Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 9

background image

Rozdział dziewiąty

Jaelyn wytoczyła się z portalu wprost na dużą łąkę z gracją pijanej harpii.

Odzyskując równowagę odwróciła się, w pełni przygotowana na ukaranie tego,
kto byłby na tyle głupi, aby się z niej śmiać. Na całe szczęście jej towarzysze
sami doświadczali trudności przy wyjściu. Levet wylądował na głowie, jego rogi
utknęły w miękkim błocie. Tuż za nim Ariyal upadł na kolana, jego długi
warkocz spadł mu przez ramię, gdy pochylił się do przodu, próbując złapać
oddech.

Oczywiście wysiłek stworzenia portalu zdolnego przenieść trzy demony z

Anglii do Ameryki, nie mówiąc już o upewnieniu się, że czas ich przybycia
wypadnie o zmroku i nie spowoduje, że Jaelyn obróci się w popiół, miał swoją
cenę.

- Jasna cholera – wysapał Sylvermyst, rzucając złe spojrzenie gargulcowi,

któremu udało się uwolnić i teraz był zajęty strząsaniem błota z rogów. – To był
ostatni raz, kiedy ciągnąłem twój kamienny tyłek przez pół świata.

Gargulec pisnął przerażony, jego skrzydła trzepotały, gdy próbował

obejrzeć się przez ramię.

- Sugerujesz, że jestem gruby? – zatrzymał się, rzucając błagalne

spojrzenie w kierunku Jaelyn. - Ma enfant, jestem gruby?

- Oczywiście, że nie – zapewniła maleńkiego demona.
- Tu, widzisz? – prychnął pogardliwie w kierunku Ariyala, klepiąc się w

tyłek. – Mam pośladki ze stali.

Sylvermyst warknął ostro przekleństwo, podczas gdy Jaelyn próbowała

ukryć uśmiech. Przekonała Ariyala, że nie mogą zostawić gargulca. Zbyt dużo
wiedział o ich zadaniu wyśledzenia dziecka Mrocznego Lorda, by ryzykować
dostanie się w ręce wrogów. Ile tortur takie malutkie stworzenie mogłoby
wytrzymać, zanim wypaplałoby wszystko, co wiedziało? Taktyka bojowa
wymagała, by mieć go pod ręką. Ale nie mogła zaprzeczyć, że Levet irytował
Aryiala na ogromną skalę, co było zdecydowanym bonusem.

- Jesteś kawałkiem granitu, który powinien pozostać w kanałach Londynu –

warknął Ariyal, wstając z płynną gracją, która poruszyła coś wewnątrz Jaelyn.

Poruszyła się niespokojnie, jej wzrok śledził elegancki profil mężczyzny.

Cholera. To dlatego była szkolona, by unikać seksualnych relacji. Wystarczająco

background image

podłe byłoby wzięcie go sobie na kochanka, gdyby nadal był jej celem, ale
przynajmniej wtedy mogłaby go przekazać Komisji, po tym jak to zrobili. Albo
jeszcze lepiej, zabiłaby go. Teraz jednak nie miała wyboru, musiała podążać za
nim, bo twierdził, że mógł wykorzystać swój plemienny związek z Tearlochem,
aby go namierzyć.

Powiew wiatru poruszył powietrze, przynosząc bogaty zapach ziół. Zapach

Ariyala. Jej kły wydłużyły się, jej głód rósł, gdy instynktownie skierowała swój
wzrok na mocną kolumnę jego szyi. Przełknęła jęk, gwałtownie odwracając się.
Musiała się pożywić. Ta brutalna potrzeba nie miała nic wspólnego z krwią
Ariyala. Nic, nic, nic.

- Zostawiam was dwóch z waszą męską przyjaźnią – wymamrotała,

kierując się w dół ścieżką i próbując określić swoje położenie.

Mimo iż byli obecnie z jednej strony otoczeni przez łąki, a z drugiej przez

pola uprawne, z łatwością wyczuwała natłok ludzkości, który cechował
Chicago. Obejmowało ono również duży klan wampirów, których miała
nadzieję uniknąć. Na szczęście pod ręką było sporej wielkości miasto, oferujące
posiłek, jak również bardzo pożądany prysznic. Zdeterminowana, by uciec,
Jaelyn zacisnęła dłonie z frustracji, gdy nagle przed nią pojawił się Ariyal z
wyrazem podejrzliwości na twarzy.

