Siderek12 Tom I Część III Rozdział 15


Rozdział 15
SEN - ROZWIZANIE AAMIGAÓWKI
1
Przez dłuższą chwilę panowała ciemność, która dopiero po kilku minutach zaczęła
blednąć. Czekał obserwując pojawiające się pod jego powiekami obrazy. Trwało to długo -
niczym jakiś rytuał, który prawdopodobnie przygotowywał go na coś ważnego. Marek mógł
się jedynie domyślać, ale dokładnie nie potrafił określić, co się niebawem wydarzy.
Coś, pomyślał nieświadomie przez sen, ale co?
Jak na zawołanie obraz, który wcześniej pojawił się formując jakąś panoramę przed jego
oczami wyraznie się wyostrzył. Początkowo Marek myślał, że to znowu jakiś fantastyczny
twór jego wyimaginowanej wyobrazni...
Okazuje się, że nie...
Chłopak niebawem radykalnie zmieni zdanie. A przede wszystkim podejście do swoich
snów...
2
Na początku nie wiedział, czy to będzie piaskownica, czy pustynia. Ale, czy aby na
pewno się tym tak przejmował. Nie. Ależ skąd.
Nieświadomie drgnął.
3
Pierwszą rzeczą, którą zobaczył (a raczej odczuł) było to, że znajdował się w tym śnie
fizycznie. Jakby był jego stałym mieszkańcem. To ci dopiero, pomyślał w duchu, pierwszy
raz w życiu przeżywam sen fizycznie... Jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, że
niebawem ujrzy obrazy, które utwierdzą go w przekonaniu, że sen wcale nie jest taki miły.
4
Znajdował się na jakimś pustkowiu. Gdzieniegdzie dojrzał kilka walących się budynków
albo samotne drzewo. Nic poza tym. Tylko pustka.
Ta okolica była dla niego niczym film.
Fascynujący film...
W sumie, to tak naprawdę nie było nic fascynującego w pustkowiu z ruinami budynków i
samotnymi drzewami...
5
Przeszedł kilka kroków nie bardzo wiedząc, co w tej chwili zrobić. Bardzo wyraznie czuł
słońce, które ogrzewało jego kark.
Obejrzał się za siebie i zdrętwiał. W oddali majaczyła jakaś sylwetka. Nie potrafił
określić, kim była... i... czy była do niego wrogo nastawiona.
No wiecie, nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć w takim miejscu, w którym na
przykład znalazł się Marek.
Odwrócił się całkowicie.
Po kilku minutach potrafił określić, z kim ma do czynienia. To była kobieta.
Ubrana była w długą czarną suknię opinającą ciasno zgrabne ciało. W dodatku jej włosy.
Tak samo czarne i zlewające się z suknią. Marek nie mógł ogarnąć ich długości. Czarna
fala, która sięgała dziewczynie niemal do połowy ud. Dla odmiany miała tak bladą cerę, że
Marek początkowo pomyślał, iż była to cera mima. Ale w rzeczywistości było inaczej. To
była po prostu gra świateł i cieni, które utworzyły takie wrażenie.
A oczy?
Zupełnie nie pasujące do całej reszty. Niemal rażący błękit oślepiał chłopaka.
Dziewczyna znajdowała się teraz kilka metrów od niego. Marek postanowił dać jej o sobie
znać.
Krzyknął.
Dziewczyna rozglądała się, ale nie usłyszała jego krzyku. Spróbował jeszcze raz.
Okazało się, że i tym razem go nie usłyszała.
Chłopak zdał sobie sprawę z tego, że może uczestniczyć w rozgrywanych zdarzeniach, ale
nie jest słyszalny i domyślał się, że także widzialny. Był takim cieniem w swoim śnie.
6
Na niebo wystąpiły ciemne chmury, które według Marka coś zwiastowały. Początkowo
myślał, że znowu będzie miał do czynienia z głosem dziedzica.
Widocznie się pomylił.
Głos się nie pojawił.
Zamiast tego ujrzał coś innego. Coś, co lekko go zaskoczyło.
7
Dziewczyna była na skraju przerażenia. Marek zauważył to i zrobiło mu się jej żal.
Gdyby tylko mogła go usłyszeć...
- To wtedy bym ją jakoś uspokoił - dodał na głos.
W ziemi pojawiła się dziura. Była ogromna i ziała niemal namacalną czernią. Dziewczyna
odwróciła się. Teraz stała plecami do Marka, który nie potrafił się nadziwić, że to wszystko
działo się za dawnych (być może nieznanych) czasów jego wsi.
