Rozdział szesnasty (A)
Rozsądnie byłoby spodziewać się, że Draco i Harry spędzą resztę niedzielnego popołudnia oraz wieczoru na przenoszeniu rzeczy z mieszkania do rezydencji. Teoretycznie? Owszem. Praktycznie? Skąd. Obaj zbyt intensywnie zajęli się polerowaniem biurka Lucjusza tyłkiem Dracona, żeby dać dojść do głosu rozsądkowi. W niepamięć poszła też sprawa drzewa genealogicznego Potterów, o którym Draco przypomniał sobie dopiero, gdy wyczerpany zsunął się z mahoniowego blatu, by podnieść spodnie z podłogi.
Narcyza i Griffin zjawili się niedużo później. We czwórkę zjedli kolację, dyskutując o planach matrymonialnych Dracona i Harry’ego. Matka aż się popłakała. Popłakała! Była tak wzruszona, że nie miała siły wstać z krzesła i wziąć Dracona w objęcia. Przywołała go tylko do siebie skinieniem dłoni, a on usłuchał, klękając obok jej krzesła i pozwalając jej wypłakać swoje szczęście na jego ramieniu. Gdy matka moczyła mu łzami koszulę, spojrzał ponad jej ramieniem na Griffina, na którego twarzy malowało się czyste uczucie. Mężczyzna odczekał trochę, a potem podał Draconowi serwetkę, którą ten wcisnął matce do ręki, czym zmusił ją do wyprostowania się i otarcia oczu. Wymiana uścisków z Harrym miała równie mokry koniec, a kiedy wreszcie przemieścili się Siecią Fiuu do jego mieszkania, woląc nie pozostawać we dworze, Draco z rezygnacją odkrył pozostałości wzruszenia matki na delikatnym jedwabiu swojej koszuli. Harry roześmiał się tylko i przytulił go na pociechę, dodatkowo wzmocnioną obietnicą kupna dwóch nowych koszul.
***
Przez kilka kolejnych wieczorów pakowali stopniowo rzeczy Harry’ego i przenosili je do sypialni Dracona w rezydencji. Miały tam pozostać do chwili, w której pojawią się dekoratorzy i architekci wnętrz, by rozpocząć prace nad pokojami wybranymi przez nich na stałe. Apartamenty były wspaniałe. Należały kiedyś do babki Dracona ze strony ojca i z tego właśnie powodu nie zostały zajęte przez jego rodziców.
Ich przyszła siedziba składała się z olbrzymiego salonu o wielkim, sięgającym od podłogi do sufitu oknie, wychodzącym na francuski ogród na tyłach dworu. Przed oczami wyobraźni Dracona przesunął się gustowny zestaw kanap i foteli ustawionych tak, by móc patrzeć prosto na zewnątrz. Niemal widział, jak razem z Harrym siedzą tu przy śniadaniu, czytając gazety i ciesząc oko panoramą za oknem, zmieniającą się wraz z porami roku. Sypialnia również oferowała spektakularne widoki za szybą, ale prawdziwym gwoździem programu był stiuk pokrywający sufit: mniej lub bardziej plastyczne płaskorzeźby splątanych pnączy winorośli wśród wielkich, rozkwitłych w pełni kwiatów. Wyglądało to przepięknie, a romantyczną atmosferę podkreślało szerokie, staromodne łoże wsparte na czterech kolumnach. Apartament uzupełniały dwie garderoby i dwie łazienki, choć Draco wątpił, czy jedna z nich będzie w najbliższej przyszłości często używana. Obaj czuli się ze sobą tak dobrze, że pozostawało bardzo niewiele intymnych czynności, przy których woleli jeszcze zachować całkowitą prywatność.
Do czwartkowego wieczoru Harry, pod czujnym okiem Dracona, zdążył poznać wszystkie skrzaty domowe. Uzyskał przy tym maksymalną ilość punktów za swoje zachowanie, które nie zmusiło ich do ucieczki z krzykiem, gdzie pieprz rośnie.
