Prawo i przestępstwo
XVI wiek nie był najlepszym pod względem kondycji moralnej polskiego społeczeństwa. I mam na myśli tutaj wszystkie stany, bez różnicy na potęgę urodzenia czy potęgę pieniądza. W swojej krótkiej wypowiedzi postaram się przytoczyć kilka najważniejszych spraw z tego zakresu, gdyż samych przykładów można by mnożyć wiele.
Przede wszystkim lata po średniowieczu to okres dużego rozdrobnienia w polskim prawie. Dla każdego stanu istniała inna instancja, inne były też wymiary kary dla różnych stanów w odniesieniu do tego samego przestępstwa. I tak mieszczanie byli sądzeni przez sądy miejskie (wedle prawa magdeburskiego lub chełmińskiego), chłopi podlegali sądowi dziedzica, wojsko sądził hetman, duchowni podlegali sądom duchownym itd. Kronikarze wspominają o słabej kondycji sądownictwa, opisując korupcję i niedbalstwo sędziów:
Nie mogę zrozumieć, co to za sądy mamy,
Że się o leda sprawkę sto lat pozywamy
I nie możem jej skończyć to w ziemstwie, to w grodzie,
To na trybunale, to na żadnym już sądzie.
Szymon Starowolski
W związku z tym pojawiło się zapotrzebowanie na ludzi, którzy zajmowali by się procederem sądownictwa. I oto pojawiła się kasta nazywana „palestrami”. W palestrze pracowała niezamożna szlachta, która w ten sposób zarabiała na życie. Ważną rolę, a zarazem trudną i niezwykle ciekawą do odegrania, pełnił woźny. Mianowicie jego praca polegała na dostarczaniu pozwów sądowych. Niestety, zdarzały się wypadki, kiedy rozgniewany szlachcic kazał woźnemu zjeść pozew, demonstrując w ten sposób, że nie przyjmuje go do wiadomości. Zawód woźnego narażony był na pogardliwe traktowanie, ale i niekiedy na obawę o życie posłańca.
Jednak w sądach kwitło krzywoprzysięstwo i korupcja. Aby nie szukać daleko, mamy przykład lubelskiego sądu diabelskiego, gdzie sędziowie zostali przekupieni przez szlachcica, a świadkowie byli również opłaceni i podstawieni. Często też fałszywie świadczono, aby uratować krewnych, czy znajomych. W powszechnej opinii krąży plotka o torturach, jakie jakoby stosowały sądy. Owe praktyki zdarzały się, jednak nie w takiej ilości, jakie w świadomości społeczeństwa funkcjonują. Jeśli już tortury miały miejsce, to zazwyczaj wśród plebejuszy (oprócz przypadku słynnego Piekarskiego), i to z powodu nietrzeźwości sędziego, lub też naprawdę były stosowane w sprawie bardzo ciężkiego przewinienia.
Zapewne nieudolność polskich sądów była jedną z przyczyn wzrostu przestępczości w XVI i XVII wieku. Przestępczość kwitła w każdym stanie. Dniem powszednim dla środowiska szlacheckiego były gwałty, zajazdy czy pojedynki. Powodów nie trzeba było wymyślnych, aby owe czyny miały miejsce. Awantury wybuchały raczej jako upust szlacheckiego animuszu i rezultat ostrego temperamentu, niż z powodu głębszych zatargów. Problemem było, gdy szlachcic (od magnaterii poczynając na gołocie kończąc) angażował w waśń cały dwór, nie bacząc na to, że chłopi z bronią mogą się obrócić przeciw niemu. Urażona duma sąsiedzka była ważniejsza, niźli błahostki. Sytuacji takich można mnożyć, gdyż do awantury wystarczyła oblega, niestosowny żart, czy chociażby różnica poglądów na temat szybkości chartów sąsiada. Takie powody były jednak tymi z półki „zdroworozsądkowych”. Niekiedy zwykła pijacka awantura przekształcała się w bójkę, a organizowana na przyjęciu rodzinnym mogła powodować ciągnięte latami wojny familijne.
Środowiska miejskie również były terenem kryminogennym. Tłok na ulicach i jarmarkach był doskonałym momentem dla złodziei kieszonkowych, aby ograbić zagapionego podróżnika. Bardzo często był to sposób zarabiania na chleb powszedni. Na targach dochodziło do przestępstw przy transakcjach, handlowano nieuczciwym towarem, czy żądano wygórowanych cen. Próba oszukania szlachcica kończyła mniej więcej w bardzo podobne, jak opisane wcześniej sposoby. Popularną formą zniewagi wśród mieszczan były tzw. „pyskówki”, do których dołączano, znane nam do dziś, obraźliwe gesty. Gdy jednak awantura zaczynała się na pyskówce, na bójce zazwyczaj się kończyła. Do stron kłótni dołączały rychło rodziny oraz ich przyjaciele, aby poprzeć argumenty swojej strony. Tak ostra wymiana zdań kończyła się zazwyczaj ogólno miejską burdą, przy której zdarzały się ofiary śmiertelne. Poza takimi zdarzeniami, miały również miejsce włamania do domów, czy zwykłe kradzieże straganowe. Nie należały one do codziennych, jednak warto zaznaczyć, że i tak odznaczały się dość dużym procentem. W XVII wieku do wzrostu kryminogenności przyczyniły się zapewne choroby, epidemie, czy wojny. Stacjonujące wojska nierzadko łupiły miejscowości, w których się zatrzymywały żądając żołdu oraz wiktu i opierunku. Dla żołnierzy wieś była o wiele łatwiejsza do złupienia niż miasto, toteż częściej padała ofiarą „swawolnych” oddziałów.
