W poszukiwaniu czystej polany
(Nr 02/2004)
Osoby: Narrator, sarenka Trusia, zając Kicek, wiewiórka Rudka, jeż Kolczatek, sowa Mądralina, lisek Chytrusek, mama Lisica, leśniczy, drwale, dzieci z pobliskiej szkoły.
Epizody: Dzięcioł Doktorek, zły kłusownik, grzybiarze.
Narrator: Z pięknej ongiś Puszczy Łódzkiej dziś pozostały już niewielkie lasy, które z trudem przypominają dawną świetność. Zniknęły ogromne rozłożyste dęby i buki, stare sosny, pobielone brzozy o liściach jak serduszka. Dzisiejsze lasy wokół Łodzi są w coraz gorszej kondycji. Jednak życie w nich musi toczyć się swoim rytmem. Jak dawniej, żyją tu zwierzęta, choć przetrwać jest im znacznie trudniej. Dziś opowiemy Wam o tym, jak kilkoro przyjaciół - sarenka Trusia, jeż Kolczatek, wiewiórka Rudka i zając Kicek postanowiło wybrać się na wędrówkę w poszukiwaniu leśnej polany.
Akt I
Narrator: Pod drzewem jałowca drzemał sobie zając Kicek, gdy odwiedzili go Trusia z Rudką i Kolczatkiem. Wszyscy byli bardzo zaaferowani nowym pomysłem, którym teraz postanowili podzielić się ze swym przyjacielem.
- Kicku, nie śpij w taki piękny letni dzień - powiedziała Rudka, sadowiąc się na leżącym obok pniu. - Chcemy, żebyś wyruszył z nami na wędrówkę po lesie. Wszyscy mamy już dość tych porozrzucanych wokół butelek, puszek, papierów po kanapkach i innych śmieci i bardzo jesteśmy ciekawi, czy gdzieś w okolicy jest choć jedna czysta polanka, na której moglibyśmy się bawić.
- Tak, tak - zawtórował jej zasapany Kolczatek.
- No właśnie - cichutko dodała sarenka Trusia. - Czy wiesz - ciągnęła sarenka - że dziś znów przyjechali do lasu grzybiarze? Okropnie hałasują, ciągle się nawołują, a jeden z nich krzyknął tuż koło mnie. Jeszcze teraz drżą pode mną nóżki ze strachu.
- To prawda - sapnął Kolczatek. - Wszystkie ptaki z okolicy uciekły na drugą stronę szosy, by nie słuchać tego wrzasku. W dodatku jeden z grzybiarzy ma takie pudełko na pasku, które cały czas wydaje z siebie jakieś okropne dźwięki.
- Dobra - przerwał jeżowi Kicek. - Sam jestem ciekaw, czy jest jeszcze w naszym lesie jakieś spokojne, niezaśmiecone miejsce. Chętnie sprawdzę to razem z wami, ale może zamiast wędrować, zapytamy kogoś starszego i mądrego?
- A kogo masz na myśli? - zapytała Rudka.
- No jak to, oczywiście sowę Mądralinę. Przecież ona wie wszystko, doradza nawet naszym rodzicom. Na pewno będzie wiedziała o takim miejscu.
- Masz rację, Kicusiu - przyznała Rudka. - Mojej mamie poradziła niedawno, jak dbać o przednie zęby, które rozbolały ją od chrupania orzechów.
- Chodźmy więc najpierw do sowy - zgodziła się Trusia.
Akt II
Narrator: Sowa mieszkała opodal, na wysokiej sośnie, w której miała dziuplę wyposażoną w wiele bardzo potrzebnych rzeczy. Na półkach stały buteleczki z lekarstwami na różne choroby, na ścianach wisiały pachnące zioła, a na regale, który zajmował połowę dziupli, stało wiele mądrych ksiąg. Sama sowa wypoczywała teraz na gałęzi przed dziuplą, rozkoszując się ciepłem promieni słonecznych i lekkim powiewem południowego wietrzyku. Gdy czwórka przyjaciół stanęła pod sosną, Mądralina zaciekawiona otworzyła jedno oko i zapytała:
- Moi kochani, co was do mnie sprowadza w ten leniwy dzień?
- Droga Mądralino - odezwał się zajączek - przyszliśmy do Ciebie, by zapytać, czy wiesz, gdzie w naszym lesie można znaleźć do zabawy polankę, na której nie leżałyby papiery, potłuczone butelki i inne śmieci? Sama wiesz, że tutaj nie można się bawić. Rodzice nam na to nie pozwalają, bo boją się, że skaleczymy sobie łapki. Czy myślisz, że gdzieś w pobliżu jest bezpieczne dla nas miejsce?
- Muszę was zmartwić, maluchy - odrzekła sowa - mimo że czasem latam po okolicy, to nigdzie nie widziałam bezpiecznej do zabawy i czystej polanki. Jestem jednak już stara i nie odlatuję zbyt daleko od mojej sosny. Zapytajcie o to dzięcioła, on jest młodszy, ma lepszy wzrok i wiem, że często wybiera się na wędrówki po lesie w poszukiwaniu chorych drzew. O, właśnie, słyszę jego stukanie, pewnie znowu leczy jakieś drzewo. Idźcie do niego, on z pewnością wam pomoże.
