Miłosna terapia
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Trudno mi dostatecznie mocno podkreślić, jakie to ważne, Zeby zatrzymać u nas tego człowieka.
W piątkowe popołudnie doktor Tom Robinson poprosił pracowników na spotkanie do swojego gabinetu. Przysiadł na rogu biurka, sciagnał grube siwiejące brwi i rytmicznie uderzał piescią w otwartą dłori.
Caroline jak zwykle korciło, by siegnac po pesete i raz na zawsze te brwi rozdzielic. Moje mysli kr^z^ Bog wie gdzie, pomyślała z poczuciem winy, podczas gdy doktor Robinson mowił o zaproszeniu Declana McCullocha na tenisa oraz na kolacje;, i o zdobyciu sympatii jego narzeczonej, gdy przyjedzie na stałe z Sydney.
I oczywiście, Caroline - nagle przeniosł na nią wzrok - tobie przypadnie tu szczegoilna rola.
Doprawdy?
Declan McCulloch wynajmuje dom twoich rodzi- cow, prawda?
No tak.
Rozumiem, ze zostawili go w idealnym stanie.
Oczywiście, Tom...
Ale jezeli pojawią sie problemy, cos nawali...
Tak, jasne, wezwe kogos do naprawy.
Natychmiast.
Natychmiast - powtorzyła. Bardzo lubiła szefa, ale miał fatalny zwyczaj dr^yć temat bez końca.
Uwazam tez, ze byłby to z twojej strony wspaniały gest, gdybys powitała go zapiekanką i być moze zaopatrzyła spizarnie w podstawowe produkty.
Zgoda - mrukneła. - Chyba moge to zrobić.
Natalia bawiła sie kosmykami włosów, Steph ziew-
neła i ukradkiem zerkneła do kalendarza, Mary wyjrzała przez okno.
Tom zmarszczył czoło i popatrzył na nie z niepokojem.
Prosze, zeby wszyscy wzieli to sobie do serca.
Caroline zaczerpneła powietrza i przejeła pałeczką;.
Wszyscy to rozumiemy - zapewniła. - Postaram sie;, zeby on i jego narzeczona poczuli sie; u nas dobrze. Zresztą Glenfallon to z natury przyjazne miejsce, ale bądzmy realistami. Ten człowiek jest obcokrajowcem i przyjezdza tu, poniewaz zanim dopuszczą go do egzaminow, ktore dadzą mu prawo do uprawiania zawodu w Australii, musi popracowac w miejscu, gdzie brakuje lekarzy. Czyli nie w duzym miescie, ale na prowincji.
Ma trzydziesci szesc lat, jest w najlepszym wieku, aby zapuścic gdzies korzenie, załozyc rodzine...
Problem w tym, ze musimy takze wziac pod uwage jego narzeczoną. Ona pracuje w telewizji, wiec tutaj nie znajdzie zajecia. Czyli niezaleznie od tego, jak bardzo jemu sie; tu spodoba, jest mało prawdopodobne, zeby został dłuzej niz rok. Najwyżej dwa lata, tyle ile trzeba, zeby przygotowac sie; do egzamino w.
Spojrzmy na to bardziej optymistycznie - odrzekł
Tom z werwą, prostując plecy. Caroline po raz pierwszy zobaczyła, ze ten tyczkowaty mezczyzna zaczyna sie garbić. - Moze ich związek nie przetrzyma pro by czasu!
Wszyscy wybuchneli smiechem, jakby powiedział dobry dowcip. Nie, on mowił to serio, pomyślała Caroline. Za dobrze go znam. Obym nie pocałowała, ze rodzice wynajeli dom Declanowi McCullochowi. Czy mogłabym poprosic Chrisa o pomoc?
Stłumiła westchnienie. Nie, to nie byłoby w porządku. Jej brat poślubił corke hodowcy owiec i zajmował sie; ogromną posiadłością ziemska, którą Sandie odziedziczyła po rodzicach. Chris i Sandie dośc czesto przyjezdzali do miasta, ale Caroline nie chciała do- kładac dodatkowego zajecia do listy spraw, ktore mieli zazwyczaj do załatwienia.
Po zakoriczeniu zebrania pracownice poszły do siebie, by uporzadkowac biurka. Tom szefował szesciu kobietom, do ktorych nalezały: sekretarka, trzy laboran- tki i dwie cytolozki. Caroline była jedna z tych dwoch, oprocz Natalii, ktora pracowała w niepełnym wymiarze godzin.
Kiedy Caroline zamierzała wyłaczyc mikroskop, zadzwonił telefon. To pewnie Josh, uznała, podnosząc słuchawke. Na początku roku szkolnego oswiadczył, ze nie bedzie dłużej chodzic do świetlicy. Domagał sie; własnego klucza, chciał wracacś ze szkoły na rowerze i byc niezalezny.
Caroline była sceptyczna wobec tego pomysłu, wyraziła jednak zgode. Poza tym miała sasiadke, ktora z daleka pilnowała Josha, a chłopiec dota;d dobrze sobie radził. Skonśczył jedenaśscie lat, bywał roztargniony, ale mimo wszystko przewazał w nim rozsadek. A jednak ze dwa razy w tygodniu dzwonił do niej mniej wiecej o tej porze.
Moge sobie wziac lody? Jest okropnie goraco.
Taki był zwykle powod jego telefonu, a poniewaz
takze i tego dnia był upał, wiec...
Cześc - odezwała sie ciepło.
Cisza na odległym koncu linii powiedziała jej, ze to nie Josh, zanim jeszcze meski głos zapytał:
Czy mowie; z Caroline Archer?
Och, tak. Tak, to ja, przepraszam.
Głos był nieznany, a jednak nie miała wątpliwości, do kogo nalezy, poniewaz usłyszała irlandzki akcent.
Declan McCulloch, dzwonie; z Sydney. Pani rodzice dali mi ten numer.
Tak, oczywiście. - Rodzice wyjechali na wybrzeze i obarczyli ją sprawami domu. - Prosze wybaczyc, sadziłam, ze to moj syn. W czym moge; pomoc, doktorze? - zapytała.
Chciałbym, jesli mozna, zeby moja narzeczona jutro obejrzała z panią dom.
Prosze; bardzo.
Niestety, nie moge; tam byc, ale Suzy spotkałaby sie; z panią około dziesiątej, jezeli to pani odpowiada.
Tak, dziesiąta. - Na gwałt usiłowała sobie przypo- mniec, o ktorej zaczyna sie; mecz Josha. Jezeli o dzie- sia;tej...
A ja przyjade z rzeczami poznym popołudniem.
Czyli wprowadzi sie; pan jutro?
Musi isc po zakupy. Zrobic zapiekanke. Zaopatrzyc spizarnie. I to wszystko jeszcze dzis. Tom ma racje;.
Trzeba ich powitac serdecznie, by nikogo nie obwiniano, a zwłaszcza jej, gdy po roku czy dwoch nowy patolog wyjedzie.
Jesli to mozliwe - odparł. - Jak rozumiem, nasza umowa obowiazuje od dzisiaj.
W jego słowach pobrzmiewał radosny ton, jakby ten człowiek nalegał do ludzi, ktorzy osiagają swoj cel przy pomocy zartow, a nie złosci czy pokazu siły.
Oczywiscie - odparła.
Declan McCulloch rozłączył sie;, a ona zdała sobie sprawe,ze gdy zacznąpracowa^znajdziesie wniezrecz- nej sytuacji. Zadzwonił na jej bezposredni numer, wiec zapewne nie wie, ze jego gospodyni bedzie w szpitalu jego podwładną. Podniosła wzrok i zobaczyła w progu Toma.
Czy to...?
Doktor McCulloch, tak.
I co? Ma jakies kłopoty? Czy...
Tom, nie przejmuj sie; tak - wtrąciła uprzejmie.
Tom westchnął.
Nie umiem inaczej. Moge z tobą chwile; pogadac?
No jasne.
Wszedł do srodka i zamknał drzwi.
Chodzi o to... jeszcze nikomu tego nie mowiłem. Prosze;, zebys to zatrzymała dla siebie. Chciałbym przejsc na wczesniejszą emeryture, za rok czy dwa. - Miał piecdziesiat osiem lat. - Matka Eileen, ktora mieszka w Melbourne, nie radzi sobie sama, a jest tam takze trojka z czworga wnukow. Eileen jest rozdarta. Spedza tam coraz wiecej czasu, a ja za nią tesknie jak głupi. Nie mozemy tak dalej zyc - zakonczył nieco ochrypłym głosem.
Och, Tom...
Nie odejde jednak - rzekł stanowczo - dopoki mojego miejsca nie zajmie kompetentny patolog. Ten McCulloch może sie okazac właściwym człowiekiem, jezeli wiec istnieje chocby cien szansy, ze zdołamy go zatrzymac, musimy...
Zrobie, co sie; da. Zaufaj mi.
Dwadziescia minut pozniej zajechała do domu. Wło- zyła do piekarnika zamrozoną rybe i frytki, zrobiła sałate i liste zakupow. Po posiłku Josh bez protestów towarzyszył jej w wyprawie do sklepu.
Od dziesieciu lat była rozwiedziona. Robert mieszkał daleko, ale utrzymywał kontakt z synem i pokładał w nim wielkie nadzieje. Najbliższy czas miał pokazac, do jakiego stopnia Josh pojdzie w slady ojca. W nastep- nym roku chłopiec rozpoczynał nauke w gimnazjum.
Caroline z pomoca; syna dowiozła podstawowe produkty do domu doktora McCullocha. Kiedy Josh czytał przed snem, przygotowała zapiekanką;, a gdy o dziewiątej zgasił lampke, włożyła potrawe do piekarnika. Niestety, pomimo imponuja;cej organizacji zapomniała sprawdzic, o której nazajutrz zaczyna sie; mecz syna. A zaczynał sie; o dziesiątej...
Prosze wybaczyc spoznienie. - Caroline wyciag- neła rece, w ktorych trzymała naczynie z zapiekanka, do narzeczonej doktora McCullocha.
Miała wrażenie, jakby Tom stał za jej plecami i oceniał, czy jest wystarczająco przyjazna i goscinna. Poza tym wiedziała, jak wygla;da front domu z czerwonej cegły, przed kto rym własnie stały. Dom rodzicow był niczym ukryty skarb, z zewna;trz nijaki i bezbarwny, wewnątrz pełen uroku. Caroline miała nadzieje;, ze narzeczona doktora McCullocha nie znieche;ci sie; z gory.
Czy to dla nas? - zapytała młoda kobieta i wzieła naczynie z obojetną miną. - Po co ten kłopot?
Nawet nie spojrzała przez szklana; pokrywe;, nie wyraziła podziekowania ani nie dała znac, ze docenia gest. Caroline ogarneło krepujące uczucie, ze potrawa z kurczaka i grzybow jest zapewne prowincjonalna i staroswiecka, i byc moze jeszcze tego wieczoru zostanie zastapiona chinszczyzną z niedawno otwartej w Glenfallon restauracji House of Siam.
Narzeczona doktora, Suzy, wyglądała bardzo po miejsku, Caroline pomyslała jednak, ze to idiotyczne stwierdzenie. Mnostwo kobiet w Glenfallon ma krotkie jasne włosy, choc w sobotni poranek nie wkłada sportowych ubran z metkami znanych projektantów.
W porządku, wiec Suzy Scenarzystka nie wygląda po miejsku, tylko ubiera sie; modnie, jest chuda i zapewne przed trzydziestką. Przeciwnie niz Caroline.
Otworzyła frontowe drzwi i weszły do srodka. W domu było duszno, bo wczesniej nie wywietrzyła.
Mecz mojego syna zaczynał sie; o dziesiątej - wy- jasniła Caroline, szeroko otwierając okna.
Hm - mrukneła Suzy Scenarzystka bez zainteresowania.
Nie moge; nazywac jej Suzy Scenarzystka, pomyslała Caroline, bo jej nie polubie;, a to utrudni sytuacje;. Musimy zostac przyjaciołkami. Suzy musi zakochac sie; w naszym miescie.
Moze pani włozyc zapiekanke do lodowki - powiedziała. - Zaopatrzyłam ja; wczoraj w podstawowe artykuły, gdybyście nie mieli paśstwo od razu czasu na zakupy.
Pewnie sklepy w weekendy i tak są zamkniete?
Nie, w poblizu mamy duzy supermarket...
Suzy Scenarzystka nie słuchała. Własnie weszła do
kuchni, ktorą rodzice Caroline wyremontowali minionego roku, otworzyli ją na słoneczny pokoj, ktory z kolei wychodził na zielony ogrod z tyłu domu.
Jest zmywarka, mam nadzieje? - Suzy zobaczyła zmywarke i odetchneła z ulga, a potem jej twarz rozjasnił usmiech, jakby do niej dotarło, ze mogłaby zachowywac sie; nieco uprzejmiej. - Moge zobaczyc pozostałe pomieszczenia?
Prosze;.
Bede pracowac nad powieścią. Dec mowił mi, ze jest tu pokoj z widokiem na ogro d, kto ry nadawałby sie; na gabinet. Nie moge; sie; doczekac, kiedy bede mogła poświecic ksiazce wiecej czasu. Tutaj, tak daleko od śswiata, nic nie powinno mi przeszkadzacś.
Tak. Czy predko sie; pani przeniesie?
Nie tak predko, jak bym chciała. Niemal do konca roku jestem zwijana z serialem w Sydney. Dec bedzie do mnie przyjezdzał, ja bede go odwiedzac. Nie bardzo nam to odpowiada, ale nie wygramy z prawem, ktore reguluje zatrudnianie lekarzy z zagranicy. - Mowiac tak, oglądała dom. Po kilku minutach stwierdziła: - Dec ma racje;, to idealne miejsce.
Zawracając do pokoju, w kto rym zamierzała urz^dzic gabinet, zmrużyła oczy, jakby probowała sobie wyob- razic, gdzie stanie biurko i komputer.
Caroline zazdrosciła jej pewnosci siebie, wiary, ze zdoła napisac dobra powiesc, ze bedzie czesto przyjeżdżała z dalekiego Sydney, no i wiary w związek z Dec- lanem.
Czy ja kiedykolwiek byłam taka? - zastanowiła sie; Caroline. Nawet kiedy jej małzenstwo z Robertem i kariera zawodowa zapowiadały sie; jeszcze dobrze? Raczej nie.
To teraz prosze; mi pokazac, jak działa zmywarka i pralka - poprosiła Suzy.
Po chwili Caroline oddała jej klucze i zdążyła na druga; połowe; meczu Josha.
I jak poszło z zapiekanką? - spytał Tom w poniedziałek rano. - Spodobał jej sie dom? I miasto? Zrobiłas zakupy?
Tak, chociaz okreslenie „podstawowe produkty'' moze dla nich znaczyc co innego niz dla mnie - odparła Caroline.
Alez skad. - Poprosił ją do siebie z konspiracyjną miną. Nowy patolog był spodziewany w kazdej chwili.
No wiesz, może oni wolą masło od margaryny, moze stosują jak^ś diete.
Tom patrzył na nią przerazony.
Nie pomyslałem o tym. A co powiedział na zapie- kanke?
Nie wiem. Dałam ja tej kobiecie, Suzy Scenarzystce. - Cholera. - Suzy... Yaughan. Odniosłam wrazenie, ze dla niej to troche, no wiesz, za bardzo swojskie.
Ale o to chodzi, Caroline. Swojskie powitanie, domowa atmosfera. Wiem, twoim zdaniem przesadzam.
Nie, rozumiem cie. Ja bym sie; ucieszyła z domowej zapiekanki, wiec im pewnie tez było miło.
Szczerze mowiac, onamnie mniej obchodzi. -Zni- zył głos. - Masz racje;, ona nie znajdzie tu pracy. Musimy liczyc na to, ze ona zniknie.
Och nie, ona zamierza pisac powiesc, a wiec nie bedzie zwiazana z zadnym konkretnym miejscem.
No tak. - Twarz Toma pojasniała. - To doskonale.
Pokłada wielkie nadzieje w tej powiesci - dodała Caroline, a jej wypowiedzś została podkreśslona przez stukanie do drzwi.
To on - szepnął Tom.
Kilka tygodni zamieszania zwiazanego z nowym patologiem, nie wspominając juz o jego irlandzkim akcencie i trzech dniach zamartwiania sie; o zapiekanke;, spizarnie i scenarzystke spotęgowało ciekawosc Caroline. Nieswiadomie wstrzymała oddech i zacisneła dłonie w piesci.
Wszyscy pragneli, by nowy lekarz z nimi został. Szpital w Glenfallon powinien sie rozrastac, jeżeli ma dobrze słuzyc swym pacjentom. Declan McCulloch jest tylko pojedynczym ogniwem w łań cuchu, ale dla tego oddziału kluczowym.
Tom odchrzaknał.
Prosze;.
W drzwiach stanął wysoki, sympatycznie wyglądający mezczyzna z usmiechem na twarzy, jakby wiedział, ze jest tu oczekiwany i potrzebny. Serce Caroline zabiło mocniej.
ROZDZIAŁ DRUGI
Gdyby rok wczesniej ktos powiedział Declanowi, ze pewnego dnia w srodku marca rozpocznie prace; na małym oddziale patologii na australijskiej prowincji, wysmiałby go. Przeprowadzka do Australii? Kiedy juz zrobił specjalizacje; i zamieszkał w Londynie? Nie, dziekuje.
Ale wowczas nie brał pod uwage Suzy ani tego, ze kobieta moze go dosłownie zwalic z nog. W dalszym ciagu go to zdumiewało, kiedy wracał myslą do całej sprawy.
Poznali sie; w londynskim pubie.
- Uwielbiam irlandzki akcent - oznajmiła.
To do niej nalegały kolejne ruchy. Nie przywykł do tego, lecz spodobała mu sie; jej bezczelna pewnosc siebie. Ciezko pracował na swoją zawodową pozycje;, a Suzy rozjasniła jego zaharowany swiat jak egzotyczny koktajl na tropikalnej plazy. Od razu poszli do łoz- ka. Powaznie! Tej samej nocy. To był jej pomysł. Jej ruch.
On był raczej niesmiały, dosyc staroswiecki, i jej propozycja zszokowała go. Che;tnie by zaczekał, ale jak mogł odmowic tak fantastycznemu zaproszeniu, ktore zreszta; zaspokoiłoby jego wielki głod?
Ich zwiazek otaczała zła aura rywalizacji, jakby obydwoje brali udział w fascynującej, ale chwilami niebezpiecznej grze. Po paru tygodniach znajomosci Suzy ośswiadczyła:
Pokochasz Sydney.
Wowczas nie brał jej słow powabnie.
A potem zaproponowano jej prace; scenarzysty. Jej agent w Sydney powiedział, ze byłaby idiotka, gdyby to odrzuciła. W Londynie probowała pisac dla teatru i telewizji, ale mineło kilka miesiecy i nic sie nie wydarzyło. Tymczasem praca w Sydney była konkretna; oferta;, ktora mogła prowadzic do dalszych propozycji. A zatem Suzy posłuchała agenta.
Wtedy powiedziała Declanowi bardziej stanowczo:
Sydney na pewno ci sie; spodoba. -1 ubrała swoje słowa w tak piekne barwy, ze przestał sie; z niej smiac, a zaczeli rozmawiac, jak to zorganizowac.
Nie miał krewnych w Londynie, nie zdażył jeszcze nabyc zadnej nieruchomosci.
Jezeli nie wypali, możesz wrocic - mowiła Suzy.
Wział dwuletni urlop bezpłatny ze szpitala. Nie spalił
za sobą wszystkich mostow. Jeszcze nie podjał ostatecznej decyzji, gdy dowiedział sie;, ze nie bedzie mogł zamieszkacś w Sydney przynajmniej przez rok czy dwa, jezeli chce pracowac w swym zawodzie. Zawsze zle reagował na wiesc, ze cos jest niemożliwe.
Suzy poleciała do Sydney trzy miesia;ce przed nim, zanim uporządkował swoje londynskie sprawy. Dwa pierwsze letnie miesiące w Australii przelewał na plazy i poznawał Suzy w nowych okolicznościach. No i wreszcie wylądował w Glenfallon.
W przeciwienstwie do Suzy nie pochodził z majetnej rodziny. Ciezko na wszystko pracował i nigdy dotad nie pozwolił sobie na dwa miesiące wakacji. Szczerze mowiac, po pierwszych dwoch tygodniach musiał dokładnie planowac dzien za dniem, by nie umrzec z nu- dow. Nauczył sie; surfowac, opanował sztuke gotowania i zaczął przygotowywac sie; do egzaminow, ktorych nawet londynski specjalista nie powinien lekceważyc.
Declan! - zawołał teraz Tom Robinson. Wyciag- nał reke i serdecznie usciskał dłon goscia. - Witaj. Ciesze sie;, że cie widze. Już rozpakowany? Wszystko w porządku? Obejrzałes miasto? W razie jakichkolwiek problemow w domu zwroc sie; do niej. - Wskazał na kobiete, ktora stała z tyłu. - Caroline Archer, Declan McCulloch - dokonał prezentacji.
Caroline, w słuzbowej niebieskiej bluzce i prostej niebieskiej spodnicy, stała oparta o krawe;dz biurka ze skrzyżowanymi na piersi rekami, jakby mowiła: Tylko prosze; nie sciskac mi dłoni.
Caroline to twoja gospodyni - wyjasniał dalej Tom.
Declan był zmieszany. Doktor Robinson zaprosił jego gospodynie;, żeby powitała go w pierwszym dniu jego nowej pracy? Ale po co?
To dom moich rodzicow - dodała Caroline.
Rumience na policzkach dodawały jej uroku. Miała
spie;te z tyłu, ciemne błyszcza;ce włosy, zielone oczy i figure, ktorą wiekszosc kobiet uznałaby za zbyt puszystą. Przeciwnie niż wiekszosc meżczyzn...
Caroline jest naszą pielegniarką cytologiem, i to bardzo dobrym, jak sie; wkrotce przekonasz.
Tak, teraz już wszystko rozumiem.
To dobrze - rzekła Caroline. - Powinnam była wytłumaczycś, kiedy rozmawialisśmy przez telefon.
Usmiechneła sie;, Tom takze rozciagnał wargi w usmiechu. Declan stwierdził, ze i jemu wypada sie; uśmiechnac.
W domu wszystko w porządku? - spytała Caroline.
Tak. A, ten kurczak z czyms był pyszny. Naprawde niepotrzebnie sie; pani trudziła.
Chcemy przyjac was jak najlepiej - oznajmił Tom.
Bardzo chca i nie potrafią tego ukryc, pomyslał
Declan. Caroline podzielała jego opinie;. Na moment spotkali sie; wzrokiem. Swoim spojrzeniem i uśsmiechem usiłował powiedziec jej: „Spokojnie. Tom chce dobrze, widze to, nie zamierzam stawiac cie w krepujacej sytuacji''.
Co prawda wyraz oczu i skrzywienie warg nie potrafią przekazac tylu informacji, coś jednak najwyraz- niej trafiło do adresatki, gdyzż popatrzyła na niego z wdziecznoscią. Miała bardzo ładny usmiech - moze nie olsniewajacy, za to tajemniczy i dyskretny. Takiemu uśmiechowi mozna zaufac.
No co z - podjął Tom - pozwo l, ze cie; oprowadze. Caroline, b^dz tak dobra i przygotuj te preparaty, ktore chciałem pokazac Declanowi.
Są juz na moim biurku.
Zaczekała, az mezczyzni wyjda po czym wytarła wilgotne dłonie w spodnice.
Co on sobie o nas pomysli? - mrukneła pod nosem.
W zasadzie znała odpowiedz. A wiec pomyślał pewnie, ze z nich przedpotopowi dziwacy, ze mają dobre checi, i ze on bedzie traktował ich taktownie. Oczywis- cie, ma racje;. A co ona o nim sa;dzi? A wie;c jest przystojny. Nie tak wysoki jak Tom, ale lepiej zbudowany, ma szerokie ramiona i niezłe miernie, ktore łagodzą kontury szczupłego ciała.
Jego oczy sa; szaroniebieskie, włosy bra;zowe, w odcieniu, ktory nie pozwala szybko zauważyc w nich siwych kosmykow. Caroline znała sie; na tym dobrze, ponieważ jej włosy miały inny odcien brazu, ktory ostro kontrastował z siwizna;. Ostatnio musiała wyrwac sobie kilka siwych włosow.
Skonczyła trzydziesci cztery lata. Gdyby nie wiedziała, że Declan McCulloch jest Irlandczykiem, na podstawie stanu jego skory uznałaby, że jest młodszy. Australijczyk po trzydziestce ma już kurze łapki, u niego nie były jeszcze widoczne. Miał dobrą cere - gładka, leciutko opalona, z odrobiną piegow.
Poza tym Irlandczycy uchodza; za czarusiow, prawda? Są uroczy i złotousci. W tym wypadku urok był troche; przygaszony rozwaga; i wewne;trznym spokojem, ktory odróżniał Declana od stereotypu. No, chyba za daleko posuwa sie; w wyciaganiu wnioskow na podstawie trzyminutowej znajomosci. Ale pierwsze wrażenie jest ważne. S^dz^c po nim, doktor Declan McCul- loch jest w porza;dku.
Wyszedłszy z gabinetu, usłyszała pełen serdecznosci głos swojego szefa, a koleżanka po fachu, Natalia Akhmanov, zasmiewała sie; perliscie. Podobnie jak wszyscy robiła, o co prosił Tom, i jak wszyscy za bardzo sie; starała.
Caroline postanowiła wzi^c sie; do pracy i zapomniec, że w ogole jest tam ktos nowy. Zrobiła sobie kawe, weszła do pokoju, kto ry dzieliła z Natalia, pozdrowiłaja i usiadła przy biurku. Gdy włóczyła komputer i mikroskop, rozległo sie; ciche mruczenie.
Mamy roboty na cały ranek - zauważyła Natalia.
Mnie wystarczy i na popołudnie - odrzekła Caroline.
Ich praca w sporym procencie składała sie; z wyma- zow cytologicznych, ale zdarzały sie; tez probki moczu, plwociny oraz płynu mozgowo-rdzeniowego, wszystkie przygotowane przez laborantki Mary, Julianne i Irene.
Rozpoczeły prace; w skupieniu. Caroline wsuneła szkiełko pod okular mikroskopu. Ze znajomością rzeczy, ktorą zawdzieczała latom praktyki, pokreciła głow- nym pokretłem, przesuwając preparat przed oczami. Komorki zabarwione czerwonym i niebieskim odczynnikiem były zdumiewająco piekne. Nie wiedząc, co sie; za tym kryje, moznabyje wziac za wzor na tkaninie lub abstrakcyjne malarstwo.
Caroline musiała rozpoznac w strukturze, kształcie czy barwie charakterystyczne, odbiegające od normy cechy. To właśsnie lubiła w swojej pracy - okreśslone zasady. Do rzadkosci nalegały przypadki, kiedy nie znała odpowiedzi, ale dzieki temu nigdy nie była zbyt pewna siebie.
Nad pierwszą probką spedziła dziesiec minut, zaznaczyła zdrowe komorki szyjki macicy niebieską kropką. Białym kolorem oznaczała komorki anormalne, ale w tym wypadku biel nie była potrzebna. Zły wynik badania cytologicznego zdarzał sie; raz na dziesiec przypadkow.
Caroline, mogłabyś włozyc materiał pobrany od Mitchella pod mikroskop? - poprosił Tom, stajac za jej plecami.
Oczywiscie. - Podeszła do mikroskopu, ktory wyposażony był w cztery okulary i stał na srodku pokoju, włóczyła go i wsuneła don serie; szkiełek z prob- kami płynu mozgowo-rdzeniowego Roya Mitchella.
Bardzo lubie widok z naszych okien, Declan - oznajmił Tom. - Rankiem swiatło saczy sie; przez eukaliptusy.
Na Boga, Tom, przestan mu wciskac ten kit! - chciała zawołac Caroline. Zamiast tego starała sie; jak najszybciej umiescic szkiełko we własciwej pozycji, by Tom skonczył rozpływac sie; nad słoncem. Niech to cholera! Za daleko przesune;ła szkiełko. Tymczasem Tom nie tracił czasu i informował nowego kolege:
To rzadkosc, Declan, sadze, że chetnie sie; temu przyjrzysz. Nasz oddział jest nieduży, ale mamy tu szerokie spektrum interesujących przypadkow. No i jest bardzo miło. Masz bliższy kontakt z pacjentem niż w dużym szpitalu albo prywatnym laboratorium, no i... - Urwał. - Spojrzmy na ten wspaniały materiał. Caroline?
Już prawie... - Wzieła sie; w garsc, by nie myslec, że Declan stoi tak blisko. - Prosze;. - Z ulgą odsuneła krzesło, zgadując, że Tom zechce zajac centralne miejsce.
Musiała otrzec sie; o Declana, by obaj meżczyżni mogli usiasc. Declan przeprosił, ona także przeprosiła.
Usiadłszy, zajrzał w okular mikroskopu. Teraz widziała jego pochylony kark, włosy przyciete tuż nad kołnierzem koszuli. Tom wyraznie nie był zadowolony z komorek, ktore wybrała Caroline, przez kilka sekund poruszał pokre;tłem, zanim znalazł to, czego szukał. Declan siedział naprzeciw niej, Natalia zajeła ostatnie wolne miejsce.
O tak, teraz duzo lepiej - uznał Tom. Pokręcił kolejną gałką i malenka złota strzałka wskazała grupe komorek. - Declan? Piekne, co?
Tak. Piekne.
Jego ton przywiodł Caroline na mysl krolowa ktora uprzejmie wyraja podziw dla dekoracji z kwiatow zrobionej na jej czesc.
Osobliwe, zże tym medykom z kolonii tak bardzo zalety, by juz pierwszego dnia obejrzał jakies interesujące przypadki, pomyslał z kolei Declan.
Poza tym, oczywiście, ze ten pacjent nie pozyje dłuzej niz do konca roku - oznajmiła Caroline, wrociła do swojego biurka i zacze;ła wprowadzacś dane do komputera, nie zwazajac na to, jak lekarze przyjeli ten komentarz.
Jej słowa były przeznaczone dla Toma. Nie wolno w ten sposob wyrazac sie; o materiale do badania. Prawde; powiedziawszy, jej uwaga zabrzmiała bardziej jak krytyka Declana, choc usłyszała w głosie irlandzkiego patologa lekką ironie; i wiedziała, ze z premedytacją powtorzył niczym echo okreslenie szefa.
Ma pani racje;, Caroline - stwierdził Declan, stajac za jej krzesłem. - Jakiś lekarz bedzie musiał przekazac komuś złe wiadomosci, kiedy otrzyma ten raport, Tom.
Ale nie musi to byc nikt z naszych - odparł Tom, jakby nie zwrocił uwagi na delikatny wyrzut. - Nasz rej on jest spory. Ktoregos dniabedziesz miał okazje; rozmawiac przez telefon z internista, kto ry jest setki kilometrów stad albo i dalej. W Londynie nie miałes takiej okazji.
W dalszym ciagu opowiadając z entuzjazmem o swoim oddziale, Tom zaprowadził Declana do jego nowego gabinetu. Caroline odetchneła i zabrała sie; do pracy.
Po czterech godzinach i paru wycieczkach do laboratorium albo do gabinetu Toma z pytaniami, poczuła bol w krzyżu i zamierzała wykonac kilka cwiczen rozciągających. Zamowiono nowe ergonomiczne krzesła, ale jeszcze do nich nie dotarły. Tyle godzin przy mikroskopie, i to przy pełnej koncentracji.
Odsunełakrze słoi wyciagneła ramiona. W tym samym momencie Tom i Declan przechodzili obok pokoju cy- tologow i przystaneli w drzwiach. Wten sposob obaj mieli okazje; ujrzec, że Caroline przeciaga sie; jak kotka.
Zabieram Declana na lunch do miasta - poinformował Tom. - Glenfallon zaskoczy go pozytywnie, zwłaszcza jeżeli pojdziemy przez Old Bank.
Pieknie - powiedziała i omal nie ugryzłasie wj ezyk.
Może poszłaby pani z nami? - zaproponował Irlandczyk, posyłaja;c jej usmiech.
Dziekuje, umowiłam sie; z Natalią - odparła, wytracona z równowagi.
Declan wzruszył ramionami i opuscił kąciki ust.
Szkoda.
Za pożno uswiadomiła sobie, że jego propozycja nie była czystą uprzejmoscią. On rzeczywiscie chciał, by ktos pomogł mu stonowac entuzjazm Toma.
Och, Tom, drogi, zdesperowany Tom! Be;dziemy miec szcze;scie, jesli zatrzymamy tu tego nowego przez poł roku, pomyslała, kiedy obaj meżczyżni byli już na schodach.
ROZDZIAŁ TRZECI
Powinnam była odmowic Tomowi - mrukneła pod nosem, z wybiciem piątej po południu parkując samo- chod przed domem rodzicow. - Naprawde nie mam na to ochoty.
