Ten rozdział jest bardzo długi i powinien zadowolić co po niektórych...
"Kiedy zaciera się granica między niebem a piekłem"
część XIV "...I want to show you everything about the true me..."
Była zdenerwowana. Więcej. Była cholernie zdenerwowana. Odgarnęła nerwowo grzywkę oczekując, za prowizorycznie zrobioną sceną, na rozpoczęcie koncertu. Po co się ona do cholery zgodziła??? Zaczerwieniła się na samą myśl o tym, że zaklnęła. Gdyby jej ojciec to usyszał...
- Filia!
Odwróciła się. Przez niewiarygodnie mały ułamek sekundy myślała, że wrócił jej ojciec zza grobu, ale to była tylko sekretarka Johna.
- Gotowa?
Skinęła głową, chociaż nie czuła się gotowa. Nic a nic. Laura położyła jej na ramieniu uspokająco dłoń.
- Połam nogi, czy jak to się tam mówi - uśmiechnęła się.
Odwzajemniła uśmiech i poczuła się lepiej.
Denerwował się. Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nigdzie go nie dostrzegł. Gdzie się on do jasnej cholery podziewa??? A przecież prosił, by przybył punktualnie. Ale nie, musi pokazać te swoje humory! John zazgrzytał zębami. Jeśli dotychczas nie potrafił znaleźć z synem wspólnego języka, to ostatnio działali sobie na nerwy.
Gdzieś obok strzelił korek od szampana i to go trochę uspokoiło. Przyjęcie jak do tej pory było udane. Goście żywo dyskutowali, ale na znak dany przez Laurę umilkli i zwrócili swe oczy na scenę. Uśmiechnął się do siebie i przymknął oczy. Kiedy słyszał jej głos wszystko wydawało mu się błahe.
Spóźnił się. Nawet nie celowo, chociaż miał na to wielką ochotę. Po prostu samochód mu się zepsuł. Wszedł do budynku i zastał rozmawiającego z recepcjonistką James'a.
- James...
- Tak, paniczu.
- Zepsuł mi się samochód, mógłbyś się tym zająć?
- Dobrze, paniczu. Gdzie panicz go zostawił?
- Na rondzie - wręczył mu kluczyki - ...cztery przecznice stąd...
- Wiem, gdzie to jest - przerwał mu. Skłonił się lekko i skierował do wyjścia.
- A! James!
- Tak? - zatrzymał się z ręką na obrotowych drzwiach.
- Wrócę z Wami, limuzyną.
Przez chwilę James nie drgnął, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Może lepiej będzie, jak panicz porozmawia na ten temat z ojcem - wyrzucił z siebie szybko i wypadł na zewnątrz.
- ??
Skończyła się pierwsza połowa koncertu i korzystając z przerwy Filia napiła się trochę szampana. Nie przepadała za alkoholem, ale uważała, że przyda jej się łyczek czegoś mocniejszego.
- Fi...
Czyjaś ręka objęła ją i przytuliła mocno.
- Pięknie śpiewałaś.
Uniosła głowę i ujrzała śmiejącą się parę bursztynowych oczu.
- Dziękuję - zarumieniła się lekko, ale nie była pewna, czy to z powodu komplementu, czy tej odrobiny szampana.
- Cieszę się, że się zgodziłaś.
- Ja też.
John puścił ją, podszedł do kawałka materiału, który zastępował kurtynę i wyjrzał.
- Słyszałaś te oklaski?
Filia zarumieniła się jeszcze bardziej.
- Tak.
Nagle podbiegł do niej i chwycił jej dłoń.
- Chodź, przedstawię Ci kogoś.
W sali było bardzo gorąco. Xellos rozpiął marynarkę i odrobinę poluzował węzeł krawatu. Powiódł wzrokiem po sali, ale nigdzie nie dostrzegł ojca. Może nie zauważył, że się spóźnił? Tak byłoby lepiej. Ostatnio nie dogadywali się i często kłócili o błahostki.
- Xellos, kotku, spóźniłeś się.
Kobieta w sukience bez pleców koloru wina wzięła go pod ramię i przycisnęła się tak, że czuł jej sutki. Mogła mieć najwyżej 1,60, ale szpilki, które miała na sobie dodawały jej dziesięć centymetrów.
- Hej, Ivon. Jak tam koncert? Zaczął się już?
- No właśnie - odsunęła się minimalnie i skrzywiła swe drobne usteczka pomalowane na wściekle czerwony kolor. - Skończyła się pierwsza połowa i... - powiodła wzrokiem na pustą scenę. - ...niezła jest - dokończyła, jakby z wysiłkiem przeszły jej przez usta dobre słowa na temat piosenkarki.
