Boecjusz - „O pocieszeniu, jakie daje filozofia”
Według wstępu Jana Legowicza, Boecjusz działał pod wpływem neoplatonika Proklosa. Proklos żył w V wieku naszej ery, kierował Akademią i był ostatnim wielkim systematykiem w antycznej filozofii greckiej. Jego neoplatonizm zespalał całokształt poglądów filozoficznych starożytności z helleńskimi i orientalnymi wierzeniami religijnymi, stał się nie tyle filozofią, co teistyczną postawą ideologiczną. Proklos wskazywał na istnienie prajedni bytu - praprzyczyny wszechrzeczy i ich docelowego, absolutnego pradobra. Z tej jedni wyłania się określona ilość henad - bóstw rozumowa rządzących światem jako Opatrzność. Celem człowieka ma być ekstatyczne zatopienie się w prabycie za pośrednictwem miłości, kontemplacji, prawdy i wiary.
Boecjusz pod wpływem Proklosa pozostawał przynajmniej ideowo, a zwłaszcza co do koncepcji Opatrzności, która pozwalała mu zachować wiarę w ostateczne dobro i ład. Boecjusz był filozofem i mężem stanu, Kasjodor pisał o nim, że „twierdzenia Greków czynił nauką rzymską”. Zgadzałoby się to z hasłem powrotu do humanistycznych wartości minionego świata helleńskiego - tymi wartościami chciał Boecjusz oświecić moralnie i intelektualnie dwór Ostrogota Teodoryka. W konsekwencji swoich działań, Boecjusz został skazany na śmierć - formalnie za uprawianie magii, faktycznie: za zdradę stanu. „O pocieszeniu” spisał w więzieniu w Ticinum, gdy szukał w filozofii ochrony przed zwątpieniem w wartość życia.
„O pocieszeniu” jest próbą ideowego rozrachunku ze sobą i z filozofią, która w czasach Boecjusza stała się teozoficzną umiejętnością rozprawiania o rzeczach boskich i ludzkich. Filozof pojmował ją inaczej: jako umiłowanie mądrości, zgodnie z tradycją szkoły ateńskiej.
Legowicz zwraca uwagę na brak odwołań do osoby Chrystusa. Widzi w Boecjuszu stoicko usposobionego neoplatonika, którego koncepcji Boga nie można nazwać chrześcijańską, gdyż nie zakłada ona Boga transcendentnego. Innego zdania jest Etienne Gilson: mimo, że wszystkie poglądy teologiczne zostały w „O pocieszeniu” wyłożone bez powoływania się na Pismo Święte, nie powinno to dziwić, skoro wypowiada je Filozofia. Należy zaś zwrócić uwagę na odosobniony przypadek, gdzie Boecjusz, mówiąc o Najwyższym Dobru, pisze, że „sięga potężnie od krańca do krańca i włada wszystkim z dobrocią”. Jest to cytat z Księgo Mądrości (8,1), na który wielokrotnie powoływał się Augustyn. We wstępie do „O Trójcy Świętej”, Boecjusz otwarcie powoływał się na Augustyna, jako na autorytet, a zatem można przyjąć, że zgodność pomiędzy doktryną wyłożoną w „O pocieszeniu” a doktryną Augustyna nie jest przypadkowa. „Nawet wtedy, gdy Boecjusz przemawia wyłącznie jak filozof, myśli jak chrześcijanin”.