- Dokąd się wybierasz?
Uniosła brwi, zaskoczona jego zaborczym tonem.
- Czy to ważne?
Jego oczy błyszczały czystym brązem w świetle księżyca.
- Tak, to jest cholernie ważne.
- Dlaczego?
- Nie mam zamiaru tkwić tu z tym miniaturowym wrzodem na tyłku –

wskazał na Leveta, który był zajęty wąchaniem krzaka. – Poza tym, skąd mam
wiedzieć, że nie idziesz po posiłki, by zaciągnąć mnie do Wyroczni?

Prychnęła.
- Jakbym potrzebowała posiłków.
- W takim razie powiedz mi, gdzie idziesz.
Skrzyżowała ręce na piersi.
- Moja sprawa do załatwienia nie ma nic wspólnego z tobą.
- Cholera, Jaelyn – warknął. – Czy o wszystko musimy walczyć?
Zacisnęła usta, jakby kładąc kres chęci kontynuowania ich małej kłótni.
- Świetnie. Muszę się pożywić – wyznała niechętnie. – Zadowolony?

background image

Jaelyn, spodziewając się, że irytująca wróżka ustąpi jej z drogi, nie była

przygotowana na to, że Ariyal chwyci ją w ramiona i mocno do siebie
przyciągnie.

- Nie, nie jestem zadowolony.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Czyżby stracił rozum? Nikt nie

przytulał głodnego wampira. Chyba, że pragnął śmierci.

- Cóż, wielka szkoda – syknęła, powtarzając sobie, że tylko jej powinność

wobec Addonexusa powstrzymywała ją przed rozerwaniem gardła Ariyalowi.

Położyła ręce na jego piersi i popchnęła na tyle mocno, by zrobić sobie

miejsce konieczne do kontynuowania dalszej wędrówki.

- Czekaj – po raz kolejny stanął przed nią, jego twarz wyrażała upór.
- Co?
- Wykorzystaj mnie.
- Ciebie?
- Mam krew – celowo ułożył głowę pod kątem i kusząco odsłonił gardło. –

Pij.

Przeszyło ją przenikliwe pragnienie, żywy obraz jej kłów zatapiających się

głęboko w jego gardło, gdy trzymał ją przytuloną mocno do siebie, rozpalał jej
mózg.

Och… cholera. Miała kłopoty. Tego rodzaju kłopoty, które mogłyby ją

zabić, gdyby nie była ostrożna.

- Nie – wymamrotała, odrywając wzrok od jego szyi i napotykając zacięte

spojrzenie. – Nie.

- Dlaczego nie?
- To nie jest ten rodzaj, którego potrzebuję.
- Kłamczucha – przytulił dłoń do jej policzka, kciukiem drażniąc dolną

wargę. – Wampiry uważają krew Sylvermystów za upajającą. Musiałem zabić
niejednego, by zachować szyję w całości.

Zadrżała, jej kły pulsowały bólem.
- Łowcy mają specjalne potrzeby żywieniowe.
Jej słowa zabrzmiały wystarczająco prawdziwie, by wywołać na jego

twarzy grymas frustracji.

- A gdzie ty spodziewasz się zaspokoić te potrzeby żywieniowe?
- Niedaleko stąd jest miasto.
- Będziesz polować?
Spoglądała na niego z zakłopotaniem. Była tak zaszokowana swoją

prymitywną reakcją na jego ofertę, że nie zastanawiała się, dlaczego arogancki i

background image

bardzo nieufny elf chciałby podzielić się swoją królewską krwią. Wciąż patrzyła
na niego zakłopotana.

- Dlaczego pytasz?
- Chciałabyś zatopić kły w żyłach innego mężczyzny?
Zamrugała. Jasna cholera. Czyżby był zazdrosny?
- To nie twoja...
- Stało się to moją sprawą, gdy zostałaś moją kochanką – warknął,

opuszczając głowę w dół, jak drapieżny ptak.