Musi być naprawdę dobra, pomyślał Xellos, skoro Ivon przeszło przez gardło "niezła". Zazwyczaj nie tolerowała innych kobiet, chyba, żeby były szkaradne, ale w to akurat nie wierzył. Ojciec nie zatrudniłby brzydkiej kobiety, choćby nie wiem jak pięknie śpiewała. Nie dla tych gości.
- Niezła, powiadzasz...
Ivon odwróciła wreszcie wzrok od sceny i znów do niego przywarła.
- A chociaż ładna? - miał ochotę trochę się z nią podrażnić.
- Może być... - odpowiedziała z wahaniem po dłuższej chwili.
- Chyba mi nie powiesz, że też blondynka? - nie ustępował.
Ivon machinalnie poprawiła swoje blond loczki tuż za uszy. uparcie wkoło twierdziła, że to jej naturalny kolor, ale miał okazję sam się przekonać, że tak nie jest.
- Też... Czy ty chcesz, bym się na ciebie pogniewała? - pzekrzywiła głowę i zmrużyła oczy.
- Ależ skąd, kotku - uśmiechnął się do niej półgębkiem. - Ale powiedz mi jeszcze... - pochylił się nad jej uchem - Jaką ma sukienkę?
Tego Ivon nie była w stanie znieść. Puściła jego ramię, a jej usteczka zatrzęsły się niebezpiecznie.
- Nienawidzę Cię, Xellosie Metallium - wysyczała i odmaszerowała w stronę samotnie stojącego prezesa pewnej firmy. Może i nie był piękny, ale za to bogaty. A to przecież najważniejsze. Prawda?
Filia grzecznie przeprosiła i oddaliła się od grupki, z którą spędziła ostatnie kilka minut. Czuła się oszołomiona komplementami, jakie wokół słyszała. Każdy chciał uścisnąc jej dłoń i powiedzieć kilka słów na temat jej występu.
Sięgnęła po kieliszek szampana z tacy przechodzącego obok kelnera i wypiła kilka łyczków. Przymknęła oczy i wciągnęła mnóstwo powietrza do płuc. Wypuszczała je oczyszczając umysł tak, jak nauczył ją ojciec.
- No proszę, kogo my tu mamy?
Drgnęła zaskoczona. Przed nią stał mężczyzna przed trzydziestką o dziwnie fioletowych włosach.
- Znamy się? - zapytała grzecznie.
Na jego twarz wypłynął pogardliwy uśmieszek.
- Nie.
Zmarszczyła brwi. O co mu chodziło? I dlaczego był taki nie miły?
- Przepraszam, ale nie znam pana i muszę...
- Gdzie twój kochaś? - nie zwracając na nią uwagi rozejrzał się wokoło. - Który jest tym naiwnym pacanem?
Zatkało ją.
- S... Słu... Słucham?
- Pytam, czy twój kochaś wie... - zbliżył się do niej niebezpiecznie blisko wbijając w nią wzrok. Dopiero teraz dostrzegła, że jego oczy mają kolor włosów. Kolor ame... - ...że jesteś dziwką? - dokończył.
Spoliczkowała go. Rozmowy koło nich umilkły, ale Filia nie zauważyła tego. Jego oczy szeroko otwarte wyrażały zdziwienie, a w niej gotowała się złość. Co on sobie myśli??? Jak śmie nazywać ją dziwką?!?!?
- Nie. Jestem. Nią. - każde słowo wypowiadała z naciskiem, pod którym ugiąłby się nawet beton.
- Taaaak? - jego wzrok znów był zimny. - Co ty nie powiesz? - nawet uśmiechnął się lekko.
Nie odpowiedziała. Zamierzała go minąć bez słowa.
- Co tu się dzieje?!
Oboje drgnęli i odwrócili się do Johna. Ten posłał przeprosinowy uśmiech otaczającym ich osobom, po czym ujął za łokieć Filię i Xellosa i wyprowadził na balkon.
- O co Wam dzieci poszło?
- To on!
- To ona!
Wykrzyczeli jednocześnie.
John już się nie uśmiechał.
- Coś ty jej zrobił? - zapytał ostro syna.
- Ja? - był szczerze zdziwiony faktem, że ojciec ujął się za tą dziewczyną.
- Co ci zrobił kochanie? - niedoczekawszy się odpowiedzi od syna zwrócił się do Filii delikatnie obejmując ją ramieniem. - Powiedz mi, maleńka...
- Nazwał mnie... - zarumieniła się i spuściła oczy. - ...dziwką - dokończyła ledwo słyszalnie.
- Oh! Woli pani stwierdzenie prostytutka? Najmocniej przepraszam - ukłonił się przed nią z pogardą.