Draco ogarnął tęsknym wzrokiem sypialnię, która służyła mu przez całe życie, uśmiechając się do siebie na widok porozrzucanych tu i ówdzie rzeczy Pottera. Nie mógł się już doczekać nowiusieńkich pokoi, gdzie będą mogli stworzyć swoją niepowtarzalną mieszankę stylów — ich własną, prywatną sygnaturę. Zamknął za sobą cicho drzwi sypialni i niespiesznie zszedł krętymi schodami na spotkanie z Harrym na dole, w holu, skąd chcieli jeszcze raz wrócić Siecią Fiuu do mieszkania. Planowali zacząć nowe, podzielone między tymi dwoma siedzibami życie od najbliższego weekendu i chociaż Draco spędził u Pottera tak wiele sobót i niedziel, tym razem nie poczuje się tak, jakby był tylko gościem. Będzie tam u siebie, w domu.
Gdy leżeli już w łóżku, dotykając się palcami rąk, Harry wyszeptał:
— Boisz się?
— Oczywiście, że nie — powiedział Draco i przekręcił się na bok, przywierając do niego piersią i zarzucając nogę na jego uda. — Za jednym zamachem podwoiłem swoją kolekcję spinek do mankietów, więc czym mam się przejmować?
Harry roześmiał się cicho i cmoknął go w czoło.
— Jeszcze nigdy z nikim nie mieszkałem — przyznał. — To znaczy, oprócz szkoły, ale to się raczej nie liczy.
— A czy w takim razie ty się boisz? — spytał Draco ostrożnie i przesunął dłonią po jego piersi, pieszcząc skórę opuszką kciuka.
Harry westchnął.
— Tego, że cię rozczaruję? Tak.
— Przestań — wymruczał Draco prosto w jego policzek. Igiełki zarostu połaskotały go lekko w wargi. — Ufam ci całkowicie, Harry. — Była to absolutna prawda. — Powierzyłbym ci moją matkę, a nic w moim życiu nie było tak ważne jak ona.
Harry zamilkł i Draco zaczął się martwić, czy nie powiedział czegoś niewłaściwego, wywierając na Pottera zupełnie nową presję. W końcu Harry szepnął:
— Kocham twoją mamę. Traktuje mnie tak, jakbym był jej dzieckiem.
Znów zapadła długa cisza. Draco wiedział, że Potter pogrążył się w zadumie, której przyczyną mogło być sto różnych rzeczy.
— Na szczęście nim nie jesteś, Merlinowi niech będą dzięki — prychnął, próbując lekko zażartować. — Nie wydaje mi się, żeby nawet najbardziej tolerancyjne społeczeństwo dopuszczało małżeństwa między braćmi.
Poczuł ulgę i satysfakcję, gdy Harry zaśmiał się krótko, a atmosfera wróciła do normy. Pocałowali się na dobranoc, a Draco wymruczał kilka tradycyjnych „kocham cię” w delikatną skórę na karku Pottera. Wszystko miało ułożyć się jak najlepiej.
***
W piątek, tuż przed poranną przerwą na kawę, do biura Dracona dostarczono bardzo interesujący list. Patrycja autentycznie wpadła do jego pokoju, w jednej ręce trzymając zastawioną tacę, a w drugiej pergamin.
— No już, puszczaj farbę — powiedział głosem wskazującym na podenerwowanie, który w istocie oznaczał doskonały humor. — Dobrze wiem, że aż się do tego palisz.
— To z redakcji „Alohomory!” — wykrzyknęła piskliwie, nie potrafiąc ukryć wielkiego podekscytowania. — Chcą opublikować artykuł o panu i panu Potterze. Najwidoczniej zasypano ich żądaniami wywiadu z panami po tym, jak lady Malfoy napomknęła, że marzy jej się, by ujrzeć panów w szczęściu, zamężnych i ustatkowanych. Wywołało to bardzo żywą publiczną dyskusję — mówiła z ożywieniem, a Draco poczuł się mile połechtany, że wyraźnie pragnęła dla nich tego samego.
