejrzanie błysz
czące oczy Istvana i poczuła się niepewnie. Zsiadła z konia
i pośpiesznie obciągnęła sukienkę.
Otworzył drzwi i weszli do niewielkiego wnętrza,
w którym, ku jej radosnemu zdziwieniu, było ciepło i przy
tulnie. W prostym, ulepionym z gliny kominku, wesoło
trzaskał ogień.
- Przyniosę światło - powiedział za jej plecami Istvan
i zniknął w drzwiach sąsiedniego pokoju. Po chwili wrócił
i zapalił kilka świec oraz lampę naftową.
Z ciekawością rozejrzała się dookoła. Stary kaflowy
piec, łoże z baldachimem... Nie, to nie wyglądało na miej
sce, w którym taki człowiek chciałby mieszkać.
- To chyba nie twoje? — spytała zaintrygowana.
- Powiedzmy, że wynajmuję ten domek - odparł obo
jętnie. - Proszę, usiądź. Musimy porozmawiać.
Podejrzliwie zerknęła na łóżko.
- Wolałabym przejść do pokoju dziennego.
1 0 4 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Właśnie w nim jesteś. - Wskazał na stół i prostą ławę.
- Rozgość się, ja tymczasem dołożę do kominka.
Gdy wyszedł, niepewnie przycupnęła na brzegu kiwa
jącej się ławki. Och, gdybym tylko mogła zwinąć się w kłę
bek na tych poduchach, pomyślała z żalem. Oczywiście
nie wchodziło to w rachubę, znajdowała się w jaskini lwa,
musiała zachować czujność. Dokładniej obejrzała pokój.
Dziwne. Coś jej tu nie pasowało.
Drewniane deski na podłodze, prymitywny kominek,
zwieszająca się z belek papryka - wszystko to wyglądało
jak w typowej wiejskiej chacie. Zupełnie do tego nie pa
sowała satynowa pościel, na której powtarzał się haftowa
ny złotą nicią jakiś herb. Taki sam, jak wyrzeźbiony na
niektórych sprzętach, zauważyła. Dwugłowy orzeł, jakieś
kwiaty, snop zboża...
Nagle aż podskoczyła na chybotliwej ławce. Na jednej
z szafek stały w srebrnych ramkach...
- Zdjęcia! - szepnęła i podniosła się szybko.
Jednak Istvan właśnie w tym momencie wrócił do po
koju i błyskawicznie zagrodził jej drogę.
- Wybacz, ale to rzeczy osobiste - stwierdził i szybkim
ruchem przewrócił fotografie tak, by nie było widać, co
przedstawiają.
- Coś przede mną ukrywasz - powiedziała nadąsana.
- Każdy coś ukrywa - uciął i odwrócił się w kie
runku stołu. - Dobra, wracamy do tematu. Jeśli chodzi
o Lisę...
- Czekaj! Co ty masz na twarzy? To szminka! - rozpo
znała ze zgrozą.
Natychmiast zakrył dłonią policzek.
- A może krew? - zasugerował.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
105
Czyli jednak miała rację. Namówił Lisę, by zdradziła
Johna. Matko, co za koszmar! Gdyby tak można było się
z niego obudzić...
- Wystarczy - wysyczała. - Wracam na zamek. Opo
wiem wszystko bratu.
- A znasz drogę? - spytał uprzejmie.
Nerwowo zagryzła wargi i starała się sobie przypo
mnieć, którędy jechali. Na próżno. W życiu sama nie trafi.
- Musisz mnie zabrać z powrotem.
- Właśnie - przytaknął z triumfem w głosie. - Dopóki
jednak nie przyrzekniesz, że będziesz trzymać buzię na
kłódkę, to... - teatralnie zawiesił głos.
Ciarki przeszły jej po plecach.
- To co?
Posłał jej zabójczy uśmiech.
- To zatrzymam cię tu tak długo, aż nie wezmą ślubu.
Możesz być tego pewna.
Przez długą chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu.
Atmosfera stała się wyraźnie napięta.
- W takim razie daj mi choć jeden powód, dla które
go powinnam milczeć - odezwała się wreszcie ze znuże
niem i rzuciła tęskne spojrzenie w stronę łóżka. Och, za
snąć wreszcie i zapomnieć o wszystkim! - Ale nie próbuj
żadnych sztuczek! Jeśli tylko spróbujesz mnie tknąć, po
żałujesz!
- Na razie najważniejsza jest Lisa. Na ciebie przyjdzie
kolej w swoim czasie. Mogę jeszcze trochę poczekać - po
wiedział cicho.
- No, to długo sobie poczekasz - odparowała.
Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi i sięgnął po karafkę
z winem, które rozlał do kryształowych kieliszków. Podał
1 0 6 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
jeden z nich Tanyi, po czym przysiadł niedbale na brzegu
stołu.
- Szczerze mówiąc, dzisiejsze zachowanie Lisy wcale
mnie nie zaskoczyło - zaczął. - Coraz bardziej denerwo
wała się tym małżeństwem.
- I ty mówisz, że John ma o niczym nie wiedzieć?
Wracam!
- Jak się nie uspokoisz i nie zaczniesz słuchać, to przy-
wiążę cię do łóżka - zagroził, wyraźnie zniecierpliwiony.
- Już dobrze, dobrze - z niechęcią machnęła ręką.
Niech sobie gada, to już niczego nie zmieni. Ona i tak wie,
co musi zrobić.
- Wielkie dzięki - mruknął uszczypliwie. - Niestety,
tak się złożyło, że ostatnio się nie widywaliśmy, więc Lisa
nie miała się komu zwierzyć ze swoich zmartwień...
- No wiesz! - zdenerwowała się. - Przecież ma Johna!
I mnie. Zna telefon, zna adres. Może się ze mną skontakto
wać w każdej chwili. Jesteś ostatnią osobą, która mogłaby
jej pomóc.
- Jestem jedyną osobą, z którą może porozmawiać
o ważnych dla niej sprawach. Z pewnych względów ty
i twój brat jesteście wykluczeni.
- Rozumiem. - Ze smutkiem pokiwała głową. - Musi
cię bardzo kochać.
- Och, ty głuptasku! - szepnął miękko.
Pewnie, że jestem głupia, pomyślała. I to znacznie bar
dziej, niż myślisz. Och, nawet nie wiesz...
- Zrozum, są różne rodzaje miłości. Traktuję Lisę jak
siostrę.
- Ale z siostrą nie poszedłbyś do łóżka. - Odstawiła
kieliszek na stół.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 0 7
- Z siostrą nie - przytaknął nieco zmienionym głosem,
delikatnie wziął Tanyę za rękę i pocałował najpierw grzbiet
dłoni, a potem jej wnętrze.
Wyrwała się pośpiesznie.
- Co ją tak niepokoi? - wolała wrócić do tematu.
- Dwie rzeczy. Po pierwsze martwi się, że prawdopo
dobnie nie będzie mogła mieć dzieci.
- Och, nie! -jęknęła. - Biedactwo... Czemu nigdy mi
nic nie powiedziała? Czy nie wierzy w moją przyjaźń?
- Obawiała się, że zdradziłabyś się przed Johnem. On
zaś nie mógł o niczym wiedzieć, gdyż wtedy wydałoby się,
że przed czterema laty Lisa straciła dziecko.
- Twoje dziecko - skorygowała z naciskiem.
To straszne. Od tamtych okropnych wydarzeń minę
ły już cztery lata, wydawało się, że życie potoczyło
się swoim torem, a tymczasem w najmniej sprzyjają
cym momencie powracają wspomnienia, ból, wyrzuty
sumienia... Tak silne, że nie wiadomo, czy w ogóle doj
dzie do ślubu, mającego się odbyć już za kilkanaście
godzin!
- Mam nadzieję, że przynajmniej zdajesz sobie sprawę
z tego, że to wszystko twoja wina - dodała z goryczą.
Jego rysy stwardniały.
- Czy możemy skupić się na problemie, a nie na oskar
żeniach?
- Drań! - warknęła, gdyż na chwilę przestała nad sobą
panować. Jego obojętność doprowadzała ją do furii. Wie
działa jednak, że akurat w tym przypadku ma rację i że
trzeba uporać się z obecną sytuacją. - Czekaj, czy to tylko
jej domysły, czy opinia lekarza?
- To drugie. Powiedziano jej, że istnieje taka możli-
1 0 8 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
wość, że już nie będzie miała dzieci. Była zrozpaczona, nie
wiedziała, czy ma wyjawić Johnowi prawdę...
- Że zaszła z tobą w ciążę! - wybuchnęła. - Zobacz,
co narobiłeś! Och, tylko egoista myśli jedynie o własnej
przyjemności, a nie troszczy się o konsekwencje i o swoją
partnerkę!
. - Na to wygląda.
- I bez wątpienia dowodzi to słabego charakteru! - ata
kowała dalej.
- Owszem - przytaknął spokojnie. - Obawiam się, że
właśnie tak jest.
Na chwilę odebrało jej mowę. Wpatrywała się w niego
ze zdumieniem. Coś jej tu całkiem nie pasowało.
- Skąd ta nagła pokora? - mruknęła nieco podejrzliwie.
- Widzisz, nawet bardzo porządni i godni zaufania lu
dzie popełniają czasem błędy - odparł zagadkowo. - Ty
jednak zbyt wysoko oceniasz tych, których kochasz. Nie
dostrzegasz ich słabości. A przecież nikt nie jest święty.
- Wiem, do kogo pijesz! - zdenerwowała się. - Jeśli
chcesz zasugerować, że John wcale nie jest lepszy od cie
bie...
- Każdy z nas ma jakiś słaby punkt, swoją piętę Achil
lesa. Właśnie dlatego Lisa musi wszystko gruntownie prze
myśleć.
- Co? To, czy ma uciec z tobą?
- To, czy ma wyjść za twojego brata.
- Nic nie rozumiem. Przecież w tym, co mówisz, nie
ma najmniejszego sensu - powiedziała, nie kryjąc irytacji.
Wyraźnie znużony, przesunął dłonią po twarzy.
- Problem w tym, że na razie nie mogę tego wyjaśnić
do końca. Całą prawdę poznasz dopiero po ich ślubie.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 0 9
- A czemu nie teraz? - spytała twardo.
- Ponieważ ci nie ufam. Nie mam gwarancji, że za
chowasz tę wiedzę tylko dla siebie. Słuchaj, kończmy to,
chciałbym się trochę przespać - zaproponował łagodnie.
- Chodzi więc o to, że Lisa wciąż nie wie, co powinna
zrobić. Mieć tajemnice przed Johnem, czy też uprzedzić
go, że mogą nie mieć potomstwa.
- Och, on tak strasznie chciałby mieć liczną rodzinę
- westchnęła.
- No właśnie. Wcale jej to nie ułatwia podjęcia decyzji.
Dlatego dziś płakała, dlatego też u niej byłem. Tylko ja
znałem problem, musiałem do niej iść i jej pomóc.
- No i co jej doradziłeś?
Popatrzył na nią uważnie.
- Ja nie daję rad. Ja tylko zadaję pytania i czekam, aż
ludzie sami sobie uświadomią, czego naprawdę chcą. To,
co ja myślę i co ja bym zrobił w ich sytuacji, nie ma naj
mniejszego znaczenia.
Zaskoczył ją tym. Mówił jak mądry, wyrozumiały czło
wiek, który wiele przeszedł i wiele rozumie.
- I jaką w końcu podjęła decyzję?
- Że powinna uwierzyć w miłość Johna. Że jego uczu
cie nie osłabnie, gdy okaże się, że Lisa nie urodzi mu
upragnionych dzieci. Dlatego musimy uszanować jej wolę
- powiedział dobitnie. - Niech się pobiorą i żyją swoim
życiem. Nie przeszkadzajmy im w tym.
Z powątpiewaniem pokręciła głową.
- No, nie wiem... - Zmieniła pozycję i nieco wygod
niej oparła się o kolumnę łóżka. - Przed chwilą powiedzia
łeś, że ona obawia się dwóch rzeczy. Na razie mówiliśmy
o jednej...