Spięła się, gdy jego usta zagarnęły jej wargi w pocałunku, który poczuła aż

w czubkach palców. Przez jedną szaloną chwilę po prostu delektowała się
upajającą przyjemnością, która niemal ją pochłonęła. Nie istniało logiczne
wyjaśnienie, dlaczego dotyk tego mężczyzny potrafił przezwyciężyć
dziesięciolecia brutalnego szkolenia, ale pragnienie, by zerwał z niej ubranie i
chęć błagania go, aby ugasił w niej to pulsujące pożądanie, było
niezaprzeczalne.

A dlaczego by nie? Szybki numerek na polu kukurydzy mógłby to stępić i

pozwolić odzyskać zimną kontrolę, która była denerwująco nieuchwytna.

- Nie – pokręciła głową, bezlitośnie pozbywając się grzesznych pokus.

Wplątała się w te durne kłopoty, bo była słaba. To się już więcej nie powtórzy. –
Ostatnia noc… to była…

Ciepło elfiej magii wypełniło powietrze, kuszące, ale i zabójcze.
- Jeśli próbujesz stwierdzić, że to była pomyłka, to udowodnię ci, iż się

mylisz, niezależnie od naszej widowni – warknął, jego twarz mówiła, że nie
blefuje.

- Barbarzyńca – oskarżyła go, choć jej głęboko skrywana, prymitywna

część pragnęła, by spełnił swe pogróżki. Po prostu rzucił ją na ziemię i posiadał
ją na wszelkie możliwe sposoby. Raz za razem, wielokrotnie.

- Lepiej w to uwierz, dziecinko – potwierdził stanowczym tonem.
Przerażona swoim podnieceniem, którego woń rozeszła się w powietrzu,

wyrwała się z jego ramion i wycelowała palec w jego nadzwyczaj przystojną
twarz.

- Nigdy więcej nie popełnij tego błędu, myśląc, że masz mnie na własność.
Gdy go ostrzegła, okryła się cieniami i przeniosła w dół ścieżki z

prędkością światła. Nie było innego sposobu, nie chciała ryzykować ponownego
zatrzymania. Nie, kiedy sama sobie nie ufała w kwestii wzięcia krwi, której tak
desperacko pragnęła. Ominęła kilka zagród, gdzie ludzie gnieździli się przed
telewizorami lub kończyli swoje ostatnie obowiązki. Nikt z nich nawet nie

background image

podejrzewał, jak blisko otarli się o śmierć. Utrzymując gęste cienie, które
ukrywały ją nawet przed najbardziej spostrzegawczymi demonami, Jaelyn
przecięła pole soi.

Zwolniła tempo, gdy dotarła do przedmieść miasta. Było zaplanowane w

stylu typowego Środkowego Zachodu. Kika murowanych domów w stylu
kolonialnym, dyskretnie ukrytych za potężnymi dębami ustąpiło miejsca
sklepikom i lokalnym hotelom. Wzdłuż głównej ulicy stały sklepy, które miały
zamknięte na noc okiennice, a jeszcze niżej znajdowało się skupisko sieci
restauracji, lśniących neonami zapraszającymi mieszkańców.

Boczne uliczki prowadziły do schludnych, starannie utrzymanych dzielnic,

gdzie ludzie potajemnie śledzili swoich sąsiadów, podczas gdy sami ukrywali
nieprzyzwoite tajemnice. I oczywiście, na obrzeżach istniało też kilka nędznych
dzielnic, których mieszkańcy byli zbyt zajęci przetrwaniem, by mieć gdzieś to,
co robi ktoś inny.

Jaelyn zignorowała je i przeszła przez parking, który dzieliły między siebie

niewielki college i mały szpital. Wsunęła przez boczne drzwi, wybierając tylne
schody pomimo faktu, że mogła z łatwością przemieszczać się jasno
oświetlonymi korytarzami bez zwrócenia uwagi personelu medycznego.

Po co kusić los?
Pokonując po pięć stopni na raz dotarła do górnego piętra w ciągu kilku

sekund i pchnięciem otworzyła drzwi zamkniętego laboratorium. Szybko
odnalazła lodówkę, znajdującą się przy tylnej ścianie, wyciągnęła trzy woreczki
krwi i zabrała je pod dużej mocy mikroskopy, które stały ustawione na długim
stole pośrodku pomieszczenia. Nie okłamała Ariyala, kiedy powiedziała mu, że
Łowcy mieli specyficzne wymagania żywieniowe.

