NSDAPoganie, czyli kto nas napadł?
Szarlatani pragnący wskrzesić rzekomo potężną w starożytności rasę aryjską oraz fanatycznie
antykatolicy okultyści marzący o wyrugowaniu chrześcijaństwa z Niemiec. To nie opis germańskich
kapłanów z III wieku naszej ery – to poglądy osób, które miały przemożny wpływ na powstanie, a
niekiedy także na funkcjonowanie narodowego socjalizmu.
Podglebie mrocznych idei
„Późna” druga połowa wieku XIX to bardzo szemrany okres w europejskiej myśli społecznej. Z jednej
strony ciągle istniały jeszcze monarchie, a wiele z nich miało katolickie lub przynajmniej
chrześcijańskie oblicze, z drugiej jednak strony społeczeństwa Starego Kontynentu stale targane były
rewolucyjnymi konwulsjami. Panoszyło się też mroczne ideowe dziedzictwo oświecenia – gdy
próbowano odebrać człowiekowi prawdziwą wiarę i naruszono stary chrześcijański porządek.
Duchowe spustoszenie połączone ze społecznym rozchwianiem zaowocowało najpierw, w pierwszej
połowie wieku XIX, romantycznym zwrotem w stronę bezrozumnej idealizacji ludowości oraz
fascynacji (niekoniecznie chrześcijańskim) mistycyzmem, zaś w kolejnych latach próbującym
tłumaczyć wszystko przy pomocy nauki – szczególnie nauk biologicznych – oraz odrzucającym
duchowość pozytywizmem.
Owej „późnej” drugiej połowie wieku XIX towarzyszyło odchodzenie od wiary, rozbudzające się
nacjonalizmy, realizowanie się części z narodowych żądań, infiltrowanie umysłów Europejczyków
przez materialistyczny (a więc odrzucający Pana Boga) marksizm oraz – im bliżej końca wieku, tym
bardziej widoczna – dekadencja. Te wszystkie zjawiska nie pozostały bez wpływu na wiek XX oraz na
rozwijające się i triumfujące wtedy totalitarne ideologie, których źródła wyrastają z poprzednich
dekad.
Narodziny zła
Powiedzieć, że praźródłem zła nazistowskiej ideologii – a potem także praktyki – był grzech, będzie
może truizmem, ale warto to uczynić, gdyż dziś już mało kto pamięta o chrześcijańskim rozumieniu
genezy pewnych zjawisk i procesów. Przecież to właśnie grzech pychy i niewiary stał za jedną z
najistotniejszych podstaw narodowego socjalizmu – pogaństwem.
Niewiara polegała na odrzuceniu prawdziwej Wiary, zaś pycha na próbie stworzenia przez człowieka
własnych zasad religijnych, czy – mówiąc precyzyjniej – duchowości. To tragiczne połączenie
wpłynęło na niemałą część życia intelektualnego Niemiec i Austrii przełomu wieku XIX i XX. Trzeba
jednak zaznaczyć, że tego typu prądy pojawiały się w różnych częściach Europy. Za czołową postać
światowego okultyzmu tamtego czasu uznać należy Rosjankę Helenę Bławatską – inspirującą się
hinduistycznymi wierzeniami współzałożycielkę Towarzystwa Teozoficznego, którego idee w pewnym
stopniu wyznaje dziś ruch New Age.
Volkizm
Zjawiskiem typowo niemieckim był natomiast panteistyczny volkizm. Ideowo czerpał on z na pozór
sprzecznych nurtów – romantyzmu i pozytywizmu. Wykoślawionym dziedzictwem romantyzmu
(dobrze nam znany polski romantyzm był w wielu aspektach odmienny od romantyzmu w innych
krajach) była duchowość odwołująca się do fałszywego obrazu kultów germańskich, idealizacja
czasów przedchrześcijańskich oraz snucie nienaukowych wizji o rzekomo świetnej przeszłości
niemieckiego narodu. Z kolei po pozytywizmie pozostał pęd do wyjaśniania wielu spraw na gruncie
nauk przyrodniczych – tak zrodził się (zawleczony do Niemiec z Francji i Anglii, a pośrednio
wyrastający z darwinizmu społecznego) rasizm mający ambicje naukowe.
