Shelly Laurenston Pride 8 Wolf with Benefits ( Epilog )

background image

~ 1 ~

Epilog

Toni patrzyła na całe te jedzenie na stole kuchennym.

- Mamo, naprawdę potrzebujemy tyle jedzenia?

Jej matka stanęła przy niej.

- Właściwie to nie wiem. Powiedziano mi, że najważniejszą rzeczą dla dzikich psów

jest mieć dość czekolady, więc się tym zajęłam. Na zewnątrz mam cały stół piknikowy.
Jednak, gdy usłyszałam, że przybędzie też cała twoja drużyna hokejowa i te lwy, które
są częścią watahy Smith, to pomyślałam, że będziemy potrzebować więcej jedzenia. A
dzięki Blayne…

- Kogo?

Matka szturchnęła Toni biodrem.

- Bądź dla niej miła! Zasugerowała catering – powiedziała, wskazując na okno, za

którym krzątał się zespół organizujący to przyjęcie. – Najwyraźniej organizowali już
śluby zmiennych i lwie imprezy, bo jak się wydaje wiedzą, co należy robić, by
wszystkich wyżywić. – Jackie zacisnęła kurczowo ręce. – Po prostu chcę, żeby
wszystko było doskonałe.

- Więc nadal podlizujesz się psom, mamo? To znaczy, wydaje się, że powierzyli ci

Johnnego teraz, gdy Donato jest nim zainteresowany.

- Zawsze czułam, że ty nigdy nie będziesz się podlizywać, nawet w określonych

przypadkach. A to jest właśnie jeden z tych przypadków.

Jackie wyciągnęła ręce i przesunęła najbliższe talerze. A potem, nagle, zapytała o

coś, o co nie pytała wcześniej, ze wzrokiem utkwionym w stole przed nią.

- Delilah nie przyjdzie do domu... prawda?

Zabrzmiało to tak, jakby miała na myśli, Czy Delilah przyjdzie do domu na

przyjęcie? Ale Toni wiedziała, o co tak naprawdę pytała jej matka. Wiedziała, że trudno
jej się pytać o taką rzecz w przypadku własnego dziecka. Dziecka, które urodziła i

background image

~ 2 ~

kochała tak, jak kochała wszystkie swoje dzieci. Ale mimo wszystko, coś poszło nie
tak. I cokolwiek by zrobili nic to teraz nie zmieni. Obie to wiedziały.

Więc Toni nie była zaskoczona widząc ulgę na twarzy matki, gdy odpowiedziała.

- Nie, mamo. Nie będzie jej. Ale nie martw się, jest teraz w dobrym miejscu. – Tak

dobrym jak mieli nadzieję w każdym razie. Hej, i to nie było więzienie czy płytki grób.

Matka nagle ją przytuliła.

- Kocham cię, Antonella. Kocham cię bardziej niż kiedykolwiek zrozumiesz.

Toni również przytuliła matkę.

- Ja też cię kocham, mamo.

Gdy zadzwonił dzwonek u drzwi Jackie się odsunęła.

- Oto i oni – zawołała. – Pójdę ich wpuścić.

- Okej.

Jackie wyszła, a wtedy Toni usłyszała.

- Pssst. Toni?

- Tata?

Jej ojciec wsunął się do pokoju innymi drzwiami.

- Gdzie twoja matka?

- Poszła otworzyć drzwi.

- Mamy problem.

Toni westchnęła.

- Uh-oh. Co teraz?

Pochylił się i szepnął jej do ucha.

- Królewski Balet chce twoją siostrę.

- Co? Ona ma tylko piętnaście lat.

- Pozwól ująć mi to inaczej… – Na te słowa Toni przewróciła oczami. Kochała

swojego ojca, ale... oh.

background image

~ 3 ~

- Królewska Szkoła Baletowa zaoferowała jej miejsce, by mogła tam ćwiczyć zanim

pójdzie do Królewskiego Baletu.

- To ma sens.

- A potem zadzwonili, po tym jak rozmawiałem przedtem…

- Miałeś jeszcze jeden telefon?

- Z tej szkoły sztuk pięknych dla utalentowanych dzieci w Mediolanie. Oni chcą

Kyle'a.

- No cóż…

- A potem…

- Było ich więcej?

- Cóż, ten jeden zatrzymam tylko dla siebie.

- Ponieważ to dobry pomysł.

- Tak dużo się ostatnio działo.

- O co chodzi, tato?

