PRZEŚLADOWANIA W PAŃSTWIE RZYMSKIM
PRZEŚLADOWANIA
1. Kościół w pogańskim świecie
Od dnia Zesłania Ducha Świętego po początek wieku IV, gdy cesarz Konstantyn opowiedział się po stronie nowej wiary, kończąc w ten sposób okres prześladowań, Kościół przeszedł długą drogę, w toku której jego gminy pokryły swoistą siecią, w niektórych krainach gęstą, w innych rzadszą, całe terytorium państwa rzymskiego. Religia zrodzona w środowisku żydowskim i początkowo w nim przede wszystkim znajdująca oparcie dla swych misjonarskich działań, potrafiła od początku siwego istnienia przyciągnąć do siebie przedstawicieli różnych stanów i narodowości żyjących w krainach nad Morzem Śródziemnym. Owa zdolność do „przemawiania" do wszystkich: do ludzi wykształconych i prostych, niewolników i arystokratów, do Greków i Rzymian, a zarazem do ludów traktowanych z pogardą i tracących w owych latach swe kulturowe dziedzictwo, jak Celtowie — żyjący w Galii i Brytanii czy Punijczycy w północnej Afryce, była jedną z najbardziej zdumiewających cech chrześcijaństwa.
Pierwsze gminy trwały w oczekiwaniu bliskiego powrotu Chrystusa: paruzji, której miał towarzyszyć kres dotychczasowego ziemskiego porządku. Przekonanie o rychłym końcu świata skłaniało wiernych do traktowania go z obojętnością, czasami nawet z wrogością. W miarę upływu lat owa atmosfera napiętego czuwania traciła na sile, a konieczność określenia warunków, na których można było akceptować rzeczywistość, stawała się coraz oczywistsza. Podstawą ich była gotowość przyjęcia obowiązków, jakie wynikały z faktu życia w granicach cesarstwa, byleby nie wchodziły w konflikt z zasadami wiary i moralności na niej opartej.
2. Stosunek świata pogańskiego
do chrześcijaństwa w jego początkach
Rozwojowi chrześcijańskich gmin towarzyszyła od początku niechęć otaczających go społeczności, niechęć o różnym natężeniu i w różnych objawiająca się formach.
Dzieje Apostolskie i Listy pokazują nam konflikty między chrześcijanami pochodzenia żydowskiego a pozostałymi członkami gmin. U ich podłoża, poza przyczynami czysto religijnymi, stały też względy polityczne. W obliczu potężniejącej nienawiści do Rzymu, która doprowadzi do powstania Żydów w roku 66, każda krytyka wiary przodków i każde odstępstwo od tradycyjnych obyczajów traktowane było w kategoriach zdrady narodowej i pociągało za sobą brutalną reakcję ze strony tłumu i władz żydowskich. Męczeństwo św. Szczepana (36/37 r.) i św. Jakuba w r. 62 pokazywały dowodnie, że chrześcijanie nie mogli pozostawać wewnątrz gmin społeczności żydowskiej i wszelkie w tej materii kompromisy i wysiłki, których przecież nie szczędzono, nie mogły przynieść skutku.
Poganie, jeśli w ogóle zdawali sobie sprawę z istnienia chrześcijaństwa, widzieli w nim żydowską sektę, jedną z wielu, równie w ich oczach godną pogardy co judaizm. Pierwsze pogańskie świadectwo obecności chrześcijan w Rzymie świadczy o tym wyraźnie. Dowiadujemy się bowiem od Swetoniusza, że cesarz Klaudiusz „Żydów wypędził z Rzymu za to, że Chrestosa"1. Zapewne u podstaw decyzji cesarskiej leżały jakieś konflikty w gminie żydowskiej, która w brutalnej formie rozprawiała się z odstępcanii chrześcijańskimi. Cesarz nie interesował się kwestiami religijnymi, uderzał po prostu w tych, którzy naruszali spokój w mieście.
Władze rzymskie brały niekiedy w obronę chrześcijan atakowanych przez Żydów (przypomnijmy sobie casus św. Pawła), ale łatwo się domyśleć, że nie czyniły tego z sympatii dla wyznawców Chrystusa, popierały po prostu tych, którzy ich zdaniem mogli osłabić zwartość gotujących się do rewolty Żydów.
Zerwanie związków z Izraelem sytuację Kościoła wyraźnie pogorszyło. Nie mógł on bowiem korzystać więcej z pełnego niechęci, ale jednak realnego uznania odmienności obyczajów i praw jakim cieszyli się Żydzi, nawet w ciężkich dla nich latach bezpośrednio po powstaniu i zniszczeniu świątyni w roku 70. Natomiast przyczyn do nienawiści było wiele.
3. Podstawy wrogości pogan wobec chrześcijaństwa
1 Żywoty cezarów, Boski Klaudiusz czyńska, Warszawa 1954, 252.
Wrogość pogan wobec Kościoła, która doprowadzi do otwartych konfliktów, ma głębokie korzenie sięgające tego, co w obu postawach religijnych było najważniejsze, a zarazem odmienne. Jeśli pragniemy zrozumieć źródła prześladowań musimy zatrzymać się dłużej nas sposobem myślenia przeciwników wiary. Jest to tym potrzebniejsze, przeciwieństwie do chrześcijan starożytnych, znamy ich na ogół w niewielkim stopniu.
Chrześcijaństwo rozwijało się w świecie, który czcił na różne sposoby rozmaitych bogów; Religie miast i plemion, które znalazły się w granicach cesarstwa, przetrwały bowiem na ogół podbój i współistniały obok religii zwycięzców. Różne były nie tylko imiona bóstw j różne ku ich czci obrzędy, różne były także wyobrażenia o sposobie ich działania i relacjach między nimi a ludźmi. Jednak wszystkie te kulty (wyłączywszy tylko religię żydowską) miały pewne wspólne, podstawowe cechy, które tłumaczą tolerancję panującą w sprawach religii wśród pogan i zasadniczą wrogość wobec wyznawców Chrystusa.
Znane nam kulty w czasach początków ery chrześcijańskiej należą bowiem do typu religii; który specjaliści określają mianem religii tradycyjnej. Jej istotą był kult — a więc udział w uroczystościach i ofiarach na cześć bóstw, a także i powstrzymywanie się od czynów bogom niemiłych (tu w grę •wchodził nie tylko nakaz przestrzegania norm moralności, zawsze przez bogów sankcjonowanych, ale i zakazy innej natury, jak na przykład spożywanie określonych potraw, zabijanie pewnych gatunków zwierząt, konieczność przestrzegania czystości rytualnej i inne). Religie te nie interweniowały w nadmiernym stopniu w to, co ludzie czuli i myśleli o bogach,' obrzędy były. skuteczne (lub nieskuteczne) niezależnie od wewnętrznej postawy człowieka. W religiach tradycyjnych człowiek rzadko przeżywał swój kontakt z bóstwem w sposób emocjonalny. Zwykła postawa w czasie sprawowania kultu winna być nacechowana poważną, spokojną skrupulatnością. Poza okresami nieszczęść zbiorowych, gdy powszechnie podejrzewano, iż stanowią one skutek gniewu obrażonych bóstw, które trzeba było co rychlej przebłagać, wszelkie postawy manifestujące gorliwości napięcie uczuciowe budziły nieufność. Widziano w nich odchylenie od społecznej normy, objaw choroby psychicznej.
Religie tradycyjne nie ułatwiały powstania osobistej więzi między bóstwem a człowiekiem. Bywały wprawdzie wypadki, gdy zwracano się do boga ż czcią szczególną i z osobistą prośba w nadziei zyskania opieki. Jednak poganie dalecy byli od chrześcijańskiego przekonania, iż Bóg obdarzył ludzi swą miłością i miłości od nich pragnie. Myśl, że Bóg mógłby z siebie złożyć ofiarę, aby zbawić ludzi, była na gruncie pogańskich wierzeń absurdalna i dlatego oskarżano wyznawców Chrystusa o pychę bez miary, nie pojmując istoty osobistego stosunku wiążącego chrześcijanina z Bogiem.
Istotną cechą religii tradycyjnych był ich społeczny charakter: kult stanowił jedynie część
zbiorowego życia, jego aspekt i nie dawał się oddzielić w osobną sferę od innych aspektów,
jak to się dziś dzieje, we współczesnym świecie, w którym sprawy religii, także u ludzi głęboko przeżywających swą wiarę, stanowią osobną część życia i .myślenia, na ogół wyraźnie odseparowaną od reszty.
Wszelkie czynności życia zbiorowego miały, swoje religijne oblicze, przed każdym ważniejszym jego aktem składano ofiary i sprawdzano w drodze wróżb, czy bogowie są nam przychylni. Każda publiczna uroczystość 'była uroczystością ku czci bóstw, wszelkie widowiska rozpoczynały się od ofiar i modłów. Nie można więc było uczestniczyć w pełni w życiu zbiorowym; jeśli nie chciało się brać udziału w kulcie. ,Od rzucenie jego przyjmowane było przez społeczności pogańskie jako odrzucenie reguł życia zbiorowego.
Ta z konieczności skrótowa charakterystyka podstawowych cech religii tradycyjnej powinna dać czytelnikowi wyobrażenie o głębokości przepaści, która dzieliła chrześcijan od pogan. To, co stanowiło istotę wiary Chrystusowej naruszało podstawowe zasady i to nie tylko religii, ale i życia społecznego. Wprawdzie chrześcijanie udowodnią światu, że można być członkiem Kościoła i lojalnym obywatelem, ale, mimo iż te wysiłki sięgają samych jego początków, to przeniknięcie owego przekonania do zbiorowej świadomości było bardzo trudne, a i jego upowszechnienie wśród samych wyznawców Jezusa powolne.
Najpoważniejsze konsekwencje miało zdecydowane odrzucenie uczestnictwa w aktach kultu. Starożytni określali taką postawę mianem ateizmu (uwaga: termin zmienił sens w toku wieków, dziś inaczej go rozumiemy kładąc nacisk na sferę poglądów a nie kultu) i traktowali go jako zbrodnię szczególnie ciężką.' Ateiści bowiem stanowili zagrożenie dla całej zbiorowości, przeciwko której mógł się zwrócić gniew obrażonych bogów, grzech popełniony przez członków danej grupy pociągał za sobą skalanie wszystkich. To prawda, że jak uczyła praktyka, bogowie nie zawsze i przynajmniej nie od razu reagowali na akty bezbożne, jednak nie należało ryzykować, lekkomyślnie zaniedbując ukarania ateistów. Było ono sprawą urzędników, którzy winni byli usunąć praktyki bezbożne i określić jak należy bogom obrazę wynagrodzić. *Gniew bogów wyjawiał się najczęściej w postaci nieszczęść takich, jak powodzie, susza, pożary, epidemie, klęski ponoszone na wojnie. Dotknięte nim grupy ludzkie gorliwie
najwyższą surowością. Chrześcijanie dobrze to wiedzieli z praktyki. Około r. 197 Tertulian napisze: „Jeśli Tyber, zaleje mury miejskie, jeśli Nil nie wyleje na pola, jeśli niebo stanie i nie daje deszczu, jeśli ziemia się trzęsie, jeśli głód, jeśli zaraza, zaraz słychać okrzyki: «Chrześcijaństwu»". Zobaczymy też, że okresy nasilonych prześladowań pokrywają się w czasie z okresami trudnymi w dziejach cesarstwa rzymskiego, gdy poszukiwanie winnych i błaganie bogów o zlitowanie narzucało się jako obowiązek społeczny. Cesarz i jego urzędnik o przyczynach prześladowań
Aby zrozumieć inne aspekty stosunku pogan do chrześcijan warto tu zacytować listy, jakie wymienili między sobą w roku 111 Pliniusz Młodszy, namiestnik prowincji Bitynii i Fontu i cesarz Trajan. Godne są one lektury także jako jedno z najstarszych świadectw o gminie chrześcijańskiej i jej męczennikach.
PLINIUSZ DO TRAJANA
„Jest to, Panie, moim zwyczajem zwracać się do Ciebie we wszystkich sprawach, co do załatwienia których mam wątpliwości. Któż bowiem może lepiej pokierować mną wobec mojego niezdecydowania, albo pouczyć w mojej nieświadomości?
Nigdy nie uczestniczyłem w prowadzeniu śledztwa przy badaniach chrześcijan, dlatego nie wiem, co i w jakim stopniu zazwyczaj się karze, ani jak się przeprowadza badania. Niemało Apologetyk 40, l, tł. J. Sajdak, POK 20, 1947, 164, też zastanawiałem się nad tym, czy trzeba brać pod uwagę wiek, czy też młodych należy traktować tak samo jak bardziej dorosłych. Czy przebacza się tym, którzy żałują swych czynów? Czy temu, który w ogóle był chrześcijaninem, nie pomaga to, że odstąpił od tej wiary? Czy samo miano «chrześcijanin» — jeśli byłoby wolne od czynów występnych — podlega karze, czy też dopiero występki z nim związane?
Dotychczas w stosunku do tych, których przyprowadzono do mnie oskarżonych o to, jakoby byli chrześcijanami, stosowałem taki sposób postępowania: pytałem ich samych, czy są chrześcijanami; kiedy przyznawali się, pytałem ich po raz drugi i po raz trzeci, grożąc karą śmierci. Trwających uparcie przy swoim kazałem odprowadzić [na śmierć]. Nie miałem bowiem wątpliwości, cokolwiek by wyznali, że z pewnością należy ukarać upór i nie dającą się zmienić krnąbrność. Byli znów inni, których opanował obłęd, ale ponieważ byli obywatelami rzymskimi, zanotowałem, że należy ich odesłać do Rzymu.
Wkrótce jednak, w czasie, gdy załatwiano jeszcze te sprawy, jak to zawsze się dzieje, pojawiły się różne formy zarzutów, ponieważ przestępstwo to zaczęło się rozszerzać. Przedstawiono mi wykaz anonimowy zawierający imiona wielu osób. Uważałem, że należy uwolnić tych, którzy twierdzili, iż nie są, ani nie byli chrześcijanami, skoro ze mną wzywali bogów i przed twoim posągiem, który w tym celu kazałem przynieść wraz z wizerunkiem bóstw, składali ofiary z kadzidła i wina, i, co więcej, złorzeczyli Chrystusowi, do czego — podobno — nic nie jest w stanie zmusić prawdziwych chrześcijan. Inni wymienieni w owym piśmie mówili, że są chrześcijanami, a zaraz zaprzeczali mówiąc, że wprawdzie byli, lecz zerwali już
z chrześcijaństwem, niektórzy — przed wielu laty, inni — nawet przed dwudziestu. Ci wszyscy uczcili twój posąg i wizerunki bogów, a także złorzeczyli Chrystusowi.