Wampiry starały się utrzymać w głębokim, mrocznym sekrecie to, że ich

jedynym słabym punktem była konieczność picia krwi w celu przeżycia. Przy
odpowiednich umiejętnościach i chęci ryzykowania pewną śmiercią demon
mógł wprowadzić do krwiobiegu wampira wystarczającą ilość srebra, by ten nie
wyczuł niebezpieczeństwa do ostatniej chwili. Oczywiście sam musiałby być
odporny na srebro, a także potrafiłby przekonać wampira do wypicia
wystarczającej ilości krwi, zdolnej go otruć. A to nie było takie proste, jak
mogło się wydawać.

Istniało także niebezpieczeństwo związane z ich podstawowym źródłem

żywności… ludźmi. Gdy wampir spożywał krew narkomana, istniało
zagrożenie, że może się uzależnić. Powoli i nieuchronnie doprowadzał się wtedy
do obłędu, ponieważ gnił mózg od zakażonej krwi. Była szkolona, by nie

background image

wkładać kłów w coś, co nie zostało przetestowane. Wykonanie tego zadania
znacznie ułatwiała technologia, przyznała, biorąc małą kroplę krwi z każdego
woreczka i badając ją pod mikroskopem o dużej mocy. Jej zmysły były
niezwykle wyczulone, ale mogły się dać oszukać. Nauka była nieomylna.

Po upewnieniu się, że krew była higienicznie czysta, szybko opróżniła

woreczki, powtarzając sobie, iż nieważne, że była bez smaku. Jedzenie jest po
to, by żyć, czyż nie? Pożywiła się, bo było to konieczne. Tylko idioci łączą
obiad z pasją. A jeśli głód na pewien rodzaj pachnącej ziołami krwi w dalszym
ciągu będzie ją dręczyć… cóż, szkoda.

Przeklinając dzień, a raczej noc, gdy jej drogi skrzyżowały się z Ariyalem,

wrzodem na tyłku, księciem Sylvermystów, Jaelyn wzięła dokładny prysznic w
łazience dla personelu, a następnie prosto ze szpitala skierowała się na główną
aleję. Tam znalazła najbliższy sklep odzieżowy. Włożyła czarne, elastyczne
spodnie sportowe, które uwydatniły jej biodra i uda oraz dopasowaną górę
zakrywającą piersi. Nie zawracała sobie głowy zastanawianiem się, jak wygląda
w tym stroju. Wybrała takie ciuchy, które nie utrudniały ruchów i wtapiały się w
noc. Jej kobieca próżność była pierwszą rzeczą, jaką wytępił w niej Ruah.

Jej uwagę przykuła szafa z męską odzieżą. Powolny, szelmowski uśmiech

wykwitł na jej ustach, gdy ściągała koszulę z wieszaka, a potem na wszelki
wypadek dołączając do niej parę wyblakłych jeansów, nim opuściła sklep. Jej
podły nastrój momentalnie się poprawił, gdy schowała ubrania do torby. Po
wyjściu ze sklepu zrobiła sobie jeszcze jeden przystanek, zanim opuściła miasto.

Ariyal nigdy nie mógł zrozumieć stwierdzenia: „być do kogoś

przywiązanym”. No, chyba, że chodziło o piękną kobietę, długie, satynowe liny
i miękkie łóżko. Czterdzieści pięć minut po zniknięciu Jaelyn boleśnie
zrozumiał sens „bycia przywiązanym”. Przechadzając się po łace, z
roztargnieniem zbierał garście jeżyn, które tam po prostu dojrzewały, osłonięte
niewielkimi liśćmi i kosztował ich świeżą słodycz. Podobnie jak większość
Sylvermystów był wegetarianinem, który wolał posiłek bezpośrednio z natury,
mimo iż jego brutalna siła pochodziła z krwi wrogów. Ale zaspokojenie
fizycznego głodu nie złagodziło jego frustracji. To był obłęd.

Po wiekach zniewolenia przez zdeprawowaną dziwkę, ostatnie czego

pragnął, to być na łasce innej kobiety. Zwłaszcza takiej, która nie mogła się

background image

zdecydować, czy całować się z nim, czy rozerwać mu gardło. Kobiety wariatki
powinny znaleźć się na jego liście osób do zabicia, a nie na liście tych, które jak
najszybciej bierze do łóżka.

