Ostatki Millerowe


Ostatki Millerowe

Do dnia, kiedy zaczynam pisać ten felieton, Leszek Miller nie ogłosił jeszcze rezygnacji z funkcji pre­miera RP, bodaj nawet składał ostatnio jakieś deklaracje w duchu dokładnie przeciwnym, ale wszelkie znaki na nie­bie i ziemi wskazują, że to już niedługo. Nie czekając zatem, aż ktoś mnie po­prosi o podsumowanie dokonań ustępu­jącego premiera, poświęcę tu parę słów temu, co w jego rządach można uznać za posunięcia najzręczniejsze i najbar­dziej nieudolne.

Największy sukces to bez wątpienia wmówienie niemal wszystkim, włącznie z opozycją, jakoby rząd Millera odzie­dziczył po Buzku jakaś dziurę budżetową i zdołał ją bohatersko załatać. Prawda była inna. U schyłku rządów AWS for­macja ta praktycznie się już rozpadła, za sprawą grupy - nie bójmy się tego okre­ślenia - nieodpowiedzialnych idiotów, których Krzaklewski nie miał serca wy­rzucić, póki był na to czas (kto ma mięk­kie serce, musi mieć twardą.... - powia­da ludowa mądrość). W obliczu wybo­rów wykombinowali oni sobie, że jak bę­dą usilnie demonstrować „wrażliwość społeczną”, to do następnego sejmu wej­dą w większej liczbie. Zaczęli więc pod­kopywać rząd, nie tylko atakując go w słowach, ale zgłaszając rozmaite pro­jekty ustaw, nakazujących mu wypłaca­nie a to miliarda, a to czterech, coraz to innej, wskazanej przez panów posłów, grupie społecznej. Ponieważ ówczesna opozycja, SLD i PSL, ani myślała dać się w tym demonstrowaniu przelicytować, szybko powstała sejmowa większość roz­dająca radośnie coraz to nowe gruszki na wierzbie, przy całkowitym lekceważe­niu faktu, że na realizację przegłosowywanych przez nią ustaw nie ma i nie bę­dzie pieniędzy. W którymś momencie mi­nister finansów podliczył twórczość par­lamentu i wyszło mu, że jeśli wszystkie te ustawy wejdą w życie, to zabraknie 60 mld. Nie było więc żadnej „dziury” - była prognoza ostrzegawcza, z której Miller, umiejętnie wykorzystując umy­słową inercję dziennikarzy i niewiedzę prostego Polaka, zrobił grożący argen­tyńskim kryzysem spadek po poprzedni­kach. Oczywiście, durniom z AWS-owskiego „oczka” populizm i tak nie pomógł, SLD z PSL, gdy z opozycji sta­ły się władzą, z punktu pouchylały usta­wy, które wcześniej forsowały, pod pre­tekstem „sprzątania po Buzku”, Miller zaś przez ponad rok puszył się, że urato­wał nas przed losem Argentyny. To był prawdziwy, polityczno-propagandowy majstersztyk.

Co ciekawe, z finansami publicznymi wiąże się także największy błąd, co tam zresztą błąd - największa głupota, jaką palnął prawie już były premier. Było nią to, że uwierzył w szamańskie umiejętno­ści Grzegorza Kołodki i mianował go głównym architektem polityki finansowej swojego gabinetu w chwili, gdy zegar wydzwaniał już ostatnie pięć minut na rozpoczęcie gruntownej reformy finan­sów publicznych. O tym, że to ostatnia chwila, wiedzieli niemal wszyscy fa­chowcy. Alarmowali. Przedkładali nie­zbite wyliczenia, że jeśli nic się nie zmie­ni, dług publiczny zacznie wkrótce ro­snąć w sposób nieopanowany, grożąc bankructwem państwa. Jeden tylko zna­lazł się profesor ekonomii, który oznaj­mił, że nieprawda, nic się nie stanie, żad­nych głębokich cięć nie trzeba robić - właśnie Kołodko. I Miller mu uwierzył. Trudno pojąć, z jakiego powodu. Rozu­miem, że w POP PZPR Bistona Żyrar­dów nie uczono ekonomii, a za Kołodką stał i tytuł, i praca na zachodnich uni­wersytetach (ekscentryczny twórca śmia­łych teorii z wrodzonym talentem show-mana to dla nich jako wykładowca praw­dziwy skarb, ale nie ma to nic wspólnego z kwalifikacjami na ministra), i przywoływany - w kółko 6-procentowy wzrost PKB w czasach, gdy Kołodko był ministrem po raz pierwszy (choć w istocie nie był jego zasługą). Ale z drugiej strony, obietnice Kołodki były do tego stop­nia niczym nie po­parte, że ostatni naiwniak nabrałby podejrzliwości. Kołodko powtarzał tylko: będzie dobrze. Na pytanie „ale jakim sposobem?” najpierw odpowiadał jedy­nie - zaufajcie mi, potem przestał to py­tanie słyszeć, na koniec reagował agre­sją i wywodami, że już jest dobrze, tylko dziennikarze szerzą kłamliwą propagan­dę klęski. W końcu bez widocznego po­wodu złożył dymisję. Niczym dyżurny Ptyś z dziecięcego wierszyka, przez cały czas tylko gadał i nie zrobił niczego. Pomachał bochenkiem chleba, sztuczną szczęką, zrobił parę księgowych sztuczek, spróbował bez powodzenia znaleźć do­raźny zastrzyk gotówki dzięki abolicji i opłatom restrukturyzacyjnym, a w koń­cu, kiedy na reformę już zaczęło być za późno, zostawił Millera i Hausnera z rę­ką głęboko w... hm, użyjmy tu ulubionego powiedzonka Busha-seniora: „deep in doo-doo”. Niestety, zostawił w tej sub­stancji także i nas.

3 marca 2004



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rafał Ziemkiewicz Felietony Ostatki Millerowe
Teoria?zpieczeństwa ostatki 11
Chaucer Cant Tales Millers Tale
Okopy Millera
ZRZ Model Millera-Orra wersja ostateczna2[1]
45 3, Rozsadzenie olbrzymiej kolubryny uczyni˙o istotnie pogn˙biaj˙ce na Millerze wra˙enie, gdy˙ jeg
Kraszewski DP29 Saskie ostatki
Odpowiada na pytania, Psychologia, Alice Miller
Wystąpienie prezesa Rady Ministrów Leszka Millera
trochetegojest, dollard miller horney i jung, 1
Zakazeni u noworodka ostatkinotatki, przedmioty, neonatologia
Raport0 dni Leszka Millera
karta przedmiotu złd miler, zarządzanie łańcuchem dostaw Ryszard Miller
zarządzanie łańcuchem dostaw -sylabus 09-10, zarządzanie łańcuchem dostaw Ryszard Miller
Prawda cię wyzwoli, Psychologia, Alice Miller
Chaucer Cant Tales Millers Tale
Rodzice Hitlera, Psychologia, Alice Miller
Panu Freudowi już dziękujemy, Psychologia, Alice Miller
Najdłuższa droga w moim życiu, Psychologia, Alice Miller

więcej podobnych podstron