Przyciąganie, Fan Fiction, Beyblade


Pomarańczowa podkładka, mysie brązowe włosy poskręcane w najdziwaczniejsze strony, błysk w szkłach okularów. Tak jest! To ja i zabieram się do dzieła. Autorka z satysfakcją spogląda na drużynę Bladebreakerów.

Remmy: Dobra robota Kenny. Szybko ich sprowadziłeś. Cieszę się, że wszyscy tu jesteście.

 

Tyson: Tak, tylko jeszcze nie wiem, po co.

Max uśmiecha się uroczo.

 

Max: Znowu nie słuchałeś Szefa Tyson. Ona chce napisać o nas fanfik.

Kai opierający się plecami o ścianę prycha cicho. Chińczyk stojący obok spogląda na niego.

 

Rei: Nie odpowiada ci to?

Kai wzrusza ramionami.

 

Kai: Niby, po co mamy się w to bawić? Nie powinniśmy zamiast tego trenować?

Wszyscy kiwają głowami. Nawet Remmy.

 

Remmy: Jak ja kocham takich powariowanych na punkcie treningów facetów jak wy… cóż, nie będę was tego pozbawiać. W moim utworze i na treningi znajdzie się miejsce.

 

Rei: A niby, o czym jeszcze chcesz pisać, jeśli wyłączymy dyski?

Remmy uśmiecha się złowieszczo i poprawia okulary na nosie.

 

Dizzi: Z moich danych wynika, że ten fik umieszczony zostanie na stronie internetowej traktującej o yaoi.

Zapada pełna konsternacji cisza. Każdy z chłopców przygląda się autorce wnikliwie.

 

Dizzi: Widać, jak wszyscy palą się do działania, nieprawdaż?

 

Remmy: Chcecie tego, czy nie, teraz ja tu rządzę! A Kenny mi we wszystkim pomoże, prawda?

 

Kenny: Dlaczego ja?!

 

Remmy: Bo ty potrafisz ich do wszystkiego przekonać. Nawet do zagrania dwóch uroczych parek yaoi.

Przy ostatnim zdaniu Remmy szczerzy ząbki i puszcza oczko do reszty drużyny.

Tyson z rumieńcem na policzkach pierwszy przerywa ciszę.

 

Tyson: Hej, co ty chcesz z nami niby zrobić?! Liczysz, że tak po prostu się zgodzimy?!

Remmy trąca Kenny'ego w bok i składa ręce za plecami uśmiechając się tajemniczo. Kenny patrzy, to na Tysona, to na autorkę, niezdecydowany, kogo poprzeć. W końcu odchrząkuje.

 

Kenny: Wiesz Tyson, że ona jest w stanie załatwić ci tyle jedzenia ile tylko zechcesz i co tylko zechcesz?

 

Dizzi: To się nazywa przekupstwo. Myślisz, że on da się nabrać na tak prostacki numer?

Tysonowi rozbłyskują oczy.

 

Tyson: Co tylko chcę?! W dowolnej ilości? Super! Wchodzę w to!

 

Dizzi: Zapomnijcie, że się odzywałam…

Rei zakłada ręce na piersi z zaciętą miną.

 

Rei: To, że Tyson ma rozum w żołądku, jego sprawa. Nic nie przekona mnie do czegoś takiego. Ja mam dziewczynę.

 

Remmy: No, no Kiciuś. Ciężki argument wytoczyłeś.

 

Rei: Jak mnie nazwałaś?!

 

Remmy: Kiciuś. Mówię tak o tobie, od kiedy tylko cię zobaczyłam. Co do twojej dziewczyny… Może do niej zadzwonisz i się poskarżysz? Łap!

Remmy rzuca mu komórkę. Rei ją łapie i wyniośle wybija numer.

 

Rei: Cześć Mariah. Dzwonię żeby… Tak, ja też. … Więc już wiesz? … … Nie, nie mówiła mi. … CO?! Jak mogłaś zgodzić się, żebym robił coś takiego?! … Co cię tak bawi? … TWÓJ POMYSŁ?! Ale…

Po chwili rozpaczliwej wymiany zdań, zszokowany Rei wyłącza telefon i oddaje go autorce z otwartymi ustami.

 

Dizzi: Kto by pomyślał, że Mariah też jest fanką yaoi…

Max przykłada rękę do ust chichocząc. Remmy pstryka palcami

 

Remmy: Już dwóch załatwionych. Co wy na to? Max? Kai?

Max przygląda się jak Tyson ze śmiechem poklepuje Reia po plecach. Chińczyk nadal wygląda jak rybka wyjęta z wody. Blondynek drapie się po policzku zażenowany.

