Kociak
Rei był tym członkiem Bladebreakersów, który zawsze był radosny i zadowolony. Uśmiech stale gościł na jego twarzy, a psotne ogniki nieustannie świeciły w bursztynowych oczach. Dlatego, gdy drzwi do wspólnego mieszkania drużyny otworzyły się i cicho powłóczywszy nogami, ze spuszczoną głową wszedł Rei, wszyscy zwrócili na to uwagę. Takao, który podlewał kwiatki zaniechał tej czynności i z niepokojem odwrócił się w stronę przyjaciela.
- Coś się stało, kocie? - spytał. Już w trakcie mówienia wiedział, że zrobił błąd. Oczy Reia zwęziły się tak bardzo, że przypominały dwie małe szparki, usta zacisnęły mocno i zaczęły drgać od nieudolnie hamowanej furii.
- Takao - odezwał się chłopak cichym głosem, w którym wyraźnie przebrzmiewała złość. Podszedł do przyjaciela i chwycił go za łokieć. Pociągnął Takao z taką siłą, że chłopiec prawie się przewrócił potykając o własne nogi. Rei nawet nie zwolnił tylko wzmocnił uścisk na ramieniu kolegi. Szarpnął klamkę i jednym zamachem otworzył drzwi. Pozostali członkowie drużyny wpatrywali się w milczeniu i zdziwieniu poczynaniom kolegi. Biedny Takao nikogo nie interesował. Uwaga wszystkich spoczęła na trzęsącym się z gniewu Reiu.
- Widzisz? - syknął chłopiec wskazując palcem ogródek. Między kwiatami, na trawie leżał bury kot i z zadowoleniem wystawiał swoje futro promieniom słonecznym.
- To jest kot - powiedział Rei i spojrzał na Takao takim wzrokiem, że chłopiec zaczął w głowie robić rachunek sumienia. - Ja - ciągnął Kon - nie jestem podobny do tego stworzenia. A to, że moje źrenice są wydłużone i dwa moje zęby są lekko zaostrzone nie znaczy, że PRZYPOMINAM KOTA! ZROZUMIANO?!
Ostatnie trzy słowa zostały wykrzyczane prosto w twarz Kinomiyi, który rozpaczliwie szukał kartki papieru, by spisać na niej swą ostatnia wolę.
- Pytam, czy zrozumiano?! - Rei wbił paznokcie w łokieć Takao domagając się odpowiedzi. - To, że mam nietypowe oczy i zęby�
- Zapomniałeś o włosach - mruknął cicho Kenny pewien, że nikt go nie usłyszy. Struchlał więc, gdy Rei z furią odwrócił się w jego stronę i zrobił kilka kroków w jego kierunku. Członkowie drużyny pomyśleli, że Rei ma też tzw. "koci słuch", jednak te spostrzeżenia każdy wolał zachować dla siebie.
- Ja tylko żartowałem! - zawołał Kenny obserwując, jak pięści Reia zaciskają się i otwierają. Cichy głosik w głowie chłopca szepnął, że jeżeli nie chce, by te ręce odcisnęły się na jego twarzy, należy jak najszybciej opuścić to pomieszczenie.
- Ja idę� - zaczął, ale Rei mu przerwał.
- Nie! - krzyknął. - To ja idę!
Nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, Rei puścił Takao i odepchnął go od siebie. Chłopak wywróciłby się, gdyby nie Kai, który w ostatniej chwili złapał go za rękę. Kon nie odwracając się wyszedł i zamknął drzwi z donośnym hukiem.
W domu zapanowała cisza, a wzdłuż ścian wciąż roznosiło się echo krzyku Reia.
- Co go ugryzło? - spytał Max.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział szeptem Kenny, jakby bojąc się, iż Rei zaraz wróci i urządzi następną awanturę. - Może ktoś powinien za nim iść? W tym stanie nie powinien wychodzić sam, jeszcze rzuci się na jakiegoś przechodnia�
- Jak jesteś taki odważny Kenny to idź - powiedział Takao rozmasowując łokieć, na którym widniały czerwone ślady po paznokciach Reia. - Ja jestem młody i cenię własne życie.
Drużyna spojrzała z wahaniem na siebie. W końcu Kai westchnął zirytowany i podszedł do drzwi. Od początku wiedział, że to na niego spadnie zadanie pilnowania Reia.
***
Rei był zły. Nie, zły to zbyt delikatne słowo, by określić jego uczucia. Czuł się, jak wulkan zbliżający się do erupcji. Każda komórka, każda tkanka, każdy mięsień i każda inna część jego ciała płonęła z wściekłości.
- Kot - prychnął. - Już ja im dam kota!
Chłopiec nie wiedział, co zrobić, by w końcu przestano go kojarzyć z tym przeklętym zwierzęciem. Ma wydrapać oczy? Spiłować zęby? Rei westchnął i przystanął, by przyjrzeć się swemu odbiciu w szybie sklepu. Spojrzał z nienawiścią na swoje oczy. Otworzył usta i równie pogardliwym wzrokiem obdarzył zęby. Wpatrywał się w swoje odbicie kilka minut i nagle dotarło do niego, że sklep, którego szybę wykorzystał, jako lustro to salon fryzjerski.
- Fryzjer - szepnął i poczuł, jak fala dzikiej radości oblewa jego ciało i aż podskoczył wydając z siebie okrzyk szczęścia. Przechodzący obok ludzie rzucili w jego stronę zaniepokojone spojrzenie, ale Rei nawet tego nie zauważył. Z szerokim uśmiechem na twarzy otworzył drzwi, a przekraczając próg czuł się, jakby zaraz miał rozpocząć nowe, wspaniałe życie.
- Witam - urocza kobieta w zielonym fartuchu pojawiła się przed chłopcem. W jednej dłoni trzymała grzebień, w drugiej nożyczki. - W czym mogę służyć?
- Chciałbym ściąć włosy - odpowiedział Rei i nie czekając na zaproszenie usiadł w fotelu, obok starszej kobiety, która postanowiła resztkę swoim włosów przefarbować na zielono.
- Ależ masz takie piękne włosy! - zawołała. - Gdybym ja takie miała�
- Ale nie ma pani - przerwał jej niegrzecznie Rei. - I ja za chwile również nie będę ich miał.
- Chłopcze - ciągnęła niezrażona klientka. - Twoja kitka jest taka śliczna! Przypomina koci�
Słysząc słowo "koci" Rei ryknął wściekle i odwrócił się w stronę fryzjerki.
- Tnij kobieto, błagam! - krzyknął i chwycił dłońmi swoją kitę wystawiając ją na ścięcie. Wszystkie fryzjerki w salonie uśmiechnęły się rozbawione.
- Proszę pozwolić, że najpierw rozplączemy pana włosy, umyjemy, rozczeszemy i dopiero wezmę się za ścinanie, dobrze? - spytała z miłym uśmiechem, który trochę uspokoił Reia.
- Czemu to tak długo? - jęknął. - Nie wystarczy po prostu ściąć?
- Wtedy pana włosy byłyby bardzo nierówne - odpowiedział spokojnie kobieta przygotowując się do pracy. - Jak pan chce zostać obcięty?
- Obojętnie jak - szepnął Rei. - Byle krótko!
Fryzjerka z trudem powstrzymała się, by nie podskoczyć z radości. Marzeniem każdej osoby pracującej w tym fachu jest możliwość manewru przy włosach Reia Kona - członka najlepszej drużyny beyblade świata. Dziewczyna oczyma wyobraźni widziała siebie, jak opowiada koleżankom, że nowa fryzura sławnego Chińczyka to nic innego, jak dzieło jej rąk i nożyczek. Niemal widziała błysk zazdrości w oczach koleżanek z pracy. Niemal, gdyż jak powszechnie wiadomo, marzenia mają to do siebie, że się zazwyczaj nie spełniają. Tak i tym razem nie było wyjątku.
- Radziłbym ci się zastanowić, Rei, czy naprawdę chcesz to zrobić - stanowczy i jakże znajomy głos rozległ się za plecami Kona. Chłopak nie musiał się odwracać, aby zobaczyć, kto za nim stoi.
- Nie prosiłem cię o radę, Kai - burknął i tak przesunął fotel, by móc widzieć w lustrze odbicie przyjaciela.
Hiwatari zbył jego uwagę prychnięciem.
- Teraz działasz pod wpływem emocji - powiedział. - Potem ochłoniesz, ale włosów, które zapuszczałeś tak długo, nie będzie się dało przywrócić.
Kai mówił to obojętnym tonem, ale gdzieś w jego wnętrzu cichy głosik nieśmiało zasugerował, że Hiwatari przecież bardzo lubi długie włosy przyjaciela i nie chce, by ten przez coś tak głupiego, jak zły humor, pozbawił go przyjemności patrzenia na tą imponującą kitkę.
Rei przygryzł wargi. Z irytacją stwierdził, że Kai jak zwykle ma rację.
- Dobra - powiedział i odwrócił się wraz z fotelem w stronę kolegi. - Nie zetnę ich, ale zabierzesz mnie gdzieś, gdzie będę mógł się porządnie wyładować.
Hiwatari obrzucił go pogardliwym spojrzeniem. Idiota, nie będzie mu mówił, co ma robić.
- Nie jestem twoją niańką - warknął. Spojrzał wyzywająco na Reia i zaraz pożałował swych słów. Gniew, jaki niedawno ogarnął chłopaka, teraz ustąpił miejsce rezygnacji i w bursztynowych oczach zaczęły zbierać się łzy. Kai wiedział, że jeżeli zaraz czegoś nie wymyśli, jego przyjaciel zamieni się w Niagarę.
- Niech będzie - mruknął zrezygnowany i chwycił Reia za rękę - Idziemy.
Pociągnął kolegę i wyszedł z salonu. Rei, nim przekroczył próg zdołał jeszcze rzucić przepraszające spojrzenie w kierunku rozczarowanej fryzjerki.
***
- To wcale nie rozładuje mojego napięcia - powiedział niepewnie Rei z obawą przyglądając się pustemu wagonikowi. Kai przyprowadził go do lunaparku i kupił kilka żetonów na najszybszą i najgorszą karuzelę.
- A ja myślę, że jak powywraca cię na wszystkie strony to się w końcu uspokoisz - stwierdził Kai i bezceremonialnie wepchnął kolegę do "paszczy potwora", jak pomyślał cicho Rei. Kon przełknął z obawą ślinę.
- A dlaczego musimy jechać w pierwszym wagoniku, a nie ostatnim?
Hiwatari skończył zapinać swoje pasy i odwrócił się, by pomóc Reiowi, którego ręce dziwnie drżały i nijak mogły poradzić sobie z zapięciem.
- Ponieważ w pierwszym wszystko widać - odpowiedział spokojnie.
- Tego się właśnie obawiałem - szepnął Rei i ledwie powstrzymał się, by się nie przeżegnać.
Rozległ się charakterystyczny zgrzyt i maszyna powoli ruszyła. Kai przewrócił oczami słysząc okrzyki ludzi siedzących w dalszych wagonikach. To śmieszne, by tak ekscytować się głupią przejażdżką.
Chłopak na moment przerwał swoje rozmyślania, gdy kolejka dotarła na sam szczyt i z zawrotną szybkością zaczęła zjeżdżać. Kai poczuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła, a świat rozmywa się i staje wielką mieszaniną barw i kształtów. Rei obok niego dołączył się do wrzasków pozostałych, a i Kai na jedną, upiorną chwilę otworzył usta, ale miał nadzieję, że na otwarciu się skończyło i żaden kompromitujący dźwięk się z nich nie wydobył. Jeszcze tego brakowało, by Rei usłyszał jego wrzaski.
W pewnym momencie kolejka skierowała się pionowo w dół i Kai wraz z Reiem, jako że siedzieli na samym przedzie, mogli podziwiać zbliżającą się z każdą sekundą ziemię. Chińczyk zastanawiał się, czy aby na pewno pasy są wytrzymałe. W przeciwnym razie pracownicy lunaparku będą szufelką zbierali pozostałości po nim i Hiwatarim. Przez ułamek sekundy chłopak był pewien, że nastąpiła jakaś awaria i nic nie uchroni jego i Kaia przed tragicznym końcem. Dosłownie w ostatniej chwili kolejka poderwała się do góry. Rei westchnął z ulgą i dołączył się do szczęśliwych wrzasków. Kolejka zatrzymała się. Rozentuzjazmowana młodzież zaczęła wysypywać się z wagoników z radosnymi okrzykami. Gdzieś z tyłu rozległ się charakterystyczny plusk oznajmujący, iż czyjś żołądek nie wytrzymał tego typu wygibasów. Rei zaśmiał się i spojrzał na Kaia, który wciąż sztywno siedział w swoim fotelu
- Super! Ja chcę jeszcze raz!
Hiwatari spojrzał na niego słabo, ale nim zdążył zaprotestować Rei wręczył żetony pracownikowi lunaparku i poprawił zapięcie. Maszyna ruszyła.
- O tak! - wrzasnął Rei.
- O nie - szepnął Kai.
***
- Proszę - kelnerka postawiła przed chłopcami dwie szklanki z sokiem z aronii oraz hamburgery. Kai podejrzliwie spoglądał na kanapkę. Nie przepadał za tego typu jedzeniem. Z kolei Rei był już w połowie swojej porcji.
