Wykład 6
Sytuacja wojskowa przed wybuchem II wojny światowej
Był to okres wzmożonych zbrojeń w Europie i narastającej sytuacji wojennej. Bezpośredni wyraz znalazło to we wprowadzeniu powszechnej służby wojskowej w Wielkiej Brytanii w maju 1939r. Do tego momentu armia brytyjska była armią zawodową i ochotniczą. Oceniając skalę przygotowań wojennych, w momencie zakończenia kryzysu czechosłowackiego, armia brytyjska byłaby w stanie przerzucić na kontynent 2 dywizje, a zatem jej udział w wysiłku zbrojnym aliantów byłby symboliczny. Udział brytyjski był brany pod uwagę w początkowym etapie wysiłku zbrojeniowego aliantów. Stosunkowo późne wprowadzenie powszechnego obowiązku wojskowej odbiło się na możliwościach interwencyjnych armii brytyjskiej.
Warto wspomnieć o systemie brytyjskim ze względu na funkcjonującą tam zasadę: w latach 1919-1933 w systemie obrony Imperium Brytyjskiego obowiązywała tzw. „The 10 Year rule”, czyli zasada 10-ciu lat. W jej ramach co roku zbierało się gremium złożone z Ministra Spraw Zagranicznych, pierwszego lorda Admiralicji, Ministra Obrony, szefa wywiadu i innych tego typu osób. Odpowiadali oni na pytanie, czy w przeciągu najbliższych 10-ciu lat Wielka Brytania będzie zmuszona do toczenia wojny z równorzędnym przeciwnikiem, czy też nie, czy będzie ograniczała się do operacji policyjnych w koloniach. Stosownie do tego (do odpowiedzi na te pytania) wprowadzano inwestycje wojskowe i rozwijano strukturę obronną w kraju. Zasada „The 10 Year Rule” została uchylona w 1933r. w związku z opuszczeniem przez Niemcy konferencji rozbrojeniowej. Od tego momentu Brytyjczycy rozpoczęli przygotowania na wypadek wojny z równorzędnym przeciwnikiem. Należy zwrócić uwagę na ten system, gdyż jest on ciekawy politycznie, a także technicznie. Pokazuje on jedną z najistotniejszych rzeczy, jaka charakteryzuje bezpieczeństwo międzynarodowe - dynamizm sytuacji międzynarodowych, które należy monitorować ustawicznie i stosownie do niej, a nie według pierwotnych, trwałych założeń tworzyć zasady i struktury obronne kraju, które oczywiście dla każdego kraju są inne. Ta brytyjska struktura, która została przedstawiona jest tego najlepszą ilustracją. Należy jeszcze wspomnieć, że decyzje o przestawieniu inwestowania, a tym bardziej o wprowadzeniu poboru powszechnego w kraju, który miał tradycyjnie armię ochotniczą i zawodową są decyzjami o najwyższej naturze trudności politycznej.
31 marca 1939r., a zatem dwa tygodnie po zlikwidowaniu Czechosłowacji i aneksji Kłajpedy, Imperium Brytyjskie w sensie formalnym zobowiązywało się do wystąpienia u boku Polski w razie, jak to sformułowano, zagrożenia bezpieczeństwa państwa polskiego, czy też interesów państwa polskiego, w sposób, który zdaniem rządu polskiego wymagał odpowiedzi wojskowej. Należy zwrócić uwagę na sformułowania „zdaniem rządu polskiego” i „interesów” a nie np. granic, czy integralności terytorialnej, gdyż gwarancje z 31 marca powtórzone potem 8 kwietnia, były sformułowane w ten sposób, aby po pierwsze obejść Gdańsk (chodziło o interesy a nie np. granice), po drugie, aby skłonić Polaków do decyzji o stawieniu zbrojnego oporu.
Zachodnioeuropejska opinia publiczna po roku 1938 i udziale Polski w rozbiorze Czechosłowacji, odnosiła błędne wrażenie, że Polska działa w porozumieniu z III Rzeszą. Nie było zatem pewności w Londynie i w Paryżu jak zachowają się Polacy, jeśli zostaną zagrożeni ekspansją niemiecką. W Londynie zapadła już decyzja po doświadczeniu okupacji Czech i Moraw, że każda polityka appeasementu nie ma sensu, albowiem nie da się nasycić ambicji niemieckich. Każde ustępstwa jedynie zmieniają bilans sił na niekorzyść aliantów, dlatego nie mają sensu. Z tego punktu widzenia należało inspirować aliantów do nieulegania żądaniom niemieckim.