Zapewniali zaś, że największą ich winą czy też błędem było to, że mieli zwyczaj w określonym dniu o świcie zbierać się i śpiewać na przemian pieśni ku czci Chrystusa, jako Boga, i ze związali się przysięgą dotyczącą nie jakichś występków, lecz że nie będą popełniać kradzieży, rozbojów, cudzołóstwa, że nie będą składać fałszywej przysięgi, ani zapierać się wobec żądających zwrotu powierzonej im własności. Po tych obrzędach zazwyczaj rozchodzili się i znowu zbierali się, aby spożyć wspólny i niewinny posiłek; zaprzestali tego natychmiast po wydaniu przeze mnie edyktu, w którym — zgodnie z twoim poleceniem — zabroniłem wszelkich tajnych zrzeszeń. Po tych oświadczeniach uważałem, za rzecz konieczną wymusić przy pomocy tortur zeznania, ile ; jest w tym prawdy, od dwóch niewolnic, które nazywały siebie usługującymi [ministrae]. Nie znalazłem nic innego jak tylko niegodziwy i nieumiarkowany zabobon.
Dlatego odroczyłem śledztwo i zwracam się do Ciebie z prośbą o radę. Sprawa bowiem wydaje mi się zasługująca na zasięgnięcie rady, zwłaszcza że wielu jest narażonych na niebezpieczeństwo; liczni bowiem ludzie w różnym wie* ku, różnego stanu i obojga płci, są i zostaną jeszcze wezwani na śledztwo. Nie tylko bowiem miasta, ale i osady oraz wioski opanowała zaraza tego zabobonu. Zdaje mi się jednak, że można ją zahamować i z niej wyleczyć. Jest bowiem rzeczą pewną, że już znowu zaczęto odwiedzać opuszczone świątynie, wznawiać zaniedbane przez długi czas uroczystości religijne oraz
tu i ówdzie sprzedawać mięso na ofiarę, na które w ostatnich czasach rzadko nadarzał się kupiec. Z czego łatwo wnioskować, jaka liczba ludzi może się poprawić, o ile by tylko dano im możność wyrażenia skruchy."
TRAJAN DO PLINIUSZA
„Postąpiłeś tak,, jak powinieneś był, mój Sekundusie, przy prowadzeniu śledztwa, w stosunku do tych, o których doniesiono ci, że są chrześcijanami. Nie można bowiem podjąć ogólnej decyzji o ściśle ustalonej formie. Wyszukiwać ich nie należy. O ile jednak wpłynęłyby donosy i zostały udowodnione, należy ich karać, z tym jednak zastrzeżeniem, że jeśliby ktoś zaprzeczył, iż jest chrześcijaninem i potwierdził to swoim zachowaniem — zanosząc modły do naszych bogów — to, chociażby było podejrzenie co do jego przeszłości, powinien uzyskać przebaczenie ze względu na skruchę. Natomiast pisma anonimowe — w żadnej sprawie dotyczącej przestępstwa — nie mogą być brane pod uwagę. Dawałoby to bowiem najgorszy przykład nie pasujący do naszego wieku."
Kilka stwierdzeń tych listów wartych jest komentarza. Zauważmy, że pierwsza wątpliwość Pliniusza tyczy się przedmiotu oskarżenia: czy do wyroku skazującego wystarczy sam fakt bycia chrześcijaninem (jak to Pliniusz wyraził nomen Christianum), czy też trzeba udowodnić popełnienie przez winnych przestępstw wynikających z tego faktu (flagitia cohaerentia noroini — wszystko są to sformułowania klasyczne, często w literaturze naukowej przytaczane, stąd cytujemy je po łacinie). Za tym zwrotem kryją się oskarżenia o najohydniejsze zbrodnie, jakie ludzie potrafią wymyślić: kazirodztwo, kanibalizm (zwłaszcza zabijanie niemowląt na ofiarę), trucicielstwo, podpalanie. Podejrzewano „wszędzie miedzy nimi panuje kult rozkoszy zmysłowej : nazywają się bez różnicy braćmi i siostrami, by nawet najzwyczajniejszy nierząd przez wprowadzenie świętego imienia stał się kazirodztwem. Dochodzą do mnie na przykład słuchy, że oni najpodlejszego zwierzęcia, bo osła, głowę poświęcili i oddają jej cześć. nie wiem, co za głupią myśl mając: religia godna i najzupełniej godna takich obyczajów! Inni powiadają. że oni czczą części rodne przewodnika swego i kapłana modląc się jak gdyby do ojcowskiej siły rozrodczej. Nie wiem, czy podejrzenie to nie jest fałszywe. w każdym razie odpowiada w zupełności owym tajemniczym i nocnym rytuałom. Kto dalej powiada, że i człowiek, który za swój występek poniósł najcięższą karę, i drzewo krzyża nieszczęsne to jego świętości, ten godne straceńców i zbrodniarzy postawił ołtarze, by to czcili, na co zasługują.
A już opowiadanie o przyjmowaniu nowych członków jest równie potworne jak znane wszystkim. Temu, który ma być wtajemniczony w świętości podają dziecko mąką pokryte, by oszukać niebacznych. Kandydat widząc tylko mąkę i sądząc, że uderzenia będą niewinne, ślepymi i niewidocznymi ranami zabija niemowie. Oni zaś krew tego dziecka — co za okropność! — łakomie liżą, wśród bójki rozdzierają jego członki. Przy takiej ofierze przymierzem się łączą, a świadomością zbrodni dają sobie przykład wzajemnego milczenia." Takie święte obrządki szpetni e j sze są od wszelkiego świętokradztwa.
Znane są także ich uczty; wszyscy o nich mówią. Dowodem tego wywody naszego współobywatela z Cyrty (Frontona). W dzień uroczysty schodzą się na ucztę wszyscy z dziećmi, siostrami i matkami, wszyscy bez wyjątku na rodzaj i wiek. Po licznych daniach, kiedy uczestnicy rozgrzali się, a żar nieczystej namiętności pod wpływem trunków rozpalił się, wtedy pies przywiązany do świecznika za rzuconym kęsem zaczyna skakać i szarpać się na sznurku, na którym jest uwiązany. W ten sposób wywraca się i gaśnie zdradliwe światło, a wtedy w bezwstydnych ciemnościach sploty ciał toczą się w niewypowiedzianych na
namiętnościach, jak kto ktoś o nie chrześcijan i w ich popełnianiu widziano przyczynę odsuwania się ,ocl udziału w życiu zbiorowym i sprawowaniu kultu na osobności (rzecz dla człowieka starożytnego podejrzana — bogów czczono przecież zawsze publicznie).
Pliniusz wie dobrze, gdyż, będąc człowiekiem skrupulatnym, rzecz sprawdził, że oskarżenia te są bezpodstawne; ale zwróćmy uwagę, że nie zmienia to jego przekonania, iż chrześcijanie zasługują na najsurowsze kary. Uzasadnienie tego sądu stanowi twierdzenie, że ich religia jest niegodziwym i nieumiarkowanym zabobonem (prava et imniodiea superstiiio}, a ponadto są oni winni uporu i nie dającej się zmienić krnąbrności (pertinacia et injlexibilis obsiina-tic). Pliniusz, wychowany w świecie tradycyjnych wierzeń, reaguje więc ostro i negatywnie na emocjonalną stronę religii chrześcijańskiej; na entuzjazm jej wyznawców, na gotowość zaświadczenia, życiem wierności nauce Jezusa. Odmowa wycofania się ze, zdaniem Pliniusza, błędnego postępowania jest dla tego typowego przedstawiciela elity rzymskiej objawem krnąbrnego oporu przeciw władzy, postawy już samej w sobie godnej ukarania.
Trajan jasno wypowiada zasadę, której w istocie Pliniusz przestrzegał, mimo wyrażonych w liście wątpliwości: przedmiotem kary nie są popełnione zbrodnie a jest nomen Christianum, ale podaje bardzo istotne zastrzeżenie, by chrześcijan nie wyszukiwać, innym słowem nie podejmować inicjatyw zadowalając się oskarżeniami ludzi prywatnych i nie przyjmować anonimów (a wiec zazwyczaj je przyjmowano). Mimo oczy wszyscy czynem, to jednak przez współświadomość na .równi wszyscy wszeteczni. gdyż cokolwiek jeden lub drugi robił, było pragnieniom wszystkich".
wistej (dla. nas) brutalności, decyzja Trajana była dogodna dla chrześcijan i pamiętali go jako przychylnego im władcę (!). gdyż zmniejszała wydatnie zasięg prześladowań. Wydaje się, że na' ogół taka'- była linia postępowania cesarzy w wieku II.
Wyparcie się Chrystusa i złożenie ofiary uwalniało byłych chrześcijan od kary. Było to logiczne, przy przyjęciu założenia, że wina polega na wierze chrześcijańskiej, a celem postępowania przed sądem jest odciągnięcie ludzi od postawy, zdaniem pogan, zgubnej. Wracając do społeczności pogańskiej przestawali oni być groźni dla społeczeństwa.
5. Rola kultu cesarzy w prześladowaniach
Zwróćmy uwagę na to. że Pliniusz, gdy chce poddać chrześcijan osobliwemu testowi, każe przynieść posagi bogów, a wśród nich posąg Trajana (a wiec bogów, a nie wyłącznie cesarza!) domagając się, by oskarżeni złożyli przed nimi ofiarę. Jest to fakt wart odnotowania, gdyż w wielu starszych pracach, nie mówiąc o podręcznikach szkolnych, nasi czytelnicy znajdą twierdzenie, że przyczyną prześladowań chrześcijan jest odmowa uczestniczenia w kulcie władcy, a więc wzgląd o charakterze politycznym, a nie religijnym. Chcielibyśmy tu z wielkim naciskiem powiedzieć, że jest to pogląd błędny. Dzisiejsi historycy są przekonani, że w starożytnym Rzymie kult władców nie był obowiaz.-kowy, a przedstawiciele różnych grup społecznych uczestniczyli w nim w różnym stopniu. Brała w nim udział przede wszystkim elita, a więc ludzie, którzy sprawowali władzę tak na szczeblu miast, jak i wyżej, prowincji i cesarstwa. Przeciętny mieszkaniec miasta (nie mó- wiać już o chłopach) uczestniczył w kulcie o wiele rzadziej. Organizowano go bowiem nie „od góry" a „od dołu" pozostawiając inicjatywę poddanym (oczywiście władcy i ludzie z ich najbliższego otoczenia manifestowali swoje zadowolenie z takich gestów). Właśnie owo stwierdzenie stanowi nowość nauki ostatnich lat. Poprzednio badacze zakładali, że jeśli kult cesarzy istniał, to tym samym powstawał na skutek nakazów płynących z centrum i musiał być obowiązkowy. Tymczasem owo założenie nie jest pewnikiem i wymaga przeprowadzenia dowodu, którego posiadane przez nas źródła nie podtrzymują. Nie jest to sprawa drugorzędna, która by mogła interesować tylko specjalistów. Sprowadzając konflikt wyłącznie na grunt polityczny, zatracamy znaczenie i wymiar walki między chrześcijaństwem a pogaństwem, przestajemy ponadto rozumieć, dlaczego cesarz nie chciał brać pod uwagę składanych mu nieraz deklaracji posłuszeństwa.
6. Poganie wobec rozwijającego się chrześcijaństwa
Do tych podstawowych przyczyn prześladowań: oskarżenia o ateizm i o zabobonność trzeba dodać jeszcze inne motywy zaogniające stosunki między poganami a chrześcijanami.
Na pierwszym miejscu wymienić należy pogańską reakcję na atmosferę apokaliptycznego pobudzenia pojawiającą się niekiedy z wielką siłą wśród chrześcijan. Zapowiedź bliskiego końca świata, który miał przepaść w wielkiej, kosmicznej katastrofie, gwałtowne potępienie pogańskiego państwa, odrzucenie obowiązków wobec państwa i rodziny, egzaltowanie dziewictwa, któremu towarzyszył często niechętny stosunek do prokreacji (a był to obowiązek dla ludzi antyku najświętszy) wywoływało jak najgorsze reakcje ze strony ludzi identyfikujących się z porządkiem rzymskim. Przedstawiciele władz, którym przyszło wysłuchać zwykłych w ustach tych chrześcijan epitetów Rzymu takich jak „wielka nierządnica", „bestia"5 musieli widzieć w osobach je wygłaszających niebezpiecznych burzycieli porządku. Pragnienie męczeństwa, które popychało jednostki czasami nawet do autodenuncjacji napełniało ludzi nie rozumiejących wiary chrześcijańskiej przekonaniem, że mają do czynienia z szaleńcami. Postawy takie nie były wcale typowe dla całego Kościoła, odwrotnie, stanowiły cechę charakterystyczną wielu ruchów rygorystycznych usuwanych z jego społeczności. Jednak trudno się spodziewać, żeby przeciętny poganin miał rozróżniać miedzy rozmaitymi nurtami chrześcijaństwa. Inna rzecz, że nieszczęścia społeczne w ogóle, a prześladowania w szczególności, przyczyniały się do radykałizowania nastrojów.
Akta męczenników i ich Pasje (terminy te wyjaśnimy później), które czytelnik znajdzie w naszej antologii, a które należą cło najlepszych i najbardziej wiarygodnych świadectw o prześladowaniach, kładą nacisk na to, że chrześcijanie byli lojalni wobec cesarzy deklarując gotowość podporządkowania się ich godziwym wymaganiom i modlenia się za nich do Boga. Ale wątpić należy, czy zawsze ludzie zawleczeni przed trybunały, udręczeni więzieniem i torturami, szykujący się na śmierć, zachowywali taką pełną ostrożności postawę i nie ulegali pokusie wykrzyczenia swego protestu i nienawiści do instytucji stanowiących narzędzie szatana. Nawet jeśli nie obrzucali obelgami cesarza, to całe ich zachowanie i słowa z pogańskiego punktu widzenia były drażniące. Wśród lyońskich męczenników byli i tacy, którzy odmawiali odpowiedzi na najprostsze pytania o imię i stan, powtarzając, że są chrześcijanami. Urzędnicy uważali to za karalną krnąbrność. To co chrześcijanie mieli do powiedzenia o religii pogańskiej, jeśli im na to pozwolono, brzmiało jak najgroźniejsze bluźnierstwo.
Szczególnie ostro reagowały władze, gdy stwierdzały obecność w gminach przedstawicieli elity. Pogarda wobec ludu kazała im godzić się z większą łatwością z odchyleniami od przyjętej religijnej normy wśród ciemnego ludu, w ich oczach z natury skłonnego do tego co zbrodnicze. Gdy jednak „zaraza" sięgała szczytów społeczeństwa, świadomość zagrożenia tradycyjnego ładu kazała im uderzać zdecydowanie. Paradoksalnie także tłum był wrażliwy na przypadki nawróceń wśród arystokratów, których życie obserwowano pilnie i w których widziano naturalnych przywódców, a więc ludzi tym zdecydowanej zobowiązanych do przestrzegania praw.
Wzrost liczby gmin i liczby wiernych prowadził także do zaostrzenia sytuacji. Póki chrześcijanie stanowili wąskie środowiska, żyjące na marginesie społeczności, jeśli nie było specjalnych powodów do lękania się gniewu bogów, traktowano ich często z pogardą i z pewnym zaniepokojeniem, ale ostatecznie tolerowano. Gdy jednak gminy obejmowały sporą liczbę osób, były dobrze zorganizowane, wykazywały wielką zwartość cementowaną nie znaną na taką skalę w starożytności opieką nad chorymi, sierotami, biednymi, rosła irytacja w ich obliczu i świadomość zagrożenia przez nowa siłę.