- Kai, łedz, bło załaz płójdziemy na przejszłkę - powiedział z pełnymi ustami. Hiwatari spojrzał na niego z niedowierzaniem. Od kilku godzin nie robili nic innego, tylko korzystali z uroków lunaparku. Każdą karuzelę zaliczyli kilka razy, Kai nawet zgodził się pójść do gabinetu luster, gdzie wyszedł z niewyraźnym uśmiechem, Rei natomiast chichotał tak głośno, że rozśmieszał tym przechodzących obok ludzi.
- Jak pójdziesz na przejażdżkę zaraz po jedzeniu to wszystko zwrócisz - powiedział Rosjanin. Rei przestał jeść i popatrzył w zamyśleniu na kanapkę.
- Masz rację - zgodził się z kolegą. - Już chyba wystarczająco pojeździliśmy.
Kai skinął głową i zabrał się za jedzenie. Nie odezwał się więcej, a i Rei milczał. Kon przyznał w duchu, że dawno tak świetnie się nie bawił. Wokół niego słychać było krzyki ludzi będących w kolejkach oraz śmiechy dzieci. Panowała niesamowicie przyjemna, ciepła atmosfera. Słońce zachodziło powoli i rzucało purpurowe promienie na lunapark. Kolorowe maszyny przybrały głębokiego odcienia, twarze ludzi również oświetlone były przepiękną barwą.
- Jak dobrze - szepnął chłopiec. Spojrzał na Kaia, który przyglądał mu się w milczeniu. - Dziękuję, Kai. Dzięki tobie, mimo iż ten dzień zaczął się fatalnie to skończył wspaniale.
Hiwatari wygiął usta w delikatnym uśmiechu. Chłopak cieszył się, że poprawił humor koledze. Nie obchodziło go, co było przyczyną złego nastroju Reia, ważne, że chłopak czuł już się dużo lepiej. Chińczyk jednak, mimo braku zachęty ze strony przyjaciela poczuł potrzebę wyrzucenia z siebie tego, co tak bardzo go zraniło. Zaczął niepewnie mieszać napój słomką i zastanawiał się, czy Kai nie będzie miał nic przeciwko wysłuchaniu jego zwierzeń.
- Mariah ze mną zerwała - powiedział w końcu. Podniósł smutny wzrok znad szklanki i spojrzał na Kaia, który wpatrywał się w niego ze zdziwieniem.
- Dlaczego? - spytał.
Rei westchnął i upił łyk soku.
- Powiedziała, że nie patrzę na nią tak, jak patrzy się na ukochaną osobę - powiedział gorzko. - A potem dodała, że znalazł się ktoś, kto dostrzega w niej kobietę i postanowiła dać temu komuś szansę.
- Przecież nie tak dawno przysięgała ci bezkresną miłość - powiedział Kai i skrzywił się na wspomnienie, jak dziewczyna zapewniała Reia o swojej miłości.
- Widocznie nie była ze mną szczera - szepnął chłopak z rozgoryczeniem.
Hiwatari przyglądał mu się w milczeniu. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie nadawał się na pocieszyciela. Na szczęście Rei wybawił go z niezręcznego położenia. Chłopak dopił sok i wstał.
- Ale dość o Mariah - powiedział stanowczo. - Ten dzień był zbyt fajny, bym tracił czas na rozmyślania o niej! Wracajmy do domu, Kai.
Rosjanin uśmiechnął się.
- Tak, wracajmy do domu.
~Š~
Rei wszedł za Kaiem do mieszkania i spostrzegł, że wszyscy przyglądają mu się z obawą, jakby oczekując wybuchu. Chłopak spojrzał na Takao i przesunął wzrok na jego łokieć, gdzie widniały czerwone ślady.
- Przepraszam, Takao - powiedział. Na dźwięk jego spokojnego głosu atmosfera w pomieszczeniu natychmiast się rozpogodziła. Pełne ulgi westchnięcie wydarło się z piersi Kennego, również pozostali wyglądali, jakby im niezwykle ulżyło.
- Nie przejmuj się - Takao uśmiechnął się do przyjaciela. - Każdy miewa złe dni.
Kinomiya poklepał po ramieniu Reia , który widział, że wszelkie zło zostało mu wybaczone.
- A tak w ogóle, to gdzie byliście? - spytała Hiromi. Ciekawiło ją, co było na tyle zajmujące, że Kai i Rei niemal cały dzień spędzili poza domem.
- W lunaparku - odpowiedział beztrosko Rei. Zdziwił się, gdy jego przyjaciele zastygli w bezruchu i posłali w jego stronę spojrzenia pełne niedowierzania.
- W lunaparku? - powtórzył głucho Max. - Bez nas?
Oczy Hiromi, oczy Takao, oczy Maxa oraz oczy Kennego zwęziły się groźnie i Rei zaczął cofać się do tyłu, aż dotknął plecami ściany. Rzucił w kierunku Kaia zlęknione spojrzenie błagające o pomoc. Kai jak zwykle spisał się znakomicie.
- Zazdrośni? - spytał, a jego oku błysnęła pełna satysfakcji iskra. - Trzeba było mieć więcej odwagi i iść za Reiem, zamiast się go bać i wysyłać mnie.
Skończywszy mówić znudzony chłopak minął przyjaciół i skierował się do swojego pokoju. Rei z kolei odwrócił się do pozostałych z dość nieodgadnioną miną.
- Wy się mnie boicie? - spytał uradowany.
***
Rei obudził się z szerokim uśmiechem na ustach. Jednakże szybko przemienił się on w grymas, gdy chłopiec przypomniał sobie wczorajszą rozmowę z Mariah.
- Nie patrzyłem na ciebie, jak na kobietę, co? - mruknął. - Ciekaw jestem, jak na ciebie trzeba patrzeć, byś poczuła się doceniona.
Chłopak przykrył głowę poduszką i jęknął. Co prawda, Kai dość skutecznie poprawił mu humor, jednakże Rei nie mógł tak po prostu zapomnieć o byłej dziewczynie i o uczuciu, jakim ją darzył. Słowa Mariah złamały mu serce. Poczuł się zdradzony, upokorzony i ogólnie opanowało go poczucie bezsensu i rezygnacji.
- Dość! - krzyknął. - Nie będę się przejmował Mariah. To, że ze mną zerwała to jej błąd, to ona straciła szansę bycia z kimś tak wspaniałym, jak ja a nie odwrotnie!
- Wreszcie doszedłeś do jakichś porządnych wniosków - powiedział Kai. Na dźwięk jego głosu Rei podskoczył przestraszony i odwrócił się gwałtownie w stronę drzwi.
- Co tu robisz? - spytał Kaia, który beztrosko stał w progu i przyglądał się koledze z pobłażaniem.
- Przyszedłem zapytać, czy przejąłeś nawyki Takao i postanowiłeś spać do południa, całkowicie ignorując treningi?
Rei spojrzał na zegarek. 12:05.
- O cholera! - zaklął. - Czemuś mnie nie obudził?! Kai mnie zabije! - wrzasnął i wyleciał do łazienki nie zauważając faktu, iż tym kto go obudził, był nie kto inny, jak właśnie Kai.
***
- Wreszcie raczyłeś zaszczycić nas swoją obecnością -warknął Kai, gdy zasapany Rei przybiegł na podwórko po piętnastu minutach.
- Prze�pra�szam - wydyszał chłopak.
- Kai, chciałbym zauważyć, że jak ja się spóźniam, to muszę robić dwadzieścia pompek - powiedział Takao zadowolony, że po raz pierwszy to nie on był tym spóźnionym.
- Racja - zgodził się Kai. - Rei, dwadzieścia pompek, Takao - dziesięć.
- Co? Czemu ja?! - krzyknął oburzony Kinomiya.
- Za niekoleżeńską postawę - odpowiedział Kai. - Szybko i tak już mamy duże opóźnienie.
***
Nos czarownicy wydłużył się i wygiął, twarz rozszerzyła, a szpiczasta tiara wygięła swój ostry czubek. Teraz zamiast starej wiedźmy, na niebie widniał mały smok. Przy jego pysku unosił się niewielki obłoczek, który można by uznać za ogień wydobywający się z jego gardła.
Kai przeciągnął się leniwie i ziewnął. Z założonymi za głowę rękami, oddawał się swojemu ulubionemu zajęciu, jakim było obserwowanie chmur. Dzisiejsze niebo, ku uciesze młodego Hiwatari, pokryte było całą masą obłoków o przeróżnych kształtach.
Dzień był ciepły, ale nie upalny. Lekkie podmuchy wiatru mierzwiły mocno włosy chłopca, a delikatne promienie słońca opalały jego bladą twarz.
- Kai! - słońce, chmury, smok ziejący ogniem, wszystko to, zostało zasłonięte wyszczerzoną, pokrytą czarnymi kosmykami, twarzą Reia. - Wreszcie cię znalazłem! Tak się skryłeś wśród tych wszystkich kwiatów, że trudno cię zauważyć!
Kai wyjął z ust źdźbło trawy, które od dłuższej chwili przeżuwał i spojrzał na kolegę z drużyny znudzonym wzrokiem.
- Zasłoniłeś mi smoka - powiedział z ledwo wyczuwalnym wyrzutem.
- Yyy, co? - spytał Kon nie bardzo rozumiejąc. Rozejrzał się myśląc, że może Takao jest gdzieś w pobliżu i to jego obserwował Hiwatari. Jednakże właściciela Dragona nie było nigdzie, co pogłębiło dezorientację chłopca.
- Jakiego smoka? - spytał. Kai westchnął poirytowany.
- Na niebie - odpowiedział, jakby smoki na niebie były zjawiskiem codziennym i oczywistym. Rei odwrócił się i spojrzał ze strachem do góry, jednakże żadnej ziejącej ogniem bestii nie dostrzegł.
- Przecież tam nic nie ma - mruknął. Kai westchnął tylko z rezygnacją. Nie spodziewał się po wyobraźni Reia zbyt wiele i jak widać, nie rozczarował się.
- Nieważne - chłopak spojrzał na przyjaciela - Czego chcesz?
- Jakiś ty uprzejmy - odpowiedział Rei i uśmiechnął się szeroko. Włożył rękę do kieszeni i wyjął z niej kilka banknotów. - Dopiero dzisiaj uświadomiłem sobie, że za wszystkie wczorajsze atrakcje płaciłeś ty. Chcę ci oddać pieniądze.
Kai zmierzył wyciągniętą dłoń kolegi nieprzyjemnym spojrzeniem. Powoli przeniósł wzrok z ręki na twarz Reia i cicho prychnął.
- Schowaj to - powiedział ponownie kładąc się na trawie.
- Kai, nie mogę! - zaoponował Rei. - Wydałeś wczoraj sporo pieniędzy na mnie i nie mogę pozwolić�
- Rei - Hiwatari przerwał mu spokojnie, acz stanowczo. - Schowaj pieniądze. Nie wezmę ich.
Rei zasępił się. Wiedział, że jak Kai się uprze to nie ustąpi. Mimo wszystko czuł się głupio wiedząc, ile kolega wydał, by poprawić mu humor.
- Zgoda - powiedział w końcu. - Nie oddam ci pieniędzy, ale dzisiaj ja cię gdzieś zabieram na mój rachunek.
Nim Kai zdążył zaprzeczyć już był ciągnięty za rękę i prowadzony w kierunku centrum miasta.
***
Kruchy wafel, wewnątrz niego pięć gałek lodów o różnych smakach. Wszystko to pokryte bitą śmietaną i owocami oraz oblane polewą. Kai wpatrywał się w stojący przed nim deser lodowy z obawą i podejrzliwością. Rei przyglądał mu się z rozbawieniem.
- Jedz Kai, nie otrujesz się.
Hiwatari prychnął i wziął do ręki łyżeczkę. Wątpił, aby jego żołądek zmieścił taką ilość kalorii zważywszy, że niecałe pięć minut temu skończyli jeść pizzę, a jeszcze wcześniej Rei wmusił w niego cały zestaw: hamburger, frytki plus coca-cola.
- Wymiękasz Kai? - spytał Rei z chytrym uśmiechem. On sam zajadał ze smakiem i zastanawiał się, jaką potrawę zamówić w następnej kolejności. - Taki duży chłopczyk powinien dużo jeść, by stale mieć energię.
- Ja-mam-energię - wycedził Kai biorąc łyżeczkę do ust.
- Ależ oczywiście - odpowiedział natychmiast Rei. - Wystarczająco dużo energii, by całe popołudnie przeleżeć wśród kwiatów. To naprawdę wyczerpujące zajęcie. Wprost nie mogę uwierzyć, że starcza ci na to siły! Przecież leżenie jest takie męczące!
Kai rzucił przyjacielowi gromiące spojrzenie, ale Rei był już na nie uodporniony, więc nie zrobiło ono na nim żadnego wrażenia.
Rosjanin westchnął z rezygnacją i zabrał się za swoją porcję. Im szybciej zje, tym szybciej będzie miał to z głowy. Tak prostolinijne rozumowanie nie pasowała do Kaia, jednakże chłopak nie przejmował się tym zbytnio. Zauważył, że przy Reiu mało czym się przejmuje i ten stan rzeczy bardzo mu odpowiadał. Ale oczywiście tylko tortury mogłyby wyrwać z jego ust takie wyznanie.
- Oj, Kai rozchmurz się, żartowałem - powiedział właściciel Drigera myśląc, że przyjaciel się obraził. Hiwatari nie odpowiedział tylko spokojnie dokończył swoją porcję.
- To, co teraz zamawiamy? - spytał Rei chwytając kartę z menu. Żołądek Kaia skurczył się w niemym sprzeciwie i ostrzegł, że jeżeli jego właściciel wpakuje w niego jeszcze odrobinę jedzenia, zemści się oddając to wszystko z powrotem.