Declan wyszedł wczesniej - poinformował ja Tom przed poł godziny. - Nie skonczył sie; rozpakowywac. Wpadnij do niego w drodze do domu, dobrze? Zeby sie; upewnic, czy wszystko gra. Możesz przy okazji wspo- mniec o grillu. Natalia chetnie użyczy nam swojego ogrodu.
Możesz mu jutro sam wspomniec.
Im szybciej, tym lepiej - odparł stanowczo Tom - bo jeszcze sobie co innego zaplanuje.
No to zadzwon do niego.
Lepiej to zrobic osobiscie. Tylko badż elastyczna, Caroline. Jesli zechce przyjsc z Suzy, a ona nie przyjeżdża na ten weekend, zaproponuj nastepny.
W porządku. - Rozumiała niepokoj Toma, choc miała przy tym swiadomosc, że Tom żle zabiera sie; do rzeczy.
No i niestety naprawde; nie miała żadnej wymowki. Josh w poniedziałki po lekcjach chodził z Rohanem na gimnastyke. Matka Rohana zaofiarowała sie;, że odbierze chłopcow i zatrzyma Josha na kolacji.
Declan nie znał rzecz jasna tych planow, ale jeśli szczepcie jej dopisze, nie zastanie go w domu...
Cześc - rzuciła, kiedy stanął w drzwiach.
Cześc, witam. - Posłał jej wymuszony uśmiech.
Spodnie i koszule;, w ktorych był w pracy, zamienił na
znoszone dzinsy, sportowe buty i czarny T-shirt. Caroline nie miała pojecia, czy Suzy jest nadal w miescie. Tak czy owak, czuła sie; tu jak intruz.
Wejdz - dodał po chwili.
Jego długawe włosy lekko zburzyły sie; podczas prac domowych, czymś ubrudził twarz. Czuł to, bo wyjał chusteczke; z kieszeni spodni i wytarł sie;, marszcza;c przy tym czoło. Czekał, az Caroline zacznie mowic.
Nie bede wchodzic. Wpadłam tylko zapytac, czy wszystko w porządku, czy jesteście zadowoleni. Z domu - dodała, jakby mogł odebrac jej słowa jako pytanie o stan ich zwiazku.
W porządku - odparł. - Suzy rano wyjechała. Do konca tygodnia pracuje nad scenariuszem. Ale wszystko gra, z kurka leci ciepła woda, lodowka chłodzi, czego wiecej moglibysmy pragnąc?
To dobrze. Swietnie.
O, cos mi sie; przypomniało. Czy mogłbym gdzieś przechowac oproznione pudła? - Rozciagnał ostatnie słowo, ktore jakby odbiło sie; od jego jezyka i zadrgało. Caroline mogłaby zamknac oczy i słuchac jego akcentu tak, jak słucha sie; muzyki. - Moze na gorze? Albo w garazu, jezeli nie przecieka? Poskładam je. Nie zajmą duzo miejsca, ale chce; je zatrzymac.
Przez dwa lata. Do chwili, kiedy wraz z Suzy wroci do Sydney. Marzenie szefa to marzenie scietej głowy.
Może byc - odrzekła ogolnikowo, czując, jak ze wzgledu na Toma zalewają fala rozczarowania. - W garażu powinno byc sucho, tak, albo na strychu. Wiec jak wolisz.
Swietnie.
W garażu jest aluminiowa drabina. Możesz poło- życ ja na betonie, a na niej pudła. W ten sposob bedzie przepływ powietrza pod spodem i nie dostanie sie; do nich wilgoc.
Dobry pomysł. Dzieki.
Widziała, że według Declana rozmowa dobiegła konca.
Hm - zaczeła. - Mam jeszcze zaprosic cie na grilla.
Masz mnie zaprosic?
W imieniu Toma. To znaczy rozmawialismy
tym, wszyscy. Grill bedzie u Natalii. Takie powitanie na oddziale, okazja, żeby poznac ludzi ze szpitala, a także nasze rodziny. W ten weekend albo nastepny, zależy, kiedy bedzie Suzy. Bo oczywiscie ona też jest zaproszona, chcemy...
Zamilcz, Caroline.
Nie jestem pewien, kiedy przyjedzie. - Miedzy jego brwiami powstała zmarszczka. Nadała mu dosc złowrogi wygląd, sugerując, że za jego uprzejmoscią
przychylnym usposobieniem kryje sie; silna wola. - Zależy, czy bedzie robiła poprawki. Dam ci znac, dobrze?
Powiadom Toma.
Mogłabys przy okazji napomknac Tomowi, żeby sie; troche wyluzował? - Usmiechnał sie; przepraszająco, a w jego policzku pokazał sie; dołeczek. - Czuje; sie; troche;...
Wiedziała, ze „troche" to delikatnie powiedziane.
Tak, wiem, przytłoczony, wiem. - Przyłożyła dłonie do rozpalonych policzkow. - Pozwol, ze przeprosze w jego imieniu. Tom majak najlepsze checi, ale czasami nie potrafi odpuscic. Nie zniechecaj sie;, poniewaz wszyscy tu zywimy głeboką nadzieje;, ze zostaniesz... O do diabła! Robie; to samo. Jestem rownie załosna jak Tom.
Podniosła na niego wzrok, krzywiąc wargi w rozpaczliwym grymasie, i rozłozyła bezradnie ramiona.
Hej, no juz. - Jego głos był jak słodkie mleko. - To smieszne. Mo^e jednak wejdziesz? Powabnie, napijemy sie; wina. Albo piwa, jesli wolisz. Mam jedno i drugie.
Nie, ja... - Moze udac, ze musi odebrac Josha.
Bardzo prosze. Wybacz, ze nie pomyslałem o tym od razu. Chyba nie masz zamiaru przez nastepną godzi- ne; wcielacś sie; w przewodnik po Glenfallon, co?
Och nie! Czy Tom...?
Całe trzy kwadranse. Wytwornie win, gaje oliwne, Park Narodowy Carrawirra...
O nie, to straszne!
Rozesmiała sie;, poniewaz Declan sie; smiał. A wtedy jego oczy były bardziej niebieskie niz szare, i błyszczały. Dzieki Bogu, ze ma poczucie humoru!
Poszła za nim do kuchni. Po drodze przezabawnie naśsladował akcent Toma, akcent wykształconego Australijczyka, ktory jezykiem wprost z reklamowego folderu zachwala uroki Glenfallon.
„Położone pośrod wzgorz, ktore schodzą łagodnie ku wielokrotnie nagradzanym płodnym winnicom...'' Białe czy czerwone?
Prosze; białe.
Otworzył lodowke i wyjał butelke.
Verdelho. Wczoraj zrobilismy z Suzy wycieczke po wytworniach, wiec wino jest miejscowe.
Autokarowy objazd Leader Buslines? Rok temu odbyłam te wycieczke; z przyjaciołkami.
A ja sadziłem, że to atrakcja dla turystów.
Tak, ale teraz moge; udawac, że wiem, co to jest verdelho.
A zatem wiemy mniej wiecej tyle samo. Idziemy na werande;?
Na oszklonej werandzie Declan i Suzy ustawili sprzet grajacy oraz telewizor. Kanapy, fotele i stoliki stały przodem do przeszklonych drzwi, które wychodziły na patio. Tam z kolei umiescili gazowy grill i swieżo nabyte drzewka pomaranczowe w doniczkach.
Declan przyjechał tu tylko na jakis czas, lecz mimo to starał sie; stworzyc domową atmosfere. Caroline dało to odrobine nadziei, że spełnią sie; oczekiwania Toma.
Declan, jakby czytał w jej myslach, poprosił:
Powiedz mi cos o Tomie. Dlaczego tak mnie przesladuje? - Usmiechnał sie;, by złagodzic wymowe tego pytania.
Kiedy usiłowała dobrac słowa i ułożyc je w zdanie, Declan zapadł sie; w mie;kkich pasiastych poduchach, które leżały na wyplatanej sofie, po czym wyciagnał reke do stolika, na którym postawił wino. Patrząc na jego dłonie, kiedy odkorkowywał butelke;, Caroline powiedziała:
On chciałby, zebys zapuscił tu korzenie.
Przeciez wie, ze to mało prawdopodobne.
Korek wyskoczył z butelki z charakterystycznym
odgłosem, po czym wino w kolorze słomki popłyne;ło do kieliszkow na wysokiej nożce. Declan zatkał butelke i postawił ja; na stoliku obok drewnianej misy z czymsś, co nazwał chrupkami.
Tak - odparła - ale teraz potrzebujemy dwoch patologow. Tom zas... - zawahała sie;, ważac prośbe Toma o dyskrecje; - w koncu pojdzie na emeryture. A jest tak bardzo zaangażowany w prace;, ze nie potrafi brac pod uwage odejścia, dopoki nie znajdzie kogoś odpowiedniego.
W zwiazku z chronicznym brakiem specjalistów na australijskiej prowincji, tak? - Declan wstał i podał jej kieliszek.
Tak.
To ładne miasto - stwierdził.
Tak, bardzo ładne. Ale wiem, że twoje życie prywatne nie pozwoli na spełnienie planośw Toma. W każdym razie postaram sie;, żeby cie; dłużej nie prześsladował.
Wszystko jest okej, poki mam z kim go obsmiac.
To znaczy ze mna;?
Jesli wolno. - Tym razem na dłużej spotkali sie; wzrokiem.
Lubie sie; śmiac. Ale lubie też Toma. Nie badż dla niego niemiły.
Przykro mi, że coś takiego przyszło ci do głowy.
Wcale cie; o to nie podejrzewam. Ale nie znam cie; dobrze...
Po jakiejs godzinie znała go już lepiej. Wiedziała na przykład, że umiał słuchac, poważnie traktował prace;, lubił jej wyważone tempo i fakt, że sprzyja samotnosci.
Nie lubisz kontaktow z pacjentami?
Och nie, przeciwnie. Pacjenci, ludzie, są fascynujący. Brałem pod uwage dwie specjalizacje, tą drugą było ratownictwo medyczne, ale to zbyt... wielka siła, czy jak to nazwac. Za bardzo wszystko przeżywam, na długi dystans szybko bym sie; wypalił. Patologia jest jak rozwia;zywanie łamigłowek. Daje satysfakcje;, wymaga wysiłku intelektualnego, organizacji. Zreszta, znasz to. Pewnie z tych samych powodow zostałas cytologiem.
Porzuciłam medycyne i nie lubiłam siebie. - Wino uderzyło jej do głowy. Nie powinna mowic mu takich rzeczy. - Chciałam zostac lekarzem, ale nie dałam rady, kiedy Josh przyszedł na swiat.
Twoj syn? Ile ma lat?
Jedenascie, wkrotce już dwanascie. Gdyby mi starczyło rozsądku, zrobiłabym sobie dwa lata przerwy. Ale nie, ja cia;gne;łam dalej, podeszłam do egzaminow po trzecim roku, nie spiac ani minuty, i oblałam. Podejrzewam, że... Patrząc realnie, moje małżenstwo zaczeło szwankowac, zanim jeszcze urodziłam i... Rety, to verdelho daje kopa, co?
Miłego kopa. - Jego błyszczące oczy zamkneły ja w promieniu tancza;cego irlandzkiego blasku.
Nie tak miłego - stwierdziła - raczej bardzo zdradliwego. Nie miałam zamiaru opowiadac ci o swoim rozwodzie, tylko o pracy. Nie chce; sie; czuc jak kompletny nieudacznik. W każdym razie chciałam w ja- kis sposob podtrzymac zwiazek z medycyna, w jakis satysfakcjonujący sposob. I tak zrobiłam szkołe wieczorowy a potem dwuletni kurs, tym razem dzienny. Cztery lata temu wrociłam tutaj i odtad pracuje; pod kierownictwem Toma.
Hm - mruknął Declan. Jego oczy nadal błyszczały.
Wybacz. Zwykle nie zaprawiam sie; jednym kieliszkiem i nie opowiadam ludziom pełnej wersji swojego życiorysu.
I nie chce;, żebys pomyslał, że jestem okropną pijaną rozwodka, kto ra nie wie, kiedy isc do domu.
Podniosła sie; i odstawiła pusty kieliszek.
Dolałem ci - oznajmił. - Nie zauważyłas.
Dolałes? A ja mam pusty żołądek.
Masz racje;, powinienem zapytac. Niewinny bład. Słuchaj, mogłabys pokazac mi te drabine przed wyj- sciem? Nie przypominam sobie, żebym ja widział w garażu.
Och, tata pewnie położył ją na stryszku. Pomoge ci jązdjac. Pod warunkiem, że wypije; dużą szklanke wody.
Woda odrobine; jej pomogła. Declan poradził sobie z opornąkłodkąu drewnianych drzwi o wiele lepiej, niż zdołałaby to uczynic Caroline.
Samochod Declana stał przed garażem na betonie. Był to najnowszy model audi, ciemnonobieski i błysz- cza;cy.
Czy powinienem trzymac woz w garażu? - Dostrzegł jej spojrzenie skierowane na samochod. - Nie chciało mi sie;, skoro nie ma tu automatycznie otwieranych drzwi.
Na podjeżdzie jest bezpiecznie... Tak. Daleko do drogi, po zmierzchu prawie nie widac stamtąd domu.
Prawde mowiac, zmierzch własnie zaczał zapadac. Declan otworzył szeroko drzwi, a ona znalazła kontakt. Kiedy była dzieckiem, bała sie; tam wchodzic, zresztą teraz też szła ostrożnie ze strachu przed pająkami.
Tak, jestnagorze. - Pokazała palcem. Nastryszku ojciec przechowywał nie tylko drabine, ale też stare drewno przeznaczone do jakichs jego stolarskich celow, ktorych nie potrafił sprecyzowac i ktore rzadko sie; materializowały. - Stan na stole. To znaczy ja na nim stane i podam ci drabine;.
Nie, ja to zrobie.
Wspia;ł sie; na blat roboczy wbudowany pod oknem, zanim zdażyła cokolwiek powiedziec. Podziwiała jego sylwetke; i pewne ruchy. Powoli zsuwał drabine;, a ona w samą pore pohamowała swoj łapczywy wzrok.
Pewnie tam strasznie brudno - zauważyła.
Nie. Naprawde;? - Usmiechnał sie; i pokazał jej szare i tłuste od brudu dłonie.
Och, gorzej niż myslałam. Wybacz.
A ja akurat włożyłem swoje najlepsze ciuchy. Prawde; mowiac... - Zmarszczył czoło, patrząc na nią. Jej policzki zalał rumieniec, czuła dwa dodatkowe kilogramy, których nie zdażyła zrzucic, nieswieżą bluz- ke i pełne piersi, które przystoją zmysłowej gwieżdzie filmowej, ale nie samotnej matce, rozwodce z prowincji. - To ty masz ładne ciuchy.
Nie wytre sobie rak w spodnice.
Na pewno?
Caroline skineła głową.
Przepraszam za ten stary garaż.
Kiedy mi sie; podoba, ma charakter. Czuje;, jak rzuca na mnie urok. Pewnie niedługo bede grzebał w tych narze;dziach.
O nie, ty też! - jekneła.
Masz coś przeciwko domowej złotej raczce?
Znam takich domowych majstrow, ktorzy nie kon- czą żadnej pracy, na przykład moj tata! - Złapała spuszczaną zgo ry drabine i powoli stawiała ja na ziemi.
Declan zeskoczył ze stołu. Gdy otarł sie; niechcący ramieniem o jej ramie;, wciagneła w nozdrza ciepły i dziwnie miły zapach kurzu, bawełny i me;skiego antyperspirantu. Potem usłyszała, jak Declan klnie pod nosem.
Cieżka? - spytała z bezpiecznej odległosci, stojac już na podjeżdzie obok jego samochodu.
Ani troche. Tutaj ją położyc?
Tak. Jesli położysz ja, jak mowiłam, możesz na niej umiesścicś kartony, i jeszcze zostanie miejsce na samochod. Pomoc ci przeniesc kartony?
Nie. - Popatrzył na nią z uśmiechem. - Pewnie musisz...
Odebrac Josha, tak. - Powinna była posłużyc sie; tym pretekstem godzine; temu i unikna;cś zdradliwego wina.
Pomogłas mi już z drabiną. Powiem Tomowi, że okazałas mi wiele serdecznosci i poczułem sie; jak w domu - ciagnał Declan z iskierkami w oczach.
Usmiechneła sie;, zakłopotana swa reakcją na dotyk jego ramienia i swoboda, z jaka ją traktował. Zupełnie jakby wspolne rozbawienie z powodu drogiego Toma połaczyło ich słodką tajemnica, jakby stanowiło początek przyjażni.
Declan McCulloch jest atrakcyjny, ten fakt nie umknał jej uwagi. Ale ona nie może - nie powinna, nie wolno jej - czuc do tego meżczyzny nic osobistego.
Miła, pomyslał po wyjsciu Caroline.
Lubił miec w miejscu pracy kogos, z kim mogł sie; posmiac. Tom zapewne zawsze be;dzie mu nadskakiwał, Natalia lepiej żartowałaby w jezyku rosyjskim, sekretarka Steph i trzy laborantki stanowiły na razie nieodkrytą karte, nie zdażył z nimi wiele porozmawiac. Z kolei Caroline wydawała sie; inteligentna i zabawna, miała własne życie i przedstawiała sobą osobliwą mieszanke siły i watpliwosci, ktora mu przypadła do gustu. Widział w niej sprzymierzenca. Kogos, na kogo można liczyc.
Kilka razy wedrował do garażu z kartonami, po czym zgasił tam swiatło i zamknał skrzypiące drzwi. Samochod jego ojca stał za podobnymi drzwiami, starymi drzwiami z rozpadającego sie; drewna, ktore rzadko malowano. Samochod zresztąteż był stary, morris. Trzymał sie; kupy dzie;ki irlandzkiej brawurze, a w ostatnich latach znajdował sie; już w tak opłakanym stanie, że czesciej był pchany przez Declana oraz jego rodzenstwo, niż jeżdził.
Dobry Boże, jak stad daleko do rodzinnego domu!
Zamknał kłodke. Zapadła już kompletna ciemnosc, noc była bezksieżycowa. I chociaż swiatło wylewało sie; przez okna, dom wygla;dał na opuszczony.
Suzy też była daleko, w Sydney.
Pisała o dziwacznych porach. Wstawała o czwartee rano i pracowała przy komputerze mniej wiecej do południa. Potem jadła lunch i spała aż do czwartej, a nawet piatej po południu, a po przebudzeniu brała prysznic i by- łagotowa isc w miasto. Uwielbiałaprzesiadywac w knajpie z grupą przyjacioł - pisarzy, muzyko w, prawnikow, każdym, kto miał temperament i bystry umysł - i gadac godzinami. Zazwyczaj około połnocy, czasami pożniej, kładła sie; do łożka.
Jak przeżyja kolejny rok? Glenfallon to jedno z tych miasteczek z amerykańskich ballad country, gdzie o dziewiątej gasną wszystkie swiatła.
Suzy już go uprzedziła, że jej rozkład dnia ulegnie zmianie, gdy zacznie pracowac nad powieścią. Planowała, że bedzie to rytm regularniejszy. Ale czy to wyjdzie? Jak ona sobie poradzi bez stymulacji, jaka; jest dla niej wielkomiejskie życie?
Poki co, Declan został sam w dziurze, o kto rej jeszcze rok wczesniej nie słyszał, w kraju, do którego nie zamierzał wyjeżdżac. To nie wina Suzy. I nie jego wina. Raptem poczuł sie; samotny. A przy tym nie był wcale przekonany, że to poczucie zniknełoby, gdyby teraz jakimś cudem Suzy staneła w drzwiach.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Powiedział, kiedy przyjedzie Suzy? - pytał Tom.
Nie, jeszcze tego nie wie. To zależy od poprawek w scenariuszu.
Chciałbym, żeby już skonczyła z tą telewizją i zabrała sie; do powiesci.
Ona by przyjechała, ale wiaże ją umowa.
Bardzo bym chciał urzadzic grilla, poki mamy ładną pogode. Pokazac Declanowi nasz styl życia.
Czy to znaczy, że Eileen jest w tej chwili w Melbourne, tak? - spytała łagodnie Caroline.
Tom zamrugał powiekami.
Tak, wczoraj wyjechała. Skad wiesz?
Och, ta aura cichej rozpaczy i wiszące w powietrzu załamanie psychiczne.
Aż tak żle?
Uhm. Posłuchaj, Declan zaprosił mnie wczoraj wieczorem na kieliszek wina...
To swietnie! Nic nie mowiłas.
Nie, zachowałam to dla siebie i nawet nie wiem dlaczego.
I troche; pogadalismy tak od serca.
Jeszcze lepiej! Jeżeli bedzie wiedział, że ma na oddziale przyjazną dusze;...
I tak jak przypuszczałam, twoje nadzieje sa; po prostu płonne. Zanim poznał Suzy, pracował i mieszkał w Londynie. Dla niej zgodził sie na przeprowadzke do Sydney i roczne albo dwuletnie wygnanie na prowincje;, ale obydwoje są nastawieni na życie w miescie...
Przecież ona chce sie; zakopac w buszu, żeby pra- cowac nad swoim wielkim dziełem.
Do czasu, aż je skonczy. A potem jego wygnanie dobiegnie konca, a ona widzi sie; z powrotem w Sydney, gdzie bedzie robic furore swoją ksiażką.
Nie brak jej tupetu.
Też odniosłam takie wrażenie.
I tak urządzimy grilla.
Oczywiscie, byle bez podtekstów, Tom. Jeżeli Suzy nie be;dzie tu przez dwa kolejne tygodnie, nie martw sie;.
Nie, cholera. - Zacisnął dłonie. - Urządzimy grilla w tym tygodniu. Bez niej. Nie możemy skazywac go na samotnosc tylko dlatego, że jej tu nie ma.
Wszystkim odpowiadał najbliższy weekend. Także Declan che;tnie zaakceptował ten termin. Tom poprosił swych wspołpracownikow, by namowili na udział w imprezie dodatkowo kilka zaprzyjażnionych osob. Caroline zaprosiła przyjaciołki Kit i Emme z meżami, Gia- nem i Pete'em, oraz Nell.
Natalia i Aleksiej Akmanoyowie nie przepadali za pracami w ogrodzie. Niedawno zainstalowali ogrzewany energią słoneczną basen, kto ry wraz z grillem oraz meblami ogrodowymi zapełniał całą przestrzen na tyłach domu.
Wszyscy goscie przyniesli ze sobą kostiumy kapielo- we, coś do picia i cos do jedzenia. Kiedy przyjechała Caroline, było tam już ze czterdziesci osob.
Declan stał obok grilla i rozmawiał z Aleksiejem, Gianem, Pete'em i meżczyzna ktorego Caroline nie znała. Trzy przyjaciołki Caroline skupiły sie; wokoł niej przy stole z napojami i zarzuciły ją pytaniami.
Miły facet - stwierdziła Emma. - Prawda?
Na razie tak. Dotad nie zrzucał na nas winy za swoje błedy.
Och! - zawołała Kit. - W piątek robiłam sobie cytologie;. To ile błe;dow popełnił?
Zadnego, mam nadzieje;. Chciałam tylko powie- dziec, że nie należy do tych, ktorzy wykorzystują zależ- nosci w pracy. Kit, Emma, jestescie pielegniarkami, wiecie, o co chodzi.
Gdzie jest jego dziewczyna?
No własnie, chce; poznac te; Suzy Scenarzystke. - Nell wykrzywiła usta w cynicznym grymasie.
Ze też musiałam to przy tobie powiedziec, Nell!
Ale nie ma jej tu, co? - zauważyła Kit.
Jest w Sydney. Tom postanowił, że nie bedzie na nią czekał.
Chyba mu nie przeszkadza. To znaczy temu Dec- lanowi.
Och, na pewno jest mu przykro, tyle że tego po sobie nie pokazuje.
Nie znamy go, Caroline - przypomniała jej Emma. - Ty już go poznałas.
Niezbyt dobrze...
Tymczasem Declan wypatrzył Caroline, uniosł kieliszek i posłał jej usmiech. Pomachała mu w odpowiedzi i poczuła nagła; fale; ciepła i zadowolenia. Niebezpieczna; fale;. Powtórzyła sobie w duchu, że go nie zna. Tak naprawde; nie wie, jaki to człowiek. A poza tym jest zwia;zany z inna; kobieta;. Pomimo to, ilekrocś go widziała, cos dławiło ją w gardle i nie potrafiła nad tym zapanowac.
- Bonnie z wami dzisiaj nie przyszła? - Caroline spytała Kit di Luzio, by odwrocic uwage od nowego lekarza.
Kit i Gian rok wczesśniej zaadoptowali trzyletnia; Bonnie, corke brata Giana, owoc jego krótkotrwałego związku. Pragneli też miec własne dziecko, ale Kit walczyła z bezpłodnośscia;.
Emma i Pete dopiero wzieli slub po długim i pełnym rezerwy okresie narzeczenstwa. Pete musiał rozstrzyg- nac wiele trudnych kwestii ze swą byłą żoną.
Gośscie udali sie; w kierunku basenu albo grilla. Caroline została przy stole z napojami, myslac o weselach przyjaciołek. Podczas obu slubow płakała jak bobr. Widok dobrze dobranej pary, kto ra łaczyła swe losy wezłem małżenskim, poprawiał jej samopoczucie i przypominał, że są na swiecie meżczyżni niepodobni do Roberta.
Były maż dzwonił do niej przed paroma dniami. Chciał w najbliższym czasie zabrac Josha na weekend do Sydney. W Woodside miała powstac drużyna rugby złożona z ojcow i synow. Rok temu Caroline niechetnie wyraziła zgode;, by Josh śsladem ojca porzucił piłke; nożną i zajał sie; rugby. Rozumiała, że Robert pragnie wprowadzic syna w tajniki tej gry. Tylko dlaczego w Woodside?
To była szkoła, ktora ukonczył Robert, ale nie oczekuje chyba, że Josh bedzie tam uczeszczał? W Glen- fallon istnieje dobra prywatna szkoła dla chłopcow. To powinno przekonac Roberta, ktory wciaż podkreslał, jakie to ważne, żeby syn od wczesnych lat obracał sie; we własciwych kre;gach.
Gdyby Josh miał ucze;szczac do szkoły w Woodside, musiałby zamieszkac w internacie, a to znaczyłoby...
Nie jestes głodna? - zapytał Declan. Nie zauważyła, kiedy do niej podszedł.
Głodna, ale nie mam ochoty sie; pchac.
Zrobiłas taką mine, jakby cos sie; stało.
Nie, nic. - Manifestacyjnie wciagneła zapach unoszący sie; z jego pełnego talerza. - Ale patrząc na te obfitosc, z każdą sekundą jestem bardziej głodna.
No, Caroline, jeżeli sugerujesz, że nałożyłem sobie wiecej niż wypadało...
Skad ci to przyszło do głowy? - Z przyjemnoscią z nim żartowała.
Australijczycy są całkiem dobrymi kucharzami - stwierdził - zwłaszcza jesli chodzi o grilla. Nie boją sie; kulinarnych etnicznych mieszanek. Angielskie kiełbaski, kebaby, indonezyjskie sataye, rosyjskie pierożki... Pomyslałem, że skoro te potrawy przygotowano na moją czesc, wypada sprobowac wszystkiego, żeby nikogo nie obrazic.
Jedyny problem polegał na tym, że żarty pomiedzy kobietą i meżczyzną są bardzo bliskie flirtu. Caroline czuła, że łatwo przekroczyc te granice;. A rownoczesnie nie może sprawic zawodu Tomowi i Eileen. Musi balansowac na cienkiej linie.
W przyszły weekend gram w tenisa - oznajmił Declan. - Z dwoma lekarzami i meżem siostry sekretarki z patologii. Tom nie ma z tym nic wspoślnego, prawda?
Declan!
W porządku, lubie; grac w tenisa. Chociaż bede zmuszony dyskretnie poodbijac piłke o sciane garażu twojego ojca, żeby odzyskac forme i wygrac.
Rozesmiała sie;, a Declan natychmiast rzekł:
Weż sobie cos do jedzenia, zanim wszystko zniknie.
Posłuchała go, po czym udała sie; w przeciwnym
niż on kierunku i do konca imprezy zamieniła z nim ledwie słowo. Zauważyła, że bardzo sprawiedliwie dzielił swąuwage miedzy pozostałych gosci. To upewniło Caroline, że z nią nie flirtował. Był po prostu uprzejmy.
Caroline, poproszono mnie, żebym zrobił biopsje;
oznajmił Declan.
Podniosła wzrok znad szkła z preparatem. Declan stał w drzwiach laboratorium zrelaksowany i radosny. Czyżby Suzy przyjeżdżała na weekend? W piątek po południu mało kto był w dobrym nastroju, wie;c prawdopodobne, że ma na co czekac - na cos, co uwolni go od zmeczenia, z kto rym wszyscy walczą pod koniec tygodnia pracy. Poł godziny wcześniej Caroline usłyszała dobiegający z laboratorium dżwiek tłuczonego szkła i towarzyszące temu pełne irytacji przeklenstwa.
Poszłabys ze mną i asystowała mi? - zapytał.
Jeszcze nie byłem na dole.
Nie ma problemu. - Zerkne;ła na zegarek: szesnas- tatrzydziesci. O tej porze, zwłaszcza w piatki, raczej nie wykonuje sie; biopsji. To musi byc cos pilnego.
Pokonali schody, wewnetrzne korytarze i przejscia, po drodze zabrali odpowiedni sprze;t z magazynu. Nell wyszła im naprzeciw, kiedy wchodzili na jej oddział.
Biopsja cienkoigłowa? - spytała. - Pacjentka w pokoju numer trzy?
Widziała ja pani? - spytał Declan.
Nell skineła głową.
Jesli wam sie; uda, pobierzcie materiał, ajesli nie... - Zawiesiła głos i znikneła w drugim pokoju.
Declan spojrzał na Caroline, wzruszając ramionami.
Pacjentka w pokoju numer trzy, Alison Scanlon, skonczyławłasnie czterdziesci lat, jak wynikało z karty. Nie przechodziła dotad żadnych poważnych chorob. Przed poł godzina; przyjechała do szpitala z krwawieniem pod pacha;.
Krwawienie nie ustawało. Teraz siedziała wyprostowana i sztywna na skraju kozetki, przyciskając tampon gazy do boku prawej piersi. Miała załzawione oczy, tak jak towarzysząca jej kobieta, siostra, jesli sadzic po fizycznym podobienstwie. Obydwie miały ciemnoblond włosy, małe perkate nosy i jasną piegowatą cere.
Napie;cie w pokoju było niemal namacalne - złosc połączona z rozpaczą. Siostra patrzyła na Alison i zaciskała wargi, jej broda drżała. Alison z kamienną twarzą wbiła wzrok w przestrzen, zamknieta w swoim własnym piekle.
Caroline przeszły ciarki. Declan z pewnoscią to wszystko zauważył, ale niczego po sobie nie pokazał.
Jestem doktor McCulloch - przedstawił sie;. - To moja laborantka, Caroline. Pobierzemy teraz materiał do badania. To prawa piers, prawda?
Nie chce mi pokazac - wtrąciła siostra. - Ale zmusiłam ja, żeby tu przyszła.
Oszukałas mnie, Megan.
Jak smiesz tak mowic?
Dobrze pani zrobiła, Alison, że przyszła pani do nas po porade - zapewnił Declan neutralnym tonem. - Czy zechciałaby sie; pani położyc? To nie potrwa długo.
Po policzkach Alison spływały łzy. Położyła sie;, ale wciaż przyciskała opatrunek.
Musi pani teraz leżec płasko i zabrac reke.
Chora skineła głowa, zamkneła oczy, zacisneła wargi
i ostrożnie podniosła reke z zakrwawioną gazą.
Caroline zrobiło sie; niedobrze. Megan wstrzymała oddech, przekleła i mało nie krzykneła.
Moj Boże, Alison, moj Boże!
Zostaw mnie samą.
Declan jakims cudem nie okazał przerażenia. Kobieta miała w piersi guz wielkośsci i konsystencji wielkiej sliwki. Z rany saczyła sie; ropa i krew. Pacjentka od miesiecy musiała wiedziec, że dzieje sie; cos złego.
Dlaczego do tego dopuśsciłaśs? - spytała siostra zachrypłym szeptem. - Moj Boże, byłam kiedys pieleg- niarka, gdybys mi pokazała... Dlaczego?
Skad mam wiedziec? To sie; nie liczyło. Po rozwodzie...
Czy dla ciebie liczy sie; tylko Eddie? I to, że cie; zostawił? Jestem na ciebie wśsciekła. A co z reszta; twoich bliskich? Jak śsmiałasś tak skrzywdzicś mame; i tate, i wszystkich innych, i pozwolic, żeby to sie; stało?
Alison - wtracił Declan - prosze leżec teraz spokojnie, żebym zobaczył, czy mamy szanse; pobrac materiał. Caroline, podaj mi swieży opatrunek. Sprobuje o- czyscic skore wokoł rany. Bede teraz troche uciskał.