Głównym pytaniem, którego różne wątki pojawiają się w pięciu księgach traktatu, jest pytanie o to, jak pogodzić istnienie człowieka i kosmosu. Jak należy interpretować bezład, zmienność i przypadkowość ludzkiego losu w obliczu ładu i porządku panujących we wszechświecie? Jaka jest w tym rola Boga - Rządcy?
księga I
Księga I stanowi wprowadzenie do całej rozprawy. Rozpoczyna się skargami uwięzionego Boecjusza, do którego przychodzi tajemnicza postać (uwięziony nie od razu rozpoznaje w niej Filozofię; istotną rolę pełni jej opis - litery alfa i theta na szacie symbolizują teorię i praktykę, sama theta - sztukę umierania, przygotowania się do prawdziwego życia). Wyrzuca ona z celi „Muzy poetów” i woła na ich miejsce swoje Muzy (zgodność z myślą Platona, wyrażoną w „Państwie” - wrogość wobec konwencjonalnej poezji).
Boecjusz zwierza się Filozofii, jak to został skazany na śmierć i trafił do więzienia, pomimo (a nawet: z powodu) swojej prawości, pragnienia wspólnego dobra i nieugiętości wobec presji nikczemnych ludzi. Filozofia wysłuchuje skarg i zapowiada rychłe wyleczenie „chorego”. Na początku decyduje się zadać mu kilka pytań, aby odnaleźć źródło „choroby”:
Na pytanie, czy wierzy w Boga, Boecjusz odpowiada, że wierzy w Niego i wierzy, że czuwa on nad swoim stworzeniem.
Boecjusz „nie pamięta”, natomiast, jak Bóg rządzi światem.
Filozof wie, że początek wszechrzeczy leży w Bogu, ale nie zna końca wszystkiego.
Uważa się za człowieka, którego definiuje jako stworzenie rozumne i śmiertelne.
Po tych pytaniach Filozofia wie już, skąd choroba Boecjusza - nie wie on, czym jest. Z zapomnienia siebie wzięły się jego boleści nad doczesnymi stratami. Z zapomnienia kresu - zazdrość wobec nikczemnych i potężnych ludzi. Z zapomnienia praw rządzących światem - poczucie niesprawiedliwości. Na szczęście wiara w Boga - Opiekuna wydaje się być iskrą, od której powróci „ciepło życia”.
księga II
W księdze II rozważa się pojęcie losu i eliminuje fałszywe tropy na drodze do szczęścia. Filozofia dostrzega, że Boecjusz zadręcza się tęsknotą do utraconego trybu życia i widzi w tej stracie wielką niesprawiedliwość. Wygłasza więc kilka uwag na temat Fortuny:
„Nikt nie zgadza się łatwo z rzeczywistością własnego losu”, ale wszelka zmienność leży w naturze losu (los jest stały w zmienności). Szczęście, które stałoby się trwałe, nie byłoby dłużej szczęściem.
To, co człowiek traci w wyniku „okrucieństwa” losu, nie było nigdy jego własnością, ale należało do Fortuny. Nie jest to jeszcze lek dla filozofa, ale próba złagodzenia jego cierpień.
Ludzie szukają szczęścia poza sobą, nie zauważając, że noszą je w sobie. Szczęście jest największym dobrem natury rozumnej, a największe dobro nie może zostać jej odebrane. To, co może zostać jej odebrane, nie jest zatem największym dobrem.
Następuje rozliczenie z różnymi mylnymi sposobami pojmowania szczęścia. Dobra materialne nie mogą zmieniać właściciela bez „pokrzywdzenia” kogoś. A więc osiągnąwszy szczęśliwość rzeczy ziemskich, człowiek przestaje być bezpieczny. Podobnie rzecz ma się z wszelkimi zaszczytami: ludzie cenią godności i władzę, nie znając prawdziwych godności i władzy. Człowiek, wyrządzając krzywdę drugiemu, nie może zapobiec, by ktoś inny takiej samej krzywdy mu nie wyrządził. Wreszcie: nie ma nic wspaniałego w sławie i chwale wobec ogromu wszechświata i wszechczasów. Szczęście nie ma nic wspólnego z powyższymi „dobrami”.
