Rozdział szesnasty (B)
— Draco? — zawołał Harry, a w jego głosie słychać było frustrację. — Chciałem schować gdzieś swoją bieliznę, a dolna szuflada komody chyba się zacięła. Możesz mi pomóc ją otworzyć?
Draco wysunął się z łazienki, gdzie próbował powpychać górę kosmetyków Pottera do lustrzanych szafek. Skończyło się tym, że musiał wyrzucić do kosza sporo swoich, by zrobić miejsce.
— Pieprzona cholera, Potter! — zawarczał. — Czy dla ciebie nie ma nic świętego? — Harry przekrzywił głowę na bok, czekając na zasadniczą część. — To moja sekretna szuflada, dobra? Bieliznę możesz ułożyć sobie gdzie indziej. — Przerwał na chwilę, by coś rozważyć. — Oczywiście możesz się po prostu jej pozbyć i od zaraz chodzić bez. Zapewniam cię, że ja nie zgłoszę żadnych obiekcji.
— Co to znaczy „sekretna”? — naciskał Harry, odkładając na podłogę stosik bokserek i slipów.
— To rezerwuar moich prywatnych pornosów, Harry. Oraz zabawek. Całość lepiej trzymać pod kluczem, jeśli mieszka się pod jednym dachem z ciekawskimi skrzatami domowymi i jeszcze bardziej ciekawską matką.
— Nieźle — powiedział Harry powoli. — Ale to taka mała szuflada. — Wskazał na nią ręką, a Draco nie mógł się nadziwić, jak szufladę o wymiarach sto dwadzieścia na trzydzieści centymetrów można określić jako „małą”. Potter otoczył go ramionami w pasie i wsunął dłonie pod jego cienki sweter, delikatnie wytyczając łaskoczące ścieżki na ciele, które od razu pokryło się gęsią skórką. — Pomyślałbym raczej, że na coś takiego potrzebny byłby ci osobny pokój — zażartował i czubkiem nosa potarł o jego ucho. Draco przytulił go mocno. Trzymał go w objęciach, nic poza tym. Czerpał prostą przyjemność z robienia tego nie dla seksu, ale dla czystej intymności. — Masz tam coś, co mogłoby mi się spodobać? — szepnął Harry i tym razem potarł twarzą o jego policzek.
Draco odpowiedział uśmiechem.
— Czemuż by nie sprawdzić?
Uklęknął przed komodą i gestem zaprosił Harry'ego do pójścia w jego ślady, po czym wymówił formułkę dezaktywującą zaklęcie blokady. Przez długie sekundy siedzieli w ciszy. Draco, jak zwykle, poczuł napływającą do podbrzusza krew. Zawsze reagował podnieceniem na każdą okazję do zabawy, a myśl o włączeniu w nią Harry'ego dodatkowo podkręcała temperaturę. Puls mu przyspieszył, konkurując z wyimaginowanym tykaniem odmierzającym upływ czasu.
Kiedy szuflada rozjarzyła się blaskiem, a w powietrzu rozległo się kliknięcie zamka, Draco ruchem ręki zachęcił Pottera do jej otwarcia. Harry uczynił to z należną czcią.
— Miałem rację — stwierdził niemal natychmiast. — Jednak przydałby ci się pokój na to wszystko.
Draco prawie wyczuwał woń ukrytej pod tym żartem ekscytacji. W tym samym momencie wiedział, że obaj będą mieli z tego mnóstwo przyjemności.
— Nie krępuj się i oglądaj — powiedział Draco. Odsunął się w tył i usiadł po turecku zaraz za Harrym, który zanurkował dłońmi w szufladzie i zaczął szperać wśród olbrzymiego bogactwa najróżniejszych kształtów i wariantów. Sprawiał wrażenie dziecka. któremu pozwolono splądrować Miodowe Królestwo. Draco nie mógł powstrzymać czułego uśmiechu. Podczas gdy Potter przejawiał kreatywność, jeśli chodziło o niebanalne wykorzystanie do pewnych celów przedmiotów codziennego użytku, Draco był wielkim wyznawcą używania wyspecjalizowanych narzędzi. Naturalnie nie oznaczało to, że miał powody do narzekania na improwizatorski talent ukochanego. Z całą pewnością już nigdy nie spojrzy na miotełkę do kurzu w ten sam sposób co kiedyś. Odsunął od ciała przód dosyć dopasowanych spodni, by stworzyć przestrzeń rosnącemu podnieceniu.
Nie spuszczał ciekawego wzroku z Harry'ego, którego mina na zmianę zdradzała to pożądanie, to namysł. Miał wrażenie, że niektóre z jego dawno zaniedbanych zabawek zostaną za chwilę odkurzone i powrócą do łask, prowadzone dłonią Pottera. Była to nader przyjemna myśl, a gdy przeciągnął się leniwie, poczuł, jak kaszmir swetra przesuwa się po jego stwardniałych sutkach. Dreszcz spłynął mu po plecach.
W jednym rogu szuflady spoczywał schludny stosik czarodziejskich magazynów pornograficznych pełnych zdjęć umięśnionych chłopców o gładkich ciałach. Żadna z gazet nie była świeżym nabytkiem. Odkąd w jego życie wkroczył Harry, Draconowi wystarczyło tylko zamknąć oczy, żeby stanął mu przed nimi ktoś wart grzesznej myśli. Magazyny wypadły z łask, chociaż swego czasu Dracona bardzo podniecało oglądanie zdjęć mrugających do niego sugestywnie chłopców, wygiętych i eksponujących swoje najintymniejsze miejsca tak brudnym zboczeńcom jak on. Jedyną rzeczą, której brakowało fotografiom, była towarzysząca im ścieżka dźwiękowa — widok dwóch pieprzących się chłopców często działał mniej podniecająco niż niewiarygodne odgłosy, jakie prawdopodobnie przy tym wydawali. Patrzył, jak Harry przerzuca strony paru magazynów, z rozbawieniem zauważając, że zatrzymywał się tylko przy zdjęciach przedstawiających szczupłych blondynów. Czy to możliwe, że był bardziej w typie Harry'ego niż kiedykolwiek przypuszczał?