- Dziękujemy ci, Mądralino, już biegniemy. Do zobaczenia!
Narrator: Kierując się w stronę odgłosów pracy dzięcioła Doktorka, przyjaciele pobiegli żwawo, by jak najprędzej dowiedzieć się, czy w ich lesie jest wymarzona do zabawy polanka. Nagle dostrzegli zastawiającego sidła kłusownika. Przycupnęli cichutko pod krzakiem leszczyny i bacznie obserwowali, co robi ten zły człowiek. On zaś sprawdził efekt swej pracy, z zadowoleniem pokiwał głową i gwiżdżąc oddalił się w stronę wsi.
Przerażeni przyjaciele, drżąc jak listki na wietrze, nie mogli się ruszyć z miejsca, gdy zobaczyli tuż przed sobą rudego koleżkę. Był to lisek Chytrusek, który właśnie wyszedł z norki, by odwiedzić swych przyjaciół.
- Cześć, kochani, właśnie was szukałem, co tu robicie? - wykrzyknął lisek.
- Cicho, czego tak krzyczysz - odparła Rudka.
- No jak to? Cieszę się, że was widzę! - powiedział Chytrusek.
- A nie mógłbyś cieszyć się nieco ciszej? - zapytał Kicek.
- Nie gniewaj się na nas, ale jeszcze cała się trzęsę ze strachu - rzekła drżąc Trusia. -Widzisz, przed chwilą był tu kłusownik i zastawił sidła. Spójrz tam! - wskazała miejsce pod dębem.
- Ojej, a ja tamtędy właśnie przechodziłem, to cud, że w to nie wpadłem.
- Właśnie, ale inni mogą już nie mieć tyle szczęścia, co ty - powiedział Kicek. Musimy coś z tym zrobić - dodał.
- Tak, ale co my możemy na to poradzić? - zapytała Rudka.
- Jeszcze nie wiem, ale zapytamy Doktorka. Chodźmy już wreszcie do niego.
- A po co idziecie do dzięcioła i czy ja też mogę iść z wami? - zapytał lisek.
- Jasne, że idziesz z nami! Chcemy go zapytać o czystą polankę do zabawy, to przy okazji powiemy mu o tych sidłach - odpowiedział, jak zwykle sapiąc, jeżyk.
- Wiecie co, najpierw muszę powiedzieć mamie, że idę z wami na spacer, żeby się nie martwiła. Może skoczymy razem do mojej norki.
- No pewnie, że pójdziemy z tobą, przy okazji zapytamy twoją mamę, czy nie zna jakiegoś fajnego miejsca do zabawy - stwierdził zajączek.
Narrator: Teraz już piątka przyjaciół wspólnie pobiegła do mamy liska.
- Mamusiu! - już od progu zawołał Chytrusek - nie wiesz, czy w naszym lesie jest jakaś czysta polanka do zabawy? Bo chcemy z kolegami mieć takie bezpieczne miejsce do gry w piłkę albo w chowanego, albo w ganianego, albo...
- Ależ lisku, nie gorączkuj się tak, tyle razy cię prosiłam, żebyś mówił powoli.
- Tak, tak, wiem mamusiu, ale to dla nas ważne.
- Kochanie, gdybym znała takie miejsce w pobliżu, to przecież już dawno bym ci o tym powiedziała. Ja także chciałabym, żebyście mogli bawić się bezpiecznie, jednak w okolicy to nie jest możliwe.
- No właśnie, a wiesz mamusiu, że widzieliśmy, jak kłusownik zastawiał sidła pod starym dębem?
- Dzieci, czy aby was nie widział, czy nie pokazałyście mu drogi do naszej norki?
- Na pewno nie, proszę pani - odezwał się zajączek.- Widzieliśmy, jak odchodził w stronę wsi. Ale teraz martwimy się, że ktoś może wpaść w to okropieństwo i nie wiemy, co zrobić.
- Sami widzicie, jak niebezpieczny jest nasz las. Nie dziwcie się więc, że ja i inni rodzice bardzo martwimy się o was, gdy oddalacie się od domu.
- Tak, rozumiemy to - sapnął jeżyk.
- No dobrze. Nie odchodźcie teraz nigdzie, a ja pójdę zobaczyć, czy nikt się nie złapał w te sidła. Po drodze pomyślę, jak ostrzec zwierzęta.
Akt III
Narrator: Gdy dzieci bawiły się przed norką liska, mama lisica skradała się do starego dębu. Wtem usłyszała odgłos zbliżających się ludzkich kroków. Schowała się w gęsto rosnących tu krzewach leszczyny i obserwowała. W stronę dębu szli leśniczy i dwóch drwali.
- No, panowie - mówił leśniczy - musicie wyciąć stare gałęzie drzew, żeby trochę prześwietlić las. W niektórych miejscach nie widać słońca cały dzień. Jest tu ponuro, a młode drzewka i krzewy potrzebują do wzrostu światła. Zacznijcie od tego dębu. O! A co to? - leśniczy spojrzawszy w dół, dostrzegł zastawione przez kłusownika sidła. Schylił się i zaczął demontować pułapkę.