Nie potrafił oderwać wzroku od czarnej dziury w ziemi, z której wyłoniły się sylwetki
dwóch mężczyzn... Hm... czy aby na pewno to byli mężczyzni? Marek zdał sobie sprawę, że
jednak nie...
To były dwie pokraczne i potwornie zdeformowane maszkary, które zapewne kiedyś były
ludzmi. Zatrzymały się kilka kroków od tej dziwnej dziury i bez żadnego wyrazu na twarzy
obejrzały się za siebie. Trochę niezdarnie i niemal komicznie. Chciały się upewnić, czy
przejście cały czas jest otwarte. Zabełkotały coś co brzmiało: jupupy prrut ałd (czy jakoś
tak). Zupełnie, jakby prowadzili towarzyską rozmowę, po czym ruszyły przed siebie.
Dziewczyna stała jak zaczarowana. Chciała coś powiedzieć, ale z jej ust wydobył się cichy
szept. A o poruszaniu nie było już mowy.
Stwory stanęły obok niej...
Jeden po lewej, a drugi po prawej. Przewyższała ich wzrostem. Chwyciły ją za ręce,
zupełnie bez litości i ostro pociągnęły za sobą. Mimo wzrostu były silne. Dziewczyna nie
protestowała, chociaż jej nogi usilnie chciały pozostać na swoim miejscu. Nie wiedziała co
ją czeka i gdzie ją prowadzą. Jeden z nich swoim bełkotliwym głosem rzekł, że jej opór jest
bezcelowy. Dziewczyna obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem, chociaż nie wiedziała co do
niej powiedział. Marek zauważył, że też podąża za nimi. Jego nogi się tego domagały, przez
co mocno się tym zdziwił. Spostrzegł, że chmury, które napłynęły całą gromadą na niebo
sprawiały wrażenie, jakby wisiały nad ziemią. Zupełnie jak skazani, którzy są wieszani na
szubienicy. Zaczął padać zimny deszcz, ale w ogóle go to nie obchodziło. Pomyślał, że
jedynym schronieniem przed ulewą jest czarna dziura w ziemi, do której znacznie się już
zbliżył, podążając za stworami ciągnącymi bezczelnie przestraszoną dziewczynę. Marek nie
chciał choć na chwilę spuścić jej z oczu, dlatego szedł przed siebie.
- Dokąd mnie prowadzicie? - krzyknęła odzyskując głos. Miała nadzieję, że któryś ze
stworów jej odpowie, ale nie przejmowała się tym. No i tak by ich nie zrozumiała.
Żaden ze stworów nawet się nie odezwał. Ten z lewej tylko pchnął ją mocniej by szła.
Straciła równowagę i upadła... Szarpnęli ją z całej siły, by wstała na nogi. Poczuła na
kolanach ciepłą krew i z trudem powstrzymała łzy.
- Co się dzieje? - zapytała samą siebie, wciąż podążając przed siebie.
Niestety nie mogła liczyć na żadną odpowiedz ze strony porywaczy.
Spojrzała na boki. Z kamiennych ścian wystawały pochodnie, które płonęły bladym
światłem, kiedy po stromych schodach schodzili coraz niżej... Czuła wilgoć i bardzo
wyrazny smród stęchlizny...
W końcu, po wielu długich minutach dotarli do celu.
8
W głębi znajdowała się potężna sala. Dziewczyna, tak samo jak Marek, mocno się
zdziwiła takim ogromem. Któż tu panował, pomyślała, i po co mnie tu przyprowadzili.
Westchnęła, cały czas idąc. W oddali dostrzegła coś na wzór tronu i siedzącą na nim postać.
Była o wiele wyższa od tych stworów. Odziana była w złote szaty i miała na głowie koronę.
Podeszli do niej. Marek stanął z boku przyglądając się całej sytuacji. Postać na tronie
przyglądała się dziewczynie, odprawiając ruchem dłoni stwory, aby te odeszły. Posłusznie
się oddaliły.
- Jestem Velmor - rzekł potężnym basowym głosem. - Wezwałem cię. Jak masz na imię?
Dziewczyna opuściła wzrok i drżącym głosem wypowiedziała swoje imię:
- Kasantii
Marek spostrzegł, że w mroku, poza granicami światła z pochodni coś się poruszyło.