Potter odłożył gazety i zajął się inspekcją pozostałych porozrzucanych luźno po całej szufladzie przedmiotów. Przetestował we wnętrzu dłoni kilka dildo i wibratorów analnych, po czym odstawił je na bok i przeniósł uwagę na najróżniejsze urządzenia do lewatywy. Znajdowała się wśród nich przezroczysta torebka z całym zbiorem zatyczek do odbytu. Draco z rozrzewnieniem wspomniał swoją pierwszą, jasnozieloną i cienką, szerszą u podstawy, zakończoną bardzo pomocną poduszeczką zasysającą, która, co Draco potwierdził skrupulatnymi testami, przywierała do wszelkich możliwych powierzchni. Tak, kupił ją jeszcze za czasów szkolnych i trzymał w głębokim ukryciu na dnie swojego kufra, używając jedynie w połączeniu z nader użytecznym Muffliato, którego Severus nauczył każdego dojrzewającego chłopca w Slytherinie. Bez tego zaklęcia trudno byłoby o niezakłóconą ciszę nocną w dormitorium pełnym nabuzowanych hormonami nastolatków.
Harry przeniósł następnie swoją uwagę na inne zabawki — część z nich mogła śmiało zastąpić bieliznę — oraz kulki analne, które, jak zauważył Draco, bardzo go zainteresowały. Podczas gdy badał palcami niezbyt długi sznur perełek, Draco zastanawiał się, jak szybko Potter zażąda od niego demonstracji ich używania. Zadygotał na myśl o wystawieniu się na ten bezwstydny widok. Harry musiał coś wyczuć, bo odwrócił się i przeszył go wzrokiem pełnym czystej, niekłamanej żądzy. Wnętrzności Dracona zatańczyły, gdy patrzył w oczy ukochanego, wyobrażając sobie, z jaką miną Potter będzie nanosił olejek na każdą kulkę, ostrożnie i bez pośpiechu, a potem wciskał po jednej do jego ciała z drażniącą powolnością — do tego stopnia, że Draco zacznie błagać, by robił to szybciej, a jeszcze lepiej dołączył swoje palce.
Potem przyszła kolej na cały zestaw olejków, nawilżaczy i kremów, łącznie ze sporym słoikiem ziołowej pasty do depilacji, gwarantującej efekt na kilka miesięcy. Harry rzucił mu krótki uśmiech i odstawił pojemnik na podłogę pomiędzy nimi. Draco oblizał wargi, drżąc z wyczekiwania. Jedna z jego odwiecznych fantazji zawierała elementy usuwania owłosienia na dole; podejrzewał, że nie była ona obca również Harry’emu. Może zgodzi się na skorzystanie z dobrodziejstw pasty? Może sam nałoży na Dracona jej warstwę? Boże drogi. Jak Draco wytrzyma bez ruchu pod jego delikatnym dotykiem?
Resztę zawartości szuflady stanowiły przedmioty o znacznie mniej łagodnym przeznaczeniu. Ich celem było erotyczne dręczenie na granicy bólu. Draco nie pamiętał dużo więcej niż przebłyski twarzy i fragmenty obnażonego ciała należące do osób, na których je wypróbował. Harry pomacał skórzane i metalowe elementy przyrządu o szczególnie przerażającym wyglądzie: potrójnego pierścienia na jądra i penisa, a Draco niemal słyszał jego wręcz krzyczące fantazje. Uśmiechnął się do siebie na myśl o widoku Pottera w tym rynsztunku, podejrzewał jednak, że najprawdopodobniej sam by w nim skończył. Podobny los mógłby spotkać kolekcję obręczy na penisa, choć Harry przejrzał ją dosyć pobieżnie, wyraźnie zainteresowany następnym odkryciem: kneblem kulkowym Dracona.
No właśnie. Knebel z kulką. Teraz Draco był już w pełni twardy i wystarczyło, żeby Harry odwrócił się i zerknął na jego krocze, a wszystko byłoby jasne. Ta myśl miała w sobie coś… takiego… Harry, który wpycha mu knebel w usta i zapina pasek na potylicy, naciągając go przy tym tak mocno, że wplątane włosy krzyczą bólem aż po same korzonki. Pragnął, żeby Potter zmusił go do włożenia knebla, a następnie wziął go ostro od tyłu i wbijał się w niego brutalnie raz po raz, rżnął bez litości jego odbyt i skłonił do posłuszeństwa samym rozmiarem swojego penisa. Członek Dracona zaczął sączyć się prosto w luźne, bawełniane spodnie od piżamy, pozostawiając na materiale zdradzieckie, ciemne plamy. Mimo to Draco nie mógł przestać wyobrażać sobie, że oprócz knebla ma też na sobie kajdanki oraz opaskę na oczy, co dopełniło jego leniwą fantazję. Poczuł, jak plecy wyginają mu się same, kiedy podświadomość nakazała mu imitować ruchy, którymi wyjdzie naprzeciw całej długości Harry'ego, bezwstydnie i nieskrępowanie, nie będąc nawet w stanie o to poprosić, a jedynie żałośnie jęczeć przez kulkę wciśniętą między zęby, ze śliną zbierającą się we wnętrzu ust i skapującą po podbródku. O kurwa. Naprawdę musiał natychmiast przestać o tym myśleć, inaczej spuści się w spodnie, a Harry zażąda wyjaśnień, dlaczego nie został włączony do zabawy.
