Sylwia Pasińska
Oligofrenopedagogika rok II
Moja dotychczasowa historia życia w porównaniu do historii (hipotetycznej)życia mojej rówieśniczki (mojego rówieśnika) obarczonej (obarczonego) szczególnymi potrzebami wspomagania (niepełnosprawnościami).
Bardzo trudno jest opowiedzieć o życiu, autentycznym życiu człowieka z niepełnosprawnością, gdy jest się pełnosprawnym. Nie można w pełni wczuć się w drugiego człowieka, poznać prawdziwych jego myśli, czy uczuć. Dlatego też pisząc tą pracę będę starała się odzwierciedlić mój obraz jako w miarę rzeczywisty i będzie to na zasadzie obserwacji oraz własnych wniosków, które wysnuwam. Ponieważ piszę o sobie oraz o człowieku autentycznym i jego historii pragnę wyrazić zwłaszcza psychiczną jej stronę niż odwoływać się do fizycznych właściwości każdego człowieka. Skupię się bardziej na problemach, które spotykały ją. Nie chcę wprost porównywać siebie i jej, a jeśli już to nie chciałabym skupić się tylko na różnicach, ale także na podobieństwach. Przecież osoby niepełnosprawne to tacy sami ludzie jak pozostali. Chciałabym teraz krótko przedstawić Agnieszkę o której będę pisała. Agnieszką opiekuje się babcia, ponieważ matce odebrano prawa rodzicielskie ze względu na upośledzenie umysłowe, które zostało wywołane poprzez picie alkoholu nieznanego pochodzenia. Babcia jest osobą bardzo rygorystyczną, chcącą za wszelką cenę ukryć niepełnosprawność wnuczki i jak najbardziej ją „upełnoprawnić”. Muszę zaznaczyć, że kobieta chce to zrobić za wszelką cenę. Dziewczyna ma młodszego brata, który jest pełnosprawny.
Urodziłam się w niewielkiej miejscowości pewnego słonecznego poranka, był czerwiec. Byłam specyficznym dzieckiem, a w zasadzie niemowlęciem, gdyż usypiałam tylko i wyłącznie huśtana przy bawarskich melodiach. Pamiętam także czas kiedy urodził się mój brat, miałam chyba około półtora roku, myślałam, że to nowa lalka. Miałam tez psa-sznaucera, który miał na imię Karo. Pamiętam taką historię, kiedy to pojechaliśmy z rodzicami i bratem nad jezioro, a wszystkie dzieci bawiły się na nim w piaskownicy. Bardzo kochał maluchy. Pamiętam imprezy rodzinne, moich dziadków, kiedy to kupili mi wymarzone zabawki. Zabawy z babcią w pikniki w środku zimy. A nawet to jak chowałam się pod biurko, czy do szafy. Przyznam się, że nie wiem kiedy zaczęłam chodzić czy mówić, ale nie sądzę, żeby to było jakieś bardzo istotne. Swoją pracę powinnam zacząć raczej od czasów przedszkolnych, kiedy to poznałam Agnieszkę. To dziewczynka o ciemnych długich włosach, ładnej buzi i niebieskich oczach. Psociła się ona wszystkim dzieciom, niszczyła zabawki….Wszyscy już wtedy widzieli, że jest inna od reszty przedszkolaków. Mama mówiła, że ta Aga chyba nie jest zdrowa, ale nikt nie wiedział co jej tak naprawdę dolega.
W sumie z wyglądu nie różniła się niczym szczególnym od pozostałych rówieśników, może tym, że często miała tak dziwnie otwarte usta, a oczy dosyć szeroko rozstawione. Chyba także wolniej mówiła, a jeśli już wypowiadała to przeważnie przeklęstwa… Podobnie jak ja lubiła przedszkole, zabawy czy różne zajęcia, które wymyślały nasze opiekunki. Pamiętam również, że opiekowała się nią babcia, chociaż, że dziewczynka miała mamę. Dziwiło mnie to. Pani przedszkolanka chciała ją zostawić w przedszkolu jeszcze na rok, ale jej babcia nie zgadzała się na to. Pierwszego dnia w nowej szkole byłam bardzo zadowolona, że w końcu jestem tak duża i będę się uczyła wielu ciekawych rzeczy, spotkałam wtedy Agnieszkę, która trafiła do równoległej klasy. Czasami rozmawiałam z nią na przerwach, ale niestety była coraz bardziej dokuczliwa, przez to rówieśnicy nie lubili jej, śmiali się, wyszydzali z niej. Nauczyciele nic nie reagowali, a uczniowie byli coraz bardziej agresywni. Kiedy ja powoli uczyłam się wszystkich literek, cyferek, działań na liczbach, Aga miała już kłopoty z nauką, dekoncentrowała się. Miałam nawet wrażenie, że poprzez niektóre zachowania próbowała ona zwrócić na siebie uwagę otoczenia, szukała aplauzu. Ja byłam raczej spokojną dziewczynką, za to Aga to wulkan energii, jednak wykorzystywała ją w niezbyt dobry sposób, ponieważ na przerwach biła inne dzieci. Nauczyciele nie umieli znaleźć rozwiązania jeśli chodzi o rozładowanie energii przez Agnieszkę, ogólnie mam wrażenie, że mało ich to obchodziło. Rodzice pozostałych uczniów buntowali się, pisali podania o przeniesienie do innej szkoły agresywnej rówieśniczki ich dzieci. Jednak bez skutku.
