46. Zło w horoskopie
W dawnej, starożytnej jeszcze astrologii, znano dwie złe planety (malefiki): Marsa i Saturna. Prócz tego były trzy złe domy: szósty od chorób (Valetudo, zdrowie), ósmy od śmierci (Mors) i dwunasty od więzienia i niewoli (Carcer). Znano też dwa złe aspekty: kwadraturę, dającą, jak uważano, nieszczęścia gwałtowne, i opozycję, zsyłającą nieszczęścia długotrwałe. Była jeszcze masa tzw. gwiazd stałych (czyli gwiazd po prostu, ciał niebieskich nie będących planetami), też przeważnie nieszczęśliwych. W astrologii nowoczesnej tych złoczynnych czynników przybyło: odkryto trzy dalekie planety, wszystkie trzy złośliwe. Okazało się następnie, że również planety łagodne, zwłaszcza Merkury i Księżyc, w pewnych warunkach mogą się uzłośliwiać (i na odwrót; malefikom zdarza się, że łagodnieją). Zwrócono też uwagę na niezodiakalne aspekty, np. równe 1/5, 2/5, albo 1/7, 1/8 pełnego koła i podobne, które też bywają podejrzane o złośliwość.
Wszystkich tych czynników wciąż jednak było astrologom za mało, aby wytłumaczyć całe zło, jakie spotyka ludzi i które z nich wychodzi. Brakowało planety (albo planetopodobnego obiektu w horoskopie), która by była głównym złoczyńcą. Można wręcz twierdzić, że XX-wieczna astrologia uporczywie poszukiwała jednego źródła zła, czyli punktu, który by rządził całą złą stroną horoskopu z jednej strony, całą złą stroną życia z drugiej. Próbowano w tej roli ustawić Plutona. Ktoś wynalazł drugi księżyc Ziemi, nazywany "ciemnym", bo go rzecz jasna nie widać, i to hipotetyczne ciało niebieskie nazwano Lilit (lub: Lilith) od legendarnej i demonicznej pierwszej małżonki Adama w raju, jeszcze przed Ewą. (U Greków podobna postać z mitu nazywała się Pandora, ta co otworzyła puszkę ze złem.) Wadą tego obiektu było jednak jego fizyczne nieistnienie, dlatego zaczęto nazwę Lilit i jej złe właściwości przypisywać drugiemu ognisku orbity Księżyca. Orbita Księżyca jest elipsą, elipsa ma dwa ogniska, jedno zajmuje Ziemia, drugie jest puste i to jest właśnie Lilit. Eliptyczna orbita Księżyca się obraca, więc i ta Lilit okrąża Ziemię z okresem około 8 lat.
Tu jednak nie będę pisał o właściwościach Lilit, tylko o właściwościach dowolnych złych punktów w horoskopie. Takim punktem może być Lilit, ale może też być Pluton, albo ciała niebieskie jeszcze nieodkryte. W sposób, który tu opiszę, przejawiają się także znane od wieków malefiki - Saturn lub Mars, a także Neptun i Uran, każdy w swoim własnym duchu. Zło bowiem różnie się wyraża zależnie od żywiołu, w którym w horoskopie leży jego źródło. Proponuje miłośnikom astrologii, żeby przy czytaniu horoskopu brali pod uwagę nie tylko tę złoczynność, która jest swoista dla danej planety, dla aktywnego punktu lub aspektu, ale także złoczynność nieswoistą, która - jak najprościej można założyć - zależy od tła, na którym leży dany obiekt, a więc, w pierwszym rzędzie, od żywiołu znaku zodiaku, ale także od żywiołu, który przecieka do danej planety od będących z nią w aspektach planet-nośników żywiołów. Słońce i Mars, gdy patrzeć na nie pod tym kątem, są nośnikami żywiołu Ognia, Księżyc i Neptun - żywiołu Wody, Saturn - Ziemi, Uran i Merkury - Powietrza; o żywioły pozostałych planet można się spierać.
Poniżej pokazuję, jaki rodzaj zła wynikać może z położenia planet (lub czegoś innego) w poszczególnych żywiołach. Zasady te można stosować na dwa sposoby. Po pierwsze, jak to się dzieje zwykle kiedy astrolog wróży klientowi, zna się horoskop, ale nie zna właściciela horoskopu i z horoskopu odczytuje się jego (właściciela) domniemane właściwości. Albo, po drugie, co uważam za zajęcie dużo ciekawsze - zna się zarówno horoskop, jak i jego właściciela, i wtedy astrolog na żywym przykładzie swojego klienta uczy się znaczeń horoskopu (co trzeba robić stale, bo w astrologii kto nie idzie naprzód w pracy z żywymi ludźmi, ten gwałtownie cofa się w rozwoju swych umiejętności...), jednocześnie zaś klient poznaje siebie. Najlepiej by było, żeby ten, kto pracuje z człowiekiem i z jego horoskopem był zarazem i astrologiem i psychologiem, i działał jako psychoterapeuta, któremu horoskop pomaga zadawać klientowi odpowiednie pytania i sugeruje, gdzie problemy klienta leżą. Niestety, nie słyszałem o psychoterapeutach, którzy posługiwaliby się horoskopem, w Polsce przynajmniej.