Palcami badał rozde;ty bok piersi, ale Caroline nie była wcale zdziwiona, gdy po minucie czy dwoch oswiadczył:
Nie bedziemy tego kontynuowac, Alison.
Co to znaczy? - wychrypiała. - Odsyłacie mnie do domu?
Mineła sekunda, a może dwie, zanim Declan odparł:
Nie, nie odsyłamy pani do domu. W każdym razie nie na długo. Odsyłam panią... - Urwał. - Prosze; wybaczyc, jestem tu nowy. Gdzie panią odsyłamy, Caroline?
Do Canberry.
Oczywiscie, do Canberry. Do onkologa, ktory zaleci leczenie. Najprawdopodobniej bedzie to na początek radio- i chemioterapia, żeby zmniejszyc te mase przed operacja;. To zajmie jakies szesc tygodni, bez koniecznosci leżenia w szpitalu. Na miejscu ktos z panią porozmawia, jak załatwic sobie na ten czas lokum w pobliżu szpitala.
Uniosł brwi, patrząc na Caroline, ktora potwierdziła jego słowa skinieniem głowy.
A wiec to rak? - Broda Alison zadrżała.
Przykro mi. To dosc duży złosliwy guz. Nie ma sensu, żebym to przed panią ukrywał.
Jak w ogole możesz jeszcze pytac? - krzykneła Megan. - Teraz udajesz, że jestes w szoku?
Alison zamkneła oczy, spod powiek płyneły łzy.
Wiem, byłam głupia. Ale to mi nie ułatwia, Megan.
Posłuchaj, zrobimy wszystko, co możliwe, dobrze?
Głos Megan stawał sie; coraz bardziej skrzekliwy.
Pojade z tobą do Canberry. Pokonamy to. Może nie ma jeszcze przerzuto w.
Caroline i Declan zostawili siostry pograżone w gorzkiej rozmowie. Skrzypiące kołka wozka z narzedziami dodawały do tego absurdalna; nute; banału.
Czy istnieje szansa, żeby z tego wyszła? - spytała cicho Caroline w drodze do pokoju piele;gniarek.
Declan z wolna pokre;cił głowa;.
Nie byłbym tu optymistą. Taki duży zapalny guz musiał dacś przerzuty. W Canberze zrobia; jej tomografie;...
Czemu do tego dopusściła? Rozumiem, co czuje jej siostra. Przecież wiele bliskich jej osob kompletnie sie; załamie.
Teraz ona sama jest załamana, jak sadze.
Wie;c dlaczego?
Ludzie czasem igrają z losem. Pokazują jezyk smierci. Po rozwodzie musiała stracic poczucie wartości.
A guz rosł, no i zawsze było jutro. Zapewne my- slała, że nic takiego sie; nie stanie, jesli zajmie sie; tym jutro.
No własnie. To jeden z najbardziej ekstremalnych przypadkow zaprzeczania faktom, z jakimi miałem do czynienia.
Nell podniosła głowe znad notatek.
Udało sie; panu coś zrobic?
Nie ma gdzie wbic igły. Ogolne zakażenie.
A zatem Canberra. Radioterapia, chemia, potem powrot na biopsje;, żeby zobaczyc, z czym mamy do czynienia. Szanse są małe, prawda?
Tak, i ona o tym wie.
Czy jej siostra to widziała?
Krzyczała na nia; - odparł Declan - ale pomys- lałem, że pacjentce dobrze zrobi, jak sie; przekona, że rodzina bardzo ja; kocha.
Istnieją lepsze sposoby na to, żeby sie; o tym dowiedziec - stwierdziła Nell.
Miała słusznosc. Po tym stwierdzeniu nie zostało już nic do powiedzenia. Caroline i Declan ruszyli w droge; powrotną do swojego budynku. Zadne z nich nie odezwało sie; aż do schodow. Steph akurat wychodziła z pracy, życzyła im miłego weekendu. Caroline odpowiedziała sztywno, ale sekretarka w pospiechu nie zwrociła uwagi na jej ton.
Caroline, dobrze sie; czujesz? - zapytał Declan.
Dobrze. Pojade do Josha i serdecznie go usciskam.
Założe sie;, że to miły dzieciak. - Choc była to tylko grzecznosciowa uwaga, zabrzmiała szczerze.
Caroline zerkneła ukradkiem na jego twarz. Zdawała sobie sprawe, że robi to zbyt czesto...
Tak, chyba tak. Ale matki nie są obiektywne. A jakie ty masz plany? Suzy przyjeżdża na weekend? Mam nadzieje;, że nie wracasz do pustego domu.
Nadal jest w Sydney.
O, to przykre.
Omal nie wyskoczyła z zaproszeniem: Chodz do nas i zjedz z nami kolacje;. Declan przystanął tuż przed drzwiami, ktore prowadziły na ich oddział, jakby na cos czekał, i lekko sie; usmiechna;ł. Jego spojrzenie przy tym jakos zmiekło. Caroline zrobiło sie gorąco.
No coż - mrukneła - zrobie porządek na biurku.
Hm, wiesz może, czy w House of Siam dobrze karmia;?
Brałam stamtąd cos na wynos, smakowało nam. Ale ja i Josh lubimy ostre przyprawy.
A Irlandczycy lubia; duszone mie;so i ziemniaki? - Teraz usmiechnał sie; szeroko, żartujac sobie z jej bezmyslnego ulegania stereotypom.
Wybacz.
No to do poniedziałku, Caroline.
Jak miło - mrukneła Emma. - Moge; już isc spac?
Nie - odparła bezlitosnie Kit. - Teraz moja kolej.
I moja - dodała Caroline.
A co jest napisane w ksiażce?
,,Po masażu lekko przykryj pacjenta ciepłym recz- nikiem'' - czytała Caroline. - ,,Zapros go na kilkuminutowy odpoczynek, zanim wstanie z łożka". Czytając miedzy wierszami i pomijając fakt, że nie korzystamy ze stołu do masażu, rozumiem to w ten sposob, że nie wolno ci spac.
Zaczekaj, aż bedziesz na moim miejscu! - burk- ne;ła Nell.
To własnie ona kupiła podre;cznik do samodzielnej nauki masażu i zaproponowała, by przez kilka tygodni przerobiły ten kurs. Cztery przyjaciołki aktywnie sprzeciwiały sie; opinii, że samotne kobiety na australijskiej prowincji, w miasteczku wielkosci Glenfallon, nie maja; co ze sobą zrobic. Same wymyslały sobie rozrywki.
W poprzednim roku wycieczka po wytworniach win stanowiła pierwszy punkt ich programu. Potem Emma dała im kilka lekcji kuchni francuskiej po trzech miesiącach przerwy w pracy, ktore spedziła w paryskiej szkole kucharskiej. Kit natomiast zamierzała założyc koło czytelnicze pod auspicjami lokalnej biblioteki.
Caroline uważała, że powinny też zajac sie; filmem. Jak dotad każda w sobotni wieczor w ostatniej chwili biegła do wypożyczalni i potem samotnie oglądała w domu film z kasety. Oczywiscie Kit i Emma nie były już samotne. Obydwie miały cudownych partnerow, do ktorych mogły przytulic sie; przed telewizorem.
Z kolei Nell pod cyniczna; powłoka; skrywała strach, że bedzie ostatnia, kto ra zostanie sama. Caroline znałaja dosc dobrze, żeby o tym nie wiedziec.
Prożne obawy, pomyslała, rozbierając sie; do pasa i przytulając policzek do przykrytej recznikiem karimaty na podłodze w salonie Emmy. Poza tym małżenstwo wcale nie odsuneło od nich Kit ani Emmy. Jeszcze nie...
Tego popołudnia Gian i Pete uczestniczyli w kolejnym planie Toma, czyli w me;skim spotkaniu na korcie tenisowym. Z powodu biednego Declana, oczywiście. Kobiety miały cały dom dla siebie. W tle saczyła sie; łagodna muzyka, a one krok po kroku wykonywały podane w ksiażce polecenia.
Caroline oddała sie; relaksującym doznaniom i wkrot- ce zrozumiała, dlaczego Nell i Emma tak bezwstydnie domagały sie; snu. Czas sie; zatrzymał. Ledwie słyszała muzyke. Wszelkie troski zwiazane z Robertem i Joshem gdziesś uleciały. Nie myśslała o niczym, po prostu odpoczywała...
- Przesuwac obiema rekami od podstawy krego- słupa do bioder... - Emma czytała instrukcje dla Nell kojacym, melodyjnym głosem.
Niespodziewanie usłyszały dudnienie na drewnianej podłodze werandy. Kroki miały nieregularny rytm i na pewno należały do meżczyzny. Potem odezwał sie; niski głos:
Mam nadzieje;, że jutro bede mogł prowadzic, albo Emma mnie przywiezie i odwiezie. Dzieki, Declan.
Pete! Przecież mecz tenisowy miał trwac dłużej!
To tylko kilka ulic ode mnie - odparł Declan.
Pete otworzył drzwi i obaj weszli do srodka. Nie
otwierając oczu, Caroline słyszała, że jeden z nich kustyka. Najwyrażniej Pete.
Dłonie Emmy zatrzymały sie; na łopatkach przyjacioł- ki. Caroline czuła sliski olejek do masażu miedzy swoją skorą a palcami Emmy. Lawendowy i rożany zapach nabrał mocy i słodko-ostra won wnikne;ła w jej nozdrza.
Cholera, skreciłem kostke, Emma. - Pete zatrzymał sie; w drzwiach. - Och!
,,Och'' jest jak najbardziej na miejscu, uznał Declan, ktory stał za jego plecami.
Meżczyżni trafili na scene bardzo niewinna, a rowno- czesnie niezwykle intymny. Na srodku pokoju na podłodze leżała Caroline Archer, a Nell Cassidy, szefowa od- działunagłych wypadkow, pochylała sie; nad jej nagim do pasa ciałem, na ktore Declan wolałby teraz nie patrzec. Tak czy owak, to Caroline przyciagneła jego uwage.
Odrzuciła włosy z karku, żeby nie zatłuscił ich olejek. Wyglądała jak uspiona po namietnej nocy. Jej oczy były zamkniete, twarz spokojna i zrelaksowana.
Rece Caroline leżały wzdłuż ciała, jej skora była gładka jak u dziecka, plecy błyszczały, a nogi przykrywał rocznik, siegajac niemal bioder.
Nie bedziemy wam przeszkadzac - stwierdził Pete. - Declan, napijesz sie; piwa?
Swietny pomysł - odparł Declan.
Byle szybko, prosze, dodał w duchu, zanim ktos sie; zorientuje, że sie; gapie; i cos sie; ze mną dzieje.
Podał ramie; Pete'owi, kto ry pokustykał z nim na tyły domu. Pete wyjał z lodowki dwie puszki piwa, a także paczke mrożonego groszku do chłodzenia kostki, i poszli razem na zacienioną werande.
Declan siadł na krzesle z jekiem ulgi. W koncu dośswiadczył jedynie normalnej fizycznej reakcji, nad ktorą żaden meżczyzna nie ma pełnej kontroli. To przychodzi i mija, to nie problem... chyba że facet przez dwa tygodnie nie widzi swojej dziewczyny i nie zobaczy jej jeszcze przez co najmniej piec dni.
Nie miał najmniejszego zamiaru doszukiwacś sie; w owym odruchu niczego ponad fizjologie;, a jednak go to zdenerwowało. Nie spodziewał sie;, że Suzy tak długo bedzie nieobecna. Przedtem beztrosko zapewniała, że wie;kszośscś pracy be;dzie wykonywała w Glenfallon, a jest inaczej.
Widocznie potrzebuje cze;stszych konsultacji z redaktorami. Jej odcinki rozgrywają sie; w Sydney, musi odwiedzac rozmaite miejsca, żeby je potem odpowiednio przedstawic. To ma sens.
Declan wspierał jej kariere, ale rownoczesnie lubił planowac. Miał chaotyczne dziecinstwo, pełne nieprzewidzianych trudnych chwil i rownie zaskakujących okresow dobrej passy. Towarzyszyło temu poczucie, że nigdy nie wiadomo, z kto rej strony powieje wiatr.
Czy mama be;dzie miała prace;? Czy tata wygra na wyscigach? Czy o tej porze za tydzien bedą swietowac, czy może zeskrobywac z chleba plesn i ukrywac podejrzany stechły smak pod warstwą taniego dżemu?
Czy Suzy przyjedzie z koncem tygodnia, czy też nie? Jesli tak, troche go to uspokoi. Gdyby zas miała nie przyjechac, wolałby wiedziec to jak najwczesniej, by przywyknac do tej mysli. Ale ona chyba wcale tego nie rozumie.
Pił piwo w pospiechu. Pete był gderliwy i zdenerwowany, co i rusz zerkał do wne;trza domu, z nadzieja;, że lekcja masażu wkrotce dobiegnie konca i Emma zostanie sama.
Dasz sobie już rade;? - zapytał Declan, wypiwszy reszte piwa jednym haustem.
Emma sie; mną zajmie. - Pete sciagn^ł brwi i popatrzył na noge, ktorą położył na miekkim siedzeniu krzesła. - Mam nadzieje;, że do jutra przejdzie.
Trzej lekarze oglądali twoją kostke, w tym ty sam, i żaden z nas nie stwierdził nic poważnego. - Declan wstał. - No, pojde już do siebie.
Dzieki, że mnie odwiozłes.
Dzie;ki za piwo.
Nie ma za co, Declan.
Leżac na brzuchu, Caroline słyszała kroki Declana w przedpokoju. Po niecałej minucie ruszył samochod.
Masz bardzo napie;te ramiona - stwierdziła Emma.
Wybacz.
Nie o to chodzi, może cos robie; nie tak? Przed przyjsciem chłopakow byłas zrelaksowana.
Pete wolałby pewnie, żebysmy już sobie poszły.
Nie przejmuj sie; nim. Zbliżamy sie; do konca.
Przyjemnośc, jaką dawał Caroline masaż, znikneła wraz z przyjściem Declana. Nie musiała otwierac oczu, by wiedziec, że meżczyzna patrzy na jej nagie, błyszcza- ce plecy.
A teraz powinnaś odpoczac kilka minut - wyjas- niła Emma. - Nell, nie sprzątaj olejku i recznikow, ja to zrobie.
Podniosła sie; energicznie i poszła do meża. Nell znikneła w łazience. Poł minuty pożniej Caroline i Kit usłyszały, jak Emma pomaga Pete'owi wejsc z powrotem do domu.
Mieliśmy isc dzisiaj na kolacje; - mowił.
Nic straconego, ja poprowadze.
W ogole nie miałem ochoty na tenisa.
Drzwi lodowki otworzyły sie; i zamkneły, kuchenna krzątanina zagłuszała czesc słow.
Ta cała kampania Toma...
No już...
Głos Emmy zniżył sie; do uspokajającego pomrukiwania, potem zapadła cisza przerwana dosc intymnym śsmiechem.
Lepiej chodzśmy - rzekła Kit. - Ciekawe, czy Gian jeszcze gra, czy jest już w domu.
Caroline zastanowiła sie;, czy przyjaciołka chce zo- stawic Emme i Pete'a samym sobie, czy może spieszy sie; do swojego meżczyzny. Zapewne jedno i drugie.
Postanowiła, że wczesniej zabierze Josha od Rohana.
Włożyła bluzke i znalazła zegarek. Jest czwarta. Josh siedzi u kolegi od dziesiątej, nie powinien narzekac. Zrobią razem pizze; i uzgodnia, jaki film wypożyczyc, by obydwoje mieli przyjemnosc z oglądania.
Miała nadzieje;, że Josh nie zechce nocowac u kolegi. I tak jej zdaniem spe;dzali razem mało czasu, a na kolejny tydzien zapowiadał sie; trening rugby, czyli przez weekend w ogole nie zobaczy syna.
Robert przysłał mu bilet na samolot. Josh nie cierpiał latac małym samolotem, jaki kursował mie;dzy Sydney i Glenfallon. Nawet kiedy połykał tabletke, cieżko znosił lot, a jesli Robert i Josh zapomna; o tabletce na droge; powrotna;, co jest bardzo prawdopodobne...
Swoją droga, w pociagu czy samochodzie Josh wcale nie czułby sie; lepiej. Odległosc miedzy Sydney i Glen- fallon pozwala na weekendowy wypad, ale jest to o wiele za daleko, by odbyc te podroż bez przykrosci.
Kiedy Caroline dotarła do domu Rohana, obaj chłopcy zacze;li ja; błagac, by Josh został na noc. Mama Rohana, sympatyczna kobieta, powiedziała:
- Zgodziłam sie; pod warunkiem, że i pani sie; zgodzi.
Caroline nie miała serca odmowic synowi. A zatem zamiast pizzy usmażyła na kolacje; jajka i wzieła z wypożyczalni film, ktory Joshowi by sie; nie podobał.
Wiecej niż raz, obijając sie; po zbyt cichym domu, pomyslała, że Declan McCulloch także został na weekend sam. Ciekawe, jak spedza ten wieczor?
ROZDZIAŁ PIĄTY
Spojrzała na stos szkiełek, ktore trzymała Julianne, i zrozumiała, że niepredko wyjdzie z pracy. Na jej tacy, kto ra o tej porze dnia była zazwyczaj pusta, stało kilka pojemnikow, kto re czekały na swoją kolej.
Teraz? - zapytała laborantke i złagodziła swoj zdesperowany głos uśsmiechem. - Przynosisz mi to teraz, w poniedziałek o czwartej po południu?
To w wiekszosci cytologie. Możesz zostawic do jutra.
Kiedy przyniesiesz kolejna; porcje;, tak?
Owszem, ale Natalia ci pomoże.
I tak nie zdażymy. Musze; to zaczac dzisiaj.
Powiedzmy, że obejrzy dziesiec preparatów. Dziesiec to ładna okragła liczba. Siegneła po słuchawke i wybrała numer sąsiadki, matki nastolatkow, ktora w razie koniecznośsci che;tnie brała do siebie Josha. Naste;pnie zatelefonowała do Josha, by nie spodziewał sie; jej przed szosta, i zaproponowała, by wpadł do sa- siadow. Pani Hollis na niego czeka, wyjaśniła, a Steve Hollis dostał na urodziny nowe gry wideo. Nie musiała syna namawiac długo.
Miała tylko nadzieje;, że Josh w miedzyczasie nie padnie ze zme;czenia. Poprzedniego wieczoru przyleciał z Sydney. Meczyły go takie nudnosci, że przez poł godziny musieli siedziec w poczekalni małego lotniska w Glenfallon, nim chłopiec był w stanie wsi^sc do samochodu.
Czy tata nie dał ci tabletki?
Zapomniał.
Czemu mu nie przypomniałes?
Bo też zapomniałem.
Niewiele opowiadał o weekendzie z ojcem. Rzucił tylko: ,,Było fajnie'', co mogło znaczyc wszystko. Na podstawie jezyka ciała syna Caroline wywnioskowała, że nie bawił sie; za dobrze. Nic dziwnego. Jej zdaniem nie był stworzony do rugby, fizycznie ani psychicznie. Ciekawe, ile czasu zajmie Robertowi dojscie do tego wniosku i kiedy da sobie spokoj z tym pomysłem. Czyja w ogole potrafie dogadac sie; z Robertem? - zapytała siebie.
Robert ożenił sie; powtórnie cztery lata temu, miał z Gail trzynastomiesieczną corke Amelie;. Oczywiscie szalał na jej punkcie, ale Caroline także oszalałaby na punkcie coreczki. Byłaby niesprawiedliwa, twierdząc, że Amelia zajeła pierwsze miejsce w sercu Roberta, a jednak...
Robert podejmował autorytatywne decyzje na temat przyszłosci Josha, nie zastanawiał sie; nad charakterem syna i nie brał pod uwage żadnej alternatywy. Josh bedzie uczeszczał do Woodside. Josh bedzie grał w rugby. Josh powinien studiowac prawo albo medycyne. Doskonała byłaby chirurgia ortopedyczna, wtedy poszedłby w slady ojca.
Ostatniego wieczoru, kiedy Caroline zadzwoniła do Roberta, by poinformowac go, że Josh szczesliwie przyleciał do domu, Robert rzucił mimochodem:
Musi przyjechac znowu za trzy tygodnie. Wood- side urządza testy dla kandydatów i zwiedzanie szkoły.
Za trzy tygodnie?
Wiem, to troche szybko, ale nic na to nie poradze. Przepraszam, że zapomnielismy o tabletce. Poprosze Gail, żeby tego pilnowała, jest w takich drobnych sprawach o wiele lepsza ode mnie.
Przywioze go samochodem - odparła Caroline. - Zresztą ja też chciałabym zobaczyc te szkołe. Podejrzewam, że Woodside nie jest wcale lepsza od Ranleigh.
Tyle że Robert nie bierze pod uwage Ranleigh.
Tak, to bardzo dobry pomysł. Bedziesz zachwycona Woodside. Wiesz, że jestem gotowy opłacac czesne i internat, wiec nic nie powinno cie; zniechecac.
Owszem, cos ja zniechecało, ale nie podjeła kolejnej dyskusji. Za to zśle w nocy spała i potem nie mogła skupic sie; w pracy.
Wziełagłeboki oddech i wsuneła kolejne prostokątne szkiełko pod okular. Dopiero po kilku sekundach zorientowała sie;, że nazwisko pacjentki jest jej znane.
Sandie McLennan. Z ona jej brata, Chrisa.
Nie była to rutynowa cytologia, ale biopsja, ktorą Declan albo Tom zrobił rano w szpitalu. Sprawdziła informacje wpisane już do komputera. Tak, Declan wykonał biopsje;, a nazwisko sie; zgadza. Także inne dane pasuja; do szwagierki. To nic nie znaczy, zapewniła sie; w duchu. Przecież Sandie wspomniałaby, że ma kłopoty ze zdrowiem.
Wokoł panowała cisza. Laborantki i Steph poszły już do domu. Declan i Tom może są jeszcze na terenie szpitala, a może także sobie poszli. Caroline słyszała jedynie pomrukiwanie komputera, o tej porze raczej irytujace niż uspokajające.
Nastawiła ostrosc, po czym zaczeła szukac grupy komorek pomiedzy rożowymi i czerwonymi plamami. Patrzyły na nia; oczy sowy, zbyt wiele tych oczu, by mogła je zliczyc.
Oczy sowy!
Zadrżała, serce zaczeło jej mocno bic. Nie chciała tego zobaczyc. Pomiedzy normalnymi komorkami lim- focytow rozrzucone były bezładnie komorki chore, o wiele wieksze, ktore zamiast jednego zawierały dwa jadra. To własnie tak zwany efekt ,,oczu sowy'', ktory uderzył ją z taką siłą. W każdym jadrze komorki znajdowało sie; mniejsze kołko, ktore zabarwiło sie; na czerwono pod wpływem odczynnika, ktorego użyły laborantki.
Komorki Hodgkina. Komorki nowotworowe.
Sandie ma raka.
Caroline stłumiła szloch. Odsune;ła krzesło i uciekła od mikroskopu. Trzymała w palcach szkiełko z komorkami Sandy. W głowie tłukły jej sie; pytania, żal i poczucie winy przypływały i odpływały. Krażyła po korytarzu i myslała: powinnam sie; spakowac, wyłaczyc sprzet. Powinnam isc do domu. Ale jeżeli Josh zobaczy, że jestem załamana, i zapyta, o co chodzi...
Nagle usłyszała jakies kroki i zobaczyła Declana, ktory szedł w jej strone z usmiechem na twarzy.
- Sadziłem, że wszyscy już sobie poszli. - Spojrzał na nią baczniej. - Co jest?
Probowała sie; usmiechna;c.
Tak, wiem, okropnie wyglądam.
Jesteśs zdenerwowana - poprawił, nie dał sie; oszu- kac. - Z jakiego powodu?
Ja... Nic, ja... - Dopiero wtedy przypomniała sobie, że trzyma w palcach szkiełko.
Nie powiesz mi chyba... Nie mo w, że sie; pomyliłaś i Tom na ciebie krzyczał. - Spojrzał na jej dłon. - Cos poważnego? - Uważniej popatrzył na jej twarz. - Tak, i to ktos znajomy.
Nie wiem, czy moge; ci powiedziec. - Machneła nerwowo reką. - To tajemnica. Jestem miedzy młotem a kowadłem...
I tak bede to oglądał, żeby podpisac diagnoze.
Racja. Już w ogole nie mysle. Robiłeś dzis biopsje;. - Nabrała powietrza. - To żona mojego brata. Jestesmy ze sobą blisko, ale ostatnio nie mogłam zdobyc sie; na ten wysiłek, żeby ich odwiedzic.
Nie wspominała ci o tym? Co to jest?
Chłoniak nieziarniczy, bez watpliwosci. Nie wiem, czy ona wie, czy lekarz pierwszego kontaktu powiedział jej, jakie to poważne. Musiała odczuwac jakieśs dolegliwosści.
Zmeczenie, utrata wagi, poty nocne, bol stawow, utrata apetytu. Ludzie czesto składają podobne symptomy na karb czegos innego, na przykład grypy albo stresu.
Stres! Jakby w tym kraju był choc jeden farmer, kto ry żyje bez stresu. Domysliłabym sie;, że to cos wiecej, gdyby mi powiedziała, jak sie; czuje. Gdybym była obok, dodała jej otuchy, może wczesniej poszłaby do lekarza.
Dopadłyjadreszcze i mdłosci. Objeła sie; ramionami.
Dwaj synowie Sandie i Chrisa sa; jeszcze tacy mali
jeden ma siedem, drugi cztery lata. Sandie bedzie cierpiała katusze na mysl, że nowotwor może ją na zawsze rozdzielic z synami i meżem, których tak kocha.
Declan stał, a Caroline przepraszała go. Mowiła, że znalazł sie; z jej winy w niezre;cznej sytuacji i na pewno żałuje, że nie wyszedł ze szpitala dziesiec minut wczes- niej. Tymczasem on położył reke na jej ramieniu, ale widac uznał, że to za mało, bo w chwile; pożniej ją przytulił.
No już - mowił, jakby uspokajał dziecko. Gładził jej plecy i tył głowy, uciszał głosem. Złożyła
głowe najego ramieniu. Jasna koszula Declanapachniała proszkiem do prania o zapachu jabłek i nagrzanym słoncem powietrzem. Przy niej wydawał sie; poteżny, pewny siebie i tego, że jest w stanie ukoic każdy bol. Było jej tak dobrze. W każdej innej sytuacji walczyłaby z tym odczuciem, ale teraz przekraczało to jej możliwosci.
To nie twoja wina, Caroline. Nawet jesli nie dosc czesto ich odwiedzałas, nie oskarżaj sie; za fatalne zrządzenie losu, na ktore nie masz wpływu.
Chce; natychmiast do nich jechac - oznajmiła.
Gdybym tylko mogła wsi^sc do samochodu i pro- wadzic...
A możesz? - Poczuł, jak lekko pokreciła głową.
Dlaczego nie?
To godzina i czterdziesci minut jazdy. Musze; najpierw odebrac Josha. Jest ciemno, droga kiepska...
To nie są wystarczające powody, Caroline. - Jego głos zabrzmiał w jej uchu bolesnie blisko.
Wiem. Nie potrafie... powiedziec jej tego, objac i rozpłakac sie;, jeżeli onajeszcze o niczym nie wie. Musi usłyszec to od swojego lekarza, ktory bedzie w stanie odpowiedziecś na jej pytania. I w odpowiednim miejscu, w gabinecie lekarskim, gdzie bedzie przynajmniej tro- che przygotowana na taką wiadomosc.
A jeśli już wie?
To czemu na Boga nie dzwoni do mnie, czemu Chris nie zadzwonił? Czemu ze mna; nie rozmawiali?
Wiec czujesz sie; urażona, tak?
To takie małostkowe. Tu w ogole nie chodzi
mnie, ale jeżeli ona cos podejrzewała, to tak, mam żal. Mogłam jej pomoc. Mam nadzieje;. Obydwoje są dla mnie ważni. Chciałabym pomoc, starałabym sie;. Teraz nie wiem, co mam czuc.
Czasami to właśsnie jest najgorsze. Lepiej, kiedy uczucia są jednoznaczne, klarowne.
W dalszym ciagu gładził jej plecy. Caroline nie miała siły podnieśc głowy. On tak ładnie pachnie. I jest taki przyjemny w dotyku, ma ciepłe rece i mocne nogi. No
mowi dokładnie to, co należy. Ale nie mogła tkwic dłużej w tej pozycji, po prostu nie wypada.
Dziekuje - szepneła zachrypnietym głosem.
W koncu podniosła głowe tak wysoko, że jej oczy znalazły sie; na linii brody Declana, zaledwie centymetr czy dwa od niego. Gdzies nisko i głęboko poczuła jakis wstrza;s i ucisk. Cofne;ła sie;, przestraszona siła; swojego pożadania. Jej wargi omal nie zadrżały, tak bardzo chciały przylgnac do jego sko ry. Od dawna nie reagowała tak silnie na meżczyzne. Declan zmrużył oczy, omiatajac wzrokiem jej spietą twarz. Zauważyła, że zanim znowu sie; odezwał, przemyslał swoje słowa:
Powiedziałas, że wieczorem jest niebezpiecznie jechac do twojego brata. Gdybys jechała sama z Joshem, tak? Bo jeżeli naprawde; chcesz pojechac, moge; ci towarzyszyc i...
Nie - ucieła ze stanowczoscia, której nie mogł ignorowac. - To... niewiarygodnie miło z twojej strony, ale to zły pomysł.
Dla ciebie?
Dla Sandie i Chrisa. Wiem, że ona może siedziec jak na szpilkach, ale musi poznac wynik we własciwy sposob. Im wiecej o tym mysle, tym bardziej jestem o tym przekonana.
Declan skina;ł głowa;.
Nie jestem pewna, czy Sandie ma swiadomosc, że mogłam widziec jej wymaz - ciagneła Caroline. - Zwykle staram sie nie myslec o nazwiskach pacjentów, ponieważ znam tu wiele osob, to by było potworne obciażenie. No ale jak moge; nie myslec o Sandie? Nie, ja... zaczekam. Zatelefonuje; do niej jutro albo pojutrze, kiedy już sie; dowie.
I wtedy do niej pojedziesz?
Tak, może w piątek wieczorem.
Jedż ostrożnie - poprosił cicho - jak sie; już zdecydujesz.
Te słowatkwiływjej głowie przez całądroge do domu.
Declan omal nie zaproponował jej po raz wtory, że zawiezie ją na farme brata. Wiedział, że dobrze zrobił, nie wystepujac ostatecznie z ową propozycją. Powinien skupic uwage na Suzy. Nie jest w koncu rycerzem w lsniacej zbroi, i nie musi przychodzic z pomocą ledwie znanej kobiecie. Caroline to sympatyczna koleżanka, na kto rej może polegac i kto rej towarzystwo jest mu miłe, ale na tym koniec.
A w domu Suzy wlepiała wzrok w ekran komputera. W pokoju zrobiło sie; ciemno, a ona nie wstała nawet od biurka i nie zapaliła swiatła.
Moge; ci przerwac? - zapytał.
Nie.
Napijesz sie; wina?
Tak. Masz cos do jedzenia? Krakersy i ser?
Już podaje;.
Przepraszam, ale chce; cos poprawic, zanim skon - cze;. - Jej palce biegały po klawiszach, potem mysza; zakreśsliła i wyrzuciła kilka linijek.
Miała zamknac ostateczną wersje; tego odcinka na piatek. Tego dnia miała też wyznaczone spotkanie grupy scenarzystów w Sydney. Gdy rankiem zapytał ja, jak jej idzie, odparła:
Zbliżam sie; do konca.
W przypadku ludzi parających sie; pisaniem koniec jest bardzo rozciagliwym okresleniem.
Przyniosł jej kieliszek wina i tace; z krakersami oraz serem. Suzy mrukneła jakies podziekowanie, nie odrywając palcow od klawiszy. Nie miał do niej żalu. To jej praca. Czytał fragment scenariusza i stwierdził, że jest w tym dobra. Tyle że scenariusze czyta sie; dosyc trudno. Co chwile; zmieniają sie; sceny i pojawiają wskazowki dotyczące miejsca i czasu akcji. Jezyk jest prosty, mało poetycki, wie;c w istocie trudno mu było adekwatnie ocenic jakosc jej pracy, podobnie jak jej niełatwo przyszłoby osadzic jego profesjonalizm.
Zrewidował swoje myslenie na temat przyszłych wizyt Suzy. Może nie powinna przyjeżdżac tuż przed terminem oddania pracy. Bo niby sa; pod jednym dachem, ale emocjonalnie Suzy jest bardzo daleko. Ogromnie liczył na namie;tna; noc. Do diabła, co by zrobił, gdyby Caroline jednak sie; zgodziła, by zawiozł ja; i Josha na te farme? Jakby kompletnie zapomniał, że ma inne zobowia;zania. To go zaniepokoiło. Damy w opałach mogą stanowic nieoczekiwane zagrożenie.
