Bestia Zachowuje si臋 拍卨e Shelly Laurenston Rozdzia艂 26


Rozdzia艂 26
Josh Bergman nie m贸g艂 uwierzy膰 偶e cztery lata uczy艂 si臋 w Stanowy Uniwersytecie
Pensylwania aby teraz sko艅czy膰 jako stra偶nik. Ale nie m贸g艂 zignorowa膰 faktu 偶e pieni膮dze by艂y
warte ka偶dej cholernej sekundy, kt贸r膮 siedzia艂 w tym fotelu, noc w noc, gapi膮c si臋 w telewizor.
Zw艂aszcza p tym jak jego stary wywali艂 go gdy zosta艂 wydalony przed jego egzaminach
ko艅cowych. Nadal nie m贸g艂 uwierzy膰 jak si臋 to sko艅czy艂o. Jego w艂a艣ni bracia z bractwa odwr贸cili
si臋 od niego z powodu czego艣 co powiedzia艂a jaka艣 dziewczyna. Gdzie w tym lojalno艣膰?
Niewa偶ne. Rzeczy zacz臋艂y ju偶 pi膮膰 si臋 w g贸r臋. Stracili ca艂膮 dru偶yn臋 kilka dni temu, a on ju偶
dosta艂 s艂owo, 偶e p贸jdzie na szkolenie I zostanie przypisany do w艂asnej dru偶yny. Pieni膮dze dla
cz艂onk贸w zespo艂u by艂y cholernie fenomenalne. Ju偶 mia艂 samoch贸d I felgi wybierze jak tylko
dostanie pierwsz膮 wyp艂at臋. Ale dop贸ki rozpocznie si臋 szkolenie, mia艂 co najmniej kolejny tydzie艅
do zabicia, zanim m贸g艂 t膮 bzdurna prac臋 rzuci膰 na dobre.
Josh si臋gn膮艂 za siebie, aby z艂apa膰 kolejn膮 butelk臋 wody z ma艂ej lod贸wki pod biurkiem, kiedy
co艣 na jednej z kamer przyku艂o jego uwag臋. Zapomnia艂 o wodzie, pochyli艂 si臋 I studiowa艂 ekran. Po
chwil, dziewczyna wesz艂a w zasi臋g kamery. Josh zastuka艂 w klawiatur臋, powi臋kszaj膮c obraz. By艂a
艂adna, przyzna艂 jej to ale by艂o w niej co艣...
Odwr贸ci艂a si臋 a jej oczy b艂yszcza艂y w jednej z latarni naprzeciwko niej. One b艂yszcza艂y jak u
psa.
Josh w艂膮czy艂 s艂uchawk臋 do艂膮czon膮 do ucha.
-Mam alarm w drzwiach sz贸stych. Powtarzam alarm w drzwiach sz贸stych.
Czeka艂 na odpowiedz przewracaj膮c oczami. Tim prawdopodobnie pali艂 kolejnego Jointa za
gara偶ami I nie zwraca艂 uwagi. Ten facet b臋dzie zawsze tkwi艂 w tej pracy.
-Potrzebuj臋 odpowiedzi, Tim. S艂yszysz mnie?
-W膮tpi臋 w to czy s艂yszy wiele, lub cokolwiek.
Josh odwr贸ci艂 swoje krzes艂o nie my艣l膮c tylko reaguj膮c na kobiecy g艂os za nim. Gdy krzes艂o si臋
odwr贸ci艂o, nast膮pi艂 b艂ysk metalu I nie m贸g艂 powiedzie膰 偶e poczu艂 cokolwiek kiedy krew trysn臋艂a na
ca艂膮 konsol臋, ale nawet bez tego b贸l, bez uczucia wiedzia艂 偶e umiera. Wiedz膮c to, jednak, przy艂o偶y艂
swoje r臋ce do szyi staraj膮c zatrzyma膰 krwawienie. Kobieta, suka du偶a jak on, pokryta siniakami I
skaleczeniami by艂a zaj臋ta konsol膮 I nie wydawa艂a si臋 zauwa偶a膰 lub przejmowa膰, 偶e wstaje I
potykaj膮c si臋 odchodzi od biurka.
Zatoczy艂 si臋 do wyj艣cia awaryjnego. Gdy drzwi si臋 otworzy艂y, alarm si臋 w艂膮czy I policjanci I
karetki otocz膮 to miejsce. Ludzie kt贸rzy utrzymaj膮 go przy 偶yciu. By艂 zbyt wa偶ny by umrzesz.
Wiedzia艂 to.
Josh dotar艂 do drzwi I odsun膮艂 jedn膮 z swoich r膮k o cennego gard艂a, popchn膮艂 wielk膮 dzwigni臋
z napisem OTWARCIE DRZWI AKTYWUJE ALARM. Ale gdy drzwi si臋 otworzy艂y, alarm si臋 nie
w艂膮czy艂. I nie by艂o tam stoj膮cych ju偶 na zewn膮trz policjant贸w, ani karetki, ani ludzi kt贸rzy mogli
utrzyma膰 go przy 偶yciu. Ale za to by艂y zwierz臋ta. Dziwad艂a. Najwi臋ksze jakie kiedykolwiek
widzia艂, nawet w czasie sze艣ciu miesi臋cznej pracy tutaj, jeden podszed艂 do niego I chwyci艂 go w
ok贸艂 twarzy.
-A ty gdzie si臋 wybierasz, Geniuszu?- roze艣mia艂o si臋 to, wnosz膮c Josha z powrotem do 艣rodka
I mia偶d偶膮c mu ca艂膮 g艂ow臋 jedn膮 r臋k膮 w tym samym czasie.
*****************
Lwica pchn臋艂a Dee w bok, padaj膮c na siedzenie krwawi膮cego stra偶nika kt贸ry przed chwil膮
wyszed艂.
-Czy mog艂a艣 pozostawi膰 wi臋cej krwi na tej cholernej klawiaturze?-
-Szybko艣膰 jest teraz twoim przyjacielem.- warkn臋艂a Dee. To by艂o jedno znosi膰 lwy, ale nie
mia艂a cierpliwo艣ci dla lwic. I z b贸lem z jej po艂amanych 偶eber, kt贸re z艂o偶y艂a sobie z powrotem sama
I z gor膮czka kt贸ra powoli ale przechodzi艂a jej, nie mia艂a cierpliwo艣ci dla nikogo. M臋偶czyzny czy
kogokolwiek.