W sensie formalnym deklaracji, która została złożona (mowa chyba o deklaracji z 31 marca), decyzja o tym, czy Imperium Brytyjskie znajdzie się w wojnie z Niemcami, czy też nie miała zapaść na Wierzbowej w Warszawie albowiem cały system uruchamiany był decyzją rządu polskiego o tym, że nastąpiło naruszenie interesów państwa polskiego w sposób wymagający odpowiedzi wojskowej. W związku z tą decyzją rząd brytyjski zobowiązywał się do udzielenia poparcia rządowi polskiemu wszelkimi dostępnymi środkami, pod którym to dyplomatycznym sformułowaniem rozumie się poparcie wojskowe.
Za deklaracjami brytyjskimi poszły deklaracje francuskie a zatem ożywienie sojuszu polsko-francuskiego z 1921r. i zerwanie układu o niestosowaniu przemocy pomiędzy Polską a III Rzeszą. Gwarancje brytyjskie dla Polski stały się pretekstem dla Hitlera do zerwania owego porozumienia z 1934r.
Żądania niemieckie zostały przedstawione Polsce w marcu i od tego momentu możemy mówić o narastaniu kryzysu bezpośrednio prowadzącego do wojny. Stan zbrojeń państwa polskiego w tym okresie pozwalał na wystawienie ok. 1,3 mln. żołnierzy. Istniały od dawna opracowywane plany mobilizacyjne w ramach mobilizacji tzw. kolorowej. Poszczególne grupy w zależności od stanu gotowości jaki był od nich wymagany były mobilizowane na podstawie mobilizacji tzw. kartkowej, czyli indywidualnie rozsyłanych wezwań do wojska w określonym kolorze, który to kolor świadczył o skali alarmowej danego wezwania. W ten właśnie sposób zaczęto mobilizować siły zbrojne podnosząc ich stan do ponad 400tys. żołnierzy. Była to mobilizacja tajna. Jednocześnie Polska zrezygnowała wiosną 1939r. z pośpiesznej mobilizacji. Uważano, że powołanie zbyt wielu rezerwistów i utrzymywanie ich w szeregach wojskowych może osłabić gospodarczo kraj.
Istniały dwa plany operacyjne: Wschód i Zachód. Często można spotkać się z zarzutem, że Plan Operacyjny Wschód był opracowywany od dawna i dopracowany był w szczegółach, natomiast nad Planem Operacyjnym Zachód rozpoczęto prace dopiero wiosną 1939r. Trzeba dostrzec fakt, że sytuacja na Zachodzie była dynamiczna. Oczywiście istniały plany operacyjne wojny przeciwko Niemcom od początku istnienia II Rzeczpospolitej Polskiej. Nie jest zatem prawdą, iż nie dopracowywano ich wcześniej, tyle że rozpad Czechosłowacji i zajęcie Słowacji w sensie wojskowym przez Niemcy (wprowadzenie tam wojsk niemieckich) zmieniło postawę kalkulacji. Ponadto gwałtowne zbrojenia niemieckie w drugiej połowie lat 30. również dezaktualizowały wcześniejsze plany, należało je zatem wciąż uaktualniać. W tym sensie Plan Zachód był znacznie młodszy niż Plan Wschód.
Głównym problemem państwa polskiego przy planowaniu wojennym (na wypadek wojny z zachodnim sąsiadem) była świadomość narastającej dysproporcji sił i niemożliwość wygrania wyścigu zbrojeń z Niemcami. Potencjał gospodarczy Polski nie pozwalał na skuteczne przeciwstawienie się sąsiadom.
tu nastąpiło niestety przerwanie nagrywania na kilka minut. Nie wiem co wtedy mówił, ale myślę, że będzie sobie można to sprawdzić w notatkach kogoś, kto sumiennie je prowadzi. A jeśli nie to już nie wiem co wtedy zrobimy
To spowodowało wprowadzenie Armii Pomorze w korytarz i, kiedy zorientowano się na podstawie potencjału militarnego III Rzeszy, że jej zamiary są totalne, nie zdążono już Armii Pomorze wycofać. Została ona zaskoczona w momencie odchodzenia z północy na południe, nie zdążyła wyjść z korytarza, co skończyło się odcięciem części jej sił w Borach Tucholskich i zniszczeniem.
Wojska niemieckie były zgrupowane w dwóch grupach armii: grupa Armii Północ, złożona z Armii IV i III i grupa Armii Południe, złożona z Armii VIII, X i XIV. Front zachodni przeciwko Francji i ewentualnie innym aliantom zachodnim jeśli włączyłyby się do wojny był broniony przez grupę Armii C, w skład której wchodziły I, V i VII Armia niemiecka. W sumie: ponad 40 dywizji na Zachodzie (wyłącznie piechoty; nie było na Zachodzie ani jednego czołgu niemieckiego) przeciwko 95-ciu dywizjom francuskim.