Socjolodzy życia religijnego zauważyli w toku badań nad rozmaitymi grupami ludzkimi (nie tylko w starożytności), że konflikty najszybciej wybuchają, gdy siły stron zaczynają się zrównywać.
Swetoniusz w informacji o prześladowaniach za Nerona nazwał chrześcijan superstitio nova — nowym zabobonem. W tym przymiotniku ,,nowy" kryje się najcięższe potępienie. Dla ludzi starożytności, dla których religia była najważniejszą częścią historycznego dziedzictwa, zerwanie z nim, zastąpienie go religijnymi nowinkami było czymś niewyobrażalnie zbrodniczym.
Rozważając przyczyny prześladowań trzeba także brać pod uwagę czynniki czysto osobiste: spory między jednostkami, nienawiść, zazdrość, pragnienie zagarnięcia cudzych dóbr. Popychały one pogan do oskarżania przed władzami tych chrześcijan, z którymi chcieli się rozprawić. W dalszym toku tego wstępu znajdzie czytelnik wiadomości o systemie rzymskiego sądownictwa, pozwolą mu one zrozumieć, dlaczego ten czynnik miał tak wielkie znaczenie.
Wszystkie te rozważania powinny uświadomić czytelnikowi, z jakim trudem torowała sobie drogę nowa religia w starym świecie, jak olbrzymie były przeciwieństwa między religią Chrystusową a religią pogan. Wszystko to, co stanowi o wielkości chrześcijaństwa, o jego sile — miłość do Boga i pewność, że jesteśmy przez Niego kochani (każdy z osobna, a nie tylko jako społeczność), nadzieja uwolnienia się od zła na tym i na tamtym świecie, miłość wiążąca ludzi we wspólnoty wspomagające się wzajemnie — wszystko to leżało u podstaw konfliktu, który trwał aż do zwycięstwa nowej wia-
7. Charakter przyczyn prześladowań
Przez pierwsze dwa wieki istnienia Kościoła cesarze i ich przedstawiciele skazywali niejednokrotnie chrześcijan na śmierć, ale nie podejmowali akcji systematycznych, które by uderzały w nich jednako na całym obszarze państwa. Prześladowania pojawiały się, gdy napięcie w rozmaitych miejscach przekraczało zwykłą miarę, ale przyczyn tego stanu trzeba szukać na miejscu, a nie w działaniach władz centralnych.
Nie istniał;/ też jakieś przepisy prawne, które by regulowały postępowanie wobec chrześcijan. List Pliniusza do Trajana jest tego wyraźnym dowodem, gdyby takie były wydane, ów skrupulatny urzędnik z pewnością by o nich wiedział. .
Istniało jakieś zarządzenie wydane przez Nerona (institutum Neronianum) wspomniane przez Tertuliana bez bliższych niestety wyjaśnień i w bardzo retorycznym kontekście: „Neron przedstawił jakimi właściwie jesteśmy, potępiając w nas to, co sam czynił. I oczywiście po usunięciu wszystkich dekretów Nerona zachował się tylko ten jeden: Dekret Neroniań-ski, nawiasem mówiąc sprawiedliwy, skoro nie jest podobny do swego autora). Neron musiał wydać jakieś zarządzenie w sprawie ukarania chrześcijan w Rzymie po pożarze, ale brak jest dowodów na to, by zawierało ono jakieś przepisy o szerszym charakterze (chrześcijanie nie byli na innych terenach molestowani). Nie jest wykluczone, że Tertulian spośród wszelkich możliwych jednostkowych aktów prawnych wy- chodzących z cesarskiej kancelarii a tyczących się chrześcijan' (jak choćby list Trajana do Pliniusza) wybrał właśnie institutum Nerona nie dlatego, że było szerzej stosowane, ale z racji fatalnej opinii o tym cesarzu. Już sam fakt, że chrześcijan prześladował Neron, przemawiał na korzyść ofiar jego tyrańskich kaprysów. Powoływanie się na jego zarządzenie było tym mniej prawdopodobne, że cesarz ten został po śmierci skazany na damnatio memoriae („potępienie pamięci"), co pociągało za sobą anulowanie wszelkich jego aktów prawnych. Korzystając ze świadectw Tertuliana pamiętać trzeba, że dobiera on..swe argumenty ze zręcznością polemisty kierującego się wyłącznie efektem, a nie skrupulatnością badacza.
List Trajana też nie mógł stanowić w tej materii litery prawa, namiestnicy mogli się na niego powoływać", ale nie musieli.
Gdy czytamy opisy prześladowań rzuca nam się w oczy aktywna rola tłumu. Wydaje się, że władze były wielokrotnie przymuszane do działania tumultami, które mogły nawet przybierać postać pogromów, kiedy to poganie dokonywali samosądów _i rabunków. Namiestnicy, najczęściej pozbawieni dostatecznej, siły policyjnej, aby móc się przeciwstawić tłumom, obawiali się takich sytuacji, które groziły rozległą destabilizacją życia społecznego. Stąd, niezależnie od tego, co osobiście myśleli o chrześcijanach, podejmowali kroki mające na celu uspokojenie mas przystając na ich żądania. W istocie rzeczy postępowanie Nerona, który przewidując wybuch wściekłości mieszkańców Rzymu dotkniętych przez pożar, kierował strumień nienawiści przeciwko chrześcijanom, ma podobny charakter. 8. Prześladowania reakcją pogan na nieszczęścia zbiorowe w II wieku
Stopień intensywności prześladowań wyznaczała nie 'tylko sytuacja na terenie danego miasta bądź krainy, ale i stan całego cesarstwa. Widać to wyraźnie w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych wieku II, gdy państwo rzymskie przeżywało swój pierwszy wielki kryzys naruszający dotychczasowy spokój zewnętrzny i wewnętrzny.
Wojsko rzymskie, które walczyło w Mezopotamii z Fartami, wracając na teren państwa przywlekło ze sobą groźną epidemię dżumy, która w toku kilkunastu lat zdziesiątkowała ludność cesarstwa (w 180 r. zmarł na nią sam cesarz Marek Aureliusz). W 167 r. granicę naci Dunajem zaatakowała ogromna koalicja barbarzyńskich plemion Markomanów, Kwadów, Sarmatów, Longobardow i, nie znajdując dostatecznej liczby wojsk rzymskich zdolnych do stawienia jej czoła, przeniknęła głęboko w obszary, które od wieków nie widziały wrogów. Barbarzyńcy zjawili się bowiem pod Akwileją w północnej Italii. Odparcie przeciwników wymagało ogromnego wysiłku, na który trudno się było zdobyć społeczeństwu osłabionemu przez dżumę.
Barbarzyńcy i dżuma zostali przyjęci jako wyraźny dowód gniewu bogów, naruszenia pax deorum („pokoju bożego"), dotychczas cechującego stosunki między ludźmi a bóstwami. Stąd nerwowa atmosfera poszukiwania winnych, których niejednokrotnie znajdowano w wyznawcach Chrystusa. Chrześcijanie reagowali na nieszczęścia, zarówno te, które ich dotykały, jak i te, które obejmowały wszystkich mieszkańców cesarstwa, wzrostem religijnego napięcia i rygoryzmu. Oczekiwania bliskiego końca świata, jego zapowiedź, widziano we wzmożonych prześladowaniach. Nastroje apokaliptyczne popychały wielu chrześcijan do prowokowania pogan, bądź stwarzały same z siebie wystarczającą dla przeciwdziałania prowokację wywołującą nowe fale pogańskiej agresji. Rozmiar społecznego napięcia i rodzącego się zeń bestialstwa możemy zmierzyć czytając choćby relację z prześladowań w Lyonie.
Kryzys państwa został dość szybko zażegnany, choć usunięcie wszelkich jego efektów w sferze ekonomicznej okazało się niemożliwe. Krwawa wojna domowa, która wybuchła po śmierci syna Marka Aureliusza, Kommodusa, powiększyła wcześniejsze trudności. Mimo wszystko jednak jeszcze następne pokolenie przeżyło \v atmosferze odzyskanej stabilności i dobrze, choć z trudem, bronionych granic.
Nie oznaczało to, aby chrześcijanie mogli czuć się bezpiecznie. Panowanie nowej dynastii, Sewerów, znaczą prześladowania w rozmaitych miejscach. W tych czasach zamęczono w Kartaginie Perpetuę i jej towarzyszy, a w Aleksandrii zginął razem z innymi Leonidas, ojciec przyszłego wybitnego teologa Orygenesa. Mechanizm tych prześladowań pozostał mniej więcej taki jak w II wieku, może tylko ich intensywność i częstotliwość wzrosła. Nadchodziły jednak nowe czasy, które niosły ze sobą prześladowania o odmiennym charakterze, znacznie groźniejsze, gdyż atakujące cały Kościół. Zbliżał się kryzys połowy III wieku.
Kryzys, który tak ciężko dotknął cesarstwo za panowania Marka Aureliusza, był jedynie wstępem do serii nieszczęść nękających świat śródziemnomorski od lat trzydziestych wieku III. Przede wszystkim system obrony granic przed wrogami zewnętrznymi okazał się nieskuteczny. Ze środkowej Europy, a wkrótce i ze stepów nad Morzem Czarnym, na teren imperium zaczęły napływać fale barbarzyńskich wojowników szturmujących linie Dunaju i Renu i wyrządzających szkody nie do odrobienia. Kolumny barbarzyńskie przenikały głęboko na południe Galii, sięgały Italii północnej, Grecji. Teren;/, które od stuleci nie znały innych wojen niż domowe (a i te trafiały się rzadko), miały się przekonać jakie okropności niesie ze sobą strumień najeźdźców. Wiele miast zamieniło się w ruiny, wiele ziem nie mogło być uprawianych z braku rąk do pracy.
Cesarstwo zostało wzięte w dwa ognie: nad wschodnią granicą wyrosło agresywne państwo Sasanidów, które zgłaszając pretensje do dziedzictwa Achemenidów, podjęło próbę podboju Syrii i Azji Mniejszej.
Jednocześnie załamała się wewnętrzna spoistość państwa, rok po roku pojawiali się uzurpatorzy atakujący cesarzy, których prawowitość wynikała z faktu zwyciężenia innych konkurentów. W toku niemal pięćdziesięciu lat ani jeden z władców nie zmarł śmiercią naturalną, a długość ich panowania w najlepszym razie wynosiła lat kilka. Wojny domowe podrywały i tak nadwątlone siły państwa.
Dobrobyt cechujący pierwsze dwa wieki cesarstwa znikł, aby już więcej nie powrócić. Wzrost liczebności armii niezbędnej do bronienia płonących granic i rozprawiania się z konkurentami do tronu musiał prowadzić do powiększenia i tak już uciążliwych podatków. Aby je zebrać, trzeba było uciekać się na znaczną skalę do stosowania przemocy. Elitę miast, która poprzednio za swój punkt honoru miała sprawowanie w nich urzędów i okazywanie swej szczodrobliwości w postaci 'budowania gmachów publicznych, organizowania widowisk i rozdawania żywności, nie było już stać na takie gesty.
Boleśnie dotknięte przez historię pokolenia zrozumiały, że wali się rzymski porządek, w którym ich przodkowie żyli życiem jednostajnym i bezpiecznym. Mieli oni rację, choć upadek imperium nie nastąpił jeszcze w III wieku. Reformy Dioklecjana u jego schyłku i wysiłki ekip rządzących w wieku IV. były w stanie uratować go jeszcze na sto kilkadziesiąt lat za wysoką, jak się okazało, cenę.
Rozmaite były ludzkie reakcje w obliczu tych zdarzeń. Rzym, jego przeszłość i dorobek zagrożone przez nieszczęścia wewnętrzne, stały się ludziom droższe niż poprzednio. Rozkwitł swoisty patriotyzm rzymski, intensywny zwłaszcza na obszarach, które wcale nie były kolebką państwa, a romanizacji uległy późno. Wierność tradycji, wrogość wobec wszystkiego co ją podważało stawały się nakazem chwili.
10. Kryzys religijny w III wieku
Wielu ludzi pozbawionych stabilnych ram świata przeżywało, głęboki kryzys wewnętrzny podając w wątpliwość wartość starej moralności i starych bogów.
Kryzys religijny nie był zjawiskiem nowym. Jego pierwsze objawy śledzić możemy w II, a nawet i w I w. po Chr. Jednak nieszczęścia zbiorowe powiększyły jego zasięg i intensywność. Polegał on na głębokim niezadowoleniu
z -własnej kultury i w szczególności z własnej religii, na potrzebie poznania innej rzeczywistości od tej, w której żyli, rzeczywistości transcendentnej. Ludziom nie wystarczała świadomość istnienia bóstw, chcieli nawiązać z. nimi osobisty kontakt. Pragnęli zdobyć pewność szczęśliwego bytu na tamtym świecie, w którym zachowają świadomość indywidualną. Rosła potrzeba czystości pojmowanej coraz częściej w kategoriach moralnych, a nie tylko zewnętrznych, rytualnych. Załamanie porządku politycznego skłoniło do szukania oparcia w grupach. które zmniejszałyby poczucie osamotnienia i zagrożenia we wrogim świecie.
Nie znajdując zaspokojenia w tradycyjnych kultach, ludzie ci szukali Boga poza nimi. Wzrosła liczba czcicieli bogów wschodnich: Izydy, Sarapisa, Mitry, Niezwyciężonego Słońca, Ky-bele i innych. W kręgach elity, która od wieków przywykła znajdować w systemach filozoficznych odpowiedzi na pytanie o naturę bogów, wielkim powodzeniem cieszyły się prądy na poły religijne, na poły filozoficzne, takie jak gnostycyzm, hermetyzm, pitagoreizm. Wzrosło zainteresowanie misteriami.
To, co kiedyś szokowało pogan w postawach religijnych chrześcijan, stawało się udziałem coraz większej liczby ludzi. Z wielką też ostrożnością można by powiedzieć, że różnice w dziedzinie mentalności między chrześcijanami a religijnie aktywniejszą częścią pogańskiej społeczności stawały się coraz mniejsze. Oczywiście nie trzeba sobie wyobrażać, że kryzys dotknął wszystkich mieszkańców cesarstwa, wciągnął on jednostki o większej wrażliwości, jednak owa część stawała się szybko coraz liczniejsza.
Kryzys pogańskiej kultury i religijności nie oznaczał wcale, że konflikty między chrześcijanami a poganami traciły na ostrości. Odwrotnie, mamy wrażenie, że nastrój niepokoju prowadził ku ich pogłębieniu zmieniając natomiast ich podłoże i charakter. Przedstawiciele nowych tendencji w pogaństwie byli o wiele bardziej zacietrzewieni, nietolerancyjni niż ich tradycyjnie wychowani przodkowie. Pojawia się poprzednio niemal nie znana postać fanatyka religijnego. Spotykamy pogańskich ludzi świętych, natchnionych, umiejących porwać za sobą tłumy. Niejednokrotnie właśnie oni inicjowali prześladowania chrześcijan.
Wzrost rzymskiego patriotyzmu nie ułatwiał sytuacji chrześcijan. Tradycjonaliści widzieli w nich wrogów starego porządku i zwalczali tym gorliwiej, im bardziej byli do niego przywiązani i im -większą siłę stanowili ich przeciwnicy.