 

Max: To może być nawet dobra zabawa…

 

Remmy: Czego, jak czego, ale zabawy wam nie braknie! Obiecuję.

Kenny szepce, do Dizzi:

 

Kenny: Jestem ciekawy jak ze mną załatwi sprawę.

 

Dizzi: Po pierwsze uprzedzam, że ona i tak wszystko słyszy, po drugie, ja już wcześniej zastrzegłam sobie do ciebie prawo na wyłączność.

 

Kenny: Niby, kiedy to z nią ustalałaś?!

 

Dizzi: Kobieca tajemnica!

 

Remmy: Tym sposobem zostałeś już tylko ty Kai.

Kai po kolei patrzy na każdego z przyjaciół:

 

Tyson: Dania z całego świata, tylko dla mnie! Ale będzie uczta…!

 

Rei: Jak ona mogła mi to zrobić? Jak mogła…?

Max uśmiecha się słodko i pociera ręką kark. Kenny zawzięcie dyskutuje o czymś z Dizzi.

 

Kai: Chyba nie mam wyjścia. Ty i tak to zrobisz, prawda?

Remmy potakuje szeroko uśmiechnięta.

 

Kai: Więc się zgadzam.

 

Remmy: Świetnie! O to chodziło! Dalej, zaczynamy! Pan Dickenson załatwił wam chłopaki cały dom dla siebie, czy to nie ekstra? Zamieszkaliście razem, a jak! Co wy na to?

 

Max: No… w porządku. Wiesz, mam jedno pytanie…

Mizuhara unika wzroku kolegów wpatrując się jedynie w autorkę.

 

Remmy: Słucham. Pytaj.

 

Max: Mamy grać dwie pary, tak?

 

Remmy: Tak. I?

Rei wbija wzrok w blondyna machając energicznie rękami, aby powstrzymać pytanie, ten niestety nie ogląda się.

 

Max: Ych… To… Kto będzie z kim?

Max się rumieni. Rei plaska się w czoło.

 

Dizzi: Rei chyba wolałby nie wiedzieć, szefowo.

 

Kenny: Hej, to moja ksywka!

 

Remmy: A moje stanowisko. Co do twojego pytania Max… Może rozstrzygniecie to między sobą?

Diaboliczny uśmiech.

 

Tyson: Jasne, czemu nie! Przynajmniej tyle nam zostało z wolności wyboru. Więc chłopaki? Jak się dzielimy?

Popatrywanie na siebie, zażenowane milczenie.

 

Kenny: Cieszę się, że nie muszę brać w tym udziału.

 

Dizzi: I komu to zawdzięczasz? A widzisz. Jestem ci niezbędna nawet w takich sprawach.

 

Remmy: Wybierajcie szybko, bo nie mam czasu. Inaczej sama to zrobię.

Tyson spogląda w stronę Kaia, który z kolei obserwuje podłamanego Reia. Przenosi wzrok na Maxa, który też przygląda się tamtej parze.

 

Tyson: Ok., nie wchodzę ci w drogę Kai!

Woła zadowolony i przyciąga do siebie blondynka, mrugając do Kaia.

 

Remmy: Cudownie! Tak jak chciałam!

 

Rei: Ale… ja jeszcze nic nie…

 

Kai: Uspokój się. Co poradzisz?

 

Rei: -_-` No nic. Dobra.

Remmy macha podkładką, z której wypada kilka doujinów.

 

Remmy: Nie martw się Kiciuś! Może ci się spodoba!

 

Dizzi: Mnie tam już się podoba.

 

AKCJA!

 

 

Wstał kolejny dzień prawdopodobnie wypełniony meczami i treningami, wymianami różnych części, opracowywaniu różnych ruchów oraz błyskotliwych strategii. Tak. Chłopcy z drużyny Bladebreakerów mieli dusze wypełnione wirującymi dyskami. Każdy z nich traktował to inaczej; zabawa, sport, hobby, sposób na życie, czy potrzeba bycia z przyjaciółmi i służenia im radą. Wszyscy zgadzali się, co do jednego; jeśli tylko będą razem, to góry mogą przenosić.

