Rozdział trzeci
Caine zadrżał. Właśnie… powiedziała to. Słowo na Dz.
- Dziewica – mruknął.
Zamrugała, uwalniając rękę z jego luźnego uścisku.
- Dlaczego sprawiasz, że brzmi to jak zła rzecz?
- Nie zła. Tylko… – przejechał palcami po włosach. Cholera, jak miał
wyjaśnić, że pragnął jej tak bardzo, iż ledwie mógł oddychać, ale musiał
zapewnić jej bezpieczeństwo, bo polegała na nim? A na dodatek była cholerną
dziewicą. Tylko zwierzę by ją wykorzystało. – Chryste.
- W książkach, które czytałam, mężczyźni zawsze wydawali się doceniać
przywilej odebrania niewinności swojej partnerce – dumała.
Jęknął, zastanawiając się, czy celowo próbuje go torturować.
- Pozwól mi zgadnąć – powiedział grubym głosem. – Czytałaś romanse?
- Kiedy Briggs je mi przynosił. Lubiłam je – uniosła podbródek. –
Właściwie to nadal lubię.
Jasna cholera. Czy mogło być gorzej?
- Oczywiście, że lubisz – mruknął, przyglądając się jej ostrożnie. – Ale
rozumiesz, że mężczyźni tak naprawdę nie są tacy jak bohaterowie tych historii?
- Ty jesteś – powiedziała z przekonaniem, które sprawiło, że pokręcił
głową w natychmiastowym zaprzeczeniu.
- Nie.
- Uratowałeś mnie przed lordem demonem.
- Chyba żartujesz? – podszedł na tyle blisko, by upewnić się, że nawet
wampir nie usłyszy jego słów. – Jedyną rzeczą, jaką zrobiłem, było zatrzymanie
sukinsyna na tyle długo, by dać się zabić, a potem zmartwychwstać.
- Wyprowadziłeś mnie z jaskiń.
- Ratowałem własną skórę.
- Teraz objąłeś rolę mojego obrońcy – powiedziała, jasno określając, że
widzi go jako pewnego rodzaju zbawcę. Żałosny żart. – Czy to nie jest
bohaterstwo?
Chwycił ją za ramiona, wpatrując się w jej szeroko otwarte oczy z
rosnącym poczuciem frustracji.
- Cholera, Cassie, gdybym był prawdziwym bohaterem, zabrałbym cię do
twoich sióstr, gdzie naprawdę byłabyś chroniona i wyniósłbym się w diabły z
twojego życia.
Zesztywniała, najwyraźniej nie mając ochoty połączyć się ze swoimi
trzema identycznymi siostrami. Zrozumiałe, biorąc pod uwagę fakt, że jedna
poślubiła Styxa, Króla Wampirów, a druga najbardziej zaufanego strażnika
Styxa, Jagra. Natomiast trzecia była partnerką Króla Wilkołaków, Salvatore.
Gdyby udało im się dostać Cassie w swoje ręce, zamknęliby ją dla jej własnego
dobra. Nawet jeśli ponowny pobyt w klatce doprowadziłby ją do szału.
- Ale nie chcesz? – szepnęła.
- Nie, nie chcę – przyznał bez wahania. – Ale nie dlatego, że jestem
dobrym człowiekiem.
- Więc czemu?
Jego ręce przesunęły się w górę, lekko muskając obie strony jej szyi, a on
rozkoszował się zaufaniem, jakim go obdarzyła. Wilkołaki nigdy nie pozwalały
nikomu, poza rodziną i najbliższymi przyjaciółmi, być blisko ich gardła.
- Bo jestem samolubnym sukinsynem.
Rozchyliła usta, jakby chciała zaprzeczyć jego słowom; wtem poczuł, jak
spięła się pod jego dotykiem, a jej oczy się rozszerzyły.
- Caine.
- Co? – przesunął się, aby się upewnić, że jego ciało znajduje się między
nią a holem. – Co jest?
- Coś się stało.
