FILOZOFOWIE I "SZARZY ZJADACZE CHLEBA"
Świat ludzi składa się z różnych grup. Są ludzie pragmatyczni, którzy wiedzą czego chcą i jakim kosztem mogą to osiągnąć, niezmącenie dążą do celu. Są ludzie racjonalni, którzy potrzebują znać powody, zanim zaczną działać. Są też ludzie - "owce", które potrzebują "pasterzy", bo sami nie potrafią podejmować decyzji. Są ludzie żyjący mitami, wierzący w obiektywność wiadomości prasowych, książek, plotek. Są niedowiarkowie, którzy ufają jedynie własnym możliwościom. Wszyscy ci ludzie, a zapewne da się jeszcze kilka grup znaleźć, mijają nas w trakcie całego życia, bliżsi i dalsi przesuwają się masą przez wspomnienia i dzień dzisiejszy. Nazywamy ich "szarymi zjadaczami chleba", ponieważ typowość ich charakterów czyni ich przewidywalnymi, mało ciekawymi. Pewnie dla nich my też jesteśmy nie wyróżniającą się częścią tłumu. Obecne zagęszczenie ludności sprawia, iż nie sposób znać wszystkich mieszkańców miasta, dzielnicy, czy nawet ulicy. Tysiące twarzy zlewają się w jedno zmęczone oblicze. Być może gdyby poznać każdą z tych postaci, okazałoby się, że są to bardzo interesujące osoby. Jednak pozostaje żyć w tym tłocznym oddaleniu i zadowolić się symbolami kultury masowej. Niektórzy lepiej znają bohaterów ulubionej telenoweli niż swoich sąsiadów. Aktorzy, politycy, muzycy za sprawą radia i telewizji odwiedzają nas częściej niż przyjaciele.
Te intrygujące, barwne postacie które są wspólną pasją całych społeczeństw łączy pozorna nietuzinkowość, przebojowość, odmienne podejście do życia, wewnętrzna dyscyplina, albo prowokacyjna abnegacja. Bywają ujmująco skromne i przeciwnie, inni emanują narcyzmem. Niegdyś mistyczna nutka towarzyszyła dekadenckim poetom, dziś mamy kult muzyków. Politycy przemawiają pięknie jak nikt inny, aktorom zawdzięczamy popularne gesty, sentencje i wzory osobowości do naśladowania. Pewien udział w tej grupie, choć ukryty w tle, mają filozofowie.
Ponoć ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nadnaturalna ciekawość jest także zasadniczą cechą filozofów, wyróżniającą ich spośród zwykłych ludzi. Zamiast zająć się czymś praktycznym, ci przesadnie wstrzymujący się od podejmowania jakichkolwiek decyzji "mędrcy", zawsze szukają przysłowiowej dziury w całym. Oglądając rzeczy z każdej strony wynajdują zupełnie abstrakcyjne powody do narzekań. A to uznają, że materia nie istnieje, bo nie są w stanie jej poznać (nawet, kiedy im książka spadnie na głowę), a to, że istnieje tylko materia, a dusza i myśli to... czcze wymysły innych filozofów. Czy w ogóle filozofowie są potrzebni? Co, poza wykładaniem historii filozofii robią?
Można odnieść wrażenie, że filozofia to sztuka takiego stawiania problemów, żeby nikt ich nie potrafił jednoznacznie i niezaprzeczalnie rozwiązać. Proponowane rozwiązania są zazwyczaj formułowane tak, jakby celowo miały być nieprzekonywujące. Oto kilka przykładów: pierwszy grecki filozof, Tales, dziwiąc się światu uznał, że musi być w nim jakiś porządek i jakaś zasada. Zadziwiające, że tak bystry człowiek, odkrywca kilku prawidłowości w dziedzinie geometrii stwierdził, że ową zasadą na której opiera się istnienie i funkcjonowanie świata jest woda. Można bronić starożytnych, że nie mieli jeszcze takiej wiedzy o świecie jak my, ale wystarczy "gołe oko", żeby zobaczyć wiele innych rzeczy na świecie oprócz wody.
