Opieszałych polityków wyręczają sądy
Danuta Frey, Tomasz Pietryga 11-01-2008, ostatnia aktualizacja 11-01-2008 09:56
Coraz więcej poszkodowanych wygrywa sprawy o zwrot zawłaszczonych przez państwo nieruchomości, narażając budżet na coraz większe wydatki. Jasnej koncepcji, jak rozwiązać kwestię reprywatyzacji, ciągle nie ma
Rozwikłanie węzła powstałego wokół reprywatyzacji staje się coraz bardziej naglące. I to nie tylko dlatego, że od 1989 r. żadnemu polskiemu rządowi nie udało się uporać z zaszłościami, jak w większości krajów byłego bloku wschodniego. Względy finansowe oraz znaczny stopień skomplikowania tych spraw i ich społeczna drażliwość powodują, że sprawa reprywatyzacji nie ruszyła z miejsca.
Typowy wąż morski
- Mamy w tym wypadku do czynienia z typowym przypadkiem prawniczego węża morskiego: wszyscy wiedzą, że taki stwór istnieje, niektórzy go nawet podobno widzieli, ale spotkania z nim wszyscy woleliby raczej uniknąć i czynią wszystko w tym kierunku. Kolejne deklaracje i zacne programy wyborcze tego nie zmienią. Weryfikacja szczytnych intencji może być tylko jedna: uchwalenie i doprowadzenie do wejścia w życie ustawy reprywatyzacyjnej, jakkolwiek byłaby ona nazwana - mówi Krzysztof Góralczyk, partner w kancelarii Góralczyk Rychlicki Boroń. Jego zdaniem mogłaby ona przewidywać zwrot majątku w naturze w tych sytuacjach, w których nie nastąpiły nieodwracalne skutki prawne (z zachowaniem zasady rozliczenia nakładów), a także procentowo ustaloną rekompensatę finansową dla byłych właścicieli.
Koszty coraz większe
Zdaniem ekspertów przeprowadzenie reprywatyzacji jest coraz pilniejsze, gdyż dalsza zwłoka naraża budżet na dodatkowe koszty.
- Jest pewne, że osoby, którym odebrano majątki z rażącym naruszeniem prawa, będą wygrywały sprawy przed sądami, co w coraz większym stopniu będzie obciążało Skarb Państwa. Trzeba również pamiętać, że zasadą jest, iż jeśli do jakiegokolwiek majątku zostaje zgłoszone roszczenie reprywatyzacyjne, jest on „zablokowany”, co utrudnia np. inwestycje - mówi adwokat Roman Nowosielski. Nieuregulowanie spraw własnościowych zniechęca potencjalnych inwestorów i - jak wskazuje głośnia sprawa warszawskich Złotych Tarasów (gdzie rozpoczęto inwestycje mimo roszczeń) - może rodzić dotkliwe konsekwencje.
Coraz bardziej realna staje się też perspektywa przegrania przez Polskę spraw w Trybunale Strasburskim o roszczenia reprywatyzacyjne. Trybunał już przyznał właścicielom kamienic prawo do zwrotu utraconych korzyści. Coraz aktywniej upominają się o zwrot mienia, także na forum międzynarodowym, środowiska żydowskie i osoby, które wyemigrowały do Niemiec. Także polskie organy administracji i sądy coraz częściej orzekają o oddaniu zagrabionych nieruchomości byłym właścicielom bądź ich spadkobiercom.
W Polsce działa obecnie kilkanaście organizacji byłych właścicieli nieruchomości, którzy utracili majątki po II wojnie światowej. Najaktywniejszą z tych grup są zabużanie, których liczbę szacuje się na 80 tys. Wygrywali już sprawy przed Trybunałem w Strasburgu, zmuszając w ten sposób parlament do uchwalenia ustawy, która gwarantowała wypłaty 20 proc. straconego majątku. Nie wszystkich jednak taka rekompensata zadowoliła.
W Warszawie bez zmian
Inną aktywną grupą są posiadacze nieruchomości warszawskich, którzy utracili swoje majątki na mocy dekretów Bieruta.
W stolicy oddano dotychczas około 1,7 tys. zabranych nieruchomości, w tym m.in. Hotel Europejski, i wypłacono kilkaset milionów złotych tytułem odszkodowań. Na rozpatrzenie czeka jeszcze ok. 15 tys. wniosków, a do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie wpływają wciąż nowe. Wysoki, szacowany na 20 mld zł, koszt reprywatyzacji nieruchomości warszawskich, powoduje, że coraz częściej mówi się o potrzebie wyłączenia tych spraw z ustawy reprywatyzacyjnej i stworzenia dla nich odrębnej regulacji.
Ziemianie i przemysłowcy
Z roszczeniami występują też poszkodowani, którzy niesłusznie utracili majątki na mocy dekretu PKWN o reformie rolnej z 1944 r. Liczne orzeczenia sądowe otwarły drogę do odzyskiwania zabranych na tej podstawie pałaców, dworków czy mienia ruchomego, w tym dzieł sztuki.
Naczelny Sąd Administracyjny orzekł, że o zwrocie ziemiańskich siedzib mają decydować wojewodowie, minister rolnictwa i sąd administracyjny. O restytucji dzieł sztuki rozstrzygają sądy powszechne. Na mocy ich wyroków wróciły już m.in. do Branickich, Lubomirskich czy Tarnowskich dzieła sztuki zabrane z ich siedzib podczas reformy rolnej. W toku są dalsze procesy, a w 50 muzeach znajduje się aż 85 tys. takich obiektów.
Marcin Dziurda, prezes Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa
Im dłużej zwlekamy z reprywatyzacją, tym trudniej będzie ją później przeprowadzić. Gdyby zdecydowano się na nią na początku lat 90., możliwy byłby zwrot w naturze większości przejętych przez państwo nieruchomości. Obecnie zwrot jest możliwy w stosunkowo nielicznych przypadkach, ponieważ duża część znacjonalizowanych nieruchomości była przedmiotem obrotu, co prowadzi do tzw. nieodwracalnych skutków prawnych. Z drugiej strony trudno sobie wyobrazić zwrot byłym właścicielom pełnej równowartości przejętego przez państwo mienia, ponieważ przekracza to nasze możliwości ekonomiczne. Trzeba szukać rozwiązań, które pozwolą pogodzić oczekiwania byłych właścicieli z interesem państwa.
masz pytanie, wyślij e-mail do autora: t.pietryga@rp.pl
Źródło : Rzeczpospolita