Jego instynkty były w pełnej gotowości, ale bez widzialnego wroga tkwił w
miejscu, warcząc tylko na powietrze.
- Ostrzegałam cię, że mówię niejasno.
- A… – słowa zamarły jej na ustach, gdy zadziwiająca zieleń jej oczu
została przyćmiona przez dziwny, biały blask. – Wahanie – powiedziała w
końcu.
Caine zmarszczył brwi, czekając na znajomy znak migoczący w powietrzu,
ujawniający kolejną przepowiednię, którą tylko Cassie mogła rozszyfrować.
Tym razem jednak nic się nie pojawiło.
- Wahanie odnośnie czego?
- Gry. Przybył nowy gracz.
Po prostu doskonale.
- Przypuszczam, że on czy ona nie jest po naszej stronie – zapytał sucho.
- Nie. Jego serce jest mroczne – biel zniknęła z jej oczu, ukazując nagły
błysk przerażenia, gdy chwyciła go za ramię, aby utrzymać się na nogach. – Ból.
Tak dużo bólu.
Obejmując ją uspokajająco ramieniem wokół talii, upewnił się ukradkiem,
że może z łatwością wyjąć mały sztylet ukryty z tyłu, a także pistolet z kabury
pod lewym ramieniem.
- On jest w Vegas?
Westchnęła z frustracją.
- Nie wiem.
- Przypuszczam, że wkrótce się dowiemy – cofnął się, przeczesując
wzrokiem hol w poszukiwaniu jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. – W
międzyczasie musimy uciec od tych tłumów.
Dwa dni później
Legowisko Gaiusa w Luizjanie
Gaius przejechał dłonią po eleganckim, czarnym garniturze, który był
idealnie dopasowany do jego smukłego ciała, wcześniej upewniając się, że
jasnosrebrny krawat leży gładko na białej, jedwabnej koszuli. Pomimo swojej
niechęci do czarownicy, musiał przyznać, że Sally zrobiła kawał dobrej roboty
przygotowując się na jego przybycie. Nie tylko wyposażyła dom w ciężkie
okiennice, które zatrzymywały większość dziennego światła i otoczyła go
zaklęciem odstręczającym, trzymającym z dala wszystkie, nawet najbardziej
potężne demony, ale zamówiła całą szafę pełną ubrań, odpowiadających jego
powściągliwemu, lecz eleganckiemu gustowi.
Dziwne, że taka ekstrawagancka, mała dziwaczka, może posiadać taki
dobry gust w doborze męskiej odzieży. Miał tylko nadzieję, iż będzie równie
utalentowana przy realizacji jego najbardziej aktualnej potrzeby. Jak na
zawołanie poczuł zapach brzoskwiń, który wydawał się przylgnąć na zawsze do
czarownicy, a chwilę później rozległo się delikatne pukanie do drzwi.
- Dowódco? – zawołała cicho.
Gaius skrzywił usta. Po dwóch dniach w jego nieustannym towarzystwie,
kobieta straciła większość swojej próżnej arogancji. Nie ma to jak uwięzienie ze
śmiercionośnym drapieżnikiem, który nienawidzi czarownic, aby osoba
zmieniła swoje nastawienie.
- Wejść.
Usłyszał, jak wzięła głęboki oddech, nim otworzyła drzwi, obserwując go z
udawaną brawurą, która nie maskowała jej nieufności. Cwana mała wiedźma.
Stojąc w drzwiach Sally wyglądała jak gocka, szmaciana lalka z warkoczami,
grubą, czarną kreską wokół oczu i pasującą do tego szminką. Miała na sobie
jakiś czerwony stanik i rozkloszowaną tiulową spódnicę.
- Już czas na ceremonię.
Gaius poprawił francuskie spinki do mankietów, utrzymując chłodny wyraz
twarzy. Do diabła, nie było mowy, by wyjawił tej podstępnej, małej dziwce, jak
był wytrącony z równowagi przez myśl, iż pozwoli jej użyć na nim swojej
magii. Wystarczająco złe było to, że poszedł błagać na kolanach o litość, kiedy
Mroczny Lord zapowiedział, iż Gaius zostanie „zmieniony”, by lepiej
odpowiadać potrzebom pana.