Silne już promienie słońca przebiły się przez niedociągnięte zasłony, aby zasiąść tryumfalnie na twarzy kapitana drużyny, który zmarszczył nos z niesmakiem. Uciekając przed zbyt ostrym światłem przewrócił się na bok i uchylił leniwie oczy. Napotkał przed sobą twarz Reia, któremu włosy lekko przesłaniały powieki. Spał z otwartymi ustami, co z jakiegoś powodu rozbawiło i jednocześnie rozczuliło Kaia. Uśmiechnął się delikatnie i oparł niezdrowej pokusie odgarnięcia czarnych kosmyków z czoła przyjaciela, aby lepiej widzieć jego zmrużone we śnie oczy. Ganiąc się duchowo za dziwaczne myśli, błękitno-włosy usiadł i przeciągnął się. Zerknął dalej za plecy Reia i zobaczył Tysona, który leżał z rękami komicznie rozrzuconymi na wszystkie strony. Chrapał w najlepsze. Kai zamiast prychnąć pogardliwie, jak przystało na chłodnego i wyniosłego mistrza, zachichotał po prostu, nachylił się i przykrył go wzgardzoną kołdrą. Gdy tylko to zrobił zauważył, że zepchany na ścianę Max zgarnął posiadaczowi Dragona poduszkę i przytulał się do niej, oplatając ją rękami i nogami. Kai uśmiechnął się tym razem szeroko i ziewnął. Nikt mu się teraz nie przyglądał, więc był odprężony, a widok przyjaciół działał na niego kojąco. „Może rzeczywiście zaczynam traktować ich jak jakaś niańka?” -pomyślał wykrzywiając wargi. „No nic, trzeba wstać i pobudzić tych śpiochów.”

Oczywiście nie zamierzał ich budzić natychmiast. Musi się najpierw umyć i ubrać. Trzeba trzymać tą trójkę w przekonaniu, że on-kapitan zawsze jest na wszystko przygotowany. Nie można przecież wyglądać tak poważnie jakby się chciało, stojąc w piżamie.

Gdy miał za sobą poranne czynności i wyszedł z łazienki mijając stolik, zauważył na wspólnym posłaniu ruch. Rei powoli podniósł się do pozycji siedzącej i wpatrywał się w niego chwilę nieprzytomnym wzrokiem. Kon odgarnął włosy z czoła, ziewnął i znów na niego spojrzał.

-Już wstałeś… …ech nawet zdążyłeś się ubrać… Wiesz Kai, nie potrafię cię zrozumieć. Przecież… -ziewnięcie -…nigdzie nam się dzisiaj nie śpieszy.

Kai pozostawił to bez komentarza. Wpatrywał się tylko w Reia hardym spojrzeniem, aż brunetowi zrobiło się pod nim niewygodnie. Pokręcił się w pościeli, zamrugał i potarł oczy dla odzyskania przytomności. Kapitan przyglądał mu się z przyjemnym niewyjaśnionym uczuciem wzbierającym mu gdzieś w środku. Biedny Rei nie wiedział, czym zasłużył sobie na tak, w jego mniemaniu, wyzywające spojrzenie, dlatego, żeby się nie narażać zaczął budzić Maxa i Tysona, każąc im wstawać.

-Ćszę się… I to brdzo… Ale i tak… sznsy ze mn ne mał… -wymruczał niewyraźnie Tyson i chrapnął tak donośnie, że Rei zareagował głośnym śmiechem. Max ocknął się wyglądając przyczyny rozbawienia, kiedy noga Tysona wylądowała mu prosto na oku. Żądny zemsty blondynek postanowił zadusić napastnika jego własną poduszką.

Kai odwrócił się i uśmiechnął pod nosem. Zostawił resztę ich przepychankom i zajrzał do pokoju Kenny'ego. Tak jak sądził, ich „szef” znowu pracował do późnej nocy zasypiając na biurku z Dizzi służącą mu za poduszkę.

-O proszę, pan Skowronek do nas zawitał. Dzień dobry. -odezwał się dziarski głos bestii uwięzionej w laptopie. -Szefowi przydałby się chyba kubek kawy, albo porządna drzemka.

-Widzę -rzekł Kai i podszedł do chłopca, żeby nim potrząsnąć. -Kenny, obudź się. Łóżko lepiej nadaje się na sen.

Szczupły intelektualista nie zareagował wcale, dlatego z pewną irytacją Kai wziął go na ręce i położył na posłaniu obok.

-Ale ty o nich dbasz. Szkoda, że o mnie nikt tak bardzo się nie troszczy. -wydukała Dizzi.

-Przestań gadać, bo ci się bateria rozładuje. -Odgryzł się niebiesko-włosy i zamknął ją. Wszedł na korytarz w momencie, gdy Tyson wybiegał z pokoju krzycząc coś o zdradzie i próbie morderstwa. Miał czerwoną twarz, jakby z braku tlenu.

-I tak zużyłeś w nocy tyle tlenu na chrapanie, że powinno ci starczyć na kilka dni! -wykrzyknął Rei ze śmiechem, który utknął mu w gardle, bo Tyson celnie rzucił w niego poduszką trzymaną w dłoni.