Ostatnimi przedmiotami, które Potter wydobył z szuflady, była skórzana packa i bat jeździecki. Żadnego z nich Draco nie wypróbował jeszcze na sobie, ale sposób, w jaki Harry ich dotykał, wyraźnie mówił, że Draco powinien powoli zacząć oswajać się z tym pomysłem. Szczerze obawiał się zwłaszcza bata, po tym, jak nieźle zdewastował przy jego pomocy chętne do podobnej zabawy ciała dawnych partnerów. Nie był jednak pewien, czy sam potrafiłby znieść taki rodzaj bólu, a jeśli Potter rzeczywiście zechce skorzystać z tej rozrywki, będą musieli omówić wszystko ze szczegółami, zanim przystąpią do czegokolwiek.
— Znalazłeś coś, co ci się podoba? — zapytał Draco zdyszanym szeptem, czując gorący rumieniec na policzkach i bolesny nacisk szwa piżamy na jądra.
Harry wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i zmrużył oczy, ale nie odpowiedział. To sprawiło, że Draco zapragnął go jeszcze bardziej.
Potter przeciągał moment niepewności tak długo, jak się dało, a Draco oddychał z rosnącym trudem. Pomyślał, że równie dobrze mógł siedzieć tu nagi, mimo że ubranie po części skrywało jego podniecenie. Wreszcie Harry odwrócił się i ostrożnie włożył wszystkie obejrzane rzeczy z powrotem do szuflady. Niemal wszystkie — z wyjątkiem ziołowej pasty do depilacji. Gdy tylko całość została zamknięta i zabezpieczona zaklęciem, Harry podniósł ciężki słoik i zaczął przerzucać go z jednej ręki do drugiej, przesuwając wzrokiem po Draconie od stóp do głów.
— Rozbieraj się — powiedział obojętnym tonem.
Draco przełknął ślinę.
— Teraz? — wykrztusił, ledwo pokonując grudę zalegającą w gardle.
— Teraz — potwierdził Potter.
Podczas gdy Draco zmagał się z ubraniem, Harry wstał powoli, dosłownie emanując kontrolą i pewnością siebie. Złapał ręcznik i rozciągnął go na łóżku, a potem skinął ręką na Dracona, nakazując mu się położyć. W międzyczasie sam zrzucił z siebie koszulkę i zaczął skradać się ku Draconowi, który cofał się i cofał, dopóki nie uderzył udami o obudowę łóżka. Podciągnął się lekko i obrócił na brzuch, zapraszająco rozkładając nogi.
— Aleś ty niegrzeczny — zrugał go Harry łagodnie i wymierzył mu klapsa w pośladek, co odbiło się głośnym echem od ścian pokoju. — Odwróć się, Draco — zarządził. — Najlepszy kęsek chciałbym zostawić sobie na koniec. — W tym wyznaniu było coś gorącego, co sprawiło, że erekcja Dracona aż drgnęła.
Dokładnie wykonał to, co mu nakazano. Pozwolił Harry'emu ułożyć swoje nogi we właściwej pozycji: kolana ugięte, stopy rozstawione szeroko, tak by wszystko znajdujące się pomiędzy nogami było dobrze widoczne. Wstrzymując oddech, patrzył, jak Potter odkręca pokrywkę. W jego nozdrza wdarł się gryzący zapach ziół.
Harry w milczeniu rozsmarował gęstą pastę na całym podbrzuszu Dracona. Zdawał się nie przyjmować do wiadomości bolesnych jęków, które towarzyszyły każdemu ruchowi jego palców, nie próbował też powstrzymać nieustannych wyrzutów bioder, którymi Draco napierał na jego ręce nawet wtedy, gdy usiłował rozłożyć nogi jeszcze szerzej, naprężając mięśnie wewnętrznej strony ud. Ale Potter nie dał się wybić z rytmu i metodycznie, niespiesznie nanosił krem na owłosienie łonowe Dracona, hojnie pokrywając każdy miękki, jasny loczek. Pasta rozgrzała się w jego dłoniach, a Draco dyszał i jęczał z pragnienia prawdziwego seksualnego dotyku. Chciał poczuć, jak Harry ściska go zaborczo za jądra i skręca je, naciągając skórę. Nic podobnego nie nastąpiło. Potter w ogóle nie zważał na wysyłane przez Dracona sygnały.
Harry powoli przesunął czubkami palców wokół jego moszny, rozprowadzając na skórze ciepłą, grubą warstwę kremu. Rosnące tam włoski były bardziej szorstkie. Dracona przeszyła nagła tęsknota za włożeniem do ust jąder Harry'ego, delikatniejszych od jedwabiu i śliskich od śliny. Otrzeźwił go własny, pełen pożądania jęk, który go zawstydził — nie potrafił się jednak opanować. Twarz Pottera była niewzruszona, jego wargi ułożyły się w prostą linię, kiedy z oddaniem wypełniał swoje zadanie, a Draco podniecał się coraz bardziej, aż do granic możliwości, i nie mógł przestać wyobrażać sobie, co mogło kryć się za maską spokoju Pottera. I czy Harry pozwoli mu zrobić z sobą to samo.
Kiedy pachwiny Dracona zostały starannie pokryte pastą, Harry cofnął się i przysiadł na piętach, podziwiając swoje dzieło z przechyloną na bok głową i pierwszym zwiastunem podstępnego uśmieszku w kąciku ust. Następnie wyciągnął rękę i dołożył więcej kremu w miejscu, gdzie włosy rosły najgęściej. Musnął przy tym penisa Dracona, który, Jezusie drogi, był tak kurewsko twardy, że ten drobny, ledwo wyczuwalny dotyk o mało go nie zabił. Draco zacisnął powieki i zęby, z całych sił próbując zachować kontrolę nad nieustannym drżeniem z podniecenia, bo gdyby choć trochę osłabł i dał mu pełny upust, Harry byłby rozczarowany.
Materac uniósł się, kiedy Potter wstał z łóżka, jednak Draco wciąż nie mógł otworzyć oczu. Głośno wciągnął powietrze przez nos. Nie chciał rozchylać ust ani odrobinę w obawie przed wydaniem choćby najmniejszego żałosnego dźwięku.