1 1 0 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Czemu nie usiądziesz? - przerwał jej cichym głosem.
Spojrzała na niego tak podejrzliwie, że nie mógł się
powstrzymać od śmiechu.
- Nie skoczę na ciebie i nie zedrę z ciebie sukienki
tylko dlatego, że usiądziesz na łóżku - wyjaśnił z rozba
wieniem. - To, że stoisz, wcale cię przed tym nie chroni.
Mogę się z tobą kochać równie dobrze na siedząco, jak i na
stojąco, nie robi mi to żadnej różnicy... - Przerwał na
chwilę na widok zgorszonej miny Tanyi. - Naprawdę, od
pocznij trochę, co ci szkodzi?
Z wahaniem dotknęła mięciutkiej, świeżej pościeli. Po
kusa okazała się tak silna, że wreszcie uległa i usadowiła
się wygodnie wśród śnieżnobiałych poduch. Mmm, co za
ulga... Och, a jeśli on naprawdę skorzysta z okazji? Była
zbyt zmęczona, zbyt spragniona ciepła i opieki, by potra
fiła mu odmówić, gdyby chciał ją pocałować. Lepiej nie
myśleć, jak by się to skończyło... Tak, trzeba jak najszyb
ciej omówić sprawę do końca, a potem wracać do zamku,
co koń wyskoczy.
- Masz dziesięć minut i ani chwili dłużej - oznajmiła
sztywno, sznurując usta.
- Jakbym słyszał naszą nauczycielkę, panią Latimer
- skwitował z uśmiechem. - Użyła dokładnie tych samych
słów, gdy zaproponowałem, żeby pozwoliła dzieciom po
jeździć na naszym kucyku.
Rozpogodziła się na to wspomnienie. Wszyscy w klasie
byli strasznie podekscytowani, a ona pękała z dumy, że jej
ukochany brat okazał się taki wspaniałomyślny.
- Ale w efekcie połowa z nich nie zdążyła nawet
wsiąść na konia - przypomniała. - Pani Latimer była nie
ugięta. Och, pamiętam ich rozczarowanie. To było tak,
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 1 1
jakby otwarto przed nimi raj, ale nie wpuszczono ich do
środka - westchnęła. - Źle, że tak się stało.
- Uważasz, że lepiej nic nie wiedzieć, do niczego nie
dążyć, byleby tylko nie ryzykować, że coś się nie uda? Ale
kto nie ryzykuje, ten niczego nie osiągnie. Owszem, można
ponieść porażkę, ale zawsze warto próbować.
Wzruszyła ramionami.
- Och, sama nie wiem. Myślę, że to zależy od chara
kteru. Ty, na przykład, jesteś niespokojnym duchem i tobie
odpowiada taka filozofia życiowa, podczas gdy ja jestem...
- Wciąż niezaspokojona.
Zamarła. Istvan nawet nie drgnął, lecz i tak czuła, że
znalazła się w ogromnym niebezpieczeństwie. Był tak nie
samowicie przystojny... Kruczoczarne włosy lśniły, na
smagłej twarzy kładła się złocista poświata od tańczących
płomieni, ciemne oczy przypominały niezgłębione jeziora,
w których toni tak cudownie byłoby się zanurzyć...
Odchrząknęła nerwowo.
- Zdaje się, że mieliśmy rozmawiać o Lisie?
- Rzeczywiście, trochę odeszliśmy od tematu. To co,
uszanujesz jej decyzję i dopuścisz do ślubu? - spytał.
Uśmiechnął się przy tym tak zniewalająco, że serce Ta-
nyi stopniało jak wosk. Choć żadne z nich nie poruszyło
się, wydawało się, jakby byli bliżej siebie, jakby łączył ich
jakiś niewidzialny most. Wiedziała, że Istvan bez trudu
mógłby ją nakłonić, by przeszli przez ten most... Tak bar
dzo go pragnęła i nie potrafiła nic na to poradzić. Musiał
zdawać sobie sprawę z tego, że miał ją w swojej mocy. To
straszne.
Zadrżała.
- Zimno ci? - zatroszczył się.
1 1 2 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Potrząsnęła głową.
- Po prostu jestem zmęczona. Bardzo zmęczona.
- Wcale się nie dziwię. Zerwałaś się rano, przyleciałaś
do Budapesztu, tańczyłaś na balu, czatowałaś na tarasie,
jeździłaś konno... Nieźle, jak na jeden dzień. Mam cię
zabrać z powrotem na zamek?
- Mhm - przytaknęła bez przekonania.
Wydawało jej się, że nie omówili jeszcze czegoś, ale nie
umiała sobie przypomnieć, co to mogło być. Ściągnęła brwi
i spróbowała zebrać myśli, choć przychodziło jej to z najwię
kszym trudem. Marzyła już tylko o jednym - wyciągnąć się
na tym wspaniałym łożu i zasnąć kamiennym snem...
- No, to idziemy - Istvan zsunął się ze stołu.
Nagle rozjaśniło jej się w głowie.
- Czekaj! Już wiem! Nie powiedziałeś mi o tej drugiej
przyczynie zmartwienia Lisy.
- Ależ z ciebie uparte stworzenie - westchnął. - Wi
dzisz, ona nie jest do końca pewna, czy łączące ich uczucie
można nazwać miłością.
Tanya oprzytomniała w jednej chwili.
- Jak to?
- Twierdzi, że bardzo chce być z Johnem, ale czegoś
jej w tym związku brakuje...
- Tego się właśnie obawiałam! Chodzi o namiętność,
prawda? Nie czuje do Johna tego, co czuła... do ciebie,
tak? - jęknęła boleśnie. Nie mogła jednak winić swojej
przyjaciółki. Dlaczego Lisa miałaby umieć zapomnieć
o Istvanie, skoro ona sama, rozsądna i dobrze wychowana
córka pastora, nie potrafiła przestać o nim myśleć?
- Niedokładnie tak. Ona... - Zawahał się, szukając od
powiednich słów. - Ona zna kogoś, kto szaleje na pun-
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 113
kcie innej osoby, bardzo cierpi, ale nie potrafi wyrzec się
swojego pragnienia, jest nim dosłownie opętany. - Na
gle spojrzał jej prosto w oczy. - Czy rozumiesz, o czym
mówię?
Tak, rozumiała aż nadto dobrze. Doskonale wiedziała,
jak to jest, gdy serce wyrywa się do ukochanej osoby, gdy
człowiek się wręcz dusi, nie mogąc uzewnętrznić swojego
uczucia. Właśnie to czuła, gdy patrzyła na Istvana.
- Jak już mówiłam, różnimy się - odparła z trudem.
- Wygląda na to, że nie dla wszystkich namiętność i pożą
danie muszą iść w parze z miłością.
- Ach, tak.
Odwrócił się, by nalać sobie wina do kieliszka. Zauwa
żyła ze zdziwieniem, że jego strzelista sylwetka przygar
biła się nagle. Czym się tak przejął? Kiedy była mała,
martwiła się, gdy był smutny. Och, oddałaby wtedy wszy
stko, by go pocieszyć. A teraz? Co by dała teraz?
Poczuła, jak serce w niej zamiera. Już wiedziała.
Miłość. Pragnęła dać mu całą siebie, całe swoje ży
cie... Ale komu? Mężczyźnie, który nie był godzien jej
uczucia?
Łzy napłynęły jej do oczu. Nie, tak nie może być! Trzeba
zabić tę miłość! Przyłożyła skołataną głowę do poduszki
i zacisnęła powieki, starając się wyperswadować sobie te
szalone myśli.
- Tanya, Tanya!
Ktoś ją nawoływał, czyjaś dłoń łagodnie potrząsała ją
za ramię.
- Co takiego? - mruknęła niechętnie, wygodniej wtu
lając się w poduszkę.
1 1 4 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Pora wstawać.
Z rozdrażnieniem machnęła ręką.
- Idź sobie.
- Nigdzie nie idę. To ty jesteś w moim łóżku.
To wystarczyło, by obudziła się w jednej chwili. Otwo
rzyła oczy i tuż nad sobą ujrzała twarz Istva'na!
- Co? Jak? - zawołała półprzytomnie.
- Spałaś tak słodko, że nie miałem serca cię budzić
- uśmiechnął się z czułością. - Ale teraz musisz wstać
i przygotować się do ślubu.
- Matko jedyna! Która godzina? - zawołała ze zgrozą
i odepchnęła go. Przynajmniej miała taki zamiar. Luźno
zawiązany szlafrok odsłaniał nagi tors i ten widok skute
cznie odebrał Tanyi ochotę do odsuwania Istvana od siebie.
Z drugiej jednak strony wzbudził w niej pewne podejrze
nia. Gorączkowo szarpnęła kołdrę. Uff, na szczęście wciąż
miała na sobie sukienkę.
Isrva'n śledził jej nerwowe ruchy z wyraźnym rozba
wieniem.
- Dziewiąta - pochylił się niżej. - Ale najpierw musisz
mi obiecać, że nic nikomu nie powiesz.
- Och, to nie takie proste... Zrozum, moje poczucie
lojalności...
- Ty zaś zrozum, że Lisa ma prawo układać sobie życie
tak, jak uważa to za stosowne.
- Tak, ale...
Nie pozwolił jej dokończyć, łagodnie zamknął jej usta
pocałunkiem. Było to tak cudowne uczucie, tak pełne sło
dyczy, że bez namysłu oplotła jego szyję ramionami i przy
ciągnęła go bliżej do siebie.
-• To jak będzie? - szeptał między pocałunkami. - Mam
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 1 5
cię tu trzymać aż do wieczora? Ciekawe, czym moglibyśmy
się przez ten czas zajmować?
Wsunął dłonie pod kołdrę i zaczął zmysłowo pieścić
uległe ciało Tanyi.
- Och, nie... - szepnęła.
- Chyba wiem, jak moglibyśmy spędzić ten czas... Ty
byłabyś moim więźniem, a ja twoim...
Czuła, jak płonie pod jego dotykiem, jak coraz bardziej
pragnie się poddać...
- Chcę stąd iść! - powiedziała nieswoim głosem.
- Nie wierzę - mruknął. - Czy teraz już rozumiesz, że
to nie twoja przyjaciółka mnie interesuje? Że cały czas
chodziło mi wyłącznie o ciebie?
Próbowała pojąć sens jego słów, ale jak mogła myśleć,
gdy obsypywał pocałunkami jej szyję, ramiona, dekolt?
- Ale ja nie... - Urwała, gdy uniósł głowę. W jego
oczach dostrzegła ból i pasję.
- Pragnę cię - szepnął z żarem. - Ale nie tylko. To
coś znacznie, znacznie więcej. I właśnie takiego uczu
cia pragnie Lisa, właśnie tego jej tak bardzo brak.
Wziął Tanyę w ramiona i ponownie zaczął obsypywać
ją pocałunkami.
Czuła szalone bicie serca. Czyjego? Nieważne. Och, jak
bardzo chciała odpowiedzieć mu równie gorącą pieszczotą!
Nie, nie wolno jej!
Z trudem odwróciła głowę w bok.
- Skoro Lisa tego od ciebie chce...
- Mylisz się, kochanie - przerwał. - Ona tęskni za taką
szaloną pasją, za taką niezaspokojoną tęsknotą, za takim
płomiennym uczuciem, jakie ja żywię do ciebie! - Uśmie
chnął się na widok otwartych szeroko ze zdumienia zielo-
1 1 6 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
nych oczu Tanyi. - Chciałaby to samo czuć w stosunku do
Johna.
- A czuje to do ciebie! -jęknęła z rozpaczą.
Odsunął się nieco, by przyjrzeć jej się uważnie. Jednak
w tym samym momencie ogarnęła ją nieodparta ochota, by
przyciągnąć go z powrotem. Och, zupełnie nie wiedziała,
jak ma walczyć ze sobą.
- Zrozum, oni się naprawdę kochają, ale w inny spo
sób. To łagodna, ciepła miłość, oparta na zrozumie
niu i przyjaźni. Lisa obawia się jednak, że to za mało.
Po prostu chciałaby, by John tak szalał za nią, jak ja za
tobą!