X Armia niemiecka miała dokonać głównego uderzenia w kierunku na Warszawę ze Śląska, od północy osłaniana była przez VIII Armię, która miała przeciwdziałać uderzeniu z Francji Wojska Polskiego i od południa przez Armię XIV, również stosunkowo silną, z korpusem słowackim. Po zajęciu przez Niemcy Słowacji w ostatniej chwili powołano Armię Karpaty - bardzo słabą, w zasadzie złożoną z batalionów obrony narodowej, czyli wojsk obrony terytorialnej. Polska miała zmobilizować generalnie 37 dywizji piechoty 11 brygad kawalerii, 1-2 brygady zmotoryzowane.
Rozmieszczone były one w sposób, w jaki pokazuje ta mapa (namalowana przez Żurka na tablicy), tzn. patrząc od północy stworzono:
Samodzielną Grupę Operacyjną „Narew” pod dowództwem gen. bryg. Czesława Młota-Fijałkowskiego,
Grupę Operacyjną „Wyszków”, która ostatecznie nie odegrała większej roli,
Armię Modlin pod dow. gen. Emila Krukowicza-Przedrzymirskiego,
Armię Pomorze pod dow. gen. Władysława Bortnowskiego,
Armię Poznań pod dow. gen. Tadeusza Kutrzeby,
Armię Łódź pod dow. gen. Juliusza Rómmela,
Armię Kraków pod dow. gen. Antoniego Szyllinga,
Armię Karpaty pod dow. gen. Kazimierza Fabrycego,
Armię odwodową Prusy pod dow. gen. Stefana Dąb-Biernackiego.
Na głównym kierunku uderzeń niemieckich znalazła się Armia Łódź i to na nią spadł największy cios w pierwszych dniach działań. Była ona, decyzją swojego dowódcy, wysunięta blisko granicy, zeszła z głównej pozycji obronnej. Jest to uznawane za błąd - zbyt blisko podeszła do granicy państwowej i nie zdążyła pod naporem niemieckim oderwać się i obsadzić głównej linii obronnej.
Na tym kierunku natomiast mieliśmy do czynienia z jedną z chwalebniejszych kart w kampanii wrześniowej, która jest o tyle interesująca, że jedna brygada kawalerii wsparta przez oddział pancerny, zatrzymała natarcie ok. 400 pojazdów pancernych, co było pierwszym w historii wojen załamaniem się natarcia pancernego. Tutaj też mieliśmy do czynienia z bitwą drugiego dnia wojny, o czym też trzeba pamiętać. To nie rozstrzygnęło pozytywnie losów Armii Łódź - została ona rozbita przez uderzenia X Armii niemieckiej, która otworzyła sobie drogę na Warszawę. Jednocześnie okazało się, że Polacy źle skalkulowali skalę manewru niemieckiego od południa w związku z zajęciem Słowacji i Armia Kraków (co do której planowano uporczywą obronę na miejscu) została zmuszona do przedwczesnego odwrotu, co odsłoniło cały południowy kierunek natarcia i doprowadziło do uderzenia XIV Armii niemieckiej na mobilizującą się dopiero Armię Prusy, która w związku z tym nie odegrała większej roli w kampanii bo zanim została do końca zmobilizowana (mobilizację ogłoszono, potem ją odwołano i powtórnie ogłoszono dopiero 31 sierpnia), została rozbita.
Północna grupa armii niemieckich - Armia IV i III miała za zadanie jak najszybsze przecięcie korytarza polskiego i dokonanie przełamania frontu polskiego na kierunku północ-południe. Spodziewano się ujęcia znacznych sił polskich w „worek” strategiczny na zachód od Wisły. Gdyby się to nie powiodło miano stworzyć kolejne przeskrzydlenie. Owo włamanie niemieckie w pierwszych dniach także zostało powstrzymane skuteczną obroną pod Mławą na umocnionych pozycjach (gdziekolwiek w 1939r. Niemcy trafili na umocnienia, tam mieli poważne problemy). Pod Mławą zatem zostało chwilowo (przez dwa dni) powstrzymane natarcie niemieckie. Nie było to jednak tak, jak w Czechosłowacji, że całość granicy posiadała fortyfikacje i zmusiło to wojsko polskie do wycofania się spod Mławy. Dało to pewne opóźnienie natarcia niemieckiego, lecz nie było rozstrzygające w skali strategicznej. Warto zauważyć, że centrum frontu było puste. Wielkopolska nie była atakowana.
