Kant – co to jest oświecenie
Oświeceniem nazywamy wyjście człowieka z niepełnoletności, w którą popadł z własnej winy. Niepełnoletność to niezdolność człowieka do posługiwania się swym własnym rozumem, bez obcego kierownictwa. Zawinioną jest ta niepełnoletność wtedy, kiedy przyczyną jej jest nie brak rozumu, lecz decyzji i odwagi posługiwania się nim bez obcego kierownictwa. Sapere aude! Miej odwagę posługiwać się swym własnym rozumem ? tak oto brzmi hasło oświecenia.
(...) To bardzo wygodne być niepełnoletnim. Jeśli posiadam książkę, która zastępuje mi rozum, opiekuna duchownego, który zamiast mnie posiada sumienie, lekarza, który zamiast mnie ustala moją dietę itd., itd. ? nie muszę sam o nic się troszczyć. Nie potrzebuję myśleć, jeśli tylko mogę za wszystko zapłacić; inni już zamiast mnie zajmą się tą kłopotliwą sprawą. O to, by większa część ludzi (a wśród nich cała płeć piękna) uważała krok ku pełnoletności, już sam dla siebie trudny, także za niebezpieczny ? o to troszczą się już ich opiekunowie, którzy łaskawie podjęli się trudów nadzorowania. (...)
Toteż każdemu pojedynczemu człowiekowi trudno jest wydobyć się z niepełnoletności, która stała się prawie jego drugą naturą. Polubił ją nawet, tę swoją niepełnoletność, i nie jest rzeczywiście zdolny tak od razu zacząć posługiwać się swym własnym rozumem ? nigdy bowiem nie pozwolono mu nawet uczynić próby w tym kierunku. Dogmaty i formułki ? owe mechaniczne narzędzia rozumnego używania, a raczej nadużywania swych naturalnych zdolności ? to dzwoneczki błazeńskie wiecznie trwającej niepełnoletności. (...)
Do wejścia na drogę oświecenia nie potrzeba niczego prócz wolności: i to wolności najnieszkodliwszej spośród wszystkiego, co można nazwać wolnością, mianowicie wolności czynienia wszechstronnego, publicznego użytku ze swego rozumu. (...) Wszędzie wiec mamy do czynienia z ograniczeniami wolności. Które jednak z nich są przeszkoda dla oświecenia i tylko taki użytek może doprowadzić do urzeczywistnienia się oświecenia wśród ludzi; natomiast prywatny użytek może być często bardzo ograniczony, a mimo to nie stanowić jakiejś szczególnej przeszkody dla postępu oświecenia. (...)
Znakomity filozof niemiecki Immanuel Kant określił oświecenie jako "wyjście
człowieka z niepełnoletności, w którą popadł z własnej winy", przy czym niepełnoletność rozumiał jako "niezdolność człowieka do posługiwania się własnym rozumem". Dlatego, dowodził, hasło oświecenia brzmi: "Sapere aude", co znaczy: "miej odwagę posługiwać się własnym rozumem". Również słowa Kartezjusza "cogito ergo sum" ("myślę więc jestem") podkreślały znaczenie i możliwości ludzkiego umysłu, uznawały rozum za najbardziej istotny i twórczy element każdego człowieka. Na podstawie tych dwóch wypowiedzi widzimy potrzebę szerzenia oświaty i wpajania w społeczeństwo przekonania o konieczności
powszechnej edukacji. Tak więc zadanie wychowania światłego, rozumnego obywatela przyjęła na siebie literatura, a nauczycielami stali się pisarze i poeci.
Najwybitniejszym poetą polskiego oświecenia, nazywanym "księciem poetów", był
Ignacy Krasicki i on to właśnie podjął się realizacji powyższych postulatów -
stał się nauczycielem i wychowawcą, mentorem i mistrzem dla jemu współczesnych.
Rozpoczął działalność literacką jako współpracownik "Monitora". Treść jego
artykułów i felietonów obejmowała rozmaite tematy. Krasicki bowiem interesował
się zarówno zagadnieniami społecznymi i moralnymi, jak też problemami kultury
i literatury.
