Rozdział drugi
Cassie wędrowała przez kasyno, obserwując ludzi, którzy stali jak
zahipnotyzowani przez migające światła i obracające się koła w automatach do
gry. Powietrze wypełniały ich skomplikowane emocje – nadzieja, chciwość,
rzadziej fala radości, a znacznie częściej zwyczajna desperacja. Była
zafascynowana, nawet gdy smuciły ją ich gorączkowe próby uchwycenia…
czegoś.
Pieniędzy? Seksu? Szczęścia? Bezwiednie wyciągnęła rękę, by chwycić
dłoń Caine’a, potrzebując stałego poczucia bezpieczeństwa, które jej oferował.
Uścisnął jej palce, przyciągając ją bliżej muskularnego ciała, gdy grupa pijanych
imprezowiczów przechodziła obok.
- Cieszy mnie cywilizacja, ale możesz mi powiedzieć, co my tu robimy? –
mruknął, zapach mydła i szamponu po jego ostatnim prysznicu nie był w stanie
zamaskować ciepłego, wspaniałego zapachu wilka.
Z powodów, których Cassie nie rozumiała, jej skóra mrowiła ją od
podniecenia, sprawiając, że miała ochotę zdjąć swoją nową sukienkę i ocierać
się o mężczyznę znajdującego się u jej boku. Oczywiście, nie poddała się
impulsowi. Powoli uczyła się, że istnieją różnego rodzaju głupie zasady i reguły,
których musiała przestrzegać, kiedy była w obecności śmiertelników. A
zdejmowanie ubrań znajdowało się na szczycie tej listy. Wróciła myślami do
jego pytania, lekko wzdychając.
- Powiem ci, kiedy będę wiedziała – odrzekła.
- Błyskotliwie niejasne.
Wzruszyła ramionami.
- Jest, jakie jest.
- To nie znaczy, że muszę to lubić – mruknął z grymasem.
- Nie.
Podeszła bliżej, zatrzymując się gwałtownie i odwracając, by napotkać jego
pełne smutku spojrzenie. Pomimo chronicznego rozproszenia uwagi, które
zakłócało jej myśli, wiedziała, że nie zawsze doceniała tego mężczyznę tak, jak
powinna. Któż inny uratowałby ją od losu gorszego niż śmierć, a następnie
został przy niej, podczas gdy ona prowadziła go z jednego przypadkowego
miejsca w drugie, zmuszana do tego przez wizje, które pochłaniały ją, aż
zatracała się w niepamięci?
Nikt, tylko on szeptał głos w głębi jej umysłu. Nikt, tylko Caine. Marszcząc
brwi z troską, Caine przytulił dłoń do jej policzka. Jego ciepły dotyk był dla niej
jedyną kotwicą na tym świecie.
- Cassie? – zapytał.
- Przepraszam – powiedziała nagle, jej wzrok musnął jego szczupłe,
misternie rzeźbione rysy. On naprawdę był pięknym mężczyzną, z jasnymi
włosami, lśniącymi jak złoto w jasnym świetle i oczami tak iskrzącymi się jak
szafiry. Nic dziwnego, że mogła wyczuć zapach pożądania płynący od wielu
kobiet, patrzących na niego głodnymi oczami. – Nie byłam sprawiedliwa wobec
ciebie.
Jego kciuk przesunął się po jej ustach, gdy pokiwał głową.
- Zgadza się.
Chwyciła go za nadgarstek, odciągając jego rękę od twarzy. Musiała
powiedzieć to teraz. Kto wie, jak długo potrwa jasność jej umysłu?
- Zatracałam się… w swoich wizjach i nigdy naprawdę nie zastanawiałam
się, co musiałeś poświęcić, by zapewnić mi bezpieczeństwo – jej palce z
roztargnieniem pieściły wewnętrzną stronę jego nadgarstka, czując skok pulsu
pod jej dotykiem. – Bez ciebie…
Jego oczy pociemniały z ciepła, które Cassie poczuła aż w koniuszkach
palców.
- To nie jest konieczne – mruknął.
W oddali słyszała dzwonienie maszyn i ogłuszający gwar setek rozmów,
ale w tej chwili nie była świadoma niczego, poza stojącym przed nią mężczyzną
o spokojnym szafirowym spojrzeniu, w którym kobieta mogła utonąć.
- Nie, pozwól mi to powiedzieć – błagała.