- Przygotowałaś to, o co prosiłem? – zażądał odpowiedzi.
Zacisnęła usta, ale skinęła potakująco głową. Dobrze. Wiedźma się uczyła.
Jak każdy dobry generał oczekiwał całkowitego posłuszeństwa od swoich
żołnierzy.
- Przygotowałam.
- A więc?
- Ona jest w pokoju gościnnym.
- Pokaż mi.
Ciemne oczy rozbłysły, poirytowane jego władczym tonem, ale na tyle
mądra, by trzymać buzię na kłódkę, Sally odwróciła się i poprowadziła go
korytarzem. Gaius podążył za nią miarowym tempem, w pełnej gotowości,
mimo rzekomo bezpiecznego legowiska. Doświadczył w przeszłości okrutnej
lekcji, gdy przestał być ostrożny tej nocy, gdy jego klan został zaatakowany.
Lekcji, której nigdy nie zapomni.
- Masz wieści od naszych towarzyszy? – zapytał, gdy wspinali się po
schodach prowadzących na piętro.
- Tak, powinni przybyć w przeciągu kilku godzin.
Zacisnął zęby, spoglądając groźnie na tył jej głowy.
- Wciąż twierdzisz, że nic o nich nie wiesz?
- Wiem tyle, co ty.
- Skoro tak mówisz.
Drgnęła, gdy jego lodowata moc przeniknęła powietrze, ale kuląc ramiona
zatrzymała się przed ciężkimi drzwiami i wskazała na okienko, które odsłaniało
celę pokrytą wewnątrz metalem.
- Kobieta jest w środku – czekała na Gaiusa, który podszedł i spojrzał przez
okno. – Czy jest zadowalająca?
Gaius syknął, gdy jego kły wydłużyły się z prymitywnego głodu. Tak jak
zażądał, przykuta do ściany smukła kobieta miała długie, ciemne włosy oraz
złocistą skórę i ciemne oczy w kształcie migdałów, które wskazywały na
bliskowschodnie pochodzenie. Oczywiście, nie była dokładną kopią jego
ukochanej Dary. Jej rysy nie były równie delikatne, a ciało okrywały krótkie
szorty i niewielka, wiązana na szyi bluzka bez pleców, którą jego partnerka
uważałaby za tandetną, ale była na tyle podobna, by wzbudzić w nim pożądanie,
o którym niemal zapomniał przebywając po drugiej stronie.
- Tak, jest… zadowalająca – przyznał, śliniąc się, gdy jego spojrzenie
śledziło linię gardła. – Gdzie ją znalazłaś?
Sally wzruszyła ramionami.
- Tam, gdzie znajdziesz wszystko. Przez Internet. Na całe szczęście oferuje
wizyty domowe – chwyciła go za nadgarstek, gdy sięgnął do klamki. – Nie
teraz.
Gaius spiął się, opanowując się i przygotowując do ataku.
- Zabierz rękę, wiedźmo.
Kobieta pospiesznie zabrała rękę, wyczuwając śmierć w powietrzu. Ale
uparcie odmawiała wycofania się.
- Najpierw ceremonia, a potem dziewczyna – powiedziała.
Gaius posłał jej lodowate spojrzenie.
- Jesteś na tyle głupia, by wierzyć, że możesz wydawać mi rozkazy?
Nagle szkarłatny ogień zapłonął w ciemnych oczach czarownicy i
ostrzegawcze ciepło rozeszło się w powietrzu.
- Ten rozkaz nie jest ode mnie.
Gaius zadrżał. Cristo. Nie wiedział, co było gorsze. Jego strach przed
byciem na łasce zaklęcia wiedźmy, czy niezwykły ciężar duszących mocy
Mrocznego Lorda.
