Ludowe przewrócenie Pawlaka.
Jeszcze miesiąc temu na pytanie: „Jak tam panie w polityce? Pawlak trzyma się mocno?!” mogliśmy odpowiedzieć tylko twierdząco. Nic nie wskazywało na to, że krótkoterminowy były premier wkrótce przestanie być najważniejszą personą w Polskim Stronnictwie Ludowym. Jego detronizacja była równie prawdopodobna, jak to, że lada moment dostaniemy wizy do Stanów. A jednak! Stało się. Waldemar Pawlak od ubiegłego tygodnia nie jest już szefem PSL-u, mało tego poddał się do dymisji jako wicepremier, a na dodatek zabrał swoje zabawki z gabinetu ministerstwa gospodarki. Szok, niedowierzanie, ale jednak prawda.
Dwadzieścia trzy lata, tyle czasu w Sejmie siedzi/pracuje/przebywa (niepotrzebne skreślić) jeden z najenergiczniejszych polskich posłów, który swoją werwą uspokoiłby niejedno niegrzeczne dziecko. W wolnej Polsce Waldemar Pawlak próbował już wielu rzeczy. Od 1991 do 1997 roku był szefem partii PSL. 33 dni „szlał” jako premier w 1992. Po raz drugi został premierem(tym razem wytrzymali z nim dwa lata). Wraz z Oleksym i Cimoszewiczem był bohaterem do dziś niewyjaśnionej sprawy o kryptonimie „Trójkąt Buchacza”. Afery szeroko omawianej przez media, ale nie na tyle poważnej, by sąd i prokuratura poważnie się tym zajęły. Nie widziały wtedy, nie widziały później, nie widzą i teraz. No, ale skoro wyprowadzone pieniądze dawno zostały wydane, to nie ma o co toczyć sprawy. Ot taka polska logika.
Jak dobrze wiemy afery i kontrowersje w Polsce są paliwem napędowym dla polityków, nie inaczej było z Waldemarem. Zaraz po kolejnej stracie stanowiska szefa rządu, zawalczył o wyższe stanowisko i kandydował na prezydenta. Wychodząc z założenia „próba nie strzelba” ustrzelił prawie(!) pięcioprocentowe poparcie, jednak wygrać mu się nie udało. Nie udało mu się wygrać również w 2010 roku. 5 miejsce wśród kandydatów i dwa procent poparcia idealnie obrazuje siłę przebicia naszego posła.
Po latach pełnych emocji odsunął się (a właściwie odsunęli go) trochę w cień. Jarosław Kalinowski zastąpił go w szefostwie partii, a Pawlak mógł w końcu odpocząć. Relaks trwał dobrych kilka lat, ale jego „come back” był wyśmienity. W 2005 roku znów przejął ster w Polskim Stronnictwie i zaczął go sukcesywnie pchać w stronę władzy. Dwa lata później stworzył koalicję z PO, która trwa do dziś. Lata 2007-2012, to czas wytężonej pracy, przemówień, pojękiwania, tabletów, grania na kilka frontów… ogólnie życie biedniejszego koalicjanta. W ostatnim czasie nie zwolniła tempa; brylował w mediach, straszył koalicjanta, dużo, dużo, dużo mówił, ale o czym? Na tym nikt dłużej się nie zastanawiał, bo albo mówił, co innego, a robił co innego, albo… odwrotnie. Pawlak był wszędzie; w radiu, prasie, telewizji, Internecie i myślał, że tak popularnego i pożądanego przez … po prostu pożądanego człowieka PSL nie może się pozbyć. Stąd też ze spokojem udał się na kongres swej partii, by ponownie (a właściwie po raz trzeci) zostać prezesem.
Ludzka natura jest jednak przewrotna, koledzy nie podzielili entuzjazmu swojego szefa i wysadzili go z siodła PSL-u. Sadzając na nim Janusza Piechocińskiego. I tak nastąpił przewrót w PSL-u, a nasz Waldemar został zdetronizowany. 17 listopada 2012 został odwołany, a już dwa dni później złożyć wniosek, że chce opuścić swojego Donalda. Chce opuścić jego rząd i … zrobił to! Flegmatyczny, siwiejący jegomość zaskoczył wszystkich swoją energią i szybkością działania. Pawlak znów został wysłany na wakacje i pozostaje mu tylko pluć sobie w brodę, że na taśmach Sawickiego nie było Piechocińskiego, albo obu panów razem. Bowiem nepotyzm, łapówkarstwo i kolesiostwo w PSL-u to jedno, drugie ważniejsze to, utrzymanie władzy w partii. Niestety tym razem Piechociński się pilnował.
Czy Pawlak wróci? Wróci i to niedługo. On nie umie żyć bez władzy, zawsze robił wszystko by przy niej być. Koalicja z chrześcijanami, socjaldemokratami, liberałami, prawicowcami, palikociarnią… wszystko jedno, ważne by stołek w rządzie był. Dlatego za jakiś czas, za rok, może dwa będziemy mogli przeczytać tytuły w „Fakcie”, czy Super Expressie” WALECZNY POSEŁ, WALDEMAR PAWLAK (ZNÓW) POWSTAJE.
Damian Racławski