- Rei - jęknął Kai. - dość!
Kon znieruchomiał z wyciągniętą ręką. Spojrzał na przyjaciela i zrozumiał, że ten naprawdę nie zmieści w siebie nic więcej. Twarz Kaia pozieleniała nieco, a sam chłopak niemal leżał na krześle nie będąc w stanie utrzymać wyprostowanej postawy.
- Niech będzie - powiedział Rei odkładając menu. - Chodźmy już, w takim razie.
Kai podniósł się ociężale z niemiłym przeczuciem, że jego dość szczupła sylwetka po dzisiejszej uczcie ulegnie deformacji i zacznie przypominać swoim wyglądem słonia.
- Gdzie idziemy? - spytał Rei grzebiąc w portfelu. Obliczył określoną sumę i zostawił pieniądze na stoliku. Kai wzruszył ramionami. Gdziekolwiek, tylko jak najdalej stąd, pomyślał, a Rei bezbłędnie odczytał jego myśli.
Szli wzdłuż jednej z głównych ulic nie rozmawiając, ale cicho ciesząc się ze swojego towarzystwa. Rei uświadomił sobie, że Kai tak naprawdę nie jest wcale oschły i oziębły. Wystarczy spędzić z nim trochę czasu, a odkryje się tą jego drugą, pogodną naturę.
Chłopcy weszli na most. Rei dopiero w połowie drogi zorientował się, że Kaia przy nim nie ma. Chłopak przystanął i spojrzał do tyłu. Hiwatari opierał się o barierkę i zamyślonym wzrokiem błądził po niebie.
- Znowu widzisz smoka? - spytał Rei podchodząc do niego.
- Nie, tym razem dwa walczące dyski - odpowiedział Kai ignorując kpinę w głosie przyjaciela. Rei stanął zaskoczony. Pytanie zadał żartem i nie spodziewał się na nie żadnej odpowiedzi, jedynie prychnięcia. Zaintrygowany spojrzał na niebo myśląc, że może ktoś walczy, a ich dyski wystrzeliły wysoko w górę. Niebo jednak było zupełnie czyste, nie licząc kilku chmur.
Chmury� to jest to! Dopiero teraz Rei zwrócił uwagę na unoszące się wysoko obłoki. Dwa z nich miały kształt przypominający dyski. Ustawione były bokiem do siebie, a wiatr rozrzedził ich końce, co przywodziło na myśl dwa wirujące dyski, które zaraz zderzą się ze sobą. Rei zachwycony tym widokiem wpatrywał się jeszcze przez chwilę w niebo. Potem spuścił wzrok i przeniósł go na twarz kolegi. Oczy Kaia wciąż utkwione były w chmurach. Chińczyk był zaintrygowany. Do tej pory uważał, że Hiwatari patrząc w przestrzeń myśli nad czymś intensywnie, a on tymczasem podziwiał chmury. To odkrycie zdziwiło Reia, gdyż nigdy nie podejrzewał Kaia o taką wyobraźnię. Zapewne jest jeszcze wiele rzeczy, których on nie wie o swoim przyjacielu. W głowie Reia narodziło się silne pragnienie, by odkryć wszystkie tajemnice Kaia.
~Š~
Pan Dickenson, na czas przygotowań przed mistrzostwami, pozwolił Bladebreakersom zamieszkać w jego "małym domku" położonym niedaleko lasu, który kupił, by móc odpocząć od zgiełku i hałasu panującego w centrum miasta. Domek nie był wielki, ale za to niezwykle przytulny. Z tyłu rozciągał się piękny ogród, który przede wszystkim spodobał się Kaiowi. Chłopak spędzał w nim każdą wolną chwilę rozkoszując się spokojem, zapachem kwiatów i śpiewem przesiadujących na gałęziach drzew ptaków. Hiwatari szczególnie upodobał sobie robinię białą. Była ona dla niego tak wspaniała, jak lipa we fraszce Kochanowskiego. Często leżał w jej cieniu, lub tak jak teraz, oparty o pień czytał książkę. "Władcę Pierścieni" podkradł Hiromi, która po przeczytaniu przez kilka dni nie mówiła o niczym innym, jak o wspaniałości tej powieści. Będąc w połowie trzeciej części, Kai nie mógł się z nią nie zgodzić. Wykreowany przez Tolkiena świat był tak różny od tego, w którym żył. Na kilka cudownych chwil chłopak przenosił się do krainy, gdzie nie było zurbanizowanych miast, samochodów, a zewsząd ciągnęły się góry i lasy. Powracał do czasów bohaterów, heroicznych czynów, przygód i poświęceń.
- Nad czym tak dumasz, Kai?
Głos Maxa wyrwał chłopca z zamyślenia. Rosjanin z żalem wyrzucił z swojej głowy obraz Śródziemia i spojrzał na przyjaciela.
- Coś się stało? - spytał nie siląc się, by odpowiedzieć na zadane mu pytanie. Blondyn uśmiechnął się.
- Czy zawsze musi się coś dziać? - spytał i oparł się o pień drzewa obok kolegi. - może po prostu przyszedłem porozmawiać?
Hiwatari obdarzył go powątpiewającym spojrzeniem. Max roześmiał się.
- Idziemy do centrum - oznajmił. - I przyszedłem po ciebie. Czytać skończysz później - dodał, gdy Kai już otwierał usta, by zaprotestować. Max wyrwał mu z rąk powieść.
- Pozwól, że ja się tym zaopiekuję - powiedział ze śmiechem. Hiwatari patrzył na trzymaną przez kolegę książkę z poczuciem irracjonalnej straty. Westchnął z rezygnacją i podniósł się leniwie.
- Żwawiej, Kai! - zawołał Max. - Chcesz czy nie, i tak pójdziesz!
Rosjanin nie sprzeczał się, gdyż będąc członkiem drużyny trzeba było iść na ustępstwa. Jego przyjaciele godzili się na ciężkie treningi, a on zgadzał się towarzyszyć im, gdy wychodzili poza dom. Poza tym, lubił spędzać czas z kolegami, jednak fakt ten należał do tych spraw, które wyznałby jedynie w sali tortur.
***
- Ja nie idę! Mam dość! - powiedział stanowczo Rei, gdy Hiromi próbowała namówić chłopców, by weszli z nią do jeszcze jednego sklepu z ubraniami. Niewinny wypad do centrum skończył się wielkimi zakupami. Jedyna dziewczyna w drużynie czuła się odpowiedzialna za bandę "nieodpowiedzialnych" chłopców. Zmusiła Kennego do zakupu nowego podkoszulka, dla Takao wynalazła nową czapeczkę z daszkiem, Max i Rei spędzili ponad godzinę mierząc spodnie, a Kai dostał nowy szalik, gdyż Hiromi nie mogła patrzeć na tę "szarą, spraną i brzydką szmatę" owiniętą wokół jego szyi. Teraz dziewczyna uznała, że najwyższy czas, by zająć się sobą.
- Rei nie bądź egoistą! - zawołała. - Sobie kupiłeś, a mnie nie pozwolisz?
Chłopiec stłumił cisnące się na usta przekleństwo. Chciał powiedzieć Hiromi, że to nie on sobie kupił, tylko to ona wcisnęła mu niemal siłą nowe spodnie. Znając jednak wybuchowy temperament koleżanki, postanowił owy fakt przemilczeć. Z miną, z jaką skazaniec idzie na ścięcie, Rei wszedł do kolejnego sklepu.
Hiromi z cichym piskiem rzuciła się w stronę wieszaków i zaczęła przeglądać bluzki. Zrezygnowani chłopcy stali obok i cierpliwie czekali, aż wybierze coś dla siebie. Po kilkunastu minutach Hiromi z całą stertą ubrań skierowała się do przymierzalni. Rei z nudów zaczął chodzić po sklepie i oglądać ubrania. W pewnym momencie przystanął słysząc obok siebie roześmiany, dobrze znany głos.
- Nie uważasz, że jestem w tym za gruba?
- Ty we wszystkim wyglądasz pięknie! - drugi głos był zupełnie Reiowi obcy i chłopiec, że nie ma ochoty poznać jego właściciela. Ciekawość jednak wzięła górę i chłopak powoli odwrócił się. Przed przymierzalnią stała Mariah ubrana w krótką, różową spódniczkę i tegoż samego koloru bluzkę. Obok niej, tyłem do Reia stał chłopak, którego Kon nie znał, a który z całą pewnością zajął jego miejsce. Dziewczyna wyczuła na sobie wzrok Chińczyka i powoli przeniosła wzrok ze swojego towarzysza na niego.
- Rei! - zawołała. - Co ty tu robisz?
Mariah podeszła do niego i uśmiechnęła się przyjaźnie. Zaraz za nią podszedł jej chłopak.
- To jest Alan, właśnie o nic ci mówiłam - powiedziała dziewczyna niepewnie.
Rei zdawał się jej nie słyszeć. W milczeniu wpatrywał się w chłopaka stojącego obok i o niczym tak bardzo nie marzył, jak znaleźć się daleko stąd. Alan wyglądał niczym model żywcem wyjęty z kobiecego czasopisma. Jeżeli właściciel Drigera kiedykolwiek łudził się, że Mariah do niego wróci, tak teraz nie miał żadnych nadziei. Co tu dużo mówić. Dziewczyna po prostu wymieniła go na lepszy model, znacznie lepszy.
- Rei - chłopak podskoczył, gdy poczuł na ramieniu czyjąś rękę. Odwrócił się i zobaczył Kaia, który przyglądał mu się uważnie.
- Wychodzimy już - powiedział Rosjanin całkowicie ignorując Mariah i Alana.
- Kai, nie przywitasz się? - burknęła członkini White Tigers, która nienawidziła bycia niedostrzeganą.
- Nie zauważyłem cię - odpowiedział obojętnie Kai. - Ten kolor mnie oślepił - dodał patrząc na strój dziewczyny. Twarz Mariah zaczerwieniła się z wściekłości.
- Nic nie powiesz? - dziewczyna spojrzała na swojego chłopaka oczekując z jego strony obrony. Alan zareagował natychmiast. Pewnym krokiem przybliżył się do Kaia i gwałtownie wyciągnął rękę, by ująć w niej dłoń kapitana.
- Kai Hiwatari? - spytał. - mógłbym dostać autograf?
Szczęka Mariah opadła niebezpiecznie blisko ziemi, a Rei miał rażenie, że zaraz wybuchnie głośnym, niekontrolowanym śmiechem. Z kolei Kai, który spodziewał się awantury zaniemówił na moment.
- Innym razem weźmiesz od niego autograf - wycedziła Mariah trzęsąc się od z trudem hamowanej furii. - Teraz chciałabym byś�
- My idziemy - przerwał jej niegrzecznie Kai. - Nadmiar różu mnie przytłoczył.
Chłopak chwycił Reia za łokieć i delikatnie, choć stanowczo zaczął prowadzić kolegę w stronę wyjścia.
Gdy znaleźli się z dala od sklepu przystanęli. Rei odwrócił się w stronę przyjaciela.
- Dzięki - powiedział.
- Za co? - spytał Kai nawet na niego nie patrząc.
- Wybawiłeś mnie z niezręcznej sytuacji - wyjaśnił Chińczyk. - Nie wiedziałem, jak się zachować. Na początku myślałem, że uda mi się sprostać, ale gdy go zobaczyłem�to zaniemówiłem. Alan jest taki�taki�
- Mało bystry? - podpowiedział Kai. Rei zaśmiał się.
- Wiesz, że nie to miałem na myśli - powiedział. - Z twarzy, jak Brad Pitt, z mięśni, jak Schwarzenegger�
- Z mózgu, jak Takao - dorzucił Hiwatari. Rei nie wytrzymał i zaczął się głośno śmiać. Jak jeszcze przed chwilą był cały spięty, tak teraz napięcie uleciało z niego, jak powietrze z napompowanego balonu. Nie zganił Kaia za nieuprzejmość wobec Kinomiyi, gdyż właściciel Dragona niemal na każdym kroku także docinał Hiwatariemu. Obaj chłopcy obrażali się non stop i na każdym kroku starali się udowodnić, który z nich jest lepszy. Wszyscy jednak doskonale wiedzieli, że obaj tak naprawdę darzą się wielką sympatią i jeden za drugim w ogień by skoczył, gdyby tylko zaszła taka potrzeba.
- Poza tym, Alan nie ma tak ładnych włosów, jak ty - powiedział nagle Kai do Reia. Kon spojrzał na niego zdumiony.
- Uważasz, że mam ładne włosy? - spytał zaintrygowany, jednak nie dane było mu usłyszeć odpowiedź, gdyż w tym momencie pozostali członkowie drużyny dołączyli do nich i przerwali ich rozmowę.
~Š~
Rei wsypał dwie łyżeczki cukru do herbaty i zamieszał. Zapatrzył się w bursztynowy płyn, który zdawał się zaabsorbować całą jego uwagę, jednakże myśli chłopca dalekie były od rozważania konsystencji napoju.
Rei kończy dziś osiemnaście lat.
Który nastolatek nie powitałby tego dnia z radością? Koniec ograniczeń, wszelkie łańcuchy zostają z człowieka zdjęte i jest się panem własnego losu. Otwiera się brama, która od zawsze była zamknięta i przewleczona grubymi łańcuchami. Wystarczy zaledwie kilka kroków, by przekroczyć drzwi do dorosłości.