Tutaj długie wtrącenie na temat szarży polskich ułanów i psychozie strachu wywołanej przez to u Niemców: część sił Armii Pomorze została zniszczona w Borach Tucholskich, co było chlubnym epizodem kampanii wrześniowej, gdyż stał się on powodem propagandowej serii niemieckiej o szaleńczych szarżach ułanów polskich z szablami na czołgi; faktycznie rzecz wyglądała tak, że ułani polscy zaatakowali batalion saperów; wszystko to działo się w pierwszym i drugim dniu wojny, kiedy to ani żołnierz polski ani niemiecki nie był ostrzelany, większość tych ludzi po raz pierwszy była w ogniu; po wspomnianej szarży wojska niemieckie siedziały w okopach i czekały wystraszone na kolejny atak ułanów polskich, co było zyskiem czasu.
Teraz kolejna opowieść pana Ż.: mitem jest, z czym spotkać się można wśród opinii ludzi z Zachodu, że lotnictwo polskie zostało zniszczone 1 września. Pierwsze stratne samoloty polskie zostały zbombardowane dopiero w połowie września.
Całość działań w Polsce można podzielić na kilka podokresów:
1-2 września - bitwa graniczna
2-6 września - następuje rozerwanie frontu polskiego i próba odejścia, powrotu na tzw. linię wielkich rzek, czyli Narew, Wisłę i San; wynik o linię wielkich rzek wojsko polskie przegrało w związku z oczywistym faktem, że nie dało się maszerując na pieszo manewrować szybciej niż zmotoryzowane wojska niemieckie
7-12 września - utrata linii wielkich rzek, a jednocześnie w czasie
9-17 września rozegrała się największa bitwa września, czyli uderzenie dwóch armii polskich: Armii Pomorze i nietkniętej, a co najważniejsze nie rozpoznanej Armii Poznań. Niemieckie rozpoznanie lotnicze ani wywiad wojskowy nie zlokalizowały Armii Poznań. Likwidacji uległa już Armia Łódź. X Armia posuwała się na Warszawę i dotarła na jej przedpola 8 września - doszło do próby zdobycia stolicy z marszu, co dzięki przemyślności obrońców kosztowało Niemców 60 czołgów, albowiem na przedpolach Woli rozlano terpentynę. Czołgi jechały na pole nasycone terpentyną co po ich podpaleniu skończyło się masakrą atakujących. Fakt, że już 8 września wojska niemieckie znalazły się na przedpolach Warszawy był dość wstrząsającym zaskoczeniem. Trzeba pamiętać, że nie było wcześniej wyobrażenia o Blitz Kriegu - doświadczenia wojenne opierały się na tych z I wojny światowej, czyli wojny powolnej, pozycyjnej. Tutaj natomiast sytuacja zmieniała się z dnia na dzień. 9 września rozpoczął się atak połączonych Armii Poznań i Pomorze na rozciągnięte w natarciu na Warszawę siły niemieckie, które wpadły na VIII Armię, powodując jej poważny kryzys. Została rozbita jedna z niemieckich dywizji, część X Armii zawróciła spod Warszawy. Wydzielono poważne siły korpusów pancernych i dopiero po 12 września doszło do zahamowania natarcia Polaków
12-17 września - okres ten miał przebieg niekorzystny dla Polaków. Siły polskie zostały przy próbie przebicia się na Warszawę otoczone w Puszczy Kampinowskiej i tam, w skutek zmasowanych nalotów były rozbijane. Część oczywiście przedarła się do Warszawy, ale ta bitwa zakończyła się zagładą dwóch armii polskich - Poznań i Pomorze. Niemniej jednak warto podkreślić, że był to zwrot zaczepny, który nie miał precedensów w najbliższych latach inwazji niemieckich. W Polsce był to zwrot zaczepny dwóch armii. W roku 1940 największą ofensywę wyprowadzono przy użyciu jednej kompanii, czyli ok. 100 ludzi.
Kampania francuska była tragikomiczna na tle kampanii polskiej, wręcz kompromitująca.
Jak łatwo zgadnąć po datach wygasanie bitwy nad Bzurą (17-19 września) miał miejsce już po wkroczeniu kolejnego najeźdźcy na terytorium Rzeczpospolitej. 17 września 1939r. uderzyły armie sowieckie. W zasadzie nie broniono granicy wschodniej. W sumie pozostały tam tylko ... (?), w sumie liczące ok. 5000 żołnierzy. Wojska te zostały zebrane przez generała Wilhelma Orlika-Rückemanna i przez bardzo trudny obszar Polesia wycofywały się na zachód, stawiając jako jedyne większy opór armii sowieckiej. Odosobniony opór stawiały poszczególne strażnice, a także jedno z większych miast przedwojennej Polski, a mianowicie Wrocław.