Nie, to niemożliwe, pomyślała. Wiedziała, że nie wolno
jej w to uwierzyć. Nie zaryzykuje, choć bramy raju wydają
się być otwarte. Nie pozwoli złamać sobie serca.
- Czy to znaczy, że jej nie kochasz? - wyrwało jej się
nagle.
- Ani jej nie kocham, ani jej nie pragnę - oznajmił
z mocą.
- Och - szepnęła tylko. Światełko nadziei zaczęło pło
nąć silniejszym blaskiem. Czy to możliwe? Ale czy jego
namiętność, choćby nie wiadomo jak wielka, może przy
nieść jej szczęście?
Istva'n z ociąganiem wstał z łóżka.
- Może lepiej chodźmy na ten ślub? - zaproponował
stłumionym głosem.
Wpatrywała się w niego, błagając w myślach, by to była
prawda, a nie jakaś sztuczka zmierzająca do tego, by kupić
jej milczenie.
- Wyglądasz tak kusząco w tej pościeli, że ledwo mogę
wytrzymać - mruknął. - Dlatego wolałem nie zdradzać
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 1 7
moich uczuć dziś w nocy, gdyż wiedziałem, jak się to może
skończyć...
Nie odrywając od niego zdumionego wzroku, usiadła na
łóżku.
- Czekaj, jak tak dalej będziesz przypominać rozkoszną
Śpiącą Królewnę, to możesz zapomnieć o tym, że masz
być druhną - uprzedził lojalnie. - Zamiast tego spędzisz
cały dzień w moich ramionach.
Aż podskoczyła.
- Na śmierć zapomniałam, że jestem druhną! Muszę
wracać na zamek i przebrać się!
- Nie martw się. Wszystko już załatwiłem. Zadzwoni
łem do hotelu, by przywieźli twoje rzeczy. Za tamtymi
drzwiami czeka na ciebie gorąca kąpiel. Zaraz zrobię ci
śniadanie. I bez żadnych fochów, proszę - uprzedził łagod
nie. - Nie wypuszczę cię stąd, zanim nie zjesz czegoś po
rządnego.
Oniemiała z wrażenia, potulnie dała się zaprowadzić do
sąsiedniego pomieszczenia. Obok wanny leżała jej kosme
tyczka, pantofle i, och, co za niespodzianka, świeże orchi
dee do wpięcia we włosy!
- Już nie mogę się doczekać, żeby cię w tym zobaczyć
- powiedział stłumionym głosem, spoglądając na prostą,
wąską suknię w kolorze starego złota.
Tanya zarumieniła się po same uszy na widok jedwab
nej bielizny, która razem z puszystym ręcznikiem leżała
na małym grzejniku. Ranek był rzeczywiście chłodny i ktoś
zadbał o to, by po gorącej kąpieli mogła się wytrzeć ciepłym
ręcznikiem i nie musiała wkładać zimnych rzeczy.
- Ale to znaczy, że pokojówka wie, gdzie spędziłam tę
noc - wymamrotała z zażenowaniem.
1 1 8 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Przecież nie robiliśmy nic złego. Niestety - uśmiech
nął się. - Wszyscy pomyślą, że się zagadaliśmy i dlatego
nie wróciłaś. Nie zapominaj, że nikt nie wie, że nie jeste
śmy rodzeństwem.
Gdy wreszcie, z niejakim trudem, udało się jej namówić
go, by jednak wyszedł do sąsiedniego pokoju, wzięła ką
piel, po czym pośpiesznie przygotowała się do wyjścia.
- Gotowa? - dobiegł ją głos Istva'na.
Rzuciła okiem w lustro, z aprobatą uśmiechnęła się do
swojego odbicia, po czym stanęła w drzwiach. Dziwny
wyraz jego twarzy zaniepokoił ją.
- Coś nie tak? - spytała z obawą i nerwowo poprawiła
włosy.
Odchrząknął.
- Nie, skądże - odwrócił się i nałożył tosty na talerz.
- Ładnie wyglądasz - rzucił.
Ładnie? Tylko tyle? Tak bardzo chciała wzbudzić w nim
zachwyt, ale, jak widać, jej wysiłki spełzły na niczym.
- Ty też się nieźle prezentujesz - odparła.
Nieźle? Powinnam raczej powiedzieć, że jest zabójczo
przystojny. Ten jasny garnitur do jego ciemnej karnacji...
Z westchnieniem usiadła przy stole i zabrała się do je
dzenia. Gdy zaspokoiła głód, zauważyła, że Istva'n przy
gląda się jej ustom, przesunęła więc po nich palcami, by
się upewnić, czy nie został na nich lukier z pączków.
Bacznie śledził jej ruchy, po czym pochylił się i poca
łował ją delikatnie.
- Gdy przyjedziemy na zamek razem, wszyscy pomy
ślą, że się pogodziliśmy i że znów jesteśmy przyjaciółmi
- szepnął. - Czy będą mieli rację?
- Tak - odparła i z miłością spojrzała mu w oczy.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
119
Odetchnął tak, jakby kamień spadł mu z serca.
- Dzięki Bogu - powiedział zmienionym głosem
i wstał gwałtownie. - Poczekam na ciebie na zewnątrz -
dodał i wyszedł tak szybko, jakby musiał natychmiast zna
leźć się na świeżym powietrzu.
Uśmiechnęła się ze smutkiem. Wiedziała, że nie znosił
zamkniętych pomieszczeń, tak samo jak nie znosił czego
kolwiek, co ograniczało jego wolność. Dlatego nie wiązał
się z nikim, dlatego nigdy nikogo naprawdę nie pokochał
i z całą pewnością z nikim się nie ożeni. Nic więc dziwne
go, że chce być nad wyraz ostrożna i nie może poddawać
się chwilowym pokusom. Z jego strony to tylko pożądanie,
nic więcej. Gdy ogień się wypali, zostanie popiół...
Z drugiej jednak strony... Czy nie warto zaryzykować,
by poznać smak raju? Nawet, jeśli się go utraci, to czy nie
lepiej choć na krótko być w niebie, a potem wszystko stra
cić, niż przez całe życie nie zaznać zaspokojenia?
Nie znała odpowiedzi na to pytanie, a czuła, że już
niedługo Istvan postawi ją przed ostatecznym wyborem.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Wyszła przed domek, mrużąc oczy od słońca. Istva'n
czekał na nią przy uroczej, staroświeckiej bryczce, przy
strojonej girlandami kwiatów. Wyglądał tak olśniewająco,
jakby to on był panem młodym.
Pomógł jej wsiąść, ujął lejce i cmoknął na konia. Gdy
ruszyli, rozległo się wesołe brzęczenie dzwoneczków przy
uprzęży. Wjechali na piaszczystą drogę, wzdłuż której ro
sły strzeliste topole. Ich srebrzystozielone listki delikatnie
szeleściły na wietrze.
- W taki dzień chce się żyć - zauważył cicho.
Tanya nie odzywała się. Patrzyła tylko, jak on odpo
wiada na pozdrowienia mijanych ludzi, jak z uśmiechem
obserwuje dzieci w wiejskich obejściach. Och, oddałaby
wszystkie skarby świata za to, by również mieć taki ma
leńki domek i mieszkać tam razem z Istva'nem. Czy mo
głoby być coś milszego, niż wspólne otulanie się ciepłą
kołdrą w chłodne poranki, wspólne śniadania, wspólne ra
dości i zmartwienia?
Przystanęli, gdyż przez drogę przechodziło właśnie po
woli i dostojnie kilka krów. Chyba nieco zbyt powoli.
- Zdążymy? - zaniepokoiła się Tanya. - Która godzi
na? - Otworzyła torebkę, by poszukać zegarka.
Gdy koń nieoczekiwanie ruszył do przodu, torebka
spadła jej z kolan i wysypało się z niej kilka drobiazgów.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 2 1
Istvan błyskawicznym ruchem schylił się, by je podnieść,
wyprostował się zaś niezwykle powoli i wręczył jej otwarty
portfel. Widniało w nim jego zdjęcie.
Tanya poczuła, że twarz jej płonie.
- Ja... To znaczy...
- Czy wiesz, czyje fotografie przed tobą schowałem?
- spytał bardzo cicho.
- Rodziny?
Czule pocałował ją w policzek.
- Też. Ale większość z nich przedstawiała ciebie. Tak,
chyba czas nieco zmienić plany.
- Moje zdjęcia? Ale dlaczego miałbyś... Hej, co ty
robisz? - zawołała ze zdumieniem, gdy nagle zawrócił.
- Jedziemy do kościoła.
Zerknęła na niego nieufnie.
- Czy ty zawsze musisz być inny niż wszyscy? - zde
nerwowała się. - Czy choć raz nie możesz się zachować
jak przeciętny człowiek?
- Właśnie zamierzam to zrobić.
Nic z tego nie rozumiała. I te fotografie... Czemu je
trzymał? Nie, to niemożliwe, żeby... Musisz być ostrożna,
nie daj się zwieść, rozczarowanie będzie straszliwie boles
ne, nakazywał rozsądek. Ale serce podpowiadało, by za
ufać uczuciom, by zaufać nadziei, której światełko płonęło
coraz silniejszym blaskiem.
Z zachwytem patrzyła na wyłaniający się zza drzew
malowniczy stary kościółek. Na białych murach wspierał
się spadzisty dach, obok widniała kryta gontem dzwonnica.
Gdy stanęli, Istvan wyskoczył z bryczki, jakby nie mógł
już dłużej usiedzieć na koźle, chwycił Tanyę wpół i bezce
remonialnie zaciągnął ją do chłodnego wnętrza.
1 2 2 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Zanim zdążyła się zorientować, co się dzieje, już ściskał
jej dłonie w swoich.
- Tanya, najdroższa - spojrzał jej głęboko w oczy. - To
właśnie tutaj Huszarowie przez całe wieki... Och, trudno
w to uwierzyć! Taki szczęśliwy traf! - zawołał poruszony
do głębi. - Od tej pory należę do ciebie. Całym sercem
i całą duszą. Ślubuję ci to.
A jednak to prawda! Ogarnęła ją fala uniesienia i rado
ści. Lecz z drugiej strony bała się uwierzyć w tak wielkie
szczęście.
- Nie mów tak! Ja...
- Wiem, że mi nie ufasz, wiem, że uważasz, że nie
jestem ciebie wart - szeptał gorączkowo. - Dlatego zabra
łem cię do kościoła. Zdajesz sobie sprawę, że nie okłamał
bym cię w takim miejscu. Masz, to mój pierścień rodowy.
Czy to cię przekonuje? Zrozum, że będę mógł wyznać ci
całą prawdę o sobie dopiero po ślubie Lisy.
Tak bardzo pragnęła mu uwierzyć. I tak bardzo się tego
obawiała.
- Nie, to niemożliwe! Przecież mama nauczyła cię, by
nikogo nie kochać!
- Tak, ale ty mnie nauczyłaś czegoś zupełnie innego.
Dzięki tobie wiem, co to znaczy miłość. I dlatego my też
niedługo staniemy przed ołtarzem.
- O czym ty mówisz? - zawołała, choć jej serce dosko
nale rozumiało, co to oznacza. Jednak umysł nie był w sta
nie tego pojąć.
- Kochasz mnie? - spytał bardzo cicho i czule dotknął
palcami twarzy Tany i.
Spojrzała wprost w czarne oczy - niezgłębione jeziora
- i wiedziała, że utonęła w nich na zawsze.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS " 1 2 3
- Tak! Z całego serca! - odparła żarliwie.
Porwał ją w ramiona i pocałował tak gorąco, że napra
wdę otwarły się przed nią bramy raju.
Gdy jechali na zamek, Istvan snuł dalekosiężne plany,
mówił o kupnie jakiejś posiadłości, gdzie mieliby niewiel
ką stadninę. Zaproponował też, że jej ojciec mógłby za
mieszkać razem z nimi, a gdyby nie chciał się przenieść na
Węgry, to że zapewnią mu jak najlepszą opiekę w Anglii.