Z drugiej strony, jeżeli Suzy bedzie nadal tkwiła przy komputerze, czterogodzinna podroż na wies niewiele by zmieniła.
Krażył tam i z powrotem, włóczył telewizor, by obejrzec wiadomosci, nie wiedział, co ma ze soba; pocza;c.
Może cos ugotowac? - zapytał, ponownie przeszkadzając Suzy.
Odwrociła nieco głowe;, nie odrywaja;c oczu od ekranu.
Nie, nie trzeba.
Jak sobie chce, ale on jest głodny. Jakies poł godziny pożniej przyrządził chinską zupe z torebki. Nie zjadł wszystkiego, na wypadek, gdyby Suzy jednak zgłodniała.
Tuż przed dziesiatą wyszła ze swojego pokoju ze zmarszczonym czołem.
Musze; jutro wracac - oznajmiła. - Mam scene na przystani, musze; ją zdokumentowac. - Przyłożyła dłonie do twarzy, jakby chciała zdjac nimi zmeczenie, anastepnie pomasowała zesztywniały kark. - Chodżmy cos zjesc.
Teraz? - spytał w osłupieniu.
Uśsmiechne;ła sie;, jej oczy zabłysły.
Czemu nie?
Ponieważ jest poniedziałek, są w małym miasteczku, i nawet jesli pracownicy dwoch knajpek, ktore mogą jeszcze bycś otwarte, nie popatrza; na nich podejrzliwie, jedzenie bedzie pewnie niezbyt swieże. Z wyjątkiem hamburgera.
Zachował te przemyslenia dla siebie. Z jakiegoś powodu nie chciał sie; denerwowac.
Może byc hamburger? - zapytał.
Boże, nie! Chodżmy do jakiejs miłej restauracji.
Nie wiesz, kto ra godzina, prawda?
Nie przypadła jej do gustu ta uwaga i nie dała sie; przeprosic zupą zrobioną dwie godziny wczesniej. Emocje Declana zwiazane z jej szybkim powrotem do Sydney zeszły na drugi plan. Prawde powiedziawszy, nie poruszali tego tematu i z trudem przetrwali wieczor, oboje nastroszeni, nie znajdując płaszczyzny porozumienia.
To ty przyjedż do Sydney - zaproponowała w kon- cu. - Co, nie możesz? W ten weekend albo nastepny? Tu nawet nie ma gdzie pojśc, jest nudno.
W ten weekend obiecałem zagrac w tenisa. A w nastepny mam dyżur. Ale kolejny...
Dyżur przy mikroskopie?
Przez chwile; zastanawiał sie; na odpowiedzią. To fakt, jako patolog nie mogł oczekiwac wielu wezwan, alejeżeli wyłaczał pager na weekend, musiał miec istotny powod.
Zamierzał podacś Suzy kilka obrazowych przykła- do w, ale ona tymczasem już buszowała w spiżarni.
Nie mam ochoty na zupe z torebki, Dec. Umieram z głodu. - Nasladowała mimike rozpuszczonego dziecka. - Ja chce;... chce; cos pysznego i żeby było dużo. Wielki talerz makaronu od Billa i Toniego. Risotto z grzybami. Poledwice z trawą cytrynową. A na deser pudding albo tiramisu.
Chcesz byc w Sydney.
Spojrzała na niego z przekrzywioną głową i rekami wspartymi na biodrach.
Tak, a ty nie?
Nie poswiecam wiele energii na nierealne pragnienia. To tylko je podsyca.
Westchneła z przesada, wydeła wargi, a potem usmiechneła sie;, pokazując dołeczek w policzku.
No dobra, ugotuje; jajka. Dla ciebie też?
Nie, dzieki. Nie mam teraz ochoty na jajka.
Zrozumiała, że ja żartobliwie przedrzeżnia, i roze-
smiana rzuciła mu kuchenną scierke na głowe. Atmosfera sie; poprawiła i Declan przypomniał sobie wszystkie powody, ktore skłoniły go do przyjazdu za Suzy do Australii.
Ale o jedenastej, gdy kładł sie; sam do łożka, uderzyła go pewna mysl. Kiedy jest sie; w związku, ktory nie został potwierdzony żadnym oficjalnym zobowiaza- niem, należy spedzac ze sobą wiecej czasu. Trzeba bez przerwy pamietac, co trzyma dwoje ludzi razem. Nie można sobie pozwolic na zbyt długie rozstania, kiedy związek dotyczy dzisiaj, bo bez tego dzisiaj nie zostaje już nic. Wstał i poszedł przerwac Suzy po raz czwarty albo piaty tego dnia.
Jeżeli jutro pojedziesz do Sydney - rzekł - żeby zdokumentowac te przystan, czy to znaczy, że w piątek rano oddasz scenariusz i wrocisz tu na weekend?
Sprobuje - odparła, patrząc w skupieniu na ekran.
Caroline uzbroiłasie w cierpliwosc i nie zadzwoniłado Sandie i Chrisa aż do wtorku. Nie okazywała, jak bardzo cierpi. Chris i jego rodzina byli pod opieką lekarza, kto ry pracował głownie w Glenfallon, ale miał też gabinet w miasteczku Cargoola, o wiele bliżej farmy, gdzie przyjmował raz wtygodniu. Wjaki dzien? Nie pamietała.
Zadzwonie w srode wieczorem, postanowiła.
Ale Sandie ją wyprzedziła. W srode; o jedenastej w południe Caroline podniosła słuchawke telefonu i usłyszała głos szwagierki. Od razu wiedziała, że Sandie została już poinformowana o wynikach biopsji.
Caroline, jestem w miesście - rzekła spie;tym głosem. - Mogłybysmy zjesc lunch? Chciałabym z tobą porozmawiac.
Och, Sandie, byłas u doktora Malverna?
Tak, skad wiesz?
Widziałam twoj wymaz, Sandie...
Oczywiście, nie pomyślałam o tym. Jakos założyłam, że wyslą to do Canberry. Wiec znasz całą historie;?
Znam diagnoze, ale nie wiem, co ci mo wił lekarz. Może tu wpadniesz? Pojdziemy do kawiarenki...
Bede za piec minut.
Po drodze w korytarzu Caroline spotkała Declana.
Tak wcześnie idziesz cos zjeśc? - spytał z uśmiechem.
Umowiłam sie; z Sandie, moją szwagierką.
Twarz Declana spoważniała.
No tak, oczywiscie, przepraszam. Wiec już wie?
Tak. Chyba jest zdenerwowana.
Trudno jej be;dzie teraz spokojnie myslec. Dopiero po jakims czasie zacznie stawiac pytania.
W sobote pojedziemy z Joshem na farme.
Declan oparł sie; o sciane. Odruchowo pocierał dłonią
połmatową farbe na wysokosci ramienia.
Czy pozwolisz, że powtorze swoja oferte? Wolałbym, żebys nie siadała za kierownicą w tym stanie.
Do soboty...
Do soboty nie przestaniesz sie; tym martwic, prawda?
Zasmiała sie; z przymusem.
Och, masz racje;, ale nie moge; pozwolic...
Możesz, Caroline, bardzo prosze;. Suzy powiedziała wczoraj, że nie przyjedzie. Bede sie nudził. Chetnie zobacze okolice;, poki tu jestem. Popatrze na te baranie grzbiety, na ktorych cwałujecie, jak niektorzy twierdza;.
Wzbraniała sie; wczesniej przyjac jego propozycje;, kiedy to miała byc przysługa. Teraz, gdy przedstawił to w innym swietle, nie mogła odmowic. I nie chciała. Bardzo dobrze wiedziała też, dlaczego nie chce.
Czy to cieżki grzech tak bardzo polubic meżczyzne, ktory już gdzie indziej ulokował swe uczucia? Chyba nie, w koncu nie ma wobec niego żadnych nieuczciwych zamiarow. Jesli zdoła, zamieni to uczucie w przyjażn. Zaprzyjażni sie; także z Suzy, jeżeli tylko Suzy posiedzi tu dłużej. I bedzie w milczeniu walczyła z emocjami, aż je pokona. Be;dzie robiła dobra; mine; do złej gry, by Declan niczego nie podejrzewał. W koncu takie emocje nie trwają wiecznie, prawda?
Byłoby sświetnie, gdyby jechała z nami druga dorosła osoba - odrzekła powoli. - Zresztą lepiej ode mnie odpowiesz napytania Sandie. Ale najpierw musze; ją spytac, czy nie ma nic przeciw twojej obecnosci.
To zrozumiałe. Daj mi znac.
Nie siedziała długo ze szwagierką. Sandie była umo- wiona z Chrisem w sklepie żelaznym.
Nie wiem, co robic - przyznała. Była blada i zme- czona, włosy sciagneła gumką na karku. Nie wyglądała dobrze w tej fryzurze. Rożowa bluzka i ciemne spodnie wre;cz na niej wisiały. - Nawet sie; nie denerwowałam - ciagneła. - Myslałam, że doktor Malvern powie mi, że jestem przemeczona, że powinnam zwolnic i dobrze sie; odżywiac. Nie wyjasniał mi, dlaczego zaleca te badania.
Wiec Chris jeszcze nie wie?
Nie.
Co chciałabys wiedziec, Sandie?
Tylko jedno chce; usłyszec - odparła głosem zdławionym przez łzy. - Ze bede żyła.
Oczywiście, że bedziesz żyła. Wyjdziesz z tego. Innej sytuacji w ogole nie bedziemy rozważac.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Declan podjechał po Caroline i Josha w sobote; o dziewiątej rano. Poprzedniego wieczoru zadzwonił do niej, by upewnic sie;, czy Sandie nie ma nic przeciwko jego obecnosci.
Po telefonie Suzy we wtorek wieczorem, kiedy oswiadczyła - wielka niespodzianka! - że nie wraca na weekend, powinien był zapewne zrezygnowac z sobotniego meczu tenisa. Tom i pozostali zrozumieliby, gdyby oznajmił im, że jedzie do Sydney. Ale Declan był zły. Gdyby pojechał na ten weekend do Sydney, czułby sie; tak, jakby to Suzy dyktowała mu warunki. I raczej nie bawiliby sie; dobrze.
A zatem został w Glenfallon powodowany dumą i... czyms jeszcze. Ostrożnoscią. Tchorzostwem. Nie znajdował słow dla okreslenia swoich uczuc. Miał swiado- mosc, że jest niespokojny, gotowy na wiecej niż strzyżenie trawnika, wypożyczenie kasety z filmem i zakupy.
Pogoda była pie;kna. Tak mogłby wygla;dac srodek lata w Irlandii, a nawet w Londynie, a tutaj jest to po prostu kolejny ładny, jesienny dzien.
Na tylnym siedzeniu samochodu siedzi w milczeniu ciemnowłosy, piegowaty, jedenastoletni syn Caroline. Po tabletce przeciw chorobie lokomocyjnej Josha zawsze ogarnia sennosc, oznajmiła. Declan nie miał wiele okazji, by go poznac, ale uznał, że to grzeczny chłopiec. Miał szeroki usmiech, krzywe zeby i był troche roztargniony, podobnie jak Declan w jego wieku.
Caroline także niewiele odzywała sie; w podroży, kto ra zajeła im ponad połtorej godziny, ale jej daleko było do spania. Za każdym razem, gdy na nią zerkał, widział jej napiete miernie i zmarszczone czoło. Im bardziej oddalali sie; od Glenfallon, tym lepiej to rozumiał.
Sztucznie nawadniana ziemia, gdzie bujnie rosły cytrusy i na treliażach pieła sie; winorosl, siegała tylko kilka kilometrów za rzeke. Dalej jechali wzdłuż niewysokich wzgorz i mijali rozległe doliny. Były to tereny bardziej płaskie niż ocean i nadal potwornie suche. W lutym troche; popadało, tu i owdzie widniały niewielkie zazielenione połacie, ale deszczu wciaż było za mało.
Stadom owiec o barwie przykurzonego brazu jakims cudem starczało pożywienia. Aż trudno było sobie wyobrazic, że przed ostatnimi deszczami krajobraz wyglądał jeszcze gorzej. Dla Irlandczyka nie był to pie;kny sświat, lecz Declan rozumiał, na czym polega jego siła. Piekno to nie wszystko. Poczuł coś, czego nie zaznał nigdy w Londynie ani Sydney - szacunek i podziw.
Odległosci były tutaj niewyobrażalne, praca cieżka. Jak McLennanowie zdołają na poł roku, a może nawet dłużej, właczyc do swojego życia leczenie Sandie? Caroline bedzie musiała im pomoc, nie miał wątpliwości.
- W jakim wieku są chłopcy? - zapytał.
Siedem i cztery lata.
Wyglądała ładnie pomimo wewnetrznej rozterki. Miała na sobie dżinsy, białe sportowe buty i lekki bawełniany sweter. Błyszczące włosy zwiazała wysoko wkonski ogon, co odjeło jej co najmniej piec lat. Declan czuł jej obecnosc o wiele mocniej, niż by sobie życzył.
Jak sobie dadza; rade;?
Zaproponuje;, żeby chłopcy zamieszkali ze mna, kiedy Sandie bedzie w Canberze, a także po każdym cyklu terapii, kiedy be;dzie do siebie dochodzic. Jestem pewna, że Chris sie; zgodzi. Nie udżwignie prowadzenia farmy i opieki nad chłopcami.
A ty dasz sobie rade;?
Nie mam wyjscia.
Nie potrafił uciec przed porownaniem rzeczowej determinacji Caroline ze zwodniczymi, niefrasobliwymi obietnicami Suzy, choc to niesprawiedliwe.
A skoro jest niesprawiedliwe, postanowił ich nie porownywac. Za dwa tygodnie pojedzie do Sydney i wyłoży karty na stoł. Był zdecydowany dac wiecej, brał nawet pod uwage slub, jeżeli Suzy wyjdzie mu naprzeciw. Postanowiwszy tak, uznał, że najlepiej nie myslec teraz wiecej o Suzy.
Mattie chodzi już do szkoły, wiec z nim jest mniejszy kłopot - podjeła Caroline.
Ale nie w Glenfallon? - Declan wrocił myslami do cudzych problemow. - Musiałby strasznie długo jechac autobusem.
Nie, w Cargooli. Niedługo przez nią przejedziemy. To malenka szkoła. Mattie może przez jakis czas cho- dzic do szkoły Josha, Josh be;dzie sie; nim opiekował.
Sama bede musiała oddac do przedszkola i poprosic Natalie;, żeby wzieławiecej godzin, wtedyjabede mogła pracowac krocej.
Declan stłumił uczucie rozczarowania. Lubił Toma i Steph, a także pozostałych wspołpracownikow, ale tylko z Caroline mogł naprawde; pogadac. I to szczerzej niż z Suzy.
Wiedział, że to niebezpieczne i po raz kolejny poczuł w sobie ducha buntownika. Był zły na Suzy i na siebie.
Dokładnie to przemyslałas.
I znowu musiał sobie przypomniec, że nie ma sensu porownywac tych dwoch kobiet.
Nie chciałabym, żeby Sandie zgłaszała jakies zastrzeżenia - ciagneła Caroline. - W takich sytuacjach ludzie mają zwyczaj mowic: Gdybym mogł w czyms pomoc... A to nie pomaga. Trzeba proponowac cos konkretnego, pokonac wszelkie sprzeciwy. - Zobaczył, że Caroline powstrzymuje łzy. - Gdybym spedziła tu wiecej czasu przez ostatni miesiąc, zauważyłabym, że cos jest nie tak...
Declan chciał ja; poprosic, by nie oceniała sie; tak surowo, bo zbyt czesto sie; nie docenia. Milczał jednak.
Jechali własnie przez Cargoole. Jasne budynki szkoły były rzeczywiscie smiesznie małe. Dziesiec kilometrów za granicami miasteczka po lewej ukazała sie; linia poteżnych eukaliptusow, ktore rosły wzdłuż rzeki. Okolica była tu o wiele ładniejsza, niż sobie wyobrażał. Oaza spokoju i bujnego pie;kna w tym bezwzgle;dnym krajobrazie.
Dom mieszkalny i budynki gospodarcze leżały tuż za zboczem, do tego miejsca najdalej sie;gała rzeka w czasie powodzi, z wyjątkiem tych najgrożniejszych, oczy- wiscie.
Chris i Sandie pracowali tu niewiarygodnie cieżko i byli dumni z tego, czego dokonali. Declan wysiadł z samochodu i rozglądał sie; dokoła. Budynki pomalowane na kremowo miały czerwone dachy, kto re kontrastowały z zielenią zadziwiajaco bujnie kwitnących ogrodow. Na szerokiej werandzie ciagnacej sie; z trzech stron domu stały wyplatane meble i palmy w donicach.
Dostrzegł niewielki sad, warzywa i zioła, kilka wysokich sosen, kto re zapewne rosły tu od lat, i dwie grządki europejskich roslin wymagających szczegolnej troski, a także sporo wody, miedzy innymi roże i petunie.
Rzad dosc dużych pojemnikow na deszczowke, do ktorych spływała woda z dachu, wyjasniał, jakim cudem gospodarze zdołali utrzymac ogrod w dobrym stanie, choc od dłuższego czasu nie padało. Declan dojrzał także cos, co mogło byc pompownia, kto ra ciagnie wode z rzeki.
W tej właśnie chwili otworzyły sie; drzwi i szczupła blada kobieta, zapewne Sandie, ruszyła im naprzeciw. Przed nia; biegli jej synowie oraz dwa czarno-białe psy pasterskie. Chłopcy i psy natychmiast radosnie rzucili sie; na starszego kuzyna, ktorego z miejsca opusciła sennosc.
Caroline podbiegła do Sandie i ja; uśsciskała.
Wczoraj nie zdażyłysmy porozmawiac. Tak sie; ciesze, że tu jestem. Wybacz mi, że nie bylismy u was od stycznia...
Do niedawna były straszne upały. Poza tym masz prace;, Josha... No i widzieliśmy sie; w miescie.
To mnie nie tłumaczy.
Naste;pnie Caroline serdecznie przywitała brata, kto- ry do nich dołączył, wzieła jego twarz w dłonie i szukała na niej sladow bolu.
Kochany brzydalu - powiedziała. - Dobrze ci z brodą. Troche cie zakrywa.
Declan powsciagnał usmiech, był troche; skrepowa- ny. Caroline zapomniała go przedstawic. Zapomniała o jego obecnosci, prawde; mowiac. W koncu spojrzała na niego ze skrucha;.
Och, przepraszam! Chris, Sandie, to nasz nowy...
Szofer - odrzekł Declan. - I turysta.
Patolog. I dar niebios - poprawiła Caroline. - Tyle że tymczasowy. - Usmiechneła sie; pieknie i ciepło. - To jedyna rzecz, ktora nam sie; w nim nie podoba.
Chris uscisnał mu serdecznie dłon - był to uscisk dłoni starszego brata, ktory zastanawia sie;, czy ma do czynienia z nowym meżczyzną rozwiedzionej siostry.
Moja... dziewczyna jest w Sydney - wyjasnił Declan. - Nie moge; dostac tam pracy, poki nie zdam egzaminow.
Nie powinienem był tu przyjeżdżac, pomyslał, kiedy Chris skinął głową i rzekł:
Aha, rozumiem.
To zła pora na wizyte;, fatalne okolicznosci, i ja jestem nieodpowiednią osobą. Doszedł jednak do tego wniosku zbyt pozno. Postanowił zatem trzymac sie; z boku, by im nie przeszkadzac. Może pobawi sie; z chłopcami, aby i oni nie zawadzali.
Sympatyczny ten Declan - stwierdziła Sandie, kiedy wraz z Caroline zmywały naczynia. W porze lunchu urza;dzili sobie barbecue i udało im sie; nawet miło spedzic czas.
Tak, chetnie bysmy go zatrzymali. Tom żyje nadzieja, że mu sie; to uda. Ale to nierealne.
Dlaczego?
Z powodu tej kobiety. Ona jest przyzwyczajona do życia w Sydney. On zresztą też. Przedtem mieszkał w Londynie, nie odnajdzie sie; na wsi.
Hm.
Co to miałoby znaczyc?
Zdaje sie;, że nie lubisz tej jego narzeczonej?
Nie. To bardzo niesprawiedliwe z mojej strony, bo tylko raz ja spotkałam. Miała tu przyjechac, ale jakos rzadko bywa, i widze, że Declan jest rozczarowany.
Hm - powtorzyła Sandie.
Zapadło milczenie. Caroline doskonale wiedziała, o czym szwagierka mysli. Jej opor natychmiast osłabł.
Dobra, przyznaje; sie;.
Tak myslałam.
Czy to widac ?
Mysle, że tylko ja to widze;.
Staram sie;, jak moge;. Sadziłam, że udaje mi sie; to ukryc. To okropne.
Chris z początku nie był pewien, ale kiedy Declan wspomniał o dziewczynie, uspił jego czujnosc. Nie przyjdzie mu do głowy, że czujesz coś do meżczyzny, kto ry ma zobowiazania.
Ma racje;, nie powinnam.
Ale na uczucia nie ma rady. Wiem, że postapisz rozsądnie. Twoj brat jest taki... - Sandie pociagneła nosem, zapłakała i zaśsmiała sie; sama z siebie - taki wierny. - W tym momencie kompletnie sie; rozbeczała i siegneła po chusteczke. - Mam wielkie szczepcie. Tak bardzo go kocham, i chłopcow. Jeżeli leczenie nie pomoże... Nie moge; zniesc tej mysli. No i nie mam czasu na leczenie.
Ten problem już rozwijałam. - Caroline miała sciśniete gardło, ale mo wiła stanowczo. - Bedziesz mogła spokojnie poswiecic czas na terapie; i rekonwalescencje;.
Skonczyły zmywanie, zaparzyły herbate i wszystko uzgodniły. Chłopcy zamieszkają u Caroline. Weekendy bedą spedzac w Glenfallon albo na farmie. Sandie podda sie; szesciu tygodniowym cyklom terapii, i po każdym bedzie przez trzy tygodnie odpoczywac. Chris dopilnuje farmy.
Nie chce; sie; z nimi rozstawac nawet na jeden dzien - przyznała Sandie - ale wiem, że to niewykonalne. U ciebie bedzie im bardzo dobrze.
Caroline założyła, że w czasie jej rozmowy z Sandie Chris dotrzyma towarzystwa Declanowi. Aż tu raptem jej brat wkroczył do kuchni i oznajmił, że naprawił ciagnik.
Z Declanem? - zapytała skonsternowana.
Nie, on jest w chłopcami. Sympatyczny gosc. Troche;... Nie taki sztywny, ale...
Z rezerwą - podsuneła Sandie, rzucajac spojrzenie Caroline, kto ra przygryzła warge.
Declan zszedł im z drogi. Pewnie mysli, że tak należało. W tej samej chwili chłopcy z hałasem wpadli do kuchni, a tuż za nimi wszedł Declan. Psy zostały przy schodach i wyły bezdusznie porzucone.
Mamo, a Declan pytał, czy jeżdzimy na owcach - oznajmił Mattie.
Mowił, że owce mają siodła - chichotał Sam.
No przecież żartował - wtrącił Josh z usmiechem.
Zrobił pan furore, doktorze - zauważyła Sandie. Dotkneła ramienia Declana i podała mu filiżanke herbaty, jakby był członkiem rodziny. Serce Caroline zamarło.
Mineły prawie dwa tygodnie. Sandie pojechała z Chrisem do Canberry na pierwszy cykl terapii i wrociła na farme; wyczerpana i dre;czona nudnosciami. W mie;- dzyczasie chłopcy zamieszkali w Glenfallon i zdawało sie;, że dosc łatwo wpasowali sie; w swoje nowe życie.
Mattie i Sam wiedzieli, że ich mama choruje, ale nie mieli watpliwosci, że leczenie przyniesie pozytywny skutek. Na tym etapie zachwianie ich wspaniałej, dającej nadzieje; wiary byłoby okrutne i bezzasadne.
Pod koniec pierwszego tygodnia, ktory chłopcy spe;- dzili w Glenfallon, Caroline i Josh musieli jechac do Sydney na dzien otwarty w Woodside. Caroline pracowała teraz tylko przedpołudniami, mogła wiec bez problemu odebrac bratankow wczesniej i zawiezc ich na weekend na farme;, by potem wrocic do domu i o czwartej po południu wyruszyc do Sydney.
Załamała sie; jednak, kiedy w drodze powrotnej z farmy piec kilometrów przed Glenfallon padł jej silnik. Czuła zapach rozgrzanego oleju i wiedziała, że awaria jest poważna. Zatrzymała przejeżdżający samochod. Kierowca miał telefon komorkowy, a zatem mogła wezwac pomoc drogową. Mechanicy pojawili sie; w cia- gu poł godziny i stwierdzili wyciek oleju. Samochod trzeba oddac do warsztatu, nie ma mowy, żeby jechała nim do Sydney.
Ale ja musze; - oznajmiła.
Mechanik wzruszył ramionami i usmiechnał sie;.
Niech pani wyciagnie reke i złapie okazje;.
Tak zrobie. Nie dosłownie, ale znam kogoś, kto tam dzisiaj jedzie.
W dziesiec minut po dotarciu do domu wykreciła numer patologii i z ulgą stwierdziła, że Declan jeszcze nie wyszedł. Josh był już spakowany, jadł banana i gapił sie; w telewizor. Mine;ła czwarta trzydzieśsci.
Prosze cie;, bo naprawde nie mam wyjscia, Declan. Na żaden z dwoch lotow nie ma już miejsc. Autobus odjechał, a pociag odjedzie, zanim zorganizuje; kogoś, kto nas podwiezie piecdziesiat kilometrow do...
Spokojnie, nie ma problemu.
Ale czuje;, że jestem...
Ze cie; do tego zmuszam. Ze zwracam sie; do ciebie, ponieważ chce; byc z tobą. I nawet tego nie ukrywam.
Caroline dała Joshowi tabletke;, wrzuciła swoje rzeczy do torby, bo wcześsniej nie miała okazji tego zrobicś, i czekali na Declana.
Ten zas był zrelaksowany i w dobrym nastroju. Nie okazał im, że mu przeszkadzają nawet jesli tak było, nawet kiedy dowiedział sie;, że zamieszkają w hoteliku w Pymble. Było to blisko Woodside oraz domu Roberta i Gail, ale daleko na połnoc od Harbour Bridge. Declan jechał do Coogee, niemal rownie daleko od tego mostu, tyle że w przeciwnym kierunku.
Przez pierwsze dwie godziny Caroline udawała, że spi tak jak Josh, a potem poczuła, że samochod zwolnił, otworzyła oczy i zobaczyła, że Declan zjeżdża z drogi, by cos przekasic. Zjedli przyprawione na ostro burgery z kurczakiem i frytki.
Boże, jak to okropne jedzenie smakuje podczas długiej podroży - stwierdził Declan.
Josh energicznie pokiwał głowa; i wgryzł sie; w swojego burgera. Do tej pory Declan i Josh nie rozmawiali wiele, ale widac było, że czują sie; ze sobą dobrze. Caroline zauważyła to już na farmie. Declan widocznie pamietał, jak to jest byc chłopcem. A chłopcy i meżczy- żni nie muszą wcale dużo ze sobą rozmawiac, by sie; zaprzyjażnic.
Może teraz ja troche; poprowadze? - zaproponowała.
Jesli masz ochote. Moje plecy chetnie odpoczną.
I znowu niewiele rozmawiali. Caroline wiedziała, że
Declan jest zmeczony, chociaż po kolejnych dwoch godzinach jazdy uparł sie;, by znowu si^sc za kierownica;.
Dotarli do Pymble około połnocy. Znaczyło to, że minie jeszcze godzina, zanim Declan przejedzie przez tunel i wschodnie przedmiescia do Coogee.
O ktorej cie odebrac w niedziele;? - zapytał.
Och, nie zawracaj sobie głowy. To znaczy, podjedziemy do ciebie, jesli dasz nam adres i powiesz, o ktorej chcesz wyruszyc.
Może byc trzecia? Czy to za pożno?
Jak chcesz.
Zjemy cos po drodze.
Dobrze. - Zapisała szybko adres i numer telefonu, żeby go nie zatrzymywac.
Nazajutrz, zwiedzając potencjalną przyszłą szkołe Josha z jego ojcem, musiała przyznac, że Woodside to wspaniałe miejsce, hojnie dotowane i doskonale wyposażone, przygotowane do wszelkiego rodzaju zajec pozaszkolnych, jakie mogłby dla swojego dziecka wy- marzycś ambitny rodzic.
Josh szybko zniknął w tłumie innych chłopcow, by poddac sie; testowi sprawdzającemu poziom jego wiedzy. W tej kwestii Caroline nie miała obaw. Josh nie należał do prymusow, ale był bardzo bystry.
Gdy tylko odszedł, wzieła głeboki oddech i przygotowała sie; do dyskusji na ten sam temat. Roberta jednak nie przekonały jej argumenty. Podkreslił, że przez minione dziesiec lat nie ingerował zbytnio w wychowanie chłopca, skrupulatnie płacił też alimenty, ale teraz ma wobec syna pewne plany, chce mu pomoc wejsc w dorosły swiat.
Josh nie be;dzie czuł sie; dobrze w internacie, i to tak daleko od domu - twierdziła Caroline. - On nie lubi takiego zorganizowanego życia w grupie. Lubi byc sam. Odkad sam wraca ze szkoły, stał sie; bardzo odpowiedzialny.
I nie mam nikogo procz niego.
Starczyło jej rozsądku, by zachowac ten argument dla siebie. Poświeciłaby przecież własne uczucia, gdyby wierzyła, że internat to dobre miejsce dla Josha.
To nie jest najważniejsze - odparł Robert. - Liczy sie; szansa, jaką mu da ta szkoła, znajomosci, kto re tu zawrze.
Nie chce;, żeby zawierał znajomosci. Chce;, żeby miał przyjacioł. Ranleigh jest...
Prosze;, nie mowmy wiecej o Ranleigh. To zupełnie inna klasa. Dotad sie; nie wtrącałem, ale to jest dla mnie ważne.
Caroline zajeła bardziej ugodową pozycje;, choc ryzyko rozstania bardzo ją bolało.
A nie mogłby mieszkac z tobą i Gail? Wiem, że wolałby takie rozwijanie.
Robert nie odpowiedział od razu. Caroline usiłowała wyczytac cos z jego twarzy. Przez ostatnie lata przybrał na wadze, policzki mu lekko obwisły. Zaczesywał teraz włosy na bok, probujac ukryc fakt, że łysieje.
Tak, rozważałem to, ale nie uważam, że to włas- ciwe - rzekł w koncu.
Niewłasciwe? Co masz na mysli?
Mysle, że to byłoby... trudne. Z powodu Amelii. Słyszałas o tym, że starsze rodzenstwo zneca sie; nad młodszym w... w takich rodzinach. To mogłoby okazac sie; tragiczne w skutkach. A co najmniej nie fair w stosunku do Amelii. I do Gail.
Caroline była zbyt zszokowana i zła, by zareagowac. Tak, Gail miałaby dodatkowe zaje;cie, ale w koncu to dziecko jej meża. Nikt nie obiecywał, że wychodząc za rozwodnika, wkracza na droge usłaną rożami, zwłaszcza że małżonek ma potomstwo z poprzedniego zwiazku. Czy Robert poważnie sugeruje, że przyrodni brat stanowiłby zagrożenie dla jego coreczki? Josh, ten łagodny jak baranek Josh?
Nie wierzyła własnym uszom, miała ochote krzy- czec, ale spokojnie pomyslała, by wyjasnic Robertowi, jak swietnie Josh opiekuje sie; Mattie i Samem. Chciała powiedziec, że przyrodnie rodzenstwo miałoby wspaniałą okazje;, by sie; poznac. Przecież niegdys sam Robert twierdził, że podtrzymywanie rodzinnych zwiazkow jest niezwykle istotne.
Och, do diabła! Prożny trud. Spojrzała na swojego byłego meża i zobaczyła, że dzieli ich przepasc, ktorej nigdy nie pokona.
Czy jest głeboko przekonana, że internat to nieodpowiednie miejsce dla Josha? Dosc głeboko, by rozstrzy- gac te; sprawe w sadzie rodzinnym? Och, to żałosne. Zaczeła już niemal liczyc na to, że Josh nie zda testow.
Po przedpołudniowych egzaminach przyszła pora na rozrywke. Była wystawa, stoiska z przekąskami, pokazy sportowe. Robert upierał sie;, by niczego nie pomineli. A ponieważ zaraz potem wybierali sie; na kolacje; do domu Roberta, Caroline nie miała wymowki.
Jak ci sie; podoba? - szepneła do syna tuż przed wyjsciem.
Basen jest fajny - odparł dosc ponuro.
Domysliła sie;, że chłopiec nie potrafi jednoznacznie
wyrazic swojej niecheci, ale to nie znaczy, że nie jest ona szczera, i że nie należy brac jej poważnie.