Na południu trwał wyścig Armii Kraków i Karpaty, wycofujących się pod naporem niemieckim. Już pierwszego dnia doszło do skutecznej, ale też pokazującej skalę nacisku niemieckiego, obrony (...nie wiem co on tu mówi, ale to tylko jedno słowo ;)) przez jedyną polską brygadę pancerno-motorową. Sprzęt był porównywalny do niemieckiego, obrona była skuteczna, ale zaangażowanie najlepszych jednostek już pierwszego dnia wojny świadczyło o szybkim wyczerpywaniu się odwodów. Wyścig do linii Sanu został oczywiście przegrany i Armia Kraków ulegała rozpadowi pod naciskami armii niemieckiej. Po stworzeniu wspólnego dowództwa frontu, co było naprawieniem wierutnego błędu, obie armie południowe zostały podporządkowane gen. Sosnkowskiemu. Jest to jeden z zarzutów jakie się stawia planowaniu polskiemu z 1939r. a mianowicie zarzut złego dowodzenia (chodzi chyba bardziej o sposób przydzielania dowództwa niż np. o samych dowódców). Były poszczególne armie i dwóch naczelnych, natomiast nie stworzono szefa pośredniego dowództwa. Usiłowano to naprawić dopiero w trakcie działań wojennych i takie dowództwo frontu południowego z Sosnkowskim powstało, ale chyba już zbyt późno, a mieliśmy 3 fronty: północny, środkowy i południowy.
Rozegrały się jeszcze dwie duże bitwy pod Tomaszowem Lubelskim, gdzie po klęsce polskich armii zachodnich tj. Poznań, Pomorze, Andrzejów (?) i Łódź, ostatni etap, czyli po 17 września charakteryzował się już walkami odizolowanych obszarów.
Do 2 października bronił się Hel, zresztą od samego początku uznawano, że wybrzeże będzie się broniło w pełnej izolacji - to było zgodne z planami. Kilka dni później skapitulował Modlin i ostatnia regularna bitwa miała miejsce 5 października z udziałem gen. Kleeberga, który zresztą przedzierał się na Warszawę wychodząc spod oblężenia sowieckiego. Potem z tej grupy wojsk oderwał się Hubal i rozpoczął swoją grupę.
Podczas wojny obronnej Polski, sojusznicy zachodni nie wykonali swoich zobowiązań. Według podjętych rozmów i ustaleń Francja zobowiązana była do ofensywy na pełną skalę w 14-tym dniu mobilizacji. 12 września Francja podjęła decyzję o niewszczynaniu działań wojennych na korzyść Polski, tylko dążenie do rozstrzygnięcia na Zachodzie w oparciu m.in. o Linię Maginota.
Zważywszy na fakt, że na zachodzie nie było ani jednego niemieckiego czołgu, że ich znaczna część znajdowała się w Polsce, że Francja dysponowała miażdżącą przewagą m.in. broni pancernej i że linia Zygfryda była niewykończona, szybka i zdecydowana ofensywa wojsk francuskich doprowadziłaby zapewne do szybkiego załamania się Niemców, tym bardziej, że aż 16 spośród dywizji zgromadzonych na Zachodzie było dywizjami trzeciej fali mobilizacyjnej tzn., że były mobilizowane późno; nie było mobilizacji powszechnej. Mogli sobie na to pozwolić, gdyż nawet mobilizacja imienna dawała siły, które mogły w pierwszym dniu wojny spełnić postawione im zadania. Plan niemiecki opierał się na uderzeniu wojsk szybkich, pancernych i wbiciu klinów we froncie polskim. Pierwszy dzień uderzenia na Polskę był jednocześnie pierwszym dniem mobilizacji powszechnej.
Jedna z cech wojny mówi, że to najeźdźca wybiera termin oraz punkt uderzenia, co daje mu lokalną przewagę nawet jeśli jest słabszy (w tym przypadku najeźdźca nie był słabszy).