Słuchała tego wszystkiego i powoli zaczynały w niej
kiełkować wątpliwości. Przypomniała sobie, że Istvan
w sumie nie postawił sprawy jasno. Nie powiedział wprost,
że się pobiorą, nie wyznał, że ją kocha. Zrozumiała, że ta
dzisiejsza przysięga oznaczała dla niego coś zupełnie inne
go niż dla niej. Chciał żyć z nią w nieformalnym związ
ku, bez żadnych zobowiązań, z możliwością wyfrunięcia
z klatki w dowolnym momencie...
Grom z jasnego nieba wywarłby na rodzinie chyba
mniejsze wrażenie niż ich wspólny przyjazd. Mariann i Sue
aż straciły mowę ze zdumienia, Lisa nie kryła euforii, zaś
posępny niczym gradowa chmura John obraził się na naj
starszą siostrę i w ogóle nie chciał z nią rozmawiać.
Tanya zresztą nie zwracała na niego uwagi, gdyż skupiła
się przede wszystkim na tym, by jakoś uspokoić wyraźnie
roztrzęsioną pannę młodą, co okazało się nad wyraz trud
nym zadaniem. Gdy już prawie wchodziły do kościoła,
Lisa przystanęła nagle i odwróciła pobladłą twarz w stronę
przyjaciółki.
- Czy ty myślisz, że John naprawdę mnie kocha? - spy
tała z nutką histerii w głosie.
- Dam za to głowę - zapewniła z całym przekonaniem.
1 2 4 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- W przeciwnym razie nie byłby tak zazdrosny o Istvana.
Przecież zabronił mu nawet się pokazać w kościele!
Lisa w panice rozejrzała się dookoła. Wyglądała tak,
jakby miała ochotę uciec jak najdalej stąd. Tanya bezwied
nie mocniej zacisnęła palce na trenie sukni panny młodej.
Jeśli będzie trzeba, to mogę ją zaciągnąć siłą, przemknęła
jej przez głowę niedorzeczna myśl. Panika Lisy zaczęła się
udzielać również jej.
Powoli przeszły przez utworzony przez gości szpaler.
Tanya z lekkim roztargnieniem odpowiedziała na czyjś
przyjazny uśmiech. Przelotnie pomyślała, że gdzieś już
widziała tę miłą kobietę o siwych włosach. Gdy stanęły
w przedsionku, stało się coś przedziwnego. Mistrz ceremo
nii niespodziewanie zniknął bez słowa, a przed nimi jak
spod ziemi wyrósł Istvan. Uśmiechnął się uspokajająco do
Lisy, która... rozpromieniła się na jego widok!
- Będę przy tobie - obiecał. - Nie obawiaj się, niedługo
będzie po wszystkim.
Tanya zamarła.
- Nie patrz tak - zwrócił się do niej. - Ty będziesz
następna.
Co to ma znaczyć? Następna po Lisie? Chyba nie mówi
o ślubie? Nie, oczywiście, że nie, co za głupstwa przycho
dzą jej do głowy!
John odwrócił się od ołtarza i zamarł na widok najgor
szego wroga, który jakby nigdy nic prowadził do ołtarza
jego oblubienicę! Ten przywilej należał do ojca panny mło
dej bądź do przyjaciela rodziny, czy też do jakiegoś ogól
nie szanowanego człowieka. Istva'n z właściwym sobie tu
petem wkręcił się na miejsce węgierskiego mistrza cere
monii ! Ale teraz już nic nie można było na to poradzić. Nie
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 2 5
leżało w niczyim interesie wywoływanie skandalu w ko
ściele.
Tanya szła za nimi, a jej zdenerwowanie rosło z każdą
chwilą. Czy aby przypadkiem nie dała się nabrać? Może te
poranne przysięgi w tym samym miejscu miały służyć tylko
temu, by skłonić ją do milczenia? Tak, to by miało sens...
Przecież zgodnie z jego wolą, nic Johnowi nie powiedziała...
Gdy stanęli przed ołtarzem, pochwyciła zaniepokojone
spojrzenie Istvana. To utwierdziło ją w podejrzeniach. Jak
mogła zapomnieć, że był człowiekiem pozbawionym wszel
kich skrupułów? Jak mogła uwierzyć w puste obietnice? Jak
mogła dać się nabrać na te wszystkie słodkie słówka?
Popełniła straszliwy błąd. Powinna była wyznać prawdę
o wczorajszej schadzce Istvana i Lisy. Jeśli ma wyjść za
Johna tylko dlatego, że znów jest w ciąży z...
Nagle coś, a raczej ktoś, przerwał jej ponure rozważa
nia. Maleńki chłopczyk z ciekawością przeciskał się tuż
obok, prawdopodobnie chciał obejrzeć ślub z bliska. Po
nura twarz Johna rozpogodziła się na jego widok. Wziął
malca na ręce, uścisnął i oddał zaambarasowanej matce.
I w tym momencie...
Zanim ktokolwiek zdążył się zorientować, co się dzieje,
panna młoda chwyciła tren sukni i wybiegła z kościoła. Za
nią podążył... Istvan!
Nikt nie zareagował dostatecznie szybko, gdyż wszyscy
osłupieli ze zdumienia. Jedna Tanya rzuciła się za nimi
w pościg, gdyż była przygotowana na coś podobnego. Nie
stety, nie zdążyła ich zatrzymać. W biegu wskoczyli do
białego kabrioletu i odjechali, wzbijając tuman kurzu.
- Ty draniu! - zawołała z rozpaczą. Zaplanowałeś to
sobie!
1 2 6 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Nie zwracając uwagi na swoją piękną suknię, osunęła
się na ziemię i rozpłakała na głos. W przedsionku kościoła
pojawił się śmiertelnie blady John. Podbiegł do siostry,
podniósł ją i przytulił do siebie. Nie zważając na nic i na
nikogo, oboje zanieśli się spazmatycznym łkaniem.
Nic gorszego nie mogło się stać. Ale tym razem Istvan
drogo za to zapłaci. Już ona się postara o to, by i on poznał
smak bólu i odrzucenia.
Z nieba lał się żar. Bezkresna węgierska puszta była
zalana słońcem. Na szczęście przez większą część drogi
szosę ocieniały rosnące na poboczach topole. Tanya otwo
rzyła w samochodzie wszystkie okna, a i tak opływała po
tem. Czuła, jak krótka spódniczka oraz bluzeczka z dużym
dekoltem lepią się do ciała.
W przydrożnej karczmie napiła się czegoś chłodnego
i sprawdziła na mapie, gdzie się znajduje. Już niedaleko.
Nie miała pewności, czy tam właśnie znajdzie uciekinie
rów, lecz należało spróbować. Jeszcze raz przeczytała adres
na kopercie.
Ogarnięta furią nie zawahała się przed czynem, który
w normalnych warunkach nigdy by jej nie przyszedł do
głowy. Bez namysłu włamała się do domku Istvana, gdzie
na komodzie znalazła listy. Na kopertach powtarzał się ten
sam adres. Był to jedyny trop, jakim mogła pójść. Nawet
jeśli nie znajdzie tam tych dwojga, to zrobi wszystko, by
wyciągnąć od znajomych tego drania wiadomość, gdzie go
można szukać.
Kiedy powiedziała o tym Johnowi, bez słowa odwrócił
się plecami. Uważał, że to wszystko jej wina. Jego zdaniem
powinna była przemówić Lisie do rozsądku. Skoro były
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 2 7
przyjaciółkami, to Tanya z pewnością znała jej sekrety,
wątpliwości, rozterki. Nie zamierzał więc w ogóle odzy
wać się do najstarszej siostry. Istva'nowi po raz kolejny
udało się wszystkich poróżnić.
Ale tym razem przebrała się miarka. Rozpacz Tanyi
błyskawicznie przeobraziła się w ślepą, dziką furię. Bez
wahania zabrała samochód Johna i wyruszyła w pościg.
Dopadnie tego łajdaka i tym razem to ona będzie górą.
Teraz on zostanie wystawiony do wiatru i to w taki sposób,
że popamięta na całe życie.
- Jeszcze nie wiesz, co cię czeka - mruknęła mściwie,
mocniej nacisnęła pedał gazu i za jednym zamachem wy
przedziła trzy samochody. Zerknęła we wsteczne lusterko.
Ujrzała w nim błyszczące chęcią zemsty oczy.
Doskonale wiedziała, jak go zranić. Wystarczyło go sko-
kietować, uwieść i rzucić w ostatniej chwili, najlepiej
w jak najbardziej obraźliwy sposób. Może nawet podpu
ścić go, żeby się oświadczył, dać się zaprowadzić do ołta
rza, po czym opuścić go wzgardliwie w kulminacyjnym
momencie ceremonii? Wbrew pozorom, Istvanem było cał
kiem łatwo manipulować...
Zwolniła. To musi być tutaj. Za złocistym łanem kuku
rydzy widniały jakieś niskie zabudowania. Zjechała na po
bocze, pociągnęła usta szminką, rozpuściła włosy, rozpięła
dwa guziki u spódniczki i prowokacyjnie zsunęła ramią-
czka bluzki. Nie ma siły, święty by się nie oparł.
- Pamiętaj, masz być uwodzicielska - powiedziała do
lusterka. - Ale nie nachalna.
Napis na bramie głosił, że znajduje się tu stadnina
i szkoła jazdy konnej. Wjechała na dziedziniec i zaparko
wała w cieniu jednego z budynków. Istva'n, w czarnych
1 2 8 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
spodniach i luźnej, również czarnej, haftowanej w ludowe
wzory koszuli, żartował z jakimś mężczyzną. Wyglądało
na to, że świetnie się tu czuje. No, już ona się postara, żeby
ten dobry nastrój wkrótce go opuścił!
Wysiadała bez pośpiechu. Chciała, by zdążył się napa
trzyć na jej długie, opalone nogi, czego oczywiście nie
omieszkał wykorzystać. Gdy podszedł, nie pominął też
okazji, by zerknąć w głęboki dekolt. Po chwili ocknął się
z zapatrzenia i wyciągnął rękę.
- Chyba jesteś mi winien wyjaśnienia - oznajmiła
chłodno i wysiadła, nie korzystając z oferowanej pomocy.
Uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Właśnie miałem wracać i wszystko ci wytłumaczyć.
Co za bezczelne łgarstwo!
- Oczywiście - powiedziała z powątpiewaniem i wy
dęła wargi. Wiedziała, że wyda mu się nie tylko nadąsana,
ale i zmysłowa.
- Jak mnie tu znalazłaś?
- Na kopercie był adres. Włamałam się do twojego
domu. Wybiłam szybę. - Buntowniczo potrząsnęła głową,
a długie włosy zawirowały wokół jej twarzy. Zauważyła,
że uwodzicielskie zachowanie przychodzi jej z coraz wię
kszą łatwością.
Jego czoło przecięła pionowa zmarszczka.
- Dzwoniłem do hotelu, ale powiedziano mi, że wyje
chałaś. W ogóle nikt nie chciał ze mną rozmawiać. Mar
twiłem się, nie wiedziałem, co się z tobą dzieje.
- Doprawdy? Martwiłeś się? - Zatrzepotała rzęsami.
Ośmielony, położył dłonie na jej nagich, rozgrzanych
słońcem ramionach.
- Wybacz, w kościele nie było czasu na wyjaśnienia.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 2 9
Musiałem działać bardzo szybko. Lisa załamała się na wi
dok Johna przytulającego dziecko. Zupełnie nie zastana
wiając się nad tym, co robi, wybiegła i wskoczyła do ka
brioletu, a ja za nią. Przywiozłem ją tutaj, by mogła w spo
koju wszystko przemyśleć i podjąć decyzję, co dalej.
- No proszę, to się nazywa refleks - mruknęła z uda
wanym uznaniem. - Gdzie ona jest?
- Zaszyła się w kącie i rozważa, co ma teraz zrobić. Ale
ty mi nie wierzysz, prawda?
Przyszło jej na myśl, że dobrze będzie go potrzymać
w niepewności.
- Och, sama nie wiem.
Przyjrzał jej się uważniej. Posłała mu spod rzęs powłó
czyste spojrzenie, by go zbić z tropu. Chyba się udało, gdyż
zmienił temat.