Ale Rei nie chciał ich przekraczać. Nie chciał osiągać pełnoletniości. Kochał swój mały świat, gdzie mógł się wygłupiać, bawić w chowanego i w berka, gdzie nikt nie wymagał od niego dojrzałych decyzji i dorosłego zachowania. Kochał dzieciństwo. Jednakże czas jest bestią, która nie liczy się z nikim i wciąż biegnie do przodu, a człowiek niepostrzegalnie z dziecka zamienia się w osobę dorosłą, nabiera zmarszczek, a zwykłe czynności stają się trudne i niewykonalne. Rei pragnął, by ziarenka piasku w jego klepsydrze życia przestały się przesypywać. Ale nawet, gdyby ścisnął je w zamkniętej pięści umknęłyby między jego palcami.
- Teraz wiem, co czuł Piotruś Pan - szepnął i powolnym ruchem podniósł filiżankę do ust. On, w przeciwieństwie do Takao, który niecierpliwie zakreślał w kalendarzu dni, jakie zostały do jego urodzin, chciałby przenieść się do Nibylandii i nigdy nie dorosnąć.
- Nad czym tak dumasz? - chłopiec podskoczył, gdy głośny głos Maxa wyrwał go z rozmyślań.
- Nad bezsensem ludzkiej egzystencji, która w powoli, acz nieuchronnie kroczy ku śmierci - odpowiedział filozoficznie chłopak. Blondyn spojrzał na niego z uśmiechem.
- Czyżby depresja? - spytał i beztrosko wyjął z dłoni kolegi filiżankę, by się z niej napić. - Człowieku, czas na refleksje jest jesienią, gdyż wtedy jest odpowiednia ku temu atmosfera. Teraz jest wiosna i należy się radować. Tak więc uśmiechnij się ładnie i pokaż światu swoje białe zęby, których wszyscy ci zazdrościmy.
Rei bezwiednie wygiął usta w uśmiechu. Max był niezwykłym chłopakiem. Wiecznym optymistą patrzącym na świat poprzez pryzmat przyjaźni. Jego lekka naiwność i pełen ufności błysk w oku sprawiały, że niezależni od wieku będzie on "wiecznym chłopcem" i to jest najpiękniejsze, co człowiek może otrzymać od losu.
- Wieczny chłopiec - powiedział cicho Rei do swoich myśli. Max spojrzał na niego pytająco.
- Co mówiłeś? - spytał i nie czekając na odpowiedź podszedł do kolegi i pociągnął go za rękę. - Wstawaj, Rei! Koniec smutków, idziemy na rolki! Nawet Kai się zgodził, wiec pospiesz się, bo jeszcze się rozmyśli.
Rei wstał z krzesła i w pośpiechu zdążył odstawić pustą filiżankę do zlewu. Max ciągnął go z siłą, o jaką Kon nigdy go nie podejrzewał. Nim się zorientował, już siedział na schodach przed domem i zakładał rolki.
- A gdzie pozostali? - spytał i w tym momencie zza domu wyszedł Kai. Nawet idąc w rolkach po trawie, chłopak poruszał się z gracją, niczym gwiazda Hollywood przemierzająca czerwony dywan.
- Takao, Kenny i Hiromi nie mieli ochoty czekać, aż się wyguzdrzesz i już pojechali - odpowiedział zakładając na piersi dłonie i patrząc na chłopaka z naganą. Rei szukając jakiegoś usprawiedliwienia nie zauważył, jak obok niego Max szczerzy się szeroko do Kaia i puszcza do niego oko.
- Przecież nigdzie się nam nie spieszy� mogli poczekać - powiedział w końcu Rei. - Też mi przyjaciele�
- Zaczynasz zrzędzić, jak moja babcia - Max uśmiechnął się do Reia i wyciągnął w jego kierunku rękę, by pomóc mu wstać. Kon zrobił niepewnie kilka kroków, a za nim podążyli Max i Kai. Jak tylko pod stopami zamiast trawy pojawił się asfalt cała trójka ruszyła w kierunku parku.
Max wykonał półobrót i jechał tyłem chwaląc się przed kolegami umiejętnością, której oni nie posiadali. Kai w zamian wyprzedził kolegę i pokazał wszystkim ludziom w parku, co to znaczy jechać szybko. Rei widział tylko powiewający dziko biały szal, który w pewnym momencie rozwiązał się i opuścił swojego właściciela powoli opadając na alejkę. Hiwatari chcąc odzyskać zgubę zatrzymał się gwałtownie, a Max jadący tyłem nie zauważył tego i wpadł na kolegę pozbawiając ich obu równowagi. Obaj wylądowali na ziemi, ku uciesze grupy dzieci siedzących na huśtawkach. Rei dołączył się do maluchów i wybuchnął głośnym, serdecznym śmiechem. Kai, nie lubiący być obiektem żartów, kopnął rolką w nogę przyjaciela sprawiając, że i ten wylądował na asfalcie.
- Nie umiecie jeździć! - zawołała jedna z huśtających się dziewczynek. - Jestem od was lepsza!
- Nie wątpię - odpowiedział ze śmiechem Max wstając z ziemi. - Może nas nauczysz?
Wśród dzieci zebranych w parku rozległo się głośne "Uuuuuuuu" po czym wiele głosików zaśpiewało z wyraźnym fałszem "zakochana para, Jacek i Barbara!". Dziewczynka na huśtawce spaliła buraka, z czego trójka Bladebreakersów miała ogromny ubaw.
- Może za kilka lat� - powiedział Max puszczając do dziewczynki oko.
- I patrz, co zrobiłeś Max� speszyłeś ją - powiedział z udawanym wyrzutem Rei wstając z ziemi. Obok niego Kai przewrócił oczami.
- Jeźdźmy już, bo zaraz cała żeńska część parku zacznie pisać wiersze miłosne do Maxa�
Chłopak zachwiał się, gdy ktoś delikatnie pociągnął go za nogawkę. Odwrócił się i zobaczył stojącą przed nim małą osóbkę uczesaną w dwa kucyki. Dziewczynka trzymała w dłoniach biały szalik, a cała jej twarz pokryta była rumieńcem.
- Zgubił pan szalik - powiedziała czerwieniejąc jeszcze bardziej i postąpiła niepewnie kilka kroków do przodu. Hiwatari wziął od niej swoją własność nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć.
- Podziękuj jej - podpowiedział mu cicho Rei. Kai rzucił mu oburzone spojrzenie, ale gdy dziewczynka nie odeszła, tylko stała dalej wyraźnie na coś czekając, chłopak skapitulował.
- Dziękuję - mruknął niewyraźnie.
Speszone stworzonko w kucykach podskoczyło radośnie i pobiegło do koleżanek.
- I co powiedział? - dopytywały się przyjaciółki. - Uśmiechnął się do ciebie?
Kai przewrócił oczami z poirytowania. Rei kątem oka zauważył, że z drugiej strony alejki zbliżają się pomału dwie następne dziewczynki.
- Powinniśmy założyć fanklub - powiedział i wyszczerzył w kierunku Hiwatariego zęby. - Jeżeli nie chcesz zostać otoczony przez wianuszek dzieci to lepiej się stąd zmywajmy. - Kaiowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Odwrócił się i odjechał z taką szybkością, z jaką jeżdżą najszybsze pociągi w Japonii. Rei i Max popędzili za nim odprowadzani pełnymi zawiedzenia okrzykami dzieci.
***
- Dokąd jedziemy? - spytał Rei, gdy koledzy zatrzymali się na przystanku i czekali na przyjazd autobusu.
- Zobaczysz - odpowiedział zagadkowo Max. - O, jedzie nasz autobus!
- Ale w rolkach nie wolno - mruknął niepewnie Rei.
- Marudzisz - blondyn uśmiechnął się i wraz z Kaiem wpakowali chłopca do pojazdu. Ludzie patrzyli krzywym wzrokiem na rolki chłopców, a jedna babcia niby przypadkowo poprosiła Reia o wytłumaczenie jej, dlaczego na nalepce nad siedzeniem jest rysunek rolek przekreślony czerwonym krzyżykiem. Na szczęście, chłopcy jechali tylko kilka przystanków i szybko opuścili nieprzyjazny im środek lokomocji. Gdy wysiedli, znajdowali się poza miastem, w miejscu gdzie nie było żadnych zabudowań.
- Wyjaśnicie mi, dokąd zmierzamy? - podjął kolejną bezcelową próbę Rei. Jedyną odpowiedzią była tylko szybka wymiana spojrzeń między Kaiem i Maxem. Chłopak już wcześniej domyślił się, że ma to związek z jego urodzinami, a Takao, Kenny i Hiromi wyruszyli wcześniej nie dlatego, że nie chciało im się na niego czekać, tylko by poczynić odpowiednie przygotowania.
- Teraz Rei, zamkniesz swoje oczy - powiedział Max, gdy znaleźli się na niewielkim wzniesieniu. - Niestety stąd będzie wszystko widać, a nie chcemy abyś widział cokolwiek, zanim dotrzesz na miejsce.
- Ale, jak niby mam jechać z zamkniętymi oczami? - spytał chłopak. Tak naprawdę nie martwił się tym zbytnio, gdyż z góry planował podglądać, jednakże Kai skutecznie mu to uniemożliwił. Hiwatari zdjął z szyi szal i zasłonił nim delikatnie oczy kolegi.
"Super" pomyślał Rei. Każą mu zjeżdżać z górki z zamkniętymi oczami! Chcą go zabić, czy jak?!
Nim chłopak zdążył jednak wypowiedzieć swoje obawy na głos poczuł, jak czyjeś ręce chwytają obie jego dłonie. Max z jednej, Kai z drugiej strony zaczęli go delikatnie prowadzić. Mimo, iż obaj koledzy trzymali Reia, Kon mocniej ścisnął dłoń Hiwatariego. Nie zastanawiał się, dlaczego tak zrobił. Ucieszył się za to, gdy Kai również wzmocnił uścisk.
Jazda z górki nie była zbyt długa, co Kon przyjął z lekkim rozczarowaniem. Mimo, iż jego nogi zaczęły boleć od rolek, przejażdżka z kolegami niezwykle mu się podobała.
- No, to jesteśmy na miejscu - powiedział Max, gdy się zatrzymali. - Teraz uważaj Rei, gdyż zaczyna się trawa.
Chłopak posłusznie zaczął robić ostrożne kroki i bez żadnego sprzeciwu pozwolił prowadzić się przyjaciołom.
- Miało być u nas w domu - zaczął tłumaczyć blondynek - jednakże pan Dickenson uznał, że nie zamierza ryzykować utraty swojego kochanego domu i wynajął ten tutaj. Wszystkiego najlepszego Rei!
Kai zdjął szalik z twarzy przyjaciela i ten w końcu mógł ujrzeć cel ich podróży. Uroczy, drewniany domek stał przed nimi i dumnie prezentował swoje niewielkie rozmiary. Na tarasie ustawione były stoły z przeróżnymi smakołykami, a u góry zawieszony został niebieski papier z dużym napisem Wszystkiego najlepszego, Rei! Nasz kochany Kociaku! Dodatkowymi dekoracjami były liczne serpentyny i kolorowe balony. Za domem unosił się delikatny dym wskazujący, iż pali się tam ognisko.
Nim Rei zdążył się odezwać, drzwi domku otworzyły się i wyszedł z nich Takao z kolorową czapeczką na głowie i z tortem w ręce. Za nim pojawili się Hiromi i Kenny, a także wszyscy przyjaciele drużyny.
- Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam! - zaczął śpiewać Takao, a wszyscy od razu dołączyli się do śpiewu.
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! Jeszcze raz, jeszcze raz, niech żyje, żyje nam! Niech żyje nam!
- Dmuchaj, Rei! - Takao podszedł z tortem do kolegi, na którym paliło się osiemnaście świec. Kon nabrał powietrza i ugasił wszystkie jednym dmuchnieciem. Gdzieś błysnęło charakterystyczne dla aparatu fotograficznego światło, a zewsząd rozległy się oklaski.
- Dziękuję - powiedział Rei i natychmiast umilkł, gdyż wzruszenie odebrało mu głos.
- Nim zaczniemy zabawę, pozwólcie, że ściągniemy rolki - powiedział Max do przyjaciół. - Nogi mi odpadają, a przecież czeka nas jeszcze sporo zabawy!
~Š~
- Co ona tu robi?
Kai nie podniósł głosu. Za to ściszył go i nadał mu tak mroźny ton, że Hiromi miała wrażenie, że przeniosła się o kilka szerokości geograficznych i wylądowała w strefie okołobiegunowej w klimacie polarnym. Niemal widziała stado pingwinów przechodzących obok.
- Kai� nie denerwuj się - powiedziała uspakajającym głosem. - Mnie też się nie podoba, że Mariah tu jest.
Oboje spojrzeli w kierunku stołu z potrawami, gdzie jak gdyby nigdy nic siedziała różowowłosa dziewczyna i zajadała tort.
- Przecież to ty wysyłałaś zaproszenia - mruknął Hiwatari, a Hiromi niemal widziała błyskawice, które rozszalały się w rubinowych oczach przyjaciela.
- Owszem - przyznała zakłopotana. - Ale zrobiłam to, nim dowiedziałam się o tym, że zerwała z Reiem. Poza tym, myślałam, że ma na tyle taktu, by nie przychodzić.
- W przypadku Mariah słowo "takt" jest pojęciem abstrakcyjnym - mruknął chłopak. - Zepsuje Reiowi humor i całe przygotowania pójdą na marne.