— Hmm — mruknął z namysłem. — Nie jestem pewien, czy zgoda na wywiad to najlepszy pomysł… — Ledwo panując nad rozbawieniem, patrzył, jak na twarzy Patrycji rodzi się coś na kształt niezrozumienia i niedowierzania. W końcu zareagowała.
— Ale pan po prostu musi! To przecież „Alohomora!” — zawołała zszokowana, ale po chwili jej mina zaczęła topnieć i stopniowo przechodzić w wyraz rezygnacji, gdy tylko zrozumiała, że Draco próbuje ją nabrać. — To był okrutny żart — wytknęła mu, choć z ledwo powstrzymywanym uśmiechem.
— Ale taki przyjemny — odparł i upił łyk kawy, spoglądając na nią ponad brzegiem kubka. — Myślę, że powinienem zapytać Harry'ego, co tym sądzi, zanim im odpowiem.
— Zaraz podam panu pergamin — odezwała się pospiesznie, znów zaabsorbowana swoimi zadaniami.
— Nie, nie trzeba — powiedział. — Wezmę dziś wolne popołudnie, kiedy tylko dokończę podliczanie wysokości pożyczki Holendrów. Zrobię mu niespodziankę w pracy i porozmawiam z nim osobiście. W końcu nigdy jeszcze tam nie byłem. — O, tak. Czemu nie? Harry zawsze zabawiał go anegdotkami o kolegach z pracy i Draco uznał, że najwyższy czas ich poznać.
Uporządkowanie biurka oraz bieżących spraw przed weekendem nie zajęło mu dużo czasu. Postanowił też wysłać Patrycję wcześniej do domu — ku jej wielkiemu zaskoczeniu — i już kilka minut po dwunastej stał w kominku we własnej recepcji z garścią pełną proszku Fiuu.
— Beechdown House, Guildford! — wymówił wyraźnie, rzucając proszek w palenisko. Natychmiast został wessany przez wir Sieci Fiuu, który moment później wypluł go u celu.
Znalazł się w rustykalnej, utrzymanej w stylu wiejskiego dworku recepcji, przyjemnie zaskoczony faktem, że tutejszy kominek utrzymany był w doskonałej czystości. Jego garnitur od Boatenga wyglądał tak samo nieskazitelnie jak na początku podróży. Wzruszył ramionami w duchu. Punkt dla gospodarzy, pomyślał.
Młoda, wyraźnie przestraszona czarownica wskazała mu drogę na piętro, do głównego biura. Draco chłonął wszystkie szczegóły tego przytulnego miejsca, do którego wzywały Harry'ego codzienne służbowe obowiązki. Na pierwszy rzut oka mogłoby się zdawać, że jest to dom zdziwaczałej starej panny ze słabością do kotów, ponieważ każda dostępna powierzchnia, której nie pokrywały kwieciste tapety lub materiały, była udekorowana kiczowatymi ozdóbkami z kocim motywem z rodzaju tych najsłodszych, sprawiających, że w Draconie przewracały się wnętrzności. Zdecydowany brak punktów za wystrój domu, stwierdził surowo w myślach.
Zamiast zaproponować mu oprowadzenie z prawdziwego zdarzenia, Mary, recepcjonistka, bąknęła pod nosem coś nonsensownego, po czym zostawiła go w pustym, jak się zdawało, pokoju, sama zaś jak strzała pomknęła schodami na dół. Draco stał ze zmarszczonym czołem i zastanawiał się, ile czasu zajęłoby Patrycji zrobienie z niej porządnej sekretarki.
— Hej! — zabrzmiał zaskoczony okrzyk Harry’ego i Draco zobaczył, jak wyłania się zza oparcia odwróconego tyłem wysokiego krzesła o potwornej tapicerce, a po chwili zbliża do niego z radosnym błyskiem w oczach. Draco przyłapał się nagle na tym, że sam również uśmiecha się jak głupi do sera. Z całych sił stłumił ogarniający go rzewny nastrój, starając się sprawiać wrażenie bardziej rzeczowego.