Tak więc, dlaczego nie zajmował się swoimi sprawami? Wiedział lepiej niż

ktokolwiek inny, iż dopóki dziecko było z Tearlochem, istniało
niebezpieczeństwo, że Mroczny Lord powróci. Zegar tykał, a on nie mógł sobie
pozwolić na zmarnowanie choćby sekundy. Zamiast tego chodził po łące i
wyobrażał sobie kilkanaście różnych scenariuszy, w których Jaelyn była ranna
lub uwięziona, lub…

Lodowaty chłód przetoczył się przez powietrze, oblewając całe jego ciało

falą ulgi. Jego zmysły natychmiast zareagowały na silny, kobiecy zapach. To
właśnie były dwie reakcje, których nie pragnął, do cholery. Odwrócił się i
patrzył, jak weszła na łąkę, jego serce ścisnęło się na jej widok. Bogowie, ale
ona była piękna.

Wzięła prysznic podczas swojej nieobecności. Jej jedwabiste włosy były

jeszcze wilgotne i świeciły jak błyszczące skrzydła kruka w świetle księżyca,
pomimo iż splotła je w ciasny warkocz. Również się przebrała, chociaż
elastyczne kawałki czarnego ubrania zdecydowanie nie wpływały na obniżenie
jego ciśnienia krwi. Oprócz tego, że miała dopasowany, seksowny strój, to
jeszcze była w posiadaniu nowiutkiej strzelby, którą przymocowała do smukłej
talii pasem wypełnionym nabojami.

Jasna… cholera. Trudno było nie zauważyć jej piękna w blasku

księżycowego światła. Stanęła obok Leveta, który usadowił się na niskich
gałęziach drzewa i płynnym ruchem rzuciła worek w jego krótkie ramiona.

- Jedzenie? – miniaturowa bestia westchnęła z rozkoszy. – Ach, jesteś

aniołem.

Ariyal prychnął.
- Niedawno zjadłeś całego jelenia.
- Zawsze znajdę miejsce na ciasto.
Zdenerwował się ironicznym uśmieszkiem gargulca. Wtedy Jaelyn

odwróciła się i rzuciła mu drugi worek.

- Co to jest?
- Czyste ubrania.
Uniósł brwi wyczuwając jej niecierpliwe wyczekiwanie. Niemal bał się

sprawdzić, co mu przyniosła. Wtedy jego zadowolenie z jej nieoczekiwanej
radości zostało zniszczone, gdy zauważył słabe kolory barwiące jej policzki.

background image

Pożywiła się. Sama myśl o jej kłach zanurzonych w gardle jakiegoś
nieznajomego wystarczyła, by doprowadzić go do furii.

- Smakowała kolacja?
Zesztywniała, bezskutecznie próbując skryć się za lodowatą powagą, której

nie cierpiał. Na szczęście jego zdolności do wkurzania jej pokonały brutalne
szkolenie i Jaelyn ruszyła do przodu, uderzając go w przód klatki piersiowej.
Wolał mieć złamane żebro, niż powstrzymywać jej emocje przez następne dni
tygodnia.

- Och, na litość Boską – syknęła. – Poszłam do najbliższego szpitala i

napadłam na ich magazyn z krwią. Możemy przejść do czegoś bardziej
interesującego niż moje nawyki żywieniowe?

Chwycił ją za nadgarstek, wykorzystując jej cios, by wytrącić ją z

równowagi.

- Chodź ze mną – namawiał, kiedy upadła na jego piersi, automatycznie

obejmując ramionami jej smukłe ciało.

- Gdzie?
- Za drzewami jest ukryty strumień – jego spojrzenie skierowało się na jej

usta, dzika satysfakcja z faktu, że nie korzystała z żył innego mężczyzny
pulsowała w jego krwi. – Umyjesz mi plecy.

Zapach pożądania wypełnił powietrze, zanim go odepchnęła.
- Brałam już prysznic.
Uśmiechnął się, wdychając głęboko jej ponętny zapach podniecenia.
- O co ci chodzi? - jej palce celowo pieściły rękojeść strzelby. - Chyba

potrafisz sam sobie umyć swoje cholerne plecy.

Ariyal przejechał kciukiem po jej dolnej wardze.
- Jaka okrutna.
- Ciesz się, że nie zatopiłam jeszcze w tobie sztyletu – mruknęła,

odwracając się i odchodząc.

