"Chemical Love" by Kot
Part 2.
Słowa, które miały ją uszczęśliwić sprawiły, ze jej ciałem zawładnął, skrywany jak dotąd lęk.
-Niech powstana z martwych Dzieci Ceiphieda!
Syrius i Elerobos ofiarowali Linie Inverse zaklecie, które miało ożywić wszystkie smocze ofiary niedawnej walki w świątyni starożytnych.
Cel został osiągnięty.Rasa złotych smoków odżyła.
Filia patrzyła na swoich pobratyńców.
-Kapłanko?-Smoczyca odwróciła się.-Gratuluję wypełnienia misji.
-Dziękuję, Najstarszy.
Smok uśmiechnął się, poklepał ją po ramieniu.
-Niedługo Święto Życia-rzekł, odchodząc.-Przygotuj się...
Spuściła głowe, a gorące łzy spłynęły po policzkach.
Myślała, że zapomną...Będzie mogła żyć tak jak chce...
Los płata figle.
-Hej, złociutka!-Gdy usłyszała JEGO głos, jej pięści automatycznie zacisnęły się.-Pewnie się cieszysz z powrotu rodzinki, co?
-Odejdź, Namagomi-rzuciła sucho.-Zostaw mnie.
Xellos uśmiechnąl sie drwiąco.
-Przynajmniej będe miał rozrywkę...-powiedział i znikł.
Co on mógł wiedzieć...Ten...mazoku.Namagomi.Jej rodzice umarli dawno temu.A on...A on chce znowu się "zabawić"..?Jedno pstryknięcie palcami i cała jej rasa wyginie...Ona też.
Filia upadła na kolana.
Ból...Strach...Targały nią różne emocje...Ciekawe jakby zareagował, gdyby wiedział...Pewnie powiedziałby: "Twój strach smakuje wybornie, Fi".
Cienka linia między miłoscią, a nienawiscią została zerwana.Nie moze wyznac mu swoich uczuć...Zwłaszcza teraz, kiedy wypełni swoją powinność jako kapłanka.Starszyzna przyzna jej męża, pobłogosławi ich "związek".
Ma żyć z niekochanym meżczyzną...
Los płata figle.
*
Złote smoki omijały go szerokim łukiem.Szedł przed siebie z nierozłącznym uśmiechem na twarzy, a one odsuwały się, robiąc mu przejście.Słyszał, jak szeptały między sobą o zabójcy , o Koruma War...
Czuł ich strach i nienawiść.
-A ty co tak się miotasz bezwładnie,Xellos?-Spytała Lina.
Rozmyślając, nawet niezauważył jej przyjścia.
-Podziwiam widoki-odparł.-Widac, że twoi przyjaciela z innego wymiaru postarali sie, jesli chodzi o zaklęcie.
-Taaaa...-czarodziejka omiotła wzrokiem smoki.-Niewidziałeś Gourry'ego?Jak zwykle się gdzieś zapodział.
Zaprzeczył, pożegnał się, a potem zniknął.Pojawił się na wolfPack Island.Na plaży, obok szumiącego morza.Usiadł na piasku.Popatrzył na horyzont nieprzytomnym wzrokiem.
"Co rok odbywa się Święto Życia, w którym Starszyzna przydziela kapłankom partnerów."
Czytał o tym w jakiejś encyklopedii.
-Czy ciebie też to spotka, moja mała Fi?-Spytał szumiącego morza.
*
Tylko naprawde duża świątynia zdołałaby pomieścić dwadzieścia smoczych par wraz ze Starszyzną.Całe pomieszczenie było udekorowane białymi kwiatami.Na środku płonął ogień- symbol smoczego boga.
Filia stała w trzecim rzędzie obok swojego partnera.Ręce jej się trzęsły, była cała zdenerwowana.
Zaraz zostanie wydana za obcego smoka i skazana na wieczne życie niekochanego mężczyzny.Tak bardzo bała się powiedzieć Xellosowi o swoich uczuciach.Bała się odrzucenia.Napewno wysmiałby ją.
-Zebraliśmy się tu, aby pobłogosławić dwadzieścia par-oznajmił Najstarszy.
-"Namagomi...Uratuj mnie..."-poprosiła w duchu Filia.
Najstarszy zacząl przemowe.Nikt nie był zbyt zainteresowany monotonną paplaniną o wierności Ceiphiedowi i tym podobnych sprawach.
Nagle do świątyni wpadł jakiś smok.
-To..To on!-Krzyknął.-Przyszedł tu!On..!
Niedokończył.Czarny stożek energii przeszył jego serce.
Smocza krew splamiła święte miejsce.
Wszyscy zgromadzeni skierowali wzrok w stronę wejścia.
-Dalej jesteście tak głupi, jak przed tysiącami laty...-usłyszeli głos.
W mroku zalśniła para ametystowych oczu.Filia gwałtownie wciągnęła powietrze.
-Ty..ty jesteś...-szepnął Najstarszy drżącym głosem.
-Xellos Metallium we własnej osobie.
Mazoku wynurzył się z cienia.Smoki zadrżały.
-Czego chcesz?!-Spytał jeden z członków Starszyzny.-Naszej śmierci?!
Xellos uśmiechnął się szerzej.
-Może tak...Może nie...
-Czego chcesz?!-Krzyknął Najstarszy.
-Jej-mazoku niedbale machnął ręka.
Wszystkie oczy powędrowały ku Filii.
-Chcesz...kapłanki?
-Tak,staruszku,chce waszej kapłanki-Xellos podleciał do złotowłosej.
-Niepozwolę!-Złoty smok stojący obok niej zaryczał gniewnie.
Jeden błysk ametystowych oczu, a leżał martwy.
-Dobrze.Możesz ją zbrać...-Najstarszy był wstrząśnięty.
Xellos popatrzył w błękitne oczy smoczycy.Ta zamieniła się w człowieka.
Błysnęło i oboje zniknęli.
*
-Dlaczego to zrobiłeś, Xellos?Błagam, powiedz mi.
-Bo jesteś moja, Fi.Tylko moja.Na wieki...
Zelas uśmiechnęła się ironicznie, patrząc przez okno na dwoje zakochanych.
-Jesteś dziwny, Beastpriest...-szepnęła i zanurzyła wargi w czerwonym winie.
###KONIEC###
1