Zdążył się już niemal całkowicie uspokoić do momentu, w którym Harry wrócił z łazienki, niosąc zmoczone i suche ściereczki, kolejne ręczniki i pudełko chusteczek higienicznych. Draco obserwował, jak Potter układa wszystko w równym rzędzie, jakby przygotowywał się do przeprowadzenia jakiegoś zabiegu medycznego. Wydał z siebie krótki, zszokowany śmiech, wyobrażając sobie perwersyjny scenariusz z Harrym jako magomedykiem i sobą jako pacjentem, przypiętym pasami do stołu, podczas gdy Potter wprowadza mu do odbytu wziernik analny, stwierdzając po chwili, że z niego brudny rozpustnik, skoro reaguje podnieceniem na to badanie. Na wszystkie świętości, STOP!, przywołał się do porządku. Skończ z tym NATYCHMIAST! Dygotał teraz na całym ciele. Harry musiał to zauważyć. Draco czuł się upokorzony, ale jednocześnie szczęśliwy, ponieważ powodem tych doznań był jego ukochany.
— Głośno myślisz — zachichotał Potter i postukał palcem w czoło Dracona, zmuszając go do uniesienia powiek i spojrzenia mu w oczy. Draco otworzył usta i oddychał łapczywie, świadom swojego rumieńca i bólu palców zaciśniętych desperacko wokół skrawka pościeli — musiał jednak zająć jakoś ręce, w przeciwnym razie natychmiast pochwyciłby w nie erekcję i zakończył słodką mękę. — Ktoś inny z kolei mógłby pomyśleć, że nie zadowoliło cię obciąganie, które zafundowałem ci parę godzin temu — dodał Harry chytrym szeptem, na co Draco potrafił odpowiedzieć jedynie głośnym przełknięciem śliny. Potter odgarnął mu z czoła wilgotne kosmyki, nucąc coś niedbale, a jego nonszalancja omal nie doprowadziła Dracona do punktu kulminacyjnego. Nie był w stanie patrzeć na Harry'ego. Odwrócił głowę i wbił wzrok w ścianę, skupiając go na draperii ciężkich zasłon, zapamiętując każdą fałdę i rzucany przez nią cień, by tylko skierować myśli na coś innego niż przestrzeń między swoimi nogami i bliskość ciała Pottera wyciągniętego u jego boku i promieniującego niepokojącym, uzależniającym żarem.
Materac ugiął się ponownie, ponieważ Harry sięgnął po chusteczkę i zaczął wycierać nią pastę. A kiedy z ust wyrwało mu się przeciągłe westchnienie zadowolenia, Draco zaryzykował i zerknął na swoje podbrzusze. Tam, gdzie Potter przejechał chusteczką po lepkiej mieszance kremu i włosów, widniał wyraźny, czysty pasek nagiej skóry. Samo spojrzenie na to sprawiło, że jego jądra zareagowały niemal bolesnym skurczem.
Harry zamruczał z dobroduszną naganą.
— Zachowuj się — upomniał Dracona, rzucając mu niewinny uśmiech. — Jeszcze nie skończyłem.
Nigdy tego nie przeżyję, powiedział Draco w duchu.
Następna chusteczka przesunęła się po jego ciele, a Draco bardziej poczuł niż zobaczył, jak toruje sobie drogę przez jego owłosienie i ostrożnie osusza z resztek pasty gładką skórę. Kiedy kępka włosów zniknęła do końca, Draco zadrżał, nieprzyzwyczajony do chłodu w tych rejonach. Czuł się dziwnie łyso. Powietrze owiewało go w miejscach, które nigdy nie były wystawione na aż tak bezpośredni z nim kontakt — a przynajmniej odkąd Draco sięgał pamięcią.
Harry cierpliwie i bardzo delikatnie zgarnął usunięte owłosienie spomiędzy nóg Dracona, co ten przyjął z wdzięcznością. Gdyby Potter znów zaczął się z nim drażnić, na przykład głaszcząc po jądrach, wszystko skończyłoby się w jednej chwili, a przecież Draco chciał jeszcze odwrócić się na brzuch i pozwolić mu uporać się z resztą zadania. A wtedy, o boże, niczego nie będzie pragnął bardziej niż języka Harry'ego, prześlizgującego się po gładziutkiej jak jedwab skórze, zwilżającego go, moczącego, przygotowującego na znacznie ostrzejsze traktowanie.
Nagły chłód mokrej ściereczki w jego dolnych partiach sprawił, że pierś Dracona szarpnęła się z przestrachu. Harry pracował dokładnie, starannie usuwał najdrobniejszy ślad kremu, a Draco, zamiast podziwiać swoją skórę w nowym, golutkim wydaniu, wolał obserwować jego twarz i sposób, w jaki walczył z cisnącym się na usta uśmiechem oraz ewidentnym pragnieniem dotyku.
Potter spojrzał na niego dopiero wtedy, gdy skończył wycierać go do sucha puszystym, miękkim ręcznikiem.
— Pięknie — powiedział z uśmiechem. — Po prostu pięknie. — Draco miał ochotę skakać, tańczyć i śpiewać z radości nad werdyktem ukochanego. Oddał uśmiech, a Harry chwycił go za kolano i ścisnął je mocno, dając mu do zrozumienia, że zauważył intensywność jego podniecenia i że sam również je odczuwał. — Odwróć się — poprosił Harry grzecznie, a kiedy Draco usłuchał, wygładził przesunięty przez niego ręcznik. Draco ułożył się na brzuchu i wypiął tyłek, co jednak niezbyt zainteresowało Pottera. — Na kolana, leniuchu — zaśmiał się i bezceremonialnie podciągnął mu nogi. — Może to trochę niewygodne — kontynuował spokojnie, jakby wcale nie chodziło o najbardziej pozbawioną godności rzecz, jaką Draco miał właśnie uczynić. — Chcę, żebyś sam trzymał tyłek w rozwarciu. Zrobię to tak szybko, jak się tylko da, dobrze?