- Twoje włosy... Są inne, niż zazwyczaj.
- Rozpuściłam je podczas jazdy, by wiatr mógł je swo
bodnie rozwiewać. Było mi tak gorąco...
Uniósł rękę i delikatnie zaczął głaskać jej ciężkie, mie
niące się w słońcu rude włosy. Jego tors unosił się w przy
śpieszonym oddechu, usta stały się wilgotne...
Nienawidzę cię, nienawidzę, pomyślała. Lisa, mam na
dzieję, że patrzysz teraz na nas i widzisz, jakiego drania
sobie wybrałaś. Wystarczy go odrobinę podekscytować,
a już leci na nową zdobycz.
Z pełną premedytacją przymknęła oczy i przybrała roz-
anielony wyraz twarzy.
- Przestań - szepnęła bezradnie. - Zabraniam ci. Prze
cież wiesz, jak reaguję na twój dotyk. - Proszę, jak sprytnie
udało jej się sformułować odmowę, która jednocześnie była
zaproszeniem!
1 3 0 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Na efekty nie musiała długo czekać. Przyciągnął ją do
siebie i pocałował namiętnie. Zaskoczył ją i zanim zdążyła
sobie przypomnieć, jak bardzo nim pogardza i że jest tu
tylko po to, by się zemścić, przez moment miała wrażenie,
że oto nagle wyrosły jej skrzydła i że szybuje wolna ni
czym ptak pod błękitnym węgierskim niebem.
Och, gdyby tak mogła zostać tu z Istvanem na zawsze...
Co ona wyprawia, nie wolno jej snuć takich marzeń! Nagle
pomyślała o rozpaczy Johna, o jego zdruzgotanych nadzie
jach na szczęśliwe życie i jej serce w jednej chwili stało
się zimne jak lód.
- Wcale się nie dziwię, że było ci gorąco. Powinnaś
nosić ją na wierzch - szepnął i niespodziewanie wyciągnął
jej bluzkę ze spódniczki.
Zaskoczona, poczuła na piersiach chłodny dotyk wiatru,
a potem...
- Istva'n! - zaprotestowała, gdy niecierpliwe dłonie
wślizgnęły się pod cieniutki materiał.
Lecz on na nic nie zważał, tylko w uniesieniu pieścił
piersi Tanyi i dopiero po chwili dotarło do niego, gdzie się
znajdują i co się dzieje. Cofnął ręce.
- Przepraszam - powiedział nieco bezradnie. - To się
stało tak jakoś... - dodał z pewnym zdziwieniem.
Tanya triumfowała. Miała go w garści, zaczynał tracić
głowę. Szło jej lepiej, niż przypuszczała.
W odpowiedzi lekko wzruszyła ramionami, dbając, by
przy tym ruchu bluzka zsunęła się nieco niżej, bardziej eks
ponując apetyczne krągłości, od których Istvan nie mógł ode
rwać wzroku. Odnosiła wrażenie, że rozkwita pod tym spoj
rzeniem. .. Zacisnęła dłoń w pięść i do bólu wbiła paznokcie
w ciało, by przywołać nieposłuszne myśli do porządku.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 3 1
- Nie musisz się tłumaczyć, wiem, co czujesz. Co oboje
czujemy - szepnęła kusząco.
- To prawda - odparł, nie podnosząc wzroku.
Trzymaj się w garści, pamiętaj, po co tu przyjechałaś.
- Czy w takim razie pozwolisz, że zostanę tu na trochę?
- zaproponowała. - Zresztą, Lisa może chcieć ze mną po
rozmawiać - dodała od niechcenia. - Chętnie bym jej po
mogła.
- Czy ty zawsze musisz wszystkim matkować? - spytał
z dezaprobatą. - Czy choć raz nie możesz pomyśleć o so
bie? Przestań wreszcie ochraniać tych, których kochasz
i pozwól, by popełniali błędy. To ich życie, nie twoje. Daj
im spokój, zastanów się, czego ty byś chciała.
Ja? Zemścić się na tobie. Widzieć, że cierpisz, jak ja
cierpię.
Uniosła nogę, by bez pośpiechu usunąć z sandała ja
kiś wyimaginowany kamyczek. Przy tym ruchu rozpięta
spódniczka rozchyliła się, mocno odsłaniając opalone udo.
Istvan głęboko wciągnął powietrze. Tanya pozwoliła mu
przez chwilę napawać się widokiem, po czym wyprosto
wała się powoli.
- Wiesz, chyba masz rację. - Spojrzała mu głęboko
w oczy. - Nie powinnam tłumić moich własnych potrzeb
i pragnień...
Odchrząknął z trudem.
- Skoro i tak czekamy na Lisę, to może byśmy się
czymś zajęli? - zaproponował nieco zmienionym głosem.
- Chodź, pokażę ci moje włości.
- Chętnie.
Objął ją ramieniem, lecz zanim doszli do budynku, jego
dłoń zdążyła już kilkakrotnie przejechać po jej pośladkach,
1 3 2 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
ponownie wślizgnąć się pod wydekoltowaną bluzeczkę.
Tanya udawała, że protestuje, gdyż słusznie przewidywała,
że to dodatkowo zwiększy jego podniecenie. Wiedziała, iż
musi pozbyć się wszelkich skrupułów, jeśli chce wygrać
z takim przeciwnikiem.
Przed drzwiami okręciła się na pięcie i ze śmiechem
wysunęła z jego objęć, by uporządkować ubranie.
- Co za zalotne pląsy - wycedził. - Chyba wiem, do
czego zmierzają i wygląda na to, że stanie się to już nie
długo. Czy wykonujesz swój erotyczny taniec po to, by do
stać na talerzu moją głowę, jak Salome głowę Jana Chrzci
ciela?
Zarumieniła się nieco i zerknęła na niego podejrzliwie.
Czyżby przejrzał jej grę? Chyba nie, gdyż uśmiechał się
zachęcająco.
- Wydawało mi się, że to raczej ty jesteś bardziej akty
wną stroną.
- Wybacz, Salome, ale ja tylko odpowiadam na sygna
ły, które wysyłasz.
- W takim razie zwolnijmy tempo - zasugerowała po
śpiesznie, gdy ponownie wyciągnął rękę w jej kierunku.
- Może byś mi opowiedział o twojej stadninie i o szkole?
- Prawda, że nieźle to wygląda? - spytał z nie skrywa
ną dumą. - Patrz, to dla gości. - Wskazał malownicze do
mki ze spadzistymi dachami, naśladujące stylem tradycyj
ne wiejskie chaty. - Tam zbudujemy basen, nie chcę, by
zanieczyszczano jezioro. Ale będzie można pływać po nim
łódką, łowić ryby. Postawimy wypożyczalnię powozów,
przyciągniemy turystów...
- John mówił, że właścicielka hotelu Kastely Huszar
też ma stadninę i ujeżdżalnię - wtrąciła ostrożnie, starając
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 3 3
się nie zdradzić, jak bardzo jest zainteresowana tematem
i otrzymaniem pracy właśnie w takim miejscu. - To dla
ciebie konkurencja.
- Wcale nie - odparł spokojnie, gdy weszli do prze
stronnego holu w głównym budynku. - To moja matka.
Zarówno zamek, jak i ta posiadłość należą do mnie.
Wszystkiego się mogła spodziewać, ale nie tego!
- Co ty wygadujesz, należą do księżnej! John nigdy
w życiu nie zgodziłby się pracować dla ciebie.
- Dlatego to mama załatwia z nim interesy.
- Jesteś synem księżnej? Nie wierzę!
- Nie ma przymusu - spojrzał na nią kpiąco. - Proszę,
tędy.
Oszołomiona podążyła za nim. Czyżby jednak nie kła
mał? To straszne. To by oznaczało, że nici z kontraktu.
Och, a tak jej zależało na tej pracy. Rozpaczliwie potrze
bowała pieniędzy.
Wyszli na przestronny taras z basenem. Dalej rozciągał
się pięknie utrzymany ogród. Tanya z ciekawością roze
jrzała się dookoła i nagle zamarła. Na ścianie domu widniał
herb, który widziała już i w hotelu Kastely Huszar i w...
- Tamten domek... On należy do księżnej, prawda?
- odgadła.
- Zgadza się. Wpadam tam czasami, kiedy indziej to
ona przyjeżdża do mnie. Ludzie ze wsi wiedzą, kim jestem,
ale w zamku niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę. Nie
ujawniam się, zajmuję się stadniną, a mama prowadzi ho
tel. Myślę, że ją widziałaś raz czy dwa.
Tak, teraz już nie miała wątpliwości. To musiała być ta
dystyngowana siwowłosa dama, która uśmiechała się przy
jaźnie na jej widok. Choć nie zamieniły ani słowa, Tanya
1 3 4 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
czuła, że nawiązała się między nimi nić sympatii. Szkoda,
że szybko zostanie zerwana. Tak bardzo chciałaby poroz
mawiać o przeszłości, zrozumieć, co się stało. Niestety, po
tym, co zrobi jej synowi, księżna już nigdy się do niej nie
uśmiechnie.
- Mama uważa, że jesteś prześliczna - wtrącił.
- O, to miłe - mruknęła, myśląc przy tym intensywnie,
że zemsta zemstą, ale tę pracę dostać musi. Zanim weźmie
odwet, zdąży zarobić na własną szkołę jeździecką.
Podeszła do jednego ze stojących na słońcu łóżek do
opalania i wyciągnęła się na nim wygodnie. Oczywiście
zadbała o to, by wyglądać przy tym jak najbardziej uwo
dzicielsko. Zerknęła na Istva'na zalotnie spod rzęs.
- Miałam wrażenie, że księżna chciała zaproponować
mi prowadzenie kursów jazdy konnej. No, ale skoro to ty
decydujesz... Och, nie wiem, co mam zrobić w tej sytuacji.
- Nie mam wątpliwości, że na pewno coś wymyślisz.
Spojrzała na niego podejrzliwie, lecz wyglądał niczym
wcielenie niewinności.
- Kiedy John przyjechał za Lisa na Węgry i nie mógł
znaleźć pracy, poratowałeś go. To bardzo miłe z twojej
strony. - Gdy tak mu pochlebiała, by osłabić jego czujność,
nagle przyszło jej do głowy, że to przecież prawda. Dał mu
pracę, w dodatku niezwykle dobrze płatną.
- Czy nie domyślasz się, czemu tak postąpiłem?
Zastanawiała się przez chwilę.
- Gdyby tyle nie zarabiał, nie mógłby się ożenić z Lisą,
gdyż nie byłby w stanie utrzymać rodziny - powiedziała
z namysłem.
- No właśnie. - Przysiadł na brzegu plażowego łóżka,
na którym się opalała. - Wychodzi na to, że zrobiłem wszy-
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 3 5
stko, by ułatwić twojemu bratu małżeństwo z dziewczy
ną, którą kocha. Zapewniłem im przyszłość. Czy to nie
dziwne?
- Ale przecież nie doszło do ślubu - wytknęła, ziryto
wana tym, że pozował na dobroczyńcę. W rzeczywistości
najpierw dawał, a potem odbierał.
- Przecież to nie moja wina - powiedział spokojnie.
- Naprawdę chciałem, żeby się pobrali.
- Bo obawiałeś się, że w przeciwnym wypadku to ty
musiałbyś się z nią żenić?
Ściągnął brwi.
- Nie. Dlatego, że się kochają, a ja czuję się za nich
odpowiedzialny.
- Powinieneś! Po tym, co zrobiłeś przed czterema la
ty... - Zamilkła nagle. Miała być przecież słodka i uwo
dzicielska. Niestety, trzymanie nerwów na wodzy w obe
cności Istva'na było bardzo trudne. Doprowadzał ją do furii.
Pośpiesznie przybrała miły wyraz twarzy. - Dobrze, wróć
my do tematu. Rozmawialiśmy o jeździe konnej...
Istvan pochylił się nagle i nieco zsunął ramiączka jej
bluzki.
- W przeciwnym razie będziesz miała jaśniejsze ślady
na skórze - mruknął wyjaśniająco.