- Popatrzcie, to znów robota tego kłusownika. Koniecznie musimy zająć się tym, bo gotów wytrzebić nam zwierzynę.
- To prawda, szefie - odrzekł drwal - to już trzecia pułapka w tym tygodniu.
- Na szczęście żadne zwierzę się nie złapało - dodał drugi drwal.
- Dziś w nocy przypilnujemy drania - powiedział leśniczy. -Zaczaimy się na niego przy drodze do wsi. Tym razem to on wpadnie w nasze ręce.
- Pewnie, szefie - odparli drwale.
- Teraz wy zabierajcie się do pracy, panowie, a ja wracam do leśniczówki, bo przyjdą do nas dzieci ze szkoły, które postanowiły pomóc nam uporządkować las i oczyścić go ze śmieci i dzikich wysypisk. Już od dziś zaczynamy naszą akcję sprzątania.
Narrator: Drwale zabrali się do swej pracy, leśniczy poszedł przywitać małych pomocników, a szczęśliwa lisica czym prędzej pobiegła z radosną wiadomością do domu.
- Dzieciaki - wołała uradowana - czy wiecie, czego się dowiedziałam?
- No, czego? Mów mamusiu - prosił lisek.
- Po pierwsze widziałam, jak leśniczy zdemontował i zabrał z lasu sidła, więc nikomu już się nic nie stanie. Po drugie słyszałam, jak razem z drwalami umówił się, że w nocy zasadzą się na tego kłusownika i wreszcie go złapią, a po trzecie leśniczy powiedział, że od dziś on i dzieci ze szkoły we wsi będą sprzątać las i wkrótce oczyszczą go ze śmieci. Będziecie więc miały miejsce do zabawy. Wtedy nasza polanka niedaleko norki Kicusia świetnie będzie się nadawała do waszych zabaw.
Akt IV
Narrator: Leśniczy, gdy dochodził do leśniczówki, spotkał dzieciaki z workami, kijkami zakończonymi szpikulcem, rękawicami do zbierania śmieci.
- Dzień dobry - powiedziały dzieci.
- Dzień dobry, kochane dzieciaki - odparł leśniczy. - Widzę, że się nie rozmyśliłyście i nadal chcecie pomóc mi w sprzątaniu lasu.
- No jasne, przecież i my chętnie tu przebywamy, przychodzimy na jagody, grzyby i na spacery i już dość mamy widoku porozrzucanych wszędzie butelek, puszek, papierów po kanapkach i innych śmieci. Chcemy żyć w czystym środowisku.
- To wspaniale, że tak uważacie. Widzę, że czujecie się odpowiedzialni za przyrodę. W takim razie chodźmy do pracy.
Narrator: Leśniczy i dzieci ruszyli oczyszczać las, a piątka przyjaciół - lisek, jeżyk, sarenka, zając i wiewiórka - obserwowała ich pracę.
- Wiecie co - powiedział zając - myślę, że i my moglibyśmy pomóc dzieciom w tej pracy.
- Tak, ale zupełnie nie wiem, w jaki sposób - odparła sarenka Trusia.
- No jak to, przecież i my możemy zbierać papiery i odnosić je w jedno miejsce. Wtedy dzieciom będzie łatwiej je znaleźć i wrzucić do worka - powiedziała Rudka.
- To świetny pomysł - orzekł jeż.
Narrator: Zwierzątka rozbiegły się po lesie i zaczęły znosić śmieci w jedno miejsce. Wkrótce wyrosła spora górka papierów, pudełek, butelek i puszek. Wtedy dotarły do tego miejsca dzieci. Zwierzątka szybko pobiegły w stronę domu, by nikt ich nie zauważył, a dzieci dokończyły pracę, wrzucając odpadki do worków.
- To dziwne - powiedziała jedna z dziewczynek, ale to wygląda tak, jakby ktoś nam pomagał, znosząc śmieci w jedno miejsce.
- Masz rację - przyznała druga. - Ciekawe, kim są pomocnicy?
- Tego się chyba nie dowiemy - dodała trzecia - ale i tak jestem wdzięczna, bo jest nam łatwiej uprzątnąć ten bałagan.
Epilog
Narrator: Pod koniec wakacji las wyglądał przepięknie. Był czysty, prześwietlony, a przy wejściach do niego widniały tabliczki z napisem "Tu jest bardzo czysto i pięknie, zachowaj to miejsce w takim stanie. Proszą o to drzewa, zwierzęta i dzieci, które sprzątnęły dla WAS ten kawałek ŚWIATA".
Muszę Wam też powiedzieć, że piątka przyjaciół nie musiała już szukać polany do zabawy, bo wszędzie mogli biegać bez obaw. Tym bardziej, że i kłusownik wpadł w ręce leśniczego, który odstawił go na policję, a tam wymierzono mu zasłużoną karę.
Lidia Ulatowska