Draco wydał jęk zbliżony do bolesnego. Spodziewał się, że własne ciało strasznie znienawidzi go za tę pozycję: twarz wsparta o materac utrzymywała równowagę na równi z barkami, na których dodatkowo spoczywał przesunięty punkt ciężkości, plecy wyprężone do granic wytrzymałości. A jednak to zrobił. I został natychmiast nagrodzony cmoknięciem w pośladek.
— Widzisz, jaki potrafisz być posłuszny? — powiedział Harry aksamitnym głosem, nakładając krem wzdłuż szczeliny między półkulami. Włosy nie rosły tam zbyt gęsto, niemniej były, i jeśli już miał świecić naprawdę gładką skórą, to należało się ich pozbyć. Zadygotał. Pasta nie była tak ciepła jak wtedy, gdy Harry niespiesznie rozcierał ją na podbrzuszu. Tym razem nanosił na skórę małe, zimne kleksy i rozprowadzał je, dopóki nie przyjęły temperatury ciała, co na szczęście nie potrwało długo.
Draco poczuł na pośladku mocny chwyt Pottera.
— Dobrze, możesz puścić — mruknął Harry. — Skończyłem. — Draco z jękiem opuścił zesztywniałe ręce, które bezwładnie opadły na materac, a czucie w nich odzyskał dopiero po pewnej chwili. Potter roześmiał się. — Kochane biedactwo — powiedział czule, a serce Dracona rozpłynęło się z rozkoszy na dźwięk jego słów.
Musieli odczekać zaledwie parę minut, te jednak zdawały się trwać całą wieczność. Penis Dracona wisiał w powietrzu, podrygiwał delikatnie i produkował lepką ciecz, która stygnącym strumyczkiem spływała mu po udzie. Ale teraz Draco znosił to dzielnie, bo wiedział, że koniec słodkiej męczarni zbliżał się wielkimi krokami, a gdy już nadejdzie, Harry znajdzie się na nim, w nim, i że każda sekunda czekania będzie warta swojej ceny.
Proces usuwania resztek kremu, wycierania oraz osuszania został powtórzony i wkrótce było po wszystkim. Draco westchnął z ulgą i przeciągnął mięśnie pleców, żeby odzyskać władzę nad swoimi ruchami.
— Zostań, jak jesteś — polecił mu Harry. W samą porę, ponieważ Draco zamierzał się właśnie odwrócić, pociągnąć Pottera na siebie i wcisnąć ręce między ich ciała, kierując je prosto do bezwłosego podbrzusza.
Usłyszał dźwięk, który zdradził mu, że Harry zdejmuje spodnie. Następnie poczuł, jak Potter przesuwa wilgotnym czubkiem penisa wzdłuż gładziutkiej szczeliny. Silnym wyrzutem bioder naparł na niego, zakleszczył między pośladkami i zaczął sugestywnie pocierać w tę i z powrotem. Teraz przyszła kolej na udręczony jęk Harry’ego, który ku wielkiej radości Dracona zdawał się odczuwać nie mniejsze podniecenie.
— Nie mam zamiaru cię zerżnąć — wydyszał Harry, pochylając się nad Draconem i przytulając do jego pleców.
— Proszę — zaskomlał Draco żałośnie. — Proszę.
Potter powiódł dłonią po jego biodrze i z niezachwianą pewnością skierował ją do członka. Z głośnym pomrukiem zamknął palce na jądrach Dracona i zaczął je pieścić.
— O kurwa, ale jesteś gładki — powiedział, gubiąc oddech.
Draco nie wytrzymał ani chwili dłużej. Sięgnął w dół i dotknął własnego ciała, a jego palce otarły się o palce Harry’ego, kiedy oswajał się z nowym wrażeniem. Skóra zdawała się odbierać najdelikatniejsze bodźce, jakby w wydepilowanej okolicy pojawiło się nagle więcej zakończeń nerwowych. Miękkość gładziutkiej powierzchni i swoboda, z jaką poruszały się po niej palce, były niewiarygodnie cudownym doznaniem. Przemożna chęć, by dotykać się bez końca, zawładnęła Draconem tak gwałtownie, że niemal stracił oddech. Jęknął głośno, wiedząc, że jest bardzo bliski — o wiele bardziej niż Harry — utraty panowania nad sobą.
— Chcę cię wylizać — wymruczał mu Potter w kark. — Chcę poczuć na języku smak i nieziemski dotyk twojej skóry. Mogę?
To nie było prawdziwe pytanie — Harry zadał je, by podsycić płomień spalający Dracona od wewnątrz, by doprowadzić go na skraj wytrzymałości. Draco nie próbował nawet odpowiadać.
Jego plecy owiał gwałtowny chłód, kiedy Potter wycofał się na chwilę. Draco wypuścił swojego penisa z ręki, co kosztowało go niemało wysiłku, a następnie obmacał się głębiej między nogami, by przetestować gładkość również w tym miejscu i nacieszyć się aksamitnym ciepłem pod opuszkami palców.
Dłonie Harry’ego ponownie przylgnęły do jego pośladków i odciągnęły je mocno na boki. Potter stopniowo przysuwał się do celu, wreszcie znalazł się tak blisko, że jego gorący oddech muskał skórę. Draco aż zwinął się w środku. Pierwsze liźnięcia były nieśmiałe, jakby na próbę. Nie miały stymulować, a jedynie sprawić, by Draco błagał o więcej, wyginając się w kierunku Pottera i zmuszając go do skupienia uwagi na głęboko ukrytej, ciasnej dziurce.
