Ratujmy sanatoria dla dzieci Nasz Dziennik, 2011 03 08i

background image

Ratujmy sanatoria dla dzieci!
Nasz Dziennik, 2011-03-08

Śląskie Centrum Rehabilitacyjno-Uzdrowiskowe
im. dr. Adama Szebesty w Rabce Zdroju to jedno z
najbardziej znanych sanatoriów dziecięcych w
Polsce. Działająca od ponad 80 lat placówka do
stycznia ubiegłego roku istniała pod nazwą
Górnośląskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzieci.
Zmiana nazwy nie jest przypadkowa, gdyż dzieci
leczących się w tym sanatorium z roku na rok
ubywa. Zamykane są kolejne dziecięce oddziały, a

w ich miejsce tworzone są oddziały dla dorosłych. Podobnie dzieje się w innych tego
typu placówkach w Polsce. Coraz mniej jest miejsc, w których mogą być leczone dzieci
dotknięte chorobami przewlekłymi. Skutki tego mogą być katastrofalne.


Nikt nie wyobraża sobie Rabki Zdroju bez najmłodszych kuracjuszy, wszak uzdrowisko to
cieszy się zaszczytnym tytułem Miasta Dzieci Świata. Atutem tego miejsca jest szczególnie
korzystny mikroklimat, na który wpływają: wysoki stopień nasłonecznienia, niewielka ilość
opadów, położenie w kotlinie górskiej zapewniające osłonę od silnych wiatrów, duża
powierzchnia terenów leśnych (ok. 33 proc. terenów gminnych). Rabczańskie wody
mineralne o unikatowym składzie chemicznym wykazują silne działanie lecznicze. Stosowane
są do kuracji kąpielowych, wziewnych i pitnych. Dzięki temu rabczańskie sanatoria
zapewniają leczenie dzieciom dotkniętym wieloma chorobami przewlekłymi, jak schorzenia
górnych i dolnych dróg oddechowych, astma oskrzelowa, alergia, wady postawy, skrzywienia
kręgosłupa czy otyłość. Niestety, istnieje realne niebezpieczeństwo, że w niedługim czasie
sanatoria w Rabce przestaną przyjmować dzieci, bo okaże się, że ich kuracja nikomu się nie
opłaca...

Więcej schorzeń,mniej kontraktów
W zastraszającym tempie zmniejsza się liczba dzieci przyjeżdżających do naszego sanatorium
- mówi Jan Pyka, dyrektor Śląskiego Centrum Rehabilitacyjno-Uzdrowiskowego w Rabce
Zdroju. - Ponieważ podpisany na dany rok kontrakt z NFZ nie zostaje w całości zrealizowany,
w następnym roku zmniejsza się go, tłumacząc brakiem chętnych na leczenie w sanatorium,
co nie jest prawdą - podkreśla. W ostatnich pięciu latach liczba zakontraktowanych skierowań
zmniejszyła się z ok. 5 tys. do ok. 1800. - Przecież nie jest możliwe, żeby tak gwałtownie
polepszył się stan zdrowia dzieci w Polsce - dodaje dyrektor Pyka. Jego zdaniem, jest wprost
przeciwnie. Pojawiło się wiele nowych schorzeń wynikających chociażby z niezdrowego
trybu życia. - Z naszych doświadczeń i prowadzonych w szkołach badań profilaktycznych
wynika, że aż 70 proc. dzieci ma wadę postawy i przynajmniej 30 proc. cierpi na otyłość -
alarmuje dyrektor. Dziwi go, że tego problemu nie widzi Narodowy Fundusz Zdrowia. Na
pytanie skierowane do Małopolskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ w Krakowie tamtejsze
biuro prasowe odpowiedziało oświadczeniem, że "zapotrzebowanie na leczenie
uzdrowiskowe dzieci bez opiekuna, szczególnie w okresie jesienno-zimowym, jest bardzo
niewielkie". Badania przeprowadzone w ubiegłym roku w ramach ogólnopolskiego programu
"Olaf" pokazują jednak, że wyraźnie wzrasta liczba pacjentów w wieku rozwojowym
kwalifikujących się do leczenia sanatoryjnego, a więc zagrożonych otyłością i nadciśnieniem,
a w dłuższej perspektywie - cukrzycą. Rośnie również liczba dzieci, u których stwierdza się
występowanie schorzeń alergicznych. - Brak jest programów profilaktycznych dla dzieci -
twierdzi dyrektor Pyka. Skutek jest taki, że NFZ rzeczywiście nie ma skierowań, ponieważ