Skupił na tym wzrok. Wtem zauważył, że w sali jest mnóstwo podobnych stworzeń -
prawdopodobnie strażników. Wszyscy oni patrzyli na króla i zdawali się nie zwracać uwagi
na Marka. Dziewczyna spoglądała na króla ze strachem w oczach. Panowała cisza.
- Nie bój się, Kasantii - orzekł król. Tym razem łagodniejszym tonem, ale no i tak zabrzmiał
on głośno w sali. - Zastanawiasz się dlaczego tu jesteś?
Kasantii pokiwała głową, dając królowi do zrozumienia, że chce wiedzieć.
- Zostałaś wybrana przeze mnie na władczynię tego oto królestwa.
Dziewczyna spoglądała na postać na tronie.
- Dlaczego ja? - zapytała. Jej głos już mniej drżał.
Velmor podniósł się z tronu i dostojnym krokiem zbliżył się do Kasantii.
- Jestem już stary i chciałbym władzę powierzyć komuś innemu.
Dziewczyna nie odwróciła wzroku od oblicza króla.
- A kim są ci, którzy mnie tu przyciągnęli? - usłyszała swój głos.
Król chwilę milczał.
- Moi słudzy  wyjaśnił. - Potomkowie mojego poprzednika Pelograsa, który założył to
królestwo. Byli kiedyś ludzmi.
- I co się z nimi stało? Dlaczego są tak zmasakrowani?
- Pelogras im to zrobił, ale nie chciał mi powiedzieć jak - skwitował król. - Kiedy
przejmowałem władzę, Pelogras konał już na łożu śmierci.
Dziewczyna rozejrzała się wokoło, po czym ponownie spojrzała na Velmora.
- Ilu jest tych sług?
Król obrzucił ją zdziwionym spojrzeniem.
- Na pewno chcesz wiedz...
- Chcę - Kasantii nie pozwoliła mu dokończyć.
Król westchnął.
- Jeżeli chcesz wiedzieć, to ci powiem  rzekł. - W tej sali znajduje się jedna tysięczna całej
populacji tych sług. Jest ich tu 100 sztuk. Czyli gdybyś przyjęła moją propozycję panowania
to miałabyś do dyspozycji 100000 sług. Jest to potężna armia, która jeszcze nie przegrała
ani jednej walki.
Dziewczyna z wrażenia szerzej otworzyła oczy. Marek również.
Król zapytał:
- Czy chcesz przejąć po mnie władzę?
Kasantii nie wiedziała co zrobić. Wbrew swojej woli powiedziała:
- Oczywiście, że chcę królu.
Po tych słowach chłopak ujrzał coś niesamowitego. Coś, co zaparło mu dech w piersiach.
Od tej chwili spostrzegł, że wszystko zaczyna się dziać z przyspieszoną prędkością. Role się
odwróciły. Kasantii uniesiona przez jakąś siłę przemieniła się we władczynię tegoż
królestwa. Velmor natomiast upadł na ziemię. Marek nie wiedział, czy umarł, czy zasłabł,
bo ostatnią rzeczą jaką zobaczył to Kasantii klęczącą przy nim i hordę maszkar, które się do
nich zbliżały. Potem obraz się lekko zamazał. Marek usłyszał tylko żałosny krzyk, a potem
płacz Kasantii. Tak głośny płacz, że także jemu się udzielił. Zdał sobie sprawę z jednej
rzeczy. Przez ten króciutki czas polubił Velmora.
Ale król nie wytrzymał...
Zaraz jak nastąpiła przemiana. Upadł. Złapał dwa płytkie hausty powietrza, dwa razy
drgnął i znieruchomiał, pozostawiając dziewczynę w królestwie.
Dziewczyna płakała, stwory się zbliżały, a Marek nagle stracił obraz z oczu. Znalazł się na
zewnątrz obok dziury.
Potrząsnął głową, słysząc w głębi zawodzącą nad martwym ciałem Velmora, Kasantii.
Spostrzegł, że właz do królestwa się zamyka i zanim zamknął się na dobre, Marek
dosłyszał jeszcze przerażający krzyk rozpaczy, który nagle został przerwany. Właz zniknął
tłumiąc krzyk do maksimum... Chmury też zniknęły i po chwili wyszło słońce. Po włazie
nie pozostał ani ślad.
Zamiast tego zapanowała przerażająca cisza.
9
Jak z prędkością światła przeniósł się w czasie o dobre kilka stuleci. Okolica diametralnie
się zmieniła. Nie była to teraz pustynia, tylko równina z ogromną ilością drzew i krzewów...