Nie dbając nawet o pozory przyzwoitości, Harry położył mu obie dłonie na karku i przyciągnął go delikatnie do pocałunku, a Draco musiał zrobić wszystko, co w jego mocy, żeby nie stracić głowy. Poczuł w ustach czubek języka, okrążający jego własny i jego ręce same odnalazły wygodne oparcie na biodrach Pottera. Ścisnął je tak mocno, że z gardła Harry’ego wyrwał się jęk.
Oderwali się od siebie, odrobinę półprzytomni, kiedy powietrze przecięło głośne „och”, zdecydowanie rodzaju żeńskiego. Nie był to dźwięk obrzydzenia. Przypominał raczej odgłos wydany przez nabuzowaną hormonami kobietę w średnim wieku, która przypuszczalnie w tej właśnie chwili zmagała się z gumką majtek, usiłując wsunąć w nie dłoń i zlokalizować miejsce, którego przydatność już dobry czas temu spisała na straty. Majtek w rozmiarze XL, sprecyzował Draco w duchu, zerkając ponad ramieniem Pottera na oblicze rzeczonej niewiasty oraz kilka innych twarzy, które również obróciły się na swoich krzesłach, by przyjrzeć się wnikliwie ich aktywności.
Autorka ochnięcia, kobieta o bardzo czerwonym obliczu i w wieku zdecydowanie bardziej zaawansowanym niż średni, zerwała się z miejsca z werwą zaskakującą przy jej przypominającej puffka budowie. Wyciągnąwszy ramiona, zaczęła przeciskać się w ich stronę między krzesłami. Draco zaczerpnął głęboko tchu i przygotował się na nadciągającą torturę.
— Draco, to moja przełożona, Marjory Miggins. Marjory, Draco Malfoy, mój partner — powiedział Harry. Draco poczuł falę gorąca zalewającą mu policzki, gdy tylko usłyszał, w jaki sposób Potter wymówił jego imię. Trudno o większą dozę uwielbienia.
— Witam panią — wyrzekł oficjalnym tonem, po czym skłonił się lekko, ujął jej dłoń i musnął ją wargami, ani na chwilę nie zapominając o swoich manierach. Znów wydała z siebie ten urwany dźwięk, a Draco zobaczył, jak unosi roztrzęsioną rękę do piersi i przyciska ją mocno do serca. Boże najdroższy, ona chyba nie dostanie teraz zawału? , przemknęło mu przez głowę, ale już chwilę później Marjory zaczęła dosłownie rozpływać się z przyjemności, że nareszcie go poznała.
Draco ledwie był w stanie utrzymać na niej wzrok. Omal nie dostał oczopląsu od jej nienaturalnie jaskrawych, zabarwionych henną włosów, gryzących się z obszerną jak namiot szatą w kolorze kaczeńca i porażająco fuksjową szminką. Kręciło mu się w głowie od samego patrzenia na nią i pospiesznie zaczął szukać czegoś bezpiecznego do skupienia uwagi, co pozwoliłoby mu nie oślepnąć od tego oszałamiającego nadmiaru nasyconych barw. Skoncentrował się na rękawie jej szaty, z rosnącym przerażeniem przyglądając się motywowi trzech kociąt zajętych zabawą z kłębkiem włóczki na czymś podobnym do jaskrawego, zeszmaconego dywanika.
— Co za zdumiewająca szata — wydusił wreszcie, uświadomiwszy sobie, że Marjory przestała mówić i najwyraźniej czekała na jego odpowiedź.
— Och, dziękuję, dziękuję! — wykrzyknęła z szerokim, promiennym uśmiechem. — Uszyłam ją sama z materiału na zasłony. — Sprawiała wrażenie niesłychanie dumnej ze swoich krawieckich umiejętności. Draco robił wszystko, co w jego mocy, by zatuszować, co naprawdę kryło się za jego słowami. Prawie mu się udało.
