Tak, wiem, długo czekali?cie...
"Kiedy zaciera się granica między niebem a piekłem"
czę?ć XXVI "...I believe that you're always nearby..."
- Ale mnie wystraszyła - pan Brent otarł czoło ręk�. - Nie chcę my?leć co by się stało, gdyby... - zamiast dokończyć, poluzował węzeł krawatu.
Gabriel poklepała go uspokajaj�co po ramieniu.
- Nic dziwnego, że zemdlała. Kto to widział lecieć na dwór po takiej gor�czce.
- Biegła jak do pożaru - przytakn�ł pan Roman. - Dopiero, gdy Larry zaj�ł się panem Metallium pozwoliła się od niego odci�gn�ć.
- I wtedy malowniczo straciła przytomno?ć - dokończyła Gabriel.
- Ten doktor... Larry?... Dobry jest? - James nerwowo zagl�dał przez okienko w drzwiach do pokoju, w którym znajdowała się John.
- Kiedy? był ordynatorem tego szpitala - pan Roman także zerkał przez okienko.
- Był? - James oderwał wzrok od głaszcz�cej po głowie Xellosa Anny i spojrzał pytaj�co na małego człowieczka przed sob�.
- No cóż... - zmieszał się pan Roman. - Kilka lat temu miał drobny problem...
- Drobny?
- ...no...tak jakby...to znaczy... - pl�tał się. - Obiecałem, że nikomu nie powtórzę - wyprostował się dumnie, co wygl�dało ?miesznie.
- Pił.
- Co? - odwrócili się gwałtownie za siebie.
- Ale mi tajemnica - prychnęła Vivian.
- Co ty tu robisz?!?
- Przyszłam odwiedzić Filię - u?miechnęła się niewinnie. - A co? Nie można?
- Nnnie... sk�d. Można - przytakn�ł James.
- A wła?nie, że nie można!!! - wykrzyczał pan Roman cały czerwony na twarzy.
- Proszę się uspokoić - uciszył go James odci�gaj�c od drzwi.
Pan Brent pozwolił się grzecznie odci�gn�ć się w k�t korytarza ciężko posapuj�c ze zło?ci.
- Kazałem ci pilnować interesu - wyci�gn�ł palec oskarżycielsko w stronę Vivian.
- Tereska się wszystkim zajęła - wzruszyła obojętnie ramionami.
- Te... Te... Tereska?
Zimna.
Dziwne. Nigdy wcze?niej nie zastanawiała się, że to takie przyjemne uczucie.
Bose stopy powoli przesuwa po posadzce.
Zimno.
Nie przeszkadza jej. Działa koj�co na rozdygotane serce.
Kolejny zakręt.
Dlaczego jego pokój jest tak daleko?
Szorstka ?ciana.
Jej palce odczytywały z niej ludzkie tragedie, jakie widziały i cudy, które się tu dokonały.
Chyba to s� wła?ciwe drzwi.
Ciemny kwadrat skrywaj�cy tak drog� jej sercu osobę.
Nie szkodzi.
Księżyc wystarczy.
Blada twarz.
Boże, chroń Go.
Drzwi cicho przymknęły się, lecz nadal stała nieruchomo nie mog�c oderwać wzroku od jego bladej twarzy. Tak niewiele brakowało.
Cichy szum maszyny.
Trzy kroki.
Po?ciel taka chłodna.
Dłoń ciepła.
Ulga.
Ciche westchnienie.
Zaraz, zaraz...
Czyje?
- Tereska...
- Tak...? - spu?ciła wzrok i nerwowo gniotła r�bek fartuszka. - Przepraszam... - wyszeptała cicho i jeszcze mocniej spu?ciła głowę.
- Ale... - panu Romanowi brakowało słów. - ?wietnie!!!
- Co?
- Cu-do-wnie!!!
Zegar wybił dwunast�.
- Może lepiej zrobiliby?my, gdyby?my zostali?
- To byłoby niepotrzebne. Z reszt� w Twoim wieku...
- Co masz na my?li?! - przerwała mu Anna szorstko.
- Przepraszam - James podniósł ręce w obronnym ge?cie. - Ja tylko... - zerkn�ł na zegar - dzisiaj kończysz sze?ćdziesi�t lat... - dokończył cicho.
- My?lisz, że zapomniałam!?! - sięgnęła odruchowo po fartuch, którym zwyczajowo była przepasana, ale nie znalazwszy go pozwoliła łzom płyn�ć swobodnie. - Przecież... - jej ramionami wstrz�sn�ł szloch.
- Wiem Anno, wiem - otoczył j� ramionami pozwalaj�c by łzy wsi�kły w jego marynarkę. - Wszystko będzie dobrze... dobrze... - szeptał w jej ucho uspokajaj�co.
Monic poruszyła się niespokojnie na niewygodnym fotelu. Koc zsun�ł się kilka centymetrów. Księżyc o?wietlał jej zmęczon� twarz i puste łóżko.
tameiki majiri no kaze no naka, boku ni miseta
kimi no namida no riyuu wa wakaranai
ima mo fusagare-tsuzukeru kokoro no itami wo
dare ga kowaseru no darou
iki wo koroshita mama utsumuite nakanaide
itsudatte...
sou sa deaeru kara
sekaijuu no daremo ga wakaranakute mo ii sa...
kimi ga matteiru nara
ima mo kawaranai kimi wo mite'ru
kono mama...
utsushidashita ude ni nokoru kako no kizuato wa
yurusareta kimi ga seotta tsumi no akashi
kasuka ni hohoemu kuchimoto ga itoshiku hakanakute
dare ni mo kimi wo watasanai
itsuka kimi ga umarekawareta to shita naraba
ano hi no you ni...
kitto deaeru kara
hitorikiri de furueru yoru ni natte mo ii sa...
boku wa matte iru kara
ima ano hi no kimi no sugata ga mienai
me wo tojite sono hohoemi ni fureta
tatoe futari ga donna ni tookunatte mo ii sa...
boku wa matteiru kara
itsumo soba ni iru to shinjite'ru
kimi dake wo...
sekaijuu no daremo ga wakaranakute mo ii sa....
kimi ga matte iru kara
ima mo kawaranai kimi wo mite'ru
sono mama...
..........
Sen.
Anioł pochyla się nad jego ojcem. Chce go mu zabrać?
Nie!!!
Nie słyszy własnego krzyku.
Nie pozwoli go zabrać!
Uczucie strachu minęło nagle i pojawiła się pewno?ć.
Pewno?ć, że już wszystko będzie dobrze.
A wraz z ni� ulga.
Z umęczonej piersi wyrwało się ciche westchnienie...
koniec czę?ci XXVI...
"Kimi ga matte iru kara" Gackt (Crescent)
story write by Aurorka (5.10.2004) (titonosek@interia.pl)
3
3