Ściągnął usta, ale był mądrzejszy niż większość Wilkołaków. Wiedział, że
lepiej nie próbować powstrzymywać zdeterminowanej kobiety.
- W porządku.
- Byłam więźniem, odkąd pamiętam – zadrżała, walcząc z powrotem
ponurych wspomnień z ostatnich trzydziestu lat. Byłam nie tylko zakładniczką
lorda demona, ale także mojej wiedzy, że nie przetrwam sama na własną rękę.
Nie starał się protestować. Oboje wiedzieli, że nie przeżyłaby dnia bez
niego.
- To jest coś, o co już nigdy nie będziesz musiała się martwić – obiecał
szorstko.
Podeszła bliżej, pełna namiętności moc jego wilczej natury przemawiała do
jej najbardziej prymitywnych instynktów. Mimo iż nie mogła się przemieniać,
bestia w niej wciąż czaiła się pod skórą, rozkoszując się przemiłym mężczyzną,
który zdobył jej zaufanie. To było coś, w co nigdy by nie uwierzyła jeszcze kilka
tygodni temu.
- Gdyby nie ty, wciąż byłabym w jaskini.
- Nie rób ze mnie bohatera, Cassie – skrzywił się. – Oboje wiemy, że
zacząłem jako czarny charakter.
Jej usta zadrżały. Może nie była doświadczona, ale wiedziała, że Caine był
bardziej pociągający ze swoim wizerunkiem złego chłopca. I jak sam się
przyznał, zasłużył na swoją reputację. Ale jeśli o nią chodzi, to on zawsze będzie
jej mistrzem.
- Gdybyś był czarnym charakterem, nie byłoby cię tu ze mną – zauważyła
cicho.
Prychnął, przebiegając badawczym wzrokiem w dół po jej smukłych
krzywiznach, uwydatnionych przez sukienkę.
- Patrzyłaś w lustro? – zapytał. – Nie ma mężczyzny, który nie zabiłby za
możliwość dzielenia z tobą hotelowego pokoju.
Zignorowała jego niedorzeczne słowa, przechylając głowę i mierząc go
bacznym spojrzeniem.
- Dlaczego zostałeś?
- Właśnie ci powiedziałem.
Zacisnęła palce na jego nadgarstku, zirytowana nonszalanckim tonem.
- Może jestem nieobyta ze światem, ale nie jestem głupia, Caine.
Uniósł złotą brew.
- Nigdy tak nie myślałem.
- Widziałam, jak patrzą na ciebie kobiety.
- Naprawdę? – coś mrocznego i drapieżnego błysnęło w jego oczach. – A
jak?
Zerknęła w kierunku grupy kobiet, które udawały, że obserwują grę w
ruletkę, podczas gdy rzucały tęskne spojrzenia na Caine’a. Zupełnie bez powodu
poczuła nagłą potrzebę zatopienia w nich swoich zębów. A może wyszarpałaby
kilka garści ich tlenionych włosów.
- Byłyby chętne oddać ci własne ciała – powiedziała gniewnym tonem,
jakiego u niej nigdy nie słyszał. – Jeśli wszystko, czego pragniesz, to seks,
powinieneś znaleźć znacznie łatwiejszą, nie wspominając już, że może bardziej
doświadczoną partnerkę do łóżka.
Powolny, szelmowski uśmiech wygiął jego usta, gdy nagle objął ramieniem
jej talię i przyciągnął mocno do swojego ciała.
- To jest tylko seks, ale między nami będzie działo się coś zupełnie innego.
Zadrżała, przyjemne ciepło eksplodowało w dole jej brzucha.
- Co takiego? – dociekała.
Jego spojrzenie zwisło na jej ustach, zapach wilczej natury wypełnił
powietrze.
- Magia.
Zachwycona przepływającymi przez nią doznaniami, Cassie odchyliła
głowę do tyłu, by studiować jego piękną twarz.
- Nie powiedziałeś mi, dlaczego zostałeś.
Przez dłuższą chwilę myślała, że jej nie odpowie. Potem, wplątując palce w
jej włosy, lekko westchnął.
- Można powiedzieć, że próbuję wyrównać rachunki.
- Wyrównać rachunki?
Miał nieobecny wyraz twarzy, gdy pozwolił sobie na przeczesanie palcami
jej włosów, jakby zahipnotyzowany satynową gładkością pasm.
