Wyzwoliciel czy dyktator

Wyzwoliciel czy dyktator

Aby nauczyć się żyć z globalizacją, trzeba poważnie i spokojnie traktować jej plusy oraz minusy. Bo ludzie potrzebują nie tylko skrzydeł, ale także korzeni.

Jedni globalizację kochają, bo sądzą, że sprzyja dobrobytowi i zwiększa jednostkom możliwości wyboru. Inni jej nienawidzą, gdyż winią ją za staczanie się ludzi w nędzę. Uważają, że z jej powodu obywatele poddają się rosnącemu dyktatowi międzynarodowych koncernów, a demokratycznie wybrane rządy nie potrafią chronić środowiska i warunków pracy.

Czym więc jest globalizacja? Wielkim wyzwolicielem czy wielkim dyktatorem? A może jednym i drugim?

Wyobraźmy sobie miejscowość Dobrobycin. Jej lokalną gospodarkę zdominowała firma produkująca wyrafinowany sprzęt radiowy. Pewnego dnia zdobywa ona potężny kontrakt zagraniczny i z dnia na dzień szybko się rozwija. Powstają setki nowych miejsc pracy. Aktywność gospodarcza firmy zwiększa przychody lokalnego samorządu. Dobrobycin nagle ma dość pieniędzy, by ściągnąć dobrych nauczycieli. Dzieci otrzymują lepszą edukację, co stwarza im większe szanse dostania się na uniwersytet i większe szanse sukcesu w globalnej gospodarce, gdyż ceni ona wykształcenie oraz zdolności techniczne. Gdyby przeprowadzić ankietę w Dobrobycinie, czy znalazłby się choć jeden przeciwnik globalnej gospodarki?

A teraz wyobraźmy sobie inną miejscowość - nazwijmy ją Pechowo - gdzie upada największe lokalne przedsiębiorstwo: fabryka części samochodowych. 2 tys. ludzi idzie na bruk, bo zarząd stwierdził, że w Chinach są tańsi pracownicy, a dodatkowo firma będzie bliżej chłonnego rynku azjatyckiego. Straciwszy największego podatnika, lokalny samorząd Pechowa staje w obliczu bankructwa. Musi podnieść podatki, zamknąć niektóre szkoły, obciąć płace nauczycieli. Z miasta wyprowadzają się setki ludzi, zwłaszcza młodzi, bo wiedzą, że w ich rodzinnej miejscowości nie ma przyszłości. Być może część z nich przeniesie się do Dobrobycina.

Oto dwie opowieści o globalizacji - wielkiej koncepcji Frederico Stelli, profesora prawa z mediolańskiego uniwersytetu katolickiego. Pierwszy raz zetknąłem się z nią kilka lat temu na zebraniu Rady ds. USA i Włoch. Prof. Stella nie wymyślił historii o dwóch miastach, ale zawarta w niej idea doskonale oddaje dwuznaczność globalnej gospodarki. Może ona rozwiązać albo pogłębić lokalne problemy, często w wyniku decyzji zapadających gdzieś bardzo daleko.

Prof. Stella przewidywał, że obywatele będą chcieli wpływać na to, co dzieje się zarówno w ich lokalnych społecznościach, jak i na całym świecie, oraz nalegać na bardziej demokratyczny sposób rozwiązywania ponadnarodowych problemów. Jednak krytycy globalizacji uważają, że nie ma sensownego sposobu demokratyzacji globalnej gospodarki. Na tym samym spotkaniu Jay Mazur, prezes amerykańskiego związku pracowników branży tekstylnej, przedstawił wizję światowego rynku jako "ekonomicznego Dzikiego Zachodu", "systemu, w którym dyskutuje się nad setkami najrozmaitszych rozwiązań prawnych, podczas gdy dominuje w nim jedynie prawo brutalnej siły".

To ostre słowa. Richard Gardner, były ambasador USA we Włoszech i profesor prawa Uniwersytetu Columbia, spróbował pogodzić oba stanowiska. Według niego zwolennicy wolnego rynku, tacy jak on sam, powinni zrozumieć, że istnieją różne napięcia. Większość zwolenników wolnego handlu słusznie naciska na globalne reguły chroniące własność intelektualną i prawa patentowe. Ale kiedy owe reguły zastosuje się do leków - mówił Gardner - ich ceny skoczą tak wysoko, że bardzo wielu chorych ludzi z Trzeciego Świata nie będzie stać na leki ratujące im życie. Kto rozwiąże ten konflikt?

Większość zwolenników wolnego handlu - co zrozumiałe - domaga się międzynarodowych regulacji chroniących własność przed rządową interwencją. Ale jednocześnie - zauważył Gardner - traktują oni ostre przepisy o ochronie środowiska czy bezpieczeństwa pracy jako naruszenie własności prywatnej, ponieważ zmuszają właścicieli do ponoszenia kosztów. Jakich więc kryteriów użyć w globalnym systemie, by odróżnić interwencję od rozsądnego prawa?