Kai, słysząc ten zdławiony w zarodku śmiech, po raz kolejny poczuł spokój spływający mu po ciele jak jakiś balsam. Uśmiechnął się krzywo, ale powiedział tylko, że jeśli chcą cokolwiek zjeść to muszą zejść na dół, bo śniadania do łóżka nikt im nie poda.

Ogólnie rzecz biorąc poranek zaczął się całkiem wesoło, a Hiwatari zdecydował się na chwilę szczerości ze sobą samym i gdy przyglądał się jak Tyson z Maxem pojedynkują się na widelce dla zabawy, przyznał, że w tym towarzystwie czuje się najzwyczajniej szczęśliwy. Nie dochodził jednak skąd wzięła się ta konkluzja. W głębi serca czuł, że miało to coś wspólnego z pewnym złotookim chłopakiem, lecz za każdym razem, gdy głos serca szeptał coś podobnego do głowy, ta odwracała uwagę i nakazywała sobie spokój. Tak było i teraz. Zajął się czym innym.

-Idę na trening -powiedział zimno i wstał. -Też powinniście poćwiczyć.

Tyson ostentacyjnie nadął policzki.

-Tak wiem. „Nie będziemy ciągle wygrywać dzięki szczęściu”.

-Ale trzeba przyznać, że szczęście to też jeden z naszych głównych talentów -odezwał się Max ze śmiechem.

-To prawda, co nie znaczy, że nie musicie trenować -usłyszeli głos przy drzwiach. Odwrócili się.

-O, już wstałeś Szefie! Dzień dobry! -Krzyknął Tyson.

-Dzień dobry. -Kenny położył laptop i przetarł oczy. Max podsunął mu kubek z herbatą -Rei, opracowaliśmy z Dizzi dla ciebie nowy rodzaj dysku. Ostrza są lżejsze, dzięki czemu będzie stawiał mniejszy opór powietrza i zwiększy twój atak.

Rei przyjął Drigera z błyszczącymi oczami.
-Wygląda wspaniale! Dzięki!

-Chciałam go jeszcze pomalować w tygrysie paski, ale w tym momencie Szef urządził sobie sjestę uderzając nosem w „enter” -powiedziała Dizzi.

-Od razu go wypróbuję! -Rei uśmiechnął się. Tyson wstał.

-Chcę to zobaczyć!

-Tak, chodźmy wszyscy -poparł ich Max. Ostatecznie cała piątka udała się na salę treningową, którą zorganizował im pan Dickenson i spędzili tam prawie cały dzień z przerwą na mały obiad.

Nowy Driger spisywał się wspaniale. Kai i Rei odbyli kilka krótkich pojedynków. Raz Tyson tak się podekscytował, że wpuścił i swój dysk. Kiedy zirytowany Kenny próbował go powstrzymać tłumacząc, że musi coś zanalizować, Max dorzucił na pole swojego Draciela i sparring zmienił się w małą przyjacielską wojnę. Tyson złapał w pewnym momencie dysk Maxa.

-Hej, oddawaj go! -Krzyknął rozbawiony blondynek i ruszył w pościg.

-Złap mnie i go odbierz! -Wyszczerzył się granatowo-włosy i zaczął okrążać boisko potrącając Kaia. Zaskoczony kapitan z impetem uderzył siedzeniem w podłogę. Kiedy próbował się podnieść, wpadł na niego Max powodując kolejną przewrotkę. Trwało to kilka chwil, aż wreszcie Tyson odwrócił się i zbójnicko uśmiechnął, błyskając Dracielem. Max rzucił się nagle wielkim skokiem i obaj wylądowali na ziemi. Kiedy granatowo-włosy uchylił powieki, okazało się, że ma świetną perspektywę na oblicze Maxa. Poczuł się dość dziwnie z takim ciężarem na brzuchu. Blondyn patrzył na Tysona z bardzo bliska, więc ten widział wyraźnie jego ciemnoniebieskie oczy, piegi, linie twarzy… Wdychał jego zapach i zastanowił się, co mu przypomina. W sumie to nawet mógłby dalej tak leżeć i wdychać tą rześką woń. „Całkiem miłe uczucie…” -pomyślał właśnie, kiedy Max uśmiechając się przeciągnął delikatnie palcami po jego ręce aż…

-Ha! Odebrałem go! Przegrałeś! -zawołał wyrywając Draciela z dłoni skołowanego Tysona.

-Eee… no masz rację… -odparł wstając. Zapach czuł nadal jakby… wiosennego deszczu? Tak, ciepły, łagodny i rześki. Uśmiechnął się do siebie i wrócili do bitwy.

Wreszcie Bladebrakersi powlekli się do domu. Kto wygrał nie mieli zielonego pojęcia, ale Dizzi ogłosiła się zwycięzcą jako najmniej poszkodowana. Szczególnie zadowolony z dnia był pewien chłopak z czapką na głowie. Kiedy rozmyślał nad czymś zadowolony, rozległo się donośnie burczenie w jego brzuchu.