- Z powodu mojego nadętego ego Wilkołaki zostały niemal całkowicie
zniszczone – powiedział, wyraźnie żałując lat poświęconych pomocy Briggsowi,
szalonemu Wilkołakowi, który był w zmowie z lordem demonem, trzymającym
ją w niewoli. – Będzie sprawiedliwie, gdy poświęcę się ochronie ich
najcenniejszego skarbu.
Zdenerwowała się, słysząc jego ciche słowa, nieprawdopodobnie cierpiąc.
- Więc jestem obowiązkiem?
Opuścił głowę, ukrywając twarz w zagłębieniu szyi i wdychając jej zapach.
- To właśnie sobie wmawiam, więc mogę spać w nocy.
Położyła dłonie na jego piersi, unosząc głowę, więc miał łatwiejszy dostęp
do jej odsłoniętego gardła. To był Caine. I ufała mu bez zbędnych pytań.
- Nie jestem pewna, co masz na myśli – szepnęła.
Zesztywniał na ten milczący gest kapitulacji, jego palce wbiły się w
zaokrąglenie jej biodra, nim gwałtownie się od niej oderwał, gdy rumieniec
zabarwił mu policzki.
- Ja też nie i zamierzam to tak zostawić – mruknął, odwracając się i
zmierzając przez krzykliwy dywan kasyna.
- Caine? – pobiegła za nim, nie mając pewności, co zrobiła źle. – Co jest?
- Kolacja – nie zwolnił kroku, kierując się ponuro do pobliskiego bufetu.
- Jesteś głodny?
- Chryste, nie masz pieprzonego pojęcia jak bardzo.
Legowisko Gaiusa na mokradłach Luizjany
Pierwsi Nieśmiertelni byli postaciami z legend. Wieki temu klan wampirów
zdecydował się opuścić ten świat. Używając potężnego medalionu Nefri
przenieśli się przez Zasłonę do innego wymiaru, gdzie żyli z dala od słabości,
które nękały mniej cywilizowanych. Za Zasłoną nie było głodu, pożądania,
potrzeby snu. Zamiast tego poświęcali noce na badania w niezliczonych
bibliotekach, czy uprawę ogrodów, które udawało się rozwijać, pomimo braku
światła słonecznego. A ich dnie wypełniała medytacja.
Ale były też pogłoski, że zachowali pradawne moce utracone przez
wampiry na tym świecie, które wzbudzały w innych strach. Większość plotek
była przesadzona, ale istniały jeszcze jakieś zapomniane talenty, które ktoś mógł
posiadać. Co, oczywiście, było główną przyczyną, dla której Gaius zwrócił się z
prośbą o podróż przez Zasłonę po śmierci swojej partnerki. Chociaż większość
założyła, że poszukuje ukojenia, jakie można znaleźć po drugiej stronie. Jakby
medytacja i kwiaty mogły złagodzić brutalną stratę jego ukochanej Dary.
Głupie skurwysyny.
Zmuszony stać i patrzeć, jak jego partnerka jest palona na stosie przez
konkurencyjny klan wampirów, Gaius wyszedłby od razu na słońce, gdyby nie
Mroczny Lord. Potężne bóstwo, które pojawiło się jak mglisty cień u jego boku,
wyszeptało mu obietnicę, że nawet jeśli Dara spłonęła, to powróci zza grobu. A
wszystko to za niewielką cenę: duszę Gaiusa.
To była wymiana, na którą Gaius przystał bez namysłu. Powrót partnerki?
Do diabła, tak, był gotów sprzedać swoją duszę kilkanaście razy. I to była
decyzja, której nie żałował, mimo długich lat odosobnienia za Zasłoną.
Posłuszny swojemu nowemu panu, unikał przyciągania uwagi podczas nauki
umiejętności zmiany kształtu, a w końcu używania medalionu, znalezionego w
ukryciu pod jedną z fontann, do spacerów we mgle. To była kolejna
umiejętność, pozwalająca mu uciec niezauważenie spoza Zasłony i wrócić do
świata, który pozostawił wiele lat temu.
Chwilowo zdezorientowany nagłą podróżą, Gaius oparł się o najbliższe
drzewo cyprysowe i starał się odzyskać równowagę. Czuł… tak. To było to.