- Dobrze – warknął. – Załatwmy tę niedorzeczną ceremonię.
Sally skinęła głową w kierunku końca korytarza.
- Przygotowałam pokój.
Wciąż niespokojny Gaius podążył za czarownicą do dużego pokoju, jego
wzrok spoczął na grubej linii z soli usypanej w okrąg na samym środku
drewnianej podłogi.
- Czekaj – odwrócił się i przyglądał się Sally z gniewnym grymasem. –
Wyjaśnij mi ze szczegółami, co zamierzasz ze mną zrobić.
Westchnęła zrezygnowana.
- Znowu?
Obnażył kły.
- Byłaś wielce niechętna w ujawnianiu szczegółów.
Jej oczy rozszerzyły się, gdy próbowała ukryć strach pod maską brawury.
- Z pomocą pana wyczaruję zaklęcie, które usunie twój… zapach.
- Po co?
- To nie tylko ochroni cię przed śledzeniem przez twoich wrogów, ale jako
zmiennokształtny będziesz zdolny stać się kimkolwiek czy czymkolwiek tylko
zechcesz, nie zdradzając swojej prawdziwej tożsamości.
Starała się sprawić, żeby zabrzmiało to bardzo prosto. Wystarczy jeden
ruch jej ręki i, abrakadabra, zapach znika. Ale niestety nie było to proste. Każda
akcja wywołuje reakcję… Zwłaszcza jeśli chodzi o magię. To był koszt, co do
którego nie miał pewności, czy chciał go zapłacić.
- Mogę osiągnąć ten sam cel używając amuletu – zauważył cierpkim
tonem.
- Tak, cóż, to zaklęcie usunie trochę…
- Co?
- Więcej.
- Więcej?
- To usunie więcej niż tylko zapach.
Gaius zmrużył oczy.
- Masz na myśli, że to zabierze moją tożsamość.
- Tylko na poziomie fizycznym.
Jej nonszalancka odpowiedź sprawiła, że zacisnął dłonie. Tak jakby owinął
je wokół jej szyi i wyciskał z niej życie.
- A jeśli nie zdecyduję się na to – skrzywił się drwiąco – zabieranie?
- To jest coś, co musisz omówić z naszym panem.
Cholerna czarownica. Zapędziła go dosłownie w kozi róg i wiedziała o
tym.
- Cristo – warknął, przesuwając się, by stanąć w samym środku rogu. –
Skończmy z tym.
Sally zignorowała jego polecenie, przechodząc przez pokój, by zapalić
woskowe świece z uroczystym wyrazem twarzy. Następnie położyła kilka
długich piór w misie i postawiła ją na ogień, wypełniając powietrze chmurą
dymu. Potem zadowolona z przeprowadzenia odpowiedniego rytuału, włożyła
ciężką, czarną szatę i przesunęła się, by stanąć dokładnie przed nim. Gaius
prychnął z niesmakiem, niewzruszony wymyślną ceremonią.
- To zajmie całą noc?
Uniosła ręce, a leniwy uśmiech rozjaśnił jej twarz.
- Może chcesz się nieco przygotować.
To było tylko ostrzeżenie, po którym uderzyło w niego zaklęcie, posyłając
go na kolana. Bogowie. Pochylił głowę, drżąc, gdy ból przetoczył się przez
niego. Czuł się tak, jakby był wypalany od środka. Jakby ta przeklęta wiedźma
rozpaliła ognisko w jego brzuchu i od tego płonęło całe jego ciało. Jęknął,
zamykając oczy i walcząc, by nie wyć z cierpienia. Dziwka robiła to celowo,
stwierdził z okrutną szczerością. Był na jej łasce i oczywiście zamierzała dobrze
wykorzystać tę krótką chwilę władzy.
Napłynęła kolejna fala płonącego bólu i poczucie jego… właśnie, czego?