-Aaach! Nie jadłem nic od obiadu. -Zawołał zażenowany.

-Ja zrobię kolację. Wszyscy jesteśmy głodni -powiedział Rei i przeciągnął się po kociemu. -Kto mi pomoże?

Kenny pokręcił głową.

-Ja mogę, co najwyżej nakryć do stołu. Nie nadaję się do kuchni.

-Ja! Z wielką chęcią! -Zgłosił się Tyson. Wpatrujący się do tej pory w Reia Kai, spojrzał na niego wrogo, a ten momentalnie opuścił rękę i popatrzył pytająco.

-Nie ma mowy. Zaraz byś wszystko wchłonął i tyle po kolacji. Lepiej już, żebyś ścielił posłania na górze. Ja mu pomogę a ty idź.

Tyson chciał się kłócić, ale Max chwycił go za rękę. -Nie narzekaj. Pójdę z tobą, co? Muszę jeszcze czegoś poszukać.

-Noo… zgoda. -Odpowiedział i dał się poprowadzić po schodach do sypialni. Z posłaniami uporali się dość szybko, oprócz jednego. Blondynek uparcie przeszukiwał swoje rzeczy.

Tyson wyłożył się na blacie stołu zmęczony i głodny. Mimo to miał bardzo dobry humor, dlatego nie gadał głośno, aby Max się pospieszył. Jednak spojrzał na przyjaciela ponaglająco, gdy po raz kolejny zaburczało mu w żołądku.

-Już, już… muszę tylko znaleźć klucz… od jednego z pokoi.

-Rety! Wiesz, że to mogło poczekać?

-Chcę pokazać coś Szefowi… mam! -Blondyn i zwrócił się w jego stronę uśmiechając promiennie. -Już znalazłem -oznajmił.

Tyson zagapił się przez chwilę na piegowate policzki Maxa. Pomyślał, że bardzo mu z tymi plamkami do twarzy… dodają uroku. Aż chciałoby się ich dotknąć…

-Czemu mi się tak przyglądasz -zapytał Max z wahaniem w głosie -Coś nie tak?

Tyson posłał mu pogodny uśmiech. -Nie nic -odparł unosząc głowę i opierając ją na ręce -Po prostu lubię na ciebie patrzeć.

Bardzo interesujące okazało się też obserwowanie, jak te urocze policzki zostają oblekane równie uroczym rumieńcem. Zwłaszcza, że nie miał na to zbyt wiele czasu, bo blondynek odwrócił głowę jakby tego nie dosłyszał. Czy Tysonowi się wydawało, czy dostrzegł jakiś szczególny uśmiech?

-Tylko to pościelę i możemy zejść -powiedział Max klęcząc na kołdrze. Tyson wstał i podszedł do niego wiedziony jakimś wewnętrznym impulsem, którego nie umiał zrozumieć. A może po prostu chciał jeszcze raz poczuć zapach wiosennego deszczu?

Max, który obserwował go kątem oka, zwrócił na niego zaskoczone spojrzenie, gdy Tyson klęknął obok. Przez moment wpatrywali się w swoje w oczy. Jak na komendę zbliżyli się do siebie. Ręka Tysona delikatnie przesunęła po przedramieniu Maxa i wylądowała na dłoni. Ten, gdy poczuł dotyk, odwrócił wzrok trochę speszony. Po chwili jednak, na usta wpłynął mu łagodny uśmiech.

-Hm… co my robimy? -zapytał półgłosem

-Nie wiem jeszcze… ale mi się podoba… -odpowiedział Tyson znowu przysuwając się bliżej. Czuli już swoje oddechy na twarzy.

-Jak tobie to odpowiada… to mi tym bardziej -to mówiąc Max wziął ręce Tysona i zarzucił je sobie na ramiona. Twarze dzieliły tylko milimetry. Po krótkiej chwili wahania Tyson pocałował Maxa nieśmiało. Słodkie delikatne usta odwzajemniły niepewnie pocałunek. Po dłuższej chwili, która w jakiś niepojęty sposób zatrzęsła czasoprzestrzenią i zawróciła Tysonowi w głowie, rozłączyli swoje wargi. Obaj oddychali głęboko. Max odchrząknął:

-Ekhm… aż mi tchu zabrakło… z wrażenia -wymruczał uśmiechnięty. Czerwienił się.

-Ja też mam takie rumieńce jak ty? -Zapytał przekornie posiadacz Dragona

Blondynek zadarł nos i uśmiechnął się figlarnie.

-Pewnie. Tyle, że ciemniejsze. Nawet uszy ci poczerwieniały.