księga III
Na wstępie Filozofia zapowiada doprowadzenie Boecjusza do prawdziwego szczęścia. Definiuje szczęście jako cel wszystkich śmiertelnych, dobro, w którym mieszczą się wszystkie inne dobra. Ludzie często mylnie pojmują szczęście i wokół wyimaginowanego dobra oplatają wszystkie swoje dążenia. Jednakże dostatki nie mogą uwolnić człowieka od poczucia braku, ani uczynić go samowystarczalnym - wręcz przeciwnie. Zaszczyty nie dodają godności, a czasem nawet jej w oczach innych ludzi ujmują. Władza uzależnia od innych ludzi i jest niebezpieczna. Sława bywa zwodnicza i haniebna - łaska tłumu nie jest rzeczą godną wspomnienia. Pragnienie rozkoszy ciała jest pełne niepokoju, ich zaspokojenie - pełne żalu; gdyby cielesne rozkosze miały przynosić szczęście, to i bydło byłoby szczęśliwe. Żadna z powyższych dróg nie prowadzi do szczęścia, wszystkie kryją w sobie zło.
Doskonała szczęśliwość czyni człowieka samowystarczalnym, silnym, sławnym, szanowanym i radosnym. Żeby odnaleźć źródło szczęścia, trzeba zwrócić się do Boga, który jest prawdziwym dobrem, który jest pełny dobra najwyższego. Szczęśliwość mieści się więc w Bogu, który musi być samą szczęśliwością, jako że nie mogą istnieć dwa różne od siebie dobra najwyższe. Boecjusz dowodzi też tej tezy, odwołując się do reguł procesu emanacyjnego Plotyna - z niedoskonałości wynika, że musi być coś jeszcze wyższego. A dalej, za Arystotelesem, jako że szereg przyczyn nie może iść w nieskończoność, musi istnieć absolutna szczęśliwość, w której wszystko ma swój początek - Bóg. A zatem „szczęśliwy” jest „boski” (jak to było u Proklosa). Samowystarczalność, siła, sława, szacunek i radość nie są członami szczęścia - nie różnią się co do istoty. Są więc jednym.
Rzeczy, do których ludzie dążą, różnią się od siebie - nie mogą więc być najwyższym dobrem. Jedność i dobro są tym samym. A zatem miłość samego siebie jest pragnieniem trwania, czyli pragnieniem bycia jednością, czyli zmierzaniem do dobra. Dobro jest celem wszystkich rzeczy.
Pojawia się wreszcie odpowiedź na jedno z początkowych pytań Filozofii - światem kieruje Bóg, który Jeden łączy rozmaitość. Jest szczęśliwy, więc samowystarczalny. Wszechmocny, więc może wszystko. Boecjusz zauważa, że Bóg nie może czynić zła, ergo zło jest niczym.
księga IV
Boecjusz wyznaje, że Filozofia powiedziała mu to, co już wiedział. Przyczyną smutku nie jest zwątpienie w istnienie dobrego Rządcy świata, ale fakt, że pomimo Jego istnienia, istnieje też zło, które uchodzi niegodziwym bezkarnie. Filozofia odpowiada, że nie ma grzechu bez kary, winny odpowie za swoje postępowanie. Dobrym zawsze towarzyszy potęga, a źli pozbawieni są wszystkich sił. Skoro, bowiem, celem każdego człowieka jest dobro, a ten, który nie osiąga celu, jest słaby, to zły człowiek, któremu daleko do dobra, musi być słabszy.
Źli nie wybierają czasem dobra, bo go nie znają - cóż jest bezsilniejszego nad ślepotę nieświadomości? Czasem dają się wieść żądzy - każda niepowściągliwość jest ułomnością. Kiedy, wreszcie, świadomie wybierają zło, unicestwiają się, gdyż, jak to już zostało wywiedzione, zło jest niczym. Fakt, że człowiek może czynić zło dowodzi, że ma mniejszą moc od Boga, który w swojej wszechmocy zła nie może uczynić.