Kant – Dobra wola
Przejście w zakresie moralności od pospolitego poznania rozumowego do poznania filozoficznego
Żadnej rzeczy nie można bez ograniczenia uważać za dobrą. Dobra wola stanowi warunek tego, by człowiek był godny szczęścia. Dobra wola jest dobra jedynie przez chcenie, tj. sama w sobie. Im więcej rozum oddaje się dążeniu do używania życia, tym bardziej człowiek oddala się od stanu prawdziwego zadowolenia. Rozum otrzymaliśmy jako władzę, która ma wpływać na wolę; przeznaczeniem rozumu musi być wytworzenie dobrej woli. Wola musi być dobrem najwyższym i warunkiem wszystkiego. Pojęcie obowiązku zawiera w sobie pojęcie dobrej woli. Kant wyróżnia działanie zgodne z obowiązkiem i działanie z obowiązku. Czynienie dobrze z obowiązku jest praktyczną miłością tkwiącą w woli, w zasadach postępowania. Przy postępowaniu z obowiązku należy przykładać uagę nie do przedmiotu, ale do samego czynu i jego zasady, prawa. Zamiary towarzyszące działaniu i jego skutki jako cele woli nie mogą nadać czynom moralnej wartości. Wartość ta leży w zasadzie woli. Szacunek jest uczuciem wywołanym przez rozumowe pojęcie. Szacunkiem zwie się bezpośrednie skłonienie woli i przez prawo i świadomość prawa. W ten sposób uważamy go za skutek przez prawo wywołany w podmiocie. Przedmiotem szacunku jest jedynie prawo takie, które nakładamy sobie sami. Wszelki szacunek dla osoby jest tylko poszanowaniem prawa, którego przykład ona nam daje. Wszelkie tzw. zainteresowanie moralne polega na poszanowaniu prawa. Chcąc przekonać się jaką odpowiedź należy dać na pytanie, czy kłamliwe przyrzeczenie zgadza się z obowiązkiem, pytam się samego siebie, czy byłbym zadowolony z tego, że moja maksyma wydobywania się przez nieprawdziwe przyrzeczenie z kłopotliwego położenia miałaby obowiązywać jako prawo powszechne.
Formuła imperatywu u Kanta
Przejście od popularnej filozofii moralnej do metafizyki moralności
Jeżeli wola sama w sobie nie zgadza się w pełni z rozumem, to czyny poznaje obiektywnie jako konieczne i są subiektywnie przypadkowe. Stosunek praw obiektywnych do woli niezupełnie dobrej przedstawiamy sobie jako skłanianie woli istoty rozumnej przez racje rozumowe, którym wola ta z natury swej nie zawsze jest posłuszna. Obiektywna zasada to imperatyw. Wszystkie imperatywy przez powinność wskazują na stosunek obiektywnego prawa rozumu do woli. Wskazują na przymus. Zależność władzy pożądania od uczuć określa się skłonnością, która dowodzi potrzeby. Zależność woli dającej się skłonić przypadkowo od zasad rozumu nazywa się zainteresowaniem jej w czymś. Pierwsze oznacza praktywczne zainteresowanie w czynie, drugie patologiczne zainteresowanie przedmiotem czynu. Dla boskiej i świętej woli imperatywy nie posiadają ważności, bo wola sama z siebie jest zgodna z prawem. Imperatyw hipotetyczny przedstawia praktyczną konieczność możliwego czynu jako środka prowadzącego do czegoś. Imperatyw kategoryczny przedstawia czyn jako sam w sobie bez względu na inny cel jako obiektywnie konieczny. Imperatyw nazywa się nakazem. Imperatywy dzielą się na 3 grupy: techniczne zaliczające się do sztuki, pragmatyczne należące do powodzenia i moralne należące do wolnego zachowania się, czyli moralności. Człowiekowi trudno jest określić, kiedy byłby szczęśliwy. Przyczyną tego jest, że wszystkie składniki szczęśliwości są empiryczne, muszą być zaczerpnięte z doświadczenia. Człowiek nie może według żadnej zasady określić z zupełną pewnością, co go uszczęśliwi, bo do tego potrzebna byłaby wszechwiedza. Więc nie można postępować według określonych zasad, żeby być szczęśliwym, ale tylko według empirycznych wskazówek. Tylko imperatyw kategoryczny ma brzmienie praktycznego prawa, inne zaś mogą nazywać się zasadami woli, ponieważ w każdej chwili możemy uwolnić się od takiego przepisu. Natomiast bezwarunkowy nakaz nie pozostawia woli wolnego wyboru, dlatego określany go prawem. Imperatyw kategoryczny - prawo moralności jest syntetycznie praktycznym sądem apriori; a priori to łączenie czynu z wolą nie zakładając żadnego warunku. Kategoryczny imperatyw brzmi: postępuj tylko według takiej maksymy, dzięki której możesz zarazem chcieć, żeby stała się powszechnym prawem. Maksyma to subiektywna zasada postępowania i należy ją odróżnić od obiektywnej zasady tj. praktycznego prawa. Obowiązek, jeżeli jest pojęciem, które zawiera znaczenie i rzeczywistą moc prawodawczą dla naszych czynów może znaleźć wyraz tylko w imperatywach kategorycznych. Wszystko, co jest empiryczne jest szkodliwe dla czystości obyczajów.