11. Chrześcijaństwo w III wieku
A chrześcijaństwo w toku wieku III rosło z wielką szybkością. Kryzys starego świata i jego wartości stwarzał ku temu idealne warunki. Sieć kościołów w wieku III stała się bardzo gęsta. Niewiele już było w imperium takich krain, w których nie byłoby chrześcijańskich gmin. Na wielu obszarach Wschodu: w Egipcie, Syrii, Azji Mniejszej chrześcijanie stanowili pokaźną część ludności, choć nigdzie jeszcze nie przekroczyli jej połowy. Okrzepła organizacja Kościołów, wzrosła liczba duchowieństwa, rozszerzył się zakres jego działalności. Gminy chrześcijańskie dysponowały znacznymi zasobami pochodzącymi z darów na rozległą działalność filantropijną zapewniającą byt ludziom, którym zabrakło środków do życia. Mijające dziesięciolecia były okresem bardzo intensywnej działalności kulturalnej, istniała już pokaźna literatura chrześcijańska, działały szkoły inicjujące dysputy teologiczne. Kościół miał za sobą pierwszy etap dyskusji z .kulturą antyczną, którą selektywnie wchłonął i która mu posłużyła do wzbogacenia wiary. Chrześcijaństwo zdobywało coraz większą liczbę przedstawicieli elity, w początkach Wielkiego Prześladowania (a więc tego, które zarządził Dioklecjan) wyznawcy Chrystusa byli także obecni na cesarskim dworze. Minęły już czasy, gdy członkowie niewielkich grup zdawali się być obcym ciałem w wielkim organizmie cesarstwa.
Stosunek chrześcijan do Rzymu podlegał istotnej ewolucji. W obliczu zagrożenia wielu identyfikowało się ze sprawą cesarstwa stając się aktywnymi patriotami rzymskimi.
Przestano mówić o ohydnych zbrodniach, które rzekomo mieli popełniać chrześcijanie. Ich tryb życia, zalety i wady były dobrze wszystkim znane. Zwalczanie religii Chrystusowej wymagało już nie tylko sporadycznie podejmowanych działań administracyjnych, potrzebna była z jednej strony propaganda, z drugiej systematyczna walka na wielką skalę.
Pogańska elita zdawała sobie sprawę, że środki, które miały służyć do eliminacji chrześcijan ze społeczności imperium rzymskiego były stosowane niekonsekwentnie. Gotowa była też atakować Kościół z większą systematycznością i brutalnością.
Pierwsze prześladowania zarządzone przez cesarstwo: prześladowanie za Decjusza
Ów nowy punkt widzenia został urzeczywistniony przez Decjusza obwołanego cesarzem przez wojska w czerwcu 249 r. po zwycięskiej kampanii przeciwko Gotom za Dunajem. Cesarz ten, powołany na tron w jednym z trudniejszych okresów kryzysu III w., zdawał sobie sprawę, że jego sukcesy, które skłoniły żołnierzy do powierzenia mu władzy, nie zapewnią państwu spokoju na tej granicy. Można go było osiągnąć tylko poprzez działania militarne o wielkich rozmiarach, które sięgałyby głęboko na terytorium barbarzyńskie. Do przygotowania ich zabrał się natychmiast po usunięciu poprzedniego władcy, Filipa Araba. Częścią tych właśnie działań były przesunięcia o charakterze religijnym dyktowane mu przez wierność tradycji i niechęć do wszystkich tych. którzy swym postępowaniem prowokowali aż nazbyt dla niego oczywisty gniew bogów.
Pod koniec roku 249 lub na początku 250 r. do namiestników prowincji został rozesłany edykt, w którym Decjusz nakazywał, aby wszyscy mieszkańcy cesarstwa, niezależnie od płci i wieku, udowodnili, wierność bogom ludu rzymskiego uczestnicząc w ofiarach: paląc na ich cześć kadzidło, dokonując libacji, spożywając cząstkę mięsa lub placka ofiarnego.
W tym miejscu chcemy dodać kilka informacji na temat pogańskich obrzędów, które czytelnikowi pomogą zrozumieć sens rozporządzeń Decjusza. Najważniejszym aktem kultowym była ofiara, którą składano bogom na ołtarzach znajdujących się przed świątyniami (a nie wewnątrz!), a także w gmachach publicznych (w sali obrad senatu, rad miejskich, bazylikach) i na publicznych placach. Można było składać bogom placki, czy specjalnie gotowane potrawy, ale panowało przekonanie, iż najmilsza, a wiec najskuteczniejsza, jest ofiara krwawa. Zwierzę przeznaczone do tego celu, podprowadzano pod ołtarz -i tu zabijano. Jego krew wylewano na
ołtarz i następnie spalano w ogniu na nim roznieconym część zwierzęcia, określaną tradycją jako porcja bogów. Reszta należała do ludzi. Służyła do przygotowania uczty, w której uczestniczyło także, choć niewidoczne, ale obecne. bóstwo. Pozostałe mięso zanoszono do domów, można je było także sprzedać w jatce. Właśnie dlatego, że uczta pojmowana była jako wspólny posiłek dla bogów i ludzi, w edykcie Decjusza nakazywano uczestnikom skosztowanie tego, co zostało ofiarowane, inaczej udział ludzi w akcie ofiary byłby niepełny.
Inną formą ofiary była libacja, czyli wylanie na ołtarz płynów: wina czystego bądź zmieszanego z wodą, lub mleka z miodem. Wreszcie można było czcić bogów wrzucając do ognia zapalone na ołtarzu kadzidło.
Chrześcijanie, co nam się może wydawać niezrozumiałe, jako najmniej ich obciążającą formę udziału w pogańskim kulcie traktowali spalenie kadzidła (mówimy tu o chrześcijanach przeciętnych, a nie jednostkach wrażliwych i przywódcach Kościoła). W czasie prześladowań dla tych, którzy w ten sposób zgrzeszyli, utarła się nazwa thurificati. Natomiast obowiązek spożycia cząstki ofiary napełniał ich zgrozą. Wedle dość rozpowszechnionego przekonania bogowie pogańscy istnieli, tyle, że byli złośliwymi demonami. Ofiary nasycone złowrogą siłą kalały wszystko czego dotknęły, wprowadzone do wnętrza człowieka oddawały go we władzę demona. Jest w tej postawie jeszcze wiele z antycznych koncepcji czystości rytualnej i rytualnej zmazy.
Członkowie komisji powołanych we wszystkich miejscowościach, aby dopilnować wykonania postanowień edyktu, na prośbę zainteresowanych potwierdzali ich deklaracje złożenia ofiary (były to tak zwane libelli, znamy je dobrze, gdyż egzemplarze takich zaświadczeń zostały odnalezione wśród papirusów w Egipcie).
Tradycja chrześcijańska przedstawiała ten edykt jako akt, którego wyłącznym celem było prześladowanie chrześcijan. Nie jest to zgodne z prawdą. Gdyby Decjuszowi tylko na tym zależało, wystarczyłoby nakazać przepytanie ich przed komisjami. Ofiara złożona przez wszystkich mieszkańców imperium nie mogła być tylko testem. Miała głęboki sens religijny w obliczu nieszczęść zewnętrznych i wewnętrznych. W przeszłości Rzymu spotykamy nieraz takie supplicationes (,.błagania") zarządzane w momentach trudnych. Jednak Decjusz i jego doradcy dodając sankcje karne dla tych. którzy się od ofiary uchylali, mieli od razu na celu uderzenie w chrześcijan, uderzenie, dla którego supplicationes stanowiły uzasadnienie ideologiczne. Przygotowywano w ten sposób opinię publiczną, na reakcji której musiało inicjatorom prześladowań zależeć, biorąc pod uwagę rozmiar przewidywanych represji. Odmowa uczestniczenia we wspólnych modłach w sytuacji, w której Rzym dramatycznie potrzebował łaski bogów, musiała rozpalać niechęć pogan do takiej temperatury, jaka była dla całej akcji niezbędna.
Represje nie trwały długo i straciły na ostrości jeszcze przed śmiercią Decjusza, która nastąpiła 15 VIII 251 r. Nie potrafimy dziś ocenić, jakie były rozmiary i mechanizm prześladowań. Można się domyślić, że istniały znaczne różnice w zależności od lokalnej sytuacji. Trudno sobie wyobrazić, na przykład, by wszędzie wydawano zaświadczenia, miało to sens wyłącznie na tych obszarach, gdzie chrześcijanie byli liczni. Nie jest rzeczą wykluczoną, że gminy niewielkie, nie wpadające w oko władzom ani opinii publicznej, mogły w ogóle przejść ten okres bez większego szwanku. Natomiast w największych ośrodkach chrześcijaństwa w Rzymie, Kartaginie. Aleksandrii, Antiochii, miastach wybrzeży Azji Mniejszej, dzień składania ofiar był dniem trwogi.
Skuteczność prześladowań zarządzonych przez Decjusza była w sumie niewielka. Stanowiły one ciężką próbę dla chrześcijańskiej wiary, ale jednocześnie pokazały jej wielką siłę. Potwierdzało ją nie tylko bohaterstwo męczenników i wyznawców opierających się torturom i trwodze przed męczeńską śmiercią, potwierdzali ją także lapsi wracający do Kościoła, gdyż ich przywiązanie do wiary było większe niż by wynikało z ich słabości. Potęga Kościoła brała się więc nie tylko z krwi męczenników, ale z umiejętności kierowania ludźmi przeciętnymi, grzesznikami w ich drodze do Boga.
13: Prześladowania za Waleriana
Antychrześcijańską politykę Decjusza podjął cesarz Walerian w 257 roku. Nie był on od początku przeciwnikiem wiary Chrystusowej, wydaje się nawet, że w pierwszych chwilach panowania w jego otoczeniu znajdowali się chrześcijanie. Dopiero przybycie Waleriana do Rzymu spowodowało zasadniczą zmianę postawy. Być może wynikała ona z presji arystokracji rzymskiej (tj. miasta Rzymu — zauważmy, że w czasach cesarstwa słowo Rzym miewa, różne znaczenie, stąd niekiedy potrzeba takiego uściślenia). Reprezentowała ona postawy skrajnie fanatyczne. Jej wrogość wobec chrześcijaństwa była bardzo silna, a podjęcie prześladowań mogło stanowić dla Waleriana cenę jej poparcia, co w cesarstwie rozrywanym przez uzurpatorów miało niebagatelne znaczenie.
W edykcie wydanym w połowie 257 (nieco przed sierpniem) cesarz nakazywał wygnanie
duchownych (biskupów, prezbiterów, diakonów) jeśli odmówią złożenia ofiary pogańskim bogom. Tym razem więc władca pozostawiał w pokoju zwykłych wiernych, uderzając wyłącznie w przywódców, stając widocznie na stanowisku, że Kościół pozbawiony duchownych
nie będzie w stanie przetrwać. Ponadto edykt zabraniał zebrań i wchodzenia na teren cmentarzy pod karą śmierci dla wszystkich winnych, a więc także dla świeckich członków gmin.
W 258 roku ukazał się edykt następny, znacz nie ostrzejszy. Duchowni mieli być karani śmiercią, senatorzy i ekwici należący do gmin podlegali utracie godności, konfiskacie dóbr i śmierci, jeśli się przy swej wierze upierali. Dla kobiet z tych stanów przewidywano wygna nie. Zwraca uwagę fakt, iż jest to pierwszy edykt, który nie uwalnia od kary apostatów.
Ten atak na chrześcijańskich arystokratów jest bardzo znamienny. Po pierwsze pokazuje nam, że religia Chrystusowa była już w tym środowisku bardzo rozpowszechniona. Po drugie właśnie owa penetracja chrześcijan była traktowa na przez pogańską elitę jako fakt wysoce niepokojący, wymagający szczególnie ostrych środków zaradczych. .
W 260 roku Walerian poniósł klęskę w wojnie z królem perskim, Saporem, i dostał się do "niewoli, w której przyszło mu następnie umrzeć. Sytuacja cesarstwa zaatakowanego wówczas jednocześnie od wschodu i północy, faktycznie podzielonego na trzy osobne organizmy, była tak trudna, że nie podjęto żadnych kroków, aby go uwolnić. Jego syn i następca, Galien (260—268), od razu wyrzekł się religijnej polityki ojca, stojąc na stanowisku, że w obliczu zagrożenia, państwa nie może podejmować walki z dużym odłamem ludności. Reprezentował też, co jest rzeczą ważną, inną linię polityki społecznej, wrogo ustosunkowany do senatu i stanu senatorskiego, mniej był podatny na jego religijne naciski.
Galien wydał rozporządzenie nakazujące zaprzestanie prześladowań, a także zwrot skonfiskowanego mienia Kościoła. Jest to pierwszy akt prawny, w którym cesarz faktycznie uznaje chrześcijaństwo za religię dozwoloną (w łacińskiej terminologii religio licita) uwalniając tym samym jej wyznawców od procesów, w których jedyną podstawą oskarżenia był nomen Christianum.
14, „Mały pokój" Kościoła
Rozpoczął się długi okres pokoju dla Kościoła, który rozwijał się w coraz szybszym tempie. Budowano liczne kościoły, jeden z nich nawet znalazł się przed samym pałacem cesarskim w Nikomedii. Nie oznacza to, aby zagrożenie znikło całkowicie. Nasze źródła wskazują, że i w tych spokojnych latach zdarzały się męczeństwa ludzi skazanych wedle wcześniej stosowanych procedur, trudno jest nam powiedzieć o co ich oskarżano przed trybunałami.
Ten stan przerwany został brutalnie po 40 latach przez Dioklecjana (284—305). Rozpoczynało się ostatnie prześladowanie, zwane zazwyczaj Wielkim Prześladowaniem, w toku którego obie strony miały świadomość, że jest to bój decydujący.
15. Podłoże Wielkiego Prześladowania
Edykty Dioklecjana zarządzające prześladowanie pochodzą z ostatniej fazy jego rządów. Pisarze chrześcijańscy twierdzą zgodnie, że do ich wydania został on skłoniony przez swego współpracownika Galeriusza, a uczynił to niechętnie, przewidując nieuchronny wylew krwi. Jednak generalny atak na religię chrześcijańską był w logice działań tego cesarza l jego ekipy, dziwić się raczej można nie temu, że edykty zostały wydane, lecz że uczyniono to tak późno. Dioklecjan był wielkim innowatorem w dziejach Rzymu, ale innowatorem ożywionym ciuchem konserwatyzmu. Jego reformy przekształcały głęboko stosunki wewnętrzne Rzymu w imię zachowania nie tylko jego potęgi, lecz i substancji rzymskiej tradycji. Dla chrześcijan, od tej tradycji się odwracających, był to jak najgorszy prognostyk.