Marek się zdziwił i coś zauważył.
W jego pobliżu pojawili się ludzie, którzy przybyli znikąd i zaczęli budować coś w stylu
osady...
10
Spostrzegł, że czas tak jakby uległ drobnemu przyspieszeniu. Miał wrażenie, że ten jego
sen dążył do jakiegoś punktu. Domyślał się, skąd wzięła się klątwa i kto ją rzucił. Ale czuł,
że musi obserwować wcześniejsze zdarzenia.
11
Osada była niewielka. Zwykłe prymitywne chatki. Mieszkańcom chodziło o to, żeby
mieć schronienie i spokojnie żyć...
No właśnie - ten spokój został zburzony - po kilku miesiącach.
Pojawiła się Kasantii...
Marek zbliżył się, z uwagą oglądając sytuację.
Z dziury w ziemi nie wyszło kilka stworów, tylko cała ich armia. Ogromna. Markowi
odechciało się liczyć. Zresztą, gdyby chciał to i tak by się nie doliczył.
Kasantii wydała polecenie i horda maszkar ruszyła przed siebie. Chłopak wiedział jakie
zamiary ma owa kobieta.
Ona pragnie zgładzić mieszkańców i tak też się dzieje. Maszkary za rozkazem - zupełnie
bez litości - zabijają każdego w osadzie.
Po tym zdarzeniu wraz z Kasantii powracają do swojego świata. Przejście w ziemi się
zamyka i w okolicy zalega grobowa cisza.
12
Marek zauważył, że znowu przesunął się w czasie. Nieznacznie, ale było to odczuwalne.
Wszystkie zdarzenia przyspieszyły.
Spostrzegł, że przybyła do osady kolejna populacja. Tym razem znacznie większa.
Ci  (nazwijmy ich)  osadnicy, zaczęli wałęsać się po osadzie, omijając resztki ciał
wcześniejszych mieszkańców. Część z nich zaczęła przetrząsać chaty, a jeszcze inni już
zaczęli szykować materiały na budowę kolejnych. Wcześniej odrobinę wzmacniając już
stojące...
13
Po wielu miesiącach pracy odbudowali osadę, powiększając ją o kilka nowych domków.
Pojawiła się nawet mała kapliczka, do której tamtejsze  moherowe berety mogły iść się
pomodlić.
Mieszkańcy mieli pewność, że nic nie zakłóci ich spokoju.
Okazuje się jednak, że były to błędne przypuszczenia...
14
Ponownie pojawiła się Kasantii. Horda maszkar otaczała ją zewsząd jak gniazdo
otoczone przez rój os.
Rozpoczęła się walka na śmierć i życie. Kasantii mimo, że zdumiona była siłą osady
broniącej swego życia, a przede wszystkim dorobku, ruszyła do ataku.
Ale zanim to zrobiła, spora liczba jej podwładnych padła ofiarą sprytnych osadników.
Odrobinę osłabili jej armię, ale nie oznacza to przegranej. Z bardziej agresywnym atakiem
ruszyła na rzez... rzez osadników. Chciała ich wytępić jak wstrętne karaluchy. Kilka
kolejnych stworów padło martwych, a na dodatek poczuła na ramieniu krew. Dotknęła w
tamtym miejscu ręką i skrzywiła się z bólu. Rana była głęboka, a krew sączyła się z niej
niczym woda z kranu.
Nikogo nie zauważyła. Zostawiła sprawę rany i ruszyła dalej.
Dwa koleje stwory padły na ziemię, a ona czuła, że opuszczają ją siły.
Odruchowo zerknęła na ranę, z której cały czas wypływała jej krew. W dodatku ta właśnie
ręka zaczęła jej drętwieć. Miała pewność, że straciła już sporo krwi i cały czas ją traciła.
Czuła, jak obficie spływała jej po ręce i kapała na brudną ziemię. Zrobiła kilka kroków, ale
już niepewnie. Zakręciło jej się w głowie i upadła na kolana. Chwilę poklęczała w bezruchu.
Próbowała się dzwignąć na nogi. Niestety  bezskutecznie. Zakręciło jej się mocniej w
głowie. Upadła bezwładnie na ziemię.
Zdała sobie sprawę, że to koniec. Zobaczyła plamy przed oczami, drgając kilka razy i
nieruchomiejąc.
Stwory spojrzały na martwą królową, po czym wydobyły z siebie ochrypły skrzek i
uciekły do dziury zamykając przejście.
