JESTEŚMY POWOŁANI DO WIECZNOŚCI
KAZANIE POGRZEBOWE
„W krainie życia będę widział Boga”. Są to słowa psalmu, który współtworzy ceremonię katolickiego pogrzebu. Kraina życia. Co kryje się za owym pięknym, literackim obrazem?
Kraina życia to wieczność. Inaczej mówiąc, kraina życia to niebo. A skoro niebo, to stan wiecznego zjednoczenia z Bogiem. Jeszcze inaczej rzecz ujmując: kraina życia to wieczne życie z Bogiem, pełnia szczęścia, którą człowiekowi może dać tylko jego Stwórca. Kraina życia, życie wieczne to zaspokojenie najgłębszych pragnień człowieka zapisanych przez Boga w ludzkiej naturze i co więcej, obdarowanie go przez Boga tym, czego człowiek nie mógłby nigdy, na żadnej podstawie, dla siebie żądać.
Tu i teraz nie jesteśmy w pełni szczęśliwi. Nie są szczęśliwi ci, którzy utożsamiają szczęście z tym, co go dać nie może. Nie będą naprawdę szczęśliwi ci, którzy szczęście sprowadzają do zdobycia władzy pozwalającej nie liczyć się z ludźmi. Także i ci, dla których szczęście to zamożność umożliwiająca spełnienie każdego kaprysu. Błąd popełniają ci, którzy przez szczęście rozumieją jedynie uznanie opinii publicznej, eksponowany urząd, zdobyty i sprawowany nieuczciwie, czy też wyrównanie porachunków, prawdziwych lub też fikcyjnych krzywd.
Nie są w pełni szczęśliwi również porządni, solidni, uczciwi ludzie. Nawet najdoskonalsi, święci, całkowicie oddani Bogu nie są do końca szczęśliwi. Zdają sobie sprawę, że to jeszcze nie to, że są zaledwie u początku drogi do krainy życia. Wiedzą jednak, iż ona jest w ich zasięgu, że już uchylili wrót, że za granicą śmierci, w niebie, czeka ich więcej, bo pełnia szczęścia. Pragną jej, tęsknią, dlatego nie mogą być w pełni szczęśliwi. Tam będą.
Tam, w krainie życia, będą widzieć Boga, czyli osiągną pełnię szczęścia. To tak proste, tak oczywiste. Wystarczy wziąć na serio Boże zaproszenie, przyjęte w sakramencie chrztu świętego, i zaangażować całego siebie w wiarę. Wystarczy rozwijać według osobistych możliwości umysł, uczucia, wolną wolę, pracować nad charakterem, „wzrastać w łasce u Boga i u ludzi”. Wystarczy przyjąć i mocno uchwycić rękę Boga, którą On wciąż nam podaje w Kościele, poprzez słowo, sakramenty, nabożeństwa i ludzi, pomagających odkryć Jego miłość.
Wystarczy, a przecież nie jeden spośród ochrzczonych niemal do ostatnich chwil pozostaje z dala od Boga, z dala od ideału człowieka nakreślonego przez Chrystusa. Dlaczego?
Są niestety ludzie, dla których wiara to oderwana od ziemi bajka. Są ludzie, którzy wzgardzili myśleniem, dla których liczy się jedynie to, co widzą, i wezmą w rękę lub włożą do portfela. Słysząc to, co powiedzieliśmy o krainie życia, o powołaniu człowieka do wiecznego szczęścia, wzruszą co najwyżej ramionami. Czy szczęście ma polegać na tym, że teraz wierzy się w Boga, by kiedyś widzieć Go twarzą w twarz? I tylko po to ma się tak męczyć, tzn. chodzić do kościoła, do spowiedzi, do Komunii św., nie pić alkoholu i w ogóle przestrzegać przykazań? I za taki wysiłek, za odmawianie sobie kieliszka, zdrad, kradzieży, kłamstwa i innych przyjemności, ma tylko oglądać Boga? Wielu śmieje się w duchu z naszej postawy i postanawia sobie, że nie nabierze się na taką marną transakcję. Dopiero gdy już braknie sił na cieszenie się po swojemu życiem, czyli grzeszenie, wówczas przyjdzie czas na wezwanie księdza, a może i odmówienie różańca.