Dobro jest zarazem nagrodą i celem ludzkich działań. Człowiek dobry nie pozostaje więc bez nagrody - jest szczęśliwy właśnie przez swoje dobro. A skoro dobro jest nagrodą, to zło, jego przeciwieństwo, musi być karą.
Boecjusz wysuwa kolejną wątpliwość - pomimo wszystkiego, co Filozofia wyżej wywiodła, źli mogą nastawać na dobrych i wyrządzać im krzywdy. Błyskawicznie pojawia się odpowiedź: niegodziwość jest nieszczęściem, krzywda w większej mierze unieszczęśliwia krzywdzącego niż krzywdzonego. Pojawia się też aspekt kary doczesnej: człowiek niegodziwy jest szczęśliwszy po wymierzeniu mu kary, jako że jest ona czymś sprawiedliwym i dobrym.
Boecjusz zastanawia się, gdzie szukać wytłumaczenia „niesprawiedliwego” porządku rzeczy. Nie może być nim „ślepy los”, skoro przyjęliśmy już istnienie Boga - Rządcy. Filozofia odpowiada: człowiek nie zna przyczyny takiego porządku (nie zna prawideł opatrzności) i powinien wierzyć, że wszystko dzieje się należycie. W ten sposób Filozofia doprowadza Boecjusza do kwestii opatrzności i fatum:
Opatrzność działa przez fatum. Opatrzność jest stałą i jednolitą formą dziejących się zjawisk, fatum jest czasowym porządkiem tego, co boska jednolitość zleciła do wykonania. Opatrzność to nous, mądrość Boga, fatum to uaktywnione prawo, porządkujące świat zewnętrzny, podległy czasowi i zmianie (obraz szeregu kół).
To, co spotyka ludzi, jest celowe i dotyka ich według porządku. Wszelki los jest dobry, gdyż jest nagrodą dla dobrych lub karą dla złych (a kara ma wieść ku poprawie).
księga V
Księgę V otwierają rozważania na temat istnienia czegoś, co ludzie nazywają „przypadkiem”. Boecjusz pyta, czy coś takiego w ogóle istnieje; Filozofia dowodzi mu, że wydarzenie przypadkowe musiałoby nie mieć przyczyn, co jest nie do pomyślenia. Wyjaśnia (za Arystotelesem), że ludzie nazywają przypadkiem nieprzewidziany wynik zbiegających się przyczyn w tych rzeczach, które dla jakiejś sprawy się dzieją.
Od razu pojawia się kolejne pytanie filozofa: gdzie w fatycznym szeregu przyczyn miejsce dla ludzkiej wolnej woli? Filozofia odpowiada, że wolna wola, czyli wrodzona ludzka zdolność chcenia i niechcenia, ma swój klucz w rozumie.
Boecjusz: jak to być może, by Bóg wszystko przewidywał, a wolna wola istniała? Filozofia: boska przedwiedza nie determinuje przeszłości; istnieje tylko konieczność przewidzenia tego, co się stanie, a nie stania się tego, co przewidziane. Jeżeli nie ma konieczności w ogóle, to uprzednia znajomość nie może być znakiem tego, co nie istnieje. Istnieje możliwość przewidzenia rzeczy niekoniecznych, jako że w grę wchodzi w tej sytuacji czynna zdolność podmiotu poznającego, a nie właściwość przedmiotu poznawanego.
Należy też pamiętać, że rozum ludzki nie jest w stanie ogarnąć sposobu, w jaki boska inteligencja przewiduje przyszłość. Bóg jest pozaczasowy. Przedwiedza boska polega na działaniu Opatrzności, wiedzy nigdy nie ustającej teraźniejszości. Rzeczy są konieczne przez warunek boskiego poznania, ale rozważane same przez się nie tracą wolności swojej natury (konieczność warunkowa nie implikuje konieczności prostej).
HISTORIA FILOZOFII ŚREDNIOWIECZNEJ