W jednej chwili straciła wątek i tylko patrzyła na niego
bezradnie.
- Może byśmy się czegoś napili? - zasugerował. - Fe
renc! - zawołał i po chwili zamienił kilka słów z sympa
tycznym mężczyzną o ujmującym uśmiechu.
W tym czasie Tanya doszła nieco do siebie i pomyślała,
że ponownie musi wziąć sprawy w swoje ręce. Nie może
pozwolić, by uzyskał nad nią przewagę. Musi działać.
1 3 6 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Nie będzie ci przeszkadzało, jak się trochę ochłodzę
w basenie?
- Proszę.
Podniosła się powoli, krokiem leniwej kotki podeszła
do basenu, przysiadła na brzegu, podciągnęła spódniczkę
i zanurzyła nogi w wodzie. Słyszała, jak Istva'n chwyta
głęboki oddech. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Wiedziała,
że nie jest w stanie jej się oprzeć.
Nagle poczuła na uchu jego gorący oddech.
- Sok dla ciebie.
- Dziękuję. - Wzięła szklaneczkę lekko drżącą dłonią.
Istvan przykląkł tuż za nią. Nie dotykał jej, lecz czuła
emanujące z jego ciała ciepło.
- Rozmawialiśmy o szkole jazdy konnej - przypo
mniała. - Wiesz, mogłabym dla ciebie pracować. Przywo
ziłabym ci turystów z Anglii, co ty na to? - Odwróciła się
nieco i pochyliła lekko w jego stronę, doskonale zdając
sobie sprawę z tego, co robi.
Jak przypuszczała, Istvan nie przepuścił okazji i zerknął
na jej mocniej wyeksponowany dekolt.
- A co ja bym z tego miał? - spytał stłumionym głosem.
Konfidencjonalnie pochyliła się do jego ucha. Nie miała
wątpliwości, że przewaga jest po jej stronie. Jeśli nadał będzie
tak umiejętnie nim manipulować, to on zgodzi się na wszy
stko. Da jej pracę, potem zaoferuje siebie, a ona wtedy ode
pchnie go wzgardliwie. O tak, zemsta będzie słodka.
- Hm, moglibyśmy się zastanowić - szepnęła tak ku
sząco, jak tylko potrafiła. - Widzisz, myślę, że powinnam
wziąć sobie do serca twoją radę. Muszę zacząć dbać o sie
bie, o swoje potrzeby... - Spojrzała w czarne oczy, w któ
rych tlił się żar. - Potrzebuję...
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 3 7
- Wiem, czego potrzebujesz - powiedział nagle i wrzu
cił ją do basenu.
Nie tracąc ani chwili, wskoczył za nią i chwycił mocno
jeszcze pod wodą. Gdy wynurzyli się na powierzchnię,
zaczął ją całować do utraty tchu. Wcale nie zamierzała się
bronić, wręcz przeciwnie, przywarła mocno do tego cu
downego, muskularnego ciała, oszołomiona i szczęśliwa.
Istva'n bez namysłu, z furią, zdarł z siebie koszulę. Zanim
Tanya zdążyła się zorientować, już nie miała na sobie ani
bluzki, ani spódniczki, ani bielizny... Poczuła na piersiach
dotyk jego nagiego torsu i zakręciło jej się w głowie.
Zaprotestowała słabo, lecz on gwałtownie pchnął ją
w kierunku schodków, wyciągnął z basenu i porwał na rę
ce, zupełnie nie zważając na to, że ktoś ich może zobaczyć.
Gdy położył Tanyę na trawniku, ogarnęła ją fala pożądania.
Czuła, jak drży w niecierpliwym oczekiwaniu na stanie się
kobietą.
- Och, Istvan! - szepnęła z rozmarzeniem.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Sparaliżowana lękiem i oszołomiona radością, nie była
w stanie wykonać nawet najmniejszego ruchu. Czekała, aż
Istvan rozbierze się do końca, a potem swoim cudownym
dotykiem przywróci ją znowu do życia. Gdy przygarnął ją
mocno do siebie, miała wrażenie, że jej ciało rozkwita pod
jego pieszczotami, że otwiera się niczym pąk pod wpływem
słonecznych promieni.
Całował jej twarz, szyję, piersi, jego zachłanne, niecier
pliwe dłonie wślizgiwały się tam, gdzie jeszcze nikt ni
gdy... Och!
- Chcę ciebie, chcę... - szeptał z pasją.
Tak, czuła to doskonale, ją dręczył ten sam głód. Nie,
dłużej już nie wytrzyma. Niech będzie, co ma być.
- Kochaj mnie! - zawołała w uniesieniu.
Zadrżał. A kiedy myślała, że to już się stanie, nagle
znieruchomiał. Ze zdumieniem otworzyła oczy i spojrzała
na niego.
- Wiem, kiedy należy się zatrzymać - wycedził zimno.
- Potrafię się kontrolować.
- Ja... Nie rozumiem. - Z przestrachem patrzyła na
jego pozbawioną wszelkiego wyrazu twarz.
- Nie? To się przez chwilę zastanów. Jak myślisz, które
z nas wygrało?
- Wygrało? - wyjąkała ze zdumieniem.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 3 9
Żachnął się.
- Przecież zamierzałaś mnie uwieść?
- Jak to? Wiedziałeś, co robię? - szepnęła.
- Oczywiście! - odparł gniewnie. - Najpierw miałem
nadzieję, że przyjechałaś po wyjaśnienia. Szybko jednak
zorientowałem się, że coś tu jest nie tak. Dlatego postano
wiłem sprawdzić, jak daleko się posuniesz. Okazuje się, że
bardzo daleko! - syknął przez zaciśnięte zęby. - Nie dość,
że chciałaś się sprzedać w zamian za intratny kontrakt, to
jeszcze zamierzałaś się na mnie odegrać, bawiąc się ze mną
jak kot z myszą. Manipulowałaś mną, używając swojego
ciała. - W jego głosie brzmiała pogarda.
- Bo cię nienawidzę! - zawołała z płaczem i usiadła.
Z furią pchnął ją z powrotem na trawnik i przytrzymał
za ramiona, tak by nie mogła się podnieść.
- Mów!
- Chciałam się zemścić! - krzyknęła. - Dałabym wszy
stko za to, żebyś cierpiał tak samo jak John, jak Lisa i jak
ja!
- Teraz rozumiem. - Zmusił ją do wstania i siłą zaciąg
nął pod prysznic.
Strumienie lodowatej wody smagały jak biczem. Tanya
trzęsła się z zimna, wstydu i złości.
- Zostań tu, przyniosę ci ręcznik - zakomenderował
i zakręcił kurek.
Otuliła się ramionami i z nieszczęśliwą miną wpatrywa
ła się w pływające w basenie ubrania. Zastawiła pułapkę
tylko po to, by złapać się we własne sidła.
- Masz! Zasłoń się i chodź ze mną.
Owinęła się ręcznikiem, nie podnosząc wzroku na
Istvana. Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
1 4 0 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Co zamierzasz zrobić?
- To niespodzianka - warknął. - Ale przed tym poroz
mawiamy.
- Przed czym? - przestraszyła się.
- Zobaczysz! - Chwycił ją za rękę.
Nie zwracając najmniejszej uwagi na protesty Tanyi,
zaciągnął ją do sypialni i bezceremonialnie rzucił na łóżko.
Pochylił się nad nią.
- Najpierw trzeba ci nieco przemeblować w tej głupiej
główce, bo masz tam nieźle namieszane - wycedził.
- Dzięki za komplement - odcięła się.
Śledziła go wzrokiem, gdy podszedł do drzwi i zamknął
je na klucz. Gdzieś z głębi domu dobiegały dźwięki skrzy
piec, na których ktoś wygrywał smętną, przejmującą me
lodię, co dodatkowo pogłębiało melancholię Tanyi. Tak
bardzo cię kochałam, pomyślała z żalem. A ty mnie za
wiodłeś...
- Miałeś mi coś powiedzieć.
- Właśnie zamierzam - burknął opryskliwie. - Masz
się zamienić w słuch i nie uronić ani jednego słowa, jasne?
Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo jest na nią zły.
Poczuła się okropnie. Łzy napłynęły jej do oczu.
- Zrób coś z tą muzyką - poprosiła nieśmiało. - Nie
mogę tego słuchać.
- Co, porusza twoje serce? A jesteś pewna, że w ogóle
je masz? - zadrwił gorzko.
- Ty chyba wiesz najlepiej, że je mam - szepnęła.
Zacisnął usta i odwrócił się plecami. Tanya nie ośmieliła
się już odezwać nawet słowem. Chciała wreszcie poznać
jego tajemnicę.
- To, co przez ostatnich ponad dwadzieścia lat wyda-
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 4 1
rzyło się w naszych rodzinach, wynika z faktu, że moi
rodzice nie byli małżeństwem - zaczął. - Mama była żoną
innego.
- Och! - wyrwało jej się.
Zgromił ją wzrokiem, więc posłusznie zamilkła.
- Nie wyszła za mąż z miłości. Musiała ratować rodzin
ną posiadłość. Zamek został odebrany prawowitym właści
cielom i stał się własnością państwa. Matka postanowiła
zrobić wszystko, byleby tylko ocalić siedzibę rodu przed
ruiną.
- Nawet poślubić nie kochanego człowieka? - Tanya
pokręciła głową. - Przecież tak nie można!
- Huszarowie mieszkali tu od wieków - oznajmił twar
do. - Mamy moralny obowiązek chronić nasze dziedzi
ctwo. Nie można się bezczynnie przyglądać, jak ktoś nisz
czy narodową tradycję i kulturę. Mama wyszła więc za
wysoko postawionego urzędnika z radzieckiego Politbiura.
Skoro zamieszkał na zamku, miał wszelkie powody, by
o niego dbać - skrzywił się cynicznie.
- Ale nie można żyć tylko poczuciem obowiązku! Two
ja mama zrozumiała to w końcu. Ludzkie uczucia przewa
żyły i zakochała się.
- Niestety. Zakochała się do szaleństwa.
W jego oczach dostrzegła tak bezbrzeżny smutek, że
z całej siły zapragnęła podbiec do niego, przytulić, pocie
szyć. .. Ale nie odważyła się.
- Taka miłość to przekleństwo - powiedział szorstko.
- Tracisz rozsądek, gruchniesz i ślepniesz na wszystko in
ne. - Głos mu nieco zadrżał, lecz Istvan szybko się opano
wał. - Tak się właśnie stało z dumną księżną Aną| Huszar,
gdy poznała Imre Czigany'ego, człowieka wyjętego spod
1 4 2 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
prawa, jednego z przywódców węgierskiego ruchu oporu.
Romans był krótki, lecz namiętny. Mama zaszła w ciążę,
gdy jej mąż wyjechał na jakiś czas do Rumunii. Ana i Imre
wiedzieli, że mają dla siebie mniej niż rok. Ale ty nie
zrozumiesz, co to dla nich oznaczało.
- Rozumiem... - szepnęła. Naprawdę potrafiła dosko
nale wczuć się w rozpaczliwą sytuację tamtych dwojga. Do
tego stopnia, że jego słowa sprawiały jej nieznośny ból.
- Domyślam się, że urodziłeś się przed powrotem męża
twojej mamy... Czy to dlatego musiano cię wysłać za
granicę?
- Tak. Podjęła się tej misji zaufana pokojówka. Ester.
- Mama! - wybuchnęła i nagle rozjaśniło jej się w gło
wie. Poszczególne elementy układanki zaczynały tworzyć
spójną całość. - Ale przecież wtedy między Wschodem
a Zachodem była żelazna kurtyna?
- Dlatego trzeba było się przekraść przez tak zwaną
zieloną granicę. Ojciec pomógł Ester uciec wraz z dziec
kiem i częścią rodowych klejnotów, lecz sam przy tym
zginął.
- To straszne! Och, tak mi przykro. W ogóle go nie
znałeś... - powiedziała ze współczuciem, poruszona do
głębi.