Niepokój Kaia był jednak niepotrzebny, gdyż solenizant już dawno wypatrzył w tłumie przyjaciół swoją byłą dziewczynę. Na początku, poczuł lekkie ukłucie w sercu, ale zaraz zostało one zastąpione radością, gdy zewsząd zaczęli podchodzić do niego ludzie składając życzenia i wręczając drobne upominki. Choć ból po rozstaniu jeszcze nie minął, Rei nie chciał niszczyć sobie przyjęcia z powodu Mariah. Ten dzień był zbyt wspaniały, by niszczyć go z powodu nieszczęśliwej miłości.
Kai mierzył nieprzyjaznym wzrokiem Mariah, gdy ktoś złapał go z tyłu za ramię. Chłopak odwrócił się i napotkał spojrzenie oczu równie zimnych, jak jego własne.
- Yuri - powiedział w ramach przywitania. Płomiennowłosy chłopak nie odpowiedział tylko dość niedelikatnie chwycił za łokieć Hiromi i postawił ją przed Kaiem.
- Ona - wycedził i obdarzył dziewczynę wzrokiem, jakim Kai przed chwilą. Hiromi obawiała się, że od takiej ilości zimnych spojrzeń złapie ją przeziębienie. - Kazała mi złożyć Reiowi życzenia.
Kai skinął głową na znak, że w pełni rozumie ból przyjaciela.
- Mi też - odpowiedział.
Iwanov zmrużył groźnie oczy.
- Zgodziłeś się? - spytał.
Hiwatari skinął głową i westchnął.
- Zaraz do niego podejdę.
- W taki razie my też będziemy musieli - mruknął zrezygnowany Yuri i spojrzał na swoją, stojącą z tyłu drużynę, bezradnym wzrokiem.
Hiromi patrzyła na chłopaków z niedowierzaniem. Rozmawiali o składaniu życzeń z takim entuzjazmem, z jakim reaguje uczeń na pracę domową. Z obawy jednak przed mrozem i pingwinami nie poczyniła żadnej uwagi.
- Nie wiem, po co zgadzałem się przychodzić - zrzędził Yuri, a pozostali członkowie Demolition Boys skinęli głowami.
- Tu nawet nie ma alkoholu - mruknął Ian.
- I wszyscy się głupio szczerzą - dorzucił Spencer. - Poza tym ona - tu wskazał palcem na Hiromi, która momentalnie się skurczyła. - zrobiła nam półgodzinny wykład na temat zachowania się w towarzystwie i powiedziała, abyśmy na jeden dzień zapomnieli, że jesteśmy zimnymi, aspołecznymi ludźmi wychowanymi w klasztorze, gdzie panowały spartańskie warunki i przypomnieli sobie, że na świecie jest coś, co określa się "poczuciem humoru".
- Też mi to powiedziała - przyznał Kai. Zarówno on, jak i członkowie Demolition Boys westchnęli nawiązując ciche porozumienie i wspólnie przeżywając swoje nieszczęście.
- Jesteście nienormalni - powiedziała w końcu Hiromi nie mogąc dłużej słuchać tych bzdur.
- I jeszcze nas obraża! - obruszył się Bryan. Nie dodał jednak nic więcej, gdyż wszelkie pokłady cierpliwości, jakie miała w sobie Hiromi właśnie się wyczerpały.
-Nie marnujcie mojego cennego czasu takimi bzdurami! - ryknęła. - Jazda po prezenty i do Reia!
***
Rei rozmawiał z Garlandem, kiedy za nim z miną, z jaką skazańcy idą na śmierć stanęli Demolition Boys.
- Dokończymy rozmowę później - powiedział Garland. - Coś mi się zdaje, że teraz będziesz zajęty. - chłopak skinął znacząco głową i Kon odwrócił się we wskazanym kierunku. Spojrzał niepewnie na byłą drużynę Kaia, których miny miały wyraz ogromnego cierpienia.
- Zdrowia - zaczął Bryan.
- Szczęścia - dorzucił Ian.
- Łaski nieba - wszyscy spojrzeli na Spencera, jak na chorego psychicznie. - No co, nic innego nie przyszło mi do głowy - usprawiedliwił się chłopak. Rei stłumił uśmiech cisnący mu się na usta. Nie chciał bardziej kłopotać chłopaków.
- No to: zdrowia, szczęścia, łaski nieba, czego w życiu ci potrzeba - Yuri zebrał życzenia kolegów i dorzucił własne. Wcisnął w dłonie solenizanta kolorową paczkę. - Tyle - dodał z wyraźną ulgą i w końcu się uśmiechnął. - Mamy już to za sobą, idziemy - powiedział do swojej drużyny, po czym wszyscy skierowali się w kierunku stołu z poczęstunkiem. Rei wybuchnął głośnym, radosnym śmiechem.
- Co cię tak rozbawiło? - cichy głos za uchem podniósł wszystkie włosy na karku Kona i chłopak poczuł, jak całym jego ciałem wstrząsa przyjemny dreszcz, którego przyczyny nie rozumiał.
- Kai - powiedział, gdy odwrócił się i spojrzał na swojego przyjaciela. - ja yyy�
Rei poczuł, że się rumieni i zupełnie nie wiedział, dlaczego tak się dzieje. Kai przyglądał mu się uważnie, co jeszcze bardziej zwiększyło jego zakłopotanie. - chciałeś coś? - spytał kociak ostrym głosem, gdyż zupełnie zaschło mu w gardle. Hiwatari urażony jego tonem zrobił dumną minę i wyciągnął rękę w stronę przyjaciela.
- Chciałem tylko dać ci prezent - mruknął. - Wszystkiego najlepszego.
Chłopak wręczył Reiowi niewielki pakunek, po czym odwrócił się z zamiarem odejścia.
- Zaczekaj, Kai! - zawołał Rei łapiąc przyjaciela za rękę. - dziękuję.
Kąciki warg Rosjanina uniosły się lekko i Rei uznał, że jest to najcieplejszy uśmiech, jakim został obdarowany dzisiejszego dnia.
***
- Uwaga! - Hiromi stanęła między gośćmi i głośno krzyknęła skupiając na sobie ich uwagę. - Teraz pora na konkursy!
Reakcja ludzi była różna. Niektórzy, jak Takao i Daichi krzyknęli entuzjastycznie, inni w tym pewien płomiennowłosy chłopak, skrzywili się z niesmakiem.
- Dobierzcie się parami!
Przez chwilę nastał zamęt, gdyż każdy szukał dla siebie kompana. Rei rozejrzał się i próbował znaleźć wzrokiem Kaia. Chłopak stał znudzony opierając się o drzewo. Kon chciał do niego podejść, gdy drogę zastąpiła mu Mariah.
- Rei, będziemy razem? - spytała.
- Właściwie to� chciałem z Kaiem - powiedział i widząc, że w stronę Hiwatariego podchodzi Yuri, ominął Mariah całkowicie ignorując fakt, że dziewczyna coś do niego mówiła i pobiegł w kierunku kolegi.
- Bierzesz w tym udział? - usłyszał, jak Iwanov zagaduje Kaia. Nim Hiwatari zdążył odpowiedzieć Rei podbiegł i chwycił go pod ramię. Kai i Yuri spojrzeli na niego zdziwieni.
- Nie obchodzi mnie, że byłeś pierwszy - powiedział chłopak do kapitana Demolition Boys. - Ja jestem solenizantem i Kai będzie ze mną - dodał.
Hiwatar spojrzał na niego zaskoczony, ale nie odezwał się.
- To z kim ja będę? - spytał zawiedziony Yuri.
- Takao nie ma pary - odpowiedział Kon szczerząc się wesoło.
- W życiu! - zawołał Iwanov i szybko pobiegł do rozglądającego się niepewnie Spencera. Rei roześmiał się i wciąż trzymając Kaia pod rękę zaprowadził go w kierunku Hiromi, gdzie zaczęły gromadzić się pary.
- Wszyscy są dobrani? - zapytała dziewczyna. - świetnie. Zapiszcie się u Kennego, żebyśmy wiedzieli, kto z kim jest. - podczas, gdy goście podchodzili do okularnika Hiromi kontynuowała. - Pierwsza konkurencja będzie polegała na jedzeniu pączków�
- A co w tym trudnego? - przerwał jej Bryan. Dziewczyna spojrzała na niego gromiącym wzrokiem.
- � z zawiązanymi oczami i karmiąc partnera - dodała. - Ponieważ jest nas bardzo dużo, postanowiłam podzielić konkurencję na trzy tury. Spośród trójki par finalistów wyłonimy zwycięzców.
Przez następne pięć minut trwały przygotowania do konkurencji. Kai i Rei mieli wystąpić w drugiej turze, dlatego teraz obserwowali kolegów.
- Proszę wszystkich o doping! - zawołała Hiromi. Ona i Kenny, jako sędziowie nie brali udziału w konkursach. - Uwaga! Start!
Zewsząd rozległy się głośne wybuchy śmiechu. Max o mało nie zadławił się pączkiem, gdy Emily siłą wepchnęła mu całego do ust, Brooklyn jadł bez pośpiechu i słychać było tylko naglące go okrzyki Hitoshiego. Lee upuścił pączek i podniósł go wraz z ziemią, po czym nakarmił tym Kevina.
- Już! - krzyknął Takao wstając z ziemi. - Skończyliśmy!
Wszędzie rozległy się oklaski, a Hiromi pogratulowała zwycięzcom.
- Teraz druga tura! - zawołała.
Rei pociągnął Kaia za rękę i usiadł przy jednym ze stanowisku. Zaraz przed nimi postawiono talerz z dwoma paczkami. Hiwatari chwycił leżącą przed nim chustę i zakrył nią oczy Reia. Przez głowę Kona przeszła zupełnie absurdalna myśl, że ręce Rosjanina są niezwykle delikatne i mile łaskoczą go za uchem. Po chwili Rei nic nie widząc usiłował zawiązać chustę Kaiowi, ale jako, że nie bardzo mu to wyszło, Hiwatari zrobił to za niego.
- Gotowi? - rozległ się głos Hiromi. - Start!
Rei chwycił szybko pączka i po omacku próbował włożyć go do ust Kaia. Ucieszył się, gdy natrafił na jakieś zagłębienie.
- Rei, to moje oko� - mruknął Hiwatari.
- Ooops, przepraszam - chlopiec uśmiechnął się. - Możesz mi powiedzieć, gdzie masz usta?
- Na swoim miejscu - odpowiedział Kai nie ułatwiając koledze lokalizacji. Kon chciał coś odpowiedzieć, ale gdy otworzył usta poczuł, jak Kai wkłada w nie pączka. Po chwili i chłopcu udało się zrobić to samo.
- Rei, szybko! Macie szanse! - zawołał z widowni Takao. - Tylko Garlandowi i Mystelowi idzie tak dobrze jak wam!
Rei przeżuwał tak szybko, że miał wrażenie, iż zaraz się zadławi. W pewnym momencie ugryzł nawet palec Kaia. Już kończył, gdy�
- Koniec! - zawołała Hiromi. - Garland i Mystel wygrali!
- Kłurcze - powiedział Rei, gdy przełykał ostatni kęs. - A byliśmy blisko!
Kai nie odpowiedział tylko uśmiechnął się delikatnie. Ściągnął z oczu chustę i podszedł pomóc koledze uporać się z jego własną.
- Teraz ostatnia tura! - zawołała Hiromi.
Tym razem zwyciężyli Kane i Salima. W finale pierwsze miejsce zajęli, co nikogo zbytnio nie zdziwiło, Takao i Daichi. Na wielkiej liście sporządzonej przez Kennego obok ich imion pojawiło się duże "1" w przegrodzie z punktami.
Następną konkurencją był�
- Taniec na gazecie?! - zawołał Spencer. - czy ją pogwałciło?
- Słyszałam - mruknęła Hiromi i piorunując chłopaka wzrokiem zaczęła rozdawać uczestnikom gazety. - Tutaj wszyscy bierzecie udział równocześnie, gdyż tym razem wygra para najdłużej się utrzymująca.
- To jest chore - mruknął Kai, gdy Kenny wsadził mu do reki kawałek starego magazynu.
- To jest świetne - sprostował Rei. Chłopiec rozprostował papier na trawie i wszedł na niego pociągając za sobą niechętnego Kaia.
- Start! - zawołała Hiromi i włączyła muzykę. Żadna z par nie bawiła się w coś takiego, jak taniec, wszyscy koncentrowali się na tym, by utrzymać równowagę. W końcu jednak, Takao wywrócił się, gdy Daichi kopnął go w kolano stwierdzając, że za bardzo się rozpycha.
- Stop! Odpadła pierwsza para, więc teraz składacie gazety na pół! - zawołał sędzina.
- I widzisz, co zrobiłeś, łosiu? - powiedział Kinomiya do kolegi. - Odpadliśmy przez ciebie.
Odpowiedź Daichiego zagłuszyła ponownie włączona muzyka.
Teraz Rei i Kai musieli wspiąć się na palce, a Kon zbliżył się do kolegi prawie się do niego przytulając. Tym razem równowagę straciły cztery pary. Hiromi zarządziła ponowne złożenie gazety. Zewsząd rozległy się głośne śmiechy, gdy uczestnicy zaczęli wykonywać przeróżne pozy próbując utrzymać równowagę. Kai nie bawiąc się w żadne wygibasy wziął Reia na ręce i spokojnie stał na kawałku gazety.
- Kai, przecież jestem ciężki! - zawołał chłopiec ze śmiechem. Przyjaciel spojrzał na niego podnosząc brew.
