POEZJA?
Bo tylko w niej jest wyzwolenie!
W krainach południa chłód źródlanych szczytów,
Oddech sklepienia, głęboki, i witraże zatok,
Płaszcze koron z igliwia, sączące się sady,
Wytchnienie niczym łagodny, płynny powiew fletów,
Szeroko iskrzące zielenie, jakbym już był w Raju!
I nazwy. Wrócona pradawna rytmiczność,
Polifonia płaszczyzn, wszystkie gesty, szczegół,
Kiedy szedłem ku tobie w świergot rozlewiska,
Stojącej boso w szklistym, nagim stroju.
Uśmiech twych rzęs jak niegdyś, gęsty strumień włosów,
Tamten błysk w listowiu i chrząszcz,
Co nagłym cupnięciem napiął rzeczną błonę.
A w dolinie bogini Izyda już święci zwycięstwo,
Każda z rzeczy, odrębna, nuci własny rapsod.
*
Ależ nie! A gdzieśmy widzieli zupełność?
Znad jakich wyżyn, pytam, i cośmy słyszeli?
Który dźwięk dzwonów, czas, pokolenie,
Żeby móc mówić: nadczłowieczy dialekt?
O nierozumni! I pod jakim prawem? PAMIĘĆ
Pokój. W nim bukiet na niewielkim stole:
Muszla anturium jak żłobiona ogniem,
Smukła gerbera, trzy lilie - fiolety, cynobry,
Oraz waplinek, pośród liści, drobny.
I patrzę. Śliczne. Ujęte strojnie seledynem wstążki.
Lecz myślę, nie! Nie tyleż one! Raczej te twarze,
Kiedyś nad nimi, z któregoś ogrodu,
Zbyt dusznej szklarni, któż wie, a może pola,
Spojrzenia kupców z jakichś pawilonów,
Dotyk ich dłoni, śmiech, odgłos zawołań -
„Romku!” „Tak, Amelio droga, już przynoszę wodę”.
„Może zaniesiesz któreś babci Annie”?
Teraz jakby niebyłe lub całkiem przepadłe,
Że nawet nie wiem kiedy, gdzie się działy,
Czy to one właśnie. I nie odgadnę? Zapomnę?
I mnie nad tą pieśnią, pokoju, stołu, kwiatów
Także nikt nie zgadnie?