Przy ladzie Barlimana (4): Magiczna emerytura starego głupca
Po zakończeniu Wojny o Pierścień Gandalf spakował manatki i odpłynął na Zachód, by tam w spokoju spędzić resztę swoich dni. Mieszkańcy Śródziemia z żalem żegnali starego czarodzieja i zapewne nieraz z tęsknotą wymawiali jego imię. Ale najwyraźniej dobrze się stało, że Gandalf przeszedł na emeryturę. Nie dałby bowiem rady żadnemu z czarodziejów kreowanych przez współczesną fantastykę.
Magowie w literaturze pojawili się oczywiście na długo przed Gandalfem Tolkiena. Słowo mag pochodzi zresztą z kultury starożytnych Persów - kapłanami wiary ich jedynego boga, Ahura-Mazdy, byli właśnie magowie (mahg-ii), stąd i słowo "magiczny". Jednym z pierwszych, najsłynniejszych magów był oczywiście Merlin z legendy o Rycerzach Okrągłego Stołu, na którym bez wątpienia oparł swoją postać Tolkien, dodając doń szczyptę mitologii skandynawskiej, a konkretnie cechy boga Odyna. Jak powiedział niegdyś Terry Pratchett (autor fantastyki na wesoło - serii o "Świecie Dysku"), "Władca Pierścieni" był drobnym kamyczkiem, który wywołał lawinę - lawinę książek starających się wpierw Tolkiena kopiować, potem naśladować, aż wreszcie książki te wyewoluowały do niezależnych dzieł fantasy niepodobnych do powieści o Pierścieniu Jedynym. Poprzez lata zmieniał się również wizerunek czarodziejów, którzy stawali się coraz młodsi, energiczniejsi, potężniejsi, bogatsi i... śmiertelni.
Czarodziejów spotykamy we wszystkich branżach związanych z fantastyką - w książkach, systemach RPG, grach komputerowych, systemach bitewnych, karciankach... Wielu z nich dzieli z Gandalfem pewne cechy, ale dzisiaj mag jego pokroju to mag stereotypowy. Kto dziś ubiera spiczasty kapelusz i nosi tylko laskę? Który mag nie ma dziś pod ręką Księgi Zaklęć i nie ukończył Uniwersytetu Magii? Ciężko spotkać teraz w magicznym społeczeństwie Gandalfa czy Sarumana. Nowe czasy doprowadziły do powstania nowego modelowego maga.
Pierwsza ważna różnica to oczywiście sama magia. U Tolkiena miała ona wymiar bardzo subtelny - Gandalf nie podpalał nikomu włosów jednym pstryknięciem, nie przyzywał umarłych jednym ruchem dłoni, nie wywoływał trzęsień ziemi uderzywszy laską o przydrożny kamień, a Saruman nie rzucał w nikogo słynną "Kulą ognistą" - standardowym czarem każdego współczesnego maga (warto na to zwrócić uwagę, bo filmowy Saruman [w rozszerzonej wersji "Powrotu Króla"] ciska kulą ognia w Gandalfa, co jest wg mnie kolejnym stereotypem fantasy przeniesionym przez PJ na ekran, a nie związanym z tym co napisał Tolkien, podobnie jak kwestia spiczastych elfich uszu czy krasnoludzkich kobiet, o czym była już mowa w pierwszym felietonie). Aktualnie magia jest piątym żywiołem każdego świata, a jej znajomość nie jest symbolem pewnego rodzaju boskiej odmienności (jak to było u elfów czy Nazguli) czy wręcz boskiego pochodzenia (Gandalf był w końcu Majarem), lecz jedynie sztuką, której można się nauczyć z podręczników na odpowiednich placówkach, którymi na ogół są Uniwersytety (Niewidoczny Uniwersytet u Terry'ego Pratchetta czy choćby Hogwart w "Harry'm Potterze"). Nie trzeba już być kimś nieśmiertelnym, by zrozumieć istotę magii. Ograniczenia stawiane przyszłym magom są o wiele prostsze - u Pratchetta szczególnie mile widziani są ósmi synowie w rodzinie, a w "Harrym Potterze", podobnie jak w systemach RPG, czarodziejem może zostać praktycznie każdy - bez względu na rasę czy pochodzenie.
Z magią związane jest teraz odpowiednie wyposażenie, przy którym biedny Gandalf uchodziłby za żebraka. Mało który czarodziej może funkcjonować bez Księgi Zaklęć, w której trzyma wszystkie znane sobie zaklęcia - jeśli chce ich używać następnego dnia, musi je wkuć przed snem. Inaczej nie rzuci przydatnego w danej chwili czaru - bez ciągłych powtórek magowie cierpią na magiczną chorobę Alzheimera. Do Księgi Zaklęć dochodzą różdżki, laski oraz całe kilogramy komponentów, bez których nie ma szans na rzucenie większości czarów. Współczesny Gandalf nie zapaliłby kryształu swej różdżki czarem "Światło" bez zasuszonego świetlika, a filmowy Saruman nie rzuciłby "Kuli ognistej" bez siarki i... guano nietoperza ("Podręcznik gracza", system D&B, 3 edycja). Stąd każdy współczesny mag nosi kamizelki, sakwy i torby wypełnione po brzegi piórami, olejkami, ziółkami, kryształami i innymi akcesoriami, które kupuje się oczywiście w specjalnych magicznych supermarketach. Takie sklepy w Śródziemiu natychmiast by zbankrutowały.