Wolę pojmujemy jako zdolność samodzielnego nałaniania się do czynu zgodnie z przedstawieniem pewnych praw (tylko u człowieka). Cel służy woli za obiektywną podstawę do samookreślenia się. Środek to podstawa możliwości niezawierająca czyn, którego skutkiem jest cel. Subiektywną podstawą pożądania jest pobudka, obiektywną podstawą woli - motyw. Wyznaczane przez jednostkę cele materialne są względne. Są one podstawą imperatywów hipotetycznych. Jeżeli więc ma istnieć najwyższa praktyczna zasada, a w stosunku do woli ludzkiej imperatyw kategoryczny, to musi ona być taka, że z przedstawienia tego co jest koniecznie dla każdego celem tworzy obiektywną zasadę woli, a więc może służyć za ogólne praetyczne prawo. Podstawą tej zasady jest istnienie istoty rozumnej jako celu samego w sobie. Praktyczny imperatyw brzmi: postępuj tak, byś człowieczeństwa używał zawsze jako celu, nigdy jako środka. Nie wystarczy, żeby czyn sprzeciwiał się człowieczeństwu jako celowi samemu w sobie, ale musi się też z nim zgadzać. Z tego wynika powiązanie ludzi przez wspólne obiektywne prawa tj. państwo nazywane też państwem celów (prawa te dotyczą stosunku ludzi do siebie jako celów i środków do celu). Każdy człowiek jest prawodawcą w państwie celów możliwym dzięki wolności woli bez względu czy jest członkiem czy zwierzchnikiem. Moralność polega więc na odnoszeniu się każdego czynu do prawa, dzięki czemu funkcjonuje państwo celów. Prawodawstwo musi być w każdej istocie i wypływać z jej woli. Autonomia jest podstawą godności ludzkiej. Natura rozumna sama sobie wyznacza cel. Celem, który należy cenić jako sam w sobie, a nie jako cel rzeczywisty jest podmiot wszystkich możliwych celów i bezwzględnie dobrej woli. Moralność jest stosunkiem czynów do autonomii woli, tj. do możliwego powszechnego stanowienia prawa przez jej maksymy. Tylko czyn zgodny z autonomią woli jest dozwolony. Wola, której maksymy zgadzają się z prawami autonomii jest bezwzględnie dobrą wolą. Zależność nie bezwzględnie dobrej woli od zasady autonomii (przymus moralny) jest zobowiązaniem. Obowiązek to obiektywna konieczność czynu wypływającego ze zobowiązania. Poszanowanie prawa jest tym, co może nadać czynowi wartość moralną. Autonomia woli to najwyższa zasada moralności. Dzięki autonomii woli wola sama dla siebie jest prawem. Heteronomia występuje wtedy, kiedy wola szuka prawa, które skłoni ją do własnego powszechnego prawodawstwa we właściwościach któregoś ze swych przedmiotów. Wtedy przedmiot poprzez swój stosunek do woli nadaje jej prawo.
Kant podzielił zasady moralności według pojęcia heteronomii. Dzielą się więc na empiryczne wynikają ze szczęśliwości, (polegają na fizycznym lub moralnym uczuciu) i racjonalne (wypływają z doskonałości, polegają na rozumowym pojęciu doskonałości jako możliwego skutku lub na pojęciu samoistnej doskonałości). Kant mówi, że gdyby miał wybierać pomiędzy pojęciem zmysłu moralnego a pojęciem doskonałości, choć nie nadają się do tworzenia podstaw moralności, wybrałby ostatnie.W ten sposób moralność pozostawiona jest wyłącznie rozumowi, a zmysły nie mają do niej dostępu.
Niebo gwiaździste - Kant
Interpretacja słów: "Niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we
mnie".