W drugiej klasie nadszedł czas komunii. Agnieszka, podobnie jak ja jest religijną, wierzącą osobą, co niedziela i święto w kościele. Podczas tego uroczystego dnia siedziała nawet obok mnie w ławce, uśmiechała się. Widać było, że jest szczęśliwa. Razem bardzo przeżywałyśmy ten dzień, ubrane w białe, śliczne sukienki, byłyśmy wręcz dumne. Widać, że Agnieszka kocha Boga, bo tylko w Kościele potrafiła się skupić. Zawsze mówiła, że musi z nim porozmawiać i kiedy idzie nawet na spacer opowiada mu o wszystkim co się dzieje w jej życiu.
W dalszych klasach Agnieszka coraz bardziej odstawała od klasy i pozostałych uczniów. Często z równowagi wyprowadzała samych nauczycieli. Oni byli bezradni. Chociaż podobnie jak mnie bardzo zajmowała ją plastyka i muzyka. Zawsze na przerwach opowiadała co było na zajęciach, wręcz z pewną nutą fascynacji.
Idąc do gimnazjum poznałam ją jeszcze lepiej, gdyż trafiłyśmy do tej samej klasy. Naszą wychowawczynią była nauczycielka od matematyki. Z przykrością muszę stwierdzić, że gimnazjum to szkoła, do której uczęszcza młodzież w najbardziej buntowniczym wieku i to również objawia się postawą innych wobec niepełnosprawnej koleżanki. Sama w gimnazjum przechodziłam okres pewnego buntu. Paliłam papierosy, często kłóciłam się z rodzicami, chciałam błyszczeć w szkole….Agnieszka miała bardzo podobnie…Przeciwstawiała się nauczycielom, często wychodziła w środku zajęć, a potem wszyscy jej szukali. Siedziała zawsze w pierwszej ławce. Nie pisała zwyczajnych klasówek, tylko z użyciem podręcznika. Bardzo boli mnie to, że wiele osób znęcało się nad nią w sposób fizyczny jak i psychiczny. Ale muszę przyznać, że w większości przypadków to sama zaczynała przepychanki słowne czy cielesne, potrafiła uderzyć nawet nauczyciela, czy własną babcię. Aga nie różni się fizycznym wyglądem od pełnosprawnych osób, po prostu była bardzo agresywna i nie umiała się uczyć na pamięć większej ilości ani wydedukować. Czasami miałam takie wrażenie, że ona specjalnie czasem nie uczyła się niczego i wykorzystywała w ten sposób swoja niepełnosprawność. Pamiętam nawet taką sytuację na chemii, kiedy był sprawdzian z symboli pierwiastków, to ona pisała go z użyciem tablicy Mendelejewa. W pozostałych aspektach jej życia nie zauważyłam większej różnicy jeśli chodzi o życie własne. Poczynając od podobnych zainteresowań tamtego okresu aż po wartości, które miała wpajane. Jak wszystkie dziewczyny lubiła się modnie ubrać, często przeglądała kolorowe gazety o modzie, wiedziała co jest na czasie. Słuchała podobnej muzyki, przychodziła do szkoły na dyskoteki…Muszę przyznać, że bardzo interesowali ją chłopcy. Była kochliwa, jednak oni odrzucali je zainteresowanie. W sumie gdyby nie problemy z nauką i panowanie nad swoimi emocjami to żyłaby jak zwyczajna nastolatka.
Mieliśmy jednak nauczycielkę od języka polskiego, która zainteresowała Agnieszkę swoim przedmiotem. Wówczas Aga jakby wyciszała się i pracowała często z tekstami. Nauczycielka często chwaliła powolne postępy Agi, co dawało jej motywację do dalszej nauki. Pani Strzelecka zawsze broniła Agnieszki na radach pedagogicznych kiedy to wszyscy nauczyciele ubolewali nad jej zachowaniem.
Bardzo oburzyło mnie zachowanie katechetki, która uznała, że Aga nie może być w pełni Chrześcijanką, ponieważ nie rozumie pewnych pojęć, a jej niepełnosprawność to pewnego rodzaju kara za grzechy popełnione przez jej rodzinę. Powiedziała, że nie powinna ona chodzić do Kościoła i przyjąć sakramentu bierzmowania. Mimo słów nauczycielki otrzymała ona bierzmowanie, chociaż bardzo przeżywała wcześniejszą rozmowę katechetką. Jest ona bardzo wierzącą osobą, więc bardzo zabolały ją słowa pedagoga. Muszę przyznać, że ja także miałam niezbyt miłe sytuacje z tą panią, ponieważ nazywała mnie i pare innych osób następnym wcieleniem szatana. W sumie nie było żadnego powodu, aby tak zwracać się do uczniów, wszystkich to bardzo bolało i zwróciliśmy się z tym do dyrekcji, który „załatwił” sprawę.