Inne zagadnienie: spór o istnienie idej. Czy istnieją wprowadzone przez Platona prazasady, twory niematerialne, wieczne i niezmienne, których materialna rzeczywistość jest jedynie cieniem na ścianie jaskini? Jedni filozofowie utrzymywali, że tak, inni - przeciwnie, a wielu stało pośrodku. Aż któryś z nich uznał - "nie warto siwieć nad tym problemem".
Myślicielem o skrajnie szokujących przeciętnego człowieka poglądach był Berkeley, angielski duchowny z XVIII wieku. Stwierdził on mianowicie, iż nie ma materii. Niemalże zaprzeczył istnieniu świata poza człowiekiem i uznał istnienie tylko duszy... swojej. Ciekawe, do kogo wtedy adresowałby swoje dzieła. Z konieczności uzasadnienia jakoś jednak docierającego do niego świata zewnętrznego poprzestał na twierdzeniu, że wprawdzie materii nie ma, ale ten świat istnieje jako myśl Boga. Przy tej doktrynie słowa zazwyczaj traktowane jako zupełna oczywistość niegodna uwagi, "myślę, więc jestem" Kartezjusza, brzmią zupełnie trzeźwo. Naturalnie znaleźli się również tacy filozofowie, którym istnienie materii nie nastręczało wątpliwości, natomiast pozbyć się chcieli wszystkiego co duchowe. Stąd koncepcja człowieka-maszyny, organicznego aparatu, którego psychika, myśli to jedynie "wydzieliny mózgu".
Te i wiele innych problemów filozofii nie znajduje wciąż rozwiązania. Każde pokolenie, wiek, obszar kulturowy wydają na świat coraz to nowych "przyjaciół mądrości", którzy próbują rozwikłać mnożące się zagadnienia. Stojący w obliczu tego zwykły człowiek ma prawo kwestionować zasadność filozofowania. Porównując filozofię z innymi naukami, fizyką, czy biologią, patrzy się na dwa zupełnie inne światy. Jeden - filozofii, jest domeną abstrakcji i spekulacji, drugi - nauk szczegółowych, jest skarbnicą wiedzy praktycznej, niewątpliwej i zrozumiałej. Chociaż prawdą jest, że wszystkie te nauki mają swój początek w filozofii właśnie, to nie trzeba się długo zastanawiać, dlaczego opuściły swoją Królową Matkę. Jakikolwiek problem, podniesiony do dyskusji na terenie filozofii, z pewnością nie znajdzie jednej odpowiedzi. Inne nauki taką odpowiedź dadzą.
Przeanalizujmy konkretne zagadnienie dotyczące każdego człowieka - kwestię miłości. Podstawowe filozoficzne pytanie - czy w ogóle miłość istnieje. Wiadomo, że tak. Czym zatem jest - dalej zapyta filozof. Są różne rodzaje miłości: macierzyńska, zakochanych, patriotyczna, religijna. Czy są one tym samym? Niewątpliwie nie. Co zatem je łączy? Specyficzne przywiązanie osoby do jakiegoś obiektu uczuć. Czy miłości zatem, to myśli, czy uczucia? Z całą pewnością uczucia, myśli są jedynie inspirowane uczuciami. Czyli miłość jest, jak inne uczucia, niestała i zmienna? Niektóre rodzaje tak - miłość zakochanych znana jest ze swej chwiejności. A skoro mówi się, że Bóg jest miłością, to znaczy, że Bóg jest uczuciem? Nie wiadomo. Bóg jest tajemnicą, a miłość to tylko jedna z jego odsłon. No tak, powie uśmiechając się szelmowsko filozof, ale Bóg jest przecież najdoskonalszy, prawda? Nie wypada zaprzeczyć. A to, co najdoskonalsze nie musi się starać być inne, bo stałoby się mniej doskonałe? Ostrożnie przyznajemy rację, ale przestajemy nadążać za myślą filozofa. Zatem Bóg, powinien być niezmienny, a nie zmienny? Czy powiedzieliśmy coś takiego? Tak, Przecież Bóg jest uczuciem.
