Bijatyki na „Titanicu”
Wojna w Iraku wypchnęła z mediów wojny znacznie nam bliższe. Fakt, że pan Kwaśniewski wszedł w ostry konflikt z panem Millerem, jeszcze został odnotowany - ale to wcale nie najważniejsza z „ wojen na górze”. Kwaśniewski i Miller na konflikt byli skazani od dawna, nic tu zaskakującego, poza może woltą Urbana, który zaczął sypać swoich partyjnych kolegów. Wywołało to, nawiasem mówiąc, ciekawą reakcję propagandową zaatakowanych, wspartych przez żądnych łatwej wierszówki, a nieskorych do samodzielnego myślenia publicystów. Oto utarło się, w tonie błyskotliwego pseudoparadoksu, dziwić, że prawica „nagle zaczęta powoływać się na Urbana”, że stał się on jej „autorytetem moralnym” itd. Głupie gadanie. Od zawsze jest tak, że gangsterzy sypią się nawzajem, czasem po to, by się wybielić, czasem żeby zaszkodzić konkurencji - i nigdy jeszcze nie słyszałem, jako żywo, by sąd opierający się na zeznaniach jakiegoś „Salcesona” czy innego łysola albo policja przechwytująca przemyt „ Wołomina”, o którym wie dzięki anonimowym telefonom z „Pruszkowa”, oskarżane były o to, że bandyci stali się ich autorytetami. Zadenuncjowanie przez Urbana praktyk i obyczajów rządu Millera opiera się na podobnym mechanizmie i fakt, że Urban takiej denucjacji się dopuścił, nie czyni go osobą ani odrobinę mniej godną pogardy.
Ale, wracając do głównej sprawy - nie to jest ciekawe i znaczące, że Kwaśniewski wdał się w szarpaninę z Millerem. Ciekawe i znaczące jest to, że jednocześnie wszedł w konflikt z ludźmi stanowiącymi dawniej jego najwierniejsze zaplecze, z Ordynacką i całą formacją cwaniaczków, którzy w latach 80. garnęli się do PZPR i jej młodzieżowych przybudówek nie po to, by „bronić socjalizmu”, ale by robić kariery, wchodzić w „ układy” i wciskać się, gdzie tylko można, wykorzystując fakt, że uczciwi ludzie woleli się wtedy od reżimowego „życia publicznego” trzymać z daleka. Kwaśniewski, człowiek o podobnej mentalności i życiorysie, był im zawsze politycznym patronem, on widział w Kwiatkowskich i Czarzastych swoich pretorian, oni w nim - ideał udanie przecwaniaczonego żywota. I oto nagle ten sam Kwaśniewski bije właśnie w Czarzastego i Kwiatkowskiego? I to angażując się politycznie po stronie Michnika, którego ludzie Ordynackiej zwykli uważać raczej za, by użyć określenia W. I. Lenina, „pożytecznego idiotę” niż za równorzędnego gracza?
Różnie to ludzie interpretują - przeważa opinia, że ten zwrot wynikać ma z oczekiwań Kwaśniewskiego, iż po upływie prezydenckiej kadencji zacznie błyskotliwą karierę w strukturach zachodnich, w czym spryt i wzajemna solidarność byłych ZSyPiarzy nic mu pomóc nie może, a legendarne kontakty redaktora Michnika ze światową lewicą - i owszem. Osobiście nie do końca wierzę, bo znaczyłoby to, iż Kwaśniewski jest bardzo naiwny. Michnik udowodnił już nieraz, że na politycznego gracza nie nadaje się za grosz, zbyt jest na to pobudliwy, chimeryczny i podatny na zmienne nastroje. Poza tym, na kim w takim razie miałby się Kwaśniewski oprzeć? Na ludziach pokroju Siwca czy Waniek? Przywódcy polityczni, poza tymi naprawdę dużego kalibru, mają zwyczaj otaczać się ludźmi, którzy ich nie przerastają. Jeśli przywódca taki jest pozbawiony charakteru, woli i kompetencji, to jego dwór jest ich pozbawiony w jeszcze większym stopniu, i Kwaśniewski nie jest tu wyjątkiem. Wałęsa przynajmniej, kiedy chciał kogoś odwołać, to go odwoływał, nawet jeśli formalnie nie miał prawa. Kwaśniewski coś tam mówi, potem się z tego rakiem wycofuje, grozi, zapowiada, nic z tego wszystkiego nie wynika... Gdybym musiał obstawiać, to konsekwentnie angażowałbym pieniądze po stronie jego przeciwnika.
W cieniu tej niknie inna wewnątrzeseldowska bijatyka, dla kraju mająca skutki jeszcze bardziej żałosne - pomiędzy Kołodką a Hausnerem. Ten drugi, jak się zdaje, skumał w końcu, że otaczany przez lewicę irracjonalnym kultem „anty-Balcerowicz” to showman i kuglarz, z którego butnie ogłaszanych recept na cud wynikają tylko kolejne podwyżki podatków. Zabrał się więc za przygotowanie własnego programu ożywienia gospodarki - oczywiście, wedle socjalistycznej szkoły, poprzez zwiększenie „prorozwojowych” wydatków budżetu. Zapewne spodoba się to lewicowym działaczom, może więc Hausner mieć uzasadnione nadzieje, że ostatecznie to właśnie on, a nie Kołodko, doprowadzi Polskę do katastrofy. Okazuje się, że uczyniona symbolem beztroska na „ Titanicu” nie jest najgorszym, co się może w obliczu katastrofy dziać. Tam przynajmniej do ostatniej chwili tańczono, a nie bito się po pyskach.
2 kwietnia 2003