Na wsi polskiej był wysoki współczynnik drobnej kradzieży, głównie z powodu ubóstwa. Zdarzały się jednak procesy czy też branie sprawiedliwości we własne ręce. Chodziło o przeróżne zbrodnie: kradzież bydła, uduszenia kury przez psa sąsiada, czy też zabicie bydła sąsiada. Bardzo dużo przestępstw popełniano w karczmie czy młynie – miejscach szczególnie odwiedzanych przez ludność wiejską. Na wsiach również zdarzały się bójki z błahych powodów, jednak różniły się one od miejskich tym, że podczas starć używano siekier, kos, czy innych narzędzi rolniczego pochodzenia.
Do rzadkości nie należał także oskarżenia o cudzołóstwo. Takie oskarżenia padały zwłaszcza w przypadku rodzin niepełnych, pasierbów, macoch, rodzeństw przyrodnich itd., a nie zawsze były to puste oskarżenia. W XVI i XVII wieku, co jeszcze ma swoje korzenie daleko wstecz, popularne były kontakty seksualne szlachcica ze służbą (zwłaszcza ze służki były lat kilka młodsze od żony), lub też posiadanie kochanków wśród służby przez panią dworu. Dość częste – i wcale srogo nie karane – były przypadki gwałtu. Zwłaszcza, jeśli kobieta zapuściła się daleko od wioski wypasać bydło, czy też do lasu po chrust. Surowe i trudne życie na wsi stwarzało wiele okazji do tego typu wykroczeń. Z kolei interesującym wydaje się fakt, że homoseksualizm w owych czasach karany nie był. Księża wyrażali się wobec niego negatywnie, jednakże w prawie świeckim nie było wzmianek na temat homoseksualizmu jako przestępstwa. Przypadki zdarzały się zarówno na dworze królewskim jak i licznych dworach szlacheckich Nie miał on jednak dobrej sławy jako sprzeciwiający się prawom boskim, a także potępiała go literatura moralistyczna.
Jednakże naprawdę ciężkich przestępstw, takich jak zabójstwo z premedytacją, czy rabunek połączony z gwałtem fizycznym, bywało niewiele. Łączyły się one głównie z działaniami wojennymi oraz istnieniem band zbójeckich. Owe bandy zbójeckie, w szerokim rozumieniu, zasilali zazwyczaj zbiegli chłopi. Niektórzy trafiali do wspomnianych band, inni próbowali pracować w mieście, jednak zazwyczaj zasilali tamtejszy margines społeczny, również przyczyniając się do wzrostu drobnej kradzieży.
Interesujące miejsce w ówczesnym prawie zajmują czary. Rzadko zdarzały się wtedy procesy o czary – wiązało się to z silnym kultem maryjnym, a także z odmiennością podejścia do herezji w porównaniu do państw zachodnich, gdzie inkwizycja i heretycy stały się elementem działań politycznych. Współdziałanie wielu czynników w tym względzie dało efekt państwa bez stosów, w którym rzadko zdarzał się proces.
Jednak z problemem przestępstwa wiąże się temat kary. Główną rolę – z przyczyn ekonomicznych – odgrywały takie kary jak: publiczna chłosta, dyby, pręgierz, piętnowanie, ucinanie rąk, czy wreszcie egzekucja. Miały one wymiar ogólnospołeczny. Były publiczną przestrogą, a jednocześnie karą dla przestępcy. Nie wiązały się też z nadmiernymi kosztami. Natomiast, rzadko stosowane wówczas, więzienia były raczej pomijanym aspektem karalności. Otóż pobyt w dolnej bądź górnej wieży (a wspomnijmy, że dolna była o wiele cięższa) wiązał się z niewygodnymi kosztami: należało opłacić strażnika, dbać o wyżywienie, i mieć na uwadze kiedy kara dobiegnie końca. Kary publiczne, bardziej spektakularne, tego nie wymagały. Najcięższym wymiarem kary była oczywiście egzekucja. I tutaj pojawia się niemalże popis wyobraźni ówczesnych ludzi, którzy wynaleźli mnóstwo możliwości na publiczną śmierć. Poczynając od ćwiartowania, przez wyciąganie wnętrzności przytomnej osobie, po nabiciu na pal żywcem kończąc. Często kara śmierci była uzupełniania przez tortury. Ludność XVI i XVII wieku cechuje wręcz sadyzm w zadawaniu śmierci i bólu, czego przyczyn można upatrywać właśnie we wzroście przestępczości. Jednak wymiar kary zależał nie od popełnionego czynu, ale od statusu społecznego osoby. Persony wysoko wstawione u magnata mogły od owej kary uciekać w nieskończoność. Inaczej też rozpatrywano sprawy zabójstw. Gdy chłop zabił szlachcica wiązało się to automatycznie z karą śmierci, zaś gdy szlachcic zabił chłopa dostawał jedynie tzw. „główkowe”, czyli grzywnę dla rodziny chłopa. Wymiar sprawiedliwości to w polskiej obyczajowości ciemniejsze aspekty. W sytuacji politycznej Europy, gdy prawo miało coraz mocniejszy wydźwięk, w Polsce panowało bezprawie. W krajach zachodnich zaczęto coraz poważniej podchodzić do tematu i zmieniło się nawet podejście do kary jako nie wymierzenia sprawiedliwości za czyn, ale jako zadośćuczynienie i forma powrotu do życia w społeczeństwie. Powstawały też więzienia, które w Polsce zaistniały dopiero w XVIII wieku. Całość bezsilności praw w Polsce stworzyła bagaż niedobrej spuścizny, który dawał się we znaki przez wiele lat, a nawet ma swoje odbicie w dzisiejszej dobie.