Czuł wszystkie rzeczy, o których zapomniał po drugiej stronie. Ciężar smukłego
ciała okrytego prostą szatą. Letni wiatr, poruszający ciemnymi kosmykami jego
włosów, które nosił krótko zaczesane przy twarzy. Zaskoczony podniósł rękę, by
dotknąć chłodnej skóry policzka, zanim przesunął nią w dół, silnie naciskając na
nos, z którego był dumny już od czasów bycia rzymskim generałem.
Przypominał sobie niejasno, że większość istot uważała go za przystojnego,
choć jego ciemne oczy pozostały ponure i bez życia, jak w dniu, w którym
patrzył na śmierć Dary.
Potem uderzyły w niego mniej pożądane wrażenia. Marszcząc brwi,
przesunął palcami po kłach, które nagle zapulsowały, bo wyczuł odległy zapach
ludzkiej krwi. Głód. Pełen gniewu zdał sobie sprawę, że jego ciało zareagowało
nie tylko na różnorodność płynów, ale i na niemal zapomniane, palące
pożądanie. Odpychając od siebie nieprzyjemną prawdę, Gaius ponuro skupił
swoją uwagę na zacisznym domu, który znajdował się na skraju mokradeł
Luizjany.
Była to duża budowla pomalowana na biało z czarnymi okiennicami i
otoczona gankiem, zbudowana na ceglanych palach. Frontowy dziedziniec był
pełen dużych drzew, udrapowanych hiszpańskim mchem
, który skutecznie
ukrywał miejsce przed widokiem z wąskiej ścieżki prowadzącej do miasteczka.
W sumie było to idealne miejsce dla ukrywającego się wampira. To był bez
wątpienia powód, dla którego Mroczny Lord wysłał go tutaj, by czekał na
kolejne rozkazy.
Ignorując wilgotne ciepło i roje robactwa, które wypełniały powietrze,
Gaius ruszył przez bramę ku szerokiej klatce schodowej. Wszedł przez drzwi na
ganek, z ulgą dostrzegając napowietrzny wentylator, zapewniający bardzo
potrzebny wietrzyk. Chociaż przebywał po drugiej stronie Zasłony, doskonale
zdawał sobie sprawę ze zmian w tym świecie, a po wiekach egzystencji w
spartańskich warunkach i skupieniu się na badaniach, pragnął cieszyć się
legowiskiem zaopatrzonym we wszystkie nowoczesne technologie. W tym
elektryczność i gorący prysznic. I prywatność.
Mrużąc oczy z opóźnieniem uświadomił sobie, że zapach człowieka
pochodzi z wnętrza domu. I był coraz bliżej. Upływ czasu sprawił, że stał się
mniej czujny, skarcił się w duchu, sięgając pod szatę, by wyciągnąć puginał –
mały, rzymski sztylet – który ukrywał między fałdami atłasu. Następnie
poruszając się w ciszy z niebywałą prędkością, pchnął drzwi i wszedł do
spowitego cieniem salonu.
- Kto tam jest? – warknął, jego wzrok przebiegł po wyściełanych,
bambusowych krzesłach i kanapie, które były porozstawiane na drewnianej
podłodze.
Usłyszał cichy szelest, a potem rozbłysły światła zamontowane pod
wysokim sufitem z belek i do pokoju weszła młoda kobieta.
1
Oplątwa brodaczkowa – gatunek rośliny z rodziny bromeliowatych.
- Ja.
Gaius schował sztylet. Jeśli zdecyduje się zabić kobietę, zrobi to osuszając
ją z tej słodkiej, kuszącej krwi.
- Bądź bardziej precyzyjna – rozkazał, jego mowa była sztywna i formalna,
ponieważ gniew zwyciężył miesiące tajnego treningu wmieszania się pomiędzy
tubylców.
- Sally Grace.
Zmrużył oczy, bacznie przyglądając się intruzowi. Może byłaby i urocza na
swój dziecinny sposób z ciemnymi włosami splecionymi w dwa warkocze po
obu stronach jej jasnej, ładnej twarzy. Ale brązowe oczy były mocno
podkreślone makijażem, a pełne usta pomalowane na szokujący odcień czerni i
przekłute złotymi kolczykami. Pasowały one do kolczyka na jednej brwi i tuzina
wzdłuż płatka ucha. Gorszy był jej dziwny strój. Maleńki biust zakrywał jedynie
szkarłatny gorset, a mikroskopijna, skórzana spódnica obciskała jej biodra.
Miała na sobie legginsy i buty na wysokim obcasie, ale one tylko bardziej
podkreślały jej smukłe krągłości. Z pewnością w jej życiu nie było mężczyzny,
który zabroniłby jej takiego szokującego eksponowania ciała.