background image

nie są one wypisywane przez lekarzy rodzinnych. Poseł Bolesław Piecha, wiceminister
zdrowia w rządzie PiS, twierdzi, że jest to związane z komercjalizacją usług zdrowotnych i
wadliwie skonstruowanym systemem ich finansowania. - Finansowanie za konkretną usługę
jest najgorszą metodą płatności za świadczenia zdrowotne - wyjaśnia. Jego zdaniem,
prowadzi to do sytuacji, w której zakłady opieki zdrowotnej wolą co jakiś czas przyjmować
oraz leczyć dziecko u siebie, niż wysłać je do sanatorium, licząc się z tym, że więcej już się
nie pojawi. Dlatego uważa, że pewne działania lecznicze powinny być finansowane
kompleksowo.
Zdaniem dyrektora Pyki, lekarze nie mają również motywacji do wydawania odpowiednich
skierowań, ponieważ Fundusz nie egzekwuje od zakładów podstawowej opieki zdrowotnej
jakichkolwiek programów uświadamiających i profilaktycznych.
Gdyby to robił, profilaktyka ta ujęta byłaby w sprawozdawczości i lekarze czuliby się
zobowiązani do uwzględniania leczenia sanatoryjnego w procesie terapii. - Tak się jednak nie
dzieje, Narodowy Fundusz Zdrowia rozkłada bezradnie ręce, mówiąc, że skoro nie ma
skierowań, to i mniej pieniędzy przeznacza się na leczenie sanatoryjne dzieci - podsumowuje
dyrektor. Jak podkreśla, wiąże się to oczywiście również z problemami finansowymi
sanatorium i ograniczeniem zatrudnienia.
W ŚCRU obecnie funkcjonują już tylko trzy oddziały dziecięce, podczas gdy kiedyś było ich
dwanaście. Większość budynku została przeznaczona na miejsca dla matek z dziećmi i osób
dorosłych. Sanatorium przyjmuje dzieci i młodzież na 27-dniowe, nieodpłatne turnusy
leczniczo-sanatoryjne. Koszt utrzymania jednego miejsca sanatoryjnego dla dziecka jest
wyższy od kosztu miejsca przeznaczonego dla osoby dorosłej, głównie dlatego, że leczone
dziecko musi mieć zagwarantowany dostęp do edukacji. Dlatego samorządy dochodzą do
wniosku, że bardziej opłacalne jest prowadzenie placówek dla dorosłych, i ze względów
ekonomicznych podejmują decyzje o przekształceniu sanatoriów dla dzieci w zakłady
lecznicze dla dorosłych.

Przekształcić w spółkę i co dalej?
Organem prowadzącym ŚCRU w Rabce Zdroju jest Urząd Marszałkowski Województwa
Śląskiego. Witold Trólka z Biura Prasowego Marszałka Województwa Śląskiego twierdzi, że
przekształcenie placówki w spółkę prawa handlowego pozwoli jej przetrwać na trudnym
rynku usług medycznych. Przy okazji przekształceń przygotowywany jest program
naprawczy. - Zgodnie z naszymi zamysłami głównymi pacjentami sanatorium są i będą dzieci
- zaznacza Trólka. Na pytanie, dlaczego w takim razie większość miejsc przeznaczanych jest
dla dorosłych, ponownie pojawia się odpowiedź, że jest to spowodowane coraz mniejszą
liczbą dzieci kierowanych na leczenie sanatoryjne. - Wszystko zależy od liczby
podpisywanych kontraktów z NFZ - dodaje. I tu koło się zamyka. Organ prowadzący
ogranicza liczbę miejsc w sanatorium dla dzieci, ponieważ Narodowy Fundusz Zdrowia
podpisuje z placówką coraz mniej kontraktów. Z kolei NFZ tłumaczy, że jest to wynik
zmniejszającej się liczby skierowań wydawanych przez lekarzy rodzinnych. Podczas gdy
kolejne instytucje przerzucają się odpowiedzialnością za zaistniałą sytuację, znika z oczu
najważniejszy podmiot całej sprawy, a mianowicie dziecko! Niestety, od wielu lat dobro
najmłodszych pacjentów ginie w starciu z urzędniczą machiną.