Zrywając już z dobrze zakorzenionym kultem władcy, Dioklecjan stworzył nowe religijne uzasadnienie jego pozycji. Cesarz był człowiekiem wybranym przez bóstwo dla sprawowania na ziemi rządów. Przybierając przydomek Jovius („Jowiszowy"), Dioklecjan mówił poddanym, że władza jego pochodzi od Jowisza i za jej sprawowanie będzie przed nim odpowiadał. Maksy-mian, współrządzący cesarstwem z Dioklecjanem, otrzymał od niego przydomek Herculius („Herkulesowy"), gdyż miał mu pomagać, tak jak Herkules pomagał Jowiszowi bronić ludzkości przed potworami i zbrodniarzami. Tej nowej teologii władzy, traktowanej na serio, towarzyszył wysiłek odnowienia religii i nasycenia powtórnie treściami religijnymi gestów publicznych, które uległy zeświecczeniu. Charakterystyczne jest, że Dioklecjan wybrał na swego patrona Jowisza, bóstwo czysto rzymskie, poprzednicy Dioklecjana deklarowali raczej swą pobożność dla różnego typu bóstw solarnych.
Konflikt między Dioklecjanem a chrześcijaństwem był w tych warunkach nieuchronny. Parły do niego środowiska fanatycznych pogan, świadome że czas pracuje na korzyść Kościoła i gotowe skupić wszystkie siły, aby go zniszczyć. Znalazły one wsparcie w osobie Galeriu-sza umiejącego narzucić swój punkt widzenia Dioklecjanowi, pogrążającemu się w ostatnich latach rządów w chorobie.
Rzecz charakterystyczna, prześladowania zaczynają się w atmosferze odbudowanej stabilizacji: po blisko dwudziestu latach panowania tej samej ekipy, z uspokojonymi granicami, przebudowanym i sprawnym systemem fiskalnym i nową, zwiększoną armią. Rozmiary chrześcijańskich gmin uniemożliwiały bowiem atakowanie ich w czasach wojen i wewnętrznego kryzysu.
16. Edykty prześladowców i ich realizacja
Pierwszy edykt o prześladowaniach został wydany 23 III 303 roku i obejmował swym działaniem całe cesarstwo. Nakazywał on:
1. zniszczyć wszystkie lokale kultu chrześcijańskiego,
2. skonfiskować, a następnie spalić księgi święte,
3. zakazać zebrań wiernym,
4. odebrać chrześcijanom prawo występowania do sądów ze sprawami, utrzymując w mocy procesy przeciwko nim skierowane; odebrać chrześcijanom przywileje stanowe,
5. zamienić w niewolników wyzwoleńców cesarskich zatrudnionych w administracji. Nie wiemy, jakie sankcje przewidziane były dla nieposłusznych (na przykład tych, którzy nie chcieli oddać ksiąg). Dioklecjan deklarował, że wszystko miało się odbyć bez rozlewu krwi, ale niezależnie od jego intencji krwawe represje były nieuchronne.
Drugi edykt wydany po serii niepokojów w Syrii i Melitene, o wywołanie których oskarżano licznych tam chrześcijan, ukazał się późną wiosną, bądź latem 303 roku i nakazywał aresztowanie całego duchowieństwa. Jesienią w okresie uroczystości ku czci dwudziestolecia rządów Dioklecjana, wydano dekret o charakterze połowicznej amnestii: duchowni, którzy złożyli ofiarę, mieli wyjść z zatłoczonych więzień, nie przygotowanych do przyjęcia takiej liczby ludzi.
Wreszcie w początku roku 304, gdy stan zdrowia Dioklecjana pogorszył się wyraźnie, a władza coraz bardziej jawnie należała do Galeriu-sza, ukazał się edykt dla Kościoła najgroźniejszy. Nakazywał on wszystkim, pod karą śmierci, złożenie ofiar bogom.
Mimo szczegółowych przepisów chrześcijanie nie wszędzie zostali poddani represjom w jednakowej mierze. Konstanc j usz Chlorus, który miał pod swym zwierzchnictwem Galię i Brytanie ograniczył się do burzenia kościołów.
W Italii i w Afryce, podlegających zdecydowanie anty chrześcijańsko nastawionemu Maksy-minowi, przystąpiono ze szczególną gorliwością do realizowania pierwszego edyktu. Także na Wschodzie, choć na ogół prześladowania były tu bardziej ostre, ich rytm i czas trwania różniły się w zależności od gorliwości namiestnika i stopnia rozfanatyzowania pogańskich elit, które mogły popychać mniej aktywnych urzędników do krwawych represji.
Zmiana w składzie ekipy rządzącej cesarstwem, która nastąpiła l V 305 r. była dla chrześ-cijan wysoce niepomyślna. Na miejsce Dioklecjana, skłonnego mimo wszystko do umiarkowania, najwyższą władzę wśród czterech objął wprawdzie Konstanc j usz Chlorus, ale po jego rychłej śmierci dostała się ona Caleriuszowi. Jego najbliższym współpracownikiem z tytułem cezara został Maksymin Dają, poganin fanatyczny, pilnujący w poddanych sobie obszarach (a wśród nich był Egipt i Palestyna!), aby edykty wypełniano skrupulatnie. W 306 roku wydał on edykt przypominający o obowiązku złożenia ofiary, dodając nowe przepisy, które władzom lokalnym nakazywały przygotowanie szczegółowych rejestrów z nazwiskami wszystkich mieszkańców. Miały one być podstawą do dalszych działań. Był to moment szczytowy prześladowań, od których sam Maksymin Dają musiał odstąpić w roku następnym, gdy zmieniając taktykę nakazał namiestnikom prowincji zamiast kary śmierci stosowanie kary okaleczenia (ucinano jedną rękę, przecinano ścięgna pod kolanem w jednej nodze, wykłuwano jedno oko) i zsyłki na roboty przymusowe.
Jest to niewątpliwie znak, że mimo wszelkiego nacisku, ze strony władców i na Wschodzie prześladowania nie rozwijały się zgodnie z zarządzeniami.
Druga wielka fala prześladowań przyszła je sienią, bądź zimą 309 roku. trwała przez rok 310, po czym zaczęła słabnąć.
17. Prześladowcy uznają swoją porażkę:
edykty tolerancyjne
Tymczasem inicjator Wielkiego Prześladowania, Galeriusz, ciężko i śmiertelnie zachorował na puchlinę wodną. Jego długotrwała agonia była straszliwa, rozkładał się za życia cierpiąc męki okrutne. I on, i jego otoczenie musiało widzieć w tym potwornym końcu zemstę chrześcijańskiego Boga, którego należało jak najszybciej przebłagać przerywając prześladowania. Galeriusz ponadto zdawał chyba sobie sprawę z tego, że przyniosły one efekty niewspółmierne do zaangażowanych sił. Zdecydował się więc (nota bene na kilka dni przed śmiercią) na wydanie edyktu tolerancyjnego. Było to 30 IV 311 roku. A oto jego tekst:
„Między innymi ustaleniami, które przedsiębierzemy w interesie tego, co pożyteczne i korzystne dla społeczeństwa, zapragnęliśmy najpierw zgodnie z dawnymi prawami i porządkiem publicznym Rzymian poprawić ogólną sytuację i zatroszczyć się o to, żeby również i chrześcijanie, którzy porzucili wiarę swoich własnych ojców, powrócili do właściwej postawy. Bo doprawdy z jakiegoś powodu owładnęło nimi tak dalece nieuzasadnione uroszczenie, że nie idą w ślad za wzorami wskazanymi przez starożytnych, które być może ustalili i ich także przodkowie, lecz przeciwnie — według własnego wyboru i jak każdy z nich chciał — tak też sami sobie ustanowili prawa i praw tych przestrzegali, a w różnych miejscach różne zbierali tłumy.
Tak więc, kiedyśmy z tego powodu wydali stosowny do sytuacji dekret w tym duchu, żeby się zwrócili do ustanowień pradziadów, bardzo wielu z nich postawionych przed sądem lub poturbowanych poniosło śmierć we wszelkich jej postaciach.
A kiedy wobec faktu, że większość trwała nadal w tym samym szaleństwie, musieliśmy nej bogom niebiańskim, ani nie czczą boga chrześcijan, wtedy, z uwagi na naszą ludzką wyrozumiałość i stałą normę postępowania, na zasadzie której zwykliśmy wszystkim ludziom udzielać przebaczenia, również i w tym przypadku uznaliśmy, że trzeba rozciągnąć naszą zgodę na to, aby znów mogli być chrześcijanami i odbudować świątynie, w których się zbierali, pod warunkiem, że nie będą czynili nic przeciwko porządkowi. Za pośrednictwem zaś drugiego listu damy znać sędziom, czego, oni ze swej strony będą się musieli trzymać. Dlatego też, z uwagi na to nasze ustępstwo, obowiązani będą modlić się do swego boga o nasze bezpieczeństwo, o bezpieczeństwo państwa I własne^, aby na wszelki sposób zarówno sprawy publiczne w dobrym były stanie, jak też i oni sami w swym domu żyć mogli spokojnie.
Maksymin Dają w obliczu tego edyktu nie mógł po prostu kontynuować prześladowań ignorując decyzje swego zwierzchnika (a wkrótce, po śmierci Galeriusza, poprzednika). Potrzebował on pretekstów, których dostarczały mu uchwały rad miejskich poszczególnych miast domagające się wszczęcia postępowania przeciwko chrześcijanom. Akcja była, jak się wydaje, zakrojona na wielką skalę, mamy jej ślady w postaci inskrypcji zachowujących teksty takich petycji. Nie ma powodu widzieć w tych uchwałach wyłącznie efektu serwilizmu i nakazów, pogańska elita nienawidząca swych religijnych przeciwników była i bez zachęty gotowa do takich gestów. Jednak prześladowania wygasały. Piotr, biskup Aleksandrii, zamęczony 25X1311 roku, był jedną z ostatnich ofiar. Sytuacja Maksymina Dai zaczynała być bowiem coraz trudniejsza. 12 X 312 roku Konstantyn zwyciężył w bitwie przy moście Milwiskim, jego sojusznik Licyniusz przygotowywał się do zaatakowania Wschodu. W obliczu zagrożenia trzeba było porzucić represje przeciw chrześcijanom i próbować przeciągnąć ich na swoją stronę. Nie było to już możliwe: chrześcijańską kartą posługiwał się teraz Licyniusz, wprawdzie nieszczerze (jak przyszłość pokaże), ale skutecznie. Po zwycięskiej bitwie, w której pokonał Maksymina Daje i która mu oddawała prowincje wschodnie, wydał edykt, który przyznawał Kościołowi wolność kultu i określał warunki zwrotu skonfiskowanego mienia. Ów tekst (niesłusznie nazywany Edyktem Mediolańskim) z 15 VI313 roku jasno formułował zasady nowej polityki władców wobec religii chrześcijańskiej:
„Od dawna już biorąc pod uwagę fakt, że nie należy stawiać przeszkód na drodze do wolności religijnej, lecz trzeba dać myśli i woli każdego człowieka swobodę w zakresie traktowania spraw Bożych zawsze według jego wyboru, zwróciliśmy się do chrześcijan z wezwaniem, ażeby uchowali wiarę zawartą w ich wyznaniu i szerzoną religijnym kultem.
Ponieważ jednak można było odnieść wrażenie, że w owym dokumencie, w którym tymże chrześcijanom przyznana została taka właśnie swoboda, dodatkowo uwzględniono wiele różnych interpretacji, to może przypadkowo niektórzy z nich napotkali przeszkody w zachowywaniu wiary, o której tu mowa.
Kiedy szczęśliwym zrządzeniem losu [my obaj] ja, Konstantyn August oraz ja, Licyniusz August, spotkaliśmy się w Mediolanie i roztrząsaliśmy wszystkie sprawy, jakie tylko mogły przynieść pożytek i korzyść ogółowi, wtedy pośród innych decyzji, jakie w różnych przypadkach uznaliśmy za użyteczne dla całego społeczeństwa, na naczelnym miejscu umieściliśmy zwłaszcza te zarządzenia, na których opiera się poszanowanie i cześć należna istocie boskiej, to znaczy chcieliśmy zapewnić tak chrześcijanom, jak i w ogóle wszystkim, wolny wybór takiej religii, za jaką by się chcieli opowiedzieć; [postąpiliśmy tak] po to, ażeby wszelka możliwa interwencja bóstwa i rnocy niebieskich mogła być łaskawa dla nas oraz dla wszystkich, którzy pozostają pod naszą władzą.
Tak więc, kierując się zdrową i jak najbardziej słuszną ideą, wyraziliśmy dekretem tę naszą wolę, aby absolutnie nikomu nie odmawiano swobody umożliwiającej przyjęcie i wybór kultu, czy też wiary chrześcijańskiej i żeby każdy mógł bez przeszkód zagłębić się myślą w nauce tej religii, którą sam dla siebie uzna za stosowną, wszystko po to, ażeby istota boska mogła nam na każdym kroku użyczać jak zawsze niezawodnej pomocy i zapewnić pełnię powodzenia.
Wypadało nam zatem wydać w tym sensie zarządzenia, ażeby po całkowitym usunięciu interpretacji, przesłanych Twej Świątobliwości w poprzednich naszych pismach na temat chrześcijan [i ograniczeń], które wydawały się bardzo krzywdzące i obce naszej {cesarskiej] łagodności, te właśnie miejsca zostały unieważnione i żeby teraz swobodnie po prostu każdy z tych, którzy powzięli to właśnie postanowienie zachowania religii chrześcijańskiej, mógł bez najmniejszego skrępowania trzymać się swojej decyzji.
Te oto wyjaśnienia postanowiliśmy w sposób jak najbardziej pełny przekazać Twojej Troskliwości, ażebyś wiedział, że my daliśmy tymże chrześcijanom całkowitą i niczym nieskrępowaną swobodę uprawiania ich religii. Ponieważ Twoja Pobożność widzi, że darowaliśmy im to bez żadnych ograniczeń, dostrzega też i to. że daliśmy również innym, którzy tylko zechcą, swobodę w zakresie zajmowania się przyjętymi przez nich zasadami życia i religii, co oczywiście leży w interesie spokoju naszych czasów: żeby każdy miał swobodę wyboru i praktykowania religii, jakiej by tylko zechciał. Postąpiliśmy tak w tym celu, aby żaden kult ani żadna religia nie doznała w czyichkolwiek oczach jakiegoś z naszej strony umniejszenia.
I oprócz wszystkich innych decyzji w sprawach dotyczących chrześcijan podejmujemy jeszcze i tę: ewentualni nabywcy — czy to od skarbu naszego, czy to od kogoś innego — tych pomieszczeń, gdzie się poprzednio zazwyczaj zbierali chrześcijanie, a co do których we wcześniejszych pismach wysłanych do Twej Świątobliwości ustalony był inny tryb postępowania -»v poprzednim okresie, mają tymże chrześcijanom — unikając wszelkiego grania na zwłokę i stwarzania sytuacji niejasnej — zwrócić je bezpłatnie i bez żądania jakiejkolwiek rekompensaty. Dalej, jeśliby się tak zdarzyło, że pewne osoby otrzymały takowe w darze, mają je jak najszybciej zwrócić wymienionym tu chrześcijanom. Jeśliby w tych warunkach bądź to nabywcy tych nieruchomości, bądź to ci, którzy otrzymali je w darze, domagali się czegoś od naszej wspaniałomyślności, niech się zwrócą do trybunału miejscowego namioctki naszej łaskawości zadbano również i o nich. Wszystkie te dobra mają być za Twoim pilnym staraniem oddane zbiorowości związanych z nimi chrześcijan bez jakiegokolwiek odwlekania decyzji.
