Feminizacja zawodu
Platon w jednym ze swoich dialogów w „Uczcie” pisał o powstaniu dwóch rodzajów ludzi w wyniku gniewu bogów. Bogowie rozdzielili dotychczasowy jeden gatunek na dwa: mężczyzn i kobiety, którzy to od tej chwili mieli już zawsze za karę szukać swojej drugiej pasującej połowy. Psychoterapeuta amerykański John Gray używając innego obrazu opisuje losy mieszkańców dwóch różnych planet: Marsa i Wenus – kobiet i mężczyzn, różniących się od siebie, bo pochodzących z różnych światów.
W opowieściach, baśniach czy podaniach różnych kultur istnieje pewnie więcej tłumaczeń dotyczących tej tematyki, a każde z nich przekazuje jedną mądrą, choć często zapominaną prawdę: kobiety i mężczyźni różną się od siebie, bo – jak uważa J. Gray – „pochodzą z innych planet”, albo jak twierdzą: A. Moir i D. Jessel – „mózgi kobiet i mężczyzn są różne”.
Fakt, że wyróżniamy dwie płcie gatunku ludzkiego, i że różnią się one od siebie pod wieloma względami, budzi wiele emocji wśród samych zainteresowanych. Przede wszystkim kusi do porównywania jednych z drugimi. Na płaszczyźnie świadomej, ale częściej nieświadomej, trwają spory kto, i w czym jest lepszy. W grę wchodzą różne dziedziny życia, od spraw domu, aktywności zawodowej, przez sport, kwestie intelektualne, językowe, po orientację w przestrzeni, logiczne czy abstrakcyjne myślenie. Spory te mają miejsce również w zaciszu, domowego ogniska, choć niekoniecznie jest to wówczas zacisze. Wreszcie na zajęciach ze studentami, kiedy w uniwersyteckich warunkach próbuje się rozstrzygać różne kwestie, również dochodzi do gorączkowych, pełnych zaangażowania, często zbyt długich dysput o tej tematyce. Ostatecznie każdy z nas jest albo kobietą, albo mężczyzną, więc kwestia ta dotyczy wszystkich. Inna sprawa, że dla niektórych jest ona szczególnie, wręcz chorobliwie ważna, co z kolei prowadzi do zbyt szowinistycznej postawy i w efekcie obrażania uczuć i wartości innych ludzi, z reguły przeciwnej płci.
Jak piszą autorzy „Płci mózgu”: „Nie mają (…) sensu prawa i teorie edukacyjne zaprzeczające istnieniu różnic między płciami i równocześnie starające się je zacierać”. Uznając fakt, że jesteśmy różni powinniśmy następnie zaakceptować go i starać się funkcjonować, jak najlepiej, mając na uwadze naszą odmienność, korzystając z wzajemnych atutów.
Również w kwestiach zawodowych pojawiają się spory oparte o założenie o różności płci, a co za tym idzie o mniejszej lub większej przydatności do konkretnego zawodu. Mówi się np. o zawodach typowo męskich, czy typowo kobiecych. Do pierwszych z nich należą zawody: techniczne, budowlane, górnicze, mechaniczne, ale również kierowca ciężarówki, agent ubezpieczeniowy czy chemik uważane są za typowo męskie zajęcia. Z kolei zawody oparte na komunikacji, gastronomii, opiece, kosmetyce utożsamiane są z aktywnością kobiet.
Do zawodów takich należy również zawód nauczyciela. Inna sprawa, że w dobie równouprawnienia kobiet, ruchów feministycznych, lepszej adaptacji słabszej płci do zmieniających się warunków gwałtownie rozwijającego się świata (wolniej rośnie liczba bezrobotnych kobiet niż mężczyzn), kwestia zakwalifikowania danego zawodu do grupy męskich, czy kobiecych nie jest już tak oczywista. Mężczyźni bez wstydu często, i z pełnym zaangażowaniem, prowadzą gospodarstwa domowe, biorą urlopy wychowawcze czy chorobowe zwolnienia z pracy w przypadku niedyspozycji dziecka, kobiety natomiast prowadzą z powodzeniem ciężarówki, zarządzają dużymi korporacjami, czy uczą się zawodu cieśli lub murarza, nie mówiąc już o ich obecności w wojsku, policji i innych mundurowych służbach.