Lwica postuka艂a kilka sekund w klawiatur臋.
-Weszli艣my.
Dee popchn臋艂a j膮 troch臋, aby do艂膮czy膰 do reszty zespo艂u. Na szcz臋艣cie Van Holtz wybra艂 tylko
najlepszych do tej roboty. Dobrze. Nienawidzi艂a konieczno艣ci robienia wszystkiego na w艂asn膮 r臋k臋,
poniewa偶 nie ufa艂a nikomu pracuj膮cemu razem z ni膮.
U偶ywaj膮c tylko gest贸w, wys艂a艂a zesp贸艂 w d贸艂 jednego zestawu schod贸w bocznych, inny w
g贸r臋 I po wyczekiwaniu na otwarcie drzwi windy zabra艂a grup臋 ze sob膮, ca艂膮 dru偶yna wspina艂a si臋
po kablach windy na najwy偶sze pi臋tra. Czekali a偶 lwica stoj膮ca przy komputerze zrobi艂a to co by艂o
potrzebne. Wy艂膮czy艂a ca艂e zasilanie w budynku. Tu偶 po dziewi膮tej wszystko ogarn臋艂a ciemno艣膰.
Dobrze 偶e jej zesp贸艂 m贸g艂 widzie膰 w ciemno艣ci.
Wskazuj膮c na wisz膮cego pod ni膮 Niedzwiedzia Grizzly, obserwowa艂a go, przesuwaj膮c si臋 w
g贸r臋, by m贸g艂 podwa偶aj膮c otworzy膰 drzwi. S艂yszeli w pe艂ni ludzi, pr贸buj膮cych dowiedzie膰 si臋 co
si臋 dzieje. Niekt贸rzy si臋 艣miali my艣l膮c 偶e to by艂o 艣mieszne. Ale niekt贸rzy obawiali si臋, poruszaj膮c
si臋 ostro偶nie. Chwytaj膮c d艂o艅 wyci膮gni臋t膮 do niej przez Grizzliego, Dee pozwoli艂a przeci膮gn膮膰 si臋
przez szyb windy na pod艂og臋. Ponownie u偶ywaj膮c wy艂膮cznie sygna艂贸w d艂oni, pos艂a艂a jej zesp贸艂 do
roboty do kt贸rej zostali tu wys艂ani, podczas gdy Dee sz艂a korytarzem do wielkich podw贸jnych
drzwi.
Zanim do nich dotar艂a, wyczu艂a w pe艂ni ludzi poruszaj膮cych si臋 cicho za ni膮, ale ich
zignorowa艂a, utrzymuj膮c swoje skupienie na dotarciu do drzwi. Mog艂a to zrobi膰, poniewa偶
wiedzia艂a 偶e jej zesp贸艂 b臋dzie ja os艂ania艂.
Dee wyci膮gn臋艂a n贸偶, krew ochroniarza nadal si臋 na nim znajdowa艂a I podesz艂a do podw贸jnych
drzwi. Cia艂a w pe艂ni ludzi cicho upada艂y za ni膮.
Zamiast kopa膰 w drzwi aby si臋 otworzy艂y, zastosowa艂a ma艂y 艂adunek wybuchowy na zawiasy
ka偶dych drzwi. Cofn臋艂a si臋, odwracaj膮c twarz dop贸ki zawiasy nie zosta艂y wysadzone. Drzwi upad艂y
do przodu I Dee wesz艂a do 艣rodka. Trzech stra偶nik贸w ochraniaj膮cych jednego z najwa偶niejszych
m臋偶czyzn , kt贸ry prowadzi艂 to miejsce, wyci膮gn臋li bro艅, ale Dee poruszy艂a si臋 szybciej I podci臋艂a
gard艂a, a偶 mia艂a najwa偶niejszego w pe艂ni cz艂owieka za szyj臋. Korzystaj膮c r臋ki z ty艂u, rozbi艂a jego
twarz, przewr贸ci艂a go I wyci膮gn臋艂a go z biura za ko艂nierz.
-Rusz si臋!- krzykn臋艂a Dee, jej zesp贸艂 pod膮偶y艂 za ni膮.
Grizzly chwyci艂 w pe艂ni cz艂owieka Dee przeci膮gn臋艂a I rzuci艂a go na jego rami臋. Niedzwiedz
skoczy艂 na kable windy, jego r臋ce w r臋kawiczkach I poruszaj膮ce stopy zabra艂y go na pierwsze
pi臋tro w ci膮gu sekundy. Dee I reszta zespo艂u pod膮偶y艂a za nim chwile p贸zniej.
-Ruchy! Ruchy!- rozkaza艂a swojemu zespo艂owi 艂aduj膮cych si臋 do trzech ci臋偶ar贸wek
czekaj膮cych na nich.
Kto艣 z jej zespo艂u zatrzasn膮艂 drzwi ci臋偶ar贸wek I potoczyli si臋 w d贸艂 ulicy, Dee skin臋艂a r臋k膮 na
ciemny k膮t. Na pocz膮tku by艂 chichot a po nim kilka nast臋pnych I hieny czekaj膮ce w ciemno艣ci
pobieg艂y do budynku. Dwa klany hien. Jedne nakrapiane inne w paski. Wdarli si臋 do budynku, a
ostatni wbieg艂 do 艣rodka wci膮偶 si臋 艣miej膮c, pozwoli艂a si臋 drzwiom zamkn膮膰 I poku艣tyka艂a do
Maserati czekaj膮cego na ni膮 na rogu.
Wsun臋艂a si臋 do 艣rodka I zamkn臋艂a drzwi.
-Hieny?- zapyta艂 Van Holtz- Naprawd臋?
-Do rana nie b臋dzie nic opr贸cz pustego budynku.- pochyli艂a g艂ow臋 I zamkn臋艂a oczy- Poza tym
ja nazywam to troch臋 p贸zn膮 przek膮sk膮 a oni pozostawi膮 sfor臋 mojego kuzyna w spokoju. To si臋
nazywa wet-za-wet.
-Brzmi jak pakt z diab艂em dla mnie.- Van Holtz skr臋ci艂 na ulic臋 I skierowa艂 z dala od miejsca
gdzie zmierza艂y ci臋偶ar贸wki.