Ponieważ zaś wyżej wymienieni chrześcijanie mieli, jak wiadomo, nie tylko te pomieszczenia, w których się zazwyczaj gromadzili, ale także jeszcze inne, należące nie do każdego spośród nich, lecz do zarządu ich zbiorowości, czyli zbiorowości chrześcijan, rozkażesz na mocy przytoczonego dopiero co rozporządzenia zwrócić je w całości bez najmniejszego sprzeciwu tymże chrześcijanom, to znaczy ich zbiorowości i każdemu ich synodowi, przy czym wyżej wymienione rozporządzenia winny być przestrzegane w sposób jasny, ażeby ci, którzy zwrócą te nieruchomości bez rekompensaty, jak to żeśmy powiedzieli, mogli się spodziewać, że nasza wspaniałomyślność nie pozwoli im ucierpieć szkody. W tych wszystkich poczynaniach winieneś wyżej wspomnianej zbiorowości chrześcijan w sposób jak najbardziej skuteczny okazać szczególną gorliwość, ażeby rozporządzenie nasze znalazło jak najszybciej swe spełnienie, tak żeby i tutaj za sprawą naszej łaskawości zadbano o wspólny i publiczny spokój.
Dzięki temu bowiem zarządzeniu, tak jak to już przed chwilą powiedziano, troska Boża o nas, której żeśmy w wielu już doświadczyli sprawach, przetrwa w swej mocy na zawsze. I wreszcie, ażeby dokument tego naszego ustawodawstwa i naszej wspaniałomyślności mógł dotrzeć do świadomości wszystkich, wypada, ażeby to nasze pismo zostało z Twego polecenia wszędzie uwidocznione i podane cło publicznej wiadomości, tak, aby zarządzenie tej naszej wspaniałości i łaski nie mogło ujść przed czyjąkolwiek uwagą."
Wprawdzie w okresie zaostrzenia stosunków z Konstantynem Licyniusz zaczął prowadzić wrogą politykę wobec chrześcijan, ale były to szykany, a nie prześladowania. Zwycięstwo Konstantyna w 324 roku ostatecznie zamknęło erę Kościoła cierpiącego.
Nastąpiło to już wcześniej na Zachodzie, gdzie prześladowania i tak trwały krócej, niecałe dwa lata. Jest wysoce wątpliwe, czy w ogóle przystąpiono tam do realizacji najgorszego, czwartego edyktu. Stąd edykt Galeriusza z 311 roku nie stanowił dla tych obszarów tak zdecydowanego przełomu. Konstantyn, który w r. 306 objął władzę po śmierci Konstantyna Chlorusa i sprawował ją do bitwy u mostu Milwijskiego nad Galią, Brytanią i Hiszpanią, prowadził tak jak ojciec, politykę tolerancji. Maksencjusz mający w swych rękach Afrykę i Italię w 311 roku zarządził z własnej inicjatywy zwrot dóbr skonfiskowanych Kościołowi, a w samym Rzymie był inicjatorem zbudowania pierwszej bazyliki dla potrzeb chrześcijańskiego kultu. Tradycja ukształtowana przez propagandę Konstantyna, wedle której prześladował chrześcijan, była po prostu czystą kalumnią.
PAŃSTWO RZYMSKIE I JEGO APARAT REPRESJI
Osobne miejsce w historycznym wstępie przeznaczyliśmy dla przedstawienia podstawowych informacji o ustroju cesarstwa rzymskiego i jego wymiarze sprawiedliwości. Pozwolą one czytelnikom zrozumieć lepiej tło, na którym działy się prześladowania a także ich mechanizm prawny.
1. Podziały społeczne. Elita i jej przywileje
Stosunki społeczne pierwszych trzech wieków po Chrystusie charakteryzuje podział na warstwy o wyraźnie hierarchicznym układzie. Ludzie pozostawali najczęściej w grupach, w których przyszli na świat i ten porządek na ogół akceptowali. Przypadki robienia gwałtownych karier wynoszących do góry ludzi z samych nizin były rzadkie, rzadkie też było palące pragnienie awansu, tak typowe dla naszych czasów.
Podstawową rolę odgrywał podział na dwa stany: wolnych i niewolników. Niewolnik pojęty był jako rzecz o szczególnej naturze, był on całkowicie we władaniu pana. Państwo nie chciało ingerować w stosunki między nimi, chyba że miały miejsce przypadki zupełnie wyjątkowego okrucieństwa. Niewolnik nie powinien zeznawać przed sądem przeciwko swemu panu, czyniono jednak wyjątek dla procesów o zdradę stanu, a także o zbrodnie szczególnie odrażające, jak kazirodztwo i kanibalizm. Stąd odwoływanie się do świadectwa niewolników w procesach przeciwko ich chrześcijańskim panom. Na to, by ich zeznanie miało moc dowodową, musiało być złożone na torturach: pogarda wobec ludzi pozbawionych wolności była tak wielka, że zasłaniała znaną dobrze i w starożytności prawdę, że ludzie pod wpływem cierpienia mogą powiedzieć rzeczy dowolne, byleby się od nich uwolnić. W przypadkach ciężkich przestępstw niewolnik, składając donos na pana, mógł liczyć na nagrodę w postaci wyzwolenia. Dla chrześcijańskich właścicieli miewało to fatalne skutki.
W obrębie stanu wolnych podstawową rolę odgrywał długo podział na obywateli rzymskich i nieobywateli. W początkach cesarstwa tylko mieszkańcy Italii mieli wszyscy ten uprzywilejowany status. Na pozostałych obszarach przypadał on w udziale członkom miejscowych elit (też-nie wszystkim!), i wysłużonym żołnierzom, którzy po dwudziestokilkuletniej służbie zyskiwali w nagrodę obywatelstwo rzymskie. Zapewniało ono lepszą ochronę prawną ze strony władz, chroniło przed torturami, chłostą, publicznym poniewieraniem, a w przypadku wyroku śmierci pozwalało na odwołanie się do cesarza. Dla chrześcijan trafiających przed trybunał posiadanie tego uprzywilejowanego statusu mogło mieć i inne, nie w pełni przewidziane przepisami, skutki w postaci lepszego traktowania w więzieniu i na procesie.
W miarę upływu lat liczba obywateli rzymskich w całym cesarstwie rosła, szybciej się to działo na Zachodzie, wolniej na Wschodzie. U progu wieku trzeciego, a dokładnie w 212 r., cesarz Karakalla daje obywatelstwo wszystkim niemal wolnym mieszkańcom państwa.
Akt ten jednak nie prowadził bynajmniej do zrównania ludzi przed prawem. Jeszcze wcześniej zaczai się bowiem kształtować podział nowy, o nieco innym charakterze, na honestiores („bardziej godni czci") i humiuores („ubożsi", „niżsi") lub tenuiores („biedniejsi", „słabsi"). Pierwsza grupa obejmowała przedstawicieli elity, druga całą resztę. Przywileje przysługujące poprzednio obywatelom rzymskim przeszły, teraz na honestiores. Elita państwa rzymskiego składała się z trzech tytułowanych był stan senatorski składający się z członków senatu i ich rodzin. Z jego grona cesarze brali najwyższych dostojników, zwłaszcza tych, którzy mieli dowodzić armiami (aż do połowy III w., gdy ich tego przywileju pozbawiono). Niżej stał stan ekwitów (czy też, jak się często to słowo spolszcza, „rycerzy"). Spośród niego rekrutowali się urzędnicy administracji cesarskiej nieco niższego od senatu stopnia, a także korpus oficerski armii. W miarę upływu czasu pozycja ekwitów i ich rola w rządzeniu imperium wzrastała. Wreszcie trzecią grupę elity stanowili ci, których bogactwo i wpływy nie wykraczały poza rodzinne miasto. Pełnili w nim urzędy, wchodzili w skład rady miejskiej decydującej o wszystkich ważniejszych dla danego miasta sprawach.
Honestiores nie mogli być torturowani ani skazywani na śmierć w sposób haniebny. Sędziowie rzadziej stosowali wobec nich karę śmierci niż wobec pozostałych przestępców. Tylko w wyjątkowych wypadkach mogli być skazywani na ciężkie roboty przymusowe w kamieniołomach bądź kopalniach.
Zdarzało się, że przywileje tych grup nie były respektowane, gdyż ich przedstawiciele popełnili jakąś szczególnie ciężką zbrodnię, bądź urzędnicy musieli ustępować przed naciskiem rozwścieczonego tłumu.
2. Uprawnienia namiestników prowincji
Państwo rzymskie podzielone było na wielkie jednostki terytorialne tworzące administracyjną całość. Specjalne miejsce zajmowała Italia, której mieszkańcy poza obywatelstwem mieli przywilej niepłacenia podatków bezpośrednich. Po-
dzieliły się na dwie kategorie: senackie i cesarskie. Zarządzali nimi namiestnicy dobierani spośród stanu senatorskiego, lub, dla mniej ważnych 'obszarów, ekwickiego. O obsadzie stanowisk decydowano w Rzymie. Inicjatywa należała do cesarza, lub, w niektórych przypadkach, do senatu.
Osobowość i uprawnienia namiestników zarządzających nimi miały dla chrześcijan istotne znaczenie, zwłaszcza do czasów Decjusza, a więc do pierwszego cesarskiego rozporządzenia regulującego generalnie sprawę prześladowań. Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę, że namiestnicy mieli bardzo rozległe uprawnienia w stosunku do mieszkańców prowincji, które ograniczały jedynie przywilej obywatelstwa, a później fakt należenia do honestiores. Instancje niższego szczebla na terenie prowincji (urzędnicy miejscy, rady miejskie) mogły rozpatrywać i podejmować decyzje w sprawach mniej ważnych. Jurysdykcja w procesach zagrożonych dużymi karami pieniężnymi i karą śmierci należała wyłącznie do namiestnika, który mógł prowadzić przewód sam, lub powołać radę do pomocy.
Podstawowym zadaniem namiestnika było, poza zbieraniem podatków, zapewnienie spokoju w prowincji. Aby je wypełnić, miał szerokie uprawnienia określone przez źródła łacińskie mianem coertitio, dyskrecjonalną zdolność do represjonowania o charakterze policyjnym, mówiąc prościej, prawo do działania w sposób dowolny, byle skuteczny. Nawet jeśli przy takich okazjach był zbyt brutalny, a dopiął swego i nie brał łapówek ani nie grabił i pamiętał o nienaruszaniu interesów obywateli rzymskich, mógł być spokojny, że nikt nie pociągnie go do odpowiedzialności. Jeśli sprawy, które mu ordo iudiciorum (..bieg postępowania sądowego"), w której zawarte były przypadki regulowane przepisami prawnymi często pochodzącymi z czasów jeszcze republikańskich, musiał je uwzględniać, jeśli jednak nie mieściły się w nim i należały do rodzaju extra ordinem, miał pełną swobodę. Mógł wówczas brać pod uwagę miejscowe tradycje. precedensy prawne (zwłaszcza decyzje cesarza w analogicznych sprawach, instrukcje otrzymane przed wyruszeniem na prowincję). Podstawową rolę odgrywały jednak jego własne rozeznanie i wiedza. Prześladowania chrześcijan mieściły się całkowicie w kategoriach extra ordinem.
Rozległość uprawnień namiestnika jest w pewnym stopniu odbiciem rozległości uprawnień cesarza będącego w tych czasach podstawowym źródłem prawa (poza uchwałami senatu). W prowincji, zwłaszcza cesarskiej, namiestnik był jego przedstawicielem i działał z jego delegacji. Jeśli miał wątpliwości, mógł pytać o zdanie cesarza, wówczas musiał przestrzegać otrzymanych instrukcji.
Nawet w przypadku spraw mieszczących się w ordo do namiestnika należała decyzja w sprawie kary (natomiast był związany przepisami w sprawie kwalifikacji czynu), tym bardziej działo się tak przy procesach extra ordinem. W ogóle prawo rzymskie nie znało systemu sztywnej taryfy kar charakterystycznego dla nowoczesnych kodeksów, które sędziom zostawiają bardzo ograniczone możliwości decydowania, gdy zostanie "określona kwalifikacja przestępstwa.
Taki system wymiaru sprawiedliwości pozwalał namiestnikom na zaostrzanie bądź łagodzenie wyroków zgodnie z osobistymi poglądami i, co ważniejsze, z określoną sytuacją danej oso- Prześladowania w państwie rzymskim
ordo iudiciorum (..bieg postępowania sądowego"), w której zawarte były przypadki regulowane przepisami prawnymi często pochodzącymi z czasów jeszcza republikańskich, musiał je uwzględniać, jeśli jednak nie mieściły się w nim i należały do rodzaju extra ordinem, miał pełną swobodę. Mógł wówczas brać pod uwagę miejscowe tradycje, precedensy prawne (zwłaszcza decyzje cesarza w analogicznych sprawach, instrukcje otrzymane przed wyruszeniem na prowincję). Podstawową rolę odgrywały jednak jego własne rozeznanie i wiedza. Prześladowania chrześcijan mieściły się całkowicie w kategoriach extra ordinem.
Rozległość uprawnień namiestnika jest w pewnym stopniu odbiciem rozległości uprawnień cesarza będącego w tych czasach podstawowym źródłem prawa (poza uchwałami senatu). W prowincji, zwłaszcza cesarskiej, namiestnik był jego przedstawicielem i działał z jego delegacji. Jeśli miał wątpliwości, mógł pytać o zdanie cesarza, wówczas musiał przestrzegać otrzymanych instrukcji.
Nawet w przypadku spraw mieszczących się w ordo do namiestnika należała decyzja w sprawie kary (natomiast był związany przepisami w sprawie kwalifikacji czynu), tym bardziej działo się tak przy procesach extra ordinem. W ogóle prawo rzymskie nie znało systemu sztywnej taryfy kar charakterystycznego dla nowoczesnych kodeksów, które sędziom zostawiają bardzo ograniczone możliwości decydowania, gdy zostanie "określona kwalifikacja przestępstwa.
Taki system wymiaru sprawiedliwości pozwalał namiestnikom na zaostrzanie bądź łagodzenie wyroków zgodnie z osobistymi poglądami i, co ważniejsze, z określoną sytuacją danej osoby i jej^ środowiska. Tertulian wspomina namiestników, którzy pomagali chrześcijanom, jeden z nich nawet podpowiadał im, jak winni odpowiadać na procesie, aby uzyskać zwolnienie. Inny wydawał wyrok skazujący, aby uspokoić tłum, ale później skazańców wypuszczał.
Tak więc nie wszyscy chrześcijanie wyznający swą wiarę przed urzędnikiem musieli ponieść karę śmierci, inaczej informacje Tertuliana byłyby bez sensu. Warto było podpowiadać „dobre" odpowiedzi, jeśli w oparciu o nie można było ocalić głowę oskarżonego. Ten sam Tertulian wspomina namiestnika prowincji Azji, tym razem okrutnika, przed trybunał którego w r. 184—85 stawił się z własnej woli tłum chrześcijan. Miał on wówczas pochwycić kilku, reszcie zaś rzekł: „nędznicy, jeśli chcecie umrzeć, to macie przecież przepaście i powrozy"9. Do urzędnika więc należała decyzja czy przyjąć do wiadomości przestępstwo, czy je zignorować.