Mieszkańcy przeżyli chwilowy szok i dopiero po długiej chwili zrozumieli, że zwyciężyli.
Tylko nie mogli uwierzyć, kto zabił Kasantii.
Czy to był ktoś z osady?
15
Dopiero po kilku godzinach, kiedy ochłonęli po walce, zebrali wszystkie ciała, wywożąc
je w jakieś odludne miejsce. Utworzyli z nich górę, po czym podpalili.
Ogień na początku był nieduży, ale po kilku minutach się powiększył. I właśnie w tym
samym momencie poczuli okropny smród.
Natychmiast zabrali się stamtąd, pozostawiając palące się ciała.
16
Kiedy tylko dojechali do osady poczuli się lepiej. Obejrzeli się tylko raz. Ujrzeli na niebie
czarny dym z wypalających się ciał.
17
Po tym wszystkim mogli już spokojnie żyć... bez przykrych zdarzeń.
18
W tym samym czasie, kiedy płonęły ciała stworów i Kasantii, w innej osadzie oddalonej
o kilkaset kilometrów wygnano szamana.
Podążał przed siebie.
Mieszkańcy stwierdzili, że uprawiał czarną magię i porozumiewał się z siłami
nieczystymi. Nie pozwolili mu żyć w taki sposób. Co prawda dali mu ostatnią szansę i
nakazali, aby wyrzekł się tego wszystkiego.
Szaman jednak nie zrobił tego.
I teraz wędrował przed siebie, szukając jakiegokolwiek schronienia. Dla pewności zostali
za nim wysłani trzej wojownicy dla zmyłki przebrani za wieśniaków. Dwóch sprawnych
fizycznie, a trzeci lekko kuśtykający.
Kto by pomyślał, że tylko jeden z nich spotka się z szamanem...
19
Po wielu tygodniach wędrówki szaman dotarł do osady, w której zginęła Kasantii i część
jej podwładnych.
Mieszkańcy nie wiedzą, że dotarł do nich, ponieważ zaszył się w jednym domku i ma się
rozumieć  pozwolił sobie tam zamieszkać.
20
Minęło kilka tygodni, kiedy jeden z wojowników dotarł do osady, w której zaszył się
szaman. Zamieszkał on w domku nieopodal lasu...
Marek oglądał to wszystko z wypiekami na twarzy.
Okazało się, że ten, który dotarł był krótko mówiąc wyczerpany  to fakt, ale to był ten
który kuśtykał. Tamci dwaj polegli podczas wędrówki...
Natomiast ten stanął pod drzwiami chatki szamana i zapukał. Przybył w odwiedziny, ale
jego zamiary nie były miłe...
21
Szaman nie spodziewał się pukania, a w szczególności nie spodziewał się gości. Lekko
się zdziwił.
Podszedł i otworzył drzwi.
Przez dłuższą chwilę przyglądał się przybyszowi, który sprawiał wrażenie wychudzonego
i wyczerpanego wieśniaka. Stare łachmany wisiały na nim, jakby lada chwila mały odpaść.
Zauważył, że przybysz także drży.
- Ugości pan strudzonego wieśniaka  wojownik nadzwyczaj umiejętnie naśladował
ochrypnięty głos.  Głodny jestem. Wędruję już wiele dni.
Szaman zrozumiał, że jak nie nakarmi przybysza, to ten umrze z głodu. Pomagając mu
wprowadził go do chatki i posadził na jednym ze stołków.
Po kilku minutach wieśniak otrzymał jedzenie i powoli zaczął pałaszować.
Kiedy skończył podziękował za gościnę i w zamian wręczył szamanowi podarunek.
22
- To jest eliksir na długowieczność - rzekł wieśniak. - Należy go wypić w ciągu siedmiu
dni. Jeżeli tak nie zrobisz, to nie zacznie działać.
Szaman z uwagą obracał w dłoniach malutką buteleczkę z błękitnym płynem.
- Siedem dni powiadasz - stwierdził i na chwilę oderwał wzrok od eliksiru. Chciał zapytać
wieśniaka, jak go należy wypić, żeby zmieścić się w siedmiu dniach...
Nie powiedział nic, ponieważ wieśniaka już nie było. Zniknął. Szaman poczuł się trochę
nieswojo i dziwnie trzymając w dłoni buteleczkę. Otworzył ją i powąchał. Nie wyczuł nic.
Eliksir był bezzapachowy.
- Ciekawe - powiedział do siebie. - Na długowieczność.
