To, że ta czę�ć powstała kilka miesięcy temu i dopiero dzi� Wam jš
przedstawiam wynikło z faktu, ze komputer mi się spalił i dopiero w ostatnich
dniach udało mi się odzyskać zawarto�ć twardego dysku. Mogę zaczšć więc pisać
dalej tak jak obiecałam...
"Kiedy zaciera się granica między niebem a piekłem"
czę�ć XXX "...we are always on the way to find the place we belong..."
- Ej!!
Gabriel z Tereskš podskoczyły jak oparzone.
- Ciii... - odcišgnęły Vivian od drzwi prowadzšcych do gabinetu pana Brenta.
- Co wy...?!
- Ciiiiiiiiii...
Dziewczyny odetchnęły dopiero, gdy znalazły się w oddalonym kšcie kuchni.
- My�lisz, że usłyszał? - zapytała goršczkowo Gabriel.
- Ej!
- Wywali mnie, wywali mnie, wywali mnie... - Tereska załamywała ręce. Żadna z
nich nie zważała na stojšcš obok Vivian.
- Ej!!!
- A gdzie tam - machnęła lekceważšco rękš Gabriel.
- Łatwo ci mówić, jeste� jego ulubienicš - Tereska nerwowo kršżyła wokół Vivian.
- Hmmmm... - Gabriel utkwiła wzrok w drzwiach gabinetu.
- EJJJJJJJJJJJJJJJJJJ!!!!!!!!!!!!!!!!!
- Co to za krzyki?! - pan Roman poderwał się z fotela, które skrzypnięciem
podziękowało za niespodziewanš ulgę.
Filia odwróciła się zaskoczona. Pan Roman wybiegł z gabinetu, a ona pogršżyła
się w my�lach. Miała większe problemy niż czyje� krzyki.
Skšd we�mie pienišdze dla pana Romana? Miała dach nad głowš, wyżywienie,
opiekę i trochę drobnych na codzienne wydatki, ale nawet gdyby je odkładała
przez rok to nigdy nie zdobędzie potrzebnej kwoty. Zagryzła wargę, a na jej
czole pojawiła się pierwsza zmarszczka. Czyżby musiała znów co� po�więcić?
I... czy warto?
- Kto tam?
W ciemno�ciach spowijajšcych ganek stała Anna i wytężajšc wzrok wpatrywała
się w ro�linno�ć za furtkš. Mogłaby przysišc, że słyszała czyje� kroki.
Odczekała kilka minut, ale nikt się nie odezwał. Wytężyła słuch, ale szum
morza zagłuszał nawet szelest li�ci.
- Jest tam kto?! - powtórzyła na wszelki wypadek. Znów odpowiedziała jej cisza.
Cofnęła się kilka kroków nieodrywajšc oczu od krzaków i wymacała dłoniš
klamkę. Tuż pod niš znajdował się w zamku klucz. Przekręciła go i jak mogła
najszybciej pchnęła drzwi i weszła do �rodka. Dopiero, kiedy drzwi się za niš
zamknęły odetchnęła. Zamknęła się na cztery spusty i niezapalajšc �wiatła
podeszła do okna, by ostrożnie wyjrzeć. Niebo zasnute chmurami pochłaniało
�wiatło okolicznych lamp, ale mimo tego wydawało jej się, że dostrzegła jakš�
postać stojšcš za furtkš.
- Złodziej? - zapytała samš siebie.
Sięgnęła po telefon, ale po minucie wsłuchiwania się w cišgły sygnał odłożyła
słuchawkę bez wykręcenia numeru.
I wła�nie w tej chwili rozległo się pukanie.
- Filia jeszcze nie wróciła?
- Nie - Monic oderwała się od robienia kolacji i spojrzała z niepokojem na
Johna. - My�lałam, że jest z panem na spacerze.
- Rzeczywi�cie umówili�my się na spacer, ale nie pojawiła się.
- Może zagadała się z dziewczętami? - Monic wytarła ręce w fartuch. -
Zadzwonię i sprawdzę.
- Nie trzeba - John uniósł rękę. - Ja to zrobię, a ty kończ kolację. Na pewno
zaraz się pojawi...
Pod drzwiami leżała koperta, a w niej skre�lone na kartce kilka słów.
"Żyję...
Nie martw się...
Kocham...
X"
Pan Brent siedział w swoim gabinecie przy zgaszonym �wietle. Wpatrujšc się w
cienki sierp księżyca rozmy�lał...
Skłamał. Poprosiła go, więc skłamał. Już nieraz kłamał i zawsze czynił to z
pewnš satysfakcjš... Tylko że dzisiaj...
Pan Metallium był zdenerwowany... Mało powiedziane... Był strasznie
zaniepokojony, ale cóż się dziwić? Jego drugie "dziecko" zniknęło z
domu bez zostawienia choć jednej wiadomo�ci. Sam byłby nielicho zmartwiony.
Fotel zaskrzypiał, kiedy wstał. Podszedł do okna i wyjrzał na ulicę. Można
było zauważyć pierwszych go�ci kršżšcych po ulicy. My�li pana Brenta
skierowane zostały na troski dnia powszedniego.
Tłuszcz zaskwierczał na patelni przypominajšc o swojej obecno�ci na ogniu,
ale nikt nie zmniejszył płomienia. Trójka osób siedziała wokół stołu wpatrujšc
się w telefon leżšcy po�rodku. Czekali...
- A może powinny�my... - Monic zagryzła wargę.
- Poczekajmy jeszcze chwilę... - John przetarł spocone czoło. - Z pewno�ciš
zadzwoni...
I jak na zawołanie telefon zadzwonił, ale ani John ani Monic nawet nie
drgnęli. James westchnšł cicho i sięgnšł po słuchawkę.
- Rezydencja pana Metallium, słucham...
can you hear the calling of the raving wind and water?
we just keep dreaming of the land 'cross the river
we are always on the way to find the place we belong
wandering to no where, we're paddling
down the raging sea
who can cross over such raving wind and water?
on the rolling boat we sit, shivering with coldness
come by an island, come by a hillock,
it's just another place, we paddle on
down the raging sea
but in one morning we'll see the sun
bright shining morning dew singing
they who will search will find the land
of evergreen
can you hear the calling of the raving wind and water?
we just keep paddling down the sea, up the river
no destination, but we are together
in the silent sadness we're paddling
down the raging sea
down to no where
..........
Dym papierosów drażnił nozdrza, ale starała się o nim nie my�leć. Zacisnęła
powieki i wsłuchała się w melodię płynšcš z gło�ników. Musi się postarać
dobrze wypa�ć. Zależy jej na tej pracy. Cóż z tego, że znowu otoczona jest
przez ludzi, którzy napawajš jš strachem?
Dla Jego szczę�cia... Dla Jego szczę�cia będzie �piewać w�ród nich... Znów...
koniec czę�ci XXX...
"To Nowhere" .hack//SIGN
story write by Aurorka (13.11.2004) (titonosek@interia.pl)
3
3