Opierając się pokusie samobójczego pragnienia, by zarzucić ją na ramię i

zaciągnąć w zacisze lasu, Aryial zadowolił się absolutną pewnością, że go
pragnęła i udał się nad strumień. Addonexus mógł robić wszystko, aby stworzyć
z nich bezwzględnych oprawców bez myśli i uczuć, ale to mu się nie udało.
Przynajmniej nie do końca. Pod maską chłodu kryła się namiętna kobieta,
pragnąca uciec od swoich ograniczeń. A on był po prostu mężczyzną, który
pomógł jej odkryć stłumione potrzeby.

Zagłębiając się w las, położony na krawędzi łąki, Ariyal zatrzymał się na

chwilę, gdyż wyczuł charakterystyczny smród kundli. Nie było nic niezwykłego

background image

w tym, że psy węszyły wokół tak atrakcyjnych terenów łowieckich, ale trzymał
swoje zmysły w pełnej gotowości, gdy rozebrał się i brodził po pas w wodzie
strumienia. Po umyciu wsunął się w czyste jeansy, które znalazł w torbie
rzuconej mu przez Jaelyn, chowając sztylet za pasem, a drugi mocując na
kostce. Następnie zaplótł mokre włosy i sięgnął do torby, by wyjąć koszulę.

Szybki rzut oka wystarczył, aby zrozumiał wcześniejsze rozbawienie

Jaelyn. Dobry… Boże. Jedwabna hawajska koszula w malowane, jaskrawe,
żółte i czerwone kwiaty była obrazą dla mody. Ściskając uwłaczającą odzież w
jednej ręce, a miecz i pochwę w drugiej, wyszedł z lasu i przeszedł przez łąkę,
by znaleźć Jaelyn i Leveta odpoczywających pod dużym dębem.

- Przypuszczam, iż uważasz to za zabawne? – zapytał, machając jej koszulą

przed nosem.

Siedzący obok niej irytujący gargulec zgiął się w pół, a jego śmiech niósł

się echem po okolicy.

- Oui. Myślę, że to jest très zabawne.
Ariyal spojrzał ostrzegawczo na utrapieńca.
- Przypuszczam, że poczułem zapach kundla niedaleko strumienia.

Dlaczego tego nie zbadasz?

- Dlaczego ja?
- Bo jeśli tu zostaniesz, istnieje duża szansa, że przybiję cię do najbliższego

drzewa.

- Zawsze jesteś taki opryskliwy? – zapytał Levet. Potem jednak napotkał

mroczne spojrzenie Ariyala, więc sfrustrowany zatrzepotał skrzydłami i
skierował się przez łąkę. – Myślałem, że elfy to radosne, szczęśliwe stworzenia
– rzucił przez ramię.

Jaelyn wstała.
- On ma rację – oskarżyła go. – Jesteś opryskliwy.
Był. I nie miało to nic wspólnego z cholerną, brzydką koszulą, przyznał

sam przed sobą, gdy głodnym wzrokiem chłonął jej ciało.

- Jestem sfrustrowany.
Położyła ręce na biodra w odpowiedzi na jego szczere wyjaśnienia. Była

oczywiście tak samo sfrustrowana jak on. Ale czy była skłonna przyznać się do
tego? Och nie, przewróciła oczami z fałszywą kobiecą irytacją.

- Mężczyźni.
- Kobiety – przedrzeźniał ją, machając koszulą jak flagą. – Wybrałaś to

celowo.

Wzruszyła ramionami.

background image

- To jest czyste, nie?
- To jest ohydne.
- Świetnie, następnym razem nie będę zawracać sobie głowy.
Podszedł bliżej, drżąc od zachwycającego uczucia lodowatej mocy

obmywającej jego nagą skórę.

- Nasuwa mi się pytanie, dlaczego tym razem zawracałaś sobie mną głowę

– stwierdził. – Nie możesz pozbyć się mnie ze swoich myśli nawet wtedy, gdy
jesteśmy osobno, co nie, dziecinko?

- Chciałam cię zdenerwować.
- Oczywiście, że tak.
Warknęła z głębi gardła.
- W przypadku, gdybyś nie zauważył, marnujemy czas – warknęła. – Czy

nie powinieneś polować na twojego przyjaciela i jego świrniętego czarodzieja?