-Poczekaj musz臋 porozmawia膰 z...
-Wujek Van poradzi sobie z tym. Jedziesz do szpitala. I nie k艂贸膰 si臋 ze mn膮.- warkn膮艂 kiedy
zacze艂a to robi膰.
-Dobrze.
-Tak. Dobrze.
Rozejrza艂a si臋 po samochodzie.
-Co z niekt贸rymi Ameryka艅skimi wozami?
-Teraz b臋dziesz narzeka膰 na m贸j samoch贸d?
-Drogi samoch贸d dla bogatych obcokrajowc贸w. Takich jak Ty.
I kiedy prowadzi艂 ten drogi samoch贸d, mijaj膮c malownicze budynki jak wystrzelony, Dee nic
nie powiedzia艂a, ale....okej. By艂a pod wra偶eniem. Je艣li facet m贸g艂 znie艣膰 samoch贸d jak ten....c贸偶,
mo偶e m贸g艂 znie艣膰 co艣 co wi臋kszo艣膰 z nich uwa偶a za zbyt szybkie.
Mo偶e.
***********
Maj膮c wystarczaj膮c膮 ilo艣膰 alkoholu, nawet niedzwiedzie b臋d膮 ta艅czy膰.
A jednak, Grigori Novikow nie my艣la艂 偶e w 艣r贸d nich znajdzie si臋 jego bratanek. Kt贸ry w
rzeczywisto艣ci by艂 trzezwy jak zimny kamie艅. Oczywi艣cie Blayne b艂aga艂a o to g贸wno
psychodeliczne lat 60 kt贸re Bo lubi艂 s艂ucha膰 I parkiet by艂 tak za艂adowany 偶e nie mo偶na by艂o za
bardzo si臋 ruszy膰, wi臋c nie by艂o tak 偶e ktokolwiek mo偶e wykonywa膰 偶adnych fantazyjnych
ruch贸w. Ale nadal. Jego bratanek. Ta艅cz膮cy. Ze swoj膮 dziewczyn膮. Kt贸r膮 non stop nazywa艂 swoj膮
dziewczyn膮. I jego dziewczyna kt贸ra jeszcze si臋 tego nie domy艣la艂a. Zbyt s艂odka I inteligentna by
by膰 tak g艂upim, ale tak w艂a艣nie by艂o.
Marci opad艂a obok niego. W przeciwie艅stwie do Blayne I Bo, Marci pi艂a. I to wiele. Wiedzia艂
to zanim jeszcze zacz臋艂a 艣piewa膰 razem z The Supremes wersj臋 (Love Is Like A) Heat Wave. Na
szcz臋艣cie wi臋kszo艣膰 plotkarzy byli tak samo pijani. Wi臋c mia艂 nadzieje 偶e nie b臋dzie musia艂 s艂ucha膰
czego艣 jak  to by艂 b艂膮d I  ju偶 nigdy wi臋cej albo  ja nie powinnam lub cokolwiek innego
upieraj膮c si臋 m贸wi膮c 偶e on jest tu 'z艂apany .
Winny? Dosta艂 poprzedniego dnia kart臋 AARP(Ameryka艅skie stowarzyszenie emeryt贸w) nie
by zbyt stary by by膰 'z艂apany' w zwi膮zku? Wiedzia艂 偶e martwi艂a si臋 o to co by powiedzia艂y jej
m艂ode. Oni uwielbiali ich ojca I nie bez powodu. Ale oni wszyscy byli doro艣li I posiadali w艂asne
m艂ode.
To wtedy przypomnia艂 sobie 偶e Rebecca Luntz-Peters nie opu艣ci艂a baru, I to by艂a jej wina 偶e
ca艂y wiecz贸r sp臋dzi艂 samotnie zajmuj膮c si臋 piwem. Spojrza艂 I yeep. Sta艂a z otwartymi ustami.
Potem pisa艂a na swoim telefonie kom贸rkowym. Prawdopodobnie dzwoni膮c do swojej starszej
siostry w Bostonie I m艂odszej w Nevadzie.
Niezr臋cznie.
Nie wiedz膮c co robi膰 Grigori powiedzia艂:
-Zata艅czmy.
Z艂apa艂 Marce za r臋k臋 I wyci膮gn膮艂 jej pijany ty艂ek z krzes艂a na parkiet. Wci膮gn膮艂 j膮 w ramiona I
przytuli艂 j膮 do siebie, staraj膮c si臋 utrzyma膰 j膮 pod kontrol膮.
-B臋dziesz tego 偶a艂owa膰 rano.- powiedzia艂 jej.
-Blayne powiedzia艂a 偶e mam i艣膰 po ta czego chc臋. Wi臋c posz艂am.
Mo偶na si臋 by艂o spodziewa膰 tego po cholernym Wilko-Psie. Jest w mie艣cie mniej ni偶 trzy dni a
ca艂e piek艂o by艂o na wolno艣ci. Czy to nie do艣膰 偶e mia艂a psa 偶yj膮cego pod jego kanap膮?
-Mo偶e powinna艣 podj膮膰 t膮 decyzj臋 na trzezwo?
-Nie jestem pijana. Jestem po prostu wstawiona. Blayne jednak...
-Pi艂a艣 ca艂膮 noc Shirley Temples.
-Tak. Kt贸re s膮 pe艂ne cukru.
-Wi臋c?
Gdy tylko jego czarny niedzwiedz zachichota艂 mia艂 z艂e przeczucia.
*************************
Bo ogl膮da艂 swojego wuja zamykaj膮cego drzwi swojej ci臋偶ar贸wki I okr膮偶aj膮cego j膮.
-Wszystko w porz膮dku?- zapyta艂 Grigori'ego
-Tak, mam po prostu zamiar odwie艣膰 Marce do domu.
-Nie potrzebuj臋 by艣 mnie zawozi艂 do domu, ty draniu. Mam si臋 dobrze.
Bo uwierzy艂 by gdyby Dr. Luntz siedzia艂a na fotelu pasa偶era zamiast na pod艂odze ci臋偶ar贸wki
I gdyby mia艂a otwarte oczy a nie zamkni臋te. I gdyby nie jej s艂owa troch臋 niewyrazne I wywo艂ane w
strone jego wuja.