Poniższe wytyczne mogą też pomóc tym, którzy szukają - patrząc na ludzi i na ich horoskopy - znaczeń mało zbadanych punktów czy obiektów, jak Pluton, lub hipotetycznych, jak Lilit. Niewykluczone, że astronomowie znajdą jeszcze inne ciała niebieskie, które za jakiś czas trzeba będzie wrysowywać do horoskopów, i wtedy te wskazówki pomogą w ustaleniu ich nieznanych cech.
Jeśli źródło zła, czynnik w rodzaju Plutona, Lilit, Marsa lub czegoś jeszcze nie odkrytego leży w znaku żywiołu Ognia, człowiek o takim horoskopie wciąż natrafia na wrogów - takich, z którymi musi się bić (fizycznie lub na słowa lub na intrygi), którzy chcą go zniszczyć, którzy go krzywdzą i w końcu mogą go zabić, nawet na torturach. To działa w obie słowy: ktoś taki może sam być agresywny i aktywnie szukać guza, a równie dobrze może być typową ofiarą, która w jakiś niepojęty sposób ściąga na siebie cudzą wrogość. Ten rodzaj zła jest najłatwiejszy chyba do wykrycia, najbardziej rzuca się w oczy.
Zło pochodzące z żywiołu Wody ma związek z emocjami i najczęściej przybiera postać nie odwzajemnionych uczuć. To jest przypadek uporczywie porzucanych i zdradzanych kochanków. Matek, od których uciekają własne dzieci. Tu należą też osoby, których całe życie jest jednym wielkim poświęcaniem się dla kogoś, a które w zamian dostają zniewagi i lekceważenie. Jeśli czyjś główny problem w życiu polega na byciu niekochanym, albo na tym, że ktoś się strasznie innymi przejmuje i o nich dba, a w zamian nic z tego nie ma, to trzeba szukać czynnika złoczynnego w znakach żywiołu Wody. Także wtedy, kiedy ktoś się poświęca i cierpi dla idei. Nie odwzajemnione uczucia prowadzą do autoagresji - to też jest zjawisko na które warto zwrócić uwagę przy tropieniu zła wodnego.
Zło pochodzące z żywiołu Ziemi przyjmuje postać schwytania (jak w pułapkę), ucisku i zniewolenia. To nie musi być dosłownie niewola lub więzienie (choć warto, by ktoś z astrologów przebadał horoskopy recydywistów), często przejawia się subtelniej. Ktoś np. żyje w bardzo ciasnym świecie: codzienne wstaje o szóstej i jedzie do fabryki lub urzędu, to samo biurko lub maszyna, ten sam szef... - a kiedy urywa się na tydzień urlopu, to dręczy go poczucie winy. Ziemny czyli jakby więzienny charakter ma też popadanie w długi i życie w kieracie obowiązków.
Zło powietrzne jest najbardziej subtelne i polega na tym, że człowiek, którego ono dotyka, nie ma świadomości ograniczeń. Wydaje mu się, że wszystko może załatwić, zrobić, dostać - tylko że... nie wiadomo kiedy. Za miesiąc, za rok... Bo czas, terminy, kalendarze też nie trafiają mu do przekonania. Wszystko go interesuje, ale nie skupi się na niczym. Z drugiej strony, kiedy go naciskać, nie stawia oporu - cofa się, albo ucieka, albo zgadza na wszystko... i nie dotrzymuje słowa.
Ponieważ źródeł zła w horoskopie jest wiele, to można mieć tych wyżej opisanych dolegliwości po kilka, a nawet ich komplet, wszystkie cztery.
Cztery żywiołowe rodzaje zła odpowiadają czterem matrycom okołoporodowym Stanislava Grofa. I tak zło wodne odpowiada negatywnemu wydaniu pierwszej matrycy, i odpowiada udrękom embriona, który jest zatruwany lub inaczej odrzucany przez organizm matki. Czeski psychiatra głosi, iż zaburzenia życia płodowego wiążą się z obrazami i przeżyciami podwodnych niebezpieczeństw, zanieczyszczonych strumieni, skażonej lub niegościnnej przyrody i podstępnych demonów. Stwierdza także, że reakcją na "złe" środowisko płodowe jest poczucie totalnego zagrożenie, ideacja paranoidalna, także wrażenie bycia zatruwanym, a do tego szeregu należą też spotkania z istotami piekielnymi.