Jednym z czołowych volkistów, a zarazem okultystą, był Guido von List. Austriak z jednej strony
zwalczał katolicyzm, z drugiej zaś propagował germańskie neopogaństwo oraz symbol przyjęty
później przez całe państwo niemieckie: swastykę. Do grona jego uczniów należał wyrzucony z zakonu
cystersów (najpewniej z powodu homoseksualizmu) Jörg Lanz von Liebenfels. Wydawał on „Ostarę” –
rasistowskie czasopismo, które czytać miał m.in. Adolf Hitler. Ów autor, a zarazem lider i kapłan
okultystycznego Neutempler-Orden (jednej z wielu tego typu organizacji w ówczesnym kręgu
niemieckojęzycznym), chciał przywrócić dominację rasy aryjskiej poprzez stworzenie eugenicznych
klasztorów rozpłodowych – ludzkich farm (co ciekawe, Jörg Lanz von Liebenfels tak naprawdę
nazywał się Joseph Adolf Lanz, a wśród motywów zmiany nazwiska wymienia się chęć ukrycia przez
niego swojego… żydowskiego pochodzenia; podobnej zmiany dopuścił się zresztą także jego mentor).
W myśl ideologii volkistów-okultystów, na świecie nie było miejsca ani dla Kościoła katolickiego –
pierwszego do pokonania wroga „cywilizacji aryjskiej” – ani dla „gorszych ras”, które (jak podaje prof.
Grzegorz Kucharczyk w tekście pt. „Swastyka przeciw Krzyżowi”) Liebenfels zalecał… palić jako „ofiarę
dla Boga”. W kontekście zagłady europejskich narodów – szczególnie Żydów – podczas II wojny
światowej, ta idea brzmi jak upiorne „proroctwo”.
Towarzystwo Thule
Ta specyficzna duchowość łączy się z postaciami wielkiej polityki głównie w monachijskim
Towarzystwie Thule. Ze skrajnie rasistowską i okultystyczną organizacją powiązani byli (wedle sporej
części badaczy) m.in. tacy istotni dla historii narodowego socjalizmu politycy jak Alfred Rosenberg
(autor „Der Mythus des 20. Jahrhunderts” – drugiej po „Mein Kampf” najważniejszej ideologicznej
nazistowskiej publikacji), Hans Frank (zarządca okupowanych ziem polskich – Generalny Gubernator)
czy Rudolf Hess (sekretarz i bliski współpracownik Hitlera), zaś pod ideowym wpływem środowiska
znajdować się miał Anton Drexler (współzałożyciel DAP, przemianowanej potem na NSDAP), a
niewykluczone, że i Dietrich Eckart (jeden z liderów nazistowskiej formacji we wczesnym okresie jej
istnienia). Tymczasem Thule-Gesellschaft – po okresie aktywności w trakcie rewolucji komunistycznej
w Bawarii – zaczęło upadać.
Marsz po władzę
Organizacji o profilu volkistowskim oraz nacjonalistyczno-okultystycznym przed, w trakcie oraz po
zakończeniu I wojny światowej było jednak w Niemczech i Austrii znacznie więcej. Ich ideologia
zwykle łączyła w sobie takie elementy jak germańska megalomania, nastawiony szczególnie
antyżydowsko i antysłowiańsko szowinizm narodowy, fascynacja pogaństwem, zgłębianie „wiedzy
tajemnej” oraz wrogość wobec katolicyzmu czy szerzej – chrześcijaństwa.
Takie środowiska istniały i działały w okresie Republiki Weimarskiej, a w latach 30. XX wieku medialny
rozgłos zyskał jeden z „jasnowidzów”, który trafnie „przewidywał” polityczne sukcesy nazistów oraz
pożar w Berlinie, jaki stał się pretekstem do zagarnięcia pełni władzy w Niemczech przez NSDAP.
Jednak – co może zaskakiwać – los Erika Jana Hanussena nie był po 30 stycznia roku 1933 kolorowy.
„Prorok Hitlera” rychło zginął w niewyjaśnionych okolicznościach.
Co więcej, znając stosunek części narodowosocjalistycznych polityków do okultyzmu można było
spodziewać się, że od 30 stycznia roku 1933 nastąpi w Niemczech istny rozkwit bałwochwalstwa we
wszystkich dziedzinach życia publicznego – i owszem, ów „renesans” był dostrzegalny, prominentni
nazistowscy politycy fascynowali się magią także w okresie III Rzeszy, a idea walki z „gorszymi rasami”
nie została porzucona, jednak zakres owej neopogańskiej ekspansji okazał się mniejszy, niż można by
się było spodziewać.