-Ta. Jasne.- Grigori przewr贸ci艂 oczami do swojego bratanka- Mam zamiar si臋 upewni膰 偶e
zostanie odwieziona. Wi臋c...
Zamiast czeka膰 na wyja艣nienia, 偶e po prostu go wystraszy艂a, Bo mu przewa艂.
-Nie ma sprawy. Nie 艣piesz si臋.
Grigori skin膮艂 do niego, wsiad艂 do auta I odjecha艂. Bo odwr贸ci艂 si臋 I ruszy艂 przez las z
powrotem do domu wuja. Zatrzyma艂 si臋 jednak kiedy ci臋偶ar niesiny na jego lewym ramieniu
wysun膮艂 si臋 z jego starych spodenek hokejowych kt贸re by艂y na niego dobre kiedy mia艂 dwana艣cie
lat, ale teraz s艂u偶y艂y Blayne jako spodnie narciarski I uderzy艂y o ziemi臋. Pozwalaj膮c sobie na
rozdra偶nione westchnienie, Bo schyli艂 si臋 by ja chwyci膰, ale on ju偶 zacz臋艂a ucieka膰.
-Nigdy mnie nie zdo艂asz z艂apa膰!- krzykn臋艂a do niego przez rami臋.
Nie by艂oby tak zle gdyby by艂a tak upita jak Dr.Luntz. Ale Blayne by艂a trzezwa jak kamie艅, ale
po kofeinie I cukrze nabiera艂a p臋du jakiego 艣wiat jeszcze nie widzia艂.
-Cholerny cukier!!- Bo krzykn膮艂 w niebo- Niech ci臋 cholera!
On mia艂by lepsz膮 kontrol臋 jako sze艣ciu latek po cukrze wlanym prosto w jego usta, a nie jak
szalony Wilko-Pies biegaj膮cy w ok贸艂 terytorium Hrabstwa Ursus w 艣niegu.......bez spodni na ty艂ku.
-Blayne Thorpe, wracaj tu!
Roze艣mia艂a si臋 I ruszy艂a, zmuszaj膮c go do gonienia jej dwa razy w ci膮gu jednego dnia.
I je艣li Blayne by艂a szybka sama w sobie to po艂膮czenie jej wi臋z贸w krwi to dodanie cukru I
kofeiny do tej mieszanki uczyni艂o j膮 odrzutowcem wystrzelonym w las I inne terytorium
niedzwiedzi a偶 nie dotarli do domu wuja. To tam si臋 zatrzyma艂a czekaj膮c na niego aby nadrobi艂
zaleg艂o艣ci.
-Nie ruszaj si臋. - Bo powiedzia艂 zbli偶aj膮c si臋 ostro偶nie.
Niemal j膮 mia艂 do czasu kiedy krzykn臋艂a:
-Z艂ap mnie!!
-Nie chc臋 ci臋 艂apa膰.
-Wi臋c my艣l臋 偶e nigdy nie b臋dziesz mnie mia艂!
Odwr贸ci艂a si臋 ponownie 艣miej膮c si臋, Bo zrobi艂 kilka krok贸w do ty艂u, a nast臋pnie ruszy艂 do
przodu. Postawi艂 nog臋 na ganku I wspi膮艂 si臋 na dach. Zaatakowa艂 z g贸ry, skacz膮c prosto w d贸艂 na
Blayne, kt贸ra odwr贸ci艂a si臋 aby uda膰 si臋 do lasu za domem Grigoriego.
Bo zaatakowa艂 j膮 od ty艂u, ramiona obejmuj膮c w ok贸艂 niej I przyci膮gn膮艂 j膮 do swojego cia艂a.
Piszcza艂a jak p臋dzili ku ziemi, lecz odwr贸ci艂 si臋 I wzi膮艂 na siebie ci臋偶ar upadku na rami臋 I plecy.
Wyl膮dowali twardo, Bo wiedzia艂 z do艣wiadczenia 偶e jego rami臋 zapewne przyj臋艂o najgorsze.
Le偶eli tam d艂u偶sz膮 chwil臋, oboje dysz膮c, Bo na plecach, Blayne na nim skierowana w g贸r臋
ciemnego nieba.
Ale nie le偶eli tam d艂ugo nim Blayne powiedzia艂a:
-Nadal chc臋 ucieka膰.
Pr贸bowa艂a si臋 wy艣lizgn膮膰 z jego ramion, ale Bo trzyma艂 j膮 mocno.
-Chc臋 biega膰  nalega艂a.
-Mam to gdzie艣, Blayne.
-Nie mo偶esz mnie tu trzyma膰 ty Wizygocie!!!!
-Mog臋. I tak zrobi臋.
-Dlaczego?
-Poniewa偶 b臋dziesz biec, biec I biec..... bez 偶adnego pomys艂u ja wr贸ci膰 z powrotem. Zgubisz
si臋 w 艣niegu, a potem ja I reszta miasta b臋dzie musia艂a wy艣ledzi膰 tw贸j ty艂ek. To si臋 nie stanie.
Wypu艣ci艂a oddech, jej cia艂o sta艂o si臋 luzne. Ale Bo nie da艂 si臋 nabra膰. Po mniej ni偶 minucie,
rozpaczliwie pr贸bowa艂a wyrwa膰 si臋 z jego ramion ponownie warcz膮c i wciskaj膮c si臋 na niego.
Pozwala艂 jej na to. Pozwoli艂 jej warcze膰, sapa膰, rycze膰 i walczy膰, i walka i wszytko inne by艂o tym o
czym by艂a wstanie tylko my艣le膰. Pu艣ci艂 j膮 trzymaj膮 za to co czu艂 ju偶 od trzydziestu do czterdziestu
minut od kt贸rych j膮 trzyma艂. Nast臋pnie dysz膮c ci臋偶ej ni偶 przedtem ona jakby spad艂a na niego.
Zak艂adaj膮c 偶e jej pracuj膮ca energia si臋 wy艂膮czy艂a, wsta艂, nadal utrzymuj膮c j膮 mocno ramionami w
pasie i zani贸s艂 j膮 do domu wuja.
