Zapomniane zwycięstwa.
Porównanie meczów piłkarskich Polska-Węgry w 1939r. i w 1972r.
W historii polskiej piłki nożnej wiele jest spotkań, które pomimo upływu lat wspominane są bardzo często. Mecze, o których wie każdy kibic piłkarski w Polsce to chociażby: pamiętny remis z Anglikami na Wembley w 1973r., półfinałowy „mecz na wodzie” przeciwko RFN podczas Mistrzostw Świata w 1974r. czy wspaniały mecz z Belgią podczas Mundialu w 1982r., który otworzył nam drogę do strefy medalowej. Wiele było również spotkań, o których każdy kibic chciał jak najszybciej zapomnieć. Tu dominują wspomnienia z ostatnich lat, czyli ogromne rozczarowania związane z Mistrzostwami Świata w 2002 i 2006 roku czy nieudany turniej Euro 2008. Szukając ciekawego tematu dla swojej pracy, przyjrzałem się historii meczów polskiej reprezentacji pod innym kątem. Starałem się odnaleźć spotkania, które były wielkimi zwycięstwami zespołu polskiego, a mimo to odeszły w zapomnienie.
Takie właśnie mecze odnalazłem w bogatej historii polsko-węgierskich pojedynków. Z ogromnej puli spotkań zdecydowałem się porównać moim zdaniem dwa najważniejsze i najpiękniejsze z nich. Pierwszy wybrany przeze mnie mecz to nieoczekiwane zwycięstwo 4:2 w sierpniu 1939 roku. Węgrzy posiadali w tym okresie jedną z najsilniejszych jedenastek świata i moim zdaniem, wygrana w tym spotkaniu była największym, przedwojennym sukcesem polskiej piłki. Mecz, który był nie tylko świetnym widowiskiem, ale miał bardzo interesujące podłoże historyczno-polityczne, gdyż rozegrany został zaledwie kilka dni przed wybuchem II wojny światowej - 27.VIII.1939r. Spotkanie to postaram się w ciekawy sposób porównać z innym wielkim zwycięstwem nad ekipą Węgier, a mianowicie triumfem w meczu o olimpijskie złoto 10.IX.1972r. w Monachium. Pokonaliśmy wtedy Madziarów 2:1, odnosząc pierwszy wielki sukces na arenie międzynarodowej. Oba mecze można w bardzo ciekawy sposób ze sobą porównać, przede wszystkim ze względu na to, że zostały rozegrane w zupełnie odmiennym historycznie czasie. Z jednej strony „czarne chmury” gromadzące się nad Polską w sierpniu 1939r., z drugiej strony radosny czas Igrzysk Olimpijskich w 1972r. Dzięki obszernym artykułom prasowym napisanym przy okazji obu meczów, możemy także zobaczyć jak zmienił się sport w ciągu zaledwie 33 lat, jak ogromnej uległ komercjalizacji i rozwojowi. Prasowe relacje ukazują również, że sukces sportowy był bardzo potrzebny społeczeństwu w szarej rzeczywistości PRL czy w przypadku pierwszego meczu, jak bardzo taki sukces podbudował „ducha narodu” w przededniu wojny, w sierpniu 1939.
„Na granicach nie ma spokoju. Tuż po północy niemiecki patrol koło Gorzenia ostrzeliwuje z karabinów polskie statki płynące na Wiśle. O 2.45 grupa niemieckich dywersantów wkracza do Szczygłowic w powiecie rybnickim. Po krótkiej strzelaninie z polską strażą graniczną obok fabryki Lignoza napastnicy wycofują się. Od świtu tysiące mieszkańców kraju kopie rowy przeciwlotnicze.” Ten fragment relacji z pierwszej strony „Kuriera Porannego” z 28.VIII.1939r. ukazuje jaka atmosfera panowała w Polsce w dniu rozgrywania towarzyskiego spotkania Polska-Węgry. Szeroko komentowane prowokacje graniczne i niekończące się spekulacje na temat wojny zepchnęły wielki triumf polskiej kadry na dalszy plan. Tylko „Przegląd Sportowy” z racji tego, że jest dziennikiem wyłącznie traktującym o sporcie, zamieścił informacje na temat meczu na pierwszej stronie. W pozostałych dziennikach, tego dnia zabrakło na to miejsca. Relacje umieszczone są dopiero na ostatnich stronach w niewielkich dodatkach sportowych.