- Troy został przyjęty na Harvard, jako student na ich wydziale matematyki.

- Oczywiście, że tak.

- Ale tutaj nie jestem pewny, co zrobić.

Toni już słyszała swoją matkę i jakiś gości, którzy się zbliżali, więc obróciła się do

ojca i powiedziała.

- Idź zawiadomić Orianę i Kyle'a. Coop może mieć ich na oku, gdy będzie miał na

jesieni swoją europejską i rosyjską trasę. Do tego, mamy mnóstwo kontaktów zarówno
w Mediolanie jak i Londynie, więc nie ma się, czym martwić. Co do Troya, on jest za
młody. Sądzę, że raczej powinieneś zapisać go na Uniwersytet u ciotki Irene. W tym
czasie przygotuje się na tyle, że bez problemu będzie mógł pójść na Harvard. I zaufaj
mi, że wciąż będą go chcieli.

- Okej. – Przytulił ją, a Toni zastanowiła się, co do diabła się dzieje.

- Jestem z ciebie bardzo dumny, skarbie.

background image

~ 4 ~

- Ze mnie? – Toni musiała się roześmiać. – Królewski Balet nie o mnie prosił, tato.

- Ale żadna z tych rzeczy nie byłaby możliwa dla któregokolwiek z dzieci, gdyby

nie ty. Nigdy o tym nie zapominaj, Toni. Wiem, że nie. – Pocałował ją w czoło i w tym
momencie Jackie i grupka dzieciaków dzikich psów weszła do kuchni, kierując się na
podwórko.

- Toni! – wykrzyknęły radośnie szczenięta.

- Hej, dzieciaki! Gdzie Johnny?

- Idzie – powiedziało jedno z dzieci.

Nagle inne krzyknęło.

- Tam jest czekolada!

Ruszyli biegiem, a za nimi szybko podążyła sfora dorosłych psów.

Trójka Jean-Louis Parkerów skupiła się razem, dopóki niebezpieczeństwo nie

minęło, a potem wszyscy odetchnęli z ulgą.

- Dobry Boże – powiedziała Jackie. – To jest tylko czekolada.

- Tak, mamo. Ale na twoim miejscu nie mówiłabym tego w ich obecności.

Ricky stanął za Toni i zacisnął ramię wokół jej pasa.

- Gdzie byłeś? – poskarżyła się, jej głos był uroczo nerwowy. Wiedział dlaczego…

trzeba było anielskiej cierpliwości, by poradzić sobie ze szczeniętami dzikich psów.

- Pracowałem z Reece'em.

- Wszystko poszło dobrze?

- Tak. Po prostu świetnie. – Pochylił się i pocałował ją w szyję.

- Lepiej przestań... mój tata całkowicie jest skupiony na tobie.

- On mnie kocha. Tylko nie jest gotowy, by to przyznać.

- Tak. Mów sobie tak dalej.

Ricky odsunął się od Toni i chwycił ją za rękę.

- Chodź.

background image

~ 5 ~

- Gdzie?

Nie odpowiedział, tylko pociągnął ją w głąb domu i na piętro do jej sypialni.

Zamknął drzwi i od razu przeszedł do konkretów.

- Równie dobrze mogę od razu przejść do sedna i powiedzieć ci, że jestem w tobie

zakochany i chcę, żebyś została moją partnerką.

- Jesteś pewny? Ponieważ mówisz, jakbyś był strasznie wkurzony.

- Jestem pewny i jestem wkurzony, ponieważ nie mam pojęcia jak mi odpowiesz, a

to mnie stresuje.

- Moim jedynym zmartwieniem jest to, że chyba nie rozumiesz, w co się ładujesz.

- Masz na myśli to, że będzie się tu kręcił Novikov? To wiedz, że tak długo, jak

będzie się czepiał Reece'a, mam to gdzieś.

- Nie. Chodzi o to, że nie jestem tylko ja. Jest cała moja rodzina. Nawet, jeśli tu

zostanę…

- Jeśli?

- Pomimo tego, że bardzo prawdopodobnie zostanę tutaj... moja rodzina nigdy nie

będzie daleko. Innymi słowy, nie jestem niezależna. Rodzina Jean-Louis Parker nigdy
nie jest.

- Jeśli ja potrafię znosić twoją, ty zniesiesz moją.

- A co złego jest z twoją?

Ricky podszedł do okna i skinął na Toni. Otworzył okno, a ona się wychyliła.