Tego wieczoru wszyscy dwoili sie; i troili. Gail zasypała Caroline pytaniami na temat pracy, domu, rodziny, a Caroline odwdzieczyła sie; jej tym samym. O wiele łatwiej dogadywała sie; teraz z Gail aniżeli z Robertem. Josh nosił Amelie; na barana, a mała piszczała z radosci, ale jesli nawet zrobiło to na Robercie jakiekolwiek wrażenie, nie skomentował tego ani słowem.
Nastepnego dnia Robert i Gail, dzieki Bogu, mieli rano jakies zajecia, wiec Caroline i Josh pływali w podgrzewanym basenie w motelu, a potem poszli na spacer i cos zjedli. Robert obiecał, że po południu podwiezie ich do Coogee.
Przyjechali tam kwadrans przed trzecią. Caroline nie chciała zatrzymywacś Roberta - ani Declana, gdyby sie; okazało, że jest gotowy do drogi - a zatem weszła na go re i zapukała do drzwi. Otworzyła jej Suzy.
Cześc. - Sciagneła brwi.
Jestesmy wcześniej. Mam nadzieje;...
Ale Suzy już znikneła, nie była zainteresowana nadziejami gośscia. Z jej zachowania trudno było nawet wywnioskowac, czy pamieta Caroline.
Ta zas stała i patrzyła na uchylone białe drzwi. Declan pojawił sie; po paru minutach.
Zaparkowałem za rogiem. - Wygla;dał, jakby był czymś zaaferowany. - Pomoge ci z bagażem. Wejdziesz na moment?
Nie, dzieki. Robert czeka na ulicy z Joshem.
Na dole przedstawiła sobie obydwu meżczyzn i poprosiła Josha, by pomogł Declanowi przeniesc torby.
Wiec - zaczał Robert, gdy tylko Declan i Josh znikneli za rogiem.
Coż, było bardzo interesująco - odparła pogodnie.
Twarz Roberta zachmurzyła sie;.
Wierze;, że bardziej niż interesująco. Nie traktuj go jak dziecko, Caroline. To stały problem matek, ktore samotnie wychowują synow. Brak mu meskiego wzorca. Jeśli chcesz znac prawde, to dla mnie znaczący argument za Woodside. Oczywiscie, najlepszy jest związek miedzy ojcem i synem, ale byłbym szcześliwy, gdyby znalazł sie; inny przyzwoity meżczyzna. Ten Declan...
Przekrzywił głowe, ogladajac sie; za Declanem. Znajdowali sie; blisko plaży, gdzie trudno o miejsce parkingowe.
Tak?
Cos was łaczy?
Nie, on jest...
Bo widzisz, to byłby z kolei najlepszy argument przeciwko wysyłaniu chłopca do Woodside. Gdybyś zamierzała wyjśc powtornie za maż za solidnego, dobrze ustawionego meżczyzne, wtedy Josh miałby jakis me;ski wzorzec.
Tak.
Nie była w stanie tego pojac. Josh miał wujka Chrisa, trenera piłki nożnej, dziadka, przynajmniej do czasu przeprowadzki jej rodzicow do Queensland, no i Roberta podczas wizyt wakacyjnych czy świątecznych. Całe tony me;skiego wzorca. Ale i tym razem nie wszcze;ła dyskusji, tylko zastanawiała sie;, poł żartem poł serio, czy nie powinna rozejrzec sie; poważnie za nowym partnerem.
Zeszczuplała i czuła sie; bardziej atrakcyjna niż przed kilkoma laty, chocś nie tak pewna siebie, jak by sobie życzyła. Ale w koncu jej przyjaciołki znalazły partnerów.
A zatem tak, oczywiscie. Zainteresuje sie; ogłoszeniami matrymonialnymi, dołaczy do jakiegoś klubu samotnych serc czy organizacji zdominowanej przez meż- czyzn, na przykład do miejscowej ochotniczej brygady do gaszenia pożarow buszu. Niczym rekin bedzie krażyc po wzburzonych wodach randek w Glenfallon, w poszukiwaniu me;skiego wzorca dla Josha.
Declan i Josh wyłonili sie; zza rogu i skierowali do samochodu Roberta. Declan podrzucał i łapał swoje kluczyki. Metal połyskiwał w słoncu i rozjasniał jedną strone twarzy meżczyzny. Jego oczy były niebieskie jak ocean, ktory rozciagał sie; na horyzoncie za odległym wylotem ulicy.
Caroline wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedziała, że jednak nie bedzie czytac ogłoszen matrymonialnych. Jeszcze nie. Dopoki nie wyleczy sie; z tego uczucia, ktore zaatakowało ją tak niespodzianie i meczyło od szesciu tygodni, i ktore nie ma żadnej przyszłosci.
No to niedługo porozmawiamy - rzekł Robert.
Dziekujemy, że sie; nami tak troskliwie zajałes - odparła.
Nie dotkne;li sie;, nie dotykali sie; od lat.
Robert dał Joshowi kuksanca. Uważał to za własciwy wyraz ojcowskiego uczucia, odka;d Josh skonczył dwa lata. Potem wsiadł do samochodu i odjechał z rykiem silnika do swojej ukochanej coreczki, ktorą tulił, do ktorej przemawiał czułymi słowami i ktorej co tydzien kupował prezenty.
Pożegnam sie tylko z Suzy - powiedział Declan i pobiegł na gore;.
Wrocił dosyc szybko. Wyjechali o trzeciej, zgodnie z umową. Josh niemal od razu zasnał. Miał za sobą niespokojną noc, no i zadziałała tabletka.
Udany weekend? - zapytał zwyczajnie Declan, kiedy skre;cili w Alison Road.
O tak - odrzekła. - Woodside to wspaniała szkoła.
Trzeba ją zobaczyc, żeby rozumiec, dlaczego jest taka droga. Josh ma wrażenie, że test dobrze mu poszedł. Robert uważa, że to bardzo dobre miejsce dla Josha. No i przyjemnie było patrzec, jak sie; bawił ze swoją przyrodnia; siostra;, Amelia;.
Declan przez chwile; milczał, a potem zauważył:
Moge; uwierzyc w ostatnie zdanie.
Tylko w ostatnie?
Czy nie umawialismy sie; jakis miesiąc temu, że bedziemy przyjaciołmi i bedziemy wobec siebie szczerzy?
Umawialismy sie;, że czasami sobie pożartujemy.
Ale nie można żartowac, nie bedac szczerym.
Byc może.
Na moment zapadła cisza, którą przerwało ciche przeklenstwo. Caroline przeniosła wzrok na Declana, automatycznie zastanawiając sie; po własnych piatko- wych doswiadczeniach, czy z samochodem wszystko w porządku.
Jakis problem? - zapytała.
Pokre;cił głowa;, zatopiony w myslach.
Nie. Po prostu cos... cos sobie uswiadomiłem.
Zapomniałes wzia;c pigułki?
Zasmiał sie;, po czym powiedział:
Nic strasznego.
Teraz ty cos przede mna; ukrywasz.
Mysle o swoim weekendzie - oznajmił w koncu.
Czy był tak miły jak moj? - W jej głosie zabrzmiał lekki sarkazm.
Lepszy, jesli to możliwe. - Zawahał sie;. - Ja... - Znowu urwał. - Suzy przyjedzie na nastepny weekend.
To niewiele wyjasśniło, a Declan nie zamierzał wcho- dzic w szczegoły na temat swych mieszanych uczuc. Caroline zgadywała, o co chodzi, ale nie naciskała. O wiele trudniej przyszło jej dalsze ukrywanie własnych trosk. Kiedy masz obok siebie człowieka, z ktorym dobrze ci sie; gada, trudno nie wyrzucicś wszystkiego, co człowiekowi leży na wątrobie.
Nie chce;, żeby moj syn wyjeżdżał do tej szkoły - usłyszała nagle swoj głos, i tym razem nie mogła nawet udawac, że to alkohol rozwiązał jej jezyk.
Może to ta hipnotyczna jazda po gładkiej autostradzie wywołuje o w niebezpieczny skutek? - pomyślała.
Mam wrażenie, że Robert usiłuje upodobnic Josha do siebie. Niby chce dobrze, ale oni bardzo sie; rożnią.
Wie;c Josh jest bardziej podobny do ciebie?
W pewnych sprawach. I ogromnie przypomina mojego ojca. Ale przede wszystkim jest soba;.
I tak chyba jest najlepiej.
Z całąpewnoscią. My... nie planowaliśmy dziecka. Brałam pigułke. Pewnego dnia spożniłam sie; szesc godzin i mojemu organizmowi to wystarczyło.
Musisz bycś bardzo płodna.
Miałam wtedy ledwie dwadzieścia jeden lat. Robert bardzo długo nie mogł zaakceptowac, że zostanie ojcem, a ja od początku sie; cieszyłam. Jeżeli Josh pojedzie do Woodside, Robert be;dzie go widywał cze;sś- ciej niż ja. Ale watpie, czy zauważyłby, gdyby Josh czuł sie; naprawde żle. Robert myli sie; co do Josha.
Podejrzewam, że to grzech wielu rodzicow, zwłaszcza gdy chodzi o ich pierworodnych, no i głownie pierworodnych tej samej płci. Moja starsza siostra miała potwornie cieżko z matka, kiedy dorastała.
Nigdy cie; nie pytałam, czy pochodzisz z licznej rodziny.
Było nas szescioro.
Szescioro!
Liczebnoscią nadrabialismy braki materialne. No i bez przerwy walczylismy ze sobą. Jak szczeniaki kot- łowalismy sie; po domu.
A ty byłes ktory z kolei?
Trzeci. To uczy sztuki kompromisu. A także, jak chwytac okazje, nim znikna, czy tego chcesz, czy nie.
To było w Dublinie czy w Belfascie?
W hrabstwie Kerry, w małej miescinie Ballycareal, w małym domku obok poczty, z garażem identycznym jak garaż twojego ojca. O takiej irlandzkiej biedzie piszą wzruszające powiesci, ale moje dziecinstwo przyniosło mi też wspaniałe chwile.
Caroline słuchała zauroczona opowiescia, zafascynowana jego głosem i wyrazem twarzy, i bardzo zadowolona, że mowią o nim, a nie o niej. Nie miała ochoty ciagnac swoich żalow.
Pewnie tesknisz za zielonymi polami.
Ale nie za deszczem, dzieki ktoremu są zielone.
Deszcz! Gdybys mogł go tutaj troche; przysłac, bylibysmy szcze;sliwi.
Rozesmiał sie; i zapytał:
A jak sobie radza; twoi bratankowie?
Och, to słodkie istoty. I urwisy. Chris rano ich przywiezie. Kiedy są w domu dłużej niż dzien czy dwa, Sandie nie ma szansy odpoczac. Bardzo za nimi ostatnio teskniła, chociaż codziennie rozmawiali przez telefon.
Czy chłopcy wiedzą już, co sie; dzieje?
Nie. - Powiedziała mu o ich niezachwianej wierze, że mama wydobrzeje, i wyznała: - Czasami mam wrażenie, że tylko ich wiara jakoś nas wszystkich trzyma.
Wszystkich czyli kogo? To znaczy poza Chrisem, Sandie i tobą.
Dwie siostry Sandie, rodzicow Chrisa i moich. A propos, wybierają sie; tu z wizytą. Odnosze wrażenie, że nie polubili stylu życia, jaki obowiązuje na Złotym Wybrzeżu. No i choroba Sandie to także dla nich szok.
Takie wydarzenia scalają rodziny.
A gdzie sa; twoi bracia i siostry?
Rozrzuceni po świecie. Co znaczy, że rodzina ciagneła mnie w szesc rożnych stron i musiałem sam wybrac swoją droge. Padło na Londyn.
Tam studiowałeśs?
Tak, i potem zostałem jakis czas. A moi rodzice wciaż mieszkają w domu, w kto rym dorastaliśmy. I nie zamierzają sie; nigdzie przenosic.
Nie byłabym zaskoczona, gdyby moi wrocili do Glenfallon.
Podoba mi sie; Glenfallon - stwierdził Declan. - O wiele bardziej, niż przypuszczałem.
Tak bardzo jak Sydney? Bardziej niż Londyn? Caroline w ostatniej chwili ugryzła sie; w jezyk i unikneła przesadnie entuzjastycznej wypowiedzi w stylu Toma.
Uprzedzenia wobec australijskiej prowincji znika- ja, jak człowiek tu pomieszka - oswiadczyła obojetnym tonem.
Tak, to całkiem niezłe miejsce na roczne wygnanie.
Wygnanie? - zawołała dotknie;ta, a gdy usłyszała smiech Declana, sama sie; rozesmiała. - Niezły z ciebie dran, doktorze.
Kontynuowali rozmowe, aż Caroline ze zdumieniem ujrzała przed soba; bar i stacje; benzynowa;. Przejechali już taki kawał drogi? Była zbyt zaaferowana, by to zauważyc.
ROZDZIAŁ SIODMY
Kobieta, ktora weszła do sklepu, wydała sie; Dec- lanowi znajoma. Posłała mu niesmiały usmiech, nie patrząc mu w oczy. Suzy pchała wozek z zakupami. Declan przystana;ł i zacza;ł szukac w pamie;ci, by osadzic kobiety w jakims kontekscie. To musi byc ktos ze szpitala. Koło czterdziestki, szatynka, piegowata cera i pełna rezerwy postawa, sugerująca potrzebe prywatno- sci. Ktos, kto...
Dzien dobry - zawołał, a jego ciekawosc wzrosła. - Witam.
Tak, to pacjentka, ktorą badał jakies piec czy szesc tygodni temu. Siostra krzyczała na nia, bo nie przyznała sie; do guza w piersi. Pamietał, co wowczas czuli, mało nie zadrżał na to wspomnienie.
Dzien dobry, doktorze McCulloch. - Znowu sie; usmiechne;ła.
Przepraszam, pamie;tam pania; doskonale, ale wyleciało mi z głowy nazwisko.
Alison Scanlon.
No własnie. Wrociła pani z Canberry.
Tylko na weekend. Czeka mnie jeszcze tydzien terapii. - Kąciki jej ust opadły. - Musze; odpoczac, a dzis są urodziny mojej siostry, wiec przyjechałam.
Dobrze pani wygląda.
Czuje; sie; troche; lepiej - przyznała ostrożnie.
Declan ucieszył sie;, że ja spotkał. Zerknął przez
automatyczne drzwi i zobaczył, że Suzy ogląda sie; za nim ze zmarszczonym czołem. No coż, nic jej nie be- dzie, jak chwile; poczeka.
Onkolog jest zadowolony - mo wiła Alison - ale robili mi tomografie; i znależli też coś w jajniku.
Sadzac z jej tonu można by pomyslec, że mowi o brodawce, a przecież na pewno wyjasniono jej, co to znaczy. To metastaza, czyli przerzut nowotworu z piersi do innych organow. To bardzo złe nowiny.
Declan tylko skina;ł głowa;.
Jestem zapisana na badanie jajnika, jak tylko zakoncze leczenie w Canberze - oznajmiła, a on wiedział od razu, że to własnie on sam jako pierwszy pozna prognoze.
Za jakieś dziesiec dni zbada komo rki tej kobiety, a od tego, co zobaczy, bedzie zależało jej dalsze życie.
Suzy zostawiła wozek i weszła z powrotem przez automatycznie rozsuwane drzwi.
Idziesz, Declan? - Zerkneła chłodno na Alison.
Powodzenia - powiedział Declan do pacjentki. - Jest pani tu sama?
Siostra czeka na parkingu. Kupujemy całe tony owocow i warzyw. Zamecza mnie dietą.
Nagle jej twarz rozjaśsnił uśsmiech, chocś zachowała rezerwe i niesmiałośc. Declan zrozumiał, że kobieta w pełni zdaje sobie sprawe, jak wiele znaczy dla swoich najbliższych. To cenny dar.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, Alison.
Kto to był? - spytała Suzy, kiedy wyszli na dwor.
Pacjentka.
Myslałam, że masz do czynienia z komorkami, a nie z ludzmi.
Czasami mam do czynienia z pacjentami. Czesciej niż w Londynie.
Ciekawy przypadek?
Tak.
Nie chciał jednak o tym rozmawiac. Suzy wpadła w złosc.
Doktorze McCulloch, nie przyszło ci nigdy do głowy, że mogłabym wykorzystac cos z twoich do- swiadczen?
Tego sie; własnie obawiałem.
Och, Dec, zmienie szczegoły. Prawde; mowiac, własnie potrzebuje; jakiejs choroby. W odcinku szostym moj bohater ma byc smiertelnie chory, a potem...
Nie ta choroba. I nie dzisiaj. Porozmawiamy o tym, jak pojedziemy na piknik.
Tak, piknik. Nareszcie swietna zabawa.
Czy tego tylko szukasz w każdej sytuacji, Suzy? Dobrej zabawy?
Zobaczył jej zaskoczoną mine, jakby mowiła: Nie psuj tej chwili, i zrozumiał, że muszą porozmawiac.
Jeszcze podczas tego weekendu.
Caroline szła do siebie z filiżanką herbaty w dłoni, kiedy usłyszała telefon w pokoju Declana. On też go słyszał, podniosł wzrok znad mikroskopu. Własnie przekazywał Natalii swoja; opinie; na temat dosc skomplikowanego badania. Dostrzegł Caroline w drzwiach.
Mam odebrac? - zapytała.
Jesli możesz.
Odstawiła filiżanke na biurko, przeszła do jego gabinetu i chwyciła za słuchawke.
Gabinet Declana McCullocha.
Caroline? - odezwał sie; głos Nell Cassidy.
Tak. Czesc, on jest przy mikroskopie. Mam mu cos przekazac ?
A może podejśc? Na pewno chciałby to usłyszec. Ty też swoją drogą. Własnie asystowałam przy biopsji piersi Alison Scanlon i usunieciu jajnika. Doktor di Luzio i doktor Forsythe chcieliby wiedziec, jaki teraz be;dzie wynik.
Zaraz, zaraz. Doktor Forsythe? - To nazwisko było Caroline znane, namoment oderwałojee mysli od Alison.
Tak - odparła Nell. - On jest... - Zawahała sie. - Prawde mowiac, dzis zaczął prace;.
Bren Forsythe? Ten Bren sprzed lat, Nell?
Tak, Bren Forsythe - potwierdziła Nell bardziej oficjalnym tonem. - Wrocił. Nasz nowy chirurg.
Caroline nie dała sie; oszukac, ale w tej chwili po- wsciagneła dalsze pytania.
No to mo w, co z Alison - poprosiła, dodajac niewinnie: - Ale najpierw powiedz, czy zjesz ze mna; lunch?
Nell także nie dała sie; tak łatwo oszukac.
Ile be;dzie mnie kosztował ten lunch? - spytała, a Caroline wiedziała, że nie chodzi o pieniądze.
Nic, jeśsli nie be;dziesz chciała.
Dobra, pewnie nie bede chciała. Naprawde nie mam nic do powiedzenia. Serio. Wro cił i tyle. Wpoł do pierwszej? W kawiarni? Mam tylko poł godziny.
No to do zobaczenia. A teraz powiedz mi, jaka konkluzja z biopsji i dam ci Declana, żeby sam poznał szczegoły.
Jak na razie żadnych konkluzji, ale wygląda to, mowiac oglednie, lepiej, niż sadzilismy.
Caroline przekazała słuchawke Declanowi, mowiac tylko:
Nell. Biopsja Alison Scanlon.
Lekarze odbyli krotką techniczną rozmowe, ktorej Caroline nie dosłyszała. Potem Declan wrocił do jej pokoju.
Co już wiesz? - spytał.
Niewiele, ale chetnie dowiem sie; wiecej.
Po terapii guz piersi znacznie sie; zmniejszył. Wysyłają nam materiał, zobaczymy go pod mikroskopem jeszcze dzis po południu. A teraz zgadnijcie, co di Luzio znalazł w guzie jajnika?
Nie mam poje;cia, Declan.
Zab i włosy.
Fuj! - Natalia skrzywiła sie;. - Nie mowcie mi takich rzeczy.
To rzeczywiscie oryginalne - przyznał - ale nie tak wyjatkowe. Poza tym to dobra wiadomosc.
Mowił szybko, oczy mu błyszczały. Patrząc teraz na niego, Caroline stwierdziła, że cały ranek chodził jak struty. Instynktownie starała sie; nie wchodzic mu w dro- ge. Uswiadomiła sobie to dopiero w tej chwili, kiedy jego nastroj wyraznie sie; poprawił.
To znaczy, że guz w jajniku nie jest przerzutem - ciagnał - ale niemal na pewno łagodną cysta, zawierającą tkanke, z ktorej może powstac wszystko, na przykład zeby czy włosy, i ktora nie jest złosliwa ani niebezpieczna. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem
guzie w jajniku, sadziłem, że potwierdza to nasze najczarniejsze obawy.
Ale skoro guz jajnika jest łagodny i nie ma zwiaz- ku... - wtraciła Caroline.
Możliwe, że nowotwo r nie dał przerzutów, a jeżeli guz piersi tak dobrze reaguje na leczenie... - Krażył po pokoju. - Moj Boże, nie przypuszczałem, że ta kobieta ma chocśby najmniejsza; szanse;, ale teraz... niewykluczone.
Dwie godziny pożniej w szpitalnej kawiarence Caroline zobaczyła Nell przy stoliku przy oknie. Przyjaciołka odwijała właśnie z folii sporej wielkosci kanapke z sałatką z kurczaka. Przekleta kobieta, miała też filiżanke herbaty i banana! W tych okolicznościach Caroline nie mogła sobie pozwolicś na solidna; porcje; czekoladowego ciasta z orzechami, o kto rym marzyła.
Usiadła zatem obok Nell ze swoja; kanapka; z serem
pomidorem, postawiła na stoliku jogurt truskawkowy i goracą czekolade. I bezskutecznie usiłowała wyczytac cos z twarzy przyjaciołki. Nell była mistrzynią maskowania uczuc za porażajaco obojetnąminą. Wiekszosc personelu kupowała owe pozory bez pytania.
Stare przyjaciołki, takie jak Emma czy właśnie Caroline, nie dawały sie; tak łatwo omamic, ale też niespecjalnie czesto droczyły sie; z Nell na ten temat. Caroline podejrzewała, że Nell cos ukrywa, i zawsze ciekawiłoja czy ma to cos wspolnego z Brenem Forsythe'em.
Bren był prymusem w Ranleigh, miejscowej prywatnej szkole dla chłopcow, gdzie Caroline chciała za rok umiescic Josha. Nell z kolei osiagała najlepsze wyniki w nauce w szkole pielegniarskiej. Przez pare miesiecy spotykała sie; z Brenem. Było to w tym niepowtarzalnym burzliwym okresie w okolicy egzaminow koncowych i Bożego Narodzenia oraz oczekiwania na wyniki w styczniu. To okres, kiedy wszyscy sa; w skowronkach i wszystko wydaje sie; tak niesamowicie, cudownie ważne.
Ale nawet wowczas Nell niewiele wspominała na ten temat. Caroline nie wiedziała, czy wynika to z tego, że przyjaciołka traktuje zwiazek smiertelnie poważnie, czy może wrecz przeciwnie - lekceważy go. Bren miał problemy zdrowotne, jak pamietała, ale nigdy nie dowiedziała sie; jakie. Potem, choc wszyscy troje studiowali medycyne, na jakis czas ich drogi sie; rozeszły. Caroline została przyje;ta na uniwersytet w Sydney, gdzie poznała Roberta. Nell wybrała Newcastle, a Bren wyjechał do Melbourne.
Nell zawsze planowała, że wroci do Glenfallon.
- Zeby opiekowac sie; mamą i tatą - mowiła w ten swoj zagadkowy sposob.
Caroline, jak zreferowała Declanowi, wrociła, ponieważ poniosła porażke na studiach i w małżenstwie. W owej chwili postrzegała to jako krok do tyłu. Teraz już tak na to nie patrzyła. Teraz bardzo lubiła tu mieszkac.
Bren z kolei w ogole nie przyjeżdżał, nawet na wakacje, gdyż także jego rodzina przeprowadziła sie; do Melbourne. Mineło siedemnascie lat. Caroline sadziła, że zdażył przez ten czas zrobic kariere, ożenic sie; i doczekac potomstwa, że ma już karte klubu golfowego.
Jeżeli jego przyjazd do Glenfallon miałby zaburzyc spokoj przyjaciołki, byłaby bardzo niezadowolona.
Wie;c - zacze;ła, po czym w myśsli przyznała sobie zero punktow za swietny wstep do konwersacji.
Nie wzie;łasś ciastka? - Nell z rozczarowaniem patrzyła na tace; Caroline. - Chciałam wyłudzic od ciebie połowe.
Przypominaja;c mi o diecie, tak? Zobaczyłam twojego banana i sumienie mi nie pozwoliło.
No to banan odniosł odwrotny skutek, niż zakładałam. Nastepnym razem nie bede tak kombinowac.
Caroline uznała, że i ona nie bedzie już kombinowac.
Powiedz mi o Brenanie - poprosiła wprost.
Nie ma o czym. Chciał cos zmienic, wiedział, że bedziemy kogos potrzebowac. Zawsze potrzebujemy ludzi, jeśli tylko są dobrzy, a on jest dobry.
Wiec już od jakiegoś czasu wiedziałas?
Od kilku tygodni. - Nell podniosła wzrok, chciała spojrzec w oczy Caroline, ale nie potrafiła.
Dlaczego nic nie mowiłas?
Ze szpital go zatrudnił? Caroline, prosze, nie zaczynaj. - Urwała i znowu zaczeła: - Siedemnascie lat to szmat czasu. - Zaśmiała sie;. Był to krotki i ostry dżwiek. Smiech Nell był zawsze niezwykły. - Gdybym miała jakiekolwiek watpliwosci, wystarczyło mi jedno spojrzenie.
Czemu? Postarzał sie;?
Nie! Ja sie; postarzałam.
Nie przesadzaj. Wiekszośc ludzi nie dałaby ci trzydziestu pieciu lat.
Hm. Z kilku spojrzen, jakimi mnie obdarzył, wynika, że on nie należy do tej wiekszosci. Powiedz mi lepiej, czy twoj samochod jest już na chodzie. Jakie są najnowsze wiesci na temat twojej szwagierki i co Declan powiedział o Alison Scanlon.
Zmieniasz temat, Nell.
Owszem, zmieniam.
Caroline przez chwile; rozważała, czy by przyjaciołce nie odpuscic.
Samochod jest w porządku - odparła wreszcie. - Sandie przechodzi drugi cykl terapii w Canberze. Po poprzednim czuła sie; parszywie. A jesli chodzi o biopsje; Alison Scanlon, Declan sam wykona badanie. Bardzo mu sie; spieszy, żeby obejrzec ten materiał.
Powiedz mu, żeby do mnie przekrecił, albo sama do mnie zadzwon, jak tylko bedzie diagnoza. Szesc i poł tygodnia temu widziałam jej piers i jesli ta kobieta bedzie żyła, chce; byc jedna z pierwszych osob, ktora sie; o tym dowie. Byłam na nią potwornie wsciekła, ale ją lubie. - Nell spoważniała. - Chyba mamy ze sobą cos wspolnego.
Gdy tylko materiał pobrany od Alison dotarł na oddział, Declan odłożył dotychczasowe zajecia i poszedł do laboratorium. Pobrana tkanka wymagała kilkustopniowej obrobki.
Przygotujesz mi to? - poprosił laborantke.
Dzis pan tego nie dostanie - uprzedziła.
Wiem. Jutro z samego rana, mam nadzieje;.
Chetnie przyspieszyłby ten proces, ale wiedział, że
taka niecierpliwosc mogłaby zniekształcic wynik badania.
To Scanlon? - spytała laborantka Mary.
Nie był to jedyny poważny przypadek, z jakim mieli ostatnio do czynienia, ale wszyscy przeżywali chorobe Alison. Mary musiała byc mniej wiecej w jej wieku.
Tak - potwierdził Declan. - Znasz ją?
Osobiście nie, ale moja szwagierka pracuje z jej siostra;.
W tym mieście wszyscy znają sie; w ten czy inny sposo b.
Czasami trudno z tym życ.
A czasami sie; opłaca.
Nazajutrz Declan przyjechał do pracy wcześnie rano. O tej porze w laboratorium zastał tylko Julianne.
Już gotowe - oznajmiła. - Leży na stole.
Dzieki.
Ostrożnie ciał cienką jak opłatek tkanke. Rozbolały go plecy, w oczach czuł piasek, ale zmuszał je do koncentracji.
Z powodu przyjazdu Suzy nie wyspał sie; w ten weekend. W przeszłosci wielokrotnie jej obecnosc pozbawiała go snu, ale tym razem nie otrzymał wiele w zamian, ani przed, ani po rozmowie. Teraz, po wy- jeżdzie Suzy do Sydney, miał wiele do przemyślenia. Ale nie w tej chwili.
Szukał sladow guza w strukturze tkanki i niczego takiego nie znajdował. To jeszcze niewiele znaczy. Jego diagnoza be;dzie oparta na tym, co zobaczy pod mikroskopem, a nie gołym okiem.
Ostatecznie otrzymał piecdziesiat fragmentów tkanki napiec dziesieciu szkiełkach. Każdy był tak cienki, że aż przezroczysty. Pod szkłem mikroskopu bedą wygl^dac niczym mapy albo zdjecia krajobrazu robione z wyso- kosci.
Zamknał drzwi gabinetu, położył szkiełka obok komputera, właczył mikroskop. Z oddali dochodziły do niego odgłosy powoli budzącego sie; do życia oddziału. Steph zapewne jest już w sekretariacie, oczy jej błyszczą za okularami i czeka tylko, by usłyszec jakis żart. Tom czyta e-maile. Laborantki dostały już materiał z dzisiejszych zabiegow chirurgicznych.
Była za kwadrans dziewia;ta. Caroline pojawi sie; dopiero za jakies dwadziescia minut, jak odwiezie syna i bratankow do przedszkola i szkoły.
Wsunał pierwsze szkiełko i nastawił ostrosc, by zaczac pedantyczne badanie wszystkich piecdziesieciu przekrojow poprzecznych tkanki. Z początku nie widział ani sladu guza. Czy to możliwe, że chemia całkowicie go zlikwidowała? Potem, kiedy ogla;dał przekroje pochodzące ze srodkowej czesci tkanki, zaczał pojmowac, co naprawde; widzi.
Nie był to nowotwor złosliwy, lecz miesak.
Owszem, to też nowotwor, ale ten rodzaj zwykle nie daje przerzutow. Nell Cassidy i Bren Forsythe podczas operacji wycieli obkurczony guz. Teraz nie było już sladu po patologicznych komorkach. Declan nie spodziewał sie; tak pozytywnego wyniku.
Podniosł sie, zerknał na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Dopiero teraz poczuł palący bol w gornej czesci kregosłupa. Przeciagnał sie;, pokrecił szyja i rekami i otworzył drzwi.
W pokoju po przeciwnej stronie korytarza pracowały Caroline i Natalia. Przystanał na moment, zanim sie; do nich odezwał, i patrzył, jak Caroline w skupieniu zabarwia szkiełko na niebiesko.
Włosy spieła wysoko klamra, widział jej kark i delikatne kosmyki na karku. Ten widok przypomniał mu ow dzien, gdy trafił na lekcje masażu. Jak podglądacz patrzył na nagie lsniace od oliwki plecy Caroline.
Czuł wielka; potrzebe;, by trzymacś sie; od niej na dystans, jeszcze wiekszą niż wtedy, sześc i poł tygodnia temu. Wiedział, że sprawi jej tym przykrosc, ale nie ma na to rady. Musi poczekac i pomyslec.
Natalia? - Celowo zwrocił sie; do niej po imieniu.
Obydwie kobiety podniosły na niego wzrok.
Gdybym chciał wysłacś cośs do innego laboratorium na konsultacje;, jaka jest procedura? Czy mamy jakieśs wybrane laboratorium?
Westmead - poinformowała Natalia.
A o co chodzi? - spytała Caroline.
Alison Scanlon.
W takim razie Westmead. Wiec znalazłeś i ziden- tyfikowałesś guz?
Tak.
Jakie masz watpliwosci?
Nic takiego.
Caroline zrobiła zbolała; mine;, a Natalia pochyliła sie; znowu nad mikroskopem, ale wpierw skine;ła lekko głowa, i Declan zrozumiał, że nadal go słucha.
Nie chciałbym mo wic pacjentce - podjął - że odzyskała życie, nie dysponując drugą opinia, kto ra by to potwierdziła. Nie jestem pewien, czy zniosłaby kolejny odwrot fortuny.
Chcesz powiedziec...?
To miesak. Nell i ten nowy chirurg wycieli go w całosci. Komorki są normalne w promieniu dziesieciu milimetrow od cie;cia. Prognozy sa; naprawde; dobre, Alison powinna z tego wyjsc.
To cudownie! - zawołała Caroline i łzy napłynęły jej do oczu. - Kilka tygodni temu nikt by tak nie pomyslał.
Tak. To fantastyczne. Nie wyobrażam sobie, jak ona zareaguje na taka; wiadomosc.
Możemy na to spojrzec? - spytała Natalia.