Szeroko opisywane przez wszystkie gazety było ogromne znaczenie polityczne tego spotkania. Mecz z Węgrami w prasowych artykułach urósł do rangi antywojennej manifestacji czy wręcz pokazu siły narodu polskiego. Wyraźnie zaznaczona została także honorowa postawa Węgrów. „Ilustrowany Kurier Codzienny” sam fakt przybycia rywali nazwał „pokazem ogromnej solidarności bratniego narodu węgierskiego w trudnym dla Polski okresie”. Nawet „Przegląd Sportowy” pozwala sobie na polityczne aluzje i odwołania. Opisana jest niezwykła sytuacja sprzed rozpoczęcia meczu, gdy „największe oklaski dostali rezerwiści w cywilnych ubraniach i choć na boisko wbiegła wtedy drużyna gości - owacje pod adresem piłkarzy zlały się z oklaskami dla dzielnych wojaków” . Równie ciekawie opisane są wydarzenia dziejące się poza stadionem. Po wygranym meczu rozentuzjazmowany tłum natrafił na wojskowy samochód ciężarowy jadący ulicą Myśliwiecką. Jak opisał to zdarzenie Marian Strzelecki: „na platformie było kilkudziesięciu żołnierzy w żelaznych kaskach. Oni nie mieli szczęścia i czasu oglądać meczu, ale szary tłum wynagrodził im stratę. Cóż to były za oklaski - na pewno równie owacyjne, jak pod adresem graczy, którzy zwyciężyli!”.
Zwycięstwo polskich piłkarzy było niespodziewane, wręcz sensacyjne. Przed meczem wszystkie gazety były zgodne, co do tego, że zdecydowanym faworytem byli Węgrzy - „zespół wicemistrzów świata z roku ubiegłego, zwycięzca niemal wszystkich potęg piłkarstwa europejskiego”. Dobitniej swoje stanowisko przedstawił „Przegląd Sportowy” pisząc, że Polska drużyna „szła w bój bez szans”.
Przebieg meczu był równie niezwykły, co przedmeczowa atmosfera. Zgodnie z oczekiwaniami zaczęło się od dominacji Węgrów, którzy już po pierwszych trzydziestu minutach prowadzili 2:0. Dopiero wtedy, zdaniem ówczesnego prezesa PZPN płk. Kazimierza Glabisza: „polska drużyna pokazała rzadki hart ducha i potrafiła walczyć, mimo utraty dwóch bramek. Na pewno przyczynił się do tego fluid, jaki szedł z trybun i specjalna atmosfera bieżącej chwili” Strzelona tuż przed przerwą przez Wilimowskiego bramka kontaktowa dała kibicom nadzieję, że walka o zwycięstwo toczyć się będzie do samego końca. To, co działo się w drugiej połowie przeszło najśmielsze oczekiwania wszystkich kibiców, których tego dnia na stadionie Wojska Polskiego zgromadziło się około 20.000. Polacy zdobyli bramki kolejno w 64, 72 i 73 minucie. Autorem dwóch z nich był niesamowity tego dnia Ernest Wilimowski, jedną strzelił Piontek. Zdobycie czwartej bramki tak odnotowuje dziennikarz „Przeglądu Sportowego”: „takiego entuzjazmu - jakiego był świadkiem stadion przy strzeleniu czwartej bramki - chyba nigdy nie oglądała Warszawa.” Ogromna radość i entuzjazm zapanowały także tuż po ostatnim gwizdku sędziego. Wynik 4:2 był „sensacją nad sensacje”. Publiczność przełamała kordony porządkowych i „wbiegła na boisko, wynosząc naszych graczy na rękach.” Świętowanie trwało do późnego wieczora. Co więcej, przedwojenną piłkarską tradycją w meczach międzypaństwowych były wieczorne bankiety dla zawodników i działaczy. Tego dnia jednak, w obliczu hitlerowskiego zagrożenia, węgierska ekipa nie czekając nawet na wypłatę meczowego honorarium, po wymianie uprzejmości i zapewnieniach o wspólnej przyjaźni, udała się na lotnisko Okęcie, by jak najszybciej wrócić do domów. Ciekawa historia związana z meczem Polska-Węgry dotyczy również transmisji radiowej dla Radia Budapeszt. W ostatniej chwili Niemcy odmówili zezwolenia na użycie kabla przez teren protektoratu do stolicy Węgier. Szybko zaradzono jednak tej sytuacji, gdyż radiostacja „Warszawa II” zrezygnowała z przewidzianego w programie „Podwieczorku przy mikrofonie” i użyczyła swojego pasma.