Bardzo dużym oparciem dla wszystkich uczniów w gimnazjum jest pani pedagog. Często chodziłam do niej na różnego rodzaju rozmowy, często zwykłe pogaduchy o życiu. Podobnie Agnieszka często odwiedzała gabinet „pedagożki”. Mam wrażenie, że bała się mówić o swoich problemach, o tym, że jej źle. Nauczyciele lekceważyli jej potrzeby, była ona piąty kołem u wozu. Myślę, że czuła się niezwykle samotnie, dlatego właśnie tak często chodziła do pani Edyty, która wręcz zarażała optymizmem.
Muszę także wspomnieć, że wiek gimnazjalny był wiekiem pierwszych, młodzieńczych miłości, zauroczeń. Bardzo przeżywało się zainteresowanie płci przeciwnej. Agnieszka była bardzo „kochliwą” osobą. Często zmieniała obiekty swych westchnień, próbowała podejmować różne kroki w kierunku bliższego poznania chłopca. Jednak większość odrzucało jej zaloty. Przeżywała to wszystko jak inne dziewczyny w jej wieku. Niestety jej zdenerwowanie często przejawiało się nadmiernie pobudzonym i agresywnym zachowaniem,
Ja nie chcę tu bronić zachowania dziewczyny, które czasami było nadzwyczaj agresywne ( np. rzucała w nauczycielkę ekierką), ale nauczyciele nic nie robili, po pierwsze, by zainteresować przedmiotem, a poza tym sami przyczyniali się do postawy uczniów wobec Agi. Zdarzało się także, że zachowywali się gorzej niż uczniowie. A wychowawczyni, aby mieć „z głowy” dziewczynę na pół lekcji i w spokoju poprowadzić zajęcia, wysyłała ją po kredę bądź z jakąś kartką do pokoju nauczycielskiego. Zachowanie tych pedagogów było według mnie karygodne. Pretensję także mam do opiekunki Agnieszki- jej babci, która widząc co się dzieje nie zareagowała w żaden sposób. U nas w miejscowości jest tzn. szkoła życia do której mogłaby niepełnosprawna spokojnie uczęszczać ucząc się tam rzeczy praktycznych i przydatnych jej w dalszy życiu.
Po ukończeniu szkoły gimnazjalnej poszłam do jednego z liceum w mojej miejscowości, zdecydowałam się na klasę o profilu europejsko- językowym. Szybko oswoiłam się z nowym otoczeniem, zaklimatyzowałam się. Kiedy spotkałam Agnieszkę dowiedziałam się, że jej babcia zdecydowała się, aby skierować jej do szkoły życia u nas w mieście. Dziewczynie podoba się bardzo w nowym środowisku, realizuje swoje zainteresowania. Uczy się także praktycznego podejścia do życia. Będzie umiała iść do sklepu, rozporządzać rozsądnie wydatkami czy chociażby ugotować obiad. Ostatnio nawet gdy ją spotkałam bardzo miło się nam rozmawiało, opowiadała, że poznała interesującego chłopaka, o swoich sukcesach na warsztatach. Agnieszkami więcej zainteresowań, lubi gotować. Stała się bardziej opanowana, mniej agresywna. Myślę, że pobyt w tej szkole dał jej wiele możliwości rozwoju, tylko szkoda, że wcześniej nie mogła ich wykorzystać i w pewien sposób marnowała swoje umiejętności ucząc się rzeczy mało przydatnych w praktycznym życiu.
Agnieszkę wspominam jako wesołą dziewczynę, która z ufnością patrzy na ludzi i otaczający ją świat. Chociaż życie nie szczędzi jej trosk i wielu trudności ze strony społeczeństwa, jak i innych aspektów życia każdego człowieka to zawsze pozostaje z uśmiechem na twarzy. Boli mnie, że inni oceniają ją przez pryzmat jej niepełnosprawności, która sprawia, że jej życie jest w pewien sposób „uprzykszane”. Z wielką trudnością pisałam o osobie, którą znam i z którą tak naprawdę wiele mnie łączy, bo myślę, że powinniśmy przede wszystkim dostrzegać podobieństwa a nie różnice. Najbardziej istotne według mnie jest to, że wszyscy jesteśmy ludźmi, więc czemu tworzyć jakieś spekulacje o większości jednych nad drugimi? Czy takie myślenie ma sens? Może lepiej byłoby zacząć uświadamiać społeczeństwo, że należy zwracać uwagę na te aspekty w których wszyscy, bez względu na niepełnosprawności, jesteśmy do siebie podobni.