Tak, szkiełka sa; na moim biurku. Chcecie je tu przyniesc? A ja zawołam Toma.
Wiadomosci dotyczące Alison graniczyły z cudem. Caroline nie mogłatraktowac ichjako znaku dla Sandie, a jednak tak własnie czuła. Przypadek Alison wydawał sie; beznadziejny, najgorsza z możliwych kara za zbyt długą zwłoke w leczeniu. Choroba Sandie została zdiag- nozowana na wczesniejszym etapie. Statystycznie umieralnosc z powodu chłoniaka nieziamiczego jest o wiele mniejsza niż w wypadku raka piersi. Jeżeli Alison może „odzyskac życie'', to Sandie chyba też.
Caroline miała jednak swiadomosc, że z nowotworami bywa rożnie. Zastanawiała sie;, czy Declan odgadłby, ile wysiłku kosztuje ja by nie łęczyc w mysli tych dwoch spraw. Przez kilka minionych dni zamienił z nią ledwie pare słow. Unikał jej, to fakt, anie wytworjej wyobrażni.
Czesciowo była tym dotknieta, chciała go zapytac, co takiego zrobiła, czym go obraziła. A jakas inna jej czesc wiedziała, że wyskakiwanie z takimi pytaniami byłoby fatalne w skutkach. Przecież rozumie, dlaczego Declan wycofał sie; z ich zawodowej przyjażni.
Spostrzegł, że z trudem przychodzi jej walczyc z pragnieniem, by wyszło z tego cośs głe;bszego i bardziej intymnego. Wpadło jej nawet do głowy, że sam nie był całkiem odporny na takie mysśli.
Usiadła przy mikroskopie, wybierając okular najbliższy okna. Natalia przyniosła tace; ze szkiełkami i siadła obok. Caroline była przekonana, że Declan wybierze miejsce naprzeciw Natalii, ale Tom go uprzedził i nie zostawił mu wyboru, swoim zwyczajem zajał centralną pozycje;.
Spe;dzili nad mikroskopem niemal dwadziesścia minut. Declan komentował - na obrzeżach nie ma ani sladu guza, to własnie odrożnia te forme miesaka od nowotworu złosliwego. Pod mikroskopem rożnice są ewidentne. Komorki nowotworowe są duże i okragłe, komorki miesaka długie i cienkie.
Oddech Declana muskał skore Caroline jak pieszczota. Nie mogła przestac myslec, że stoi tak blisko, nie mogła zdusic tesknoty, by był jeszcze bliżej, i nie znosiła siebie za to. Nie tylko dlatego, że to niestosowne, ale dlatego, że była to beznadziejna, przekleta tesknota.
Dlaczego trace tyle energii na z gory przegrane bitwy? - zastanawiała sie; z gorycza;.
Okragłe okno jasnego światła zacmiło jej wzrok. Zrezygnowała z okazji nauczenia sie; czegośs nowego. Myśslała tylko o tym, jak walczyła, by zdacś egzaminy na trzecim roku medycyny po urodzeniu Josha, zamiast wziac urlop dziekanski. Za długo walczyła też o swoje małżenstwo. Namawiała Roberta do wspolnej terapii, nawet wtedy, gdy wyprowadził sie; z domu.
Teraz toczy kolejną batalie; z Robertem, o Woodside.
Wkrotce musi podjac decyzje;. Zgodzic sie;? Czy może przygotowac sie; na walke w sadzie? Co byłoby najmniej szkodliwe dla Josha? Czy to ja wywołuje; podobne sytuacje? - dumała - czy to po prostu pech?
Rozpoczeła podroż znaną jej drogą watpliwosci - wyboistą kretą droga, na ktorej znała każdą dziure.
Nie pojde nią znowu, postanowiła. Nie z powodu Woodside i nie z powodu Declana. Nie i już!
Dziekuje, Declan - odezwał sie; Tom i wstał. - To fascynujące. Zadzwonie na chirurgie;. Popros Steph, żeby zajeła sie; wysyłką materiału do Westmead. Zgadzam sie;, że musimy miec stuprocentowy pewnosc.
Nell bardzo prosiła o informacje; - rzekła Caroline.
Wszyscy wrocili do swoich zadan, z nowa; energia;
dzie;ki pozytywnym wiadomosciom w kwestii, jak sie; zdawało, skazanej na przegraną. Natalia i Caroline do lunchu zakonczyły prace;. Caroline wyszła, by odebrac Sama z przedszkola. Potem obydwoje wstapili do sklepu, w czasie lunchu poczytali ksiażke, nastepnie poszli na plac zabaw, a o trzeciej do szkoły po Mattiego i Josha.
Kiedy chłopcy siedzieli przed telewizorem i jedli podwieczorek, Caroline siegneła po słuchawke, wzieła głe;boki oddech i wybrała domowy numer swojego byłego meża.
Zamierzała porozmawiac z Gail.
Nigdy mnie o to nie prosił, Caroline - odparła Gail.
On uważa, że to byłoby nie fair w stosunku do ciebie i Amelii. Może nie chce cie stawiac w pozycji złej macochy, gdybys odmowiła.
Ależ wcale tak nie czuje;, powinien to wiedziec.
Bardzo bym sie; cieszyła, gdyby Josh mieszkał z nami. A jeśsli chodzi o Amelie;, ona uwielbia swojego starszego brata. Robert jest nadopiekunczy, zresztą także w stosunku do mnie, i wcale tego nie widzi. - Westchneła, a potem zaśsmiała sie; ciepło.
Och, dobrze, że ty to widzisz. Zasugerował... - zaczeła znow Caroline i urwała. Gail nie ma z pewnoscią pojecia, że Robert obawia sie;, iż Josh mogłby skrzyw- dzic siostre. I pewnie byłaby bardzo złego zdania o tego rodzaju le;kach. Lepiej zatem, jeśsli Caroline zatrzyma to dla siebie. Czym predzej wymysliła nowe zakonczenie zdania. - Zasugerował, że gdybym wyszła za maż za meżczyzne, ktory byłby pozytywnym meskim wzorcem dla Josha, inaczej widziałby sytuacje;.
Kocham go, ale nie moge; sie z nim zgodzic - odparła Gail. - Dziśs porozmawiam z nim na ten temat, powiem mu, jak bardzo Amelia i ja chciałybyśmy, żeby Josh z nami mieszkał. Nie martw sie;.
Dzieki. Nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzieczna.
Ale i tak be;dziesz za nim te;sknicś, prawda? - spytała łagodnie Gail.
Och, bardziej niż potrafie wyrazic - Caroline poczuła uscisk w gardle - ale przynajmniej bede spokojniejsza.
To był najlepszy kompromis, musi nauczycś sie; nie angażowac w przegrane z go ry bitwy, kto re dawniej zabierały jej tyle energii.
Pogadam też na temat rugby - obiecała Gail.
Rugby?
Widziałam, że Joshowi nie przypadło do gustu.
Spostrzegłas to? - zapytała Caroline zdumiona.
- Robert też to widział, ale jeszcze nie jest gotowy skapitulowac. On wiaże z Joshem wielkie nadzieje, jest z niego bardzo dumny, nawet jesli okazuje to w niewłas- ciwy sposob.
Gail potrafiła zobaczyc w meżu to, co najlepsze. I dlatego własnie Gail i Robert są razem szczesliwi, a ja z Robertem nigdy nie byłam szcze;sliwa, pomyslała Caroline, odłożywszy słuchawke.
ROZDZIAŁ OSMY
Tego dnia na połkuli połnocnej wypadało przesilenie letnie. W Australii z kolei wypadało przesilenie zimowe, ale Declan nie potrafił traktowac poważnie por roku, kiedy wyglądały tak jak tutaj. Zimne noce, łagodne i słoneczne dni, od czasu do czasu troche; wiatru, i ani kropli deszczu, ktory ucieszyłby wszystkich mieszkancow, nie tylko rolnikow.
Mineło własnie szesc tygodni od zerwania z Suzy. Nikt w Glenfallon jeszcze o tym nie wiedział.
W koncu maja spedził weekend w Sydney, ale nie spotkał sie; z Suzy. Wynajął pokoj w hotelu i sam napawał sie; miastem, rozważajac, czego własciwie pragnie, aprzede wszystkim dlaczego dopuscił do takiej sytuacji. Doszedł do pewnych wnioskow, ale nie sprawdził dotad ich słusznosci i nie wiedział, jak maja; sie; do jego przyszłosci.
Czy powinien wrocic do Londynu, gdy tylko Tom znajdzie dla niego zaste;pce;? Tom wyjechał akurat na konferencje;, a Declan miał nadzieje;, że przy okazji zainteresuje kogos objeciem swojego stanowiska, kiedy przejdzie na emeryture. Declan rozmawiał z nim otwarcie, prosił, by Tom szukał dwoch osob.
Nie ma powodu zostawac w Glenfallon. A jeżeli nie zdecyduje sie; wrocic do Londynu, rozsądnie bedzie za rok czy dwa zdac te australijskie egzaminy i urz^dzic sie; w Sydney.
Zrozumiał już, że nigdy nie kochał Suzy i ona go nie kochała. W każdym razie nie pasowała do nich żadna znaczaca definicja słowa Miłosc. Przed paroma tygodniami rozmawiał z Caroline, mowił o dziecinstwie w licznej, biednej rodzinie, o tym, jak chwytał, co los mu ofiarował, zanim pomyslał, czy tego naprawde chce.
Identycznie postapił z Suzy. To ona złożyła mu propozycje;. Najpierw zaproponowała siebie, potem Sydney. Chwycił te przynete. Za pożno odkrył, że wcale nie pragnął tego, co i tak nigdy by do niego w pełni nie należało.
W kwietniu nosił sie z zamiarem powiedzenia Suzy, że bierze pod uwage małżenstwo, jeżeli ona zdecyduje sie; na cos wiecej niż wspolną zabawe.
Szalenstwo! Człowiek nie powinien rozważac małżen stwa. To złe słowo. Declan wierzył w miłosc, obserwował swoich rodzicow, ktorzy od czterdziestu lat byli ze sobą szcześliwi, pomimo rożnych słabosci. Nie wiedział tylko, jak miałby te miłośc rozpoznac.
Gdy tylko sobie uprzytomnił, że to, co czuje do Suzy, zdecydowanie nie jest miłoscia, nie chciał byc z nią ani chwili dłużej. Probował powiedziec to tak, by jej nie zranic. Suzy jednak zareagowała złoscią.
Dlatego, że nie usmiechnełam sie; odpowiednio do twojej pacjentki z rakiem?
Nie, ale...
To śsmieszne, Dec.
Może i smieszne. Zdołał jakos wyartykułowac cos wiecej na temat swoich uczuc, uciekając sie; do irlandzkiego poetyckiego obrazowania. Mowił o samym południu życia, jego zmierzchu, o dwoch rodzajach magii, z ktorych jeden już zaczął blednąc. Co za szczepcie, że z nich dwojga to ona jest pisarką.
A potem wyszło na jaw, że Suzy ma dosc poważny flirt z jednym ze wspołscenarzystow serialu.
Powinnam była od razu pojsc z nim do łożka! Pojecia nie mam, co takiego kazało mi myslec, że trzeba miec jakiekolwiek skrupuły i byc wiernym!
Skoro twoim zdaniem wiernosc oznacza, że przed wskoczeniem do łożka z innym powstrzymują cie wyłącznie skrupuły, to twoja definicja zasadniczo rożni sie; od mojej - odparował.
Suzy wybiegła z domu. Od tamtej pory nie rozmawiali. Declan pojechał do Sydney, by udowodnic sobie, że ta kobieta i to miasto... albo cały ten kraj... nie muszą sie; ze sobą łęczyc w jego umysle. Ze to miejsce na ziemi ma mu do zaofiarowania inne atrakcje oprocz Suzy.
Była druga po południu. Zmierzch zapadał teraz około siedemnastej. Declan przeciagnał sie;, wkosciach mu zatrzeszczało. Drewniane tacki ze szkiełkami w dalszym ciagu leżały przed nim w stosach, a obiecał Tomowi zabrac sie; tego popołudnia za autopsje;. Natalia czeka na niego po przeciwnej stronie korytarza, by rzucił okiem na badania cytologiczne.
Wstał zza biurka. Kiedy otworzył drzwi do gabinetu, w pokoju naprzeciw zamiast Natalii ujrzał Caroline, i nie mogł powstrzymac radosci. Wyglądała dobrze, może była troche; zmeczona, ale w koncu miała dodatkowe zajecia ze swoimi bratankami.
Na jej widok i on poczuł sie; lepiej. Było to uczucie podobne do tego, jakiego dośswiadczał po długim pracowitym dniu, kiedy siadał z kieliszkiem wina, curry z chinskiej knajpki i przyjemną lektura, a w tle płyneła muzyka z odtwarzacza CD - był wowczas zadowolony, syty, zrelaksowany, pełen nadziei.
Ukrywajac emocje, jak robił to przez szesc tygodni z okładem, zapytał:
Nie jestes dzis z chłopcami?
Odpowiedziała mu z lekkim uśsmiechem:
Musze; wyjsc tuż przed trzecia, żeby ich odebrac, ale Natalia miała pilną sprawe. Na weekend chłopcy pojadą na farme. Sandie twierdzi, że ma już dosc siły. Jak zwykle nie może sie; doczekac, kiedy ich zobaczy. Przed nia; jeszcze trzy cykle chemii.
Widac już, jak reaguje na to organizm?
Guzki sie; zmniejszyły.
To dobrze. To najbardziej konkretny wymiar leczenia, na jaki można liczyc na tym etapie. A my mamy dużo pracy?
Jest troche;.
Wypełniła formularz, ktory stanowił zapis ich sesji przy mikroskopie. Podpisała sie; inicjałami, Declan szybko nabazgrał swoj podpis. Usiadła i podała mu pierwsze szkiełko. Ich palce zetkneły sie; przelotnie. Declan zareagował na to tak silnie, że dłużej nie był w stanie nad sobą panowac.
Przez sześc tygodni kontrolował sie;, gdyż nie chciał jej skrzywdzic ani popełnic kolejnego błedu. Ale człowiek dochodzi w koncu do punktu, kiedy nie wie, czego pragnie ani jak daleko może sie; posunac, dopoki nie podejmie ryzyka i nie sprobuje. I tak już zranił Caroline. Dłuższe czekanie nie ma sensu.
Przesuwaja;c okular na kolejne fragmenty preparatu, znalazł biała; kropke;, ktora; Caroline umiesciła na lewo od patologicznych komorek.
Jej kolana znajdowały sie; na wprost jego kolan, zakryte granatowa; spodnica;.
Skupił wzrok na szkle. Ta malenka biała kropka, ktora; tak cze;sto widywał na tak wielu szkiełkach, wyglądała jak wielka szara plama. Na prawo od niej widział komorki, ktore zaniepokoiły Caroline.
Tak, są atypowe. Nie jestem pewny, co to jest.
Nic grożnego.
Ale zdecydowanie nietypowe.
To badanie zostało zrobione rok po poprzednim, ktore miało identyczny wynik.
Sugerujesz, żebym zalecił wizyte u ginekologa?
Tak, jesli ma dwa identyczne wyniki.
Zgadzam sie;. To może byc konsekwencją zmian hormonalnych, ktorymi trzeba sie; zajac. Mamy tu cos jeszcze?
Ich palce ponownie sie; zetkneły. Declan pozwolił, by trwało to odrobine dłużej niż powinno. Caroline spojrzała na niego i szybko uciekła wzrokiem.
Przepraszam - powiedziała, jakby sadziła, że to jej wina. - Sam budził mnie w nocy dwa razy, jestem troche; zme;czona.
Nie przepraszaj - odrzekł, a ja przestraszył jego pieszczotliwy ton. - Zawsze siebie o wszystko obwiniasz.
Możemy to obejrzec? Musze; zaraz wyjsc.
Teraz ja mam przepraszac? - Zepsuł miłą atmo- sfere, jaka panowała w cichym laboratorium, gdzie jedynym odgłosem w tle było pomrukiwanie komputera.
Nie, nie trzeba. - Nabrała powietrza i oznajmiła rzeczowo: - To dla mnie całkiem oczywiste. Papil- lomawirus.
Rodzaj wirusa wywołującego brodawczaki. Stan, ktory predysponuje szyjke macicy do rozwoju stanu przedrakowego, kto ry z kolei może przejśc w grożniej- szą postac.
To już wszystko?
Tak, na szczepcie.
Sprawiała wrażenie zdenerwowanej, a nawet złej, tak, zdecydowanie złej. Declanpojał, że postepuje niewłasci- wie. Nie są już nastolatkami, każde dżwiga bagaż własnych przeżyc. To u nastolatko w spojrzenia i przypadkowy dotyk prowadzi naturalnie do nastepnego etapu.
Zanim dowie sie;, czy ona jest zainteresowana, musi dac jej znac, i to jednoznacznie, że on jest gotow.
Och, Declan! To ty! - zawołała Caroline tego samego dnia wieczorem, otwierając drzwi.
Służbowy stroj zamieniła na dżinsy i bawełniany top z długimi rekawami w pastelowych odcieniach rożu. Włosy spieła klamra, ale nie wszystkie sie; temu poddały. Wyglądała jak matka na szkolnej zabawie - zarumieniona, zmeczona, czujna, kochajaca i kochana.
Jakie gorące powitanie. Rozgrzewa irlandzkie serce.
To znaczy jest... - przekrzywiła głowe, nasłuchując wiadomosci, ktore właśnie nadawano w telewizji - siodma. Nie, to nie jest pożno.
Jadłas już?
Godzine temu. Och, co przyniosłes?
Wyciagnał rece z gorącym plastikowym pojemnikiem.
Kolacja dla dwojga. Powiedz, że jadłas tylko paluszki rybne i zgłodniałas.
Na policzki Caroline wystapiły rumience.
Jadłam paluszki, chłopcy uwielbiają paluszki rybne. Ale...
Posłuchaj, trudno cie ostatnio złapac sama, a chce; z tobą pogadac. Widze, że nie przekupie cie; zapachem tajskiego chili z makaronem.
Hm...
Podobała mu sie; taka zarumieniona. Lubił to jej szczegolne zdenerwowanie i miał nadzieje;, że włas- ciwie je zinterpretował. Jej duma walczy ze swiadomos- cia że sie; nawzajem przyciagają. Declan był przekonany, że odpowiednimi słowami zdołałby szybko zakon- czyc ten spor.
Wpusc mnie napiec minut - poprosił. - Chce; ci cos powiedziec. Prawde; mowiac, to bardzo prosta sprawa.
Hm, no dobrze... - Przytrzymała drzwi, by mogł wejsc do srodka. Obydwoje zerkneli do salonu. Chłopcy sciskali pilot do telewizora i oglądali serial komediowy.
Josh! - Caroline podniosła głos, by ją usłyszał. - Tylko ten jeden raz. Oglądanie telewizji o siodmej wieczorem nie należy do tradycji w tym domu, prawda?
Prawda, mamo.
Gorzej, że wczesnie robi sie; ciemno - zauważył Declan.
Masz racje;. - Skineła głową. - W lecie wysłałabym ich na dwor.
Zaprosiła go dalej, do jadalni poła;czonej z kuchnia;. Panował tam sympatyczny klimat, podkresślony pastelowa, kremową żołcią i przydymionym błekitem. Declan wyobrażał sobie, że Caroline bedzie jeszcze przez wiele lat spłacac raty za ten dom.
Tymczasem ona próbowała zgadnac, o co tu, na Boga, chodzi. Przez sześscś tygodni prawie jej nie zauważał, od ich wspolnej podroży do Sydney był sztywny i zdystansowany. Zartobliwa prosba, by została jego sojuszniczką na oddziale, była już tylko wprawiającym w zakłopotanie wspomnieniem. A teraz ni stad, ni zowad staje na jej progu z parujacym jedzeniem.
Masz mi cośs do powiedzenia - przypomniała.
Oparł rece na stole, obok plastikowego pojemnika,
i wbił wzrok w jej stopy.
Rozstalismy sie; z Suzy.
Nogi pod nią zadrżały, a z jej ust wypsneło sie; zupełnie niewłasciwe słowo.
Dlaczego?
Krotko? Bo odkryłem, że jej nie kocham, a dla niej to było bez znaczenia. Wyszło nam na dobre.
Tak, to krotka odpowiedz - przyznała. Słabosc z jej nog przenosiła sie; coraz wyżej. - Wiec wyjeżdżasz?
Wyjeżdżam?
Z Glenfallon - dodała. - Wracasz do Anglii.
Wiedziała, że wział dwuletni urlop ze szpitala w Londynie. Nie spalił za sobą mostow, podobnie jak jej rodzice. W przypadku rodzicow było to rozsądne. Choroba Sandie uswiadomiła im, że nie chcą mieszkac tak daleko od dzieci.
Nie - odrzekł, a jego czoło przecieła głeboka zmarszczka. - W każdym razie... - Nabrał powietrza.
Nie, nie to chciałem ci powiedziec.
Tom odetchnie - stwierdziła cicho.
Mogłabys mi to ułatwic, Caroline.
Jak? Okej. Dzieki, że powiedziałes mi o Suzy.
Nie mogła zebrac mysli. Czy on chce sie; wycofac z wynajecia domu? W koncu sie; otrzasneła i brneła dalej. - Rozumiem, że spedziła tu weekend.
To sie stało szesc tygodni temu.
Szesc tygodni!
To masa czasu, tak wiele sie; zdarzyło. Jesien przeszła w zime, dawny chłopak Nell wrocił do miasta, Alison Scanlon otrzymała cudowne wiesci, Caroline odbyła ważną rozmowe z Gail, mama i tata byli z wizyta, Sandie zaliczyła połowe terapii i szło ku lepszemu.
Przez cały ten czas Declan prawie nie rozmawiał z Caroline, a ona obwiniała o to siebie. I oto dzis, patrząc wstecz, szesc tygodni zdaje sie; wiecznoscia;.
Nie chciałem nic mowic, żebysmy mieli czas.
Ty i Suzy?
Ty i ja, Caroline.
Ty i ja?
Zamilkł na moment, wyprostował sie;, spojrzał na nią.
Czy może żle czytałem w twoich myslach?
Nie robiłam nic, żebys zerwał z Suzy. Tom... modlił sie; o to niemal, a gdyby mu w jakimkolwiek momencie przyszło do głowy, że moge; byc...
Najwyrażniej nie potrzebowała wina ani hipnotycznych autostrad, aby rzucic mu prawde; prosto w twarz.
Ze możesz byc... - Nie zdejmował z niej wzroku.
Zainteresowana - odrzekła po nerwowym poszukiwaniu odpowiedniego słowa.
I jestes zainteresowana?
No... - Co to było? Westchnienie? Je;k?
Podszedł do niej. Ona także postapiła krok w jego
strone. Gdyby wyciagneła rece, mogłaby go dotknac.
Jesteśs zainteresowana, Caroline?
Tak. Oczywiscie, że tak. Wiesz o tym. Czy nie dlatego sie ode mnie odsunąłeś?
Miałem nadzieje; - poprawił. - Nie wiedziałem. Nie chciałaśs tego okazacś...
Nie mogłam nic na to poradzic, niezależnie jak bardzo spychałam to na bok.
Z powodu Suzy. Masz racje;. To stało sie; ważne niezależnie od tego, jak bardzo sie; temu przeciwstawiałem. Sześscś tygodni to nie jest długo.
Długo. Dla mnie długo.
Potrzebowałem tych szesciu tygodni. Minimalnie, prawde mowiac.
Potrzeba ci wiecej czasu?
Nie. - Objał ją w pasie, spojrzał w jej oczy. - Ani sekundy.
Pożadanie uderzyło Caroline z siłą gorącego wiatru. Nie mogła wykrztusic słowa. Wiedziała, że Declan za moment ją pocałuje. Rozchyliła wargi, wypuszczając powietrze. Zakreciło jej sie wgłowie od tych wszystkich emocji.
A ty? - Przyciagnał ją bliżej. Jego ciało było rozpalone. - Potrzebujesz wiecej czasu?
Nie - odparła i uniosła twarz. - Ani sekundy.
Całowali sie; powoli, dzieląc sie; cudownoscią tej chwili. Nagle wiele rzeczy zacze;ło do siebie pasowac. Te wszystkie spojrzenia. Odczucie, ktore jej zawsze towarzyszyło, kiedy byli sami, jakby wypiła kieliszek wina na pusty żołądek.
Zamkneła oczy i włożyła wszystkie swoje uczucia, obecne i przeszłe, w pocałunek. I ani przez chwile; nie pozwoliła sobie myslec o tym, że Declan tylko czasowo przebywa w jej rodzinnym miescie.
Całujesz tak słodko - szepna;ł.
Bo mi smakujesz. A ty mowisz tak słodko.
Pogłaskał jej wargi opuszkami palcow.
A jaki to smak?
Irlandzkiej whiskey. - Probowała nasladowac jego akcent, ale nie potrafiła. Rozesmiała sie;. - Już pierwszego dnia, jak rozmawiałam z toba; przez telefon... miałam wrażenie, jakbym znała cie; od dawna.
Hm, wiem. Sadziłem, że to minie, jesli Suzy bedzie spedzała tu wiecej czasu. Ale nie chce; już o niej mowic. Jest szcze;sliwa.
Tak?
Wskoczyła do innego łożka. Była tam już jedną noga, kiedy ja wciaż biczowałem sie; za to, że patrze na ciebie, Caroline.
Jej imie zagubiło sie; w pocałunkach. Najchetniej zerwałaby z Declana ubranie i całą noc piesciła każdy centymetr jego ciała.
I co my z tym teraz zrobimy, kochanie? - spytał. - Chłopcy sa; w pokoju obok.
Na weekend Sandie i Chris chcą miec ich na farmie. Moj kalendarz jest... pusty.
Podobnie jak moje serce, pomyslała. Po tych wszystkich tygodniach dośc łatwo mnie zdobyc, a ty musiałbys byc głupi, Declan, gdybys tego nie spostrzegł.
To brzmi miło - rzekł, muskajac jej wargi słowami. - Czy moge; przyjechac zaraz po pracy?
Chris zabierze chłopcow ze szkoły. Tak, możesz. - Ugotuje coś smacznego. Schłodzi wino. Reszta niech zostanie otwarta. - W niedziele; po południu odbiore Josha.
Pojade z toba, jesli chcesz. Znasz miejsce, gdzie można by po drodze zatrzymac sie; na piknik?
Jest pare takich miejsc.
Jesli nie zaspimy.
Tak, to może byc problem. - Poczuła, że płoną jej policzki.
Ciociu Caroline? - Z sąsiedniego pokoju dobiegł ich niecierpliwy głos Sama.
Tak, kochanie?
Declan wypuscił ją z objec, gładzic jej ramiona.
Mattie na mnie usiadł i nie chce zejśc!
To chyba pilne - mruknał Declan.
Zostaniesz na chili?
A jestem zaproszony?
Tyje przyniosłes! - Zasmiała sie;. Nie bedzie już toczyc bojo w skazanych na przegraną. Odrzuciła wątpliwości jak garsc piasku na wiatr. Nie myslała na razie o dalszych planach Declana, bo zepsułaby to, co tak niespodzianie i cudownie odnalazła. - Tak, Declan - odparła. - Jesteśs zaproszony.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Ona jest Hinduska, wykształconą czesciowo tu, a czesciowo w Anglii, ale jej maż jest Australijczykiem - mowił Tom z entuzjazmem.
Tego popołudnia wrocił z konferencji w Sydney i wpadł po drodze, by sprawdzic, co słychac. Declan zamierzał już wyjsc z pracy, ale Tom przydybał go i Declan nie chciał byc nieuprzejmy w stosunku do człowieka, ktorego darzył sympatią i szacunkiem, nawet jeżeli jego zachowanie czasami go drażniło.
Tak jak ty - ciagnał Tom - ma jeszcze rok czy dwa, zanim przysta;pi do naszych egzaminow. Sa; zdecydowani mieszkac w tym kraju i szukają najlepszego miejsca. Jej maż chciałby zostac wspolnikiem w biurze rachunkowym.
To nieżle - odparł Declan.
Ty zostałbys szefem oddziału, bo jestes tutaj dłużej. To znaczy jesli... - Tom urwał i podrapał sie; wgłowe, jakby popełnił gafe. - Czy istnieje... - Ponownie zawiesił głos.
Jeżeli pytasz mnie, jak widze swoją przyszłosc - zaczał niechetnie Declan - to przykro mi, ale nie mam dla ciebie w tej chwili odpowiedzi.
Może powiesc zajmie Suzy wiecej czasu.
Rozstałem sie; z Suzy. - Nie planował tego roz- głaszac, ale nie mogł okłamywac Toma.
Och, przykro mi to słyszec.
Tak bedzie dla nas najlepiej. Nie ma czego żało- wac.
To, hm... zostawia twojaprzyszłośc nieco bardziej otwarta;.
Ale nie licz na mnie - oznajmił Declan.
Nie mogł pozwolic na to, by go przypierano do muru, nie chciał też zawiesc Toma i nie mogł w związku z tym składac żadnej obietnicy. Gdyby okazało sie;, że zostanie w Glenfallon, niech to bedzie dla Toma miła niespodzianka. A co z Caroline? Czy powinien wspomniec o bliższym zwiazku, ktorego nie był jeszcze pewien?
Londyn wydaje mi sie najsensowniejszym rozwijaniem - rzekł powoli do Toma. - Moja praca bedzie na mnie czekacś jeszcze osiemnaśscie miesie;cy.
A Caroline czeka na niego w tej chwili. Jeżeli Tom zatrzyma go dłużej, przyjedzie pożniej, niż obiecał.
Oczywisście - odparł starszy patolog, nie ukrywa- jac zawodu. - No coż, bedziemy wdzieczni, jeśli zostaniesz możliwie najdłużej - dodał przesadnie serdecznym tonem.
Tak. Ale nie bede cie; zatrzymywał, Tom, na pewno chcesz sprawdzic poczte, a ja musze; leciec.
Wieczor był przenikliwie zimny. Rozmowa z Tomem wisiała nad Declanem jak czarna chmura. Kiedy zajechał przed dom Caroline, niecierpliwosścś, z jaka; wyczekiwał spotkania, przycmiła niepokoj.
Caroline była nieco spie;ta, a Declan zobaczył w jej nastroju i zachowaniu odbicie stanu własnego umysłu. Ubrała sie; w czarne spodnie i obcisły sweter z czarnej angory.
Uswiadomił sobie, że i on powinien był sie; od- swieżyc, a nie pedzic tu od razu, nawet gdyby miał sie; spoznic. Powinien był przyniesc wino i zdecydowanie kwiaty, ale tak czekał, by spedzic z nią wieczor...
Pierwszy z wielu?
Jeszcze tego nie wiedział.
Przepraszam za spożnienie - zaczął. Nie pocałowali sie; ani nie dotkneli. Jeszcze nie. To stanie sie; pożniej.
Nie szkodzi - odparła. - Chris też pożniej przyjechał po chłopcow, a ja nie skonczyłam gotowania.
No, własnie widze.
Na policzku miała kawałek zieleniny. Wyglądało to jak pieprzyk, jakim osiemnastowieczne kobiety ozdabiały swe lica, i skierowało uwage Declana na błyszczące wargi. Usunał palcem ten zielony pieprzyk.
Co dzis w menu?
Zupa z dyni. - Dotkneła miejsca, ktore musnął palcem, jakby chciała to powtorzyc. - Makaron z szynką i sosem grzybowo-smietanowym. Sałata. Mus czekoladowy. Wino i kawa.
Pachnie fantastycznie. A do czego te zioła?
Do makaronu. Zjemy w salonie. Rozpaliłam w kominku. - Zaczerwieniła sie;, jednoczesnie zdenerwowana i pełna oczekiwania. - Co zdradza moje intencje.
Bardzo mi sie; podobają twoje intencje. Podzielam je w stu procentach.
Wyciagneła reke, by zamknac drzwi. Declan chwycił ją i przytrzymał, znajdując wielką przyjemnosc w łagodnych liniach jej ciała, ale ona powiedziała drżacym głosem:
Nie całuj mnie, usiadż przy ogniu.
Pozwol, że poprzeszkadzam ci w kuchni. Naleje; wina. Mam cos podgrzac?
Tylko mnie, pomyslała. Chociaż już to zrobiłes.
Siedzieli w kuchni tyle czasu, ile zabrało im wypicie kieliszka wina, potem przenieśli sie; przed kominek z miseczkami gestej pomarańczowej zupy. Jeszcze sie; nie pocałowali. Obydwoje wiedzieli, że gdy tylko za- czna, nie bedą w stanie przestac.
Oczekiwanie było gorace, namietne, niemal poraża- jace. Caroline czuła je na wiele sposobow - w migotaniu goracego płomienia na skorze, w jedzeniu. Trudno byłoby stworzyc bardziej zachecajaca atmosfere, ale atmosfera to nie wszystko.
Naprawde popisałas sie; tym musem - stwierdził Declan.