Przykłady Gardnera są sugestywne. Wskazują przypadki, gdzie prawa własności zderzają się z innymi przepisami. Globalny system gospodarczy będzie musiał godzić takie sprzeczności, jeśli chcemy jednocześnie chronić prawa własności i inne wartości. Rozsądek nakazuje przestrzeganie praw chroniących własność prywatną. Dlaczego nie miałby też nakazywać przestrzegania globalnych praw socjalnych?

Mazur uważa, że przywódcy biznesu mają wybór: pójść "ścieżką reform na poziomie międzynarodowym" albo stawić czoło wielu lokalnym i narodowym protestom na rzecz środowiska i praw pracowników. Jeśli zwolennicy wolnego handlu chcą zachować powszechne poparcie dla swego systemu, muszą zmierzyć się z żalami Mazura i pytaniami Gardnera. Jeśli miasta w rodzaju Dobrobycina chcą dobrze prosperować, powinny wyciągnąć pomocną dłoń do ludzi z miejscowości takich jak Pechowo.

Ale łatwiej to powiedzieć niż zrobić. Teoretycznie zasobniejsze kraje mają dość pieniędzy, by przenosić zasoby - nie tylko pieniądze, ale także edukację, szkolenia, może nawet kapitał inwestycyjny - z rejonów-zwycięzców w globalnej grze ekonomicznej w miejsca, które w tej grze przegrały. To pozwalałoby mieć nadzieję, że przegrani w końcu odniosą sukces. Idea pomocy jednostkom w czasach kryzysu jest głęboko zakorzeniona w europejskiej myśli politycznej - zarówno chadeckiej, jak i socjaldemokratycznej. Bez silnych zabezpieczeń socjalnych na poziomie narodowym i międzynarodowym globalna gospodarka dla ogromnej części świata będzie katastrofą.

Jednak zasoby, jakimi ludzie sukcesu nawet w bogatych krajach mogą podzielić się z tymi, którym powiodło się gorzej, też są ograniczone. Inna kwestia dotyczy tego, ile bogaci zechcą oddać biednym. Nie brakuje też dobrych wolnorynkowych argumentów za ograniczeniem takich transferów. W dłuższej perspektywie dotowanie klęski - jak widać to na przykładzie polskiej gospodarki - może oznaczać jeszcze większą klęskę i brak pomocy komukolwiek. Ten problem najlepiej uchwycono w dowcipie jeszcze z czasów komunizmu: "My udajemy, że pracujemy, oni udają, że nam płacą".

W opowieści o dwóch miastach młodzi ludzie z Pechowa mogli się przeprowadzać do Dobrobycina, gdzie mieli szansę wywalczyć lepszy los dla siebie i swoich dzieci. Globalna konkurencja zachęca do przenoszenia się i podejmowania nowych wyzwań. Ale mamy tu również do czynienia ze stratą. I właśnie ona jest jednym z powodów, dla których globalizacja wzbudza kontrowersje.

Ludzie potrzebują nie tylko skrzydeł, ale także korzeni. Globalna gospodarka nagradza mobilność i chęć zmian bardziej niż lojalność i stałość. To jeden z politycznych paradoksów globalizacji. Na Zachodzie, zwłaszcza w krajach anglosaskich, polityczne ruchy konserwatywne trzymają stronę globalizacji ze względu na swoje wolnorynkowe przekonania. Ale globalny rynek to potężna siła walcząca z konserwatyzmem, o ile konserwatyzm mierzymy miłością, a nawet uwielbieniem dla lokalnych więzów rodzinnych i regionalnych, dla tradycji mających początek jeszcze przed powstaniem kapitalizmu.

To wyjaśnia głębokie niezdecydowanie społecznej myśli katolickiej wobec rynku i globalizacji. Katolicka teoria społeczna znajduje się w opozycji zarówno do centralnego planowania, jak i do niszczącego działania rynku. Z tych samych powodów w sojuszu antyglobalistycznym można znaleźć zarówno przedstawicieli lewej, jak i prawej strony sceny politycznej. Lewica krytykuje sposób, w jaki globalizacja wzmacnia instytucje kapitalistyczne. Prawica z kolei pokazuje, jak te instytucje niszczą tradycyjne układy i podważają odwieczne wartości kulturowe.

Ekstremistów z tego swoistego sojuszu lewicowo-prawicowego można uznać za zagrożenie dla instytucji liberalnej demokracji. W Stanach Zjednoczonych winnych za wydarzenia z 11 września próbowano się doszukiwać w kręgach antyglobalistów. Rozumowano, że islamscy ekstremiści, tak jak radykałowie z prawicy i lewicy w Europie i w USA, pragną świata, w którym ograniczono by wpływy ekonomiczne i kulturowe zewnętrznych instytucji (zwykle utożsamianych z amerykańskim kapitalizmem). Radykalna prawica i lewica, tak jak radykalne ruchy islamskie, nie ufa kulturze liberalnego kapitalizmu, jego strukturom ekonomicznym oraz ich niszczącej sile.