Jeśli nasze Akta męczenników mówią wyłącznie o karze śmierci, jako jedynej reakcji władz na wyznanie, to jest to wynik swoistej selekcji materiału. Autorzy ich wybierali z tłumu ludzi cierpiących za wiarę tylko przypadki heroiczne, pozostałe ich nie interesowały.
3. Podstawy prawne prześladowań; procedury sądowe
Rozbieżności w. postępowaniu namiestników wynikały nie tylko z charakteru działania w ramach postępowania extra ordinem i coertitio,
lecz także z rozmaitego kwalifikowania przestępstwa, którego chrześcijanie mieli się dopuścić. Dotykamy tutaj sprawy bardziej skomplikowanej i dyskusyjnej, mianowicie podstawy prawnej procesów. Trudności badania tej kwestii biorą się ze szczupłości informacji zawartych w naszym materiale źródłowym (Akta męczenników mówią szeroko o bohaterstwie, mniej zaś zwracają uwagę na stronę proceduralną), jak i z ich rozproszenia w czasie i przestrzeni. Jeśli wiadomości pochodzą z okresu dwustu lat i z całego imperium rzymskiego, to liczyć się trzeba ze zmianami zachodzącymi w czasie (w ciągu niemal dziewięciu pokoleń!) i odmianami lokalnymi. Przy nieistnieniu ścisłych przepisów prawnych było rzeczą zgoła niemożliwą, aby namiestnicy przez tak długi okres czasu identycznie formułowali swe wyroki.
Zastanawiając się nad przyczynami prześladowań dochodzimy do wniosku, że dwie z nich należy uznać za fundamentalne, leżące u podstaw całej procedury: była to odmowa udziału w kulcie bogów i inny, społecznie nie akceptowany typ religijności. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że urzędnik nie zawsze te podstawowe czynniki wskazywał w uzasadnieniu wyroku. Na plan pierwszy mógł on wysunąć takie przestępstwa, jak krnąbrność, spiskowanie przeciw władzy, naruszanie porządku publicznego lub przestępstwa szczególnie odrażające, o które tłum chrześcijan oskarżał: kazirodztwo, kanibalizm, trucicielstwo, podpalanie. Nie oznacza to, że urzędnicy zapominali o przyczynach podstawowych, które były w każdym razie z góry dane. lecz akcentowali to, co w danym wypadku było w postępowaniu chrześcijan najbardziej drażniące (czy też powiedzmy dokładniej : wydawało się poganom drażniące). Na to, by zrozumieć dlaczego występoxvały w wyrokach takie warianty a nie inne, trzeba by znacznie lepiej znać okoliczności konkretnych spraw.
Od połowy III w. podstawę prawną określały edykty cesarskie. Nawet jednak wówczas namiestnicy zachowali znaczną swobodę w zakresie ferowania wyroków. Dlatego w czasie prześladowań Decjusza chrześcijanin mógł zapłacić za swą wiarę głową, mógł być zesłany do kopalni lub kamieniołomów, ale zdarzało się, iż urzędnicy poprzestawali na konfiskacie majątku i wygnaniu. Pewien procent nawet opuszczał spokojnie wiezienia mimo wyznania wiary.
Większość spraw, które do namiestników trafiały, była wynikiem prywatnego oskarżenia. Tylko oczywiste przypadki naruszenia porządku publicznego były przez nich inicjowane. Pamiętać bowiem, trzeba, że starożytność nie znała instytucji prokuratora (a więc oskarżyciela publicznego, który musi wszcząć postępowanie karne, jeśli jest przekonany o winie danej osoby). Wymiar sprawiedliwości w ogóle opierał się na oskarżycielach prywatnych (a nazywając ich mniej ładnie — donosicielach), których trzeba było do takich czynności zachęcić. Jeśli proces wykazał, że mieli rację, otrzymywali z reguły pewną część kwoty grzywny lub majątku oskarżonego. Wielu z oskarżycieli traktowało swoje czynności zawodowo, a choć społeczeństwo reagowało na to ze wstrętem, nie można było z ich usług zrezygnować. Aby zmniejszyć nieco ich gorliwość trzymano się zasady, że będą podlegali karze, jeśli postępowanie sądowe przebiegnie nie po ich myśli. W procesach przeciwko chrześcijanom oskarżenia najczęściej pochodziły od prywatnych ludzi, a całkiem osobiste antypatie musiały odgrywać wielką rolę. Proces toczył się publicznie: na głównym placu miasta {a więc forum, lub w miastach greckich na agorze), lub w otwartej dla wszystkich hali zwanej bazyliką. Był to fakt istotny. Obie strony procesu były poddane presji opinii publicznej. Postawa pogańskich widzów nieraz zaostrzała decyzje namiestnika, postawieni przed jego sądem chrześcijanie wiedzieli, że słuchają ich współbracia, a ich zwycięstwo lub Męska dzieją się na oczach gminy.
W czasie trwania procesu sporządzano protokół i następnie przekazywano go do archiwum.
4. Tortury
W toku postępowania sądowego stosowano niekiedy tortury. Były one, jak już wspominaliśmy, regułą w procesie, gdy zeznawali niewolnicy; poczynając od końca II wieku coraz częściej dotykały one ludzi wolnych a należących do niższego stanu humiliores. Szczególnie często uciekano się do nich w czasie prześladowań zarządzonych przez Decjusza i Dioklecjana. Służyły one wówczas nie do wydobycia z podsąd-nych informacji, ale do złamania ich oporu i przymuszenia do złożenia ofiary.
Najczęściej stosowano biczowanie, rozrywanie ciała metalowymi „pazurami", przypalanie członków płonącymi pochodniami. Szczególnie okrutną torturę stanowił tak zwany koń (łac. equuleus): odartych z szat więźniów przymocowywano do belki na nóżkach (czegoś w rodzaju naszego „konia" gimnastycznego), a ich członki rozciągano w różne strony przy pomocy lin poruszanych wielokrążkami. Powodowało to wyłamanie kości ze stawów.
W więzieniach unieruchamiano niekiedy przetrzymywanych kajdanami. Składały się one
z ciężkich, metalowych pierścieni nakładanych na kostki nóg i łączących je łańcuchów lub desek czy prętów.. Stosowano także dyby (compedes lub nervus): Były to belki przymocowane do podłoża, na których co kilkadziesiąt centymetrów wpasowywano metalowe pręty. W powstałe w ten sposób przedziały wkładano nogi więźniów, a następnie zamykano od wierzchu instrument przytwierdzając do niego deskę lub metalową listwę. Dyby mogły także służyć do zadawania tortur, gdyż pozwalały na rozciąganie nóg aż do wyrywania kości udowych ze stawów.
5. Aparat represji przeciw chrześcijanom
Namiestnik prowincji w swych działaniach przeciwko chrześcijanom znajdował oparcie w aparacie policyjnym.
Dwoistość struktur administracyjnych cesarstwa rzymskiego działających w dwóch płaszczyznach: miast i prowincji, znajdowała swoje odbicie również w organizacji policji. W zasadzie za porządek na danym obszarze odpowiadali urzędnicy miejscy, a więc osoby powoływane spośród elity municypalnej na okres jednego roku i to w ramach obowiązków przypadających ludziom z ich sfery z tytułu zajmowanej pozycji społecznej (były to tak zwane mu-nera lub w świecie greckim liturgai). Mieli oni do swej dyspozycji strażników i pachołków, którzy, zwłaszcza w wieku III, mogli być rekrutowani w analogiczny sposób, choć oczywiście z niższych warstw społecznych. Taki aparat policyjny nie miał większej wartości, ludzie byli źle wyszkoleni i jeszcze gorzej uzbrojeni, pełniąc swe funkcje jedynie okresowo nie mieli rozwiniętego nie dążyły do jego rozbudowania, gdyż nie pragnęły wcale wzmacniać struktur od nich stosunkowo niezależnych.
W tych warunkach nadzoru nad stanem wewnętrznym kraju, walka z bandytyzmem musiała przypaść wojsku. Jeżeli na terenie danej prowincji znajdował się garnizon, wyłączano z niego pewną liczbę żołnierzy do tych celów, jeśli takiego było brak, przysyłano odpowiednią grupę z prowincji sąsiedniej. Z oddelegowanych wojaków tworzono mniejsze lub większe, w zależności od potrzeb, oddziały i lokowano je w koszarach (stationes) rozmieszczonych na ogół wzdłuż ważnych szlaków komunikacyjnych. W wielkich miastach, takich jak Lyon i Kartagina, osadzano nawet całe kohorty. Stationes dowodzili oficerowie (centurioni, nawet trybuni), bądź podoficerowie. System był elastyczny i dopasowany do przewidywanych zadań. Żołnierze wchodzący w skład tych oddziałów nosili nazwę stationarii. Właśnie oni występują najczęściej w Aktach męczenników jako ci, którzy aresztują chrześcijan, eskortują ich do więzienia, współdziałają z władzami miejskimi przy wszystkich policyjnych akcjach.
Namiestnik miał swoją własną grupę żołnierzy i podoficerów, także wydzielonych z oddziałów regularnej armii. Nazywano ich beneficiarii. Ich liczba zależała od sytuacji lokalnej i od rozmiarów prowincji; wiemy na przykład, że namiestnik Numidii dysponował trzydziestką żołnierzy. Beneficiarii wykorzystywani byli przy rozmaitych działaniach policyjnych na osobiste polecenie namiestników. Aresztowali chrześcijan, prowadzili ich do więzień, nadzorowali w czasie procesów, wreszcie mogli wykonywać wyroki śmierci, choć w sztabie zarządzającego prowincją, w jego officium, byl osobny kat:
Niekiedy wykorzystywano dla celów policyjnych także inmentarii, którzy byli pierwotnie intendentami dbającymi o zaopatrywanie armii w żywność. Jeżdżąc z tej racji po kraju pełnili dodatkowe funkcje szpiegów zyskując tym sobie powszechną nienawiść.
Wszyscy "ci żołnierze-policjanci dawali się we znaki chrześcijanom nie tylko wtedy, gdy na polecenie władz wlekli ich do więzienia lub na proces. Wykorzystując swoją władzę i jednocześnie znajomość terenu zajmowali się zwykłym szantażem. Traktowali chrześcijan jako źródło pokaźnych dochodów. Nie obchodziły ich względy religijne czy ideologiczne, po prostu żądali opłacania się pod groźbą denuncjacji. Ułatwiał im zadanie fakt, że im właśnie był zlecony nadzór had ludźmi marginesu: prostytutkami, właścicielami domów publicznych, szynkarzami. Prowadząc ich rejestry (domyślić się można, że i w tym wypadku kazali się opłacać) mogli wciągać na nie również chrześcijan. Zdzierstwa i brutalność beneficiarii i stationarii były tak wielkie, że Maksymin Dają uznał za niezbędne potępić ich otwarcie w jednym ze swych edyktów odcinając się od ich uczynków. Zapewne zresztą i inni członkowie sztabu namiestnika dopuszczali się podobnych czynów.
Rygoryści, tacy jak Tertulian, traktowali uleganie szantażom jako apostazję, ale nietrudno się domyślić, iż większość wiernych płaciła, lub innym dawała pieniądze, aby się policjantom wypłacić, starając się za wszelką w tym przypadku dosłownie) cenę odsunąć niebezpieczeństwo od członków gminy.
Szczęśliwie dla starożytnych chrześcijan skuteczność działania aparatu policyjnego była ograniczona nie tylko przez jego gotowość do brania łapówek. Państwo starożytne nie było w stanie rozciągnąć nad ludźmi mieszkającymi na jego terytorium tak ścisłej kontroli, jak to potrafią robić totalitarne państwa współczesne. Sieć stationes obejmowała jedynie część miejscowości, w większych miastach ludzie ginęli w masie innych. Wprawdzie dla celów fiskalnych prowadzono dokładne rejestry ludności, ale nie potrafiono się nimi posłużyć przy represjach takich Jak prześladowanie chrześcijan, gdyż brak było dostatecznie rozbudowanego aparatu państwowego zdolnego do wykorzystania tego materiału, a następnie umiejącego rygorystycznie sprawować kontrolę nad realizacją poleceń. Gdy Maksymin Dają postanowił dopilnować wykonania obowiązku złożenia ofiary, musiał nakazać sporządzenie specjalnego dla tego celu rejestru. Była to wówczas innowacja absolutna, wyraźnie poprzednio nie przychodząca nikomu do głowy.
Właśnie ze względu na stosunkowo niewielką skuteczność działań urzędowych, tak wielką rolę miały inicjatywy prywatne: oskarżenia sąsiadów, rodziny, znajomych. Tylko sfanatyzowane środowisko stwarzało zagrożenie dla bardzo wielu.
6. Więzienia
Także więzienia, podobnie jak policję, można podzielić na takie, które istniały w miastach i podlegały władzom miejskim oraz te, które były w gestii namiestników.
Pamiętać trzeba, że w cesarstwie rzymskim więzienie służyło wyłącznie do przetrzymywania oskarżonych przed procesem i przed spełnieniem wyroku skazującego, nie istniał obyczaj skazywania na pobyt w nim jako na samoistną karę. Jednak ludzie mogli w nim siedzieć długo z ra-cji opieszałości działania władz, czekano na przyjazd namiestnika, na instrukcje władz wyższych, na proces, na egzekucję.
Nadzór nad więzieniami .sprawowali wydaleni z armii żołnierze, którymi dowodzili podoficerowie bądź oficerowie. Jak ich koledzy stationarii i beneficiarii, traktowali oni swoją służ bę jako szansę wzbogacenia się. A okazji było wiele. Budynki więzienne składały się z większej liczby niewielkich pomieszczeń, z których tylko te położone wokół dziedzińca miały światło i jakie takie powietrze (pamiętajmy o typie architektury starożytnej w basenie Morza Śródziemnego, nie ma w nim prawie okien, a światło wpada przez otwory drzwiowe) Nikt nie troszczył się zbytnio o urządzenia sanitarne w całym budynku panował potworny smród' Więźniów wrzucano do cel bez większej segregacji. Chrześcijanom przypadało więc siedzieć razem z pospolitymi kryminalistami W zasadzie mężczyźni powinni być oddzieleni od konfm meństwa św. Perpetuy wiemy, że nie było to zawsze przestrzegane, gdyż widzimy ją razem z bratem. Więźniów niektórych kategorii zakuwano w kajdany. Śmiertelność w tych warunkach była bardzo wysoka.
Sytuacja więźniów zależała w znacznym stopniu od rodziny i bliskich, którzy mogli przekupywać strażników, aby uzyskać miejsce pomieszczeniach bliższych podwórka, przynosić żywność, gdyż karmiono zatrzymanych, nie zaopatrywać ich w czystą odzież i okrycia Na ogół pozwalano więźniom przyjmować wizyty r otrzymywać listy, cheć mogły się zdarzyć wypadki gdy w stosunku do określonego człowieka lub grupy zarządzano nadzór bardzo ścisły7. Egzekucja skazanego
Namiestnik orzekając karę śmierci określał także sposób jej wykonania, zgodnie z własnym rozeznaniem i wolą. Był zobowiązany jedynie do przestrzegania przywilejów stanowych, które nakazywały przedstawicieli grup uprzywilejowanych pozbawiać życia przez ścięcie. Jeśli skazany nie odwoływał się do cesarza, egzekucji dokonywano od razu. Pod eskortą wyprowadzano go na używane do tego celu miejsce (na ogół za miastem), rozbierano, związywano mu ramiona do tyłu, kładziono na ziemi i ucinano głowę mieczem.