Stracili poczucie czasu. Płomienie przygasły, zamieniając sie; w żar. Wentylator rozwiewał ciepło po całym domu.
Nie popisuje; sie; - odparła. - To tylko jeden z moich grzesznych zamiarow.
Tak? - Przesunął sie; bliżej, odstawił kieliszek. Wypił już także kawe, a jakas godzine temu zdjał krawat, podwinął rekawy koszuli i rozpiał kołnierzyk.
Wyobrażałam sobie twoje usta smakujące kawą i czekoladą - podjeła uwodzicielsko, patrzac mu w oczy.
Dobry Boże, Caroline.
W chwile; potem ich wargi poła;czyły sie;. Nie było powodu, żeby szybko konczyli, i nie konczyli. Nie było także powodu do pospiechu, ale o wiele trudniej było zwolnic. Pożadanie, ktore Caroline przez kilka tygodni w sobie tłumiła, wybuchneło jak ogien w gaszczu euka- liptusow. Gwałtownie, nie do opanowania.
Nigdy jej zmysły nie doszły tak silnie do głosu, nigdy nie była tak otwarta i nie czuła sie; z tym tak dobrze. Przyciemnili swiatło. Zasuneli zasłony. Jedynym ich swiadkiem był ogien.
Pozwol, że cie; rozbiore - poprosił.
Usiadła na pietach, a on zdjał jej sweter przez głowe, po czym rozpiął stanik. Caroline przemkneło przez głowe;, że jest może troche; za gruba, ale czym predzej zapomniała o tym i poddała sie; namie;tnosci, z jaka; De- clan na nią patrzył.
Czy ja teraz moge;? - spytała.
Rozpieła jego koszule;, zsuneła ją z ramion.
Pocałuj mnie, Caroline.
W usta?
Gdzie chcesz.
Pozbyli sie; szybko reszty ubran, a blask ognia grzał ich skore; tak mocno, że przyjemnosc była bliska bolu.
Całowali sie;, dotykali, poznawali nawzajem, mowili sobie wszystko, czego nie pozwolili sobie czuc przez minione miesiące. Caroline wydawało sie; to niemal cudem. Fantazje, jakie snuła na temat Declana, nie dorównywały rzeczywistosci. Raptem ogamełyjaznane już obawy. Czy istnieje najmniejsza szansa na to, że cos z tego wyjdzie i przetrwa? Ze Declan w jakims momencie niezbyt odległej przyszłosci nie zostawi jej załamanej i zranionej? A może dojdzie do tego jeszcze tej nocy? Ujeła jego twarz, a on zamknał oczy. Wyglądał bezbronnie, choc nie sadziła, by była to prawda.
Declan?
Uhm?
Moge; ci powiedziec, od jak dawna tego nie robiłam?
Czy to problem?
Od rozstania z Robertem. Dziesiec lat. Wiekszą cześc mojego dorosłego życia.
Nie wydaje mi sie;, żebys zapomniała.
Jesli nie bede dobra, czy ty...
Zasłonił jej usta.
To chemia, Caroline.
Zaczał ją całowac, naznaczał ją gorącymi wargami od kacika ust do brody, od szyi przez obojczyk aż do piersi.
Nie sadzisz, że już udowodniliśmy, że istnieje miedzy nami chemia? - zapytał na koniec.
A jeśli okaże sie;...
Przenio sł wzrok na jej twarz, jednocześnie pieszczotą rak zamieniając koncowki jej nerwow w zawiłą pa- jeczyne.
Czy boisz sie;, że nie osiagniesz orgazmu, kochanie?
Zamkne;ła powieki i skine;ła w milczeniu głowa;, zdumiona, że ja zrozumiał i potrafił to nazwac.
Czy tak było w przeszłośsci?
Zbyt cze;sto - przyznała.
Uważasz, że to twoja wina?
Robert nigdy nie powiedział tego wprost, ale nie musiała słyszec tych słow z jego ust. Kiedy wszystko było dobrze, kiedy udawało jej sie; zrelaksowac i prze- kroczyc ten krytyczny prog, był bardzo z siebie zadowolony.
Podobną satysfakcje wywoływał w nim fakt, że ma syna. Zawsze, nieswiadomie, sobie przypisywał zasługe.
Nieważne, kto jest winny - odparła, by uniknac uproszczen i nie rzucac oskarżen. - To rozczarowuje. Oboje partnerzy zaczynają po chwili żałowac.
Declan pocałował ja mniej gwałtownie niż chwile; wczesniej, ale rownie namietnie.
Obiecajmy sobie cos - rzekł po dłuższej chwili. - Umowmy sie;, że nie chodzi nam w tej chwili o sam szczyt. Obiecaj, że nie bedziesz o tym myslała. To inna podroż. Obiecaj mi, że po drodze bedziesz zbierała kwiaty i zapomnisz, że ta gora ma w ogole jakis wierzchołek. Ja też ci to obiecuje;. Dobrze?
Dobrze - zgodziła sie; i rozesmiała. Był to taki krotki niepewny smiech, ponieważ nie miała pojecia, jak spełnic te obietnice;. - Już zapomniałam.
Nie jestes przekonana, co?
Nie.
No to chyba przerzucasz na moje barki całą cieżką robote. - Westchnął z przesadą.
Caroline nie mogła powstrzymac smiechu, a kiedy Declan spojrzał na nia, wiedziała, że jej pragnie.
Popatrzmy chwile; na ogien - powiedział.
Sciagnał z kanapy niebieskie aksamitne poduchy, na
których lubiły wylegiwac sie; dzieci. Połleżac na stercie miekkich poduch, przyciagnał Caroline do siebie. Przez kilka minut trwał nieruchomo, ona także ani drgneła.
Prawde powiedziawszy, ogarneła ja sennosc. Czy taki miał zamiar? By zasne;li nadzy i obje;ci, w cieple ognia? Na nia; płomienie działały hipnotycznie, nie była w stanie na nie patrzec. Declan miał racje;. Było tak przyjemnie, właśnie tak, bez żadnych celow, bez żadnych szczytów do zdobycia.
Nie ruszaj sie;, nie budż.
Uhm.
Nic nie mośw, zrozumiano?
Uhm. - Zasmiała sie; sennie.
Pieścił jej piersi palcami i jeżykiem, aż po skorze Caroline przeszło mrowie. Czuła sie; tak cieżka, jakby za moment miała zapasc sie; w podłoge. Jego wargi były niczym pszczoła, kto ra wypija nektar z kwiatu. Caroline po czesci tkwiła w stanie sennej połświadomości, a po cześci jej ciało budziło sie; z drżeniem. Potem Declan trzymał ją za biodra i głaskał wewnetrzną strone ud, aż wyciagneła do niego rece. Z jej ust wyrwał sie; cichy jek, a po chwili usłyszała swoj własny krzyk i nagle znalazła sie; na owym wierzchołku go ry, nie poznawszy nawet trudu wspinaczki. Roztaczał sie; stamtąd fascynujący widok.
Tak - szepnął, gdy sie; uspokoiła. - Tak, to miłe.
Odsunał sie; od niej, a ona znowu wyciagneła rece.
Nie, Declan!
Jeszcze?
Przecież wiesz.
Rytmiczne ruchy jego bioder przeniosły ja napowrot do miejsca, gdzie już była. Całowała go gorączkowo, ledwie mogli oddychac.
Oszukałes mnie - oskarżyła go zachrypłym głosem.
Ogarneło ją lenistwo, a trzeba by dołożyc polano do ognia.
Może nawzajem sie; oszukalismy. Naprawde; mys- lałem, że bedą tylko kwiaty, a zdobywanie szczytu zostawimy na inną okazje;, ale ty zareagowałas... jak rozpedzony pociag, ktorego nie da sie; zatrzymac.
Leżeli jeszcze kilka minut, aż Caroline doszła do wniosku, że może jednak wstac i dołożyc do ognia. Ale Declan ja; wyprzedził, a ona przygla;dała sie; z przyjem- noscią nagiemu meżczyżnie z polanem w reku. Swiatło płomieni tanczyło na jego skorze.
Odwrocił sie; do niej i rzekł z dziwną miną:
Troche; nas poniosło. Powinienem był najpierw zapytac, ale nie jestem pewien, czy teraz mam pytac.
Nie dre;cz sie;, McCulloch - odparła - jesli mowisz o zabezpieczeniu.
Wyglądał, jakby mu ulżyło.
Tak, własnie o tym myslałem.
Po naszej poniedziałkowej rozmowie, we wtorek poprosiłam o recepte na pigułki. - Nie potrafiła po- wstrzymac rumiencow. - A pora jest dobra, wiec za- czełam je od razu brac.
Czyli jest bezpiecznie.
Umoscił sie; na poduszkach i znowu wział ją w ramiona. Złote i niebieskie płomienie wspinały sie; po nowym polanie, aż wytrysneła z niego fontanna iskier.
Czy naprawde; jestem bezpieczna? - dumała Caroline.
Bezpieczna w jego ramionach? Tak, nie grozi jej nieplanowana ciaża, ale istnieją inne zagrożenia. Ona sie; zaangażowała, a przyszłosc Declana w Glenfallon stoi pod znakiem zapytania. I co teraz? Ma czekac, aż spadnie jej na głowe; miecz Damoklesa?
Pewnie zawsze bywa tu pani o tej porze - rzekł Declan do Alison Scanlon.
Dwukrotnie wpadał na nia; w supermarkecie w sobotnie poranki. Za każdym razem mijali sie; w zapchanych alejkach i wymieniali tylko krotkie pozdrowienia.
Tego dnia przyjechał do sklepu pożniej niż zwykle, razem z Caroline. Alison wyszła prosto na nich z pełnym wozkiem. Wszyscy troje przystaneli. Alison powiedziała:
Miło pana widziecś, doktorze McCulloch.
Sświetnie pani wygla;da.
Mam nową prace;, w Wytworni Win Glen Aran. Oprowadzam turysto w i asystuje; przy próbowaniu wina. Jestem bardzo zadowolona.
Tak, to swietne zajecie dla pani.
Dziekuje. Nigdy nie przypuszczałam, że poradze sobie w kontaktach z grupą ludzi. Mało brakowało, a nie starałabym sie; o te prace;, ale... - Urwała, po czym podje;ła: - Nie chciałam powtarzacś dawnych błe;dośw.
Nie wiem, czy pani mnie sobie przypomina - wtra;- ciła Caroline. - Pomagałam doktorowi McCullochowi, kiedy po raz pierwszy była pani w szpitalu.
Alison posłała jej uśmiech osoby, kto ra daje sobie rade; w kontaktach z ludżmi.
Zdawało mi sie;, że skads panią znam.
Słyszałam wspaniałe wiesci na pani temat, bardzo mnie to ucieszyło.
Och, dziekuje, to miło z pani strony.
To troche; egoistyczne. Mam... krewna; z nowotworem, ktora w tej chwili przechodzi terapie;. Potrzeba mi takich przykładow jak pani. - Zasmiała sie; nerwowo.
Declan stał obok i widział, że Caroline od razu pożałowała swej szczerosci. Nie chciała narzucac sie; tej kobiecie ze swoimi zmartwieniami.
Każdy lekarz chciałby pochwalic sie; taką pacjentką- wtracił szybko i pogodnie. - Wiem, że to pani ciaży, ale musi pani z tym życ.
Alison zaczerwieniła sie;, a naste;pnie odparła zakłopotana:
Nie zasługuje; na szczepcie, ktore mnie spotkało. Jeszcze raz dziekuje. Lepiej już pojde i włoże lody do zamrażarki.
Dzie;ki, Declan. - Caroline przytuliła sie; do niego, a on chwycił ją za reke i splotł palce z jej palcami.
Zawsze do dyspozycji. Ale za co mi dziekujesz?
Przecież wiesz. Za moment zaczełabym wypłaki- wac sie; na jej ramieniu i opowiadac historie; Sandie. Przypadek Alison dał mi nadzieje;. Sandie też dodało to otuchy, ale nie powinnam mowic o tym Alison.
Zamazują ci sie; granice miedzy tym, co zawodowe i tym, co prywatne?
Ostatnio za czesto. Nie mowie; o tobie i o mnie.
Zapomnij o tej granicy, nawet nie postawiłas na niej nogi. Pomowmy o nas. To temat, ktory mi sie; podoba.
Uhm, dobra.
O nas i o naszych żoładkach. Jesli stad szybko nie wyjdziemy, przyjdzie pora na podwieczorek. Na co masz chec? Wedzony łosos, ser, kapary na francuskim pieczywie? A może...
Wystarczy.
Dzien minał im wspaniale, noc także. Nie spieszyli sie;, skupieni na sobie. W niedziele; spali długo i zjedli pyszne sniadanie: słodkiego melona i szynke parmens- ką. Słonce zaglądało do jadalni.
Zaskoczyło mnie - stwierdził Declan - że w tym miescie można kupic prosciutto. Myslałem, że w Glen- fallon nie dostane; wiele poza białym pieczywem i serem w plastrach.
Mieszka tu sporo Włochow - odparła. - Od jakie- gos czasu wiemy co nieco o tym dziwnym zagranicznym jedzeniu.
A wiec jestem zepsutym londynczykiem?
Londynczykiem? Chyba tak o sobie nie myslisz?
Caroline słyszała w swoim głosie lekką nute powat-
piewania i szybko schowała sie; za kubek z kawa;. Znienacka pomyslała o Suzy Scenarzystce, ktora zwracała sie; do niego Dec, i wiedziała, że ona nigdy nie bedzie w stanie nazwac go tym zdrobnieniem. Nie podobało sie; jej, ale nie w tym rzecz. Chodziło o jej wiare w siebie i lek przed tym, co przyniesie przyszłośc.
Ile czasu Declan tu zostanie? Był już wystarczająco długo, by jego wyjazd mocno ją zranił. Jak bardzo teskni za Londynem? Czy starczy jej odwagi i siły, żeby przeciagnac go na swoją strone?
Masz cos przeciw Londynowi? - Patrzył zaczepnie, nie zauważył jej niepewności i obaw.
Wole; irlandzki akcent - odparła beztrosko i z ulgą usłyszała jego śsmiech.
Pojechali na piknik do parku narodowego Carrawirra i udali sie; jednym z oznakowanych szlakow do punktu widokowego na szczycie jednego z najwyższych wzgorz w tym niewysokim pasmie gorskim. Declan aż zagwizdał z podziwu. Powietrze było przejrzyste, lekko wiało, ajesli nawet panorama nie była szczegolnie piekna, pokazywała rozległe przestrzenie, wprost zapierając dech.
Wrony popisywały sie; opadajaca, pozbawiony melodii skala, powietrze pachniało trawa, i nikt nie powiadomił chyba jaszczurek, że nadeszła zima. Wygrzewały sie; na ciepłych skałach i znikały w szczelinach tylko wtedy, gdy ktos zakłocił ich spokoj.
Dla Declana to wszystko musi byc tak bardzo obce, pomyslała Caroline, chociaż tego po sobie nie pokazuje. Wspinał sie; na skały w prawie nowych butach i szortach.
Zjedli kanapki w cieniu eukaliptusa, obok niewielkiego strumyka. Strumien był prawie wyschniety, zostało tylko kilka kałuż, z których mogły pic zwierzeta.
Ceny hurtowe miesa i wełny rosną pewnie podczas takiej suszy - zauważył Declan, leżac w cieniu na plecach.
Nie, czesto spadają - odparła. - Farmerzy muszą sprzedac owce, ktorych nie maja; czym nakarmic ani napoic, a to zwieksza podaż. Są bezradni, kupcy o tym wiedza;.
Racja, nie przyszło mi to do głowy.
Dla ciebie to wszystko jest nowe.
I fascynujące. Chciałbym dowiedziec sie; wiecej. Kiedy mieszka sie; w tak odmiennym miejscu, należy wzbogacic swoje doswiadczenie.
Mogłabym zapytac, czy postanowił już, jak długo zostanie, pomyslała. Czy może lepiej schowac głowe w piasek?
W chwili obecnej to drugie rozwijanie uznała za lepsze. Po co wszystko psuc?
Declan dotknał jej twarzy.
Chyba czas jechac na farme. Dochodzi trzecia.
Już? No to trzeba jechac.
Wstała natychmiast i zaczeła pąkować rzeczy. Po kilku minutach byli w drodze. Przed starym domem w Comden Reach psy powitały Caroline szczekaniem, składajac po swojemu relacje z minionego weekendu.
Pokażcie, gdzie są wszyscy - poprosiła je Caroline, a wtedy Chris wyszedł zza domu.
Nastawiłem czajnik z wodą - oznajmił. Uściskali sie;, Chris spojrzał na towarzysza siostry. - Czesc, Dec- lan. - Jak poprzednim razem, przez jego twarz prze- mkneła niepewnosc. - I upiekłem bułeczki z rodzynkami - dodał. - Tyle że twarde jak kamienie.
Sandie zwykle nie wpuszcza cie do kuchni - zauważyła siostra.
Dzisiaj czuje sie; dosc kiepsko, chociaż mowi, że to tylko przeziebienie.
Caroline cos scisneło w dołku ze strachu.
Ale ty tak nie mysślisz?
Nie, nie, to przeziebienie. Martwi mnie tylko, jak sobie z nim poradzi. Po ostatnim cyklu terapii dochodzi do siebie wolniej niż poprzednio.
Leży w łożku?
Zmusiłem ją do tego.
Caroline i Declan wymienili spojrzenia. Wiedzieli, jak agresywną terapie; przechodzi Sandie. Chemia zabija wszystkie tworzące sie; w organizmie komo rki, w tym białe ciałka krwi, kto re stanowią mechanizm obronny.
Zajrze do niej, zanim usiądziemy do herbaty - powiedziała Caroline. - A gdzie chłopcy?
Chyba zabrali sie; za bułeczki. Twoj Josh ma teraz apetyt.
Rosnie. Zapytam Sandie, czy też chce herbate.
Sandie leżała bez ruchu w zaciemnionym pokoju. Caroline przystaneła w drzwiach, myslac, że szwagierka spi.
Wejdż, Caro, nie spie. Słyszałam samochod.
Czujesz sie; okropnie?
Na skutek terapii Sandie schudła i straciła włosy, a teraz, gdy zaatakowało ją przeziebienie, wyglądała naprawde; marnie.
Okropnie. Nawet bez infekcji.
Dzwoniłas do lekarza? Zechce cie; wziac do szpitala, poda ci antybiotyki i przesunie naste;pna; chemie;.
Nie chce niczego przesuwac. Chce; to miec z głowy. W tym stanie do niczego sie; nie nadaje;. Dwa tygodnie mdłosci, potem godny Oscara wyste;p w roli wyżetej szmaty, kilka dni, kiedy wytrzymuje; z chłopcami pare; minut, a potem Canberra i znow chemia.
Nie pozwolą ci na chemie; w tym stanie. Białe ciałka krwi nie mogą ci za bardzo spasc.
A najgorsze, że nie wygląda na to, żebym mogła swietowac wyleczenie.
Jesli nie ma chorych komorek...
To tylko pierwszy krok. Musi tak zostac.
Zostanie - zapewniła Caroline. - Odżywiaj sie; dobrze, odpoczywaj, korzystaj ze swieżego powietrza i słonca, a my ci we wszystkim pomożemy. Nie wolno ci upadac na duchu, ponieważ od tego też zależy koncowy rezultat.
Powiedz mi coś wesołego. Słyszałam głos tego twojego irlandzkiego doktorka. Ostatnim razem wy- gladało, że dobrze sie; dogadujecie. Czy skonczył z tą kobieta; z Sydney?
Jakies siedem tygodni temu. Ja... Powiedział mi o tym dopiero w tym tygodniu.
Dlaczego?
Ponieważ chciał sie przekonac, czy to nowe uczucie jest cos warte. Miał racje;. - Czy głos może sie; zarumienic? Caroline czuła, jakby jej głos zapłonał czerwienią. - Ciesze sie;, chociaż przez chwile; nie wiedziałam, o co chodzi. Najpierw sie; przyjażnilismy, potem sie; wycofał.
Cudownie, Caroline. Jestem szczesliwa.
Ale nie licz, że to ma jakaś przyszłosc. - Teraz jej głos lekko drżał. - On w dalszym ciagu planuje powrot do Londynu. Wciaż czeka tam na niego praca.
Przekle;ci lekarze karierowicze, przekle;ty rak, przekleta chemia. Ja chce; liczyc na przyszłośc.
Wiem. Ja też.
Przyszłosc dla Sandie, i dla niej, z Declanem. Uprzytomniła sobie, jak bardzo tego pragnie.
Przynieśscś ci herbaty?
Tak, prosze. Bez mleka. Moj żoładek nie lubi teraz mleka.
Nie zostaniemy długo. Zabierzemy chłopcow, żeby s mogła odpoczywac.
Bardzo sie; ciesze;, że Josh był u nas. Przysyłaj go cześciej na weekendy. Moi są o wiele grzeczniejsi w jego towarzystwie. Dla ciebie to też dobrze, prawda? - dodała.
Wiecej czasu sam na sam z Declanem? Tak, to dobrze.
- Jak to cudownie, że moj brat sie; z tobą ożenił. - Caroline uscisneła reke Sandie i poszła po herbate. Musiała posiedziec chwile; sama w kuchni, by wziac sie; w garsc i pokazac na werandzie usmiechnietą twarz.
ROZDZIAŁ DZIESIATY
Sandie spedziła kolejne trzy dni w szpitalu w Glenfallon. Nastepny cykl jej terapii został przesuniety o dwa tygodnie. Dostała krew, by pobudzic produkcje; białych ciałek. W srode wypisano ją do domu.
Zegnajac sie; z Caroline i chłopcami, Sandie i Chris upierali sie;, by Josh przyjechał do nich za dziesie;c dni razem z Mattiem i Samem. Kiedy Caroline wspomniała o tym Declanowi w poniedziałkowy ranek, odparł natychmiast:
Czy to znaczy, że moglibysmy gdzies sami poje- chac?
Do Sydney?
Mam dosc Sydney. Nie gniewasz sie;? - Jego szept otulił ją znanym już gorącem. - Mogłbym wymknac sie; w piatek wczesniej. Odwieziemy chłopcow na farme, a stamtad pojedziemy na przykład do Canberry.
Caroline dosłownie rozpłyneła sie; z radosci.
Canberra jest w porza;dku.
Wszystko załatwie. Zarezerwuje; pokoj w motelu. - Pogłaskał jej ramie;. - Masz wziac najlepszą sukienke.
Pocałowałby ja gdyby akurat nie usłyszeli Toma. Caroline chetnie wysłałaby szefa na drugi koniec swiata.
Dobre wiesci - oznajmił Tom, zagladajac przez otwarte drzwi sekunde; po tym, jak Declan odsuna;ł sie;
od Caroline na przyzwoitą odległosc. - W tym tygodniu przyjedzie do nas Jaina Sharma, żeby porozmawiac
pracy i obejrzec miasto. Jestes wolny w piątek, prawda, Declan? Zabierzemy ją i jej meża na kolacje;.
W piątek wieczorem? - W głosie Declana wyraż- nie zabrzmiała niechec, ale Tom, na szczepcie, żle ja zinterpretował.
Masz racje; - przyznał. - Czwartek be;dzie lepszy. Przyjeżdżaja w czwartek po południu. Może sobie zobaczyc szpital w piątek rano. To pewnie nie potrwa długo, ale na wszelki wypadek...
Jestem do dyspozycji - zadeklarował Declan.
Posłał Caroline przepraszające spojrzenie, a ona
wzruszyła ramionami i skineła głową. Nie umawiali sie; co do tego, ale na razie ukrywali swoj zwiazek. Caroline, prawde mowiac, czuła sie; bezpieczniej, trzymając go w sekrecie.
Sandie, kto ra czekała na zakon czenie leczenia, wypatrywała przyszłosci. Caroline, nie wiedząc, co przyniesie przyszłosc, wolała, by jej własne życie zatrzymało sie; na etapie, na kto rym sie; własnie znajdowało.
Co, oczywiscie, jest niemożliwe.
Jeszcze tego samego wieczoru coś o mało nie pokrzyżowało im planow. Josh, Mattie i Sam bez zainteresowania patrzyli na spaghetti i oswiadczyli, że nie czują sie; dobrze. Przez wiekszą czesc nocy kursowali do łazienki. Josh znosił to dzielnie, ale młodsi chłopcy wymagali pomocy, a Sam płakał po każdej wycieczce. W zwiazku z tym Caroline niewiele spała
pół godziny po sniadaniu ja też zaczeło ssac w żoładku.
Przed południem chłopcy odsypiali noc, miała wiec troche; spokoju. Rozważała, czy mogą jechac na farme, jeżeli dopadł ich wirus. Declan zatelefonował do niej o piątej po południu.
Jak samopoczucie, kochanie? Bez ciebie strasznie tu pusto.
Już lepiej - odparła ostrożnie. - Od dwoch godzin nie wymiotowałam, a chłopcy czują sie; lepiej.
Wie;c to pewnie taka dwudziestoczterogodzinna przypadłosc.
Czy długo możemy nosic w sobie ten wirus i zara- żac? Jak to oceniasz? Nie zawioze chłopcow do Comden Reach, jeżeli stanowi to zagrożenie dla Sandie.
Jesli do jutra mina wszystkie objawy i nie wystapią w czwartek, nie martwiłbym sie;.
Caroline odczekała dwa dni, zaciskając kciuki. Josh, Mattie i Sam wyzdrowieli, toteż w czwartek rano posłała ich do szkoły i przedszkola bez wyrzutow sumienia.
Weekend w Canberze jawił sie; jej niczym radosne Boże Narodzenie. W jej wyobrażni był to obraz namalowany opalizującymi kolorami. I bardzo nie chciała z tego rezygnowac. Spakowała torby i w piątek o trzeciej odebrała chłopcow ze szkoły. Potem pojechała do Dec- lana, gdyż mieli sie; przesi^sc do jego samochodu.
Tymczasem Declan wrocił ze szpitala spozniony.
Nie wypadało mi wyjsc wczesniej. Doktor Sharma miała mnostwo pytan. Chyba poważnie mysli o tej pracy. Tom jak zwykle dwoi sie; i troi.
O piatej dotarli do Comden Reach. Caroline z rados- cią zobaczyła, że Sandie wygląda o niebo lepiej niż w minionym tygodniu.
Dobrze, żejednak przesuneli te chemie; - stwierdziła szwagierka. - Przez tydzienś czy dwa pojem sobie dobrze i troche; przybiore na wadze. Przynajmniej mam nadzieje;.
Faktycznie jestes chuda - przyznała Caroline.
Nikomu nie życze takiej metody odchudzania.
Na pewno chcesz, żebysmy zostawili ci tych trzech potworo w?
Nie moge; sie; nimi nacieszyc. Każda minuta jest bezcenna. Joshie to dobry chłopak. W przyszłym roku be;dzie ci go brakowało.
Już zaczełam zbierac na samolot, żeby do niego latac na weekendy. Bardzo szanuje; Gail za to, co zrobiła.
Baw sie; dobrze. W dzien i w nocy - dodała Sandie niesśmiało.
Declan i Caroline dotarli do Canberry przed dziesia- tą. Teraz, gdy Caroline pracowała na poł etatu, zaproponowała, żeby wzieli kanapki na droge, by za- oszczedzic. Declan nie wyraził sprzeciwu. Podchodził do wszystkiego spokojnie. Nie domagał sie; wygod, nie oponował przeciw zmianom, a jej sie; to podobało.
Zameldowali sie; w motelu w ekskluzywnej okolicy Mauka, a naste;pnie zjedli kolacje; w knajpce pełnej chudych kelnerow i kelnerek w czerni i młodych ludzi, co najwyżej dwudziestoparoletnich, ktorzy z ożywieniem dyskutowali na rozmaite tematy, od polityki do surfingu.
Potem poszli do łożka. Nadal było to nowe i cudowne, i wciaż wzbudzało w Caroline nieco obaw. Nowe i cudowne było to, że przez całą noc czuła przy sobie Declana. Przerażałają mysl, jak wiele już wto zainwestowała: swoje ciało, szczere wyznania dotycza;ce prze- szłosci z Robertem.
Declan mogłby złamac jej serce zupełnie nieswiado- mie. Oddała mu te władze;, kiedy go pokochała. Nie wiedziała, jak ja; odzyska po jego wyjeżdzie.
W sobote;, po niespiesznym sniadaniu, zwiedzili muzeum sztuki, a naste;pnie wjechali na Black Mountain na wieże telekomunikacyjna, z ktorej można było zobaczyc wypalone połacie ziemi po grożnych pożarach, ktore szalały latem.
Nie da sie; wybrac dobrej pory na poznawanie Australii - oznajmiła Caroline niemal przepraszającym tonem.
Była silnie związana z tą ziemią. Dokładnie tak jak Tom, prawde; powiedziawszy. I stało sie; dla niej ważne, żeby Declan zobaczył tam swoj dom.
Ponad piecset podmiejskich domow spłoneło w ciagu kilku godzin. Teraz to trudne do wyobrażenia
rzekł, patrząc na pasmo gorskie na zachodzie.
Glenfallon nigdy nie było zagrożone pożarem
oswiadczyła. - Plantacje cytrusow i winnice sa; dobrze nawadniane, w pobliżu miasta nie ma sosen ani eukalip- tusow.
O Boże, gadam zupełnie jak Tom, pomyslała. Wykorzystuje; każdą okazje;, byle sprzedac, sprzedac, sprzedac.
Wracamy do motelu? - spytał Declan. - Dopiero czwarta, ale moim zdaniem mamy tam mnostwo zajec przed kolacja;.
Kochajac sie z nim tego popołudnia, Caroline czuła w swoim zachowaniu desperacje;. Tak jak Sandie swia- domie kolekcjonowała bezcenne chwile ze swoimi synami, na wypadek, gdyby stało sie; najgorsze, tak
Caroline oddalała przyszłośc, skupiając całą uwage na teraż niejszosci.
Tego dnia przytrzymała rece Declana na poduszce za głowa i poznawała jego nagie ciało wargami. Czujac pod powiekami łzy, chwyciła skraj prześscieradła, by je otrzec. Po kilku minutach on obdarzył ją podobną czułością a jego pocałunki spadały na nią niczym zroszone paki albo jagody.
Wzieli razem prysznic.
Dwadziescia minut spożnieni przyjechali do restauracji, w kto rej zamowili stolik, a po dwo ch godzinach zapadli sie; w fotelach i obejrzeli film na seansie o dzie- wiatej trzydziesci. Opuszczając Canberre nazajutrz o wpoł do pierwszej, po wczesnym lunchu w ogrodzie botanicznym, Caroline miała ochote cofnac zegar i po- wtorzyc minione czterdziesci godzin tyle razy, ile tylko zechce.
Zabrawszy chłopcow z Comden Reach, dotarli do Glenfallon dopiero około siodmej. Declan zaszedł do niej i razem przygotowali szybka; kolacje; z jajek, bekonu, grillowanych pomidorów i grzanek. Rozpalili w kominku, i chocś z powodu obecnosści chłopcośw ten wieczor nie przypominał poprzednio spedzonego w tym miejscu, nic przez to nie stracił.
- Nie chciałbym, żebys czuł sie; zobowiazany zostac u nas dłużej, niż początkowo planowalismy - mowił Tom.
Był piątkowy ranek. Starszy patolog poprosił Dec- lana, by przekazac mu najswieższe informacje. Doktor Sharma przyjeła oferte pracy i obejmie swoje stanowisko z koncem nastepnego miesiąca.
Nie za bardzo sie; spieszysz, Tom? - zasugerował delikatnie Declan. - Nie chciałbys zostawic sobie moż- liwosci wyboru?
Caroline powiedziała mu już, że Tom zamierza przejsc na wczesniejszą emeryture.
Doktor Sharma nie udzwignie wszystkiego sama, kiedy odejdziesz - ciagnał. - Odkad zacząłem tu praco- wac, wie;cej lekarzy zleca nam badania. Nie ryzykujmy, że stracimy ped.
Mam rozumiec, że nie spieszy ci sie; z wyjazdem? - spytał Tom, mrużąc oczy.
Nie spieszy mi sie; - odparł Declan. - Do pierwszego grudnia przyszłego roku musze; objac posade w Londynie.
Już mowił o tym Tomowi, ale tym razem zabrzmiało to w jego uszach jakos inaczej. Jak koniec zwiazku z Caroline, a nie chciał postrzegac tego w ten sposob. Jednak nie może tego dłużej ciagnac i milczec. To własnie było złe w chybionym, choc koniecznym romansie z Suzy. Ich związek był pozbawiony planow. A plany wcale nie musza; stanowic ograniczenia. Czasami moga; dac wolnosc.
Jego swiadomosc zatrzymała sie; przy słowie „koniecznym" . Skad przyszło mu do głowy, że Suzy była niezbedna w jego życiu? Ponieważ to ona go tu przywiodła? Raczej nie. Zaczynał rozumiec, że była mu potrzebna, zanim jeszcze Sydney pojawiło sie na horyzoncie. Wstrzasneła nim, pobudziła go do życia.