Porównanie i zestawienie tych dwóch, krańcowo odmiennych postaw, dostarcza bardzo jasnego kryterium naszego chrześcijaństwa, autentycznej wiary i prawdziwego człowieczeństwa. Tu przebiega linia podziału pomiędzy człowiekiem prawdziwie wierzącym i „wierzącym w to, że jest wierzącym”. Człowiek naprawdę wierzący w Boga, i ceniący swoją ludzką godność, angażuje się w wiarę na tyle, ze bliski kontakt z Bogiem i wynikający zeń styl życia dają mu poczucie szczęścia. Wie, iż czyni tak, jak człowiekowi ochrzczonemu przystało. Wie, iż sposób ten zaprowadzi go do krainy wiecznego szczęścia. Wie, iż postępując w zgodzie z przykazaniami, naśladuje Chrystusa. Jest więc szczęśliwy, nawet gdy cierpi.
Tymczasem człowiek „wierzący w to, że jest wierzącym” czuje się szczęśliwy wtedy, gdy ma przekonanie, że wiara mu coś dała, okazał się sprytniejszy, bo wyprosił u Boga to lub owo, czyli, że się opłacało. Taki człowiek mierzy szczęście nie stanem sumienia, ale stanem kieszeni, przekonaniem, że w swym mniemaniu jest górą, wyszedł na swoje, wyciągnął z wiary maksymalne, namacalne korzyści.
Kraina życia jest dostępna i otwarta dla każdego człowieka. Każdy z nas może się do niej dostać. Jedyny warunek, to chcieć. Chcieć i podjąć wysiłek poznania nauki Chrystusa, zaangażowania się w przeżywanie wiary i układanie swego życia według jej zasad. Trzeba odrzucić złudzenie, że to brak czasu, bieda w kraju, zapracowanie, wady innych nie pozwalają być solidnymi katolikami i solidnymi ludźmi.
W poczuciu Bożej miłości i pragnieniu zdobycia krainy szczęścia przeszkadza tylko jedno: sam człowiek, który w dorosłym życiu nie zdołał zapełnić luk w wychowaniu, nie czuje potrzeby, nie rozumie konieczności doskonalenia siebie samego, lęka się trudu walki z wadami i pokusami. Nie widzi pasjonującej przygody w byciu podobnym do Chrystusa.
Ktoś spośród uczestników pogrzebowej ceremonii może postawić pytanie o sens takich rozważań w momencie, w którym wielu pogrążonych jest w żalu, pozostaje pod wpływem smutnych myśli. To jest właśnie odpowiednia gleba dla poważnych przemyśleń, a czasami dramatycznego rachunku sumienia. Prawdy na co dzień odsuwane i spychane na boczne tory otrzymują szansę dotarcia i zadomowienia się w naszym sumieniu. Mamy jeszcze czas, by poznać, zrozumieć i przejąć się naszym powołaniem do szczęścia w krainie życia.
Mamy czas, by naprawiać, budować, doskonalić nasze relacje z ludźmi. Mamy czas, by naprawić błędy i grzeszne czyny: niektórzy z nas - być może niewielkie i rzadko popełniane, inni - bardzo poważne. Mamy czas, by wynagradzać Bogu i naprawiać szkody wyrządzone ludziom, często bliskim, poprzez zaniedbanie pobożności, należytego wychowania, brak osobistej kultury, wymaganej wiedzy, fachowości, kradzież, kłamstwo, skłonność do alkoholu, czy wręcz pijaństwo. Mamy czas, by właściwą postawą wobec Boga i ludzi zapracować sobie na krainę życia.
Zechciejmy też pamiętać o tych, którzy nie mają już możliwości, by pokutować i pomnażać dobro. O tych, którzy poświęcili nam wiele lat ze swego życia. O tych także, którym my, być może nie z naszej winy, nie umieliśmy bądź nie mogliśmy wypłacić tym samym. Dzięki miłosierdziu Bożemu - do którego adresujemy swoje modlitwy - ich czas oczekiwania na opuszczenie czyśćca i przestąpienie bramy wiodącej do krainy życia, może ulec skróceniu. Będzie to również dla nas kolejnym krokiem w kierunku krainy niekończącego się szczęścia.
1