Jeśli chodzi o broń czarodzieje tarzają się ze śmiechu usłyszawszy o sławetnym Glamdringu Gandalfa. Dlaczego? Bo czarodziejom nosić broni żołnierskich nie wolno! Mogą używać sztyletu, pałki, procy, może strzałek i nic więcej. Czarodziej może sobie najwyżej popatrzeć na miecz w kamieniu, nie opłaca mu się go wyciągać. Istnieje również szereg innych ograniczeń - magowie nie powinni np. nosić jakiejkolwiek zbroi, jako że może im ona popsuć efekt czarów. To chyba dość zrozumiałe - kto udźwignąłby zbroję mając na sobie już 20 kg komponentów, różdżek i pierścieni?
Zmienił się również strój, choć jedna rzecz w Gandalfie pozostała niezmienna - słynny, spiczasty kapelusz. Podobne kapelusze noszą m.in. Elminster z serii "Forgotten Realms", Mustrum Ridcully z serii o "Świecie Dysku" czy Minevra McGonagall z "Harry'ego Pottera". Długa broda także nie wyszła z mody - oprócz Ridcully'ego i Elminstera ma ją także słynny Albus Dumbledore. Wystarczy spojrzeć do "Podręcznika Gracza" systemu AD&D 2nd edition, żeby w ilustracji tamtejszego maga odnaleźć dosłownie Gandalfa Johna Howe'a, tyle że w tonacji niebieskiej. Mało który mag ubiera się teraz na szaro. Preferowane są kolory czarny ("Harry Potter" plus wszyscy źli czarodzieje) i czerwono-złoty ("Świat Dysku", "Forgotten Realms"). Specyficzny strój pozwala czarodziejom nie - jak Gandalfowi - łatwo usuwać się w cień, ale - jak Sarumanowi - demonstrować swoją wyjątkową pozycję w społeczeństwie (niektórzy magowie, jak choćby Rincewind Terry'ego Pratchetta, wypisują sobie nawet na kapeluszu, że są czarodziejami [w przypadku Rincewinda nawet z błędem ortograficznym]).
Istnieje również wiele innych różnic pomiędzy Gandalfem a magiem współczesnym. Nasi nowocześni magowie to zupełne zera pod względem kondycji fizycznej (wie o tym każdy, kto gra w RPG i wie o tym jak łatwo jest maga uśmiercić), w większość przypadków fatalni wojownicy (aby być dobrym wojem trzeba być tzw. magiem bitewnym, a to wiąże się ze specjalizacją także w klasie wojownika), nakładane są nich często zakonne sankcje (np. celibat jak u Pratchetta), podzieleni są na specyficzne grupy związane z użytkowaną przez nich magią (np. iluzjoniści, nekromanci, wywoływacze), jest ich wielu i nie stanowią rzadkości (przypomnijmy, że do Śródziemia trafiło 7 Czarodziejów, z czego znamy losy Gandalfa, Radagasta i Sarumana), nie zawsze też wzbudzają swoją osobą respekt i szacunek (Rincewind Pratchetta to tchórz absolutny i życiowy nieudacznik, a Saruman - nawet gdy upadł - wciąż był wielką osobistością poważaną nawet porzez Gandalfa), na koniec z wolna szerzy się wśród nich równouprawnienie - użytkowniczki magii to już nie zawsze wiedźmy (jak w "Harrym Potterze"), ale także czarodziejki (o tym problemie opowiada "Równoumagicznienie" Pratchetta, warto tu także wymienić takie czarodziejki jak Yennefer z powieści Andrzeja Sapkowskiego czy Czarodziejkę z "He-Mana" emitowanego przez Cartoon Network).
Pojawia się pytanie skąd tak nagłe i gruntowne zmiany? Czy współczesna fantastyka nie chce Tolkienowskich Gandalfów - statecznych, tajemniczych, potężnych? Czy Gandalf jest już tylko - jak nazwał go Wódz Nazguli - starym głupcem? Najwyraźniej w fantastyce nie ma już miejsca na podniosłe i patetyczne eposy w stylu Tolkienowskiej sagi. Ponieważ nowe światy zaludnione przez fantastycznych mieszkańców kreowane są tak, by były nam coraz bliższe i coraz bardziej znajome, wydaje się naturalne, że większość z nas wolałaby poznać - jak to się mówi - magów z krwi i kości jak Severus Snape czy Volo z "Baldur's Gate" - ludzi zajętych normalnymi, znajomymi nam sprawami np. piciem piwa, kłótniami z szefostwem, miłosnymi przygodami. Tylko czy tacy magowie są naprawdę magiczni? Czy rzeczywiście potrafimy w nich odnaleźć jakiekolwiek niecodzienne cechy ponad to, że machając różdżką upieką nam tosta? Bo przecież Gandalf nie był fabryką świateł i dymu...