W 艣rodku, gdy wci膮偶 j膮 trzyma艂, Bo zdecydowa艂 偶e potrzebuje troch臋 ciep艂ego mleka. To mu
zawsze pomaga艂o zasypia膰 kiedy by艂 dzieckiem. A przynajmniej nie zaszkodzi. Podczas gdy Bo
umieszcza艂 mleko w garnku do podgrzania i wyrzuci艂 dzienniki do kominka wraz z innymi
gazetami zanim uzyska艂 dobre i rycz膮ce p艂omienie, wci膮偶 trzymaj膮c Blayne wok贸艂 siebie. Po prostu
nie m贸g艂 ryzykowa膰 postawieniem jej jeszcze. Nie m贸g艂 ryzykowa膰 偶e si臋 zarygluje przed nim.
Zw艂aszcza gdy us艂ysza艂 wiatr dochodz膮cy z zewn膮trz, kolejny sztorm uderza艂.
Nala艂 mleka do kubka i zani贸s艂 go z powrotem z Blayne na plecach do salonu. Kiedy ju偶 ja
posadzi艂 na kanapie, poda艂 jej kubek, a ona go wzi臋艂a. To wtedy zda艂 sobie spraw臋 偶e Blayne si臋
trz臋sie szcz臋kaj膮c z臋bami. Szybko chwyci艂 jeden z koc贸w z kanapy i owin膮艂 go wok贸艂 jej n贸g.
-Lepiej?
Skin臋艂a g艂ow膮.
-Jest tak zimno.
-Adrenalina w twoim ciele opad艂a. I nie masz na sobie 偶adnych spodni.
-By艂y za du偶e. Musia艂e艣 by膰 strasznym dziwad艂em wielko艣ci dziecka.
-Jak my艣lisz dlaczego Fabi nadal nazywa mnie Drobink膮?
Wzi臋艂a 艂yk mleka i zmarszczy艂a brwi.
-Mog臋 dosta膰 troch臋 czekolady do...
-Nie w tym 偶yciu.
Lub co najmniej dzisiaj.
-呕adnego cukru, kofeiny. Czekolada ma oba. Wystarczy wypi膰 to jakie jest i si臋 zrelaksowa膰.
呕achn臋艂a si臋 i Bo sta艂 si臋 ostro偶ny.
-Nie wypluwaj tego, albo...Po prostu to wypij Blayne. Teraz.
-Nie lubi臋 zwyk艂ego mleka.
-Mam to gdzie艣. Teraz Pij.
Zrobi艂a to, i gdyby nie wiedzia艂 lepiej przysi膮g艂 by 偶e da艂 jej do picia arszenik. Kiedy
sko艅czy艂a, wzi膮艂 kubek i wr贸ci艂 do kuchni. Pomy艣la艂 o umyciu go tak jak zwykle robi艂. Ale z
jakiego艣 powodu...
W czasie gdy Bo by艂 na korytarzu, Blayne ju偶 wybiega艂a za drzwi. Nie poszed艂 za ni膮 tym
razem, chocia偶. Po prostu patrzy艂.
*****************
Blayne pobieg艂a na zewn膮trz, gotowa na d艂ug膮 i mi艂膮 przebie偶k臋. By艂a taaak znudzona!
Nienawidzi艂a by膰 znudzon膮. Nienawidzi艂a by膰 uwi臋ziona w jednym miejscu zbyt d艂ugo.
Nienawidzi艂a by膰 w stanie w kt贸rym nie mog艂a zrobi膰 tego co chc臋 i kiedy chc臋. I wiedzia艂a 偶e
kiedy ju偶 wejdzie w sw贸j rytm to Bo  Jestem darem Bo偶ym dla wszech艣wiata i hokeja nie b臋dzie
wstanie si臋 do niej zbli偶y膰. Taka by艂a szybka. Kombinacja pr臋dko艣ci dzikiego pas i wilka sprawia艂a
偶e by艂a prawie tak szybka jak gepardy. Jedynym minusem by艂o to 偶e nie mia艂a pojemno艣ci p艂uc
geparda, wi臋c czasem gdy bieg艂a za szybko przez bardzo d艂ugi odcinek, czu艂a si臋 jakby jej pier艣
mia艂a eksplodowa膰 i czasem traci艂a przytomno艣膰, nie budz膮c si臋 przez kilka dni ale o to b臋dzie si臋
martwi膰 jutro!
Teraz chcia艂a po prostu biec i biec i biec i......
Jasna cholera! Jak zimno!
艢nieg spad艂 niczym jeden wielki koc, a wiatr nie mal powali艂 j膮 na ganek. Piszcz膮c pobieg艂a z
powrotem do domu i zatrzasn臋艂a drzwi.
Bo opiera艂 si臋 o drzwi kuchenne, z ramionami skrzy偶owanymi na klatce piersiowej z
u艣mieszkiem na swojej twarzy. Wynio艣le! To by艂 jedyny spos贸b w jaki mog艂a okre艣li膰 wra偶enie
jakie sprawia艂. Wynios艂e i niegrzeczne!
-Troch臋 mrozno na zewn膮trz?- zapyta艂.
-Och zamknij si臋!
Przesz艂a przez drzwi, zastanawiaj膮c si臋 co zrobi teraz. Wtedy przypomnia艂a sobie o
telewizorze.
Wzi臋艂a pilota do d艂oni i skierowa艂a w stron臋 telewizora, kiedy Bo wszed艂 za ni膮 do salonu i
powiedzia艂:
-Kabl贸wka nie dzia艂a.
-Co?- odwr贸ci艂a si臋 i tak w stron臋 telewizora i by艂o tam wi臋cej 艣niegu ni偶 na zewn膮trz- Co do
diab艂a?
-Kabl贸wka zwykle nie dzia艂a gdy pada taki 艣nieg jak teraz.
-To jest ja w Ciemnych Wiekach!- krzycza艂a wy艂膮czaj膮c telewizor, nie b臋d膮c wstanie patrze膰
na t膮 ca艂膮 nie wyrazna biel, cofaj膮c swoj膮 r臋k臋 do ty艂u.
-Nie rzucaj pilotem- powiedzia艂 Bo- Mo偶esz go z艂ama膰 i wtedy Grigori straci rozum.
Warcz膮c z frustracji opu艣ci艂a pilota na kanap臋 i zacz臋艂a chodzi膰 ponownie.
-Jestem tak cholernie znudzona!
-I co my zrobimy z twoim ogromnym znudzeniem?