Musi czym predzej powiedziec Caroline, czego pragnie.
Daj mi znac, jak podejmiesz decyzje; - poprosił Tom. - A na razie musze; wystawic czułki. Doktor Sharma dodała mi nadziei, że znajdziemy kolejnego patologa, jak be;dziemy cierpliwi.
W drodze do laboratorium Declan omal nie wpadł na Caroline, kto ra wracała akurat z łazienki. Wyglądała tego dnia mizernie, jakby cosś jej dolegało.
W porządku? - zapytał.
Niezupełnie.
Po południu, jak zwykle w piątek, wybierała sie; na farme. Declan miał dyżur, wiec nie mogł zaproponowac, że z nią pojedzie, ale rzekł:
Nie przejmuj sie;, może Chris przyjedzie po chłop- cośw?
Nic mi nie bedzie. Trudno mi sie; pozbierac rano, ale do południa przechodzi.
Zmarszczka sciagneła jej brwi, potem jej czoło na powrot sie; wygładziło, a on nie miał czasu, by naciskac i wypytywac. Nigdy nie skarżyła sie; na chłopcow ani na to, że musi prowadzic auto. W poprzedni weekend odrzuciła jego pomoc i spedziła cały ten czas w Comden Reach.
Kiedy przyparł ją do muru, przyznała, że pracuje ponad siły, ale wiedział też, że nie zdoła jej powstrzy- mac, dopoki Sandie nie zakonczy terapii. Kupował chinszczyzne albo pizze; i zawoził jej do domu, by wszystkich nakarmic i dac jej odpoczac od gotowania. Nie mieli tak naprawde czasu tylko dla siebie - wspolne zmywanie sie; nie liczy - ale on i tak cieszył sie; tymi rodzinnie spedzanymi godzinami.
W laboratorium zapytał Irene:
Czy moja biopsja już jest?
Własnie ja; dostarczyli.
Obejrzał sie; i zobaczył, że Caroline znowu spieszy do łazienki.
To nie w porządku - mrukneła do swego odbicia w lustrze. Piec minut wczesniej zwymiotowała sniada- nie. Teraz czuła sie; lepiej. To nie wygląda na wirus, ktory złapali wszyscy trzy i poł tygodnia temu, kiedy po wymiotach była obolała i słaba.
Chłopcy zachorowali w nocy, ale ja; dopadło dopiero po wypiciu kawy i zjedzeniu płatkow oraz połknie;ciu tabletki antykoncepcyjnej, jak zwykle popitej szklanka; swieżego soku z pomaranczy. Nic z tego w żoładku nie zostało.
Nic. Właczajac w to pigułke.
Wowczas nawet o tym nie pomyslała. Była zbyt zatroskana o Sandie i chłopcow. Myslała o Canberze, wyobrażała sobie weekend z Declanem.
Gdy miała dwadziescia jeden lat i spozniła sie; kilka godzin z połknieciem pigułki, urodziła Josha. Ale niemożliwe, żeby tak łatwo zaszła w ciaże, majac lat trzydziesci cztery. Niemożliwe?
Przez kilka minionych dni, gdy tylko wstawała z łożka, dopadały ją mdłosci. Były też inne symptomy, dla których znajdowała swietne wytłumaczenie.
Zmeczenie? Czyż nie da sie; tego uzasadnic dodatkowymi obowiazkami? Obolałe, wrażliwe piersi? No coż, Declan poswiecał im sporo uwagi. Wyczulenie na zapachy. Dobrze, tylko co ma z tym zrobic?
Pamietała ten objaw z czasow, gdy chodziła w ciaży z Joshem. Proszek do prania, ketchup, pasta do zebow, jedzenie dla psa. Intensywne zapachy, ktore normalnie tolerowała, a nawet lubiła, ni stad, ni zowad odrzucały ją i zmuszały do szukania swieżego powietrza albo szklanki wody.
Ostrożnie wycisneła na dłon sporą krople; rożanego mydła w płynie i podstawiła sobie pod nos. Powachałaje i musiała zrobic kilka głebokich oddechow na korytarzu, nim jej żoładek wro cił do normy.
Piec minut pożniej oznajmiła Natalii:
Wyjde dzisiaj kwadrans wczesniej, jesli pozwolisz. - Taca z preparatami nie była tego dnia przepełniona.
Dobrze sie; czujesz?
Nie. Mysle, że złapałam wirusa. - Albo dziecko. Czy to możliwe? - Wpadne po drodze do apteki.
W pośpiechu zapłaciła za test ciażowy i pognała do domu. Nowe testy są bardzo dokładne. Można je stoso- wac każdego dnia, a wynik pojawia sie; po minucie czy dwo ch.
No i ujrzała wynik, niemal ten sam rożowofioletowy kolor, kto rym barwiła preparaty do badan pod mikroskopem.
Bardzo ładny i bardzo, bardzo pozytywny.
Za dziesiec minut miała odebrac Sama z przedszkola, to piec minut drogi samochodem. W głowie miała metlik. Podniosła słuchawke i wybrała służbowy numer Declana, ale po pierwszym sygnale sie; rozła;czyła. Jeszcze nie jest w stanie mu powiedziec. Nie teraz, gdy nie mają czasu na rozmowe. Nie teraz, kiedy sama jeszcze tego nie przemyśslała.
Chwyciła kluczyki od samochodu i torebke; i ruszyła po Sama. Wciaż nie mogła zebrac mysli.
Niestrawnosc może spowodowac, że pigułka straci działanie w danym miesia;cu. Zapewne pamie;tałaby
tym, gdyby nie była zaabsorbowana zdrowiem Sandie i weekendem w Canberze. Co powie na to Dec- lan?
Trzynascie lat wstecz Robert był na nią zły. Przypadkowa ciaża zepsuła jego plany, chociaż byli małżenst- wem i chcieli w przyszłosci miec dzieci. A Caroline
Declan nie wiedzieli nawet, czy swa; przyszłosc przeżyją na tej samej połkuli.
Czy uzna, że próbowała złapac go w pułapke? Ze zrobiła to z premedytacją? Ciaża bywa poteżną bronią. Kochała Declana i wiedziała, że nie opusciłby bez skrupułow matki swojego nienarodzonego dziecka, nawet gdyby powodowało nim poczucie obowiazku, a nie miłosc. Ale ona pragneła miłosci, uczciwosci i stuprocentowego zaangażowania.
W przedszkolu Sam koniecznie chciał jej pokazac swoje rysunki.
- Mamusi bardzo sie; spodobają. Zabierzemy je na farme i podarujemy jej, dobrze?
Pojechali do domu i zjedli na lunch grzanki. Telefon stał na biurku w ka;cie pokoju. Mogłaby teraz zadzwo- nic. Mogłaby posadzic Sama przed telewizorem i poroz- mawiac z Declanem.
Ale musi jeszcze spakowac rzeczy na weekend. Musi zaplanowac sobie reszte życia, żeby, gdy powie mu, co sie; stało, natychmiast zrozumiał, że niczego od niego nie oczekuje.
Po raz pierwszy od godziny jej umysł zwolnił na tyle, by na powierzchnie mogły wypłynac inne obrazy. To nie tylko niezaplanowana ciaża. To dziecko, kto re już w niej rosnie. W tym paczku już istnieje zalążek przyszłej osobowosci, czekajac pory rozkwitu.
Pamie;tała trzy dni euforii po narodzinach Josha, i jakim wielkim cudem wowczas jej sie; wydawał. Nawet Robert temu uległ, nigdy wczesniej ani pożniej nie widziała, by tak poddał sie; emocjom. Pamietała, jaką radosc sprawił jej pierwszy usmiech syna, moment, gdy zainteresował sie; ksiażka, oraz dzien, gdy usiadł w wannie i odkrył przyjemnośc pluskania.
Jak każda matka przeżyła trudne miesiące bezsenno- sci, chwile, gdy czuła sie; nic niewarta, ponieważ Josh nie przestawał płakac, dni, kiedy nie potrafiła nawet dokonczyc zdania, nie mowiac już o zmywaniu czy odkurzaniu, gdyż Josh zabierał jej cały czas. Pomimo tego uwielbiała byc matką. Już same wspomnienia dwanaście lat pożniej napełniały ją słodką tesknota, kto rej od tamtej pory nie zaznała.
To nie ma sensu, lecz ona pragnie tego dziecka.
Pozmywała po lunchu, kto ry przygotowali z Samem. Sadziła, że chłopiec bawi sie; w sąsiednim pokoju samochodami, tymczasem gdy do niego zajrzała, zobaczyła, że sie; pakuje. Sciślej mowiac, wrzucał do toreb dziesiątki rozmaitych rzeczy. Musiała mu to delikatnie wyperswadowac.
Gdy skonczyła rozpakowywanie i ponowne pakowanie, dochodziła za kwadrans trzecia, pora, by odebrac starszych chłopcow ze szkoły. Uswiadomiła sobie, że dopiero po weekendzie be;dzie miała szanse; spokojnie porozmawiac z Declanem. Nie wiedziała tylko, czy to wstrzymanie egzekucji, wymowka czy dożywotni wyrok.
W niedziele; o piątej po południu Caroline wrociła z chłopcami z farmy. Udało jej sie; ukryc objawy ciaży, pomagała Sandie i Chrisowi, ale czuła sie; wyczerpana i znieche;cona koniecznoscia; przygotowania kolacji i wyprania brudow z poprzedniego tygodnia. Własnie me;czyła sie; z sosem do spaghetti i praniem, gdy zadzwonił telefon.
Wrociłas? - odezwał sie; Declan. - Powiedz mi, jesli cie; jeszcze nie ma, to zadzwonie pożniej.
Nie mogła powstrzymac smiechu.
Wybacz, jeszcze nie wrociłam. Jestem tu ciałem, ale cała reszta tłucze sie; na drodze mie;dzy farma; a Cargoolą.
O tym własnie mowiłem.
Tym razem jej smiech zabrzmiał bardziej jak szloch.
Sprawiasz wrażenie wykonczonej.
Tak, ponieważ, wyobraż sobie, jestem w ciaży!
Mogłbys wpasc? - zapytała.
Och nie, chyba nie chcesz go tu zwabic i wypłakac sie; na jego ramieniu, Caroline?
Własnie miałem o to zapytac - odparł. - Moge; wpasc?
Może lepiej poczekajmy do jutra.
Ponieważ dzis nie jestem dosc silna. Błagałabym cie;, żebys nie jechał do Londynu, a to nie byłoby w porza;dku.
Pozwol mi przyjsc - prosił. - Tym bardziej, jeżeli jestes tak zmeczona, jak mi sie; zdaje. Miałem bardzo spokojny weekend, ani razu mnie nie wzywano.
Nie była w stanie wykrztusic słowa.
Caroline?
Musimy porozmawiac.
Czy cos sie; stało, kochanie?
Cisza. Miała nadzieje;, że Declan nie słyszy jej płaczu. Przygryzła palce, ale jej ramiona trze;sły sie; jak wiertarka udarowa. Musi sie; uspokoic, bo głodni chłopcy mogą wejsc w każdej chwili do kuchni.
Natychmiast wsiadam do samochodu - rzekł Dec- lan, ponieważ w dalszym ciagu milczała.
Umyslnie obierała cebule;. Wiedziała, że jej oczy pozostana; czerwone, gdy przyjedzie Declan. Chłopcy po weekendzie na powietrzu przykleili sie do telewizora.
Ukryła twarz w parze, ktora unosiła sie; z garnka. Jaka była głupia, łudząc sie;, że Suzy stoi na przeszkodzie jej uczuciom do Declana. Wtem usłyszała dzwonek, co znaczyło, że Declan rzeczywiscie natychmiast po odłożeniu słuchawki wsiadł do samochodu. Otworzył mu Josh. Caroline stała pochylona nad sosem, jak gdyby mogł przywrzec do patelni w chwili, gdy odłoży łyżke.
Czesc - dobiegło zza jej plecow. Odwróciła sie;.
Wybacz, że cie; tu ciagnełam. To był meczacy weekend, to wszystko. Wciaż martwie sie; o Sandie.
Jasne. - Wział ją w ramiona, a ona najchetniej zostałaby tak na wieki. - Mam rozpalic w kominku?
Tak, a potem podam kolacje;. Zostaniesz, jak chłopcy pojdą spac?
Tylko sprobuj mnie wyrzucic.
Na szczepcie chłopcy byli zmeczeni. O osmej Caroline zamkneła drzwi pokoju Mattiego i Sama, o wpoł do dziewiątej zasnuł Josh. Wiedziała, że nie usłyszy ich do rana.
Declan czekał na nią przy kominku. Nastawił jakas muzyke i zaparzył herbate. Niestety, nie mogła teraz pic kawy ani herbaty, ponieważ oba te napoje wywoływały w niej mdłosci. Patrzyła na kubek i meżczyzne na kanapie, i wybrała meżczyzne. Tylko czekał, by ja objac.
Już zasypiasz? - spytał.
W każdej chwili.
Leżała i słuchała bicia jego serca. Declan pocałował ją w czubek głowy, a ona wsuneła dłon pod jego koszule;, myslac, że może ten dotyk doda jej odwagi.
Urodze to dziecko. Z radoscią przyjme od ciebie tyle pomocy, ile zechcesz mi ofiarowac. Przepraszam, że stawiam cie; w takiej sytuacji. Nie uważałam, ale nie manipuluje; ani nie naciskam. Nie moge; pojechac z tobą do Londynu. Robert nie zgodziłby sie;, żeby Josh wyjechał tak daleko, a ja nie mogłabym mieszkacś taki kawał swiata od mojego syna. Jeżeli zechcesz, moge; co najwyżej pojechac do Sydney.
Przygotowywanie sie; do zepsucia spokojnego wieczoru było jak przygotowywanie sie; do wyj śscia z ciepłego domu, by skoczyc do lodowatej wody. Caroline przerażały ewentualne skutki jej słow. A także wszystkie te złe rzeczy, ktore może usłyszec od Declana. Pomyslała, że chyba nie stac jej na to wyznanie tego wieczoru. Czy zrobi bardzo żle, jeżeli zaczeka jeszcze jeden dzien?
Wargi Declana musne;ły jej policzek. Odwrociła sie; do niego, bezbronna niewolnica jego pocałunkow, jak zwykle schwytana w misterna; siec emocji zrodzonych przez jego ciepło, zapach, siłe.
Lepiej? - szepnął. - Już sie; troche; odpreżyłas?
O wiele lepiej - odparła.
Chodżmy do łożka.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Tej nocy Caroline kochała sie; z Declanem, jakby to był ich ostatni raz. Drżała, układając ubranie obok łożka.
Zimno? - zapytał Declan.
Już nie.
Wzie;ła jego twarz w dłonie i całowała niczym najcenniejszy dar, jakby chciała, by zapamietał każdy jej pocałunek z osobna. Całowała jego wargi i zamknięte powieki, uszy, szyje; i niewidoczną linie; biegnacą od obojczykow do twardych mierni brzucha.
Tym razem wrażliwe piersi przypominały jej o ciaży, ale jeszcze nie umiała mu o tym powiedziec, nie chciała ryzykowac, skoro taka noc może sie; już nigdy nie powtorzyc. Wątpiła, by sam spostrzegł jakakolwiek zmiane w jej ciele. I miała racje;. Niczego nie zauważył.
Dotykaj mnie - błagała. - Nie przestawaj.
Wyciagneła do niego rece, jego wargi już jej nie
wystarczały. Chciała poczuc na sobie jego ciało, pragnęła sie; z nim złaczyc. Przez moment pomyslała o życiu, ktore wspolnie stworzyli, kołysanym teraz ich rytmem. Ale potem wszystkie mysli zmiotł na bok ich wspolny krzyk, i dopiero kiedy wrociła na ziemie;, odkryła, że jej policzki są mokre od łez. Zasneli objeci, a gdy Declan o swicie wstał, Caroline ledwie sie; poruszyła.
Declan - powiedziała zaspanym głosem.
Nie chciałem cie; budzic. Lepiej pospie jeszcze we własnym łożku. Do zobaczenia w pracy.
Nie mogłaś zasnac, jak wyszedłem? - zapytał Declan w korytarzu przed drzwiami jej pokoju.
Miała cienie pod oczami, jej skora była sucha i cienka jak papier. Nie po raz pierwszy Declan zastanowił sie, jak mogłby zdjac czesc ciężaru z jej barkow. Ostatnio towarzyszyło mu poczucie, że los spłatał mu kiepskiego figla.
Nie, wszystko w porządku - odparła. - Zasnełam, ale chłopcy buszowali rano jak słonie w składzie porcelany. - Podniosła dłon do ust, a on pomyslał, że Caroline powstrzymuje ziewniecie. Odwrociła sie; i sze- pneła: - Przepraszam - i pognała do łazienki.
Kilka pozornie nie majacych nic wspolnego zdarzen i wrażen zaczeło sie; w umysle Declana łęczyc. Jak barwne koraliki na sznurku układały sie; w pewien wzor.
Julianne wypatrzyła go z laboratorium i zawołała:
Biopsja Constanzy czeka, doktorze McCulloch. Pamieta pan? Doktor Forsythe dzwonił w tej sprawie.
Wiedział, że nie wolno mu czekac. Pacjentka w dwunastym tygodniu ciaży w cytologii wykazywała oznaki raka szyjki macicy. Przyszłośc ciaży zależy od tego wyniku.
Po godzinie drobiazgowego badania był gotośw pod- pisac sie; pod diagnozą. Zadzwonił do Brena Forsythe'a.
Nie jest inwazyjny.
Wiec dziecko jest bezpieczne. Dzieki za tak szybką diagnoze.
Caroline siedziała przy mikroskopie, kiedy Declan skonczył rozmowe z Brenem. Przeciał korytarz i położył dłon na jej ramieniu. Caroline podskoczyła.
Pora na przerwe? - spytał.
Dopiero co zrobiłam sobie przerwe;.
Zauważyłem. Gnałas korytarzem jak nastolatek, ktory biegnie na dymka. To już dzisiaj drugi raz? Czy trzeci?
Masz mi za złe?
Tak. A nie powinienem?
Zniżyła głos do szeptu, w jej oczach zalsniły łzy.
Pewnie masz do tego prawo - odparła - ale to nie znaczy, że moge; to zniesc w tej chwili. Jestem troche; rozbita.
Wyjdżmy stad. - Katem oka zobaczył, jak Natalia podnosi głowe; i patrzy na nich z wystraszona; mina;.
Wyjdżmy.
Zaprowadził Caroline do swojego samochodu i ruszył, nie myslac wcale, dokad jedzie, dopoki automatycznie nie zjechał na droge; do Cargoole i na farme; jej brata.
Przypomniał sobie miejsce na piknik, ktore ostatnio mijali. Skrecił i znalazł droge, ktora prowadziła nad rzeke; i konczyła sie; parkingiem, pustym tego dnia.
Zgadłes? - spytała Caroline, gdy wyłączył silnik.
Zgadłes, prawda?
Jeżeli jestes w ciaży, to tak, zgadłem. - Nie chciał, by zabrzmiało to tak obcesowo. Powiedziała mu przecież, że słabo sie; czuje. Coż, jemu też nie było lekko. Gorzej, nie wiedział, dlaczego jest zły. Wrzały w nim emocje, wobec ktorych był bezradny.
Zrobiłam test w piątek - oznajmiła.
I nie mogłas mi powiedziec, że cos podejrzewasz?
Niczego nie podejrzewałam. Uważałam, że to tylko przemeczenie i stres. A potem sobie przypomniałam o tej niestrawnosci. I zaraz zrobiłam test.
I milczałas. Musiałem sie; domyslac. Wczoraj nie piłas wina, nie tknełas herbaty, nie miałas apetytu. Ja też sadziłem, że to przemeczenie, dopoki nie zobaczyłem, jak biegniesz do łazienki i nie przypomniałem sobie, że tak samo było w piątek.
Caroline patrzyła przez przednią szybe.
Powiedz, dlaczego jestes taki zły, Declan.
Nie twierdze;, że to ma sens. Może nawet za chwile; cie; przeprosze;. Pewnie jestem potwornie niesprawiedliwy.
Nie przepraszaj. - Gdyby nie zaciskała zebow, żołądek znowu dałby o sobie znac. - Tylko mi wyjasnij. Uważasz, że zrobiłam to celowo? Ukartowałam z Tomem, żeby cie; zatrzymac? Oczywiscie, dziecko jest ostatnią rzecza, jakiej pragniesz.
Nie mogła dłużej znieśc uwiezienia w aucie. Postawiła stope; na ziemi i wysiadła, po czym ruszyła w strone; ogromnego eukaliptusa pochylonego nad wolnym nurtem rzeki. Dotkne;ła szarego pnia i znalazła pocieszenie w tej twardej, rzezśbionej powierzchni, a jej żoładek sie; uspokoił.
Declan poszedł za nia;.
Nie, dziecko mogłoby bycś najlepsza; rzecza; na śswiecie, gdybyśs od razu podzieliła sie; ze mna; ta; wiado- moscią. Gdybys sie; ze mną wczoraj nie kochała, wie- dzac o tym i milcząc. Przez całe trzy dni nie powiedzia- łas mi tak ważnej rzeczy. Wiesz, co mi to mowi? Ze nie bierzesz mnie pod uwage.
Nie. To nie tak, Declan.
Wiec mi wytłumacz, jak. Nie chce; byc na ciebie zły. - Usmiechnał sie; gorzko.
Chciałam ci powiedziec - odparła - ale ty nie mowiłes nic o przyszłosci. Naszej przyszłosci. Tom oznajmił mi w zeszłym tygodniu, że nadal rozważasz powrot do Londynu. Chciałam to przemyslec. Chciałam to odpowiednio wyrazic, żebys nie czuł, że wywieram nacisk.
Nacisk?
Glenfallon nie ma ci nic do zaofiarowania. Wszyscy to wiemy. Nieraz musiałam przypominac o tym Tomowi. Nasz oddział to tylko etap w twojej karierze. To, co nas łaczy... co nas łączyło... to tylko etap w twoim życiu. Jestem tego swiadoma, skoro znam twoje plany. Okazałam sie; jednak naiwna i slepa. Zamkne;łam oczy i zakochałam sie; w tobie do szalenstwa, lekceważac rzeczywistosc.
Mylisz sie;, Caroline. We wszystkim. Zasmiała sie; przez łzy.
Czy to możliwe? Zastanow sie;, zanim cos powiesz.
Glenfallon ma mi mnostwo do zaofiarowania. Wiesz o tym. A dziecko nadaje temu ostateczny sens. Pragnąłem czegos takiego. Czegos, co by to scemen- towało.
Jego akcent zamieniał zwyczajne słowa w poezje;. Serce Caroline waliło jak oszalałe.
Czegos solidnego, prawdziwego i niezachwianego
ciagnał - czego dotad nie odnalazłem. Kocham cie;.
Wzia;ł ja; w ramiona i szukał w jej oczach odpowiedzi.
Och, Declan - wykrztusiła przejeta.
Bedziemy miec dziecko. To najważniejsze. Londyn jest bez znaczenia. Studiowałem tam, a potem nie było powodu, żebym go opuszczał. Moja rodzina jest rozrzucona po swiecie. Zadne miejsce mnie szczegolnie nie ciagneło. Aż do tej chwili. Chcesz mieszkac w Glen- fallon, gdzie twoj syn czuje sie; szczesliwy, blisko twoich rodzicow i brata, i dla mnie to wystarczający powod, żeby tu pozostac. Kocham cie; i chce; sie; z tobą ożenic.
Tak, och tak. - Zalała ją fala niewysłowionego szczescia, wylewajac sie; z niej ze łzami i przybierając forme pocałunkow. Przez dłuższa chwile; żadne z nich nie powiedziało nic sensownego.
A kiedy wreszcie padły słowa, dotyczyły Josha.
Co on na to powie? - spytał Declan.
Lubi cie; .
Jako kumpla i kolege; mamy. Ale co be;dzie, kiedy zostane; jego ojczymem?
Musimy nad tym popracowac. Wierze;, że nam sie; uda. - Ze szczescia kreciło jej sie; w głowie. - Teraz czuje;, że poradze sobie z wieloma sprawami.
Także z macierzy!stwem? - szepnał. - Dla mnie to cos nowego. Bedziesz mogła mi pomoc.
Dla mnie to też nowe uczucie, bo to twoje dziecko.
No to powiedz, dlaczego uważasz, że Josh mnie zaakceptuje?
Pomoże nam fakt, że są z nami Sam i Mattie. Nie wspominając już o jego przyrodniej siostrze i macosze z Sydney. On już wie, że granice, za kto rymi kon czy sie; rodzina, nie są dane raz na zawsze.
Zrobie, co w mojej mocy.
Wiem. Robert powiedział, że jesli wyjde za maż, przemysli jeszcze raz wyjazd JoshadoWoodside. Chciałabym go trzymac za słowo. Nie masz nic przeciw temu?
Zeby Josh z nami mieszkał? Josh nie jest jedyną osoba, ktora odkryje radosc z rozszerzających sie; rodzinnych granic.
Tak, wiem.
Zyskasz całe mnostwo nowych irlandzkich krewnych, kiedy pojedziemy pochwalic sie; malenstwem.
Położył reke na jej brzuchu, a Caroline uniosła twarz i pocałowała go, zbyt szcze;sliwa, by mowic.
W ciagu kolejnych miesiecy zdarzały sie; jednak chwile, ktorych wolałby nie przeżywac. Swietnie obyłby sie; bez tych chwil, gdy Caroline - jego narzeczona;, a potem żone - dopadały mdłosci, bezsennosc i bol plecow. Pozbyłby sie; tej przerażającej godziny tuż przed ceremonią zaslubin, gdy wszystkie watpliwosci, jakie miał w stosunku do własnej osoby, a także te, jakie wzbudzała w nim instytucja małżenstwa, zbiły sie; w twardą jak skała gule; w jego gardle. Czy zdoła ją uszcze;sliwic? Czy spełni oczekiwania, ktore widział w jej oczach? Jakim be;dzie ojcem, dla Josha i dla malenstwa, ktore ma przyjsc na swiat w koncu marca?
Watpliwosci opusciły go z chwilą rozpoczecia ceremonii. Rodzice Caroline wrocili do Glenfallon. Caroline planowała pracowac w niepełnym wymiarze godzin. Sandie zakonczyła leczenie i z radoscią zajeła na powrot swoje miejsce w życiu synow i farmy. Mineło Boże Narodzenie, ktore Josh spedził z ojcem w Sydney. Robert zaakceptował w koncu Ranleigh.
Co drugi weekend spe;dzali w Comden Reach, gdzie
Declan nauczył sie; naprawiac ogrodzenie, nadzorowac owce i prowadzicś traktor. Był zdziwiony, jak bardzo mu sie; to podobało. Ciekawe dlaczego? Czy dlatego, że cieżka fizyczna praca stanowi tak ostry kontrast w poro - wnaniu z jego zawodową rutyną? Chyba chodzi o cos wiecej. Odzyskał rodzine, kto rej nie miał, odkad jego siostry i bracia rozjechali sie; po świecie.
Nadszedł marzec - koniec lata, kto re nie było tak cieżkie jak w poprzednim roku. Wiosenne opady zapełniły zbiorniki i pozwoliły przetrwac upały. Owce nie chorowały, ogrody Comden Reach bujnie kwitły.
To nasza ostatnia wycieczka tutaj przed narodzinami dziecka - zauważyła Caroline, kiedy szli do ogrodu po sałate; na kolacje;.
Chciałbym już pokazac farme moim rodzicom.
Widze;, że to miejsce obudziło w tobie instynkt posiadania.
Nie tylko to miejsce - odparł i pocałował ja; w kark. Bez przerwy miał ochote jej dotykac.
Sandie siedziała na werandzie i patrzyła na nich, gdy wracali do domu. Przybrała na wadze, włosy zaczeły jej odrastac, jasniejsze i bardziej krecone niż kiedys. Cała rodzina pracowała bardzo cieżko, by zapewnic jej odpoczynek i zdrowie, i jak dota;d jej organizm odpowiadał na to zgodnie z oczekiwaniami wszystkich.
Zeszczuplałas - rzekła Sandie do Caroline. - Zauważyłaś?
Tak. Dzis mam wrażenie, że lżej mi sie; oddycha. I czuje;... - nie dokonczyła.
No mysle! - zawołała Sandie. - To widac. Dziecko zeszło już nisko.
Declan troche; sie; zdenerwował, że Sandie przerwała jego żonie. Co czuje Caroline?
Obserwował ją ukradkiem, jak masowała krzyż i marszczyła czoło. Do wyznaczonej daty porodu brakowało trzy tygodnie. Josh od miesiąca uczeszczał do Ranleigh i czuł sie; tam dobrze. Bez problemow zaakceptował też nową powiekszoną rodzine. Rodzice Declana mieli przyjechac w naste;pnym tygodniu, a ich pobyt miał potrwac dwa miesiące. Kiedy oznajmił im, że żeni sie; z Caroline i zostaje w Australii, powiedzieli:
Przed laty rozważalismy emigracje; do Australii, jak byłes mały. Czyż koleje losu nie są zaskakujące, że w koncu tam wyladowałes?
Tak, dziwne i zaskakujące, ale wspaniałe.
Niecierpliwie oczekiwał narodzin potomka, ale to nie znaczy, że podobał mu sie; wyraz twarzy Caroline czy sposob, w jaki jedna; re;ka; masowała plecy.
Wporzadku? - spytał, zabierajaczjej rakpomidory.
Hm, mam pewne szczegolne sensacje. Troche; bardziej szczegolne, niż bym sobie życzyła.
Szczegolne to nie jest termin medyczny,
A powinien byc. - Coraz cieżej oddychała.
Potem przyszła godzina, którą Declan także najchet-
niej wykresliłby ze swojego życia. Caroline nie była przekonana, czy ma skurcze.
Przed urodzeniem Josha myslałam, że to skurcze, ale myliłam sie;.
Jestes pewna? Nie powinnismy wracac do miasta?
Na pewno zaraz mi przejdzie. Mam jeszcze trzy tygodnie - twierdziła Caroline. - Zjemy wczesnie kolacje; i, hm, no, teraz to jest to, o Jezu...
Co?
Zaczeło sie; - wykrztusiła. Pochyliła sie; nad kuchennym stołem i mocno go chwyciła.
Jedziemy - rzekł. - Zabieramy Josha i jedziemy.
Nie jestem pewna...
Przecież dopiero co powiedziałaś...
Czy nie lepiej wezwac karetke?
Dotrzemy do miasta, zanim tu przyjedzie.
Dobrze. - Skurcz min^ł i odetchneła spokojniej. Declan wypadł z domu, proszac Sandie, by pilnowała
Caroline. Chris z chłopcami wracali akurat do domu. Declan rzucił cos szybko i pobiegł z powrotem. Tuż za nim biegł Josh i wołał spie;tym głosem:
Czy mamie nic nie jest, Dec?
Zdał sobie sprawe, że niechcący przestraszył chłopca. Zaczekał na niego i scisnał go za ramiona.
Nie. Już to kiedys przeżywała, pamietasz? I było w porządku. To na mnie ktoś powinien wylac kubeł zimnej wody.
Uważaj, bo zaraz to zrobie.
Dobry chłopak. Weż sobie coś do jedzenia na droge.
Kiedy weszli do domu, znależli Sandie i Caroline w sypialni.
Ona tu urodzi - oznajmiła Sandie.
Nie!
Tutaj? Bez żadnej pomocy? Nie!
To wspaniale, Declan. - Sandie miała łzy w oczach. - Nigdy nie zapomne, że twoje dziecko przyszło tu na swiat. Nowe życie zacznie sie; własnie tutaj.
To zbyt ryzykowne. A jesli...?
Przestancie gadac - jekneła Caroline. - Nie ma wyboru.
Syn Caroline i Declana przyszedł na swiattrzydziesci piec minut pożniej. Powitali go wybranymi wczesniej imionami James Gerard. Declan jakims cudem zebrał sie; i zbadał swojego syna. Stwierdził, że jest doskonały - silny, zdrowy i gotowy, by przyssac sie do piersi.
Nie trzeba było wzywac karetki. Z miasta przyjechali jedynie Frank i Joy McLennanowie, by zobaczyc swojego czwartego wnuka. Przed ich przyjazdem Chris z Jo- shem przygotowali kolacje;. Sandie miała w domu ubranka i kocyki dla dziecka. I tak zamierzała je tego dnia podarowac Caroline i Declanowi.
Mały James spał w ramionach mamy, ktora teraz wygladała na zmeczoną.
Zabawne, jak sie; wszystko układa, prawda? - szepne;ła.
Tak. Ale w tej chwili jest dosc przyjemnie.
Tylko dosc przyjemnie? - spytała z usmiechem.
Wiesz, co czuje;. Wiesz, że nie mogłoby byc lepiej.
Tak, Declan, wiem - przyznała, gdy pochylił sie, by ja; pocałowac.
Dzie;ki tej kobiecie odnalazł swoje miejsce na ziemi i pragnał, żeby tak zostało już na zawsze.