— Doprawdy? — zapytał, umiejętnie udając zainteresowanie. A przynajmniej tak mu się zdawało, dopóki nie poczuł kuksańca w bok, dyskretnie wymierzonego przez łokieć Pottera. — Nikt by się nie domyślił.
— Och, Harry — zaćwierkotała. — Jest jeszcze bardziej urzekający, niż twierdziłeś! — Wyciągnęła ramię i pulchnymi palcami uszczypnęła Pottera w policzek. Draco poczuł silne pragnienie, by obsypać ją klątwami, aż zapomni, jak się nazywa. Chrząknął, a Harry pociągnął go dalej, by przedstawić mu pozostałych kolegów.
Okazali się kolorową, zróżnicowaną mieszanką, złożoną z kobiety o znudzonym, ale kompetentnym wyglądzie, trzęsącego się, starego jegomościa, który wiek emerytalny osiągnął już dobre kilka lat temu, dwóch rozflirtowanych dwudziestoparoletnich czarownic, które zagadywały każdego, kto na nie spojrzał oraz młodego chłopaka, sprawiającego wrażenie totalnego żółtodzioba, najprawdopodobniej kogoś w rodzaju praktykanta. Jako niepoprawny snob, Draco ocenił pospiesznie ubiór zebranych i doszedł do wniosku, że sam krawat Harry'ego przypuszczalnie kosztował więcej niż cała garderoba jego współpracowników.
Potter nakłonił Dracona, żeby usiadł i poczekał, aż dokończą krótkie zebranie; w tym celu transmutował taboret w niezwykle imponującą kopię krzesła barcelońskiego*, na co zewsząd rozległy się głośne achy i ochy.
— Czemu nie zrobiłeś dotąd tak ładnego fotela dla kogoś innego? — wyskoczyła z pytaniem jedna z rozświergotanych młodych czarownic.
— Ponieważ nikt inny nie jest miłością mojego życia — odparł Harry tonem dalekim od usprawiedliwienia, kompletnie ignorując westchnienia i pomruki, jaki jest słodki i kochany. Draco arystokratycznie uniósł brew, a Potter odpowiedział uśmiechem.
Spotkanie wkrótce dobiegło końca. Jego celem najwyraźniej było luźne sprawozdanie z aktualnych przypadków, a kiedy Harry zaanonsował, że wszystkie sprawy zostały zamknięte, Draco powiedział:
— Świetnie! Mam wolne popołudnie, więc mogę cię stąd porwać na spokojny obiad w jakimś miłym miejscu. Uważam, że obaj zasłużyliśmy sobie na nagrodę za tydzień pracy, a poza tym są pewne rzeczy, które musimy omówić.
Harry właśnie miał się zgodzić, kiedy przerwała mu Marjory.
— Och! No cóż, miałam nadzieję, że dokończysz jeszcze raport o trollu, którego widziano w Dorking, Harry. Robisz wszystko o wiele szybciej niż inni, oszczędzi mi to całe godziny! Tak się cieszyłam, że zabiorę Flopsy do salonu na pielęgnację futerka…
Draco odniósł wrażenie, że Marjory wyraża coś mocniejszego niż tylko nadzieję. Prawdę mówiąc, przywołała już swoją pelerynę wraz z torebką i zaczęła pospiesznie wbijać się w rękawy, przypuszczalnie po to, by nie dać Harry'emu szansy na sprzeciw i wyjść stąd możliwie najszybciej. Julia — ta znudzona, lecz kompetentna — wydała westchnie irytacji i skrzyżowała ramiona na piersi, nie mówiąc jednak ani słowa. Ach, pomyślał Draco. Pokazowa demonstracja polityki wewnątrz firmy.
Przygryzł język, żeby powstrzymać się od kąśliwej uwagi i z coraz większą złością patrzył, jak Harry stara się sformułować właściwe słowa — zgody czy też protestu — których jednak nie zdążył wymówić, ponieważ Marjory potruchtała do wyjścia, pozostawiając po sobie zimne milczenie.