Kiedy Harry przejechał językiem po wejściu, Draco, kompletnie pozbawiony kontroli nad sobą, szarpnął całym ciałem i wydał ochrypły okrzyk. Ciekawski czubek języka wpychał się w każdą fałdkę, zataczał maleńkie kręgi wokół ciasnego, pomarszczonego pierścienia mięśni, wzbudzał w nim pulsowanie. Dracona przeszyły gorące dreszcze. Zaszlochał urywanie w poduszkę i z rosnącym zapamiętaniem pieścił własne jądra, podczas gdy Harry, zmieniwszy taktykę, znaczył długimi pociągnięciami języka pełną długość szczeliny między pośladkami. Usuwając każde potencjalne źródło tarcia, skrupulatnie zwilżał najmniejszy skrawek skóry, dopóki nie stała się śliska niczym mokre szkło.
Następnie zsunął się nieco i oblizał jądra Dracona, a przy okazji również jego palce, mrucząc z aprobatą, kiedy moszna poddała się zdecydowanemu naciskowi jego języka.
— Chryste, Harry, zaraz dojdę — wybełkotał Draco, potykając się w pośpiechu o własne słowa. Gorąca kula spalająca mu wnętrzności wybuchła niepowstrzymanym żarem. Dlatego też zareagował totalną ulgą, gdy Harry znów wcisnął mu język do odbytu, tym razem bez śladu wyrafinowania. Pierwszej fali orgazmu towarzyszył krzyk tak głośny, że Draco bez wątpienia zapłaci za niego później obolałym gardłem. Harry nie przestawał. Zapamiętale, niemal brutalnie, pieścił najwrażliwsze części ciała Dracona. Doznanie było nie do opisania. Przypływ energii, który porwał go w momencie szczytowania, osłabł wraz ze strumieniem spermy, zostawiając go roztrzęsionego i wyczerpanego, z płytkim, świszczącym w piersi oddechem oraz metalicznym posmakiem w ustach. — Kurwa — wydyszał i opadł spoconym czołem na poduszkę. — Kurwa.
Liźnięcia Pottera stawały się coraz bardziej leniwe, w miarę jak Draco uspokajał się po orgazmie. Harry delikatnie wodził językiem w górę i dół, tam i z powrotem, od czasu do czasu robiąc małą przerwę, by ucałować wrażliwą skórę. Czubek jego nosa, również śliski od śliny, łaskotał Dracona delikatnie. Draco uśmiechnął się do siebie, kolejny raz uszczęśliwiony faktem, że Potter go pragnie.
Poruszył się lekko, gdy tylko odzyskał minimum energii, na co Potter odsunął się i pozwolił mu opaść bezwładnie na plecy z twarzą purpurową od gorąca i zmęczenia. Draco patrzył szklanym wzrokiem, jak Harry kładzie się obok niego, ale go nie dotyka — i chwała mu za to, ponieważ najmniejsze nawet doznanie byłoby w tej chwili nie do zniesienia.
— Nie masz nawet pojęcia, co to za uczucie — westchnął Potter z zadowoleniem, a w jego głosie pobrzmiewało coś ocierającego się o pełen czci zachwyt.
Draco zaśmiał się na tyle serdecznie, na ile wystarczyło mu siły.
— Nie mam, ale chciałbym mieć — odparł, uspokajając się powoli, w miarę jak energia powracała do jego wyczerpanego ciała. Odwrócił głowę i spojrzał Harry’emu w twarz. Potter uniósł brew, jakby rozważał dwuznaczną propozycję ukrytą w tych słowach. — Jak myślisz? — naciskał Draco, starając się odgadnąć po zmianach na twarzy ukochanego, jaką odpowiedź obraca właśnie w myślach.
Wreszcie Harry zdecydował się wymówić ją głośno.
— Dobra, w porządku.
Draco wybuchnął swoim najbardziej złym, diabolicznym śmiechem. Nie bez wysiłku obrócił się na bok i podparł na łokciu, patrząc z góry na Harry’ego. Lśniąca warstewka śliny na jego twarzy zdążyła już wyschnąć wszędzie za wyjątkiem ust oraz czubka nosa, a żołądek Dracona wywinął małego koziołka pod wpływem rosnącej radości i pożądania.
— Jeszcze nie doszedłem — przypomniał Harry, a Draco wyczytał w jego słowach niewypowiedziane Spraw, żeby to się stało. Powolutku powędrował wzrokiem w dół przez pierś Pottera aż po jego pachwiny, do ciężkiego i grubego penisa, spoczywającego płasko na brzuchu i błagającego o uwagę. Napięta skóra na purpurowej od zastałej krwi główce lśniła tak kusząco, że Draco nawet nie próbował odeprzeć pokusy. Pochylił się i złożył delikatny pocałunek na samym czubku, rozkoszując się słonawym smakiem preejakulatu.
Uniósł oczy na podnieconą twarz Harry’ego i uśmiechnął się pod nosem. Potter musiał dostrzec drobne skrzywienie jego ust, bo głośno przełknął ślinę, domyślając się zapewne, że Draco nie zamierza zrobić tego w prosty sposób.
— No dobrze — powiedział Draco słodko. — W takim razie wypadałoby się pospieszyć, czyż nie? — Głowa Pottera opadła ciężko na poduszkę, jakby składał broń. Draco ze śmiechem sięgnął po słoik z kremem. — A teraz posłusznie rozłóż nogi, Harry, i zegnij je w kolanach. Bardzo ładnie. Tak, właśnie tak, szeroko. — Nanosząc pierwsze kleksy pasty na gęste, czarne włosy Pottera, szepnął tonem pocieszenia: — Jeśli będziesz grzeczny, to nie potrwa długo.
A potem uniósł nabrzmiały członek Harry’ego i przytrzymał go; gorący, ciężki i gotowy. Harry wydał z siebie głośny bulgot, omal nie krztusząc się własną śliną, a w odgłosie tym pojawił się pierwszy cień błagania.