-Nie wiem!
Odpr臋偶y艂 si臋 opieraj膮c si臋 znowu o 艣cian臋.
-Mo偶e by艣 poczyta艂a?
-Poczyta艂a?- chcia艂a go tym oplu膰- Czy wygl膮dam na osob臋 kt贸ra mo偶e usi膮艣膰 i czyta膰 przez
kilka godzin?
-Nie ma telewizora, nie ma biegania, ani czytania M贸j Bo偶e, co mo偶emy zrobi膰 aby pozby膰 si臋
tej ca艂ej nadmiernej energii?
-Nie wiem!- j臋kn臋艂a przygn臋biona.
-Dobrze, kiedy co艣 ju偶 wymy艣lisz b臋d臋 w 艂贸偶ku. Oczywi艣cie mo偶esz do mnie do艂膮czy膰.
-Nie jestem zm臋czona!
-W porz膮dku. Wi臋c powodzenia. Je艣li b臋dziesz mnie do czego艣 potrzebowa艂a b臋d臋 w 艂贸偶ku.
Nagi.
Blayne zamar艂a. Nagi. Nagi Bo. I gdyby ona te偶 by艂a naga....
Odwr贸ci艂a si臋 ale jego ju偶 nie by艂o.
Dra艅.
***************
Bo us艂ysza艂 co艣 za nim, ale gdy spojrza艂 przez rami臋, zobaczy艂 tylko pusty korytarz.
Wzruszaj膮c ramionami zacz膮艂 znowu i艣膰 naprz贸d i natychmiast si臋 zatrzyma艂.
Blayne stan臋艂a przed drzwiami sypialni, jedn膮 r臋k膮 napieraj膮c na drzwi, a drug膮 na jej talii. Jak
zdo艂a艂a go min膮膰....
-Tak?- zapyta艂.
-Wi臋c....uh....jeste艣 zaj臋ty?
-Tylko id臋 do 艂贸偶ka. Jestem zm臋czony a s艂o艅ce ju偶 prawie wsta艂o. Umys艂 pracuje?
Pr贸bowa艂 przej艣膰 obok niej, ale przesun臋艂a si臋 w k膮t blokuj膮c go.
-Jeste艣 bardzo zm臋czony?
-Wyczerpany. Mieli艣my t臋 gr臋 i byli艣my do p贸znej nocy w barze. Co facet jak ja mo偶e zrobi膰?
-Och, ojej nie wiem.- przybli偶y艂a si臋 do niego i owin臋艂a r臋ce wok贸艂 jego klatki piersiowej-
Wszystko co zechcesz?
-I tak to ju偶 mam. Co mi zaoferujesz 偶e sprawi 偶e b臋dziesz wyj膮tkowa?
Blayne zatka艂o.
-Ty nie grzeczny synu...
-To jest to o czym my艣la艂em.
Si臋gn膮艂 wok贸艂 niej, otworzy艂 drzwi i wszed艂 do pokoju.
-Po prostu tak odchodzisz?
-Nie odchodz臋. Id臋 spa膰. Do mojego 艂贸偶ka.
-Tak, ale....
-Dobra noc Blayne.
Si臋gn膮艂 za siebie i chwyci艂 swoj膮 koszulk臋, przeci膮gaj膮c j膮 prze g艂ow臋. Gdy odsun膮艂 w艂osy z
oczu, Blayne stan臋艂a przed nim, nadal nie maj膮c na sobie 偶adnych spodni.
-Tak?- zapyta艂.
-Wy艂贸偶my swoje karty na st贸艂. W porz膮dku? Nie mam zbyt du偶o opcji teraz i..- wzruszy艂a
ramionami- zrobisz to.
-Zrobi臋 co?
-Czy to nie jest wystarczaj膮co dobre w tej chwili?
-Nie.- pchn膮艂 j膮 na bok i usiad艂a na 艂贸偶ku zdejmuj膮c buty.
-Och daj spok贸j Bo. Pom贸偶 dziewczynie.
Rzuci艂 buty na bok i wsta艂.
-M贸g艂bym. Ale co ja mam z tego? To wydaje si臋 jednostronne nie wydaje ci si臋?
-Jednostronne? Dostaniesz mnie! I jeste艣 cholernym szcz臋艣ciarzem!
-Domy艣lam si臋.
-Domy艣lasz si臋?
Bo zdj膮艂 reszt臋 ubrania i wyci膮gn膮艂 si臋 na 艂贸偶ku. Po艂o偶y艂 r臋ce za g艂ow臋 i patrzy艂 na ni膮.
-Nie mo偶esz mi nic da膰 co zmieni艂o by moje zdanie.
-C贸偶, zobaczymy jeszcze.
Na pocz膮tek zabra艂a si臋 za buty, ale musia艂a zapomnie膰 偶e ma je mocno zwi膮zane z przodu,
wi臋c kiedy Blayne pr贸bowa艂a wysun膮膰 w艂a艣ciwy za pomoc膮 lewej stopy, sko艅czy艂a p艂asko
rozwalona na pod艂odze. Bo skuli艂 si臋 kiedy us艂ysza艂 uderzenie twardego drewna.
-Blayne?
-Nic mi nie jest. Po prostu zamknij si臋!
Us艂ysza艂, mruczenie co艣 o  cholernych wi膮zaniach , ale w ko艅cu podnios艂a si臋 boso.
Musia艂a po偶yczy膰 od kogo艣 gumk臋 do w艂os贸w kt贸ra trzyma艂a mas臋 jej w艂os贸w w wysoki
kucyk gdy ta艅czyli. Poci膮gn臋艂a j膮 z jednej strony, ale sko艅czy艂o si臋 przeklinaniem bo jej niesforne
w艂osy zosta艂y zapl膮tane mi臋dzy materia艂 gumki. To zaj臋艂o kolejne trzy minuty gdy Blayne stara艂a
si臋 je rozluzni膰, od kiedy nie chcia艂a szarpa膰 si臋 i ryzykowa膰 ci膮gni臋cia czego艣 co ona nalega艂a
nazywa膰  cennym warkoczem podczas tego procesu. Kiedy w ko艅cu to jej si臋 uda艂o, rzuci艂a
pasmo w艂os贸w na bok i potrz膮sn臋艂a w艂osami. Rzuci艂a mu ma艂y niedorzecznie seksowny u艣miech,
zanim zabra艂a si臋 za koszule kt贸r膮 wci膮偶 mia艂a na sobie. Pozby艂a si臋 jej bez 偶adnego problemu. I
bluzy kt贸r膮 mia艂a pod ni膮 te偶. I koszuli termicznej. I T-shirtu poniewa偶 materia艂 termiczny
wywo艂ywa艂 sw臋dzenie piersi.