Draco odwrócił się do Pottera z najbardziej malfoyowskim ze swoich spojrzeń, a wszyscy z wyjątkiem Julii podnieśli się z krzeseł i wynieśli z pokoju tak szybko i cicho, jak mogli. Gdy byli już prawie sami, Draco wybuchnął:
— Kim ty jesteś, do jasnej cholery, i co zrobiłeś z kręgosłupem mojego Harry'ego?
— No, ale ona jest taka miła… — zaczął Potter i przesunął nerwowo rękoma po udach.
— I tak kurewsko, niewiarygodnie leniwa — uzupełniła Julia. Draco zerknął na nią, wdzięczny za poparcie. Wymienili spojrzenie, które mówiło, że oboje z absolutną jasnością widzą, że Harry pozwala się wykorzystywać przez Marjory, jest jednak za miękki, by zmienić ten stan rzeczy.
— Nie mów tak — powiedział Potter ostro, biorąc szefową w obronę. — Zawsze sprawiała, że czułem się jak ktoś zupełnie normalny, mogę więc chyba odwdzięczyć się jakimś cholernym drobiazgiem za to, że mam tu ciszę i spokój.
Julia puściła jego słowa mimo uszu i nie spuszczała wzroku z oczu Dracona.
— To Harry powinien być szefem tego biura. Sam dobrze o tym wie, my o tym wiemy i zakład, że przeklęta Marjory również. — Przeniosła spojrzenie na Pottera, a na jej twarzy zjawiło się coś na kształt współczucia. — Wiem, że nie skacze nad tobą bez przerwy, Harry, niemniej wyróżnia cię na inne sposoby. Przecież musiałeś to zauważyć.
Draco pomyślał, że dyskusja na ten temat nie była dla nich nowością. Wręcz przeciwnie, powracali do niej wielokrotnie.
— Po prostu chcę tylko żyć spokojnie — westchnął Harry.
— Nie bądź naiwny — odparła Julia. — Marjory powinna odejść na emeryturę. Przypomnij sobie tylko tę zeszłoroczną katastrofę z serią wyjców porozsyłanych do mugolskich skrzynek pocztowych. Ile czasu zajęło nam naprawianie całego bałaganu?
Draco patrzył, jak Harry pociera twarz i powieki, zostawiając na nich żywoczerwone ślady.
— Wiem, że powinienem się jej postawić. Przecież kiedyś próbowałem. — Odwrócił się do Dracona ze szczerze zbolałą miną. — Kiedy jej powiedziałem, że w tym roku nie będę mógł pracować w Boże Narodzenie, płakała przez całe dni. Naprawdę było mi ciężko jej odmówić. Ona potrafi zachować się tak, że bez przerwy czuję się cholernie winny, jakbym zostawił ją na lodzie.
— Ale to do ciebie niepodobne — powiedział Draco i pochylił się, zamykając palce wokół jego dłoni. — To podobne do Harry'ego, jakiego znałem ze szkoły: bezmyślnego i poddającego się manipulacjom. Obaj wiemy, że nie jest to twoje prawdziwe oblicze.
Harry nie odpowiedział. Zapatrzył się w jedno z bogato udrapowanych okien, choć ciężkie zasłony zakrywały większą część widoku. Draco i Julia spojrzeli na siebie i zgodnie westchnęli z frustracją.
— Zakładam, że to Marjory zajęła się wystrojem tych pomieszczeń — odezwał się Draco po dłuższej chwili.
Przynajmniej ta uwaga sprawiła, że Harry się uśmiechnął.
— Straszne, co nie? — zachichotał.
— Mogło być gorzej — skomentował Draco. — Na przykład, gdyby jej szaty pasowały do zasłon.
Wybuchnęli śmiechem. W końcu Julia podniosła się z miejsca, stękając głośno.
— No dobrze, już was tu nie ma. Przejrzę ten raport o trollu.
— Nie, nie pozwolę, żebyś… — zaczął Harry poważnie i przyskoczył, zastępując jej drogę.