Draco uśmiechnął się do siebie.
Zapowiadała się niezła zabawa.
***
Przyjęcie wydane z okazji podjęcia decyzji o zamieszkaniu razem odbyło się w bardzo wąskim kręgu. W apartamencie Harry'ego zebrało się przy drinkach i przekąskach zaledwie trzydziestu przyjaciół, jako że prawdziwie wielkiej pompy spodziewano się niebawem na weselu Narcyzy i Griffina. Wtedy też Harry i Draco mieli oficjalnie obrać dwór Malfoyów za swoją siedzibę.
Mimo niewielkiego towarzystwa panował spory hałas. Przypuszczalnie dlatego, iż na zabawie zabrakło osób odgrywających w ich życiu role autorytetów, tak więc alkohol lał się strumieniami, a rozochoceni imprezowicze wygłupiali się bez przerwy. Żaden z prezentów wręczonych Draconowi i Harry'emu nie miał poważnego charakteru, przeważały wśród nich pojemniki na ciasta o nieprzyzwoitych kształtach, a trafiły się nawet przeznaczone dla Dracona gumowe rękawiczki do zmywania przybrane sztucznym futrem gronostaja i ozdobione nieprawdziwymi pierścieniami na palcach.
W którymś momencie, jeszcze dość wczesnym wieczorem, Harry i Draco stanęli razem na uboczu i zajęli się obserwacją swoich przyjaciół, mieszających się swobodnie ze sobą bez cienia dawnych szkolnych animozji. Draco patrzył ze zdumieniem na absolutnie nieprawdopodobną nić zażyłości, która nawiązywała się właśnie między Blaise'em a Luną Lovegood. Trudno było wyobrazić sobie dwoje bardziej niepasujących do siebie osób. Niemniej działo się to na jego oczach, ot tak, po prostu.
Trochę mniej zaskakujące porozumienie powstało między Hermioną i Pansy, a co za tym idzie, również między Ronem i Vince'em. Hermiona doszła do wniosku, że dotychczasowa niezdolność Pansy do utrzymania ciąży była spowodowana nieprawidłową budową macicy. Samo zajście w ciążę nie stanowiło problemu, w przeciwieństwie do jej donoszenia. Draco widział tępą rezygnację, z jaką jego przyjaciele wysłuchali tych wieści, i miał wrażenie, że Hermiona jako jedyna czuła jeszcze nadzieję za nich wszystkich.
Od czasu przyjęcia w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia Draco znów zaczął bardziej zabiegać o swoich przyjaciół, umawiał się z nimi regularnie, zwykłą rzeczą stało się również goszczenie któregoś z nich na kolacji czy też towarzyskie rewizyty. Stan, w którym znajdowała się Pansy tamtego dnia, wstrząsnął Draconem do głębi. Po rozmowie z Harrym obaj zgodnie stwierdzili, że nie chcą skupiać się wyłącznie na sobie, zaniedbując przyjaciół. Wniosek był bardziej niż zadowalający, poza tym obaj skorzystali na nowym trybie życia, gdy zaczęli poruszać się w coraz to nowych kręgach osób oraz stwarzać nowe układy wśród istniejących znajomości.
Pod koniec wieczoru, kiedy rozpowszechniono już tysiące żenujących historyjek o większości zgromadzonych, Draco stwierdził, że coraz trudniej jest mu powstrzymać się od dotknięcia Harry'ego. Gdyby był trzeźwiejszy, zauważyłby, że zachowuje się jak typowy pijany wesołek, w tej chwili jednak wcale mu to nie przeszkadzało. Wdrapał się Potterowi na kolana i pocałował go głośno, na co Harry odpowiedział z podobnym entuzjazmem. Ich pocałunek stał się bardziej mokry, za to mniej staranny, i Draco poczuł, że w jego spodniach zaczyna się coś dziać.
— Najwyższy czas zaczerpnąć oddechu, chłopaki — odezwał się Blaise jowialnie. Jego głos sprowadził Dracona z powrotem na ziemię.
— Co…? — wymamrotał i zmrużył oczy, usiłując skupić wzrok na twarzy przyjaciela, jednak wszystkim, co zdołał dostrzec, była rozmazana czekoladowa plama szybująca gdzieś ponad jego własną głową. Plama nie przestawała mówić, a słowom, które się z niej wydobywały, towarzyszyło dziwne echo.
— Lizać się ze sobą to jedno — chichotał Zabini — ale wydajecie dźwięki, jakby któryś z was miał za chwilę wyciągnąć drugiemu kutasa ze spodni. Co prawda jesteśmy wszyscy nieźle uwaleni, ale chętnie obędziemy się bez takich widoków.
— Kocham kutasa Harry’ego — oświadczył Draco tęsknym tonem. Nagle przyszło mu na myśl, że Blaise podsunął mu świetny pomysł, by dotknąć wspomnianej części ciała. Chciał to zrobić choćby tylko po to, żeby sobie przypomnieć o jej wyjątkowości.
Zabini westchnął, a plama na wysokości twarzy Dracona wykonała ruch w górę i w dół, co pewnie oznaczało skinienie głową.
— Tak, Draco. Wszyscy wiemy, jak bardzo go kochasz, ale błagam cię, przejdź z nim do innego pokoju albo wykop nas stąd. Obiecuję ci, że jutro rano mi za to podziękujesz. — Gdzieś w tle rozległy się chóralne pijackie śmiechy i bełkotliwe komentarze, z których Draco nie potrafił jednak niczego wywnioskować. — No już, wstawaj, księżniczko — nakłaniał go Blaise dobrotliwie, po czym chwycił go za przypominające gumę ramiona i podniósł z kolan Pottera.
— Harry! — zawołał Draco, bezskutecznie próbując wywinąć się z żelaznego chwytu przyjaciela.