Główny Urząd Statystyczny podaje, że w 2003 roku najbardziej sfeminizowanymi sektorami gospodarki narodowej były: ochrona zdrowia i opieka społeczna, gdzie na 412 kobiet przypadało 100 mężczyzn, edukacja – 337 kobiet na 100 mężczyzn i pośrednictwo finansowe – 243 kobiety na 100 mężczyzn. Wśród pracowników biurowych na 235 kobiet przypada 100 mężczyzn. Najmniej sfeminizowaną grupą jest grupa zawodowa operatorów i monterów maszyn i urządzeń – na 100 mężczyzn przypada 15 kobiet.
Niektórzy są zdania, że nadchodzą czasy, lub już nadeszły, kiedy zawody przestają być dzielone na męskie i kobiece. Natury jednak nie da się oszukać i pewne kierunki studiów, a w tym: nauczycielskie, ale również pedagogiczne, psychologiczne czy terapeutyczne, cieszą się o wiele większym zainteresowaniem kobiet, niż mężczyzn. Zwracając w niniejszym artykule uwagę szczególnie na obecność mężczyzn w polskich szkołach przyjrzyjmy się szczególnie zawodowi nauczyciela.
Mężczyźni wśród nauczycieli.
Zawód nauczyciela w XXI wieku bez wątpienia jest domeną kobiet. Patrząc z perspektywy historycznej dzieje się tak od czasów, kiedy mężczyźni przekazali kobietom tego typu aktywność zawodową (czasy powojenne). Zauważa się również, że spowodowało to jednocześnie spadek prestiżu zawodu nauczyciela, jako wykonywany już „nawet” przez kobiety i z tej racji mało opłacany. Z kolei z perspektywy etapu edukacji dzieci i młodzieży zauważa się większą obecność mężczyzn w szkołach gimnazjalnych i średnich niż w przedszkolach czy szkołach podstawowych. W moich badaniach nad autorytetem nauczyciela, w których wzięło udział 163 osób 13% stanowili mężczyźni, przy czym w przedszkolu było ich 10%, w klasach I–III szkoły podstawowej 0%, w klasach IV– VI szkoły podstawowej 26% i 17% w gimnazjum.
Mężczyźni nawet jeżeli przejdą drogę edukacji przygotowującą ich do pracy z młodszymi dziećmi, co samo w sobie nie jest łatwe (duża feminizacja takich kierunków jak: wychowanie przedszkolne, czy nauczanie zintegrowane – dawniej początkowe), rzadko rzeczywiście szukają zatrudnienia w przedszkolach czy szkołach podstawowych, bywając tam ewentualnie gościnnie (mała ilość godzin pracy), lub tylko chwilowo (szybka zmiana miejsca pracy).
Jeżeli mężczyzna jednak zdecyduje się pracować w szkole czyhają tam nań liczne pułapki. Przede wszystkim trafia do bardzo sfeminizowanego grona kobiecego, charakteryzującego się specyficznym sposobem zachowania i pracy. Inna pułapka to niewspółmiernie niskie, jak na „głowę rodziny” – często jedynego żywiciela – zarobki. Wielu nauczycieli korzysta zatem z możliwości „dorobienia” zatrudniając się w kilku szkołach, udzielając licznych korepetycji lub sprawdzając się w zupełnie niepokrewnych nauczycielstwu sferach gospodarki. Mężczyźni tacy np. prowadzą firmy rodzinne z współmałżonkiem (agroturystyka, gastronomia, rozrywka), oddają się zajęciom, na które jest popyt (videofilmowanie, języki obce) czy spędzają wolne chwile na pracach poza granicami kraju (niezgodne z wykształceniem, ale za to dochodowe zajęcie). Jeżeli decydują się, mimo kłopotów finansowych, nie opuszczać szkoły, celują często w kierownicze stanowiska, potwierdzając jakoby, że na zarządzaniu znają się lepiej niż na nauczaniu, wychowaniu i opiece. Jednak i tu czeka na nich pułapka. W stosunku do własnych kolegów zatrudnionych w innych sektorach nie spotka ich zbyt rozbudowana ścieżka kariery. Chyba że gustują w karierze akademickiej, która stawia większe wyzwania i jest bardziej długotrwała. Może wszystkie te pułapki razem wzięte trzymają mężczyzn w Polsce z dala od szkół.