Okazuje się jednak, że nie był to eliksir, a wygląda na to, że szaman nie zdawał sobie z
tego sprawy...
23
Wojownik w przebraniu wieśniaka ukrył się w pobliskim lesie, oczekując ze
zniecierpliwieniem na finał...
24
Szaman jeszcze chwilę przyglądał się buteleczce, po czym pociągnął dwa małe łyki. Od
razu zauważył zmianę. Poczuł się o wiele lepiej.
25
"Dwa dni pózniej"
Szaman wypija resztę i mówi:
- Wieśniak miał rację - i odstawia pustą buteleczkę na stół.
Czuł się wspaniale...
26
"Pięć dni pózniej"
Po siedmiu dniach oczekiwania, wieśniak - to znaczy wojownik w przebraniu wieśniaka
udaje się do chatki szamana. Nie wie czy, wypił miksturę, czy nie, ale jak tego nie sprawdzi
to się nie dowie.
Zastał domek pusty, natomiast na stole ujrzał pustą buteleczkę. Lekko się uśmiechnął i
podszedł do niej.
Nie było mu dane zabrać ją w spokoju, ponieważ przed sobą dostrzegł szamana.
- Co tu robisz?  zapytał.
Wojownik spojrzał na buteleczkę, potem na szamana, znowu na buteleczkę i rzekł:
- Aby na pewno ją wypiłeś?
Szaman obrzucił go zdziwionym spojrzeniem.
- A co, miałem jej nie wypijać?  zapytał.
Wojownik natychmiast się zorientował, że szaman nie wie najważniejszego. Jednym
zamaszystym ruchem zrzucił ubranie wieśniaka i szyderczo się uśmiechnął.
- Myślałeś, że ujdzie ci to na sucho!  wykrzyknął. - Teraz cię dopadłem. To nie był żaden
eliksir. Sam widzisz jaki jesteś łatwowierny i jak łatwo nabrać cię na wszystko.
Szaman zrozumiał co się święci. Zaczął się zbliżać do drzwi.
- Czego chcieliście - wyrzucił z siebie te słowa. - Czego jeszcze chcecie. Dość, że mnie
wygnaliście, to w dodatku obdarowujecie mnie jakąś trucizną.
- Właśnie nikczemniku! - krzyknął znowu wojownik. - Wystarczy wypowiedzieć
odpowiednie słowa i wszystko się wypełni.
Szaman stał już przy otwartych drzwiach. Oczy miał jak spodki. Bał się.
- Uciekaj śmiało - kpił z niego wojownik. - Nic cię już nie uratuje.
Tak też zrobił. Zaczął uciekać do lasu, a wojownik wypowiedział słowa, które dopełniły
całości:
Gdy niebo zasnują chmury pierzaste
"Chmury pierzaste" - odpowiedziało echo docierając do uszu szamana, który zaczął
krzyczeć.
Gdy ziemię ogarnie mrok i ciemności
"Mrok i ciemności" - rzuciło echo.
Wtedy swe żniwo zbierze ta klątwa
"Ta klątwa" - powiedziało echo, a szaman dalej uciekał do lasu, drąc się wniebogłosy.
Gdy będziesz na wieki przeklęty
"Przeklęty" - dokończyło echo i krzyk szamana w głębi lasu natychmiast zamilkł.
Zupełnie - jak ucięty nożem...
27
Po krótkiej chwili wojownik po cichu dodał:
- Wypełniło się - po czym w milczeniu skierował się w drogę powrotną do swojej osady...
Markowi nagle obraz wyraznie zbladł, żeby po chwili ustąpić miejsca ciemności.
Po kilku minutach otworzył oczy.
Znajdował się we własnym łóżku, a na błękitnym niebie królowało słońce.
28
"Wypełniło się" - usłyszał w swoich uszach głos wojownika... Zrozumiał, że to już
koniec łamigłówki. Jedyne co mu jeszcze zostało to zdjąć klątwę z lasu.
Wszystko już rozumiał.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 14
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 16
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 13
Siderek12 Tom I Część III Rozdział 17
Siderek12 Tom I Część II Rozdział 11
Siderek12 Tom I Część II Rozdział 10
Siderek12 Tom I Część II Rozdział 12
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 3
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 5
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 4
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 8
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 7
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 6
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ II Rozdział 15
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 1
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 2
Siderek12 Tom I Część I Rozdział 9
Tom 2 Dom we mgle CZĘŚĆ II Rozdział 20

więcej podobnych podstron