Pełny cytat : " Są dwie rzeczy które nepełniają duszę podziwem i czcią, niebo gwiażdziste nade mną, prawo moralne we mnie, są to dla mnie dowody na to, że Bóg nade mną, i Bóg we mnie"
Lub
"Dwie rzeczy napełniaja moje serce wciąż nowym i wciąż rosnącym podziwem i szacunkiem, im częściej i trwalej zastanawiam się nad nimi: niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie." (zależnie od przekładu)
9. Rygoryzm moralny (I. Kant)
RYGORYZM MORALNY stanowisko w etyce domagające się bezwyjątkowego i ścisłego stosowania norm etycznych; najlepiej r.m. wyraża stanowisko Kanta głoszące, że za moralnie słuszne należy uważać jedynie postępowanie wynikające z poczucia obowiązku i zgodne z imperatywem kategorycznym; dla r.m. Kanta motywem działania winno być poczucie powinności i szacunek dla prawa, a nie wartości (np. miłość bliźniego, dobro, przyjaźń, szczęście); r.m. szczególnie ostro przeciwstawia się hedonizmowi, utylitaryzmowi, eudajmonizmowi; bywa utożsamiany z formalizmem etycznym.
MEDYTACJE
Medytacja pierwsza
Wszystkie dotychczasowe poglądy, którymi się kierował od najmłodszych lat odbiegały od prawdy. Jak sam stwierdził, najlepszym rozwiązaniem będzie pozbycie się ich wszystkich i stworzenie nowych poglądów. Warunkiem jaki sobie postawił, było osiągnięcie odpowiedniego wieku.
To co do tej pory rozumiał (uważał za prawdziwe i wiarygodne), przyjął od zmysłów lub poprzez zmysły. Którym nie zawsze, jak się przekonał, należy ufać, „…tym, którzy nas choć raz wprowadzili w błąd”. Mylą one nas czasem, jeśli chodzi o rzeczy słabo dostrzegane i bardzo oddalone.
Jak każdy człowiek, wyobrażamy sobie w snach różne dziwne rzeczy, tak jak chorzy psychicznie widzą to na jawie. I często są to sytuacje, które przeżyć można na co dzień. Każdemu zdarzyć się może sen, który odzwierciedla sytuację mającą już kiedyś miejsce, bądź zdarzyć się wkrótce może. Często sny przedstawiają coś fikcyjnego i fałszywego, można je porównać do obrazów, które tworzymy dzięki naszym wyobraźniom, wizją. Ukształtowane zostają obrazy rzeczy, które znajdują miejsce w naszych myślach.
Fizyka, astronomia, medycyna i inne nauki, opierają się na wątpliwościach i niepewności. Zaś, arytmetyka i geometria itp., zajmują się prostymi rzeczami, nie dbając oto czy są one rzeczywiste czy nie, zawierają w sobie coś pewnego, „ … niezależnie…, czy czuwam, czy też śpię, dwa plus trzy jest zawsze równe pięć, a kwadrat nigdy niema więcej niż cztery boki… „.
Świadomy jest, jak każda istota ludzka wierząca, o istnieniu Boga, który stworzył życie. Uważa on, również, że jak każdy człowiek, „On” również popełnia błędy. Ale także, każde z nas ma pewne wątpliwości związane z jego istnieniem. Twierdzi on, że „…najwyższym źródłem prawdy…” jest zły demon a nie Bóg. Owy demon wprowadza nas w błąd i daje nam do zrozumienia, że niebo, powietrze, Ziemia, kolory, kształty, dźwięki i inne rzeczy zewnętrzne są złudzeniami i zjawami. Posłużył się „On” tym wszystkim, by „… zastawić sidła…” na jego łatwowierność. „Dlatego też z największą troską zadbam oto, aby nie przyjąć żadnego fałszywego przekonania, i przygotuję swą duszę na wszystkie postępy tego wielkiego zwodziciela…”.
Medytacja druga
Celem jaki sobie przytoczył, było podążanie tą samą drogą, po której wcześniej stąpał. Po to by napotkać na coś pewnego. By móc udowodnić sobie, że na tym świecie znajdują się rzeczy, które nie są tylko kłamstwami. Sądzi, że „… ciało, kształt, przestrzenność, ruch i miejsce są jedynie fikcjami duszy…” i nie jest pewny czy zmysł i ciało są mu potrzebne.