Zło ziemne odpowiada drugiej matrycy, czyli fazie początkowej porodu, kiedy odchodzą wody płodowe, a macica zaczyna się kurczyć i występują rytmiczne skurcze przed porodem. Noworodek wtedy przeżywa torturę odrzucenia, wyobcowania, a także ma poczucie fizycznego zgniatania i porwania przez mechaniczny rytm i reżym. Grof obserwował u swoich pacjentów poczucie totalnego pogrążenia, jakby weszli w nieznośną sytuację bez wyjścia, która nigdy się nie skończy; także poczucie schwytania w pułapkę i uwięzienia, braku wyjścia; dojmujące poczucie winy i niższości, któremu towarzyszy katastroficzna wizja świata i na koniec egzystencjalny bezsens.
Zło ogniste to trzecia matryca, opowiadająca trzeciej fazie porodu, kiedy noworodek podejmuje się bohaterskiego czynu: rzuca się przejść przez kanał porodowy. A wtedy... trzeba przejść przez ogień. Grof obserwował u swoich klientów na tym tle wrażenia tytanicznych walk, przeżycia sadomasochistyczne, silne pobudzenie seksualne, sceny diaboliczne i kontakt z ogniem - a wszystko to występujące na tle uporczywych zmagań ze śmiercią. Trzecia faza to walka na śmierć i życie, a jej refleks w poporodowym życiu to konfrontacja z fizycznym i personalnym wrogiem, wrogiem, który chce zabić, a przynajmniej takie wrażenie sprawia. Pacjenci Grofa, którym wyświetlały się w sposób symboliczny sceny z własnego porodu, widywali demoniczne postaci, które - po przejściu całej heroicznej drogi porodowej - blokowały im dostęp do światła.
Klucz Grofa w postaci czwartej, powietrznej fazy porodu i matrycy okołoporodowej, jak ją opisuje autor owej koncepcji, trochę słabiej pasuje do zła powietrznego w moim rozumieniu. Grof pisze, iż wtedy następują symboliczne obrazy takie, jak przyjście wiosny, koniec burzy, wschód słońca. Ma miejsce poczucie ogromnego odciążenia i poszerzenia przestrzeni, czemu towarzyszy maniakalna aktywność i poczucie własnej wielkości. Stąd jednak już krok do braku ograniczeń, co jest istotą tej odmiany zła.
Lepszym kluczem do zła powietrznego może być wyobrażenie śmierci w powietrzu, lub przez powietrze. Śmierć taka ma postać wniebowzięcia lub wniebowstąpienia, a więc uniesienia w powietrze. Zarazem można sobie wyobrazić, że ktoś tak porwany w niebiosa ma poczucie, iż traci grunt pod nogami, pozbywa się wprawdzie dotychczasowych ograniczeń, ale i rozpływa się w bezkresie. Do prawidłowego bycia sobą i działania konieczne są i granice i wolna przestrzeń. W przypadku żywiołu Ziemi źródłem zła i cierpienia są granice zbyt ciasne i sztywne, nieprzekraczalne i duszące. W przypadku żywiołu powietrza ma miejsce przypadek przeciwny: granic nie ma, przestrzeń nie stawia oporu, samowiedza nie wie, kim jest. Ktoś taki bywa zarówno nieodpowiedzialnym fantastą-lekkoduchem, kimś nie radzącym sobie w życiu praktycznym, jak i niewolnikiem życzeń innych ludzi - ponieważ nie ma w sobie granic, na których zatrzymałby się zewnętrzny nacisk. Przeciwnie, dla człowieka cierpiącego na ziemny rodzaj zła, problemem będzie to, że jest za bardzo określony, że jego byt sprowadza się do formalnych obowiązków, do munduru.
Ciekawe, że dwie główne światowe religie, chrześcijaństwo i buddyzm, dają wgląd w odmienne bieguny zła. Chrześcijaństwo jest ufundowane na obrazach rodem z żywiołów ognia i wody: z jednej strony mamy męczeńską śmierć Zbawiciela (na krzyżu w słonecznej spiekocie) i jego wyznawców (w paszczach symbolicznie słonecznych lwów), a więc żywioł ognia, z drugiej zaś strony nacisk na bezwarunkową miłość nie szukającą odwzajemnienia, na poświęcenie i samoofiarowanie - a to są pojęcia z obszaru żywiołu wody. Z kolei buddyzm szuka wyzwolenia w nirwanie, a więc w stanie nieuwarunkowanym, zatem, z punktu widzenia naszego schematu, powietrznym, a samo słowo nirwana, znaczące "zdmuchnięcie", pochodzi od tego samego rdzenia, co nasze "wiać, wiatr". Środkiem zaś do tego celu jest dyscyplina, wytrwała praca nad sobą, we wczesnym buddyzmie skrajnie rygorystyczna, w późnym, np. w Tybecie, przybierająca mechaniczne formy, jak np. czynienie tysięcy pokłonów - a więc wyraz żywiołu ziemi.
Wojciech Jóźwiak
wykłady z lat 2004-2007, w Tarace od 21 maja 2010