Ariyal skrzywił się, rzucając na bok koszulę i przypinając miecz na nagą

skórę. Miała rację. Mieli ważniejsze problemy niż stan jego garderoby. Udało
mu się śledzić portal Tearlocha do tego miejsca, ale kiedy wylądowali na łące,
zdał sobie sprawę, że połączenie z jego współplemieńcem zostało zerwane,
uniemożliwiając mu dokładną lokalizację.

- Czuję, że jest tu gdzieś w pobliżu, ale otacza go jakieś zaklęcie ochronne.
Jak można było się spodziewać, wampir spojrzał na niego z wyraźnym

zniecierpliwieniem, jasno dając do zrozumienia, że wini go za to, iż tkwi na
końcu świata, bez możliwości konfrontacji z wrogami.

- Więc zamierzasz tu siedzieć i czekać na niego albo przechadzać się po

łące?

Zacisnął zęby. Denerwująca kobieta.
- Czekam do północy.
- Dlaczego?
- Wtedy najłatwiej wywołać duchy.
- Czego chcesz od duchów?
- Czarodziej, którego wezwał Tearloch zza grobu, posiada nadnaturalną

ilość magii – skrzywił się, bardziej poruszony mocą Rafaela, niż chciałby
przyznać. – Nie mam zamiaru wejść prosto w pułapkę. Chcę wykorzystać
duchy, by go wyśledziły i powiedziały nam o wszelkich niebezpieczeństwach.

Wzdrygnęła się z niesmakiem.
- Czy to muszą być zjawy?

background image

Uniósł brwi. Czy to możliwe, by nieustraszony Łowca został wytrącony z

równowagi przez nieszkodliwego ducha? Oczywiście, Rafael udowodnił, że nie
był nieszkodliwy, wyszeptał głos w jego umyśle.

- Nie martw się. One nie lubią wampirów – uśmiechnął się, widząc jej

cierpki wyraz twarzy. – Jeśli zostawisz je w spokoju, one ciebie zostawią w
spokoju.

- Czy nie ma jakiegoś innego sposobu?
Potrząsnął głową.
- To będzie najskuteczniejszy… - ostry krzyk przeszył powietrze. Ariyal

sprawnie wyciągając miecz odwrócił się w stronę, skąd dochodził dźwięk. –
Jasna cholera.

Jaelyn podążała w jego stronę, kierując wzrok w stronę lasu.
- Czy to Levet?
- Niestety.
Jak na zawołanie malutki demon pojawił się na łące, trzepocąc skrzydłami i

przebierając krótkimi nóżkami, próbując uciec ciemnym kształtom, które
podążały za nim.

- Coś się zbliża! – wrzeszczał gargulec. – Coś martwego!
Smród uderzył Ariyala w tej samej chwili, w której Levet przebiegł obok

nich i popędził w dół polną drogą. Do diabła. Jego wnętrzności skręciły się na
widok stworzeń wlokących się naprzód powolnym ruchem.

Zombie.
Co najmniej kilkanaście. Obrzydlistwa były niedawno zmarłymi

nieboszczykami, którzy zostali ożywieni przez magię. Byli niczym bezmyślne
skorupy, nie zdający sobie sprawy, czemu zostali w tym momencie wezwani ze
swoich grobów. Niestety, byli również odporni na ból i nic nie mogło ich
powstrzymać, oprócz ognia lub uśmiercenia maga, który je kontrolował.
Usłyszał syk będącej w szoku Jaelyn, gdy poniewczasie zorientowała się, co się
do nich zbliża.

- Twoi przyjaciele? – mruknęła.
- Ja nie mam przyjaciół.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 8
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 11
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 4
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 12
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 3
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 1
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 7
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 10
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 13
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 6
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 5
Alexandra Ivy Związany przez ciemność rozdział 2
Alexandra Ivy Strach przed ciemnością rozdział 2
Alexandra Ivy Strach przed ciemnością rozdział 1
Alexandra Ivy Strach przed ciemnością rozdział 3
Cynthia Eden Związani przez krew Rozdział 1 2
Cynthia Eden Związani przez krew Rozdział 1 4
Cynthia Eden Związani przez krew Rozdział 1 3

więcej podobnych podstron