- Xellos, przestań!
- Xellos? - podniosła głowę i wbiła w niego swe wielkie niebieskie oczy. - Ty jesteś Xellos? - cofnęła się dwa kroki.
- No właśnie - podniósł podbródek. - Syn szefa tej firmy, dziwko - ostatnie słowo wypowiedział z mściwą satysfakcją.
Znów oberwał. Tym razem od ojca.
- Za... co?
- Masz ją przeprosić.
- Jeszcze czego.
- Powiedziałem, że masz ją PRZEPROSIĆ.
Xellos zmrużył oczy i przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu. Potem przeniósł wzrok na Filię kulącą się za Johnem i z powrotem na ojca.
- To ona, prawda?
John nie zrozumiał pytania.
- To ta dziwka, z którą spędzałeś ostatnio czas, prawda?
John nie odpowiedział. Xellos wyprostował się.
- Ta, dla której zapomniałeś o mamie... - dodał cicho wpatrując się w szeroko otwarte oczy Filii.
Przez małą chwilkę dojrzała w jego oczach ból, który rozdzierał serce. Nie wiedziała skąd wie, że mieszka z prostytutkami, ale nie to było w tej chwili najważniejsze. Zrobiło się jej go żal. Patrząc jak wchodzi przez drzwi balkonowe do jasno oświetlonej sali przypominał ją samą tuż po stracie ojca. Osoby, którą kochała najbardziej na świecie.
- Fi-chan... Wszystko w porządku?
Oderwała wzrok od drzwi, za którymi dawno zniknęła jego sztywno wyprostowana sylwetka i zwróciła spojrzenie na Johna.
- Tak - przetarła czoło.
- Przepraszam za niego.
- Nie szkodzi - potrząsnęła głową.
- Ale...
Położyła mu palec na ustach.
- Bardzo za nią tęskni... - cichy głos. - Ty też - widząc w jego oczach pytanie dodała - widać to w waszych oczach.
Stała na scenie trzymając mikrofon i próbując oczyścić umysł. Miała przed sobą do zaśpiewania kilka piosenek i nie chciała, by wypadły smutno. Otworzyła oczy i poszukała wzrokiem Johna. Stał koło drzwi balkonowych i niepewnie się uśmiechał. Kiwnęła mu głową ledwo dostrzegalnie. Odpowiedział tym samym. Zabrzmiała muzyka i śpiew popłynął ku jednej jedynej osobie na sali.
Ima wa mada hi mo tokenai mune no oku no garasu saiku
shinjite'ru anata dake wo kanjite'ru rifurain (refrain)
aruki nareta eki made no michi nori mo
ame no hi ni mochi dasu kasa no hana mo
atsumatta oki mari no tomodachi mo
kaerezuni kaerezuni motareta hanbaiki mo
doko ni mo mitsukaranai kokoro wa tsunao ni narenai
sekai chuu doko ni anata wa iru no kurikaeshi sagashitsuzukete'ru
Ima wa mada hi mo tokenai mune no oku no garasu saiku
hontou no watashi no koto mada dare mo shiranai
uso tsuite tsukuri warai itsumo doko ka samishikatta
shinjite'ru anata dake wo kanjite'ru rifurain (refrain)
akogarete'ta tooi hi no omokage mo
kanashimi wo furutte kureta hito mo
itsu no hi ga hanarete'ku tomodachi mo
aitakute aitakute kogarete'ta ano hito mo
ima wa mou kokoro no oku daiji na omoi de mune ni hi me
sekai chuu dare yori anata no koto wo kurikaeshi sagashitsutzukete'ru
ima wa mada hi mo tokenai mune no oku no garasu saiku
hontou no watashi zenbu anata ni wa misetai
kikoete'ru? kikoete'nai? watashi no koe tooku you ni
shinjite'ru anata dake wo kanjitai rifurain (refrain)
Ima wa mada hi mo tokenai mune no oku no garasu saiku
hontou no watashi no koto mada dare mo shiranai
uso tsuite tsukuri warai itsumo doko ka samishikatta
shinjite'ru anata dake wo kanjite'ru rifurain (refrain)
..........
Xellos zamierzał opuścić salę najszybciej jak to możliwe, ale napotkał po drodze na przeszkodę imieniem Ivon. Kiedy wreszcie się od niej uwolnił i miał zamiar przekroczyć próg sali zabrzmiała muzyka, a wraz z nim jej śpiew. Odwrócił się machinalnie i natknął się na najbardziej niebieskie oczy, jakie w życiu widział wlepione prosto w niego...
koniec części XIV...
"Ichibyo no refrain" Get Backers
story write by Aurorka (30.6.2004) (titonosek@interia.pl)
4
4