Właśnie sama wytrwałość w wątpieniu prowadzi do pierwszej pewności- jestem, istnieję. Złośliwy demon może mnie zwodzić ile tylko chce, lecz przecież nie można wątpić, jeśli się jakoś nie istnieje. Substancja myśląca musi odbyć długą „drogę okrężną”, żeby osiągnąć pewne poznanie przedmiotów zewnętrznych. Aby do niego dojść, trzeba uzyskać pewność, że istnieje Bóg, który nas nie oszukuje.
Zdawał sobie sprawę, że jest człowiekiem. Ale zastanawiał się „kim jest człowiek”. Za każdym razem rozmyślał, co sprawiało go w zakłopotanie. Każda możliwa interpretacja poprzedniej myśli „wlokła” za sobą następną, nieskończenie wiele możliwości takich jak np. „Czym jest człowiek? Czy powiem, że jest to zwierzę rozumne? Na pewno nie, bo wtedy musiałbym zbadać, co to jest zwierzę i co to znaczy rozumny…”.
Rozważał także istnienie duszy. Wszystkie dotychczasowe czynności przypisywał duszy (odżywianie, chodzenie, odczuwanie, myślenie). Nie potrafił zinterpretować znaczenia duszy. Natomiast ciało dla niego było rzeczą oczywistą, „…przez ciało rozumiem wszystko, co może zostać obrysowane jakąś figurą, … umieszczone w pewnym miejscu i wypełniać jakąś przestrzeń…”. W końcu dochodzi do wniosku, że jest tym „…kto wątpi, rozumie i pragnie, i że nie trzeba tu już żadnych wyjaśnień…”, posiada władzę nad własną wyobraźnią i swoimi zmysłami.
Zastanawia się nad istnieniem innych ciał, które nie są nim. Tak zwane rzeczy które określamy widząc je. Wiemy jaki ma kształt, zapach. Każdą rzecz poznajemy poprzez zmysły : węch, dotyk, słuch, smak i wzrok. I wtedy wiemy że dany byt istnieje. Ale jeżeli użyjemy innej siły, rzeczy która wstanie jest tą pierwszą zmienić, nie napotykamy na poprzednie reakcje. Tracić mogą one na walorach smakowych i zapachowych zmieniając przy tym swój kształt. Nie należy korzystać do końca tylko ze zmysłów, bo one mylą nas czasem.
Porównuje ludzi do robotów. Które w taki sam sposób mogą się poruszać jak i ludzie. Zwraca tu uwagę na to, że często określa się imieniem to co widzimy korzystając przy tym ze standardowych wcześniej obranych określeń.
Dzięki rozumowi wie że istnieje. Skoro widzi, czuje i dotyka. Dzięki niemu potrafi rozróżniać rzeczy. Doszedł więc do wniosku, że „ … ciał materialnych jako takich nie da się w sposób właściwy poznać za pomocą zmysłów ani wyobraźni, lecz jedynie za pomocą poznania rozumowego… „.
Kartezjusz – dowody na istnienie Boga
W kilkaset lat później francuski filozof René Descartes, zwany
Kartezjuszem (1596-1650), powrócił do idei dowodu ontologicznego i posłużył
się definicją pojęcia Boga podobną do użytej przez św. Anzelma. W swym
dziele Medytacje o pierwszej filozofii Kartezjusz dowodzi istnienia Boga na dwa
sposoby. Pierwszy sposób występuje w Medytacji III (patrz niżej), drugi zaś w
Medytacji V. Właśnie dowód zamieszczony w Medytacji V jest dowodem
ontologicznym. Kartezjusz przeprowadza analogię między pojęciami (ideami)
matematycznymi a pojęciem (ideą) Boga i wskazuje, że do natury (istoty,
definicji) figury czy liczby, należą te właściwości, których można dowieść o
danej figurze czy liczbie i podobnie, w wypadku pojęcia (idei) Boga,
przysługują mu te właściwości, które można mu przypisać jako oczywiste, czyli
w języku Kartezjusza, jasno i wyraźnie pojęte.
„/.../ znajduję w sobie ideę Jego, to jest bytu najdoskonalszego, jak ideę
jakiejkolwiek figury czy liczby; niemniej jasno i wyraźnie pojmuję, że do
Jego natury należy wieczne i aktualne istnienie, jak pojmuję, że do natury
figury czy liczby należy to, czego dowodzę o tej figurze czy liczbie”.