- Doprawdy? Nie zauważyłem. - na potwierdzenie swych słów podrzucił Reia kilka razy delikatnie do góry, co wywołało falę podziwu. Po chwili rozległo się głośne przekleństwo i Rei nie odwracając głowy odgadł, że Yuri i Spencer przegrali. Wraz z nimi odpadło jeszcze kilka par.
Na samym końcu zostali Brooklyn z Hitoshim na baranach oraz Kai z Reiem na rękach. Brooklyn i Kai stali na palcach jednej nogi i mierzyli się spokojnym, pewnym zwycięstwa wzrokiem.
- Skubani - powiedział z podziwem Lee. - Same baletnice tak nie potrafią, a oni nawet z balastem się nie chwieją!
- Te, Hiwatari! Uważaj, bo zaraz zawieje! - zawołał Yuri, czym wywołał ogólne rozbawienie. Hitoshi także się roześmiał i chichocząc sprawił, że trzymający go chłopak stracił równowagę.
- Wygrali Kai i Rei! - zawołała Hiromi. Hitoshi mruknął coś o niesprawiedliwości i dekoncentracji, ale nikt go nie słuchał. Rei posłał Kaiowi promienny uśmiech, gdy obok ich imion pojawił się punkt.
Następnymi zawodami były biegi z zawiązanymi nogami. Rei przywiązał swoją prawą do lewej nogi Kaia i ustawili się na linii startu. Z jednej strony stała Hiromi, z drugiej Kenny, który za pomocą Dizzy miał z dokładnością do milisekund określić zwycięzców.
- Uwaga! Gotowi! Hej, Takao nie oszukuj i cofnij się! - zawołała Hiromi. - Okey, start!
Dystans był dość spory, ale niektóre pary już przy starcie straciły równowagę. Takao i Daichi wystartowali nierówno, co spowodowało, że się przewrócili, Eddy i Steve tak samo. Rei z radością zauważył, że on i Kai wygrywają i tylko Yuri ze Spencerem dotrzymują im kroku. W pewnym momencie chłopiec potknął się i wywrócił pociągając za sobą Hiwatariego. Kon uderzył plecami o ziemię, a zaraz na niego zwalił się Kai.
- W porządku? - spytał Rosjanin patrząc na kolegę. Rei skinął głową. Kai leżał na nim i twarz chłopaka znalazła się bardzo blisko jego własnej. Kon zauważył na policzku przyjaciela kawałek ziemi i zupełnie ignorując fakt, iż należałoby wstać i nadrobić stracony dystans, powolnym ruchem wyciągnął dłoń i usunął palcem brud z twarzy kolegi. Kai spojrzał Reiowi w oczy z ciepłym błyskiem i Kon bezwiednie podniósł delikatnie głowę do góry. Obok nich przebiegały pary głośno hałasując, ale oni zdawali się tego nie zauważać. Widzieli tylko siebie, a odległość miedzy ich głowami z każdą chwilą malała co raz bardziej. Wzrok Kaia powoli przeniósł się z bursztynowych oczu Reia i spoczął na jego wargach. Kon poczuł, jak jego serce zaczyna mocno bić, jakby chciało wyrwać się z piersi, a oddech stał się bardzo szybki i to na pewno nie z powodu biegu. Chłopiec poczuł ciepły oddech Kaia na twarzy i zamknął oczy.
Rei nie wiedział, czego się spodziewał. Zupełnie jednak nie brał pod uwagę tego, co otrzymał. Zduszony jęk Kaia i ostry ból w nodze w niczym nie przypominały miłych doznań, jakich spodziewał się doświadczyć. Hiwatari stał się nagle niezwykle ciężki i swoją masą mocno wbił Reia w podłoże.
- Takao� - rozległ się stłumiony głos Kaia. - Możesz ze mnie zejść?
- Sorry, stary - odezwał się skruszony głos Kinomiyi. - Nie zauważyliśmy was. Poza tym to nie ja się potknąłem o wasze nogi tylko Daichi - dodał na swoje usprawiedliwienie.
- Niech was� - warknął Rosjanin i zrzucił z siebie dwójkę przyjaciół. Wstał gwałtownie pociągając za sobą nieco oszołomionego Reia. Takao i Daichi widząc ogień w oczach Hiwatariego rzucili się biegiem do ucieczki, a Kai trzymając mocno Reia ruszył w pogoń.
W konkurencji pierwsze miejsce zajęli Yuri i Spencer. Kai z Reiem oraz Takao z Daichim w ogóle mety nie przekroczyli tylko gonili się z wrzaskiem po całym ogrodzie.
***
Po wszystkich konkurencjach okazało się, że zwyciężyli ex aequo Mystel z Garlandem, a także, co wszystkich zdziwiło Yuri ze Spencerem.
- A Yuri tak zrzędził, że to głupota - powiedział ze śmiechem Rei do Kaia. Oni sami zajęli drugie miejsce. Teraz wszyscy goście siedzieli wokół ogniska i kończyli jeść kiełbaski.
- Już północ - powiedział znacząco Max. Goście spojrzeli na siebie porozumiewająco i tylko Rei zdawał się być nie w temacie.
- I co w związku z tym? - spytał. - Już jesteście zmęczeni?
Zamiast odpowiedzi poczuł, jak Kai chwyta go na ręce i mimo jego protestów podchodzi do grupy chłopaków. Yuri, Lee, Brooklyn i kilku innych gości chwyciło mocno solenizanta i zaczęło wysoko podrzucać.
- Osiemnaście razy z okazji osiemnastych urodzin! - zawołał Kenny, a pozostali ponownie zaczęli śpiewać "sto lat". Kilka osób zrobiło zdjęcie, a wszędzie rozbrzmiewały śmiechy.
Zabawa trwała jeszcze długo, do samego rana.
~Š~
Rei obudził się wczesnym rankiem. Oczy piekły go z niewyspania, ale chłopak i tak wiedział, że już nie zaśnie. Wszyscy położyli się niecałe dwie godziny temu, podczas których Rei co chwilę wyrywał się ze snu. Był zbyt podekscytowany i zbyt wiele myśli kłębiło się w jego głowie, by mógł spokojnie zasnąć.
Jego osiemnaste urodziny były wspaniałe. Bawił się tak dobrze, jak nigdy w życiu. Podobało mu się, że nawet starsi przyjaciele, tacy jak Jurij uczestniczyli w konkursach. Co prawda, niby wyrazili głośno niezadowolenie, ale potem rozgorzała w nich chęć walki i rywalizacji, które doprowadziły do tego, że kapitan Demolition Boys wraz ze Spencerem zajęli pierwsze miejsce. Poza tym, to właśnie nieskory do zabaw Iwanov był prowodyrem ich nocnej kąpieli w zalewie znajdującym się niedaleko. Trzeba przyznać, że wszyscy wspaniale się bawili.
Po tym wszystkim, Rei był zbyt rozentuzjazmowany by tak po prostu zasnąć. To były jego urodziny i to on był w centrum uwagi, co byłe niesamowicie przyjemne. Poza tym, chłopiec uświadomił sobie, jak wielu ma przyjaciół.
Jeszcze jedno wydarzenie sprawiało, że Rei nie mógł spaść. Krótka, ale pozostawiająca za sobą wiele niedomówień i pytań chwila, która miała miejsce podczas biegów. Rei wciąż rozpamiętywał wywrotkę, która pociągnęła za sobą niespodziewane wydarzenia. Kon zarumienił się na wspomnienie przyjemnego dreszczu, który przeszedł przez jego ciało. Po konkursie było zbyt wiele zajęć i zamieszania, by Rei mógł się nad tym zastanowić, ale teraz chłopiec przyznał się przed sobą, że to obecność Kaia wywołała w nim to uczucie. Nawet teraz, rozpamiętując tamtą sytuację, chłopak poczuł, jak oblewa go fala gorąca. Przez moment żałował, że Takao i Daichi wpadli na nich i przerwali tą nić przyciągania, jaka nagle wytworzyła się między chłopcami. Rei zastanowił się, co by się stało, gdyby im nie przeszkodzono. Zarówno on, jak i Kai przestali przez chwilę racjonalnie myśleć, a cały zdrowy rozsądek został zdominowany przez niesamowite gorąco, które nimi zawładnęło.
"Cholera, o czym ja myślę" przeraził się chłopak "przecież to jest Kai. Poza tym� on z pewnością nie czuł wtedy tego, co ja�"
Tak. Kai pewnie cały incydent odczuł zupełnie inaczej niż on i z pewnością nie przewracał się teraz z boku na bok rozpamiętując tamto wydarzenie. Rei w końcu uznał, że sam wyolbrzymił całe zjawisko i nawet, gdyby Takao i Daichi nie wpadli na nich, nic by się między nimi nie zdarzyło. I bardzo dobrze. Chłopak wcale nie żałował, że do niczego nie doszło. Nic, a nic. A to, że co chwilę w jego głowie powstawały przeróżne scenariusze obrazujące jego i Kaia, a co poniektóre wywoływały na twarzy chłopca wielkie rumieńce nic nie znaczyło. Absolutnie nic. Prawda?
***
Kai spojrzał na zegarek. Dochodziła szósta. Chłopiec przeciągnął się i wstał z podłogi. Lepszego miejsca do spania w domu pełnym ludzi nie udało mu się znaleźć. Zajmował pokój wraz ze swoją byłą drużyną, gdzie Ian i Bryan spali razem na wąskim łóżku, Spencer drzemał siedząc na krześle z nogami opartymi o stół, a Jurij wyciągnął się wygodnie na fotelu. Okrywający go koc zsunął się z niego i na ramionach chłopaka pojawiła się gęsia skórka. Kai podniósł koc okrywając nim szczelnie kolegę. Ciche kroki i delikatne ruchy Hiwatariego obudziły Iwanova.
- Gdzie idziesz? - spytał chłopak cicho, by nie obudzić przyjaciół.
- Na zewnątrz - odpowiedział Hiwatari. Jurij spojrzał na zegarek.
- Kai, ja też zazwyczaj preferuję wstawanie o wczesnej porze, ale po tym, jak poszliśmy spać przed dwiema godzinami potrzebuję wypoczynku�
- To śpij - przerwał mu chłopak.
- Pozwól mi dokończyć - mruknął z irytacją Jurij. - Mój organizm potrzebuje snu, twój tak samo go potrzebuje więc bądź łaskaw posadzić swoje cztery litery z powrotem na podłodze i śpij.
- Nie jestem zmęczony - odpowiedział chłopak, co było zgodne z prawdą, ale Iwanov i tak nie uwierzył. Podniósł powątpiewająco brew i przyjrzał się uważnie przyjacielowi.
- Jesteś dziwny - podsumował go krótko.
- I kto to mówi - odgryzł się Kai.
Za plecami chłopców rozległ się niezadowolony jęk.
- Możecie się przymknąć? - mruknął sennie Bryan. - My tu usiłujemy spać.
Zarówno Kai, jak i Jurij rzucili w stronę kolegi lodowate spojrzenie, ale ten odwrócony tyłem, na szczęście tego nie zauważył, co uchroniło go przed koszmarami do końca życia. Hiwatari nie odezwał się już więcej tylko wyszedł cicho z pokoju. Jurij odprowadził go zmęczonym wzrokiem.
- Brak mi do niego sił - mruknął po czym ponownie ułożył się do snu.
***
Rei uznał, że leżenie jest całkowicie bezsensowne, gdyż i tak nie uda mu się zasnąć ponownie. Chłopiec powoli wstał uważając, by zbytnio nie hałasować i nie obudzić pozostałych osób śpiących w pokoju. Oprócz niego w pomieszczeniu znajdowali się Max, Kenny, Garland, Hitoshi, Mystel i Brooklyn. Reiowi głupio było, gdyż jako solenizant zajął łóżko, a pozostali musieli ułożyć się na podłodze. Oczywiście chłopiec sprzeciwił się takiemu stanowi rzeczy, ale nikt go nie słuchał.
Kon włożył adidasy i na palcach podszedł do drzwi. Nacisnął delikatnie klamkę, która mimo jego usilnych starań cicho zaskrzypiała. Jednakże goście byli zbyt zmęczeni, by dźwięk ten mógł wyrwać ich ze snu. Chłopiec znalazł się w kuchni, gdzie spali Takao z Daichim. Prócz nich, przy zlewie stał Jurij i napełniał szklankę wodą. Na dźwięk kroków Reia zakręcił kurek i odwrócił się w stronę przybysza. Koci chłopiec spojrzał na niego zaskoczony.
- Czemu nie śpisz? - spytał.
- Bo ten bufon mnie obudził - odburknął Iwanov. - Próbowałem zasnąć, ale już nie mogłem.
Rei nie musiał pytać, kim był owy "bufon". Jurij tylko o jednej osobie wyrażał się tak pieszczotliwie.
- Kai też już nie śpi? - spytał Kon i podszedł do kapitana Demolotion Boys przechodząc nad rozciągniętym na podłodze Takao.
- Nie - odpowiedział Jurij. - Przed chwilą wyszedł. Chcesz to idź do niego.
- A ty?
- Nie potrzebuję go do szczęścia.
Rei wątpił, by w słowach Rosjanina były jakiś podtekst, mimo to poczuł, jak na jego policzki wkrada się zdradliwy rumieniec. Jurij jednak tego nie zauważył, gdyż w tej samej chwili ziewnął i przeciągnął się. Bez słowa skierował się do wyjścia z kuchni depcząc po drodze Daichiego, który wydał z siebie zduszony jęk i przewrócił się na plecy.