- Co robisz w moim domu?
Oparła się o framugę drzwi, patrząc na niego bez żadnego skrępowania.
- Nasz pan wysłał mnie, bym upewniła się, że masz wszystko, czego
potrzebujesz po powrocie.
A więc została wysłana przez Mrocznego Lorda. Nie, żeby jej osoba była
tu mile widziana.
- Jesteś gospodynią?
- Gospodynią? – kobieta wyprostowała się, klepiąc się po biodrach z
oburzenia. – Czy ja wyglądam jak pieprzona gospodyni?
Zacisnął zęby, słysząc jej piskliwy ton.
- Nie prowokuj mnie, kobieto.
Potrząsnęła głową.
- Tak się składa, że jestem bardzo potężną czarownicą. Jedną z ulubionych
uczennic Mrocznego Lorda…
- Czarownica – jego moc eksplodowała w powietrzu, wysyłając kobietę na
ścianę przyległej jadalni. Podszedł do przodu, obnażając kły i przygotowując się
do położenia kresu dziwce. To czarownica uczyniła go bezsilnym, gdy jego
ukochana partnerka płonęła na stosie. – Nienawidzę czarownic.
Gdy dotarł do kobiety, owinął palce wokół jej gardła i zaczął ściskać. Z
całą pewnością nie splami sobie języka jej skażoną krwią. Skupiony na duszeniu
swojej towarzyszki, Gaius nie był przygotowany na to, co zobaczył. W jej
ciemnych oczach nagle zapłonął szkarłatny ogień.
- Przestań – rozkazała, jej cichy głos był pełen mocy, która wprawiła
Gaiusa w zdumienie.
Wpatrując się w jej niespodziewanie pozbawioną wyrazu twarz, Gaius
poczuł niepokój przemykający w dół kręgosłupa.
- Co jest nie tak z twoimi oczami?
Usta Sally rozchyliły się, ale to nie jej głos z nich wyszedł.
- Gaius.
Zmarszczył brwi, uświadamiając sobie, że dławiąca moc w powietrzu nie
ma nic wspólnego z czarownicą, a z obcą istotą, która wtargnęła w jej ciało.
- Kto tu jest?
- To twój pan, mój ukochany synu.
Gaius zmrużył oczy, jego palce kontynuowały silny uścisk na szyi Sally.
- To jakaś sztuczka?
- Żadna sztuczka – zapewnił go głęboki głos. – Sally jest łącznikiem.
- Łącznikiem?
- Dzięki niej jestem w stanie bezpośrednio rozmawiać ze swoimi sługami.
To ma być pokrzepiające? Gaius skrzywił się. Wystarczająco źle było
słyszeć szept Mrocznego Lorda w głowie podczas medytacji. Słyszeć jego głos
dochodzący z ust wiedźmy to dopiero była… jakie dziś padły słowa? Pieprzona?
Tak, to było to. Całkowicie pieprzona historia. Nie, żeby miał zamiar ujawniać
swoją słabość. Mroczny Lord był bezlitosnym potworem, który zniszczyłby go
w jednej chwili, gdyby podejrzewał, że Gaius już mu się nie przyda.
- Nie żywię miłości do magii – wychrypiał.
Czarne wargi wykrzywiły się w drwiącym uśmiechu.
- Więc zrobimy to szybko.
- Bardzo dobrze – niechętnie zwolnił swój uścisk, odsunął się od
czarownicy i ukrył drżące dłonie w fałdach szaty. – Jestem tutaj, jak sobie
życzyłeś.
- Nabyłeś umiejętności, o które prosiłem?
Gaius skinął głową.
- Jestem w stanie zmienić swój kształt, choć tylko na krótki okres czasu.
- A inne?
- Jestem zdolny podróżować przez Zasłonę z medalionem, który ukryłeś
dla mnie po drugiej stronie.
- Dobrze – szkarłatny ogień migotał w ciemnych oczach kobiety. –
Medalion pozwoli ci również wejść w mgły, gdzie jestem uwięziony.
- Czy tego żądasz ode mnie? – zapytał Gaius, mając nadzieję, że łagodny
ton ukryje jego niechęć.
Był gotów zrobić wszystko, co konieczne, aby przywrócić do życia swoją
najdroższą Darę, ale sama myśl o dołączeniu do Mrocznego Lorda w jego
piekielnym wymiarze mogła w każdym wywołać dreszcze.