Jego istoty? Tak, jego istoty wyrywanej z głębi niego. Schylił się, aż czoło
dotknęło drewnianych desek podłogi. To nie było zwykłe zaklęcie. To było
głębokie wtargnięcie do duszy, które groziło jego zniszczeniem. Nagły dreszcz
strachu przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa, gdy przypomniał sobie, jak Sally
zwracała się do Mrocznego Lorda, który pomagał jej przy zaklęciu. Czyżby pan
postanowił położyć kres wiernemu słudze? Nie byłby to pierwszy raz, gdy
diabelski sukinsyn zabiłby jednego ze swoich popleczników dla czystej
przyjemności obserwowania jego śmierci.
Wtem, tak szybko jak objął go we władanie, bezlitosny ból zniknął. Powoli
przychodząc do zmysłów, Gaius nie wstawał z kolan przez dłuższą chwilę.
Wystarczająco zawstydzające było to, że wiedźma widziała go wyginającego się
jak elipsa pod jej zaklęciem. Nie chciał pogarszać sprawy, próbując ustać na
nogach, zanim nie był pewien, iż nie skończy się to zaryciem twarzą w podłogę.
Kiedy w końcu nabrał przekonania, że może wstać bez zażenowania, Gaius
podniósł się na nogi, rzucając spojrzenie na czarownicę.
- Ty… kurwo – warknął, przyciskając rękę do niebijącego serca. – Zabrałaś
moją duszę?
Zbladła, gdy świece zapłonęły, a następnie zostały zdmuchnięte przez
podmuch jego lodowatej furii, lecz trzymała fason.
- Sprzedałeś ją dawno temu, Dowódco.
Cóż, czy to nie była okrutna prawda? Zlekceważył mroczne myśli. Co się
stało, to się nie odstanie. Nie wracał do tego. Zamiast tego wskazał palcem w
kierunku czarownicy, jego moce uderzyły w nią z wystarczającą siłą, by
przyszpilić ją do ściany.
- Powiedz, co mi zrobiłaś.
Oblizała wargi, zapach jej strachu drażnił jego zmysły.
- Ja…
Postąpił krok bliżej.
- Powiedz.
- Usunęłam twoje istnienie – wybełkotała pospiesznie.
Gaius ledwo oparł się bezsensownej pokusie spojrzenia w dół i upewnienia
się, że po prostu nie zniknął.
- Wyjaśnij mi to.
Uniosła ręce w bezradnym geście.
- Nie wiem jak.
- Spróbuj – warknął. – Spróbuj bardzo, bardzo mocno.
- Zaklęcie zostało sporządzone, by pozbawić cię twojej tożsamości –
próbowała wyjaśnić z wahaniem. – Nie masz zapachu, nie masz… bytu. Inni
będą wiedzieć, że jesteś blisko, ale jeżeli nie są niezwykle potężnym demonem,
nie będą w stanie odkryć czegokolwiek o tobie. Nawet faktu, że jesteś
wampirem.
To było dokładnie to, czego oczekiwał. Więc czemu czuł się, jakby właśnie
został zgwałcony? Syknął, żałując, że nie może mieć przynajmniej satysfakcji z
zabicia odpowiedzialnej za jego nagłe poczucie straty, czarownicy.
- Bogowie.
Z łatwością wyczuwając jego pragnienie śmierci Sally wolno przesuwała
się wzdłuż ściany. W końcu dotarła do drzwi i nie spuszczając nieufnego wzroku
z jego ponurej twarzy, otworzyła je.
- Idź do swojej kobiety – powiedziała. – Ona sprawi, że poczujesz się
lepiej.
Jego wściekłość minęła. Dara. Nie. Pokręcił głową. Nie Dara. Ale kobieta,
która złagodzi jego najpilniejszy głód. Z pewnością poczuje się lepiej, zajmując
się swoimi potrzebami. Idąc w kierunku drzwi, zatrzymał się na tyle długo, by
szepnąć Sally do ucha:
- Pewnego dnia, wiedźmo – ostrzegł.
