Rzewuski Varia

Henryk hr. Rzewuski (1791-1866)

Prozaik i publicysta polityczny. Urodził się 3 V 1791 r. w Sławucie na Wołyniu.

Wychowywał się w domu babki, siostry T. Rejtana, uczył się u karmelitów w Berdyczowie i

we francuskim pensjonacie w Petersburgu. W latach 1806-07 przebywał w Krakowie,

prawdopodobnie studiując na Uniwersytecie Jagiellońskim; po utworzeniu Księstwa

Warszawskiego, wstąpił do wojska polskiego i wziął udział w kampanii 1809 r.

Wykształcenie uzupełniał w czasie podróży po Rosji i zachodniej Europie. Podczas dłuższych

pobytów we Francji słuchał wykładów V. Cousina i poznał wielu myślicieli

konserwatywnych, w tej liczbie J. de Maistre'a, L. de Bonalda i K.L. von Hallera. W r. 1825

na Krymie i w 1830 w Rzymie zetknął się z Mickiewiczem, który nakłonił go do zajęcia się

pisarstwem. W 1832 wrócił do kraju, zamieszkał w majątku Cudnów na Wołyniu i przez

cztery lata sprawował urząd marszałka powiatu żytomierskiego. Kontaktował się z

konserwatystami ziem litewsko-ruskich (m.in. M. Grabowskim, ks. I. Hołowińskim); na

zwołanym z inicjatywy Rzewuskiego zjeździe w Cudnowie ukonstytuowała się grupa

literacko-polityczna znana jako "petersburska koteria" (lub "pentarchia"), do której należeli

pisarze skupieni wokół Tygodnika Petersburskiego. Poglądy filozoficzne i polityczne wyłożył

Rzewuski w wydanych pod pseudonimem Jarosz Bejła Mieszaninach obyczajowych. Po

pięcioletnim pobycie w Petersburgu, przeniósł się do Warszawy (1850), mianowany przez

rząd carski urzędnikiem do specjalnych poruczeń przy namiestniku Królestwa - księciu I. F.

Paskiewiczu. Wkrótce uzyskał stypendium rządowe na założenie czasopisma noszącego

nazwę Dziennik Warszawski, które po kilku latach przestał redagować i powróciwszy na

Wołyń, odsunął się od życia publicznego. Zmarł 28 II 1866 r. w Cudnowie.

Główne prace: Pamiątki JPana Seweryna Soplicy, cześnika parnawskiego, 4 tomy, Paryż

1839; Mieszaniny obyczajowe przez Jarosza Bejłę, 2 tomy, Wilno 1841-43; Głos na puszczy,

próbki moralne i polityczne, Petersburg 1847; Wędrówki umysłowe - publ. jako dwa pierwsze

tomy Pism, 7 tomów, Petersburg 1851; Pamiętniki Bartłomieja Michałowskiego, 3 tomy,

Petersburg 1857.

Wybrane fragmenty pochodzą, pierwszy z: Mieszaniny obyczajowe przez Jarosza Bejłę,

nakład i druk Teofila Glücksberga, Wilno 1841, t. I, ss. 17-22; drugi z: Wędrówki umysłowe

przez autora Zamku Kaniowskiego, w: Pisma, nakładem B.M. Wolffa, Petersburg 1851, t.

II, ss. 85-91.

Mieszaniny obyczajowe przez Jarosza Bejłę

Siły żywotne narodów zasypiają w ich łonie, i póty się nie dadzą rozpoznać, póki się nie

przebudzą wcieleniem swoim w potężne samoistności, które je przedstawiają. Stąd wzajemny

pociąg między gminem a Geniuszem, stąd wpływy poetów, kunsztmistrzów, filozofów, na

masy obce poezji, kunsztowi i filozofii. Bo chociaż sposobem ciemnym, masy przeczuwają w

sobie jakiś zarodek tych wielkich rzeczy. Wszakże, gdyby one były przypadkową i wyłączną

własnością niektórych ludzi uprzywilejowanych, wszystkie poezje, kunszty i filozofie byłyby

jednostajne. Tym samym, że są narodowe, muszą się więc odnosić do jakiegoś smaku

miejscowego, do jakichś uczuć i wyobrażeń masowych. Wpływy Encyklopedystów

francuskich na ich ziomków w toku zeszłego wieku; Schillera, Goethego i Hegla na

Niemców; Byrona i Walter-Scotta na Anglików nie są jedynie skutkiem rozpowszechnienia

oświaty w tych błogosławionych krainach, bo nie mniejsze wywierali na swoich ciemnych

rodakach: Saadi, Hafiz, Averroes. Ale że każdy naród żywotny, chociaż bez samopoznania

swojej dążności, dąży jednak do życia historycznego, nie może nie czcić tych jedynych istot,

za pośrednictwem których żyć może historycznie, a które rozpoznaje tą zmyślnością

przyrodzoną, nigdy nie opuszczającą masy, póki ostatnia iskra żywota organicznego jeszcze

jej nie opuści.

U nas jednych, lubo w żadnym okresie nie zjawiła się podobna ilość, jaką teraz widzimy,

wielkich poetów, głębokich badaczy, uczonych wszelkiego rodzaju pisarzy; ci znakomici

mężowie, nie tylko że najmniejszego nie otrzymali wpływu w obywatelstwie, w jednym

czasie z nimi żyjącym, a mówiącym wspólnym językiem; ale nawet żyją żywotem

ekscentrycznym, między sobą szukając ściślejszych stosunków, uchylając się stopniami od

społeczeństwa, które ich nie rozumie, a które samo dla nich coraz mniej jest zrozumiałym.

Może ktoś pomyśli, że Literatura z takim bogactwem objawiająca się, a bez najmniejszego

wpływu na społeczeństwo, będąc zjawiskiem nadzwyczajnym, jest jakoby Anomalią w

dziejach ludzkości. Nie jest to żadna Anomalia, jest to owszem rzecz przyrodzona, i która

łatwo tłumaczyć się daje.

Człowiek pojedynczy, rodzi się, wzrasta, dojrzewa, słabnie, a na koniec umiera. Naród,

będący człowiekiem zbiorowym, temu samemu prawu podlega. Człowiek zbiorowy ma duszę

jak człowiek pojedynczy, a tą duszą jest duch narodu. Naród żyje, póki ten duch go nie

opuści, i żyje pomimo wszelkich pozorów; a jego ciałem są te jednostki, w które rozdziela się

zewnętrznie. Jak człowiek pojedynczy umrze, natychmiast dusza jego przenosi się do krain

wieczności, by stanąć przed sądem Stwórcy i Odkupiciela; a ciało opuszczone, już bez siły

skupiającej, rozkładać się zaczyna: mnóstwo robaków coraz bardziej obrzydliwych dopełnia

zniszczenia kształtów, a te znikając sprzed oczu, rzeczywiście wchodzą w skład nowych

jestestw organicznych, i ta scena pełna tajemnic znika po zniszczeniu ostatniego atomu

zmarłego męża: zasłona spada, zostaje tylko garść popiołu.

Póki człowiek zbiorowy (ciało społeczne) ma w sobie duszę (ducha), póty objawia wszystkie

rzeczywiste zjawiska żywota. Bohater, mędrzec, uczony, rzemieślnik, rolnik, czerpiąc z tego

wszystkim wspólnego żywota, rozrabia go w sobie właściwie do swojego stanu, i każdy,

pomimo nierówności stopnia umysłowego, rozrabia go w pewnej harmonii, dającej im

wszystkim cechę wspólną, i fizjonomię odrębną w historii. W ogóle, pomimo zboczeń, jest

jakaś dążność do tego, co jest wielkim, godziwym, pożytecznym dla społeczności; a ta

dążność jest przeciwwagą wszystkim osobistym zawiściom. W tak żywotnym społeczeństwie,

umysły ukształcone, jako poeci, kunsztmistrze, pisarze, myśliciele; nie tylko rozgłos i

wziętość, ale nawet miłość i zaufanie otrzymują od swoich ziomków: bo ożywieni jednymże

co i oni duchem, tego ducha dobitniej w sobie wyrażają. Ale skoro śmierć rzeczywista

przyjdzie na to ciało zbiorowe, wtedy dusza narodu nie przenosi się do wieczności, jak dusza

człowieka pojedynczego, bo dla narodów nie ma wieczności; ale ulatniając się z ciała

społecznego, uświetni swój zgon ostatnim zjawiskiem, lecz już oderwanym od życia

społecznego. Jako zwykle chory, przed samym skonaniem, jakieś dziwne okazuje objawy

życia, które przecież biegłego lekarza płonną nadzieją nie omamią; tak i duch konającego

narodu, jeszcze czas jakiś ściśnie się w umysłach kilku znakomitych mężów, aby starą

synagogę ze czcią pogrzebać. Ci mężowie, bez istotnych związków ze społecznością, nad

którą się wznieśli, nawet od niej niewiele miłowani, nie mniej się od niej odosobniają, z siebie

samych snując tę przędzę intelektualną, której osnowy w społeczności znaleźć nie mogą.

Wybucha raptownie, jakby jakim cudem, bogata, różnobarwna Literatura; Literatura bez

miłości dla położenia obecnego, bez nadziei w przyszłości, sięgająca jakichś dawnych

pamiątek, dawnych podań, wszystkiego tego co już nie jest, i odżywiająca to wszystko jakimś

sztucznym żywotem. Rzecz dziwna, ten utwór różnorodnych pomysłów, bez znoszenia się ich

z sobą, bez hartu opinii publicznej, bądź skrzywionej, bądź nawet nie istniejącej, okazuje

jednak w sobie coś jednolitego, jakieś poetyzowanie żalu, smutku, złowieszczego przeczucia.

Jednym słowem, jest to dzieło pogrobowe ducha narodowego, ostatnie jego wysilenie;

poczym ulotniwszy się milczenie nastąpi, nim wszedłszy w skład obcych mu dotąd żywiołów

intelektualnych, znowu przemówi, ale już językiem innym; a swój rodzimy, przybrawszy

ostateczną swoją formę, w niej się skrystalizuje, i stanie obok sanskryckiego, greckiego,

celtyckiego, rzymskiego, którymi także oddawały myśli swoje społeczeństwa żywotne, a

które już dziś są tylko pomnikami. Co się zaś tyczy rozkładu fizycznego, tu jeszcze więcej ma

stosunków ciało społeczne z ciałem indywidualnym, i w nim także robactwo coraz

obrzydliwsze toczy szczątki, opuszczone od tego boskiego ognia, który im dawał jednolitość,

ruch, żywot. Tym robactwem są pokątne stowarzyszenia, chcące na próżno zatrzymać ten

żywot społeczny, ulotniony z dostojnego ciała. Z początku to robactwo będzie foremniejsze,

bo wylęgłe w świeższym opuszczeniu organizmu. Ale w następnych jego formacjach, ród po

rodzie, coraz więcej się każąc, dojdzie do ostatecznych krańców obrzydliwości. Będą z

początku Filareci, Promieniści, potem związki patriotyczne, kosynierzy, Templariusze, a na

koniec Skórkowi i Baragoli, których nazwiska najlepiej wyrażają cele i dążności; pierwsze

nazwisko jest godłem bydlęcia, drugie posługacza żydowskiego; już więcej zniżyć się nie

można.

Wędrówki umysłowe przez autora Zamku Kaniowskiego

Naród nie jest tworem ani ludzi, ani trafu. Ludzie w jak największej ilości zebrani sami z

siebie nie stworzą tej jedności, tego zjednolicenia, którymi istoty całkowite w jestestwie

swoim jawią się jako cząstki żyjącego ciała uposażonego rzeczywitym żywotem,

odcechowanego odrębnymi, a jemu właściwymi rysy, z nazwiskiem samorzutnie powstałym i

wszystkimi warunkami, z których istota organiczna poznawać się daje. Żaden człowiek

drugiego człowieka utworzyć nie może, a wielu ludzi nie mniej nie może utworzyć narodu, bo

chociaż naród zewnętrznie objawia się członkami, z których się składa, życie jego jednak jest

tylko dusza dana mu od Boga, tak jak każdemu człowiekowi pojedynczemu. Dusza, czyli

duch narodu jest jestestwem rzeczywistym, a nie fenomenem tylko [...]. Zbiór ludzi nie

zostanie narodem pokąd Bóg nie tchnie weń ożywiającego ducha swojego. A że wszystko co

istnieje w porządku stworzonym, nie może istnieć bezwarunkowo, więc duch narodowy

podlega prawnym i niezmiennym warunkom, których żadne kombinacje mądrości ludzkiej

zastąpić nie zdołają. Usilności wyrozumowane ludzi najwięcej, co mogą sprawić, to chyba

jakiś świetny fenomen życia tam, gdzie to życie istnieje niepodwładne im, ale samego życia

nigdy nie utworzą, a nawet dla pobudzenia tych fenomenów ze wszystkich sprężyn

rozumowanie jest bez wątpienia najsłabszą.

[...] W każdym człowieku pojedynczym jest duch, czyli dusza, na obraz i podobieństwo Boga

stworzona, i tego świetnego znamienia nigdy w zupełności zatrzeć nie zdoła. Duch ludzkości

jest tylko fikcją, bo jest rzeczą oderwaną, ale naród, człowiek zbiorowy, jest tak jak człowiek

pojedynczy skojarzeniem ciała uległego zmienności i wpływom natury materialnej, ale

dającego mu postać dotykalną - obdarzony duchem nieśmiertelnym, tchnieniem bożym, który

to ciało ożywia, tworzy w nim rozmaite fenomena historyczne i żyje, często nawet po

rozsypaniu się tego ciała, którym się objawiał zewnętrznie [...].

Naród w swojej cielesności, to jest w tym, czym się objawia zewnętrznie, tworzy się bądź z

jednej rodziny, bądź z agregacji różnych rodzin. Ale w tym, co stanowi jego duchowość, czyli

życie, musi mieć koniecznie jaki udział tchnienia bożego. To tchnienie rozrabia w sobie i tym

przystępuje do czynu, ale sam sobie nigdy by go dać nie mógł. Każda narodowość jest

objawieniem bożym, dopełniającym się w czasie, i to bez względu na wyznania jednostek, z

jakich się narody składają. Czytamy w Piśmie św. w księdze Daniela, że anioł Asyryjczyków

spotkał się z aniołem Persów, z czego oczywisty wniosek, że narodowość potęgą bożą

objawiona nie mogłaby dotrwać w nieskazitelności, gdyby nie była poruczoną opiece

aniołów, ministrów Boga w porządku doczesnym. Każda agregacja różnorodnych cząstek,

zjednoliconych w jedno jestestwo rozprzęgłaby się natychmiast, gdyby została opuszczoną od

anioła swojego; ojczyzna jest zjednoliconą agregacją pod opieką anioła działającą. On daje

obywatelom święte instynkta dla pomyślności kraju, on oświeca pasterzy ludu, on narodowe

modły zanosi do podnóża Najwyższego, on za ich przewinienia odwraca kary zasłużone, on

częstokroć wydźwiga narody z ostatniej toni. A jeżeli zbrodnie, zwłaszcza pewnego rodzaju,

wzmogły się w ciele społecznym, jeżeli naród, wzgardziwszy jego nieustającym

natchnieniem, nie tylko że nie chce współdziałać z Bogiem, ale nawet zuchwale od niego się

odwraca, natenczas zostawszy opuszczony, od swojego anioła, duch narodu straciwszy to, co

w nim utrzymywało życie, wygasa, a jakiś egoizm ujemny jego miejsce zastępuje przez chwil

kilka, po upłynieniu których rozkład martwego ciała się zaczyna.

Prawda ludzka jest kłamstwem, a mądrość ludzka jest głupstwem, a więc to, co utrzymuje

węzeł społeczny, co zdoła dla niego wywołać w istotach samolubnych najwyższe poświęcenie

aż do zaofiarowania siebie, co objawia tyle prawdy, tyle mądrości, że tak powiem tyle

nieomylnści w procesie żywota historycznego narodu, nie jest rzeczą ludzką. I jako w

indywidualnym a potocznym zawodzie najmniejszego czynu korzystnego dla bliźnich sprawić

nie można bez współdziałania woli z łaską Najwyższego, tak tym mniej w zawodzie

politycznym mocną jest wola ludzka coś dodatniego wyrobić dla narodu bez tej łaski

skutecznej, która jedna czynnościom ludzkim daje siłę żywotną.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Poezja współczesna, Filozofia&Varia
Varia, s 4
73 Varia B231 POL manual v1
Dowcipy - Największy zbiór dowcipów w sieci!6, Nauka, Varia
str P Varia
varia8
Varia s 4
mysl lewicowa, Filozofia&Varia
H.Rzewuski, Henryk Rzewuski - Pamiątki Soplicy
Rzewuski - Pamiatki Soplicy, FILOLOGIA, Filologia polska, Hist. lit. pol
liczebniki, DO PREZENTACJI, VARIA, Łacina
Praca nt. Rafała Wojaczka, Filozofia&Varia
Praca nt. Rafała Wojaczka, Filozofia&Varia
Varia str ?
Świątynia obywatelska rzewuskiego
łacina varia s. 140, Łacina
str R Varia
Lectio XX, Varia