- Jeszcze nie teraz. Mam dla ciebie polecenie, zanim do mnie dołączysz.
Gaius skłonił się.
- Jestem na twoje rozkazy.
- Tak, jesteś – mruknął posępny głos.
Gaius mądrze zignorował drwinę.
- Jakie to zadanie?
- Prorok został odnaleziony.
Oczy Gaiusa rozszerzyły się w szoku. Słyszał plotki, oczywiście, ale je
odrzucił. Minęły wieki, odkąd ostatni prorok chodził po ziemi.
- Prawdziwy prorok?
- Chcę, żebyś mi ją przyprowadził – rozkazał Mroczny Lord. – Żywą.
- Oczywiście. Czy ona jest człowiekiem?
- Wilkołakiem.
Gaius rozmyślał nad taktyką. Nie pamiętał swojego poprzedniego życia
rzymskiego generała, ale zachował rzadki talent do strategii. Która właśnie,
niestety, była powodem ataku na jego klan… Nie. Wyrwał swój umysł z
bolesnych wspomnień. Nie mógł o tym myśleć. Poczucie winy, nieważne jak
bardzo zasłużone, było odwróceniem uwagi, na które nie mógł sobie pozwolić.
- To czyni jej porwanie nieco trudniejszym, ale jestem przekonany, że będę
w stanie przyprowadzić ją do ciebie z minimalnymi obrażeniami.
- Ona jest chroniona przez Wilkołaka – kontynuował Mroczny Lord. –
Chcę, żebyś jego też przyprowadził.
- Dlaczego? – gdy to słowo opuściło jego usta, Gaius wiedział, że popełnił
błąd.
Jak na zawołanie przeraźliwy ból wwiercił się w jego głowę, posyłając go
na kolana.
- To nie jest twoja sprawa.
- Nie, panie.
- Zapewnię ci niezbędnych towarzyszy, którzy pomogą ci w twoim
zadaniu.
Towarzysze? To była ostatnia rzecz, jakiej potrzebował, czy pragnął.
- To nie jest konieczne… – po raz kolejny ból przeszył jego mózg, na
krótko go oślepiając wielkim cierpieniem. – Bogowie.
- Gaius – czarownica gwałtownie przysunęła się, aby poklepać czubek jego
obolałej głowy, jej twarz wciąż była pozbawiona wyrazu, a oczy jarzyły się
niesamowitą mocą. – Nie zmuszaj mnie, bym żałował, że nie wybrałem innego
sługi do tak ważnego zadania.
Zmuszając się do powstania z kolan, Gaius posłał mu sztywny uśmiech.
- Nie będziesz miał powodu, by żałować, panie.
Zapadła długa cisza. Jakby Mroczny Lord zestawiał przyjemność zabicia
go przeciwko potrzebie schwytania proroka. W końcu czarownica skinęła
głową.
- Sally będzie podróżować z tobą, jako moje oczy i uszy.
Gaius był dumny i uparty, i miał obsesję na punkcie swojej zmarłej
partnerki. Ale nie był głupi. Tym razem bez wahania skinął głową.
- Oczywiście.
- Dołączą do ciebie jeszcze dwaj inni.
Kolejny pospieszny ukłon. Był pewien, że jego… towarzysze zrozumieją,
kto tu rządzi, gdy przybędą.
- Gdzie znajdziemy proroka? – zapytał.
Szkarłatne oczy rozbłysły.
- Gdybym wiedział, gdzie ona jest, nie potrzebowałbym ciebie, prawda?
Słuszna uwaga.
Las Vegas
Po spożyciu jedzenia w ilości wystarczającej do nakarmienia małej armii,
czy też jednego głodnego Wilkołaka, Caine eskortował Cassie z powrotem przez
kasyno. Instynktownie zwolnił kroku, dostosowując się do towarzyszki, podczas
gdy ona obserwowała pijany tłum, który snuł się po ich drodze obok
migoczących maszyn, w kierunku zespołu muzycznego śpiewającego na tyłach
olbrzymiego pomieszczenia. Pragnął znaleźć się z dala od chaotycznych
wybuchów dźwięków i światła oraz emocji, które bombardowały jego zmysły.
Jego przemiana w czystej krwi Wilkołaka sprawiła, że stał się super wrażliwy
nawet na najbardziej subtelne bodźce i tkwiąc w środku Vegas, czuł się tak,
jakby był osaczany przez doznania.