- Mam wrażenie, jakbym go znał. Ester często opowia
dała mi o niezwykle odważnym bojowniku o wolność Wę
gier. Podziwiałem go, chciałem być taki jak on. Wtedy
jeszcze nie wiedziałem, że mam zaszczyt być jego synem.
- Oddał za ciebie życie - westchnęła z bólem.
- Tak - odparł krótko, po czym ciągnął dalej: - Ester
postępowała dokładnie tak, jak jej nakazano. Stopniowo
wyprzedawała klejnoty, a uzyskane pieniądze przeznaczała
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 4 3
wyłącznie na mnie, głównie na moją edukację. Miała dbać
o to, bym stał się godny swojego ojca i swojej matki oraz
bym po powrocie do kraju umiał zarządzać rodowymi do
brami. Węgrzy zawsze wierzyli w to, że ten ustrój padnie
- dodał cicho.
- I co było dalej? - spytała zaciekawiona.
- Podjęła pracę jako gospodyni młodego pastora,
wkrótce zrodziło się między nimi uczucie. Musieli jednak
wyjechać do innej miejscowości, gdyż wszyscy plotkowali,
że panna z nieślubnym dzieckiem nie nadaje się na żonę
duchownego.
- Czemu więc rodzice nigdy nie zdradzili, że nie jesteś
naszym bratem? Powinni byli!
- Może i rozważali taką możliwość, ale szybko doszli do
wniosku, że będzie bezpieczniej utrzymywać mnie w niewie
dzy. Uważali mnie za nieodpowiedzialnego, narwanego mło
kosa - zaśmiał się niewesoło. - Woleli więc nie informować
mnie, że te trzy śliczne dziewczyny, z którymi mieszkam pod
jednym dachem, wcale nie są moimi siostrami.
- To dlaczego mama nie odesłała cię na Węgry, gdy
stałeś się pełnoletni?
-. Bo przywiązała się do mnie. Zrozum, wychowała
mnie, przedtem ryzykowała dla mnie życiem, przekradając
się ze mną przez granicę. Och, byłem wściekły, gdy wre
szcie wyznała mi prawdę! Uważałem, że nie miała prawa
tak długo mnie okłamywać. To było moje życie, nie jej.
Uznałem więc, że ten rak, to pewnie tylko wymówka, żeby
mnie zatrzymać.
Pokręciła głową z powątpiewaniem.
- Przecież mogłeś wyjechać na trochę i wrócić do nas.
- Myślę, że ona wiedziała, że nie wrócę - powiedział
1 4 4 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
nieco łagodniejszym głosem. - I nie pomyliła się. Gdy
zobaczyłem zamek w ruinie... Mama żyła w nędzy... Jej
mąż już dawno zmarł... Udowodniłem swoje pochodzenie,
za przywiezione z Anglii oszczędności wykupiłem zamek
od państwa i zakasałem rękawy. - Nieoczekiwanie uśmie
chnął się i rozpostarł dłonie. - Tymi rękami układałem ce
gły! Wiedziałem, że po upadku muru berlińskiego w by
łych krajach demokracji ludowej pojawią się turyści z Za
chodu i że najlepiej będzie otworzyć tu hotel.
- Wziąłeś na siebie ogromną odpowiedzialność. A ja
zawsze myślałam, że nic cię nie obchodzi, że jesteś wolnym
ptakiem...
- Wolnym? - żachnął się. - Ester trzymała mnie jak
w klatce. Męczyłem się jak potępieniec. Ona wcześniej ode
mnie domyśliła się, z jakiego powodu. Pilnowała mnie,
robiła wszystko, by odseparować mnie od najstarszej córki.
Ale teraz wreszcie zrobię to, na co zawsze miałem ochotę.
- Pochylił się nad nią w niedwuznacznych zamiarach.
- Nie waż się mnie tknąć! - cofnęła się z przestrachem.
- Po tym, jak mnie dzisiaj potraktowałaś, nie mam żad
nych skrupułów. Wykorzystam cię tak, jak ty chciałaś wy
korzystać mnie. A potem zostawię cię swojemu losowi
i zapomnę o tobie na zawsze. Postąpię tak, jak ty planowa
łaś postąpić ze mną.
Nie zdążyła nawet zaprotestować, gdyż już w następnej
chwili leżał na łóżku i przygarniał ją chciwie do siebie.
Wbrew temu, co nakazywał umysł, jej ciało ulegle poddało
się pieszczocie jego rąk.
- Nie, nie wolno ci!
- Teraz już mi wolno - uśmiechnął się ponuro. - Szko
da, że nie mogłem tego zrobić wtedy, gdy Ester zdradziła
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 4 5
mi, że nie jestem waszym bratem i uświadomiłem sobie,
że nie muszę dalej walczyć z miłością do ciebie.
- Kłamiesz! - wyszeptała z trudem. - Przecież kocha
łeś Lisę...
- Kochałem ciebie - powiedział z mocą. - Byłaś dla
mnie najważniejsza na świecie. Ale kiedy już wolno mi
było darzyć cię uczuciem, okazało się, że jest za późno!
Miałem ci wszystko wyznać, gdy akurat tego dnia zniena
widziłaś mnie!
Omal się nie rozpłakała z żalu. Czemu los tak okrutnie
się z nimi obszedł? Czemu połączył ich tylko po to, by
potem rozdzielić? Lecz pod wpływem zmysłowych piesz
czot, czułych słów i pełnych słodyczy pocałunków Istva'na,
powoli zapomniała o przeszłości, by w pełni przeżywać to,
co się działo w chwili obecnej.
Zsunęli się z łóżka na podłogę. I nagle zmysły i uczucia
okazały się silniejsze od wszystkiego. Ogarnęła ich szalo
na namiętność, której żar tlił się w nich od tak dawna i któ
ra teraz wybuchnęła jasnym płomieniem. Tanya poczu
ła, że chce spłonąć w tym ogniu, podsycić go, nakarmić
własnym ciałem, choćby potem wszystko miało się obrócić
w popiół, choćby całą resztę życia miała spędzić wypalona
i pusta, choćby miała wegetować w ciemności i chłodzie,
a przecież tak właśnie będzie, gdy on ją opuści...
- Kocham cię! - szepnęła bezwiednie, gdy jego usta
zachłannie smakowały jej ciało.
- Tanya! -jęknął. - I ja ciebie kocham...
W uniesieniu zaczęła obsypywać pocałunkami jego
twarz, szyję, tors, ręce... Próbował ją powstrzymać. Chwy
cił ją mocno w ramiona.
- Przestań, ledwo już nad sobą panuję...
1 4 6 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Wcale tego nie chcę! Pragnę cię...
- Nie mów tak! - poprosił nieswoim głosem.
- A właśnie, że będę. - Prowokacyjnie przesunęła dłoń
mi w dół po jego plecach. Mruknęła z rozkoszą, gdy za
drżał pod jej dotykiem. Wiedziała, czego chce, nie miała
już najmniejszych wątpliwości, że pragnie dostać się do
raju bodaj na krótką chwilę, choćby miała potem spaść
nawet na samo dno piekła. - Nie mogę już dłużej! Muszę
być twoja, Istvan!
Już, już czuła jego cudowny dotyk, gdy nagle ten, któ
remu pragnęła się oddać, siłą wyrwał się z jej ramion i zer
wał na równe nogi. Tanya zwinęła się w kłębek i leżała tak
na podłodze, zapłakana i drżąca. Nigdy w życiu nie cier
piała tak mocno jak teraz, gdy poznała gorzki smak odrzu
cenia.
- Jak mogłeś mi to zrobić?!
Istvan ubierał się gorączkowo.
- Twierdzisz, że mnie kochasz, a z premedytacją za
mierzałaś mnie zranić. Ja tak nie potrafię.
Zdecydowanym krokiem podszedł do drzwi i przekręcił
klucz w zamku.
- Nie odchodź! - wyszeptała z rozpaczą.
- Kocham cię zbyt mocno, żeby cię skrzywdzić. Pod
wpływem chwilowego impulsu chcesz być moja, ale potem
żałowałabyś tego. Tak więc udało ci się na mnie zemścić.
Wiesz, co czuję. Zadowolona?
Wyszedł, trzasnąwszy drzwiami, zanim do Tanyi dotarło
to, co powiedział. Kocha ją!
Przecież to prawda, skoro dał jej pierścień rodowy, sko
ro twierdzi, że nie potrafi jej zranić... Skoczyła na równe
nogi, rzuciła się do wyjścia. Cofnęła się jednak w popło-
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 4 7
chu, podbiegła do szafy, w szalonym pośpiechu wyciągnę
ła pierwszą z brzegu koszulę i dżinsy, włożyła je na siebie
prawie w biegu i wypadła na korytarz.
- Istvan! Gdzie jesteś?
Popędziła przed siebie, po drodze zapinając koszulę
i nawołując głośno. Nigdzie go nie było. Nagle usłysza
ła tętent kopyt. Gdy wyskoczyła na dziedziniec, ujrzała
jedynie tuman kurzu. Stojący nie opodal ciemnooki męż
czyzna ze skrzypcami w dłoni przyglądał jej się w mil
czeniu.
- Ferenc? - zaryzykowała, w nadziei, że tamten rozu
mie choć trochę po angielsku. - Dokąd on pojechał?
Zdecydowanie potrząsnął głową.
- Nie mogę powiedzieć.
Tanya odrzuciła na bok całą swoją dumę.
- Błagam! - zawołała z rozpaczą.
On jednak pozostał głuchy na jej prośby. Osunęła się
więc na ziemię i rozpłakała bezradnie jak dziecko. Po
chwili rozległy się wokół niej jakieś głosy, ktoś ją wziął na
ręce i zaniósł z powrotem do sypialni, lecz nie zważała już
na nic, pogrążona w swoim bólu.
Wróci, na pewno wróci przez zmierzchem, powtarzała
sobie po tysiąc razy. Potem nagle pomyślała o Lisie. Zer
wała się i przeszukała wszystkie budynki, aż wreszcie jakaś
młoda kobieta zlitowała się nad nią i powiedziała, że jej
przyjaciółka już wyjechała.
Z zapuchniętymi od płaczu oczami powlokła się do ku
chni i ciężko opadła na krzesło. Siedzący przy długim stole
Ferenc przyglądał jej się bez słowa.
- Kocham go, a on myśli, że ja go nienawidzę! - Głos
jej się załamał. - Zaklinam na wszystko, jeśli żywi pan
1 4 8 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
względem niego jakieś pozytywne uczucia, niech mi pan
powie, gdzie mam go szukać.
- Pozytywne uczucia? - powtórzył jakby ze zdziwie
niem. - Ja bym poszedł za nim do samego piekła! Czy wie
pani, co on dla nas zrobił, dla nas wszystkich, którzy tu
jesteśmy?
- N-no, w zasadzie...
- Jesteśmy uchodźcami. Musieliśmy opuścić swoje oj
czyste strony, zostawić dorobek całego życia. Niektórzy
z nas stracili najbliższych. Nie będę tłumaczył, pani i tak
nie pojmie, co się działo w tej części Europy. - Potrząsnął
głową. - On nam pomaga. Daje dach nad głową, pracę,
opiekę. I to nie z litości, ale dlatego, że nas rozumie - po
wiedział dobitnie. - Co więcej, on razem z nami cierpi.
- Och, Istvan! - szepnęła poruszona do głębi.
Teraz już wszystko rozumiała. Jak bardzo się myliła co
do tego człowieka. Posądzała go o wyrachowanie i ego
izm, a on tymczasem pomagał innym. Dlatego potrzebo
wał siły i energii, a nie, jak sądziła...
Ferenc nie spuszczał z niej oczu.
- Dobrze, pokażę pani, gdzie on może być. Proszę za
mną.
Zaprowadził ją do gabinetu Istvana. Między pełny
mi książek regałami wisiała wielka, szczegółowa mapa
Węgier.
- Tu. - Popukał palcem w miejsce, gdzie droga docho
dziła do rzeki. - Czasem tam jeździ, gdy chce zostać sam
ze swoimi myślami.
- Dziękuję! - zawołała z wdzięcznością. - Och, pro
szę, czy mogę wziąć konia?