-Już ja ci zamknę usta! -Oburzył się Tyson i spełnił groźbę. Po pierwszym pocałunku przyszedł czas na drugi, a potem następny… i jeszcze jeden… Max wplótł palce w granatowe włosy. Czapka spadła na ziemię, a tuż obok na rozrzuconą pościel dwa ciała lgnące do siebie.

***

Złote oko z pionowymi źrenicami zmrużyło się skupione. Ostrze noża w dłoni bruneta błysnęło złowieszczo w świetle lampy i silnym, zdecydowanie drapieżnym ruchem, wbiło się… w chleb. Chłopcy na dole robili kanapki. Całkiem nieźle im to szło, w przeciwieństwie do Kenny'ego i Maxa, którzy ostatnio narobili mnóstwo bałaganu, a posiłek i tak zamówili telefonicznie… Za to, przyjemnie się tak pracowało, z Kaiem, nawet, jeżeli ten nie był zbyt wylewnym rozmówcą. Sama jego obecność działała na Reia uspokajająco.

        Kai szybko smarował kromki i układał na nich różne dodatki.

,„Ale mu się spieszy. Widać też jest głodny” -pomyślał Rei z rozbawieniem. On sam wziął na siebie te bardziej „niebezpieczne” czynności, które wymagają użycia noży czy wrzątku, jako osoba zaznajomiona z kuchnią. Dorabiał przecież kiedyś w restauracji.

-Jak tam Szefie? -Rei zajrzał do drugiego pokoju. -Gotowe?

                Kenny położył ostatnie nakrycie.

-Tak. Wszystko czeka.

-Szkoda, że nie mogę z wami zjeść -rzekła Dizzi. Kenny popatrzył na nią z czułością -Pewnie, że możesz! Czekaj, zaraz podładujemy ci baterię.

        Złotooki uśmiechnął się i odwrócił z zamiarem powrotu do pracy. Nagle stanął nos w nos z Kaiem. Niebiesko-włosy wychodził właśnie z dzbankiem herbaty. Stali tak przez moment patrząc sobie w zdziwione oczy. Rei zarumienił się bez powodu, minął go i wszedł do kuchni. Coś skręciło mu się w brzuchu, ale szybko złożył to na karb pustego żołądka. Automatycznie sprzątnął całe pomieszczenie, a kiedy wziął do ręki talerz z kanapkami, czyjaś dłoń przykryła jego palce. Znów Kai. Kon zabrał szybko rękę. „Przypadek. To tylko przypadek” -powtarzał sobie w duchu dziwnie podekscytowany. Zerknął na kapitana. Trzymał dłoń w powietrzu i spoglądał na niego ciekawie. Obaj jednocześnie ponownie spróbowali podnieść talerz. Tym razem się roześmiali. Rei jak urzeczony wpatrzył się w Kaia. Nigdy nie wyobrażał sobie, że usłyszy śmiech tego milczka. Znaczy, taki pozytywny. Odgonił nieprzyjemne wspomnienia. Już prędzej spodziewałby się zobaczyć Tysona deklamującego wiersze.

-Ładnie wyglądasz, kiedy się uśmiechasz -wyrwało mu się, a rubinooki momentalnie spoważniał. Przyjrzał mu się badawczo, a potem wzruszył ramionami. Cały Kai. Powiesz coś miłego, a ten nic. Brunet wykrzywił wargi w udawanym grymasie śmiejąc się w duchu.

-Ja to wezmę -oznajmił w końcu wskazując na kanapki i dziwiąc się, że jego głos zabrzmiał tak miękko i cicho. Kai przeczesał dłonią włosy, pozwalając mu dostrzec delikatny uśmieszek. Patrzył jeszcze przez chwilę na Reia, a potem przeniósł wzrok na sufit.

-Hm. Coś długo im to zajmuje. Zaniosę kolację, a ty zawołaj ich na dół.

-Jak chcesz -powiedział, ale w myśli dodał: „zdaje mi się jednak, że nie to chciałeś powiedzieć”

        Kai wyszedł, ale stanął w progu jakby się nad czymś zastanawiał i ostatecznie rzucił przez ramię:

-Wiesz… Ty ładnie wyglądasz, kiedy śpisz.

I zostawił skołowanego Reia samego.

„To był komplement, czy przytyk?” -Zastanowił się. „Jeśli komplement, to wychodzi na to, że musiał mi się przyglądać…”

        Znowu czując, jak cos przekręca mu się w okolicach żołądka powędrował na schody i nie zauważył nawet, kiedy stanął przed drzwiami do sypialni. Bez zastanowienia wszedł do środka.