— Tak się składa, że nikt nie proponuje mi romantycznego obiadu w przytulnej wiejskiej gospodzie, a dopóki tak się nie stanie, nadaję się do tego zadania zdecydowanie lepiej niż ty.
— Jesteś absolutnie pewna? — zapytał Harry głosem, w którym pobrzmiewał więcej niż cień lęku.
Julia skinęła krótko głową i skierowała się ku wieszakowi po swoją pelerynę. Draco zbliżył się do niej, by pomóc jej ją założyć.
— Jestem ci winien zaproszenie na obiad, Julio — oświadczył, gdy już ubrana odwróciła się do niego. — Wrócę tu w przyszłym tygodniu i zabiorę cię tam, dokąd pójdę dziś z Harrym. W ramach podziękowania.
— Przecież nie trzeba — odpowiedziała, niemniej Draco był zadowolony, że jej to zaoferował. Wyglądała, jakby zaproszenie bardzo jej schlebiło.
— Owszem, trzeba. Poza tym zrobisz sobie najdłuższą przerwę obiadową w życiu, a gdy już wrócisz, przez resztę popołudnia będziesz mogła ze szczegółami opisywać Marjory każdy smakowity kąsek z osobna. Możliwe, że uda mi się nawet sfabrykować w tym czasie przypadek wymiotujących toalet publicznych, żeby miała się czym zająć, kiedy my będziemy cieszyć się swoim towarzystwem.
Julia roześmiała się głośno.
— Nie rób tego. W efekcie wyjaśnienie sprawy spadnie na tego biedaka. — Ruchem głowy wskazała Harry’ego, a Draco potrząsnął swoją, lekko rozczarowany.
— No tak — stwierdził. — Prawda.
— Trzeba mi było wiedzieć, że z zapoznania was ze sobą nie wyjdzie nic dobrego — zajęczał Harry, podchodząc do Dracona, by otoczyć go ramionami w pasie i przytulić mocno. — Wspominałeś coś o moim kręgosłupie — dodał. — Cóż, jest nim Julia.
— Aż nadto szczęśliwa, że może oddać swoje skromne usługi bezróżdżkowemu geniuszowi — zażartowała, po czym sięgnęła po torbę i zeszła na dół, śmiejąc się serdecznie.
— Lubię ją — zdecydował Draco, kiedy zniknęła za zakrętem schodów.
— Ona ciebie też — powiedział Harry i pocałował go w policzek. — Spodobałeś się jej już na tym zdjęciu w „Proroku”. Na tym, na którym patrzysz na mnie tak, jakbyś zamierzał pożreć mnie z miłości, pamiętasz? — zachichotał, kiedy Draco zareagował na jego słowa głośnym westchnieniem.
— Ponieważ najchętniej pożarłbym cię z miłości, ty dupku — odparł zwięźle. — A teraz pędź po płaszcz i zabierajmy się stąd, zanim kolejny troll postanowi zepsuć nam dzień.
— Zgłodniałem — oznajmił Harry, obracając go tak, że przywarli do siebie piersiami. W jego oczach zabłysło coś jednoznacznie wilczego. — I wcale nie mam na myśli jedzenia.
— Widzę — zamruczał Draco, wyczuwając rosnący głód ukochanego. — Więc może jednak wczesna kolacja? Albo późna, zależy, jak się sprawimy?
— Taaak — szepnął Harry i zbliżył wargi do ust Dracona, składając na nich natarczywy pocałunek. — Trzymaj się — dodał bez tchu, gdy oderwał się od niego na sekundę. — Aportuję nas do rezydencji.
— Mmm — wydyszał Draco mało elokwentnie.
Na szczęście przez kolejne kilka godzin używał swoich ust, na równi z innymi częściami ciała, w znacznie bardziej kreatywny sposób.
