Przy Ladzie Barlimana (6): Barwna monochromia
Postacie pozytywne, niczym herosi na białych koniach, mają z założenia popychać do przodu całą fabułę opowieści. Książki, filmy, radio, ogólnie rzecz biorąc i sztuka, i media powinny z założenia propagować wzorce pozytywne. Jest jeszcze inny powód istnienia tych, którzy uosabiają ludzkie ideały. Wszak w naszym świecie tyle jest zła i zepsucia, że wszyscy jesteśmy nimi już serdecznie zmęczeni i nie chcemy mieć z nimi więcej do czynienia. Kiedy dobro wygrywa, a krzywdziciele zostają pokonani, czujemy sporą satysfakcję, że nasz bohater doprowadził sprawę do pomyślnego końca. Zamykamy książkę, włączamy TV, a tam - jak zwykle - błędne koło idiotycznych komisji śledczych, sprawozdania z ogromnej tragedii w Azji i relacja z zaprzysiężenia uchachanego od ucha do ucha George'a W. Busha. Nie mamy u siebie na zbyciu żadnego błędnego rycerza. Postacie wybitnie cnotliwe wkłada się między świętych lub do legend, wystawia im parę pomników, pisze o nich parę poematów, dyktuje odpowiednią regułkę do zeszytu w podstawówce i na tym sprawa się kończy.
Jak pisałam w poprzedniej "Ladzie...", The Times zarzucił "Władcy Pierścieni" nawiną moralną prostotę. W Śródziemiu, na pierwszy rzut oka, wiele rzeczy zdaje się być czarno-białe - z definicji albo złe albo dobre. W rzeczywistości tak nie jest. Tutaj każdy ma większą lub mniejszą dawkę Norwidowskiego "światłocienia".
Klasycznym przykładem jest Boromir, postać w gruncie rzeczy pozytywna, a mimo to nie wzbudzająca u wszystkich od razu sympatii z powodu swej dumy, a nawet arogancji. Prawdziwy szacunek czytelnika zyskuje on dopiero po swej śmierci, kiedy zauważamy, że mimo jego wielu wad był człowiekiem wartościowym, któremu Aragorn i Legolas oddali należną część w postaci pięknego trenu. Co ciekawe, Peter Jackson postawił na "wybielenie" Boromira. Całą swoją dumę i wyniosłość syn Denethora prezentuje tylko na obradach w Rivendell, potem jego niechęć do Aragorna ("Gondor nie ma króla. Gondor króla nie potrzebuje." ) znika jak okamgnienie, a rosły i dumny następca namiestnika... bawi się z hobbitami i przedstawia Aragornowi w Lothlorien swoje najgłębsze tęsknoty, jakby nigdy nic złego nie miało między nimi miejsca. Po niezwykle walecznym pojedynku i widowiskowej, wywołującej prawdziwe wzruszenie scenie jego śmierci (która w książkowych "Dwóch Wieżach" ograniczała się tylko do znalezienia umierającego Boromira pod drzewem, tak że zdążył ledwie powiedzieć kilka słów), a następnie po równie podniosłym, ostatnim patriotycznym monologu, zaczynamy się zastanawiać czy przypadkiem Frodo nie robi źle niosąc Pierścień do Mordoru zamiast do Gondoru, z którego wywodzi się tak dzielny rycerz. Czy to dobrze, że filmowy Boromir został wyprany ze swych wad? Dla fanów Seana Beana na pewno. Ale niekoniecznie dla fanów-czytelników tej postaci. Mój znajomy ze strony Strażników Północy, noszący swój pseudonim właśnie po Boromirze, napisał mi kiedyś w e-mailu, że ceni książkowego Boromira właśnie za to, że jest postacią z "krwi i kości", a nie taką cukiereczkowatą jak Aragorn, którego nie imają się żadne przywary.
Poprawianie postaci może też przebiegać w drugą stronę. Tam gdzie było czarno, PJ użył korektora, zaś tam gdzie w miarę było czysto, pobazgrał co się dało czarną kredką. Przykład? Niedaleko od Boromira - Faramir. Nie do pomyślenia wydaje się fakt, że młodszy, posłuszny syn Denethora, którego ogromna większość Tolkienistów wybrała do grona pierwszej trójki postaci, którym powierzyłaby Pierścień Władzy, gdyby nie niósł go Frodo, w filmie, jak gdyby nigdy nic, bez żadnych moralnych rozterek, od razu nakazuje zanieść Pierścień do Minas Tirith, wyraźnie zadowolony, że zaimponuje ojcu. Niezwykle szorstkie obycie z hobbitami - głównymi bohaterami - sprawia, że od razu krzywimy się na jego widok myśląc sobie, że to kawał drania. Dopiero "Powrót króla" jakoś go rehabilituje i wyprowadza na prostą - co ciekawe, głównie dlatego, że widzimy jak okropnie traktuje go Denethor i jak o mało nie spotyka go śmierć. Żal i współczucie nieodłącznie wiążą się więc z naszą sympatią w stronę danej postaci, czego świetnym dowodem jest Gollum. Nawet książkowe/filmowe postaci z "Władcy Pierścieni" czują do niego sympatię opartą właśnie na współczuciu. Tak czy inaczej, pierwsze filmowe spotkanie z Faramirem jest dla wielu czytelników prawdziwym szokiem, a jego rozstanie z Frodem i Samem pod koniec "Dwóch Wież" w dobrych stosunkach, motywowane lakonicznym stwierdzeniem "Teraz wydaje mi się, Frodo Bagginsie, że zrozumieliśmy się nawzajem" tak naprawdę wcale nie wyjaśnia, dlaczego napad Nazgula na Powiernika Pierścienia miałby zmienić do niego nastawienie szorstkiego do tej pory kapitana.
Dużo na ten temat dałoby się też napisać o Sarumanie i Denethorze. Filmowy Saruman wcale nie nosi już na sobie aureoli dawnego dobra i świetności, o czym czytelnik pamiętał w czasie lektury. Jego brutalność zostaje pogłębiona do tego stopnia, iż zachwyca się on myślą o rzezi kobiet i dzieci (uśmiech po donosie Grimy na ten temat). Denethor to równie paskudna sztuka - i o ile dla Faramira był on w książce nie mniej niesympatyczny, to jednak w tle odczuwało się jego majestat, władzę i doświadczenie płynące z wielu lat rządów. W filmie Denethor jest zajadającym pomidorki wściekłym na cały świat staruszkiem, którego głównym zadaniem jest popełnić pod koniec filmu spektakularne samobójstwo, które nie wywołuje u widza jakichkolwiek przeżyć i refleksji o upadku wielkich jednostek, jak to miało miejsce po lekturze "Stosu Denethora".
Bohaterowie nie muszą więc być idealni, aby zyskać sobie sympatię czytelnika. Czasami mogą być aroganccy, uparci, na pierwszy rzut oka dziwaczni, ale zawsze mają w sobie ten skrawek czystej bieli nie zabrudzonej błotem. Wybielanie bohaterów, tak samo jak ich oczernianie, ma swoje wady i zalety. Mogą się one skończyć albo utratą sympatii czytelnia, albo jego nowym zainteresowaniem. Ale zabawa w Tolkiena ze strony Petera Jacksona w wielu przypadkach spowodowała, że filmowy a książkowy świat Śródziemia podzieliła głęboka granica. Granica oddzielająca zaborczego Faramira od kochanego przez żołnierzy Faramira z Ithilien.