W trakcie wojny obronnej w Polsce (tu nie wiem co mówi), opartej na dużych zgrupowaniach wojsk szybkich, pancernych i zmechanizowanych, co było nowością w sztuce wojennej. Czołgi były roztoczone pomiędzy jednostkami piechoty, były traktowane jako broń wsparcia, a zatem nie było potężnych zgrupowań, które mogłyby rozrywać front i umożliwiać wejście na tył przeciwnika. Posiadano ten sprzęt, tylko nie posiadano pomysłu na jego użycie. Skuteczna okazała się Luftwaffe. Trzeba pamiętać, że jest to epoka, kiedy nieznany jest jeszcze radar, przynajmniej w Polsce. Zatem sieć dozoru przestrzeni powietrznej kraju oparta była na sieci posterunków obserwacyjnych. Żołnierze w nich przebywający informowali, że zbliżają się lub przelatują nad nim formacje nieprzyjaciela, co zważywszy na szybkość tej broni jaką jest lotnictwo, czas potrzebny na zgromadzenie informacji i wysłanie formacji myśliwców w celu przechwycenia wyprawy bombowej był niedostateczny. Stąd też system obrony powietrznej oparty był na patrolowaniu przestrzeni powietrznej, a nie monitorowaniu jej przy użyciu urządzeń elektronicznych i wysyłaniu na pojawiające się na ekranie formacje bombowców własnych formacji myśliwskich.
Wszystkie myśliwce polskie w 1939r., których znakomity rdzeń stanowiły samoloty PZL P-11c (mam nadzieje, że dobrze go usłyszałam i nie pomyliłam nazwy), celniejsze od większości niemieckich bombowców. Lotnictwo polskie było z jednej strony rozproszone w eskadrach każdej armii, a obok tego istniały jeszcze odwody wodza naczelnego.
Trudno mówić o doktrynie użycia broni pancernej w wojsku polskim z uwagi na jej szczupłość. Posiadaliśmy ponad 270 czołgów. Większość z nich była lepsza od niemieckich. 1600 tzw. tankietek - pojazdów zbrojnych na ogół uzbrojonych w karabin maszynowy. Mogły one zwalczać cele pancerne nieprzyjaciela. Wyprodukowano również i wprowadzono do uzbrojenia wojska polskiego karabin przeciwpancerny. (tu mówi chwilkę o tym karabinie, ale nie mogę go zrozumieć, w każdym bądź razie to chyba nieistotne; jedyne co usłyszałam to to, że 1 karabin na 100 ludzi, czyli kompanię to małe nasycenie, a tyle właśnie było na wyposażeniu wojska polskiego - powinno być tak, że przypada on lub inny sprzęt przeciwpancerny przenośny, np. granat na 10 ludzi, czyli drużynę)
Na wyposażeniu Polski najlepszy wówczas sprzęt przeciwpancerny to 37 milimetrowe działka przeciwpancerne. Wojsko polskie zachowało swoją artylerię dłużej niż np. wojsko jugosłowiańskie w czasie operacji na Bałkanach, co było związane z rzeźbą terenu - łatwiej jest ciągnąć działa (przy pomocy koni, czy w inny sposób) po równinach niż po górach.
Straty niemieckie w kampanii polskiej wynosiły ok. 100 000 ludzi (sprawdziłam to w necie i różne źródła różnie podają, ogólnie rozbieżność jest ogromna, więc nie wiem jak to jest naprawdę), co jest porównywalne do strat 20 kilku tys. ludzi w kampanii francuskiej rok później. Straty niemieckie były tak poważne, że kilka miesięcy po zakończeniu działań w Polsce, w maju 1940r. ilość czołgów, z jaką Niemcy ruszyli z natarciem na Francję była mniejsza niż ilość czołgów, z jaką wyruszyli na Polskę.
Należałoby wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy - została udaremniona przez atak sowiecki. Ogólnym zamysłem operacyjnym naczelnego dowództwa polskiego było przemieszczenie się na tzw. przedmoście rumuńskie, czyli pole na obszarze Berlin Wschodni w oparciu o granicę z Rumunią, która była sprzymierzona i z której spodziewano się uzyskać zaopatrzenie w materiały wojenne. Zostało to udaremnione przez wkroczenie Sowietów. Można spekulować, czy byłby to manewr realny. Trzeba pamiętać, że Wehrmacht był stosunkowo mocno wyczerpany materiałowo. Oblicza się, że po zakończeniu działań w Polsce zostało jeszcze amunicji na dwa tygodnie walk.
Kwestia Polski jako czynnika wojskowego powiązała ze sobą historyczną zmianę w układzie sił militarnych i politycznych w Europie przede wszystkim poprzez wprowadzenie wojsk sowieckich do państw bałtyckich. Warto zwrócić uwagę na ten fakt, że dopóki istniała Polska jako czynnik wojskowy nie było możliwości rozmieszczenia baz sowieckich na terenie państw bałtyckich. Polska reagowała przeciwko temu zbrojnie. Potem okazało się, że interesem Sowietów nie było stworzenie baz na tych terenach, lecz aneksja państw bałtyckich, zniknięcie potencjału wojskowego, który podejrzewano, że skutecznie mógłby dokonać rewizji ustaleń niemiecko - sowieckich; spowodowało to krok w kierunku ich ostatecznego zatwierdzenia. Formalnie odłożono to do czerwca 1940r. Załamanie się wojskowe Polski było wstępem do tej operacji.