Razem patrzyli jak Dee-Ann, Sissy Mae i Ronnie Lee głośno śpiewają Rocky Top
Brendonowi i Mitchowi Shaw.

- Co jest w tym złego... oprócz tego, że niezwykle fałszują.

- Bracia Shaw nie cierpią tej piosenki. Nie cierpią tak bardzo, że to prawie staje się

żyjącą, oddychając rzeczą. To dlatego kobiety im ją śpiewają.

- Ponieważ bracia jej nie cierpią?

- Tak.

- To jest okrutne.

background image

~ 6 ~

- Tak.

- I bardzo zabawne. – Wskazała na Kyle'a. – Widzisz jak spuchła mu głowa?

- Masz na myśli tego guza?

- Mhm.

- Tak. Widzę.

- Zarobił go od Oriany, kiedy zaatakowała go fizycznie jedną ze swoich baletek.

- Znowu?

- A wiesz dlaczego?

Ricky się wzdrygnął.

- Bo powiedział, że jest gruba?

- Nie. Tym razem powiedział, że ma męską szczękę.

Ricky się roześmiał. Głośno.

- Tak – mówiła dalej Toni, również się śmiejąc. – A Oriana tego nie doceniła, więc

uderzyła go swoją baletką. Tak naprawdę... zbiła go swoim butem, co jest ogromną
różnicą.

- No nie wiem. – Ricky spoglądał na obie rodziny. – Rocky Top... baletki? Rocky

Top... baletki? – Wzruszył ramionami i spojrzał na nią. – Naprawdę nie mogę się
zdecydować.

Wyprostowali się, Toni uśmiechnęła się do niego.

- Słuchaj, jeśli myślisz, że poradzisz sobie z tym poziomem szaleństwa…

- Poradzić sobie? Spotkałaś moją matkę. Żyłem z tym całe moje życie.

- W takim razie, wchodzę w to.

- Lepiej, żeby tak było. Ponieważ naprawdę lubię to twoje mieszkanie.

- Zauważyłam, że rozgościłeś się tam jak u siebie w domu.

- Dlaczego miałabyś sama zajmować całą przestrzeń szafy?

background image

~ 7 ~

- Tak. Wiem, że potrzebujesz miejsca dla wszystkich swoich czapeczek z Tennessee

Titan.

- Nie musisz być zazdrosna o moje czapeczki. Wiesz, dam ci jedną.

Chichocząc, Toni uniosła się na palcach u nóg i zajrzała mu w oczy.

- Ja też cię kocham, Ricky Lee Reed.

- To świetnie.

Pocałowała go, a Ricky przytulił ją mocno, przyciągając blisko do swojego ciała i

odwzajemniając pocałunek.

- Dziękuję – powiedziała, kiedy w końcu się trochę odsunęła, ale ich ramiona wciąż

były zawinięte wokół siebie.

- Za co?

- Za wszystko. Ale przeważnie za twoją niezwykłą cierpliwość.

- No cóż… – Ricky wzruszył ramionami – przecież mówiłem ci od początku,

Antonello... jeśli czekasz wystarczająco długo, zabawa przyjdzie do ciebie.

Tłumaczenie: panda68


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Shelly Laurenston Pride 8 Wolf with Benefits ( rozdz 26 )
Shelly Laurenston Pride 8 Wolf with Benefits ( rozdz 23 )
Shelly Laurenston Łańcuchy i Płomienie epilog
Bestia zachowuje sie źle shelly Laurenston Rozdział 22
Bestia zachowuje sie źle Shelly Laurenston Rozdział 21
Bestia Zachowuje się Źle Shelly Laurenston Rozdział 26
Bestia Zachowuje się Źle Shelly Laurenston Rozdział 27
Bestia zachowuje sie źle Shelly Laurenston Rozdział 24
Bestia Zachowuje się Źle Shelly Laurenston Rozdział 28
Shelly Laurenston Łańcuchy i Płomienie Rozdział 3
Shelly Laurenston Dragon kin 01 To Challenge a Dragon
Shelly Laurenston Łańcuchy i Płomienie Rozdział 6
Shelly Laurenston Łańcuchy i Płomienie Rozdział 4
Lena Matthews & Maggie Casper Friends With Benefits (Ellora s Cave)
Wedding Dare 4 Best Man With Benefits Samanthe Beck
Shelly Laurenston Łańcuchy i płomienie Rozdział 1
Shelly Laurenston Łańcuchy i płomienie Rozdział 2

więcej podobnych podstron