Wtedy Bo 艣mia艂 si臋 tak mocno, 偶e pi艂ka by艂a po jego stronie.
-Poddaje si臋.- powiedzia艂a- Te ca艂e niewiarygodnie seksowne rzeczy s膮 nie dla mnie. Id臋 spa膰
na kanapie.
To warkni臋cie pozbawi艂o go histerycznego 艣miechu i zerwa艂 si臋 i dotar艂 do jej ramienia zanim
jeszcze dosta艂a si臋 do drzwi. Rzuci艂 j膮 na 艂贸偶ko, jej paniczny pisk sprawi艂 偶e zacz膮艂 si臋 艣mia膰
ponownie.
-Dlaczego wychodzisz po mini臋ciu dziesi臋ciu godzin kt贸re zaj臋艂y by ci si臋 rozebranie do naga?
-Gee. Dzi臋ki. Jak mog艂a bym odrzuci膰 t臋 ofert臋?
-Nie mo偶esz.
-W艂a艣ciwie my艣l臋 偶e mog臋. I to zrobi臋.
Pr贸bowa艂a wsta膰 z 艂贸偶ka ale Bo trzyma艂 ja w pasie, przyci膮gaj膮c j膮 do swojej piersi.
-Mo偶esz ci膮gle ucieka膰 Blayne. Ale ja ci臋 i tak w ko艅cu z艂api臋.
-Jestem szybsza.
-Mog臋 wytrzyma膰 d艂u偶ej.
-Ledwie.
-Wystarczaj膮co.- poca艂owa艂 j膮 w szyj臋, rami臋.- Poza tym. Potrzebujesz pomocy z t膮 ca艂膮
niewykorzystana energi膮. Nie mo偶esz ucieka膰 wok贸艂 domu mojego wuja, teraz mo偶emy?
-Mog臋 po 艣ciga膰 m贸j ogon przez kilka godzin. To b臋dzie wystarczaj膮ca praca.
-Ja b臋d臋 goni膰 tw贸j ogon.
艢cisn膮艂 d艂o艅 na jej kroczu, zmuszaj膮c jej ty艂ek do ko艂ysania si臋 na w t膮 i z powrotem na jego
twardym kutasie.
-Po prostu postaraj si臋 nie potkn膮膰 o w艂asne nogi w tym czasie.
*****************
Dra艅. Teraz zrozumia艂a dlaczego Marci Luntz ci膮gle jej powtarza艂a  uwa偶aj na siebie przy
ch艂opcach Novikow
M臋偶czyzna mia艂 spos贸b na dra偶nienie jej, dop贸ki nie chcia艂a go uderzy膰 jednocze艣nie
sprawiaj膮c 偶e stawa艂a si臋 mokra i napalona w tym samym czasie. Jak to mog艂o by膰 sprawiedliwe?
Jeden z palc贸w Bo wsun膮艂 si臋 w jej cipk臋 i Blayne zadysza艂a, ko艂ysz膮c biodrami na jego r臋ce, a
jej ramiona si臋gn臋艂y by owin膮膰 si臋 wok贸艂 jego szyi. Nie uda艂o si臋 dotrze膰 do szyi, pozosta艂y na jego
ramionach a on odwr贸ci艂 jej twarz tak aby m贸c j膮 poca艂owa膰. Jego j臋zyk przesuwa艂 si臋 po jej
wargach i atakowa艂 jej usta. Blayne j臋kn臋艂a, wbijaj膮c palce w jego cia艂o.
Wsun膮艂 drugi palec w ni膮, a drug膮 r臋k膮 Bo g艂adzi艂 jej 艂echtaczk臋. Nie 艣pieszy艂 si臋, wsparty na
ramieniu, 偶eby m贸g艂 patrze膰 jak jego r臋ce powoli i zr臋cznie doprowadza艂y j膮 do ko艅ca.
Dosz艂a, os艂abiaj膮c jej cia艂o przez orgazm przedzieraj膮cy si臋 przez jej cia艂o.
Palce po opu艣ci艂y j膮 i Blayne posz艂a si臋 po艂o偶y膰. Wtedy chwyci艂 jej nogi, unosz膮c je do g贸ry
a偶 kolana spoczywa艂y na jego ramionach.
-Hej!
Z jej 艂echtaczk膮 wci膮偶 wra偶liw膮 po ostatnim orgazmie, Blayne skrzywi艂a si臋, gdy Bo docisn膮艂
swoje usta do jej cipki, j臋zykiem jako pierwszym dra偶ni膮c jej 艂echtaczk臋, potem tymi cholernymi
ustami.
Blayne zapiszcza艂a:
-Zaczekaj!-b艂aga艂a- Zaczekaj!
Niebieskie oczy zamieniaj膮ce si臋 w z艂ote obserwowa艂y j膮. Br膮zowa grzywa pod biel膮 by艂a ju偶
d艂u偶sza, si臋gaj膮c mu do ramion.
-Bo!
Pr贸bowa艂a si臋 odwr贸ci膰 od niego ale jego u艣cisk na udach by艂 pot臋偶ny i bezlitosny. Jego usta
zacz臋艂y si臋 skr臋ca膰 i obraca膰 na jej 艂echtaczce i cia艂o Blayne dr偶a艂o gdy kolejny orgazm budowa艂
si臋 i budowa艂, wreszcie przechodz膮c przez ni膮. Wyginaj膮c szyj臋, wykrzycza艂a swoje uwolnienie, jej
r臋ce si臋gn臋艂y sufitu by si臋 uspokoi膰.
Kiedy wstrz膮sn膮艂 ni膮 ostatni dreszcz, le偶a艂a na 艂贸偶ku i Blayne otworzy艂a oczy. Bo spojrza艂 na
ni膮 jedn膮 r臋k膮 g艂aszcz膮c jej policzek.