-Chłopaki, kolacja gotowa. Możecie…

Nie dokończył zdania, bo ujrzał niecodzienny widok; Tysona pozbawionego całej górnej odzieży i leżącego na nim, też już półnagiego, Maxa. Jednoznacznie wskazywało na to, że się całowali, kiedy wszedł. Teraz patrzyli na niego rozszerzonymi oczami. Rei mrugnął kilka razy, niezbyt wierząc w to, co widzi. Zaraz potem wypadł za drzwi zatrzaskując je za sobą, czerwieniejąc jak burak. Oparł się o futrynę. „Już nigdy, absolutnie nigdy, nie wejdę do żadnego pokoju bez pukania.” -Obiecał sobie solennie.

        Odczekał chwilę i drzwi ponownie się otworzyły. Jego przyjaciele, obecnie w pełnym odzieniu, wyszli. Tyson próbował obrócić wszystko w żart, ale było mu chyba zbyt głupio. Max rumienił się i uciekał wzrokiem. Z resztą posiadacz Drigera wcale go nie szukał. Był pewny, że też się czerwieni, a głupio mu było bardziej niż Tysonowi. Rei, jako tolerancyjna i przyzwyczajona do takich związków osoba, całkiem lekko przyjął do wiadomości, że dwóch jego najlepszych przyjaciół, całowało się w ich wspólnej sypialni. Naturalny szok powoli mijał, ale pozostała kwestia zakłopotania sytuacją. Przez jakiś czas szli w kompletnej ciszy, ale złotooki nie potrafił dłużej z nimi nie rozmawiać.

-Nigdy bym nie pomyślał, że wy dwaj… aż TAK się lubicie -odezwał się w końcu. Tyson trzymający ręce za głową wyszczerzył się w uśmiechu i zbiegł po schodach.

„W każdym razie mam nadzieję, że nie zmieni to za bardzo kontaktów między nami wszystkimi.”

        Kiedy zasiedli do stołu nikt się nie odzywał. Tyson nie pochłaniał tak zatrważającej ilości jedzenia jak zwykle, tylko popatrywał na Maxa dziwnym wzrokiem. Max z kolei w doskonałym humorze zjadał wszystko, co mu podano. Rei podejrzewał, że gdyby położył przed nim kostkę masła, ta też by prędko znikła.

-Jakaś dziwna atmosfera tu panuje, zauważyliście? -Dobiegł głos z laptopa. Kenny skinął głową.

-To chyba, dlatego, że jest tak cicho. Tyson coś się stało? -Zapytał wciąż zamyślonego chłopaka w czapce.

-Nic takiego, czemu pytasz?

-Martwię się o ciebie.

        Rei parsknął śmiechem. Kai popatrzył na niego ze zdziwieniem, a Kenny z lekką irytacją.

-Takie to śmieszne, Rei? -Spytał.

-Nie, ale po prostu wiem, na co on choruje -wykrztusił brunet.

-No to nam powiedz, bo mi obwody się spalą z ciekawości! -Zawołała Dizzi.

-Niech sam wam powie, o ile zechce.

        Tyson wyraźnie się zmieszał, kiedy wszystkie spojrzenia spoczęły na nim. Podniósł obronnie ręce.

-No co się tak gapicie? Ja tak tylko… no nie wiem… -ciemnooki zerknął na blondynka błagalnym wzrokiem. Wcale nie był pewny swoich własnych uczuć, a co dopiero jego. Zastanawiał się, czy ich po prostu nie poniosło. Max jednak uśmiechnął się przyjaźnie, jak to miał w zwyczaju, nachylił się nad nim i pocałował w usta na oczach wszystkich obecnych.

        Kaiowi opadła szczęka, Kenny wstał prawdopodobnie tylko po to, by zaraz usiąść, a Rei zwrócił skromnie wzrok na sufit.

-No… to wiele wyjaśnia -zachichotała Dizzi po krótkim niezręcznym milczeniu. Max wrócił na miejsce zadowolony z życia i z siebie, a Tyson, którego na moment jakby przytkało, wstał i uderzył pięścią w stół.

-No tak! Od dzisiaj jesteśmy parą!

Gdy to oświadczył opadł na krzesło zakładając ręce na piersi i uśmiechając się pod nosem. Kenny pokręcił głową.

-P-parą? Nigdy bym nie pomyślał… -umilkł zakłopotany

-…że aż tak się lubicie -dokończył niespodziewanie Kai. Rei, Max i Tyson wybuchli śmiechem.