Wiedziała, że musi jechać i błagać Istvana o przebaczę-
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 4 9
nie. Bała się, że ponownie ją odrzuci, ale musiała zaryzy
kować.
Ruszyła co koń wyskoczy we wskazanym kierunku,
pełna zarazem obaw i nadziei. Co ją czeka? Raj czy też
piekło na ziemi? Przynagliła wierzchowca do jeszcze szyb
szego biegu i niczym strzała pomknęła przez węgierską
pusztę.
Jest! Co za ulga!
Zeskoczyła na ziemię i rzuciła się Istvanowi na szyję.
- Kocham cię! Nie ma mowy o żadnej zemście, ja na
prawdę...! - wykrzykiwała chaotycznie. - Och, ty głupi!
Nic nie rozumiesz! Jak mogłeś myśleć...
Odsunął ją od siebie na odległość wyciągniętego ra
mienia.
- Coś ty powiedziała? Powtórz to jeszcze raz!
Spojrzała mu prosto w oczy.
- Mogę to powtórzyć jeszcze tysiąc razy - oznajmiła.
- Kocham cię i już. I co teraz zrobisz?
Jego twarz rozpromieniła się.
- Chyba zwariuję - odparł z głębokim przekonaniem.
- Muszę jakoś dać ujście moim uczuciom. Chodź! - zawo
łał i jednym skokiem znalazł się na grzbiecie swojego wie
rzchowca.
Bez zastanowienia dosiadła swojego i razem pomknęli
przed siebie. Rozumiała go doskonale. Och, tak, wyrazić
przepełniającą serce nieopisaną radość, pędząc na koniu
w dal, ścigając się z wiatrem, czując, jak skrzydła wyrasta
ją u ramion...
Gnali tak przez porosłe trawą łąki, płosząc stada dzikich
ptaków, które z krzykiem wzbijały się w bezchmurne nie-
1 5 0 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
bo. Słyszała, jak Istvan śmieje się głośno na widok jej
uszczęśliwionej twarzy i ten śmiech brzmiał w jej uszach
niczym najpiękniejsza muzyka.
Gdy dojechali do jakiejś szerokiej rzeki, zwolnili, by dać
koniom odpocząć. Szły teraz stępa, łagodnie kołysząc się
w jednostajnym rytmie. Nic nie mąciło błogiej ciszy cie
płego wrześniowego popołudnia. Wokół słychać było tylko
brzęczenie owadów. Łan żółtych słoneczników oddzielał
błękit wody od błękitu nieba.
Gdy Tanya skierowała spojrzenie na Istva'na, w jej
oczach widniał niekłamany zachwyt. Jeszcze do wczoraj
nie znała tego kraju, a dziś czuła, że nie chciałaby żyć
nigdzie indziej.
- Ja naprawdę znalazłam się w raju. - Niespodziewanie
po jej policzkach zaczęły spływać gorące łzy. -No i czemu
płaczę? - spytała bezradnie. - Przecież jestem taka szczę
śliwa...
Isrva'n zsunął się z końskiego grzbietu, ściągnął Tanyę
na ziemię i przytulił do siebie.
- Moja najdroższa, kochana, jedyna - wyszeptał z na
miętnym żarem.
Objęła go i pocałowała tak, by wiedział, że oddaje mu
całą siebie, swoje ciało i duszę. Po długiej chwili łagodnie
wysunął się z jej ramion.
- Chodź, usiądźmy nad Tiszą.
W milczeniu napili się wody ze skórzanego bukłaka
i zapatrzyli w bezkresne morze traw, falujące łagodnie na
wietrze.
- Tak mi dobrze - powiedziała wreszcie nieco drżącym
głosem Tanya. - Nawet lepiej niż za dawnych, dobrych
czasów...
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 5 1
- .. .gdy jeszcze żyliśmy w doskonałej zgodzie - dodał
cicho. - Zanim zacząłem cię źle traktować. Widzisz, ja po
prostu nie bardzo wiedziałem, jak mam z tobą postępować.
Nie rozumiałem, dlaczego ciągle chcę przebywać z jed
ną z moich sióstr, dlaczego uważam ją za najwspanialszą
dziewczynę pod słońcem. Niepokoiło mnie to.
- Mama musiała się martwić jeszcze bardziej. Nic
dziwnego, że milczała.
- I nic dziwnego, że byłem dla ciebie taki oschły - po
wiedział ze skruchą. - Ale nienawidziłem siebie za to, że
sprawiam ci ból.
To było więcej, niż potrafiła znieść. Czyli nigdy nie
przestał się o nią troszczyć! Rozpłakała się z ulgi, a Istvan
kołysał ją łagodnie w ramionach, jakby była małym dziec
kiem, jakby znów była jego maleńką, ukochaną siostrzy
czką, którą wielokrotnie wyciągał z różnych opresji i którą
zawsze umiał pocieszyć dzięki swej ogromnej cierpliwości
i oddaniu. Pojmowała to teraz doskonale, a jej serce napeł
niło się nie tylko miłością, ale również podziwem.
- Tak bardzo cię kocham - szepnął i ze wzruszeniem
ujął w dłonie jej zalaną łzami twarz.
- Tak naprawdę, to nie mam w Anglii nikogo - powie
działa cichutko. - Ja tylko chciałam, żebyś tak myślał. Co
więcej, ja nigdy... Nigdy nie było żadnego mężczyzny
- dokończyła z zakłopotaniem.
Uśmiechnął się czule.
- No proszę! A jako kusicielka nie miałaś sobie rów
nej...
Objęli się mocno i przez długą chwilę panowało całko
wite milczenie.
- Chciałabym powiedzieć tacie - zaczęła nieśmiało.
1 5 2 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- A ja całemu światu! - zawołał radośnie. - Nie martw
się o tatę. Zajmiemy się nim, obiecuję. Nie układało się
między nami najlepiej, ale rozumiem go. Klepaliście biedę,
a tymczasem Ester wydawała na mnie bajońskie sumy.
Skąd mógł wiedzieć... Ale przecież gościł mnie w swoim
domu przez tyle lat. Naprawdę starał się zastąpić mi ojca.
- Och, więc nie żywisz urazy? - Czuła, jak jej podziw
i wdzięczność rosną z każdą chwilą. - Jesteś niezwykły.
Dzisiaj mogłeś się ze mną kochać, a nie zrobiłeś tego. Nie
chciałeś mnie skrzywdzić...
- Wystawiłaś mnie na ciężką próbę. Ale potrafię pano
wać nad swoimi emocjami. Ester od dziecka wpajała mi
zasadę, że muszę być twardy i umieć trzymać na wodzy
targające mną uczucia. Czy to przypadkiem nie daje ci do
myślenia? - spytał łagodnie. - Czy to zgadza się z tym, co
myślisz o mojej przeszłości?
Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Ach, co
tam przeszłość! Nawet jeśli kiedyś postąpił źle, teraz nie
ma to najmniejszego znaczenia. Kocha go takim, jakim
jest. Chociaż... Gdyby nie ta jedna sprawa, która tkwi
w sercu niczym cierń...
- Lisa... Rozumiem, że ten jeden jedyny raz twoja
samokontrola zawiodła?
- Nie. Poszukaj innego wytłumaczenia - zaproponował
spokojnie.
- Przecież spędzałeś z nią tyle czasu, słuchałeś, jak gra
na skrzypcach, pożyczałeś jej swoje płyty...
- Żeby pomóc jej uwierzyć w siebie. A John szalał
z zazdrości, gdyż on i Lisa byli...
- Kochankami? - powiedziała powoli, wstrząśnięta
tym odkryciem. - Jak to? Ale ona... Chwileczkę! - Nagle
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 5 3
zrobiło jej się gorąco. - Co ona powiedziała? „Dziecko
twojego brata"... Mój brat... O matko, to było dziecko
Johna! - Zamilkła na moment, gdyż ogarnęło ją ogromne
poczucie winy. - Czemu wziąłeś to na siebie?
- Uważałem, że nie mam wyjścia. Uznałaś, że to ja
i bez ogródek wygarnęłaś, co myślisz o takim zachowaniu.
- Ponieważ cię uwielbiałam! Byłeś dla mnie niedościg
nionym ideałem - wyjaśniła.
- Gdybym ja to wiedział! Sądziłem, że mnie nie cierpisz.
Wiedziałem, że kochasz Johna. Czy mogłem więc powiedzieć
ci prawdę i zranić cię? W grę wchodziły też uczucia rodziców
Lisy. Lepiej, żeby myśleli, że to ja ponoszę odpowiedzialność,
niż żeby gardzili swoim przyszłym zięciem.
- Poświęciłeś się dla Johna? I nie powiedziałeś mu ani
słowa?
- Żeby dodatkowo powiększyć jego kompleks niż
szości? Nie mogłem mu tego zrobić. Lisa wiedziała, że
John nigdy by sobie nie wybaczył, dlatego poprosiła mnie,
żebym wziął winę na siebie. Kochała Johna i chciała go
ochronić. Jak mogłem jej odmówić w takiej sytuacji?
Tanya miała wrażenie, jakby zdjęto jej z ramion strasz
liwy ciężar.
- Nic dziwnego, że ona tak cię uwielbia! Teraz wszy
stko rozumiem...
- Mieliśmy wyjawić ci prawdę dopiero po ślubie. Po
pierwsze, nie chcieliśmy ci psuć takiej uroczystości. Oba
wialiśmy się, że zaczniesz myśleć źle o Johnie. Po drugie,
nie mieliśmy pewności, czy się przed nim nie zdradzisz.
Dość trudno jest ukryć taki szok.
- Czekaj... Rozumiem, że Lisa wiedziała, że nie jeste
śmy rodzeństwem?
1 5 4 ZWIĄZANI PRZEZ LOS
- Tak, od niedawna. Widzisz, przez te cztery lata robi
łem wszystko, by o tobie zapomnieć. Gdy dowiedziałem
się, że znów cię zobaczę, powróciły dawne marzenia. Sza
lałem z radości. Zdradziłem Lisie mój sekret, gdyż czułem,
że przydałby mi się sprzymierzeniec. Wiedziałem, że nie
uwierzysz, jeśli po prostu opowiem ci wszystko od począt
ku. Dlatego rozbudzałem zarazem twoje zmysły, jak i cie
kawość. Zarzucałem sieć, ale momentami miałem ochotę
porwać cię, przywiązać do łóżka i więzić tak długo, aż się
nie poddasz i mnie nie pokochasz!
- Przy moim uporze mógłbyś się nie doczekać - roze
śmiała się, lecz po chwili spoważniała. - A co zrobimy ze
ślubem Lisy?
- Nic. Chyba wreszcie postanowiła wyznać Johnowi
całą prawdę. Już jej w tym głowa, żeby go przekonać o sile
swojej miłości. A wtedy wyprawimy podwójne wesele.
- Po-dwój-ne? - powtórzyła ze zdumieniem.
- Przecież złożyłem ci przysięgę w kościele. - Pocało
wał dłoń Tanyi. - Hm, chyba się uprę, żebyśmy podeszli
do ołtarza jako pierwsi. Nie ukrywam, że mi się spieszy
- uśmiechnął się dwuznacznie.
- Mnie też...
Gdy o zmierzchu wrócili do posiadłości Istvana, Lisa
i John już na nich czekali. Stali w ciemności, przytuleni do
siebie i wydawało się, że już nic nigdy ich nie rozdzieli.
Cała czwórka w ogóle się nie kładła tej nocy. Aż do
białego rana wyjaśniali sobie wszystko od początku, śmie
jąc się i płacząc na przemian. John zrozumiał, że domnie
many wróg okazał się prawdziwym przyjacielem, co przy
niosło mu ogromną ulgę. Nie było już nic, co mogłoby ich
wszystkich dzielić.
ZWIĄZANI PRZEZ LOS 1 5 5
Tanya siedziała obok Istvana, z głową wspartą na jego
ramieniu. Przepełniała ją duma i szczęście. Wychodziła za
mąż za człowieka, którego kochała i już niczego więcej nie
pragnęła. Jak zresztą mogła chcieć czegoś więcej?
Przecież miała wszystko!