Kto by wtedy pomyślał, że zaledwie trzydzieści trzy lata później mecz Polska-Węgry obejrzy już ponad 200 milionów widzów na całym świecie?
Piłkarski finał XX Igrzysk Olimpijskich w Monachium z sensacyjnym udziałem polskiej reprezentacji okrzyknięty został przez prasę „finałem marzeń, o którym nie śmieliśmy marzyć.” W tych dniach zupełnie inny nastrój panował w społeczeństwie polskim niż w sierpniu 1939r. Cały kraj „żył” meczem z Węgrami, o czym świadczy chociażby to, że nawet organ KC PZPR „Trybuna Ludu” w dniu meczu, na swojej pierwszej stronie, tuż obok obszernej relacji z wizyty towarzysza Gierka w Państwowym Gospodarstwie Rolniczym w Gniewoszowie, zamieszcza niewielką zapowiedź meczu. Prawdziwe „prasowe szaleństwo” rozpętało się jednak dopiero dzień później, po wygranym meczu. Co ciekawe tylko „Życie Warszawy” przywołuje wspomnienia i doszukuje się podobieństw z meczem z sierpnia 1939r. Był to ostatni raz (i do finału w 1972r. jedyny) kiedy udało nam się pokonać Węgrów. Oba te mecze łączyło wiele - znów Polscy piłkarze, którzy nie byli faworytami, tak jak w 1939r. po słabej pierwszej połowie, musieli szaleńczo odrabiać straty w drugiej.
Do przerwy prowadzili Węgrzy 1:0 po fatalnym błędzie Kazimierza Deyny. W drugiej połowie „cudowna odmiana i dwie bramki największego pechowca pierwszej połowy, w pełni rehabilitujące jego błąd z 42 minuty.” Tak finałowy mecz w największym skrócie przedstawił katowicki „Sport”.
Po ostatnim gwizdku sędziego, tak jak trzydzieści trzy lata wcześniej - ogromna radość i świętowanie. „Padli sobie w ramiona i tańczyli na mokrej murawie. Radośnie święcili polscy piłkarze zwycięstwo olimpijskie!” Mniej emocjonalnie mecz opisała „Trybuna Ludu”. Dziennik, w swej relacji położył nacisk na zaangażowanie i poświęcenie polskich piłkarzy - „Starsi i młodzi ścigali się w ofiarności. Gut z rozbitym już w 2 min. czołem. Kraska z poświęceniem jakiego u gwardzisty nie widzieliśmy.” „Trybuna Ludu” w tym samym artykule zwraca również uwagę na „zwycięstwo nowoczesnej polskiej myśli szkoleniowej” i nazywa sensacyjną wygraną w turnieju olimpijskim - „sukcesem jakiego nie notowały kroniki półwiecza naszego futbolu.”
Jak ogromnym zainteresowaniem cieszył się mecz w kraju, najlepiej opisuje dziennik „Sport”. W całej Polsce na czas meczu wyludniły się ulice, a tłumy zgromadzone były przed każdym odbiornikiem telewizyjnym - „…przy telewizorach pozdrawiali piłkarzy wszyscy kibice. Jak reagowali? Spontanicznie, głośno. Cóż, taka frajda zdarza się raz na cztery lata, a dla naszych piłkarzy zdarzyła się raz na 50 lat.”
Świętowanie trwało kilka dni, a jego punktem kulminacyjnym był powrót piłkarzy do kraju. 11.IX o 22.00 „w świetle jupiterów i przy akompaniamencie głośnego „sto lat”…na specjalną platformę wchodzą mistrzowie olimpijscy.” Mimo ulewnego deszczu na lotnisko przybyły tysiące ludzi. Kibice chcieli, tak jak ci w 1939r., być jak najbliżej swoich bohaterów. Z tą różnicą, że tym razem nie udało dostać się bezpośrednio do samych piłkarzy gdyż „milicja z ogromnym trudem powstrzymała napór rozentuzjazmowanego tłumu.”