***
Rei znalazł Kaia nad brzegiem jeziora. Chłopak stał przy brzegu, niedaleko wierzby płaczącej, której długie gałęzie opadały lekko na ziemię, inne marszczyły spokojną taflę wody. Słońce wzeszło niedawno, a jego promienie odbijały się od jeziora i oświetlały delikatnie dwie kaczki płynące spokojnie w kierunku brzegu.
Hiwatari schylił się i podniósł kilka płaskich kamieni. Podrzucił jeden w dłoni, po czym cisnął nim do wody. Kamyk, nim opadł na dno, odbił się kilka razy od powierzchni jeziora. Po jego śladach ruszył drugi kamyk, a po nim następne.
- Nigdy nie zrozumiem, dlaczego to nazywa się "rzucaniem kaczkami"
Rei odezwał się cicho podchodząc do przyjaciela. Kai drgnął dziwiąc się, że nie usłyszał wcześniej żadnych kroków.
- Czemu już nie śpisz? - spytał nie odwracając się. Kolejny, rzucony przez niego kamień zaczął krótką wędrówkę po wodzie, by po chwili opaść na dno.
- Nie mogłem zasnąć - odpowiedział szczerze chłopiec. - Poza tym, wiem, że dzisiaj już będziemy musieli wracać do domu, a atmosfera tego miejsca jest tak specyficzna i tak niezwykła, że nie chcę uronić żadnej chwili...
Rei uświadomił sobie, że za dużo mówi i umilkł, a na jego twarz wpłynął rumieniec.
- Ale to tylko moje spostrzeżenia - usprawiedliwił się. - Dla innych pewnie nie ma nic nadzwyczajnego w wiejskim krajobrazie, czy widoku jeziora�
- Miejsca oddalone od miast i zabudowań mają w sobie pewien mistycyzm - odezwał się spokojnie Kai, co zupełnie zdziwiło Reia, który oczekiwał pełnego politowania prychnięcia. - Spokój, ciszę i melancholię - kontynuował chłopak. - Są doskonałym przerywnikiem, spacją od codziennego życia. - Hiwatari cisnął kolejnym kamieniem w kierunku wody, po czym dokończył - Każdy potrzebuję raz na jakiś czas wyjechać z miasta, wyciszyć się, a takie miejsca doskonale służą refleksjom.
Kon nie odezwał się tylko powtarzał w myślach zasłyszane słowa. Skinął głową zgadzając się z przyjacielem. Milczał, nie wiedząc, co powiedzieć. Wciąż czuł się trochę skrępowany w obecności kolegi. Wczorajsze wydarzenie podczas biegów tkwiły w jego głowie i za nic nie chciały zniknąć. Chłopiec zastanawiał się, czy Kai też o tym myślał i czy tamto wydarzenie miało dla niego jakiekolwiek znaczenie.
- Dlaczego, to nie powinno nazywać się "puszczaniem kaczek"? - zapytał nagle Kai podejmując przerwany temat. Rei spojrzał na niego zdziwiony. Rozmowność Rosjanina była dla niego czymś rzadko spotykanym, ale jednocześnie - przyjemnym.
- Bardziej adekwatną nazwą byłyby "żabki" - wytłumaczył.
- Żabki? - brwi Kaia uniosły się do góry, a rubinowe oczy spojrzały pytająco.
- Nie domyślasz się? - spytał Rei. - patrz - podszedł do przyjaciela i wyjął z jego dłoni niewielki kamień, który rzucił w jezioro. - Widzisz, jak skacze? Tak samo, jak żaba. Kaczki płyną, a żaby skaczą�
Rei poczuł, jak w jego sercu robi się niesamowicie ciepło i przyjemnie. Nie wiedział, czy jest to spowodowane słońcem, którego promienie z każdą chwilą zaczynały grzać coraz bardziej, czy może uśmiechem, który nagle pojawił się na twarzy Kaia.
Wiatr zawiał delikatnie wprawiając w ruch gałęzie wierzby, które wywołały kręgi na wodzie. Rei ściągnął buty i skarpetki, podwinął spodnie i wszedł do jeziora powodując, że jego tafla zmarszczyła się jeszcze bardziej.
- Jaka zimna! - zawołał i uśmiechnął się do Kaia, który patrzył na niego w milczeniu. - Wczoraj wieczorem była cieplejsza! A właśnie�skoro już wspomniałem o wczorajszym dniu - chłopiec zrobił krótka pauzę - chciałem podziękować.
- Nie mnie - powiedział Kai siadając przy brzegu. - Pomysłodawcą była Hiromi, a gdyby nie pan Dickenson nie mielibyśmy miejsca, w którym moglibyśmy urządzić przyjęcie.
- Owszem, oni dużo zrobili - zgodził się Rei. - Ale wy wszyscy się zaangażowaliście. Jestem za to bardzo wdzięczny zważywszy, że jak się wczoraj rano obudziłem nie miałem najlepszego humoru.
Kai spojrzał zaskoczony na przyjaciela.
- Dlaczego?
Rei nie odpowiedział od razu. Zrobił kilka kroków, a podnoszący się poziom wody zaczął sięgać mu kolan i zamoczył podwinięte spodnie.
- Po prostu� - zaczął - nie cieszyłem się z urodzin� Może to zabrzmi dla ciebie absurdalnie, ale� poczułem się staro.
Na twarzy Kaia na moment pojawił się wyraz, który można było odczytać jako niedowierzanie i rozbawienie, jednakże zniknął on równie szybko jak się pojawił.
- Osiemnaście lat to niewiele - stwierdził.
- Masz rację - zgodził się Rei. - Ale dziś mam osiemnaście, a nim się obejrzę będę miał czterdzieści osiem. Czasami mam wrażenie, że życie umyka mi między palcami i marnuję wiele czasu zajmując się nauką, kiedy mógłbym go spożytkować zupełnie inaczej. Poza tym, co my mamy za życie. Młodość spędzamy na nauce, dorosłość w pracy. A czasem - kontynuował chłopiec - czasem możemy nie znaleźć żadnej pracy i cała nasza nauka poszła na marne� Nie mamy zagwarantowane, że to co robimy ma jakikolwiek sens. Chciałbym wiedzieć, co mnie czeka jutro, a co za rok�odpowiednio przygotowałbym się na przyszłość�
Hiwatari przyjrzał się uważnie koledze. Nigdy by nie przypuszczał, że ten wiecznie uśmiechnięty i energiczny chłopak ma takie przemyślenia.
- Rei, czas spędzony na nauce nigdy nie jest czasem zmarnowanym - powiedział. - Poza tym, chciałbyś znać swoją przyszłość? Już teraz wiedzieć, jak potoczy się twoje życie i kiedy umrzesz? - Kai zapatrzył się w spokojną powierzchnie wody. - Taka egzystencja byłaby nudna. Żadnych niespodzianek, wszystko zaplanowane z góry. Wiedziałbyś, czy wygrasz kolejne mistrzostwa, czy też nie. Nie denerwowałbyś się wynikiem sprawdzianu z góry znając jego wynik. Połowa emocji, które teraz przeżywasz prawdopodobnie by przepadła. Poza tym, gdybyś wiedział, że za kilka lat ulegniesz wypadkowi i już nigdy nie będziesz mógł normalnie funkcjonować, co byś zrobił? Zaczął żyć z całych sił i korzystać z ostatnich lat, jakie ofiarował ci los? Czy może spędziłbyś je rozmyślając o tym, że już niedługo nie będziesz mógł chodzić i żyć tak, jak do tej pory. Ostatnie lata spędzałbyś na rozmyślaniu o tym, co będzie, aż w końcu stałbyś się zgorzkniały i smutny.
Rei nie odezwał się przyznając przyjacielowi rację.
- Teraz żyjesz nie wiedząc, co przyniesie jutro - kontynuował cicho Kai. - Ale właśnie ta niewiedza jest najlepsza, bo cokolwiek by się nie działo zawsze możesz mieć nadzieję. - chłopak zawiesił na moment głos. - Możesz mieć nadzieję, że choć jest źle, kiedyś los się odwróci. Kiedy byłem w klasztorze� - mówił cicho - to właśnie nadzieja, że kiedyś się stamtąd wydostanę spowodowała, że się nie poddałem. A teraz - Hiwatari oderwał wzrok od wody i spojrzał prosto w oczy Reia. - Teraz mam przyjaciół, tytuł mistrza i patrzę spokojnie w przyszłość, bo cokolwiek by ona nie przyniosła, ja będę miał wspomnienia, do których chętnie będę powracał w ciężkich chwilach.
Rei nie odezwał się. Patrzył na Kaia i wiedział, że teraz, o wschodzie słońca, stojąc po kolona w jeziorze, był bliżej przyjaciela niż kiedykolwiek przedtem.
~Š~
Gdy Kai i Rei wrócili do domu wszyscy byli już na nogach. Niektóre osoby przygotowywały śniadanie składające się z pozostałości po wczorajszych potrawach, pozostali zajęli się sprzątaniem. Takao i Daichi widząc kolegów poszli szybko w ich stronę ze szczotką i ścierką.
- Proszę, weźcie to od nas - powiedział Kinomiya przywołując na twarz cierpiętniczy wyraz. - Mariah i Salima zbudziły nas półgodziny temu, a przecież niedawno się kładliśmy. Ja zasypiam na stojąco!
- Właśnie! - zgodził się z przyjacielem Daichi. - Ja jestem jeszcze dzieckiem i potrzebuję przynajmniej ośmiu godzin snu! Poza tym, mam dziwny siniak na brzuchu i mnie boli, jak się ruszam�
Rei spojrzał na brzuch chłopca, po czym przeniósł spojrzenie na Jurija, który stał w oddali i wydawał polecenia swojej drużynie. Jeżeli jednak zauważył jakieś powiązanie miedzy siniakiem na brzuchu Daichiego i Iwanowem, zachował to dla siebie.
Kai spojrzał na wyciągnięte w jego kierunku przyrządy do sprzątania i cicho prychnął.
- Takao, wyśpisz się w domu - powiedział. - Teraz hartuj siłę swojego ducha.
Kinomiya spojrzał na niego zbolałym wzrokiem.
- Kai, nie ma w tobie litości - stwierdził z pełnym rezygnacji westchnięciem. - Ale nie bójcie się, Mariah zaraz wynajdzie wam jeszcze gorsze zajęcie.
- Mariah? - spytał Rei. - Myślałem, że to Hiromi tutaj rządzi.
- Rządziła - powiedział Daichi. - Ale po wczorajszych wrzaskach wysiadł jej głos. Teraz biedna ma straszna chrypę, ale to lepiej dla nas.
Rei uśmiechnął się, nie zdążył jednak nic odpowiedzieć, gdyż ktoś stanowczo chwycił go za ramię. Chłopiec odwrócił się i stanął twarzą w twarz ze swoja byłą dziewczyną.
- Rei - powiedziała cicho Mariah uśmiechając się delikatnie. - Dobrze, że już jesteś, chcę z tobą porozmawiać.
Dziewczyna całkowicie ignorując pozostałych chłopców chwyciła Reia za rękę i pociągnęła go w głąb domu. Kai stał bez ruchu i wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknął przed chwilą jego kolega. W rubinowych oczach pojawił się nagły, głęboki smutek.
***
Gdy wrócili do domu, wszyscy bez żadnego wyjątku, położyli się spać. Choć na zewnątrz panował środek dnia dom Bladebreakersów pogrążony był w ciszy. Chłopcy obudzili się dopiero po południu, wszyscy jednocześnie, jak za jakąś cichą zmową. Takao, co chwilę przecierał oczy i ziewał, jednakże rozbudził się zupełnie, jak tylko Max zaproponował mu walkę. Wraz z Daichim wyszli przed dom potrenować. Kenny i Hiromi postanowili iść na zakupy, a Rei nie widząc nic ciekawszego do roboty postanowił znaleźć Kaia, który prawdopodobnie znajdował się w swoim ulubionym miejscu pod akacją.
Miał rację. Rosjanin ukrywał się przed słońcem i leżał w cieniu robinii, a jego wzrok utkwiony był w zwisających nad nim białych kwiatach zakwitającego drzewa.
- Kai, strasznie się ostatnio rozleniwiłeś - powiedział Rei uśmiechając się szeroko i siadając przy koledze. Hiwatari niechętnie przeniósł wzrok z gałęzi i utkwił go w przybyszu. Reia zaskoczył nagły wyraz jego oczu. O ile rano przepełnione były spokojem i ufnością, tak teraz na nowo pojawiła się w nich niechęć i czujność.
- Coś się stało? - spytał ostrożnie, a Kai wykonał nieokreślony ruch głową, który musiał starczyć mu za odpowiedź.
- Pozwól, że sobie przy tobie posiedzę, bo w domu nudno, a nie mam ochoty na walkę z Takao i pozostałymi - Rei czuł się głupio, gdyż za każdym razem nie otrzymywał żadnej odpowiedzi od kolegi, a jednostronny dialog nie był wcale jego ulubioną rozrywką. Hiwatari wykonał jednak jakiś ruch wskazujący na to, że obecność kolegi mu nie przeszkadza. Przesunął się robiąc Reiowi więcej miejsca. Chińczyk skorzystał z zaproszenia i położył się na trawie, a jego głowa stykała się delikatnie z głową Kaia. Nad nimi zawisały pokryte białymi kwiatami gałęzie akacji, a promienie słońca bezskutecznie próbowały przebić się między liśćmi. Na pobliskich drzewach siedziały ptaki i cicho ćwierkały tworząc wokół specyficzny, przyjemny klimat.