Jest to zatem pojęcie bytu doskonałego, do którego należy wieczne i
aktualne [tzn. urzeczywistnione, a nie jedynie możliwe – M.K.].
Można badać właściwości przedmiotów geometrii czy matematyki nie
zaprzątając sobie głowy kwestią istnienia ich desygnatów, ponieważ
prawdziwość twierdzeń matematyki nie zależy od stwierdzenia istnienia
przedmiotów, o których mówią te twierdzenia, lecz od zgodności logicznej tych
twierdzeń z innymi twierdzeniami i aksjomatami matematyki, czyli od jasnego
(i wyraźnego) poznawania tych właściwości jako dedukcyjnie uzasadnionych.
/.../ Mogę bowiem przecie wymyślić niezliczoną ilość innych figur,
co do których nie może istnieć żadne podejrzenie, że zostały mi
kiedykolwiek dane przy pomocy zmysłów, a mimo to wykazać rozmaite ich własności, tak samo jak przy trójkącie. Wszystkie one z pewnością są
prawdziwe, ponieważ jasno je poznaję i przez to samo są czymś, a nie czystym niczym. Jest bowiem oczywiste, że wszystko to, co jest prawdą, jest
czymś”.
Na przykład mogę formułować twierdzenia o tysiącokącie bez
odwoływania się do doświadczenia, które informowałoby mnie o istnieniu
takiego przedmiotu.
Analiza pojęcia Boga doprowadza Kartezjusza do wniosku, iż do
natury (istoty) Boga należy wieczne i aktualne [rzeczywiste, a nie jedynie
możliwe] istnienie, czyli że nie można oddzielić istnienia (existentia) Boga
od Jego istoty (essentia), tak jak nie można od istoty trójkąta (definicji
trójkąta) oddzielić sumy trzech kątów od równości dwóm kątom prostym.
„/.../ A teraz, jeżeli z tego jedynie, że mogę ideę jakiejś rzeczy
wyprowadzić z mej myśli, wynika, iż wszystko, co ujmuję jasno i wyraźnie
jako należące do owej rzeczy, rzeczywiście do niej należy, to czyż nie można
by stąd zaczerpnąć dowodu wykazującego istnienie Boga? Z pewnością tak
samo znajduję w sobie ideę Jego, to jest bytu najdoskonalszego, jak ideę
jakiejkolwiek figury czy liczby; niemniej jasno i wyraźnie pojmuję, że
do Jego natury należy wieczne i aktualne istnienie, jak pojmuję, że do
natury figury czy liczby należy to, czego dowodzę o tej figurze czy liczbie.
A więc, choćby nie wszystko było prawdziwe, co w tych ostatnich dniach
rozważałem, to istnienie Boga powinno mieć dla mnie co najmniej ten
sam stopień pewności, jaki dotychczas posiadały prawdy matematyczne.
Co prawda na pierwszy rzut oka nie jest to tak całkiem widoczne; lecz ma
pewien pozór sofizmatu. Przywykłszy bowiem we wszystkich innych
rzeczach rozróżniać istnienie (existentia) od istoty (essentia), łatwo siebie
przekonywam, że można je też oddzielić od istoty Boga i w ten sposób
można myśleć o Bogu, jako o nie istniejącym aktualnie. Lecz skoro
uważniej się zastanowię, to staje się oczywistym, że tak samo nie można
oddzielić istnienia od istoty Boga, jak nie można od istoty trójkąta
oddzielić tego, że wielkość trzech jego kątów równa się dwóm
prostym, albo od idei góry ideę doliny. Tak samo więc nie można
pomyśleć sobie Boga (tj. bytu najdoskonalszego), któremu brak istnienia (a
więc któremu brak jakiejś doskonałości) — jak pomyśleć górę bez
doliny”.
Bóg zatem istnieje, gdyż istnienie nie może być oddzielone od istoty
Boga. Myśląc o pojęciu Boga musimy uznać istnienie Boga, czyli desygnatu
tego pojęcia. Twierdząc, iż nie można pomyśleć pojęcia Boga (bytu
najdoskonalszego) jako nie posiadającego istnienia jako jednej z doskonałości, Kartezjusz odwołuje się do metody dowodu nie wprost, pokazując, iż
pomyślenie Boga jako nieistniejącego prowadzi do sprzeczności (reductio ad
absurdum).