Jeden wśród wielu.
Próbując jakoś odnaleźć się w tym kobiecym królestwie mężczyźni nie mają łatwo. W zasadzie mają ograniczone możliwości poradzenia sobie z taką sytuacją. Jeżeli staną po stronie kobiet, przyjmą ich sposób bycia – mogą być posądzeni o zniewieścienie, wciągani w kobiece „gierki”, „przeciągani” na różne strony – obozy koleżanek – nauczycielek. Jeżeli natomiast zdecydowanie, po męsku sprzeciwią się temu gronu zostaną odrzuceni, staną się odludkami w miejscu pracy. Należy nadmienić, że rada pedagogiczna, z jaką styka się w szkole mężczyzna – nauczyciel ma swoje specyficzne cechy. Będąc gronem sfeminizowanym, jak wynika z badań, jest: rozgadana, mało decyzyjna, dzieli „włos na czworo”, uzależniona od decyzji dyrekcji, szukająca winy w innych zamiast korzystnych rozwiązań. Studenci pedagogiki zastanawiając się nad tym zagadnieniem stwierdzili, iż sfeminizowane grono pedagogiczne cechuje: opiekuńczość, empatia, pomocność, wrażliwość, cierpliwość, ale też: plotkarstwo, małostkowość, kłótliwość, drobiazgowość, rywalizacja, niezdecydowanie. Mimo pozornego negatywnego oddźwięku niektórych z tych cech i pozytywnego innych, dla wkraczającego do szkoły mężczyzny grono, w którym ma pracować może wydawać się trudne do zrozumienia i porozumienia, oraz zagrażające. Badania pokazują, że 93% mężczyzn boi się zniewieścienia w zawodzie nauczycielskim. Żeby nie narazić się na ten zarzut stosują trzecie wyjście: uniki – niewchodzenie w konflikty między koleżankami lub niezajmowanie jednoznacznego stanowiska. Paradoksalnie uciekając przed zniewieścieniem „stosują taktyki, które w taki stygmat prowadzą”.
Są i pozytywy takiej sytuacji. Przede wszystkim unikatowość mężczyzn w szkołach polskich powoduje, że gdy „taki się pojawi, jest na wagę złota”, czuje swoją wyjątkowość i niejednokrotnie dobrze mu z tym. Widoczne jest to zwłaszcza w zainteresowaniu ze strony uczennic i nauczycielek. Ma też szansę stworzyć poczucie solidarności z uczniami – chłopcami uczęszczającymi do danej szkoły.
Po co w szkole mężczyzna?