Co dalej ze szkołą?
Ograniczanie liczby oddziałów dziecięcych prowadzi z kolei do stopniowego zamykania
istniejących przy sanatoriach szkół, w których uczą się młodzi kuracjusze, takich jak Zespół
Szkół przy Śląskim Centrum Rehabilitacyjno-Uzdrowiskowym w Rabce Zdroju. Szkoła
zapewnia nauczanie na poziomie szkoły podstawowej i gimnazjum oraz organizację czasu
wolnego po lekcjach. - Dzięki świetnie wykwalifikowanej kadrze nauczycieli i

background image

wychowawców oraz nowoczesnemu wyposażeniu naszej szkoły zapewniamy jak najlepsze
warunki naszym małoletnim pacjentom. Niestety, wygląda na to, że to wszystko zmierza do
likwidacji - martwi się Marek Szarawarski, dyrektor Zespołu Szkół przy ŚCRU. Jego
zdaniem, główną przyczyną kryzysu lecznictwa sanatoryjnego dla dzieci w Polsce jest to, iż
wciąż jest ono zbyt słabo rozpropagowane. Przypuszcza, że gdyby ludzie wiedzieli, iż to
leczenie jest całkowicie bezpłatne, a oprócz usługi medycznej dzieciom zapewnia się również
usługę edukacyjną na bardzo wysokim poziomie, to nie byłoby najmniejszych problemów ze
znalezieniem chętnych rodziców, którzy przywieźliby swoje dzieci do Centrum w Rabce.
Sanatorium właśnie przeszło generalny remont, podczas którego większość miejsc
przeznaczonych do tej pory dla dzieci została przystosowana na przyjęcie dorosłych. Dlatego
dyrektor Szarawarski martwi się, że pracę stracą kolejni nauczyciele. - W sytuacji, gdy panuje
niż demograficzny i zamykane są kolejne szkoły, ci ludzie, pracujący tutaj od wielu lat, nie
mają szansy na znalezienie pracy gdzie indziej - wyjaśnia. Przypomina, że kiedy przed
dwudziestoma laty obejmował funkcję dyrektora szkoły, jego zespół liczył ponad 150
nauczycieli i wychowawców, a sanatorium przyjmowało wtedy około 500-600 młodych
kuracjuszy w jednym turnusie. W chwili obecnej pracuje tylko 28 pedagogów, i tak zbyt
wielu, jeśli wziąć pod uwagę liczbę dzieci obecnie leczących się w sanatorium. Marek
Szarawarski przytacza dane, według których w ubiegłym roku, w okresie od września do
października, w sanatorium leczyło się prawie 200 dzieci w turnusie, ale już w grudniu, a
więc po wyborach samorządowych, tylko 56 dzieci, w styczniu br. powyżej 70, a w lutym i
marcu mniej więcej 100 dzieci. Dyrektor opisuje możliwości, jakie stwarza małym
kuracjuszom szkoła. - Dziecko ma szansę uczęszczania na zajęcia indywidualne, może
nadrobić zaległości i nabrać wiary we własne możliwości. Szkoła wyposażona jest w
nowoczesne laboratorium językowe, dwie pracownie komputerowe, pracownie przedmiotowe
oraz bogato wyposażoną bibliotekę szkolną. Dzieci mogą korzystać również z opieki
psychologa i pedagoga szkolnego. Po lekcjach opiekę nad nimi sprawują wychowawcy. Jest
to czas przeznaczony na aktywny wypoczynek: wycieczki, zabawy, rozgrywki sportowe. -
Często otrzymujemy informacje zwrotne, że dzieci, które leczyły się w sanatorium, są bardzo
zadowolone z naszej szkoły - mówi Anna Bondarczuk, pedagog szkolny. Zaznacza, że do tej
pory ma dobre kontakty z byłymi wychowankami. - Ci, którzy założyli już własne rodziny,
również chętnie przysyłają swoje dzieci do naszego sanatorium - dodaje pani Anna. Jednak
pracownicy szkoły obawiają się, że wkrótce może nie być sanatorium dla dzieci, a więc
również ich miejsc pracy. - Zostaliśmy zostawieni sami sobie - twierdzi Elżbieta Gryz,
kierownik wychowania w Zespole Szkół przy ŚCRU. Ale jej zdaniem najgorsze jest to, że
poprzez likwidację oddziałów dziecięcych ze specjalistycznej opieki nie będą mogły
skorzystać dzieci, które jej potrzebują. - Okazuje się, że w Rabce, która jest nazywana
Miastem Dzieci Świata, niedługo nie będzie miejsca dla dzieci chorych - dodaje ze smutkiem
pani Elżbieta.