Wyci膮gn臋艂a do niego oba ramiona, ale on chwyci艂 j膮 za nadgarstki, chwyci艂 je w jedn膮 r臋k臋 i
przesun膮艂 je za g艂ow臋 na materac.
-Zaczekaj....
By艂o ju偶 za p贸zno. Obliza艂 wargi studiuj膮c jej piersi przez chwil臋, nast臋pnie pochyli艂 si臋 i
poliza艂 jej sutek. Jego usta owin臋艂y si臋 wok贸艂 niego i Bo szarpa艂, ssa艂, podczas gdy jego wolna r臋ka
by艂a zaj臋ta ponownym atakowaniem jej cipki palcami.
Blayne zbyt s艂aba na walk臋 w tym momencie, mog艂a tylko j臋cze膰 i czeka膰 na to. Czeka艂a i to w
ni膮 uderzy艂o, p臋dz膮c przez jej system. Ci臋偶ko przez to przesz艂a, jej cia艂o wij膮ce si臋 pod Bo a
uczucie 偶e jej r臋ce by艂y przypi臋te zwi臋kszy艂o intensywno艣膰, dop贸ki nie wybuch艂a wok贸艂 hybrydy
kt贸ra jej to zrobi艂a.
**************
Bo wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i chwyci艂 prezerwatywy z opakowania nie zu偶ytych, kt贸re znalaz艂 w szafie
wuja by艂a to sprawa o kt贸rej nie chcia艂 dyskutowa膰 wcze艣niej w tym dniu.
Odwr贸ci艂 Blayne na bok dr偶膮cymi d艂o艅mi, jego cia艂o nie mog艂o ju偶 na ni膮 czeka膰.
Bo zgi膮艂 jej kolana, zanim pochyli艂 si臋 nad ni膮 i przycisn膮艂 swojego koguta do jej cipki. Pchn膮艂
raz, mocno i wszed艂 w ni膮, Blayne pokaza艂a 偶e nie by艂a nieprzytomna, kiedy j臋kn臋艂a i chwyci艂a
po艣ciel.
-Sp贸jrz na mnie Blayne.- rozkaza艂 jej.
Odwr贸ci艂a twarz do niego, a jej br膮zowe oczy powoli si臋 otworzy艂y. Teraz wiedzia艂 偶e ma jej
uwag臋, on nap臋dzany w niej, bior膮c j膮 d艂ugimi, mocnymi pchni臋ciami. Ona dysza艂a i wi艂a si臋 pod
nim, j臋cz膮c jego imi臋.
Bo na pocz膮tku si臋 nie spieszy艂. My艣l膮c 偶e m贸g艂 by pozosta膰 w niej na zawsze i nie poddawa艂
si臋 d艂ugo. Ale jego cia艂o nie mog艂o znie艣膰 tej jazdy. Nie po ogl膮daniu jej dochodz膮cej kolejny raz i
kolejny. Uk艂adaj膮c d艂onie p艂asko po obu stronach Blayne, podni贸s艂 g贸rn膮 cz臋艣膰 cia艂a nad ni膮 i
przy艣pieszy艂 pr臋dko艣膰 swoich uderze艅. Nie posiada艂 ju偶 偶adnej kontroli, nie by艂 ju偶 w stanie
z艂agodzi膰 t臋pa ani si艂y z jak膮 to robi艂.
Wzi膮艂 j膮 tak cholernie mocno chc膮c zastrzec j膮 sobie na zawsze. Czekaj膮c na ni膮, aby pokaza艂a
mu 偶e nale偶y do niego. Tak jak jej cia艂o wiedzia艂o, skoro jej umys艂 nie koniecznie.
-Nie..- j臋kn臋艂a- Nie mog臋. Nie znowu. Nie mog臋.
Ale mog艂a, jej cipka chwyci艂a jego koguta wypompowuj膮c z niego orgazm wtedy kiedy ona
dosz艂a ponownie, jej cia艂o dr偶a艂o pod jego.
Kiedy Bo uwolni艂 si臋 w jej wn臋trzu jego cia艂o zadr偶a艂o pozbawione mocy, ukry艂 twarz w
ramieniu Blayne. A偶 nie poczu艂 smaku krwi, wtedy u艣wiadomi艂 sobie 偶e s膮 one mniejsze kiedy jest
w swojej ludzkiej postaci, ale nadal s膮 d艂u偶sze ni偶 najd艂u偶sze k艂y jakiegokolwiek zmiennego, w
momencie kiedy by艂y one osadzone ju偶 w ciele Blayne.
Przez kr贸tka, pe艂n膮 nadziei sekund臋, mia艂 nadzieje 偶e Blayne niczego nie zauwa偶y. Ale potem
jej cia艂o si臋 napi臋艂o, a ona powiedzia艂a:
-Co ty艣 do jasnej cholery w艂a艣nie zrobi艂?
T艂umaczenie: SiBiL.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bestia zachowuje sie 藕le Shelly Laurenston Rozdzia艂 23
Bestia zachowuje sie 藕le shelly Laurenston Rozdzia艂 22
Bestia Zachowuje si臋 殴le Shelly Laurenston Rozdzia艂 25
Bestia Zachowuje si臋 殴le Shelly Laurenston Rozdzia艂 28
Bestia zachowuje sie 藕le Shelly Laurenston Rozdzia艂 21
Bestia Zachowuje si臋 殴le Shelly Laurenston Rozdzia艂 27
Bestia zachowuje sie 藕le Shelly Laurenston Rozdzia艂 24
Shelly Laurenston Pride 05 Bestia Zachowuje si臋 殴le Rozdzia艂 29
Shelly Laurenston Bestia zachowuje si臋 藕le rozdzia艂 15
Bestia zachowuje si臋 藕le rozdzia艂 5
Bestia zachowuje si臋 藕le rozdzia艂 1
Bestia zachowuje si臋 藕le Rozdzia艂 7
Bestia zachowuje si臋 藕le rozdzia艂 11
Bestia zachowuje si臋 藕le Rozdzia艂 10
Bestia zachowuje si臋 藕le rozdzia艂 3
Bestia zachowuje si臋 藕le Rozdzia艂 9
Bestia zachowuje si臋 藕le rozdzia艂 8
Bestia zachowuje si臋 藕le rozdzia艂 4

wi臋cej podobnych podstron