Wydawałoby się, że porównane przeze mnie mecze, z racji tego w jak różnym czasie i okolicznościach zostały rozegrane, nie będą mieć ze sobą wiele wspólnego. Jednak wszystkie odnalezione przeze mnie artykuły prasowe pokazują, jak dużo jest elementów łączących oba spotkania pomimo różnicy lat. Każde z przywołanych zwycięstw nad reprezentacją Węgier było ogromnym sukcesem sportowym, który niósł za sobą ogromną „moc” i siłę dla narodu. Tak było w sierpniu 1939r. gdy ludzie świętując sensacyjny triumf nad jedną z piłkarskich potęg, mogli choć na chwilę zapomnieć o zagrażającym ze strony hitlerowskich Niemiec niebezpieczeństwie, mogli cieszyć się z wygranej i czuć prawdziwą dumę. W 1972r. natomiast, cały świat patrzył jak faworyzowana reprezentacja Węgier nie ma nic do powiedzenia w starciu z ambitnie i nieustępliwie grającą reprezentacją Polski. Dlatego sukces piłkarzy na Olimpiadzie dał Polakom nie tylko ogromną radość, ale i poczucie ogromnego wzrostu prestiżu na arenie międzynarodowej.
Patrząc na oba wydarzenia z perspektywy dzisiejszych lat nasuwa mi się jedna refleksja. Przywołane przez mnie mecze odeszły niestety w zapomnienie.
Przecież niewielu kibiców zdaje sobie dziś sprawę, że „Orły Górskiego” piękną dekadę polskiej piłki rozpoczęły już w 1972r. na igrzyskach, a nie dopiero podczas eliminacji do Mistrzostw Świata w 1973r. Zapewne jeszcze mniejsza liczba Polaków wie, że być może 27.VIII.1939r. kibice w Warszawie zobaczyli narodziny nowej piłkarskiej potęgi, której skrzydeł nie udało się rozwinąć z powodu wojny. Kto wie, czy gdyby nie wybuch wojny to wygranej w Monachium w 1972r. nie opisywałbym jako drugi złoty medal, bo pierwszy zdobylibyśmy na igrzyskach w 1940r. w Helsinkach?
Moja praca, w której przywołałem dwa zapomniane mecze piłkarskie reprezentacji Polski i Węgier pokazuje jak bardzo potrzebny jest sukces sportowy w każdym narodzie. Takich zapomnianych sukcesów mieliśmy naprawdę wiele. Szkoda, że tak mało mówi się o pięknej i bogatej historii polskiego sportu.
BIBLIOGRAFIA:
„Ilustrowany Kurier Codzienny”, 1939
„Kurier Poranny”, 1939
„Przegląd Sportowy”, 1939
„Sport”, 1972
„Trybuna Ludu”, 1972
„Życie Warszawy”, 1972
Adam Rodnicki, „Koń trojański” Berlina, „Kurier Poranny”. 1939, nr 237, s.1.
(b.a.), Wspaniały sukces piłkarzy, „Ilustrowany Kurier Codzienny”. 1939, nr 237, s.13.
Marian Strzelecki, 30 minut depresji - godzina przewagi, „Przegląd Sportowy”. 1939, nr 69, s.1.
Ibidem, s.2.
(b.a.), Wspaniały sukces…, s.13.
Marian Strzelecki, op. cit., s.2.
Marian Strzelecki, op. cit., s.1.
Edmund Grzybowski, Ambicja i brawura przełamały technikę, „Kurier Poranny”. 1939, nr 237, s.8.
Marian Strzelecki, op. cit., s.2.
(b.a.), Wspaniały sukces…, s.13.
Ibidem, s.13.
Ibidem, s.13.
Ibidem, s.13.
PAP, Złoto czy srebro w finale marzeń piłkarzy?, „Sport”. 1972, nr 150, s.1.
Ibidem, s.1.
(b.a.), Gramy o złoto, „Trybuna Ludu”. 1972, nr 253, s.1.
Stefan Sieniarski, Największy triumf polskiego piłkarstwa, „Życie Warszawy”. 1972 nr 218, s.5.
(b.a.), Polska - Węgry 2:1 (0:1) w historycznym finale!, „Sport”. 1972, nr 152, s.2.
Ibidem, s.2.
(b.a.), Wygrali najlepsi, „Trybuna Ludu”. 1972, nr 255, s.1.
Ibidem, s.2.
(b.a), Koncert na Olympiastadion, „Sport”. 1972, nr 153, s.2.
PAP, Gorące powitanie w strugach deszczu, „Trybuna Ludu”. 1972, nr 255, s.7.
Ibidem, s.7.