Księżyc
Noc była ciemna i cicha. Wiatr lekko wiał muskając liście drzew, które zaginały się pod jego wpływem. Nic nie zagłuszało tego poza...Muzyką. Chłopiec grał na skrzypcach. Siedział na miękkiej trawie całkowicie oddając się temu, co robił. Oczy miał przymknięte a ręce same prowadziły po instrumencie. Znały jego każdy skrawek. Instynktownie wiedziały, co mają zrobić. Światło księżyca padało na niego. Gwiazdy już dawno pojawiły się na niebie by teraz wesoło migocząc. Całość dawał wręcz magiczną atmosferę.
"Nie ważne, że jesteś maszyną.."
Czy to naprawdę tak myślisz Takao?
Chciał zapomnieć. Próbował. Zamiast dysków i jego były skrzypce. Choć kiedyś nie lubił lekcji muzyki, teraz godzinami grał. Ona oddawał jego uczucia. Była cicha, spokojna. Czuła się wtedy lepiej. Ożywiało go to, chociaż z zewnątrz sprawiło inne wrażenie. Dawało mu ład wewnętrzny. Jasny umysł, który potrzebował.
Próbował zapomnieć.
Nie udało mu się.
Biegł szybko. Dziś rozgrywają się turniej w mieście. Chciał go zobaczyć. Pragnął tego jak niczego na świecie. Jak ryba potrzebująca wody, kwiaty słońca czy ptak skrzydeł. Było to tak dla niego istotne jak księżyc na niebie czy oddychanie. Zobaczyć jego uśmiechniętą, pełną optymizmu twarz, oczy, w których było tyle uczuć czy ten błysk pojawiający się, kiedy walczył. Biegł by się nie spóźnić. Musiał zdążyć. Zdążył.
Jest tam. Jak zwykle gawędzi wesoło z kumplami. Przed chwilka stoczył walkę i wygrał. Jeszcze tylko walka Kaia i koniec zawodów. Chwila... I już wrzeszczał ze szczęście z powodu zwycięstwa drużyny. "Podejść do niego? Pogratulować? Nie to durne." Jednak serce podpowiedziało inaczej. Poszedł.
Te kilka metrów, które ich dzieliły były wiecznością. Idąc nie widział końca drogi. Wydawało mu się to tak nierealne, że zaraz go spotka, zobaczy. Tak długo ze sobą nie rozmawiali." A może on mnie nie pamięta?" Zadawał po raz kolejny to pytanie. Miał wątpliwości, jednak szedł dalej. Dobrze ze zabrał ze sobą skrzypce.
Zauważył go już z daleka.
-Cześć! -Krzyknął na cały stadion, rzucił się w jego kierunku i tuląc po przyjacielsku-Gdzie byłeś tyle czasu? Zresztą, choć z nami świętować zwycięstwo. Mój dziadek powiadomi twojego ojca ze zostajesz u nas. Nie daj się prosić!- Mówił jak zwykle szybko i to, co mu ślina przyniesie na język. Wiedział, że już wpadł w pułapkę, z której nie ma wyjścia. Nie miał wyboru, uśmiechnął się i powiedział
-Dobrze.
"Tylko zabiorę skrzypce"
"Jak słodko wglądasz jak śpisz. Niewinnie i beztrosko. Aż chce się Ciebie dotkać" Przejechał palcami po jego policzku. Był taki miły w dotyku... Gdy zrozumiał, co zrobi szybko oderwał rękę. "Dobrze, że masz taki mocny sen. Przynajmniej nic nie poczułeś. Mam taka nadzieje..."
Usiadł na skale i grał. "Jesteś tak blisko a jednak daleko" Wszystkie emocje przelewał w muzykę. Grał tak jak nigdy dotąd. Opętanie. Teraz liczyła się tylko ona. Zamknął oczy i grał. Nic nie mogło go powstrzymać. Grał, bo chciał zapomnieć. Grał, bo serce krwawiło. Grał, bo łzy wolno płynęły z przymkniętych oczu. Grał, bo uważał, że nie zasługuje na miłość. "Jak można kochać maszynę?"
Opadał z sił jednak nie przestawał. Nie potrafił i nie chciał. Nagle poczuł czyjąś rękę na policzku. Wyrwało go to, że świata, który sam stworzył. Muzyka raptownie ucichła.
-Dlaczego płaczesz? Ktoś Ci coś zrobił? Skrzywdził?- Zapytał współczującym głosem. ''Mój dotyk cię obudził. Ile tam stałeś i patrzyłeś jak gram?''
Chciał wykrzyknąć mu wszystko prosto w twarz. Rzucić ten ciężar z serca, który przytłaczał go, prawie nie pozwalając oddychać. Chciał...ale czy mógł?
Spuścił oczy, nie mogąc wytrzymać jego wzroku.
-Ja.. -Nie wytrzymał. Płakał. Nie umiał przestać-Czy można kochać maszynę?!? -Krzyknął w akcie rozpaczy. Ramiona mu się trzęsły od szlochu. Łzy płynęły strumieniami, policzki był zaczerwienione.
Takao niewiele myśląc przytulił go. Próbował się wyrwać, okładając go pięściami, jednak był zbyt słaby. Po chwili przestał się opierać czując tylko ciepło jego ramion.
-Dlaczego to robisz? -Zapytał po cichu jakby się bał, że chwila ta rozpłynie się a on znów będzie sam, a nie tutaj gdzie jest mu tak rozkosznie dobrze.
-Nie ważne czy jesteś maszyną. Nie, w jaki sposób powstałeś, lecz to, kim się stałeś. Dla mnie jesteś i zawsze będziesz wesołym, uśmiechniętym, miłym Zeo, w którym się zakochałem...-Zamilkł zdając sobie sprawę, co powiedział.
Już nic się dla niego nie liczyło. Wiedział, że jest bezpieczny, wtulił się w jego mocno i szepnął
-Chyba po raz pierwszy przydało się to, że najpierw zrobiłeś a potem pomyślałeś.
Zaśmiał się po cichu, jednak zrozumiał, że to ta chwila. Ich usta złączyły się w pocałunku, na jaki tak długo oczekiwali i zatopili się w nim. Stali na skale, a światło księżyca oświetlało im drogę ku lepszej przyszłości. Bez bólu i cierpienia, za to z piękną, czysta, subtelną miłością i wzajemnym oddaniem. Po chwili Tayson szepnął
-Tak pięknie grasz. Zgraj mi coś Zeo...
A muzyka będzie wyzwoleniem...