Oczywiście można zastanowić się: Po co w ogóle zajmować się faktem nikłej obecności mężczyzn w naszych szkołach? Kobiety są jakby specjalnie stworzone do tego rodzaju zawodu. „Dla większości kobiet sukces materialny i zawodowy jest relatywnie nieistotny – życie to coś więcej niż wspinanie się po szczeblach kariery”. Oczywiście na szczególną uwagę zasługują słowa: „większości” i „relatywnie”. Wiele kobiet realizuje się właśnie poza domem, są tzw. kobietami sukcesu i doskonale radzą sobie jako kobieta – szef, czerpiąc z tego zadowolenie i dodatkowo uznanie społeczne. Z drugiej strony zawód nauczyciela obciążony stosunkowo małą ilością godzin pracy w tygodniu w miejscu pracy (bo drugie tyle często nauczyciel wykonuje w domu, zwłaszcza na początku drogi zawodowej), relatywnie niskimi zarobkami, nikłym stopniem współzawodnictwa i możliwości awansu – wydaje się bardziej odpowiedni dla kobiet niż dla mężczyzn. To dla mężczyzn ważniejsze jest współzawodnictwo, władza, sukces, hierarchia, dominacja. To mężczyźni gotowi są do większych poświęceń, by to osiągnąć, nawet kosztem własnego szczęścia, zdrowia, czasu, przyjaciół – praca jest „punktem centralnym męskiego poczucia wartości”, i to dla mężczyzn pieniądze w pracy są bardziej niż dla kobiet „symbolem i potwierdzeniem ich sukcesu”. Dla kobiet praca jest ważna, ale „nie tak ważna, by dać się jej pochłonąć tak, jak dają się jej pochłonąć mężczyźni”. Większość kobiet oprócz zawodowej wykonuje również pracę domową – nieopłacaną, niedocenianą społecznie i nie zapewniającą funduszu emerytalnego w przyszłości (z badań wynika, że jest to około 24,5 godzin tygodniowo, czyli ponad pół etatu). Wreszcie kobiety czerpią satysfakcję ze znacznie szerszego zakresu zajęć i więzi z ludźmi, niekoniecznie na stopie zawodowej. W dużym uproszczeniu i uogólnieniu świat kobiet jest: estetyczny, społeczny i religijny, świat mężczyzn: teoretyczny, ekonomiczny i polityczny. To oczywiście jedynie próba zrozumienia, ogarnięcia psychologicznych mechanizmów działania mężczyzn i kobiet, co z pewnością ułatwia, ale i może wprowadzać w błąd. Tak naprawdę każdą jednostkę powinniśmy traktować indywidualnie i niepowtarzalnie.
Wracając do kwestii: „Po co mężczyźni w szkole?”, rozpatrzmy ją z kilku punktów widzenia. Badani na tę okoliczność uczniowie gimnazjów twierdzą, że: „lepiej jest jak mamy nauczycieli” – (76% dziewcząt i 83% chłopców); „w szkole jest jakoś inaczej (czytaj: normalniej), gdy możemy widzieć tu obecność nauczycieli” – (75% dziewcząt i 80% chłopców). Uczniowie ci podkreślają również, że pewne przedmioty łatwiej jest im zrozumieć, kiedy naucza ich nauczyciel–mężczyzna (w–f, matematyka, geografia, fizyka, zwłaszcza wiedza o społeczeństwie i historia) – myśli tak ponad połowa badanych. Chłopcy w większym stopniu wykazują potrzebę solidaryzowania się z mężczyznami w wieku gimnazjalnym, niż dziewczęta. Z kolei dla dziewcząt nauczyciel – mężczyzna to często obiekt westchnień, szansa na odczucie swojej kobiecości. Warto nadmienić, że do takiej roli nadaje się również chwilowo przebywający w szkole praktykant. Jako nauczycieli pełniących funkcję wychowawców, młodzież gimnazjalna postrzega mężczyzn przez pryzmat: zdystansowania, spokoju, konkretności, pomysłowości, ale i niekonsekwencji, mniejszego zainteresowania sprawami uczniów, niedrobiazgowości, co paradoksalnie uważane jest za bardziej korzystne przez uczniów, bo ułatwiające ich funkcjonowanie w szkole. Reprymendy nauczycielek są często mało skuteczne – nie robią na uczniach wrażenia. Choć jednocześnie uczniowie podkreślają, że w trudnych sytuacjach losowych, rodzinnych czy koleżeńskich łatwiej im zwrócić się do kobiety – nauczycielki. Słowem, badani uczniowie gimnazjów zdecydowanie popierają większą proporcjonalność oddziaływań żeńskich i męskich w szkolnej rzeczywistości. Natomiast uczniowie szkół podstawowych, w oparciu o te same badania, „respektują fakt dominacji kobiet w placówce”. Płeć nauczyciela w tym wieku nie jest szczególnie brana pod uwagę.
Z perspektywy sfeminizowanego grona nauczycielskiego mężczyźni w szkole mogą być pomocni, zwłaszcza w przypadku uczniów gimnazjalnych, z którymi jest więcej kłopotów wychowawczych, dyscyplinarnych i organizacyjnych. Zapewne przeniesione jest tu z niektórych domów myślenie, że „mężczyzna zrobi porządek po męsku”. Czasem nauczycielki wskazują na korzyści płynące z obecności męskiego pierwiastka w szkole z powodów czysto organizacyjnych – techniczne podejście, konkretne ujęcie problemów, pomoc, czy wręcz wsparcie przy organizacji wycieczki. Mężczyźni kojarzeni są z siłą, nie tylko fizyczną ale i jasnymi zasadami.