-To samo im powiedziałem -stwierdził Rei, kiedy tylko się uspokoili

***  

W nocy Tyson wiercił się ciągle z boku na bok, co trochę irytowało Maxa. To była ich pierwsza noc jako para! Nieważne, że tuż obok spali Kai, Rei i Kenny. Blondynowi ta noc zwidziała się jakoś… przełomowo. Czuł, że powinno coś się stać. Coś ważnego. Zamiast tego wpatrywał się w człowieka, którego od dawna platonicznie kochał, co od innych wieczorów nie różniło się właściwie niczym. Dlatego nie starał się zasnąć, ale leżał z rozwartymi oczami, które uparcie i wyczekująco wbił w Tysona, jakby chciał spojrzeniem przytrzymać go w jednym miejscu.

        W końcu Tyson zwrócił do niego twarz i ich spojrzenia się zbiegły. Trwali tak przez chwilę.

-Ee… Max, ty nie śpisz? -Rozległ się szept.

-Nie.

        Tyson przysunął się bliżej, aby lepiej widzieć w półmroku.

-Myślałem, że już zasnąłeś, a ja jakoś nie mogę.

-Czemu?

Granatowo-włosy uciekł na moment wzrokiem, żeby za moment znowu odwrócić się do Maxa. Ten z rosnącą nadzieją na owe „coś” przestał nawet mrugać. Po chwili oczy mu się zaszkliły, ale nie zważał na to.

-Wiesz… Czuję się jakoś nieswojo. Dzisiaj się tyle stało, że… nie wiem… rety, ale ty masz błyszczące oczy…ale chodzi mi o to, że nie jestem pewien czy to wszystko dzieje się naprawdę… A może ja po prostu śnię? Boję się, że jutro się obudzę… i wszystko zniknie -zakończył nieporadnie.

        Max odetchnął z ulgą. Jego też dręczyło coś podobnego; czy Tyson zgodzi się na taką radykalną zmianę w ich relacjach, czy uzna ostatecznie, że na chwilę mu odbiło i zapomni? Blondynek zdążył się już przyzwyczaić, że Tyson jest dla niego atrakcyjny, czy jednak ten energiczny chłopak mógłby to samo powiedzieć o nim? Mniejsza z tym. Od tej chwili mniejsza z tym, bo Tyson jest obok i właśnie powiedział, że też nie jest pewien. Też nie wie czy to rzeczywistość, czy tylko ulotny sen.

-Max? Chyba nie zasnąłeś z otwartymi oczami? -Zapytał Tyson prosząco. Max zachichotał.

-Nie, nie śpię jeszcze tylko się cieszę -odpowiedział mu i prawie roześmiał się w głos, gdy ten zrobił zdziwioną minę.

-Cieszysz? Z czego?

        Niebieskooki bez skrępowania oplótł ukochanego za szyję i wtulił się w nią.

-Bo ci zależy, żeby to trwało. Prawda? -Wymruczał mu prosto do ucha z satysfakcją czując, jak Tyson zadrżał, a po chwili kładzie mu rękę na blond czuprynie i zaczyna głaskać.

-Tak. O to mi właśnie chodzi.

-Dlatego Tyson wiedz, że cię kocham. Kocham od długiego czasu. Zapadła przyjemna cisza napełniona sennymi oddechami. Blondyn zasypiał już w objęciach swojego chłopaka, gdy ten znów się odezwał:

-Max… wiesz, w mojej rodzinie jakoś to przeboleją. Nikt nigdy nie naciskał, żebym kogoś sobie znalazł, ale jak to wygląda u ciebie? Uznają takie związki?

        Max odsunął się, żeby popatrzeć Tysonowi w oczy.

-Niektórzy tak, niektórzy nie. Mimo wszystko, to w Ameryce jest więcej mniejszości niż większości -powiedział z uśmiechem. -Coś jeszcze?

        Tyson zamiast odpowiedzieć, pocałował go gorąco. Chłopcy zasnęli nie niepokojeni już przez żadne wątpliwości.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jesień to piękny czas, Fan Fiction, Beyblade
T R E N I N G, Fan Fiction, Beyblade
Oko za oko, Fan Fiction, Beyblade
Światełko na końcu tunelu, Fan Fiction, Beyblade
Księżyc, Fan Fiction, Beyblade
Kociak, Fan Fiction, Beyblade
Droga do nikąd, Fan Fiction, Beyblade
Jak ja kocham cię, Fan Fiction, Beyblade
Pociąg do miłości, Fan Fiction, Beyblade
Forever Yours, Fan Fiction, Beyblade
nocą, Fan Fiction, Beyblade
Bez ciebie znikam, Fan Fiction, Beyblade
Festiwal Gwiazd, Fan Fiction, Beyblade
BARIERA, Fan Fiction, Beyblade
Mogę w to uwierzyć, Fan Fiction, Beyblade
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Zagubiona, Fan Fiction, Zagubiona miłość, #Rozdziały#
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron