LALKI BEZ OCZU, felieton
Gdy Rudolf Steiner był jeszcze chłopcem dorastającym w odległych rejonach Karpat, zaczął w dziwny sposób odczuwać obecność żywych istot - niewidzialnych dla oka…
Pisać źle o polskiej edukacji, to jeden z łatwiejszych sposobów zarabiania na życie. Stwierdźmy więc jedynie, że bardzo wielu ludziom ten obecny w większości polskich szkół, oświeceniowy, kompletnie przestarzały model oświaty, mocno doskwiera. Powstają zatem setki szkół i przedszkoli - wyznaniowych, autorskich, społecznych, ekologicznych - inwencja ich twórców w dziedzinie nazewnictwa jest nieposkromiona. Co dwudzieste polskie dziecko uczy się w szkołach niepublicznych. Część zaś z tych kilku procent szkolnej populacji uczęszcza zaś do szkół z programami alternatywnymi. Przenoszone z Zachodu pomysły na „inne szkoły” są czasami warte wspierania, lub choćby życzliwej uwagi - jak na przykład idee Marii Montessori czy Celestyna Freineta - jednak niektóre z nich są po prostu horrendalne.
„Pedagogiką” przed którą należy głośno ostrzegać jest dość popularna w Polsce pedagogika walfdorska, czerpiąca z pomysłów Rudolfa Steinera. W promocji szkół i przedszkoli steinerowskich eksponuje się takie hasła jak ekologia, niezależność, twórczość, wolność. Rodzice zachwycają się ekologicznymi, drewnianymi zabawkami, bezstresowym wychowywaniem do wolności, uwrażliwianiem dzieci na przyrodę. Jednak, tak naprawdę, to co proponuje się w tych szkołach i przedszkolach jest ideologią. Dzieci uczą się najpierw o Atlantydzie, którą uznaje się za fakt historyczny, a potem dopiero przechodzi się do Biblii i innych rzeczy. Większość nauczycieli pracujących w niemieckich szkołach waldorfskich należy do antrozopozoficznej „Wspólnoty Chrześcijańskiej”, sekty nie uznawanej przez niemieckie Kościoły oficjalne (tak katolicki, jak protestanckie). W placówkach waldorfskich nauczyciele mają eliminować negatywne skutki czynów „popełnionych” przez dzieci w poprzednich wcieleniach. Dzieciaki są wprowadzane w techniki depersonalizacyjne oraz w trening ukierunkowany na „poznanie ponadzmysłowe”. Lalki, którymi bawią się w steinerowskich przedszkolach nie mają oczu…
Nawet gdyby pedagogika steinerowska nie była ideologią (a jest), była by zwykłą żenadą. Profesor doktor habilitowany Mirosław Szymański z Wydziału Pedagogicznego UW powiedział mi kiedyś: „Steiner nie był pedagogiem i jego koncepcje wychowawcze były dyletanckie. Większość twierdzeń pedagogiki steinerowskiej pozostaje w sprzeczności z ustaleniami współczesnej nauki i była jawnym anachronizmem już na początku XX wieku”.
Pedagogika steinerowska nie jest metodą niezależną światopoglądowo, gdyż oparta jest na steinerowskim antropocentryzmie. Reinkarnacja jest nawet nie tyle treścią nauczania ile zasadą tej pedagogiki. Szkoły waldorfskie są częścią ruchu antropozoficznego. Steiner stworzył bowiem nową religię-naukę: antropozofię. Jak definiuje Słownik pojęć filozoficznych (Warszawa 1996), jest to „kierunek okultyzmu oparty o ideę >naukowego badania świata duchowego< przy pomocy poznania pozazmysłowego”. Do czego prowadzi „poznanie nadzmysłowe”?
Steiner opisywał, poznaną w poprzednich wcieleniach, Atlantydę i Lemurię, twierdził, że człowiek nie jest najmłodszym gatunkiem na Ziemi lecz najstarszym, przyznawał realne istnienie duchom gnomów i krasnoludków pracujących w ziemi i na Ziemi… Napisał ponadto Occult Science Philosophy, był też współtwórcą czasopisma Luzifer (1903 r.) i uczestnikiem znanego z praktyk magii seksualnej Zakonu Świątyni Orientu… Potem, gdy nie udało mu się do swoich idei przekonać europejskiej elity, postanowił pójść w lud. Stworzył Uniwersytety Robotnicze i szkoły waldorfskie. Na świecie istnieje ich dzisiaj kilkaset (od 500 do 700, według różnych źródeł), w Polsce jest tych szkół i przedszkoli kilkanaście. To niewiele. Jednak nawet jedno dziecko wprowadzane w świat majaków nadwrażliwego fantasty, to o jedno dziecko za dużo.
Robert Tekieli
Pierwotna wersja tekstu opublikowana została w „Gazecie Polskiej” pod tytułem "Lalki bez oczu".