Himmler i mroczna świta
Wyjątek stanowiły m.in. obszary, na które bezpośredni wpływ miał najbardziej fanatyczny
nazistowski okultysta – Heinrich Himmler. To właśnie za sprawą tego polityka kierowane przez niego
Schutzstaffel (SS) stały się istnym pogańskim zakonem, z symboliką głęboko zanurzoną w ezoteryce
(np. germańskie runy stosowane jako symbole niemieckich organizacji i instytucji) oraz zamkiem w
Wewelsburgu, który został przeznaczony na siedzibę „Watykanu” nowej, narodowosocjalistycznej
religii. W westfalskiej twierdzy odbywać się miały także medytacje, seanse spirytystyczne,
nazistowskie „chrzty” i „śluby” oraz tajemnicze obrzędy, których przebieg i cele na zawsze okryła
mgła historii.
Duży wpływ na Reichsführera-SS miał austriacki okultysta i były członek paramasońskiej loży
„Schlaraffia” Karl Maria Wiligut, zwany Rasputinem Himmlera. Owo oddziaływanie zmalało dopiero w
chwili ujawnienia wieloletniego pobytu neopoganina w zakładzie psychiatrycznym. Do tego czasu
okultysta – mimo zaawansowanego wieku – dorobił się nie tylko pozycji jednego z najważniejszych
„naukowców” pracujących dla Himmlera, ale również piął się w górę w hierarchii SS.
Jednak nawet ograniczenie kontaktu Reichsführera-SS z Wiligutem, które nastąpiło późno, nie
przerwało ani na moment szaleństwa jednego z najważniejszych polityków III Rzeszy (które – należy
to odnotować – było traktowane z przymrużeniem oka lub wyśmiewane przez wąską grupę innych
narodowosocjalistycznych liderów). Tymczasem zarówno w trakcie jak i po zakończeniu współpracy z
austriackim okultystą Himmler otaczał się swoistym wianuszkiem „autorytetów”, „naukowców” i
„ekspertów” oraz – korzystając ze swojej władzy – wcielał w życie pomysły rodem z
najmroczniejszych zakamarków neopogaństwa, diabelskie idee, o których była mowa wyżej. Wśród
nich znajdziemy np. powołanie Ahnenerbe (Dziedzictwo Przodków) – organizacji „badawczej”, której
ponura sława opierała się na „potwierdzaniu” nazistowskich tez historycznych, antropologicznych
(np. poprzez pseudomedyczne eksperymenty na więźniach obozów koncentracyjnych), czy
etnograficznych (np. w ramach słynnej wyprawy do Tybetu, która miała udowodnić rasowe teorie o
pochodzeniu Niemców – notabene Bruno Beger, jeden z uczestników ekspedycji, już podczas II wojny
światowej wybierał w obozach koncentracyjnych ludzi na potrzeby stworzenia przez profesora
Augusta Hirta „kolekcji” szkieletów). I w tym szaleństwie nie zabrakło wątków pogańskich, zaś Tybet
jako kierunek ekspedycji nie może dziwić, gdyż religie wschodu od zawsze stanowiły ważny punkt
odniesienia dla okultyzmu.
Himmler nie poprzestał jednak na „badaniu” historii i „udowadnianiu”, nawet za cenę ludzkiego
życia, swoich szalonych teorii. Uważający się za inkarnację średniowiecznego władcy Henryka
Ptasznika Reichsführera-SS chciał także „zadbać” o kolejne pokolenia. W tym celu powstała instytucja
Lebensborn (Źródło życia), która była urzeczywistnieniem idei o hodowli rasy aryjskiej.
Państwo na usługach okultystów
Niektórzy – i to raczej nieliczni – liderzy III Rzeszy kpili sobie z pomysłów Himmlera, zaś Hitler od
pewnego momentu wolał nie być kojarzonym z „magami”. Mimo tego nic nie stanęło na
przeszkodzie, by zbrodnicze koncepcje Reichsführera-SS były realizowane w państwie rządzonym
przez narodowych socjalistów, a potem w kolejnych zajmowanych krajach. Na opór nie natrafiły ani
idee podbicia przez Niemców sporej części Europy w celu zdobycia „przestrzeni życiowej”, ani
brutalne kampanie antykatolickich oszczerstw, ani też zagłada olbrzymiej części duchowieństwa oraz
niemal całych europejskich narodów. Wszak wszystko to było zgodne z założeniami, które pojawiły
się w umysłach okultystów-nacjonalistów już w wieku XIX.