Jak uratować sanatorium?
Pracownicy szkoły podejmują wiele inicjatyw, które zwróciłyby uwagę polityków i
społeczeństwa na problem sanatoriów dziecięcych nie tylko w Rabce Zdroju, ale również w
skali całego kraju. Jedną z nich jest akcja "Ratujmy Sanatoria dla Dzieci". Zaczęło się od listu
rzecznika praw dziecka Marka Michalaka do przewodniczących sejmowych komisji: Polityki
Społecznej i Rodziny - Sławomira Piechoty, i Zdrowia - Bolesława Piechy, w którym wyraził
zaniepokojenie stanem lecznictwa sanatoryjnego dla dzieci i wskazał jego najważniejsze
problemy. W maju br. planowana jest konferencja z okazji piętnastolecia nadania Rabce
tytułu Miasta Dzieci Świata, która ma być zwieńczeniem tej akcji. Dyrektor Szarawarski liczy
na to, że przez nagłośnienie problemu lecznictwa sanatoryjnego dzieci w Polsce ta
niekorzystna i mogąca mieć zgubne skutki tendencja się odwróci. Twierdzi, że to ostatni

background image

moment, kiedy jeszcze można pomóc sanatorium i znajdującej się na jego terenie szkole. -
Jeżeli uda się nam coś wywalczyć, to tylko w tym roku, przed wyborami i przy okazji
wspomnianych wyżej obchodów - mówi dyrektor. - Chcielibyśmy, żeby w aktach prawnych
znalazło się zabezpieczenie, które nie pozwalałoby na całkowitą likwidację oddziałów
sanatoryjnych dla dzieci - dodaje. Wskazuje również na to, że być może konieczna jest
zmiana systemu finansowania tych placówek, tak aby istniała określona pula środków
finansowych zagwarantowana na leczenie dzieci i młodzieży. - Jako dyrektor szkoły boję się,
że kiedy nasze sanatorium zostanie przekształcone w spółkę, najważniejsze będą słupki
finansowe, a nie dobro dzieci - podsumowuje dyrektor Szarawarski.

Bogusław Rąpała

********************

Dziecko w sanatorium

Polskie prawo gwarantuje bezpłatne leczenie sanatoryjne dla dzieci i młodzieży od 3 do 18
lat.
Jeżeli Twoje dziecko często choruje:
- Poproś lekarza o wypisanie wniosku do sanatorium.
- Możesz sam zasugerować wyjazd do uzdrowiska.
- Wyślij wypełniony wniosek do wojewódzkiego oddziału NFZ.
- W ciągu 30 dni NFZ powinien wydać decyzję.

W ramach pobytu w sanatorium zapewnione jest bezpłatne wyżywienie, zakwaterowanie,
zabiegi lecznicze i nauczanie na poziomie szkoły podstawowej i gimnazjum. Rodzice ponoszą
tylko koszty dojazdu dziecka do sanatorium.
Istniejący przy ŚCRU zespół szkół umożliwia dzieciom kontynuację nauki na poziomie
szkoły podstawowej i gimnazjum według programów i podręczników ze szkół macierzystych
oraz przystępowanie do egzaminów sprawdzających.
Po lekcjach opiekę nad dziećmi sprawują wychowawcy. Jest to czas przeznaczony na
aktywny wypoczynek: wycieczki, zabawy, rozgrywki sportowe.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Złe tło dla minister Nasz Dziennik, 2011 03 18
Niełatwo przecisnąć się przez sito dla pilotów Nasz Dziennik, 2011 03 17
Źółta kartka dla Litwy Nasz Dziennik, 2011 03 11
Świat dla dorosłych Nasz Dziennik, 2011 03 15
Pokuta dla salonowców Nasz Dziennik, 2011 03 11
Kobiety nie potrzebują ideologi Nasz Dziennik, 2011 03 08i
Pakt dla Berlina i Paryża Nasz Dziennik, 2011 03 15
Wotum nieufności dla Edmunda Klicha Nasz Dziennik, 2011 03 07
Św Teresa od Dzieciątka Jezus mądrość miłości Nasz Dziennik, 2011 03 13
Ordery dla przyjaciół Przyjacół Nasz Dziennik, 2011 03 11
Meldunek pod publikę Nasz Dziennik, 2011 03 17
Polityka jak z operetki-Nasz Dziennik, 2011-03-10
Obywatelstwo definitywnie utracone Nasz Dziennik, 2011 03 07
Jaka była rola Turowskiego Nasz Dziennik, 2011 03 17
Nie wyszły naciski, to może faktury Nasz Dziennik, 2011 03 09
Sikorski boi się rosyjskich prokuratorów Nasz Dziennik, 2011 03 18
Luteranie chcą ordynariatów Nasz Dziennik, 2011 03 10
Smoleńsk w kilkunastu akapitach Nasz Dziennik, 2011 03 11
Bądźmy apostołami Ewangelii Życia Nasz Dziennik, 2011 03 13

więcej podobnych podstron