Ważą się losy Włókniarza, a czasu coraz mniej!
2011-11-24 23:10:34 Konrad Cinkowski Gazeta Wyborcza
Jeżeli klub do 30 listopada nie spłaci zadłużenia, nie dostanie licencji na starty w ekstralidze w 2012 roku. Zaś szanse na to, że spłaci, są coraz mniejsze. Na wieści z Częstochowy oczekują m.in. w Gnieźnie, gdyż to tamtejszy Start zająłby ewentualnie miejsce Lwów w Ekstralidze.
Wybrany na przewodniczącego rady miasta Zdzisław Wolski twierdzi, że problemy częstochowskiego Włókniarza, zna vardzo dobrze i klub powinien otrzymać doraźną pomoc od miasta. - Rok temu udało się zażegnać kryzys. Wierzę, że i teraz się uda.Czasu jest mało, ale znam życzliwe podejście prezydentów Matyjaszczyka i Marszałka do tematu. 8 grudnia będzie najbliższa sesja i myślę, że do tego czasu uda się coś zrobić. Z mojej wiedzy wynika, że pokryciu całości zadłużenia nie ma mowy. Może to być kwota w granicach 100 tys. zł, może trochę większa. - mówi Wolski wrozmowie z Gazetą Wyborczą.
Za wsparciem finansowym dla Włókniarza jest również szef komisji sportu przy radzie miasta - Marcin Maranda, lecz ten stawia kilka warunków - Sytuacja jest najgorsza od lat. Ewentualny upadek klubu (w rozumieniu spółki) czy przeniesienie drużyny do stowarzyszenia oznaczałoby tyle, że żużel przez najbliższych kilkanaście lat nie wydostanie się z zapaści. Moja propozycja jest taka: udzielić pomocy, ale też dokonać analizy i doprowadzić do reformy. Po to abyśmy nie musieli za rok organizować kolejnego pakietu pomocowego. Mówiąc wprost: częstochowskie środowisko żużlowe, czyli spółka i stowarzyszenie musiałyby zadeklarować, że dokonają daleko idących zmian. Że wyprowadzą klub na prostą.
Bartłomiej Sabat przyznaje, że jego członkowie poprą Włókniarza, ale nie podoba mu się powtarzany co roku szantaż ze strony prezesa Maślanki. - Przed dwoma laty miasto dało Włókniarzowi 300 tys. zł, w ubiegłym roku też zażegnano problem, teraz sytuacja znów się powtarza. Prezes mówi, że jeśli miasto nie da, to żużel w Częstochowieupadnie. Tymczasem miasto dając powinno wiedzieć, na co te pieniądze zostały wydane. A klub jest prywatny. Zarzuty, że inni dają dużo więcej, też można łatwo obalić. Dają, ale mają udziały w sportowych spółkach, poniekąd kontrolują to, co się w nich dzieje. W przypadku Włókniarza tego nie ma. - mówi Sabat.
Inna sprawa to wielkość pomocy i czas jej trafienia na klubowe konto. Nie można zwlekać z tą decyzją, bo żeby Włókniarz mógł otrzymać licencję na starty w Ekstralidze do 30 listopada musi mieć czyste konto. Prezydenci i radni muszą więc znaleźć czas wcześniej.
- To żaden szantaż. Proponujemy tylko normalną współpracę i wsparcie na najniższym możliwym poziomie - w porównaniu z tym, co dostają inne kluby ekstraligi. Gdy chodzi o ostatnie lata - okres od rezygnacji ze sponsorowania przez Złomrex - to prywatne osoby wsparły Włókniarza kwotą kilkakrotnie wyższą niż ta od miasta. Dzięki temu klub przetrwał. Teraz te możliwości się skończyły. Jeśli nie będzie pomocy ze strony Częstochowy, trudno będzie utrzymać klub na tym minimalnym poziomie. Co do innych zarzutów, to są dalekie od faktów. Choćby sprawa akcjonariatu. Od początku roku proponujemy Częstochowie przejęcie udziałów w klubie - by zapewnić miastu wgląd w finanse spółki. Złożyliśmy w tej sprawie wnioski pisemne, proponując także zmianę sposobu korzystania ze stadionu. Informowaliśmy przed sezonem, że według szacunków dziura w naszym budżecie będzie sięgała ok. 1,5 mln zł. Co do jasności działania, to spółka nie ma nic do ukrycie. Osoby rzeczywiście zainteresowane nie miałyby problemów z zapoznaniem się z jej sytuacją finansową - przyznaje w rozmowie z Gazetą Wyborczą Marian Maślanka, prezes częśtochowskiego klubu.
Z dnia na dzień we Włókniarzu jest coraz gorzej