Jeśli chodzi o absolutnych ekstremistów, w tej analizie może tkwić ziarno prawdy. Ale jeśli w ten sposób potraktujemy cały ruch antyglobalistyczny, nie zrozumiemy bardziej umiarkowanych emocji, powszechnych zarówno w bogatych, jak i w biednych krajach. Miłośnicy amerykańskich filmów i rock and rolla mogą przecież krytykować pewne aspekty globalnej kultury w dużym stopniu tworzonej w Ameryce. Zwolennicy dynamiki globalnego kapitalizmu mają prawo nie zgadzać się z niesprawiedliwościami, jakie niesie ona ze sobą. Głoszący potrzebę inwestycji zagranicznych w biednych krajach mogą przecież rozumieć, że owe inwestycje potrafią być niszczące dla społeczeństw Trzeciego Świata.

Jak podkreśla prof. Gardner, problemy, przed jakimi stoją dziś globalne instytucje ekonomiczne, nie dotyczą już - o ile kiedykolwiek dotyczyły - wyłącznie taryf celnych czy dotacji dla poszczególnych lokalnych sektorów, takich jak rolnictwo. Globalna gospodarka wymaga globalnych reguł, niemal każda kwestia polityczna ma zasięg zarówno globalny, jak i lokalny czy narodowy. Szczególnie trafny jest tu przykład Gardnera o tym, jak prawa chroniące własność intelektualną wpływają na dystrybucję leków na świecie. Wokół tej właśnie kwestii toczy się nowa runda negocjacji o wolnym handlu, bo globalizacja nagle dotknęła ważkiego społecznie problemu, jakim jest opieka zdrowotna.

Debata o globalizacji nie posunie się naprzód, o ile krytycy nie uznają jej osiągnięć, a zwolennicy nie uświadomią sobie jej braków. Obie strony muszą też uznać, że globalna gospodarka to nic innego jak tylko gospodarka. Nie mamy na razie politycznych systemów przystosowanych do globalizacji.

Wiemy jednak, że demokracja jest systemem politycznym, który najlepiej odpowiada rynkowym wymaganiom globalnej gospodarki. Ale prawdziwie demokratyczny system stawia zadania, z jakimi rynek nie poradzi sobie bez wsparcia rządów. Owe zadania to ochrona środowiska i bezpieczeństwo socjalne oraz skromna choćby redystrybucja owoców dobrobytu na rzecz miejscowości w rodzaju Pechowa. Aby przetrwać i dobrze funkcjonować, globalna gospodarka musi przystosować się do ustrojów demokratycznych, bo w końcu od nich zależy.

Każde ludzkie społeczeństwo potrzebuje kultury - zwykle zakorzenionej w tradycji - kultywującej cnoty, na jakich opiera się współpraca i zaufanie. Jak twierdzi Francis Fukuyama, gospodarka rynkowa nie może przetrwać bez wysokiego poziomu zaufania. Rynkowe gospodarki wspierają pewne ważne cnoty, ale globalny rynek ekonomiczny może zniszczyć spójność społeczną i spustoszyć tradycyjne społeczności. Tych problemów nie można ignorować ani po prostu uznać, że jest to cena, jaką płacimy za większą wolność. Wolność osobista to osiągnięcie społeczne, a socjalny chaos może podważyć istotę instytucji niezbędnych i wolności, i rynkowi.

A zatem globalizacja jest wyzwolicielem. Ale powoduje również wielkie i często szkodliwe zawirowania. Aby nauczyć się z nią żyć, trzeba z powagą podchodzić zarówno do jej mankamentów, jak i możliwości.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Książe czy dyktator, Miłość i narzeczeństwo
Per Ake Westerlund, Lenin, dyktator czy wódz rewolucji do c 1
Czy Putin powinien wyzwolić Wzgórza Golan
III RP jeszcze fasadowa demokracja czy już dyktatura
ortografia rz czy ż
Czy rekrutacja pracowników za pomocą Internetu jest
WOLNOŚĆ CZY KONIECZNOŚĆ
Eutanazja ulga w cierpieniu czy brak zrozumienia jego sensu
Telewizja sojusznik, czy wróg
Energetyka jądrowa szanse czy zagrożenia dla Polski
Osobowość twórcy czy osobowość twórcza
CZY DZIESIECINA JEST OBOWIAZKOW Nieznany
Czy Bóg dzisiaj uzdrawia
chlopiec czy dziewczynka XUDHZZKC4E64BAD26DODKYBJNXI7KLO44H2SDUI
201 Czy wiesz jak opracować różne formy pisemnych wypowied…id 26951
Czy należy karać surowiej
Czy wy wiecie

więcej podobnych podstron