W roku 1939r. sytuacja Polski była nienajlepsza z powodu ogromnej dysproporcji sił. Można było oczywiście bronić się dłużej i zadać poważniejsze straty gdyby postępować nieco inaczej. Głównie wskazuje się na niedostatki łączności, broni przeciwpancernej i przeciwlotniczej. Oczywiście można marzyć o tym, żeby tego było tyle a tego tyle, ale ważne jest to co rzeczywiście podlegało decyzjom, to co rzeczywiście można było zrobić. Wydaje się, że były pewne zaniedbania w kwestii zbrojeń lotniczych. Polska była jedynym krajem europejskim, w którym liczba samolotów wojskowych między kryzysem czechosłowackim a wybuchem II wojny światowej spadła. Wycofywano starsze typy samolotów i nie zdążono wprowadzić jeszcze nowych. Zakupiono 100 kilkadziesiąt myśliwców w Wielkiej Brytanii i 100 we Francji, ale nie dopłynęły one na czas. Zamówiono także 100 czołgów z Francji, ale tylko 50 z nich dojechało. Szwankowała przede wszystkim łączność oparta jeszcze na wzorach z I wojny światowej.
Doświadczenia wojny w Polsce wskazały, że wojsko polskie miało szansę dłuższej i uporczywej obrony. Nie podejmowano obrony na wielką skalę w innych miastach niż Warszawa, czy Lwów. Była jeszcze obrona w Grodnie przeciw Sowietom, ale był to inny przeciwnik i inna skala operacji. Trzeba przyznać, że część dowódców polskich nie sprawdziła się w warunkach bojowych. Poważne zastrzeżenia są zgłaszane do dowódcy Armii Pomorze - gen. Bortnowskiego, który załamał się nerwowo. Dowodzenie częściowo przejął generał Bołtuć z Grupy Operacyjnej Wschód. Również negatywną ocenę zebrał generał Fabrycy, stąd później dowodzenie Sosnkowskiego. Najgorzej wypadł Dąb-Biernacki z Armii Prusy, którą po prostu porzucił.
Wysokie noty zebrał generał Kutrzeba i generał Orlik-Rückemann, jako ten, który przejął główny ciężar obrony przed najazdem sowieckim. Naczelne dowództwo uznało, aby nie stawiać oporu siłom sowieckim. Jest to decyzja, którą oceniano negatywnie z dwóch powodów: z punktów politycznych, albowiem w ten sposób Polska formalnie nie znalazła się w stanie wojny z Sowietami, a zatem ułatwiła aliantom zachodnim sytuację zamiast skomplikować. Po drugie, szczególnie w obszarze, który miał znaczenie, w operacyjnym dla ratowania ludzi. Większość walk przeciwko Sowietom koncentrowała się na północy, na terenach obecnie białoruskich. Natomiast to właśnie na południu znajdował się szlak i szanse wyprowadzenia wojsk do Rumunii i na Węgry. Liczył się każdy opór (nawet nieskuteczny, ale opóźniający atak sowiecki) i każda godzina - im później posunęły się na dany obszar wojska sowieckie, tym więcej ludzi zdołało wrócić na Węgry i do Rumunii. A zatem tutaj opór miał szczególny sens - niestety, nie uczyniono tego. Miało to konkretny wymiar jeśli chodzi o życie ludzkie (tych, którzy dostali się do niewoli).
A teraz zabawa intelektualna, czyli co by było gdyby... ;)
Oczywiście nie wiadomo co by było naprawdę, ale możemy przyjąć co by było teoretycznie.