Heinrich Himmler nie był zresztą jedynym nazistowskim dygnitarzem zaangażowanym w zgłębianie i
praktykowanie „wiedzy tajemnej”. Co prawda dowódcę SS, Gestapo, policji oraz ministra spraw
wewnętrznych i jednego z głównych architektów holokaustu cechował w neopogaństwie
niedościgniony fanatyzm, jednak część jego fascynacji podzielali inni narodowi socjaliści. Tego typu
praktyki interesowały także m.in. Rudolfa Hessa, który chętnie korzystał z usług wszelkiej maści
astrologów i „magów” oraz z tworzonych dla niego horoskopów i mikstur. Wiara w przepowiednie
stanowi zresztą wątek jednego z najbardziej tajemniczych wydarzeń II wojny światowej – samotnego
lotu Hessa do Wielkiej Brytanii.
Według niektórych opinii, zainteresowanie astrologią i wiara w horoskopy cechowały także samego
wodza III Rzeszy. Adolf Hitler miał korzystać z „magicznych” porad przed podejmowaniem kluczowych
decyzji, zaś chcące przechytrzyć Führera brytyjskie służby zatrudniły… własnego astrologa do
przewidywania, co Hitlerowi doradzą jego „magowie” (w tym kontekście warto zwrócić uwagę na
postać Karla Ernsta Kraffta). Antyniemieckie działania w dniach rzekomo niepomyślnych dla lidera
nazistów miały stanowić element wojny psychologicznej.
Klęska czarnej dechrystianizacji
Narodowosocjalistyczni liderzy i ich zapatrywania to jednak nie wszystko. Neopogaństwo było
bowiem promowane m.in. w ramach Schutzstaffel der NSDAP (SS) czy Deutsche Glaubensbewegung
(Niemiecki Ruch Wiary).
Ktoś może jednak zapytać: co z chrześcijaństwem? Wiara w Chrystusa oraz przynależność do Kościoła
bądź też heretyckich – ale jednak chrześcijańskich – zborów protestanckich była obecna w Niemczech
od wieków. Odpowiadając na te pytanie należy zwrócić uwagę na dwa elementy: po pierwsze –
własna interpretacja chrześcijaństwa, po drugie – prześladowania wyznawców Chrystusa.
Naziści propagowali tzw. „pozytywne chrześcijaństwo” – doktrynę całkowicie wypaczającą przesłanie
Ewangelii i czyniącą z wiary kolejne pole do rasistowskiego aktywizmu. Natomiast Kościół katolicki był
w narodowosocjalistycznych Niemczech oraz w podbitych przez nazistów krajach Europy brutalnie
prześladowany. Z jednej bowiem strony już XIX-wieczni okultyści wskazywali, że Kościół to dla nich
wróg numer jeden, z drugiej zaś strony katolicyzm i nazizm były, są i będą systemami stojącymi w
jaskrawej sprzeczności. Wynika to zarówno z narodowosocjalistycznego pogaństwa jawnego jak i…
ukrytego. Pogaństwem jest bowiem nie tylko czczenie Wotana, ale również ubóstwianie narodu,
które stanowiło istotniejszy element nazizmu niż otwarte bałwochwalstwo.
Kościół – poza nielicznymi, acz haniebnymi wyjątkami (bp Alois Hudal) – rozumiał zagrożenia
wynikające z odnoszenia sukcesów przez niemiecki narodowy socjalizm. Stąd też w roku 1937 papież
Pius XI jednoznaczne i radykalnie potępił hitleryzm w encyklice Mit brennender Sorge, której
rozpowszechnianie niemiecki reżim zwalczał.
W trakcie II wojny światowej liczni katolicy (ale też protestanci), zarówno duchowni, jak i świeccy,
dawali przykłady heroicznej wierności Ewangelii, wierności Jezusowi Chrystusowi i chrześcijaństwu.
Nie „pozytywnemu”, ale prawdziwemu, które nakazuje miłować nieprzyjaciół, modlić się za
prześladowców (M 5, 44) oraz naucza, by wzorem Syna Bożego oddawać życie za przyjaciół swoich (J
15, 13). Historia II wojny światowej wyraźnie pokazuje, że upaść może nawet reżim współtworzony
przez krwawych, bezdusznych, żądnych krwi i fanatycznie antykatolickich neopogan, zaś Ci, którzy –
wbrew logice tego świata – nadstawiali drugi policzek, są dziś u boku Najświętszej Maryi Panny w
Królestwie Jej Syna.
Michał Wałach