Co gorsza, jego najbardziej prymitywne instynkty zostały wprowadzone w
stan wielkiego pobudzenia przez męskie spojrzenia, które śledziły Cassie z
jawnym pożądaniem. Ale nie był masochistą. Każdej nocy coraz trudniej było
mu odgrywać rolę opiekuna. Spędzać z nią więcej czasu sam na sam w
hotelowym pokoju… to był bardzo zły pomysł. Zwłaszcza gdy podzieliła się z
nim tą ostatnią sensacyjną informacją.
Ukradkiem studiując jej idealny profil, położył zaborczo rękę na jej krzyżu,
kierując ją w stronę wejścia do holu. Może, gdyby byli na ulicach, mógłby
odświeżyć swój umysł i skupić się ponownie na zadaniu zapewnienia kobiecie
bezpieczeństwa. Co było wszystkim, o czym powinien teraz myśleć. Zajęty
przypominaniem sobie, że tu nie było demona, który chciałby go zabić, aby
dostać w swoje ręce prawdziwego proroka, Caine nie był przygotowany na to,
że Cassie nagle się zatrzymała i popatrzyła na niego ze skonsternowanym
wyrazem twarzy.
- Zrobiłam coś złego?
Zmarszczył brwi na to niespodziewane pytanie.
- Dlaczego pytasz?
- Ciągle się na mnie gapisz.
- Nie jestem jedynym – mruknął, krzywiąc usta w grymasie, gdy grupa
mężczyzn ubranych w spodnie khaki i koszulki polo zatrzymała się, by pożerać
wzrokiem smukłe ciało Cassie, którego zaskakujące detale zdradzała letnia
sukienka. – Potrzebujesz więcej ubrań.
- Nie dam się zbyć. Powiedz mi, co się stało.
Caine westchnął. Po raz pierwszy szmaragdowe oczy były niezwykle
klarowne. Ten raz pragnął, aby go nie dostrzegała, przyznał ironicznie. Typowa
kobieta.
- To, co wcześniej powiedziałaś – nagle przyznał.
Skrzywiła się.
- Przykro mi, wciąż nie wiem, dlaczego czułam się zmuszona tutaj przybyć
– powiedziała, źle rozumiejąc jego wyznanie. – Spodziewam się, że to w końcu
mi się objawi.
Pokręcił głową.
- Nie, to nie to.
- A co?
- To o tobie…
- Caine? – zapytała.
Och, do diabła. Musi wiedzieć. To dręczyło go od ostatnich dwóch godzin.
- O to, że nie jesteś tak doświadczona jak inne kobiety.
- Och – przechyliła głowę na bok. – Pytasz, czy kiedykolwiek uprawiałam
seks?
Ze stłumionym okrzykiem Caine pociągnął Cassie ku płytkiej wnęce. –
Ciii.
- Dlaczego? – machnęła ręku w kierunku mijającego ich tłumu. – Wszyscy
tutaj rozmawiają o seksie. Wiele.
Przełknął jęk, jego ciało zareagowało na jej słowa możliwym do
przewidzenia entuzjazmem.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Bez ostrzeżenia uniosła rękę, by pogłaskać delikatnie palcami linię jego
szczęki.
- Nie musisz być prorokiem, by wiedzieć, że kobieta, która była trzymana
w jednym więzieniu, a potem w drugim, nie ma dużego doświadczenia z
mężczyznami – powiedziała cicho. – Było tam kilku, oczywiście, ale nie takich,
których polubiłaby normalna kobieta.
Wpatrywał się w jej oczy, wyciągając rękę i przyciskając jej palce do
swojego policzka.
- Briggs? – zapytał, wspominając obłąkanego Wilkołaka, któremu pomagał
przetrzymywać ją jako zakładniczkę.
- Co z nim?
- Briggs… – stwierdził, że trudno nawet wypowiedzieć to pytanie. – Nigdy
cię nie wykorzystał?
- Oczywiście, że nie – pozwoliła sobie na mały, tajemniczy uśmiech. – Bał
się mnie.
Caine odetchnął lekko, odczuwając ogromną ulgę, że nie została
wykorzystana, choć już wcześniej podejrzewał prawdę. Niewinność lśniąca w
jej oczach była czymś więcej niż tylko brakiem doświadczenia.
- Więc jesteś…
- Dziewicą.