Tego rodzaju sofistyka to ulubione zajęcie filozofów-uwodzicieli. Chodzą po świecie i oczarowują ludzi swoją wnikliwością i uwagą jaką poświęcają rozmówcom. Trzeba być wyjątkowo, hmm... nieczułym intelektualnie, albo być równie wnikliwym jak filozofowie, żeby nie dać się złapać na ich sztuczki. Przecież, jak na początku powiedzieliśmy, otaczają nas tego rodzaju "mądrzy ludzie", politycy, duchowni, uczeni, specjaliści od telewizji i reklam, akwizytorzy, którzy roszczą sobie pretensje do wyłączności na jedynie słuszny punkt widzenia na świat. Stają na mównicach, pojawiają się w telewizji, bądź pukają do drzwi - jako specjaliści od wszystkiego - i porywają za sobą tłumy. Na szczęście jest ich tak wielu, że zakrzykują się wzajemnie. Inna sprawa, że i tak najgorzej wychodzą na tym zwykli, szarzy ludzie. Dziewczyny spierające się o postawy moralne gwiazd rocka, z których czerpią swoje ideały przeżywają te konflikty znacznie bardziej realnie niż ich twórcy "z góry". Ustalanie hierarchii wartości ludzi według posiadanych modeli telefonów komórkowych, czy samochodów. Piętnowanie ludzi o odmiennych poglądach, czy wyznaniach. Ludzie ginący za idee, gorzej - zabijający dla idej, to ofiary demagogii pseudofilozoficznej, manipulacji socjologicznej i psychologicznej. Nieraz słyszy się płomienne mowy o miłości, podstawowych wartościach, sprawiedliwości, człowieczeństwie, dobru - hasła te powtarzane są z tylu stron, w tylu różnych kontekstach, że nie wiadomo co właściwie znaczą. A zwykłemu człowiekowi nie wypada powiedzieć, że nie wie co to dobro, czy sprawiedliwość. Są ludzie, którzy nie wahają się to wykorzystać.
Czyżby zatem był podział na filozofię prawdziwą i coś, co filozofię udaje? Tak, przypatrzmy się bowiem niewinnym szaleństwom Berkeleya i zestawmy je z grozą szaleństwa totalitarnych władców, Hitlera i Stalina. Niby oba szaleństwa łączy pragnienie ułożenia świata, rekonstrukcji człowieka tak, aby jego życie stało się łatwiejsze. Ale jaka przepaść między tymi szaleństwami... Prawdziwe filozofowanie, choćby zupełnie niepraktyczne, to namysł nad rzeczywistością, poszukiwanie sensu, uparte analizowanie słów, aż ukażą wszystkie swoje oblicza i przez to bardziej zrozumiałe stanie się ich znaczenie. Wszelkie próby wprowadzenia w życie filozoficznych koncepcji społeczeństwa spełzły na niczym. Pomysły na państwo Platona, czy Morusa okazały się być tylko utopiami, ale też żaden z filozofów nie dostosowywał ludzi do swoich koncepcji. Wprawdzie Platon mawiał "przyjacielem mi człowiek, ale bliższym prawda", była to jednak dyrektywa etyczna, a nie hasło totalitarne.
Należy zatem odróżniać filozofów od udających filozofów. Ci drudzy zasługują na pogardę, ponieważ nie są przyjaciółmi mądrości, tylko fanatykami jakiejś idei. Filozofom zaś trzeba pozwolić szukać nowych pytań, nowych odpowiedzi. Bo chociaż bezpośrednio nie odczuwamy wymiernych skutków ich pracy, to trzeba pamiętać o krytycznej roli filozofii - cokolwiek człowiek stworzy nowego, filozofowie rozbiorą to do ostatniej śrubki i pokażą wszystkie wady rzeczy. Tego można być pewnym.