***
— Co to? — zapytał Harry dziwnym tonem. Leżał nago na łóżku Dracona i wyciągnął właśnie spod poduszki ręce, zaciśnięte na kawałku materiału. Uściślając, materiału w fioletowe, zielone i niebieskie prążki. Draco, tak samo golusieńki, wracał właśnie z toalety. Po słowach Pottera znieruchomiał u nóg łóżka jak rażony gromem. Z potwornym upokorzeniem obserwował, jak Harry potrząsa materiałem, który rozwinął się i ułożył w kształt tego, czym był: koszulą od Paula Smitha. Potter uniósł ją i poddał dokładnym oględzinom, lekko marszcząc przy tym czoło.
— Hmm, koszula? — Draco odważył się wreszcie na żałosną próbę, po czym ułożył się znów na wysokim materacu i przysunął do Harry’ego z zamiarem pospiesznego usunięcia zdradzieckiej części garderoby.
— No ale wczoraj odwiesiłem ją przecież do mojej szafy — powiedział Potter z bezgranicznym zdumieniem. — I żaden z nas jej stamtąd nie ruszał. Nie byliśmy dziś nawet w tamtym pokoju. Chyba nie myślisz, że któryś ze skrzatów ma dziwne pomysły, prawda?
— Nie — wymamrotał Draco niepewnie.
— Och. — W głowie Pottera najwyraźniej zaczęło świtać zrozumienie. — Nie zauważyłem, że masz taką samą. Nigdy cię w niej nie widziałem. — Draco nie odpowiedział. Nie był pewien, czy otwarte przyznanie się do „winy” to najmądrzejszy pomysł. Wymagałoby stłumienia zażenowania i udania się prosto do jaskini bazyliszka. — Czekaj — mruknął Harry pod nosem. — Nic z tego nie rozumiem.
A co w tym nowego?, pomyślał Draco, uśmiechając się leciutko.
— To nie twój rozmiar — ciągnął Harry i szturchnął go łokciem, domagając się uwagi.
— Śpię w tym, w porządku? — warknął Draco obronnie, w mgnieniu oka zapominając o ich popołudniowej gimnastyce. Patrzył, jak Harry otwiera i zamyka usta niczym karaś, nie wydobywając z nich żadnego dźwięku. Zdecydowawszy, że lepiej wyjawić wszystko dobrowolnie niż skręcać się ze wstydu, pozwalając Potterowi wyciągnąć z niego zeznanie, dodał: — Kupiłem ją dzień po bankiecie w ministerstwie, wiesz, naszej pierwszej prawdziwej randce. Nie czułem się wtedy na tyle pewnie, żeby poprosić cię o twoją. Stwierdziłem, że lepsza kopia niż nic. Zadowolony? — Ostatnie słowo wymówił zadziornie, dając Harry’emu wyraźne ostrzeżenie, żeby nawet nie próbował stroić sobie teraz z niego żartów.
Wpatrywał się w Pottera bez mrugnięcia okiem, prawie tak, jakby chciał sprowokować go do uszczypliwego komentarza. Nic podobnego się jednak nie stało. Harry zbliżył koszulę do piersi, wcisnął nos w jej materiał i powoli wciągnął powietrze, zamykając powieki. Draco znał ten gest. Powtarzał go dokładnie, kiedy był sam na sam z porzuconą na podłodze bluzą od piżamy Pottera. Mówiło to aż nadto o ich wzajemnym uczuciu. Draconowi nagle przestało być głupio. Uświadomił sobie, że Harry poczuł się raczej poruszony wyznaniem jego romantycznych skłonności, których zwykle nie potrafił ubrać w słowa.
— Kocham cię — powiedział Harry głosem pełnym emocji, wyrywając Dracona z zamyślenia. Draco kolejny raz nie mógł się nadziwić, jak wymowne potrafią być jego oczy. — Kocham cię.
— Oczywiście, że kochasz — odparł łagodnie. — Bo któż inny poza mną, w całym czarodziejskim świecie, nosi w łóżku Paula Smitha?
Koniec rozdziału szesnastego (A)
* Krzesło barcelońskie nobilituje, nawet jeśli jest kopią ;). Więcej informacji tu: http://en.wikipedia.org/wiki/Barcelona_chair