Można spotkać również postawy „radzenia sobie z sytuacją taką, jaka ona jest”, tzn. gros nauczycielek dobrze czuje się w kobiecym gronie, ceni sobie atmosferę pracy i jest zdania, że to kobiety najlepiej, najbardziej profesjonalnie wyedukują powierzonych im uczniów. Rodzice, jak wskazują badania J. Kurzępy, mniej usatysfakcjonowani są z faktu męskiego wychowawstwa klasy. Jeżeli już mają kontakt z nauczycielem – mężczyzną poruszają głównie sprawy sukcesów czy porażek szkolnych swoich dzieci. Z reguły nie analizują z nauczycielami – mężczyznami wychowawczych aspektów. Jeżeli chodzi o organizację roku szkolnego, kłopoty dziecka spowodowane dysfunkcją, pomoc socjalno – bytową, własne kłopoty wychowawcze z dzieckiem, to sprawy te chętniej powierzane są nauczycielkom niż nauczycielom. Mężczyźni nie są kojarzeni z opieką, wsparciem psychicznym czy umiejętnością słuchania. Być może z powodu dużej feminizacji grona rodziców, o której będzie mowa w dalszej części, lub z powodu stereotypów dotyczących męskiej roli społecznej.
I jeszcze jeden, ostatni punkt widzenia na obecność mężczyzn w szkołach, to punkt wiedzenia studentów pedagogiki, próbujących znaleźć odpowiedź na zadane w podtytule pytanie. Studenci są zdania, że nauczyciele – mężczyźni spowodowaliby m. in.: rozładowanie istniejącego często między kobietami – nauczycielkami napięcia, uzdrowienie relacji między uczniami a nauczycielkami, równowagę w szkole w myśl hasła „w różnorodności siła” czy „równowaga w przyrodzie”. Inna grupa argumentów to ogólnie mówiąc – wsparcie dla nauczycielek, a konkretniej pomoc w utrzymaniu porządku, dyscypliny, wzrost bezpieczeństwa. (Nauczycielki mają kłopoty w relacjach nie tylko ze starszymi, mniej zdyscyplinowanymi uczniami, ale również z młodzieżą z „zewnątrz” tzn. z innych szkół lub z absolwentami szkoły, którzy przebywając w okolicy szkoły, często na jej terenie, utrudniają prowadzenie zajęć, lub wręcz demolują teren szkoły. Wtedy wzywane są odpowiednie służby (policja, straż miejska) lub firmy ochraniarskie opłacane przez szkoły). I wreszcie trzecia grupa powodów obecności nauczycieli – mężczyzn w szkołach, zdaniem studentów, to: pozytywny wpływ na rozwój uczniów, obecność męskich wzorców, męskich autorytetów, nauczanie przedmiotów, do których mają lepsze niż kobiety predyspozycje (przedmioty ścisłe, PO, zajęcia poruszające problemy okresu dojrzewania chłopców).
Studenci – niedawni uczniowie – są zdania, że szkoła jako instytucja zyskałaby na obecności mężczyzn (zmiana kształtu szkoły, wewnętrznej atmosfery). Nauczycielki nabrałyby dystansu do własnej pracy, a uczniowie wzrastaliby w atmosferze równowagi. W efekcie obalony zostałby społeczny stereotyp, że opieka, wychowanie i nauczanie to domena kobiet, typowo kobiece zajęcie. Być może doprowadziłoby to do wzrostu zarobków w szkolnictwie, w myśl zasady, że te same zawody wykonywane przez kobiety uznawane są społecznie za mniej ważne, niż kiedy wykonują je mężczyźni, co znajduje odzwierciedlenie w płacach oferowanych kobietom i mężczyznom za te same zajęcia.
Małgorzata Bednarska