— Już dobrze — uspokoił go Harry, pijany nie mniej niż Draco. — Pożegnam od nas wszystkich. Ty idziesz do łóżka. Ale nie z Blaise’em, słyszysz?
— Buuuee! — odpowiedział Draco głośno. — Nie ma mowy! On jest taki strasznie… hetero i w ogóle. — Pokój eksplodował śmiechem. Draco spojrzał na swoich gości, ale zamiast postaci rejestrował tylko ich urywane ruchy, gdy Blaise na wpół wypychał, a na wpół wynosił go z pomieszczenia. — Pospiesz się, Harry — mruknął pod nosem, raptem bardzo zmęczony, również emocjonalnie.
Następną rzeczą, którą pamiętał, było to, jak padał na wznak na łóżko. Ktoś manipulował przy jego stopach.
— Buty — powiedział cicho.
— Tak, Draco — odparł czyjś głos. Głos Blaise’a. Blaise’a?
— Gdzie Harry? — zapytał, próbując na powrót podnieść się z materaca, został jednak bez trudu powstrzymany przez ręce przyjaciela.
— Zaraz przyjdzie — odpowiedział Zabini. Po chwili dodał: — Hmm, nie będę zdejmował ci spodni.
Spodnie. Muszę rozpiąć spodnie. Draco pomajstrował trochę bez efektów przy pasku i zamku błyskawicznym.
— Nie dam rady, Harry — wybełkotał.
— Nie no, szczerze — dobiegł go głos Blaise'a, na oko z odległości jakichś trzech mil. — Nie pomogę ci. Stanął ci i nie mam zamiaru się do niego zbliżać.
— Harry?
— Jeszcze go nie ma — odpowiedział Blaise odrobinę rozdrażnionym tonem.
Draco podjął wysiłki przy pasku i wreszcie zdołał go wyciągnąć ze szlufek, choć raczej przypadkiem niż w wyniku celowych działań. Rozpięcie suwaka u spodni stało się teraz prostsze, podobnie jak próba wydostania się z nich.
— Kurwa mać — jęknął Zabini. — Mam wrażenie, jakbym znalazł się z powrotem w szkole.
— W szkole Harry mnie nie kochał — zaprotestował Draco bełkotliwie, nagle bardzo zasmucony tym faktem. Udało mu się zsunąć spodnie do połowy ud, a potem czyjaś pomocna dłoń szarpnęła od dołu za nogawki i uwolniła go wreszcie od upartej części garderoby. Draco zrelaksował się na nowo.
— Merlinie litościwy! Ty zboczony draniu! Gdzie podziały się twoje włosy łonowe?
— Harry — powtórzył Draco. — Harry…
— Nawet nie chcę wiedzieć. Cofam swoje słowa. W szkole było jednak lepiej. — Blaise bardzo brutalnie zdarł mu koszulę przez głowę, a Draco poczuł się jak szmaciana lalka, targana w zębach przez rozwścieczonego psa.
— Co? — wydusił z trudem, kompletnie zdezorientowany zachowaniem Zabiniego. No i gdzie zapodział się Harry?
— Wtedy, pod prysznicem — wyjaśnił Blaise, energicznie strzepnął kołdrą, owiewając Dracona zimnym powietrzem, a następnie narzucił ją na niego. — Pamiętasz, wtedy, gdy po treningu quidditcha przyłapałem cię na manewrach z różdżką.
— Ależ z ciebie kutas — nadąsał się Draco i przewrócił się na bok, spodziewając się znaleźć przy sobie ciepłe ciało Pottera, w które mógłby się wtulić. Niestety, otaczały go tylko chłód i pustka. — Przecież każdy… każdemu… zdarza się… walić… ten-tego.
— A i owszem — powiedział Blaise i przeciągnął palcem po czole Dracona, by odsunąć zbłąkany kosmyk. — Ale nie każdemu przydarza się robić to, wkładając sobie przy tym do tyłka… dziwną zieloną rzecz.
— Zatyczka analna — skorygował Draco sennie, po czym ziewnął głośno i przeciągle. — Mam ich całą kolekcję. Żadna nie jest większa od ciebie, Harry.
Blaise jęknął tonem najczystszej boleści.
— Jeśli jutro poproszę, żebyś rzucił na mnie Obliviate, to po prostu zrób to bez zbędnych pytań, dobrze?
— Kocham cię — wymamrotał Draco. Wcisnął głowę w poduszkę i powiercił się, szukając wygodnej pozycji.
— Wiem, wiem — westchnął Zabini. — Też cię kocham. A teraz śpij i módl się, żebyś rano nie pamiętał ani słowa z tej rozmowy.
— Branoc, Harry — szepnął Draco. A potem pochłonęła go słodka nieświadomość.
***
— Chcę umrzeć.
— Ja jestem pierwszy w kolejce.
— Zabij mnie. Po prostu zrób mi palcem to samo co Voldemortowi.
— Nie.
— Błagam cię, Harry.
— Normalnie twoje błaganie strasznie by mnie podjarało, ale teraz nie mam czasu. Jestem zbyt zajęty powstrzymywaniem swojego mózgu przed wypłynięciem przez dziurki od nosa.
— Zrobiłbyś to, gdybyś mnie kochał.
— Gdybyś ty kochał mnie, nie prosiłbyś o to.
— Blaise mnie zabije, jeśli poproszę o to jego.
— Nie zdziwiłbym się. Po wczorajszym wieczorze…
— Czemu…? Boże kochany. O. Mój. Boże! Widział mnie gołego! Bez zarostu na dole!
— Przestań wrzeszczeć. Trzęsiesz całym łóżkiem.
— Nic nie rozumiesz! Mój najlepszy przyjaciel zobaczył mnie bez włosów łonowych!
— No i co z tego? Zresztą mogło być gorzej.
— NIBY JAK?!
— Mógł zobaczyć i mnie.
Koniec rozdziału szesnastego (B)