- Miło tu - powiedział Rei, a Kai ponownie go zignorował i nie odezwał się ani słowem. Kon westchnął cicho zawiedziony. Nie wiedział, czemu Hiwatari stał się nagle tak oschły i odburkliwy. Wiedział jednak, że jak spyta o przyczynę nie uzyska żadnej odpowiedzi. Leżał więc w milczeniu obok kolegi i cieszył się, że przynajmniej jego obecność nie przeszkadza Rosjaninowi.
Chińczyk jednak niedługo wytrzymał w jednej pozycji. Owszem, lubił obecność Kaia i mógłby przy nim leżeć przez cały dzień, jednakże teraz między nimi pojawiło się napięcie, którego Rei nie potrafił zignorować. Zmienił pozycję i leżał bokiem wpatrując się w przyjaciela. Zmarszczył czoło i ze skupieniem wpatrywał się w twarz kolegi bezskutecznie usiłując wyczytać z niej jakiekolwiek emocje. Nagle wzrok chłopca przeniósł się na szyję Kaia, po której powoli spacerowała biedronka.
- Nie ruszaj się - szepnął do Kaia, który zdziwiony otworzył oczy. Hiwatari patrzył w milczeniu, jak Rei chwyta liść i przystawia go do jego szyi.
- Mogę wiedzieć, co robisz? - spytał niezbyt grzecznym głosem, który zaraz przemienił się w cichy jęk, gdy liść załaskotał go w szyję.
- Zdejmuję biedronkę - odpowiedział spokojnie Kon. Odczekał cierpliwie, aż małe stworzonko wejdzie z szyi na liść, po czym przeniósł je na trawę. Uwadze Reia nie umknęła dziwna reakcja kolegi, gdy ten dotykał jego skóry. Kai zadrżał, a na jego policzkach pojawiły się delikatne, zdradliwe rumieńce.
- Masz łaskotki? - spytał niedowierzająco Rei, po czym ponownie przejechał liściem po szyi Kaia, który wydał z siebie krótki, nieartykułowany odgłos. Chińczyk zafascynowany tym, że znalazł słaby punkt przyjaciela gładził do delikatnie, zapominając zastanowić się nad faktem, dlaczego Kai mu na to pozwala. Przesunął liść spod brody wzdłuż szyi i z powrotem. Poprowadził dłoń wyżej muskając delikatnie zaróżowione policzki. Chłopiec nawet nie zauważył, gdy liść wypadł z jego ręki, a on sam gładził policzki Rosjanina opuszkami palców. Oddech Kaia stał się nagle szybki i nierówny, a rubinowe oczy utkwiły spojrzenie w twarzy Reia robiąc się jednocześnie przymglone i rozmarzone. Kociak, jak w transie przesuwał dłoń po policzku przyjaciela, aż w końcu położył wskazujący palec na jego wargach. Zupełnie zatracając się w dziwnym uczuciu, które nagle oblało całe jego ciało, pochylił się nad Kaiem i poczuł na policzku jego ciepły oddech. Przymknął oczy jednocześnie powoli zsuwając palec z warg kolegi chcąc zastąpić go własnymi ustami. Poczuł, że jego własne serce bije tak mocno, jakby miało zaraz rozerwać mu pierś i już miał pocałować Kaia, kiedy nagle z głębi domu rozniósł się donośny krzyk Takao.
- Rei, Mariah do ciebie przyszła!
Nim zdążył zareagować Kai poderwał się na nogi i zniknął między drzewami.
~Š~
Mariah siedziała w salonie i piła powoli zaparzoną przez Takao herbatę. Na widok Reia wstała i uśmiechnęła się szeroko nie zauważając oschłej miny chłopaka.
- Co tu robisz? - spytał Kon nie siląc się na przywitanie. Niezrażona dziewczyna podeszła do kolegi i oparła się o framugę drzwi.
- Chciałam zapytać, czy już się zastanowiłeś�
Marach nawiązała do przeprowadzonej przez nich rano rozmowy. Zerwała z Alanem i nieśmiało poprosiła, by Rei do niej wrócił. Przyznała się do błędu i ze łzami w oczach szeptała, że nikt nie będzie dla niej tak ważny, jak on. Osłupiały chłopak potakiwał tylko głową, a pod koniec zdołał wydusić, że musi się zastanowić i wszystko na spokojnie przemyśleć. Nie przypuszczał, że dziewczyna przyjdzie po odpowiedź tak szybko.
Już otwierał usta, by powiedzieć, że żadnej decyzji jeszcze nie podjął, gdy do pomieszczenia wszedł Kai. Rosjanin nawet nie spojrzał na przyjaciela. Podszedł do szafki, z której wyjął szklankę i napełnił ją sokiem. Wypił szybko, jakby próbował ostudzić rozgorączkowane ciało. Przed oczami Reia stanęła scena sprzed kilku minut i chłopiec poczuł, że zaczyna się czerwienić. Kai całkowicie go teraz ignorował, co dodatkowo rozwścieczyło chłopaka. Obserwując uważnie reakcję Hiwatariego odezwał się do stojącej obok dziewczyny.
- Masz rację, Mariah. Myślę, że możemy reaktywować nasz związek.
Kon poczuł wredną satysfakcję, gdy dłoń Rosjanina zadrżała i odrobiona soku wylała się na jego ubranie.
***
Mariah mówiła bez przerwy. Opowiadała o postępach, jakie poczyniła w walkach na dyski, wychwalała przyjęcie urodzinowe, opisywała spotkania z przyjaciółmi. Rei słuchał jej z uwagą, śmiał się w zabawniejszych momentach, a czasem przerywał dziewczynie i sam mówił o wydarzeniach dotyczących jego. Rozmawiało im się przyjemnie i ani przez moment nie zabrakło im tematu do rozmowy, mimo to Kon czuł, że już nie jest tak jak kiedyś. Dawniej nie odrywał wzroku od ślicznej twarzy Mariah, nie mógł wytrzymać chwili bez trzymania jej za rękę. Teraz słuchał z uwagą jej słów, ale rzadko kiedy na nią spoglądał. Jego wzrok błądził po niebie, mijanych ludziach, czy przebiegającym obok psie. Tak samo, Rei nie czuł żadnej potrzeby, by chwycić dziewczynę za rękę. Nie potrzebował żądnego bliższego z nią kontaktu.
Myśląc o tym, przed oczami chłopca ponownie stanął obraz Kaia leżącego na trawie i cicho mruczącego, z przyspieszonych oddechem i rozmarzonym wzrokiem. Rei zastanawiał się, gdzie podziewał się jego zdrowy rozsądek, gdy pochylał się nad Rosjaninem z wyraźnym zamiarem pocałowania go. Jedna, szokująca myśl cały czas napływała do głowy chłopca i przewracała jego uporządkowany świat do góry nogami. On naprawdę chciał pocałować Kaia. Pragnął tego i z całych sił nienawidził Takao, gdy ten swoim krzykiem wdarł się między niego, a Rosjanina przerywając ich nagłe zbliżenie. Poza tym, jeszcze jedna myśl nie dawała chłopcu spokoju. Kai też tego chciał. Jak inaczej wytłumaczyć zachowanie chłopaka, jego ciche pomruki, zaróżowione policzki i całkowitą uległość?
- Rei, od jakiegoś czasu przestałeś mnie słuchać - urażony głos Mariah wyrwał chłopca z zamyślenia. - Nagle stałeś się taki nieobecny� Coś nie tak?
- Nie, skądże - odpowiedział szybko Chińczyk, po czym uśmiechnął się szeroko do przyjaciółki. - Chodźmy na lody.
Pociągnął dziewczynę w kierunku lodziarni w duchu obiecując sobie, że już więcej nie pomyśli o swoim mrukliwym przyjacielu.
Mariah znów chce z nim znowu być, a on przecież o niczym innym nie marzył.
***
Rei parsknął śmiechem, a trzymany w ręku pucharek z lodami przekrzywił się niebezpiecznie. Kawałek czekoladowej polewy spłynął z bitej śmietany i osiadł na białej koszuli chłopca. Widząc to, Chińczyk roześmiał się jeszcze głośniej, a zaraz dołączyła do niego Mariah.
- Rei, ty flejtuchu! - dziewczyna starała formującą się w kąciku oka łzę. - Jeść nie umiesz!
- Nie moja wina, że tak mnie rozśmieszasz - odpowiedział chłopak i posłał przyjaciółce swój najszerszy uśmiech.
Mariah, jak nikt potrafiła rozbawić Reia, którego ciągły śmiech był tego jak najlepszym dowodem. Mimo to, chłopiec nie potrafił odegnać myśli, które uparcie krążyły wokół pewnego zimnego, upartego, zamkniętego w sobie Rosjanina.
" Co się ze mną dzieje?" Kon potrząsnął głową próbując przepędzić obraz zamglonych rubinowych oczu i lekko rozchylonych warg. "Skup się, idioto na Mariah, bo znów cię zostawi".
- Chodźmy stąd - powiedział odsuwając od siebie pusty pucharek. Wstał i chwycił Mariah za rękę ciągnąc ją za sobą. Dziewczyna nie odezwała się, tylko zadowolona wplotła swoje palce między place Reia, czego ten w ogóle nie zauważył. Chłopak zaprowadził ją do parku, gdzie przysiedli na jednej z ławek. Milczeli, a cisza, która ich nagle otoczyła była niezręczna i niewygodna. Gdy Rei milczał z Kaiem nie odczuwał żadnego dyskomfortu. Potrafił godzinę siedzieć bez słowa przy przyjacielu i nie był tym ani skrępowany, ani znudzony. Przy Mariah za to czuł się niezręcznie i rozpaczliwie szukał w głowie jakiegoś tematu do rozmowy. Członkini White Tigers znudzona ciszą wstała tylko po to, by ponownie usiąść. Jednak tym razem nie na ławce lecz kolanach swojego chłopaka. W pierwszym odruchu Rei chciał ją strącić, ale w ostatniej chwili uzmysłowił sobie, że wypadałoby objąć Mariah i przytulić. Zrobił to, choć entuzjazmu było w nim tyle, co u babci, której każe się wejść na nogach na dziesiąte piętro, bo winda się zepsuła. Dziewczyna pogładziła dłonią policzek Reia i pocałowała go. Chłopak odpowiedział odruchowo, ale jeżeli oczekiwał, że jego serce zaraz zacznie szybciej bić to się przeliczył. Pozwolił, by dłoń Mariah zaplątała się w jego włosach, sam jednak nie wykonywał żadnych dodatkowych ruchów. Dopiero, gdy zamknął oczy i w wyobraźni zamiast Chinki ujrzał Kaia poczuł, że dłonie zaczynają mu się pocić, a coś tam w piersi załomotało gwałtownie. Zacisnął mocno palce na talii dziewczyny i pogłębił pocałunek. Zaledwie jednak, jak otworzył oczy uświadomił sobie z kim jest, i że ta osoba w niczym nie jest podobna do tej, z którą chciałby być.
Mariah spojrzała na Kona zdziwiona.
- Coś się stało? Czemu przerwałeś?
Rei nie odpowiedział. Spojrzał ponad ramieniem dziewczyny na niebo, na którym znajdowało się mnóstwo białych obłoków.
- Popatrz� smok - szepnął. Zdezorientowana dziewczyna odwróciła się i zmrużyła oczy.
- O czym ty mówisz, Rei. Dobrze się czujesz? - położyła dłoń na czole chłopca sprawdzając, czy nie ma temperatury.
- Chmury, Mariah - Chińczyk westchnął zniecierpliwiony. - Chmury mają kształt smoka.
Dziewczyna ponownie odwróciła się i skierowała oczy w kierunku nieba. Dostrzegając obiekt zainteresowania Reia prychnęła cicho.
- Nie bądź dzieckiem - powiedziała. - To są zwykłe chmury, nie wiem, czemu się w nie wpatrujesz. Nie ma w nich niczego inte�
Rei nie czekał, aż skończy. Poderwał się gwałtownie i prawie zrzucił z siebie zaskoczoną dziewczynę.
- Co ty wyprawiasz, Rei! - krzyknęła Mariah. Kon rzucił w jej kierunku zniecierpliwione spojrzenie.
- Przykro mi, ale odnowienie naszego związku nie ma sensu. Nie kocham cię.
Nie czekając na odpowiedź, ruszył biegiem w kierunku rzeki.
***
Stał tam. Oparty o barierkę, smutnym wzrokiem wpatrywał się w przepływającą w dole rzekę. Zdawał się nie zauważać mijających go ludzi. Drgnął, gdy poczuł czyjeś ręce oplatające się wokół jego ciała. Ciepły oddech połaskotał go w szyję, na której poczuł po chwili mokry ślad po pocałunku.
- Rei, co tutaj robisz? - spytał zaskoczony, gdy dojrzał w wodzie odbicie przytulającego go kolegi.
- Szukałem cię - odpowiedział chłopiec. - O tej porze, zazwyczaj można cię znaleźć na tym moście wpatrującego się w rzekę lub zachodzące słońce. - Wyjaśnił.
Kai odwrócił się i spojrzał prostu w bursztynowe oczy Reia.
- Ale� Dlaczego nie jesteś z Mariah? - zapytał, a Kon z radością usłyszał w jego głosie źle skrywaną zazdrość.
- Bo Mariah nie dostrzega smoków na niebie - odpowiedział Rei i śmiejąc się radośnie wpadł w ramiona Kaia, których już nigdy nie chciał opuścić.