Poczuł przyjemność, patrząc jak jej twarz przybiera niezdrowy odcień
szarości, nim skierował się z powrotem korytarzem i wszedł do pokrytej
metalem celi. Zamykając za sobą drzwi, Gaius zatrzymał się, by rozkoszować
się chwilą. Czy było coś słodszego niż bogaty zapach ciepłej, kobiecej krwi?
Czy widok jego bezradnej ofiary zmagającej się ze strachem? Uśmiech wygiął
jego usta, gdy kobieta napięła kajdany przykuwające ją do ściany. Odwróciła
głowę z boku na bok, słysząc jego przybycie, mimo iż w pokoju było zbyt
ciemno, by jej ludzkie oczy mogły go zobaczyć.
- Kto tam jest? Czego chcesz ode mnie? – wychrypiała, gorączkowe bicie
jej serca było dla Gaiusa niczym wołanie syreny. – Odezwij się ty zboczony
świrze.
Gaius, zmuszony przez szarpiący głód, podszedł do przodu i używając
swoich mocy zapalił samotną świecę ustawioną na stołku w odległym kącie.
Migotliwy płomień było ledwo zauważalny w nieprzebranej ciemności, ale
dostarczał wystarczająco światła, by kobieta zobaczyła przybycie Gaiusa.
Rozchyliła usta do krzyku, ale ujmując jej twarz w dłonie, Gaius spojrzał
głęboko w jej szeroko otwarte oczy.
- Ciii. Spójrz na mnie – zamruczał, więżąc jej wzrok i z łatwością
zniewalając jej umysł.
Nie był tak utalentowany jak niektóre wampiry oczarowujące ludzi, ale
kobieta łatwo uległa jego mocy. W mgnieniu oka twarz jej się rozluźniła,
mięśnie zwiotczały, aż ramiona zwisły bezsilnie po bokach, a ona zapomniała o
ciężkich kajdanach.
- Jak masz na imię? – zapytał cicho.
- Farah.
Jej głos był wysoki, z szorstkim amerykańskim akcentem, zupełnie inny
niż chropowaty, śpiewny głos Dary, ale Gaius szybko zablokował
przypomnienie, że kobieta nigdy może nie wypełnić pustki i bólu w jego sercu.
- Ładnie, ale od tej nocy będziesz znana jako Dara.
- Dara – powtórzyła posłusznie kobieta.
- Tak, a ja jestem Gaius. Mężczyzna z twoich najskrytszych fantazji.
W jednej chwili jej oczy pociemniały z bezmyślnego oddania, a usta
rozchyliły się z cichym westchnieniem.
- Gaius – szepnęła.
- Bardzo dobrze – pochwalił, jego dłonie zacisnęły się na jej twarzy, gdy
skierował ją na kolana. – Teraz możesz zademonstrować, jak jesteś zadowolona
z ponownego połączenia się ze swoim ukochanym partnerem.
Z oczywistymi umiejętnościami zawodowymi kobieta rozpięła mu spodnie,
a jej usta zajęły się jego erekcją. Gaius jęknął z aprobatą, zamykając oczy i
sięgając do wspomnień o swojej pięknej partnerce. Bardzo szybko osiągnął
intensywny orgazm, który miał więcej wspólnego z fizyczną reakcją niż z
rzeczywistą przyjemnością i wsuwając dłoń w jej długie włosy, szarpnął ją do
pozycji pionowej. Nie próbowała z nim walczyć, kiedy przechylił jej głowę na
bok i jednym płynnym ruchem wbił swoje kły głęboko w jej szyję.
Usłyszał cichy jęk podniecenia wywołanego jego ugryzieniem, ale
ignorując jej wijące się ciało, pił łapczywie jej krew. Skrzywił się, gdy ciepła
ciecz spłynęła mu do gardła. Dzięki bogom nie było w niej żadnych śladów po
narkotykach i alkoholu, ale nie smakowała dobrze. Mimo to pił nadal,
zatrzymując się tylko, gdy poczuł jak jej serce trzepocze w ostrzeżeniu. Minęło
sporo czasu odkąd cieszył się pożywianiem prosto z żyły i doznanie było
odurzające. Później mógłby znaleźć substytut Dary, który byłoby bardziej
przyjemny dla jego kubków smakowych. Wtedy mógłby w pełni cieszyć się
opróżnianiem go do sucha.
Łapiąc odgłos zbliżających się kroków Gaius wyciągnął kły i wypuścił
kobietę z uścisku. Bezsilna z powodu seksualnej reakcji na jego ugryzienie i
nagłego spadku ciśnienia krwi kobieta zawisła na łańcuchach, które były
wszystkim, co powstrzymywało ją przed upadkiem na podłogę. Nie, żeby Gaius
to zauważył. Zapomniał o kobiecie, gdy poprawił ubranie i odwrócił się w
kierunku drzwi. Wyczuł już przyczynę przedwczesnego przybycia wiedźmy. Po
krótkim stuknięciu w drzwi Sally otworzyła je pchnięciem, jej wzrok przesunął
się w stronę nieprzytomnej prostytutki, nim napotkała szyderczy uśmiech
Gaiusa.
- Nasi goście przybyli – powiedziała sztywno.
Jego nozdrza rozszerzyły się, wyczuwając smród psa, który brukał jego
legowisko.
- Kundle?
Wiedźma nie wyglądała na szczęśliwszą od Gaiusa. Ale właściwie, czemu
powinna być? Kundle nie lubiły czarownic bardziej niż wampiry.
- Dopasowany zestaw.
Gaius zmarszczył brwi.
- Przepraszam bardzo?
Przewróciła oczami.
- Musisz zobaczyć, żeby uwierzyć.
Nie chcąc się bawić w zgadywanki Gaius minął ją i wyszedł na korytarz.
- Przyprowadź ich do mojego gabinetu.
- A co z dziwką?
Spojrzał na kobietę, która wisiała w kajdanach jak zepsuta lalka.
- Zostanie tutaj.
Sally zmarszczyła nos.
- Ale…
- Jeśli umrze, pozbędę się jej – przerwał niecierpliwym tonem.
Ludzie byli irytująco przewrażliwieni, gdy chodziło o zwłoki.
- Uroczy – mruknęła Sally.
Nie zawracając sobie głowy odpowiedzią, Gaius skierował się w dół po
schodach i wszedł do małej biblioteki, którą uczynił swoim gabinetem. Nie,
żeby kiedykolwiek brał pod uwagę długi pokój, obstawiony półkami i
wyposażony w orzechowe biurko oraz dopasowane do niego dwa krzesła, za coś
więcej niż tymczasowe miejsce do prowadzenia swojej działalności. Gdy Dara
powróci, zabierze ją z powrotem do ich ogromnego pałacu ukrytego pośród
włoskich wzgórz. Jego pełen przepychu dom posiadał bibliotekę, która była dwa
razy większa od tego całego domu, a na dodatek wypełniona tysiącami cennych
książek, które sięgały czasów wynalezienia prasy drukarskiej. Nie włączając w
to delikatnych zwojów, trzymanych dla ochrony w jego skarbcu.
Niestety, „jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma” i dopóki
Mroczny Lord był zadowolony, że Gaius spełnia swoją część umowy, musiał
tkwić w tych bagnistych ostępach. A co gorsza, tkwić z sojusznikami, których
nie chciał i nie potrzebował. Opierając się o biurko, Gaius przygładził swoje
ciemne włosy, ale wyprostował ramiona, gdy poczuł smród kundli wypełniający
powietrze. Rozległo się głośne pukanie do drzwi, lecz odczekał kilka długich
minut, nim odpowiedział. Był mistrzem taktyki, więc wiedział, że subtelna
władza może być najskuteczniejsza. Każdy mógł być tyranem. Bycie przywódcą
wymagało jednak sprytu i cierpliwości.
- Wejść – w końcu rozkazał.
Pierwszy wszedł młody mężczyzna, który wyglądał na trzydzieści ludzkich
lat. Miał potężną muskulaturę i kwadratową głowę osadzoną na grubym karku.
Jego włosy były w kolorze blond, obcięte na wojskową modłę, którą podkreślała
zielona koszulka i spodnie moro. Za nim weszła mniejsza, żeńska wersja niego,
też w wojskowym stylu i spodniach moro. Cristo. Zrozumiał komentarz Sally,
że była to dopasowana para. Podchodząc do przodu, bliźniacy zatrzymali się i
stanęli ramię w ramię, zakładając ręce na piersiach.
- Wampirze – powiedział mężczyzna i z szacunkiem skinął głową.
Gaius powoli wyprostował się za biurkiem, jego twarz była jednym,
wielkim niezadowoleniem.
- Mów do mnie Dowódco.
Gniew błysnął w piwnych oczach kundla, ale był na tyle mądry, by
zachować tę irytację dla siebie.
- Jak sobie życzysz – mruknął, wzruszając ramionami. – Jestem Dolf, a to
moja siostra…
- Nie obchodzi mnie ani to, kim jesteś, ani twoje nudne życie – przerwał
Gaius cierpkim tonem.
Powietrze wypełniło ciepło narastającej frustracji kundla.
- Tobie także pieprzone dzień dobry.
- To nie jest wizyta towarzyska – Gaius machnął ręką, wpatrując się w nich
lekceważąco. – Powiedz mi, dlaczego Mroczny Lord wierzy, że mogą mi służyć
zwyczajne kundle.
Dolf zacisnął zęby.
- Ponieważ posiadam moce wykraczające poza zdolności zwykłego kundla.
Gaius zignorował nutę sarkazmu w głosie mężczyzny.
- Jakie moce?
- To.
Podnosząc ręce, kundel wskazał w kierunku półek z książkami, mrucząc
pod nosem. Nastąpiła krótka chwila, w której Gaius zastanawiał się, czy
mężczyzna nie był obłąkany; następnie bez ostrzeżenia jedna z ciężkich książek
spadła z półki i wylądowała na biurku z głośnym hukiem. Gaius syknął z
obrzydzenia. Magia. Czy Mroczny Lord próbuje przetestować jego lojalność
celowo otaczając go istotami, których najbardziej nienawidził?
- Jesteś czarodziejem? – prychnął, zanim mógł powstrzymać swoją reakcję.
– Jak to możliwe?
Kundel wzruszył ramionami, najwyraźniej przyzwyczajony do tego
pytania. Nic dziwnego. Równie dobrze mógł być jedynym kundlem o
magicznych umiejętnościach na powierzchni ziemi.
- Byłem w pełni wyszkolonym czarodziejem, zanim się przemieniłem.
Gaius zmrużył oczy.
- Kundle nienawidzą czarownic.
- To prawda.
- Więc jak zostałeś ugryziony?
Kundel uśmiechnął się z pełną samozadowolenia arogancją.
- Potrafię być bardzo przekonujący.
Gaius nie był pod wrażeniem.
- Jeśli to jest twoja umiejętność, to ty i twoja siostra potraficie…
- Czekaj – wychrypiał kundel.
- Co?
- Ingrid – Dolf spojrzał na milczącą kobietę u jego boku. – Pokaż mu.
Sięgając do tylnej kieszeni, kobieta wyjęła małą komórkę i trzymała ją w
górze, by ją obejrzał.
- Chcesz mi sprzedać telefon? – szydził.
Ingrid nacisnęła przycisk na telefonie, a ten pokazał obraz blondwłosego
mężczyzny o jasnoniebieskich oczach.
- Pracowałam dla Caine’a – powiedziała.
- Caine? – chwilę zajęło Gaiusowi uświadomienie sobie, dlaczego to imię
brzmiało znajomo. – Wilkołak, który chroni proroka?
- Tak – kundel się uśmiechnął. – A to jest jego bezpośrednia linia.