Wschód - przewidywano uszykowanie wojska polskiego w następujące ugrupowanie: na północy miały znajdować się dwie armie, liczące po 3-4 dywizje piechoty każda i 1-2 brygady kawalerii. Słaba operacyjnie grupa Polesie. Na południu dwie armie: Armia Wołyń i Armia Podole o podobnym składzie jak armie północne i Armia Odwodowa Lwów. Z tyłu znajdować się miały ugrupowania silne, liczące 6 dywizji piechoty, 2 brygady kawalerii i brygadę pancerną. Cały pomysł obrony oparty był na następujących założeniach: po pierwsze granica z Sowietami była inna niż z Niemcami, duże znaczenie miał strategiczny czynnik przeskrzydlenia przed oddaniem pierwszego strzału. Była to zatem granica dużo łatwiejsza do obrony. Na południu opierała się o granicę z Rumunią, na północy na granicy z Łotwą, zatem front istniał tylko na granicy polsko-sowieckiej. Oczywiście Sowieci mogli dokonać przeskrzydlenia przez Łotwę, ale nie podjęto takich działań. Planowania w tym zakresie też nie było. Byłoby to rozszerzenia konfliktu, dlatego takiego wariantu nie przewidywano. Odmiennie niż w przypadku niemieckim całość terytorium Polski nie znajdywała się w zasięgu lotnictwa ani bombowego ani myśliwskiego, a już w żadnym wypadku główne centra przemysłowe i ludnościowe Polski. Bombowce sowieckie nie mogły dotrzeć na Śląsk, czy do Centralnego Okręgu Przemysłowego. Polska zatem mogła sobie pozwolić na utratę terenu. Następnie, bardzo istotnym elementem, wręcz decydującym był fakt, że każda wojna z Rosją przy ówczesnym usytuowaniu geograficznym Polski musiała rozgrywać się na dwóch, zupełnie niezależnych kierunkach operacyjnych, rozdzielonych martwym operacyjnie terenem. Prypeć i Warna, płynące przez centralną część wschodniej II RP, z uwagi na odległość tych bagien i ich charakter, uniemożliwiały przemieszczanie się na tym obszarze jakichkolwiek większych mas wojsk, stąd bardzo słaba operacyjnie grupa Polesie. Było wiadomo, że tutaj nikt nie wejdzie ani nikt nie wyjdzie - oczywiście można było próbować na pieszo przejść drużyną, ale nie zmotoryzowanym wojskiem. Na południu pod uwagę wziąć trzeba linię Dniestru i całą masę jego drobnych dopływów, które same w sobie nie są przeszkodami nie do pokonania, ale znakomicie utrudniają marsz i nie tyle szerokość rzeczki, bo te rzeczki są niewielkie, ale pamiętać trzeba p brzegach, bagnach itd. Można zatem było liczyć na skuteczne działanie opóźniające Armii Podole. Liczono się i zapewne doszłoby do włamania związków szybkich armii sowieckiej, korpusu pancernego i dwóch kawaleryjskich przy spychaniu Armii Wołyń na północ i Armii Podole na południe. Jednocześnie odcinek granicy w okolicach miejscowości (no i tu właśnie nie wiem co to za miejscowość... brzmi jak Saryń, ale nie znalazłam takiej mieściny ;)) został umocniony po to, by strategicznie poszerzyć pas marszu operacyjnego. Skoro nie można było wejść przez Polesie to zbudowanie umocnień odchylało natarcia sowieckie dalej na południe, czyli rozdzielało kierunki strategicznego natarcia na północny i południowy. Opóźniało to atak, gdyż trzeba było albo zrywać umocnienia polskie, albo kierować się jeszcze dalej na południe. Podobnie spodziewano się, że na północy doszłoby do włamania związków szybkich armii sowieckiej na odcinku Armii Baranowicze i odginanie się tej armii. W tym celu właśnie zgromadzono armie odwodowe Lwów i ??? oraz odwód naczelnego wodza z jedyną polską armią pancerno-motorową - po to, aby móc manewrować po liniach wewnętrznych, wybierać kierunek natarcia na miejsce, w które nastąpiłoby włamanie sowieckie. Zważywszy na kulturę techniczną Armii Czerwonej w roku 1939 i zważywszy na zachowanie wojsk sowieckich w czasie wojny zimowej z Finlandią, w związku z ofensywną doktryną sowiecką (AC powinna znajdować się w ciągłym natarciu i odnosić kolejne sukcesy), przy wspomnianej wcześniej niskiej kulturze technicznej i słabym wyobrażeniu o całym systemie zaopatrzenia wojsk, zapewne doszłoby do odrzucenia wojska polskich we wstępnym etapie natarcia i wdarciu się i na północy i na południu wojsk sowieckich w ugrupowania polskie, zgodnie z planem polskim odchylenia obu armii czołowych i stworzenia w ten sposób pewnego „worka operacyjnego”, w który weszłyby siły sowieckie. Ponieważ bardzo słabą operacyjnie grupą Polesie miał dowodzić gen. Sosnkowski, który był szefem sztabu Piłsudskiego, więc był bardzo wysoki rangą a otrzymał najsłabsze siły operacyjne. Grupa Armii Polesie była cieniem armii. Stąd wniosek, że zapewne planowano podporządkowanie mu operacyjne odwodu naczelnego wodza do kontrofensywy, przeciwuderzenia. W związku z tym, że włamanie się wojsk sowieckich doprowadziłoby zapewne do wyczerpania się materiałów, którymi dysponowały korpusy pancerne, stanęłyby one na środku ugrupowania polskiego, zostały odcięte i zlikwidowane.
7