Egzekucja miała z reguły charakter publiczny, jednak namiestnik mógł zarządzić inaczej. Postępowano tak przede wszystkim w odniesieniu do kobiet, które bardzo rzadko były tracone na oczach tłumu.
Ludzie należący do niższych stanów mogli być także skazani na ścięcie, ale zazwyczaj ich śmierć była o wiele okrutniejsza, nie mówiąc już o tym, że wykonanie wyroku poprzedzało zawsze biczowanie.
Najczęściej stosowane kary śmierci to ukrzyżowanie, spalenie, rzucenie dzikim zwierzętom w czasie widowisk.
Ukrzyżowanie stosowano szczególnie często wobec niewolników, w prześladowaniach chrześcijan pojawia się raczej rzadko. Częściej palono ich na stosie. Skazanego po rozebraniu z szat przywiązywano (lub przybijano) do słupa obkładając szczapami drewna, które następnie zapalano pochodniami. Była to tradycyjna kara wobec podpalaczy, stosowano ją jednak i przy innych przestępstwach.
W okresie cesarstwa rzymskiego szczególnie pospolitą formą egzekucji stało się rzucanie skazanego dzikim zwierzętom w toku widowisk zwanych venationes — polowania. Wypadnie nam tu nieco szerzej o nich powiedzieć, gdyż jest to forma właściwa wyłącznie starożytności i mało znana poza wąskim gronem historyków cesarstwa rzymskiego.
8. "Śmierć na arenie; skazanie ad bestias
Widowiska w Rzymie odgrywały ogromną rolę. Przerywały one monotonię życia codziennego, dawały ludziom ubogim okazję zapomnienia o ciężkich warunkach bytowania, stwarzały okazje do zbiorowego i kontrolowanego pobudzania i rozładowywania emocji. Zapewnienie rozrywek należało do najważniejszych zadań władz rozmaitego szczebla. Cesarz, wysocy urzędnicy w Rzymie, namiestnicy prowincji, urzędnicy sprawujący władze nad miastami, wszyscy oni byli zobowiązani do organizowania najrozmaitszych widowisk w ramach świąt periodycznych czy okazjonalnych, a często zgoła i bez takiego pretekstu. Na te potrzeby nie szczędzono środków i to zarówno w Rzymie, jak i miastach prowincjonalnych. Istniały oczywiście znaczne różnice między tym, co mógł obejrzeć mieszkaniec stolicy, a tym co pokazywano w miastach średnich i małych, ale były one raczej ilościowe niż jakościowe. Widowiska skupiały wówczas^ ludność z kilku sąsiednich osad, która nie wahała się odbywać podróży po okolicy, jeśli tylko okazja się trafiała.
W okresie cesarstwa największą popularnością cieszyły się wyścigi zaprzęgów konnych, walki gladiatorów, venationes. Teatr, wystawiający przede wszystkim pantomimy, rzadziej dramaty, znalazł się zdecydowanie w tyle. O popularności widowisk decydowała temn^ratnra wywoływanych przez zręczność i siłę ludzi i zwierząt, ale przede wszystkim przez niebezpieczeństwa, na jakie byli wystawieni. Publiczność chciała bowiem oglądać obrazy śmiertelnej walki, ludzkie twarze w agonii, rany zadawane' w? czasie zmagań, wysiłek walki, której stawką było życie.
Polowania na dzikie zwierzęta jako widowisko rozwinęły się na wielką skalę dopiero w czasach cesarstwa. Były one na ogół powiązane z innymi 'widowiskami: wyścigami (wówczas odbywały się w cyrku) i z walkami gladiatorów (wtedy w grę wchodziły przede wszystkim amfiteatry). Utarł się zwyczaj, że odbywały się wtedy przed południem. Bywało jednak i tak, że venationes wypełniały cały program uroczystości.
Zwierzyny dostarczały polowania organizowane przez cesarza lub ludzi prywatnych czerpiących z tego zyski na obszarach bogatych w dziką zwierzynę: w puszczach środkowej Europy, w górskich lasach, na pustyniach i stepach Afryki. Zajmowała się tym rzesza ludzi, a osobni specjaliści nadzorowali niełatwy transport cło odległych krajów (proszę sobie wyobrazić, jakie problemy musiały się rodzić przy antycznym poziomie techniki). Następnie zwierzęta przechowywano w zwierzętarniach i przyuczano zgodnie z zapotrzebowaniem, czekając na dzień spektaklu. Niektóre z nich, oswojone i poddane tresurze, uczestniczyły w pokazach jakie znamy ze współczesnego cyrku, większość jednak miała zginąć w dniu widowiska.
Najwyżej cenione były walki z niedźwiedziami, łatwo popadającymi w szał i bardzo agresywnymi, następnie z wielkimi drapieżnikami: lwami (na pierwszym miejscu), tygrysami, panterami, leopardami. Wprowadzano na arenę by- Id dostarczane (jak i dziś) przez wyspecjalizowanych hodowców. Pokazywano chętnie zwierzęta rzadsze i przez to egzotyczne: nosorożce, hipopotamy, słonie (te raczej do /tresury, podobnie jak żyrafy), pojawiały się i wilki, odyń-> ce. Walczyli z nimi specjaliści: bestiarii, którzy wkraczali na arenę z bronią i którzy mimo to ryzykowali życiem. Zdarzało się, że rozwścieczone zwierzę zabijało ich lub ciężko raniło. Niekiedy, zwłaszcza na zakończenie, sprowadzano łuczników czy oszczepników strzelających do zwierząt zza ochronnych płotów i krat.
Często tak zestawiano zwierzęta, aby zmusić je do walki ze sobą. Organizatorzy wysilali się nieustannie, aby znaleźć nowe idee i zestawienia. Stąd pomysł tak zdumiewający jak walka lwa lub niedźwiedzia z foką. Publiczność, zwłaszcza wielkich miast, gdzie widowisk było dużo. łatwo się nudziła i głośno wyrażała swą niechęć.
Aby podnieść temperaturę widowiska wprowadzano' na arenę ludzi skazanych na śmierć po to, by dzikie zwierzęta pozbawiły ich życia. Taka forma egzekucji nazywała się ad bestias. W przeciwieństwie do przyuczonych i uzbrojonych bestiarii skazańcy byli bez broni, najczęściej -nadzy, osłabieni wcześniejszym a obowiązkowym biczowaniem. Niekiedy przywiązywano ich do pali lub estrady. Nawet jeśli pozwolono im się ruszać, ich szansę pokonania zwierzęcia były znikome.
Utarł się obyczaj, że władze sprzedawały tych skazańców urzędnikom odpowiedzialnym za igrzyska za stosunkowo niewygórowaną cenę. W ten sposób dopełniano aktu wymiaru sprawiedliwości, a jednocześnie zapewniano rozrywkę ludowi, nie przeciążając wydatkami organizatorów. Liczba użytych przeciwko ludziom zwierząt, ich rodzaj, układ poszczególnych „scen" zależały od możliwości tych, którzy wydawali spektakl. Mniejsze miasta nie bardzo mogły sobie pozwolić na kupienie wielkich stad dzikich zwierząt. -'Racjonalniej było zresztą (z punktu widzenia widza pragnącego oglądać z bliska umierającego człowieka) rzucać jedną ofiarę jednemu zwierzęciu.
Zwierzęta do spektaklu przygotowywano, za- ,,, pewne głodzono i drażniono, aby zwiększyć ich agresywność. Jednak znamy przypadki, gdy skazany wychodził z takiej próby cało, gdyż bestie nie chciały wychodzić z klatki lub nie chciały interesować się ofiarą. Wówczas rzucano tych ludzi następnym zwierzętom lub przechowywano na następny dzień.
Rany zadane przez dzikie zwierzęta nie musiały od razu spowodować śmierci. Na arenie zostawali ludzie z poszarpanymi ciałami, pogruchotanymi kośćmi. Jeśli byli mimo wszystko w stanie znieść jeszcze jedną próbę, zachowywano ich do dalszych walk. Najczęściej rannych i konających układano na środku areny, aby wszyscy mogli dobrze następne sceny widzieć; wzywano gladiatora, który ich zabijał ciosem w serce lub w gardło. Do wykonania tych czynności, nie przynoszących gladiatorom sławy, wybierano któregoś z młodszych retiarii („siecia-,rzy:'), kategorii gladiatorów najniżej uplasowanej w hierarchii.
Niektórzy organizatorzy widowisk starali się je urozmaicić tworząc żywe obrazy o tematyce historycznej i mitologicznej, w której sławni bohaterowie ginęli w wyszukany sposób {na przykład odziano jakiegoś nieszczęśnika w szatę nasyconą substancją łatwopalną; odgrywał on rolę Heraklesa w szacie Dejaniry). Skazany ad bestias miał pewne, choć minimalne, szansę ocalenia, jeśli zażądała tego publiczność. Zdarzało się to niesłychanie rzadko. Widzowie niewiele mieli okazji nabrać sympatii do ofiar. Chrześcijanie przyjmujący swój los biernie, nie próbujący nawet walczyć, budzili w nich niechęć.
Opisane tu sposoby tracenia skazańców jaskrawię nam uwidaczniają odrażającą dla nas cechę rzymskiej mentalności, w którą trudno przychodzi uwierzyć rozkochanym w antyku ludziom wieku XX: wielkie okrucieństwo. Publiczne egzekucje dla odstraszenia ewentualnych kandydatów na przestępców, ale i dla dostarczenia tłumom silnych przeżyć, było praktykowane szeroko i długo. W Rzymie jednak uczyniono coś innego: z ludzkiego cierpienia, mąk konania uczyniono część widowiska, najcenniejszą, gdyż wywołującą najsilniejsze dreszcze emocji. Niewiele znajdziemy w literaturze rzymskiej głosów protestujących przeciwko temu barbarzyństwu.
Obyczaj egzekucji w czasie widowisk w sposób istotny wpływał na sytuację chrześcijan. Daty ich męczeństwa pokrywały się najczęściej z datami uroczystości publicznych. Czas oczekiwania w więzieniu na kaźń zależał więc od tego, kiedy będą miały miejsce najbliższe venationes. Nie można też wykluczyć, że w niektórych przypadkach urzędnicy gorliwiej niż zazwyczaj orzekali kary śmierci, gdy potrzebowali skazańców do uatrakcyjnienia widowisk. Nie trzeba jednak popadać w przesadę i czynić z tego właśnie motywu głównej sprężyny anty-chrześcijańskich poczynań władz. Inne względy, poprzednio przez nas szeroko omówione, miały na- pewno większe znaczenie. Paradoksalne venationes przyczyniały się tak- że do propagowania chrześcijaństwa. Dla .niejednego poganina musiała to być pierwsza okazja do zastanowienia się nad źródłem siły tych ludzi, którzy szli na śmierć z własnej woli, opierając się strachowi przed bólem i konaniem.
9. Amfiteatry i cyrki: miejsce kaźni
Venationes wymagały specjalnie przystosowanych budowli, w których widzowie mogli śledzić to, co się w ich toku działo, a jednocześnie byli zabezpieczeni przed atakami dzikich zwierząt.
Najczęściej odbywano je w amfiteatrach, budowanych przede wszystkim z myślą o walkach gladiatorów (wspominaliśmy już poprzednio, że te dwa typy widowisk łączono). Były to budowle wznoszone na planie elipsy, w których obniżające się stopniowo rzędy siedzeń wznoszone były na arkadach ceglanych wspartych o zewnętrzny mur. Pojemność ich wahała się od kilku do kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu tysięcy osób. Widowiska rozgrywały się na elipsoidalnej arenie położonej w najniższym miejscu budynku, otoczonej solidną kratą zdolną powstrzymać napór dzikich zwierząt. . ..:-
Organizatorzy venationes musieli dysponować także pomieszczeniami dla licznego personelu, ale przede wszystkim dla zwierząt. Potrzebne im były także korytarze, którymi je wypuszczano na arenę. W innym przypadku musiano wnosić na nią klatki, tam je otwierać i wypuszczać z nich zwierzęta, co było niełatwym i często niebezpiecznym zadaniem. Utrudniało to wprowadzenie na arenę jednocześnie większej liczby zwierząt drapieżnych.
Wszystkie te przeszkody rozwiązano po raz pierwszy w stopniu zadowalającym w amfitea-trze zbudowanym w Rzymie przez cesarzy z dynastii Flawiuszy, a zwanym popularnie Koloseum. Przeznaczono w nim dla zwierząt głębokie podziemia areny, z których na powierzchnię wiodły korytarze. Budowlę wyposażono także w system zapadni poruszanych machinami, co pozwalało na uzyskanie dodatkowych efektów. Budowla ta od razu stała się wzorem dla amfiteatrów w Italii i na prowincjach. Dopiero wówczas venationęs mogły się rozwinąć na wielką skalę-
Niekiedy vendtiones odbywano także w cyrkach <a to zwłaszcza wtedy, gdy miasto nie miało odpowiednio dużego amfiteatru). Oddzielano wówczas jego część półkolistą, rozgrywając w nim właśnie venationes; nie można było wypełnić zwierzyną całej, olbrzymiej powierzchni cyrku.
10. Inne kary grożące chrześcijanom
Wspominaliśmy już, że nie należy ulegać sugestii Akt męczenników i wyobrażać sobie, iż wszyscy chrześcijanie, którzy dali świadectwo wierze, musieli ponieść karę śmierci. Mogli podlegać innym karom.
W niektórych przypadkach stosowano wobec nich karę wygnania, zwłaszcza jeśli należeli do uprzywilejowanych stanów. Wysyłano ich wówczas daleko o d ich rodzinnych miejscowości, w takie okolice, gdzie mogli łatwo być pilnowani. Wiemy, że do tego celu służyły niewielkie wyspy, otoczone pustynią oazy w Egipcie, niewielkie i dobrze nadzorowane miejscowości. Karę relegacji zastosowano wobec duchownych mocą. pierwszego dekretu Waleriana. Miała ona na celu izolowanie ludzi od ich pierwotnych środowisk i nie była poza tym szczególnie uciążliwa,
Inaczej rzeczy się miały z ludźmi skazanymi na prace przymusowe. Najostrzejszą ich formą, traktowaną jako najcięższą po wyroku śmierci, było zesłanie ad metalla. Nazwa ta obejmuje zarówno kamieniołomy jak i kopalnie. W zasadzie kara ta nie powinna być orzekana w stosunku do ludzi o uprzywilejowanym statusie. Skazanie ad metalla było z reguły dożywotnie. Ponieważ oznaczało utratę wolności (skazany stawał się niewolnikiem państwowym) pociągało to za; sobą poważne konsekwencje prawne. Ulegały rozwiązaniu związki małżeńskie, przepadał majątek.
Położenie więźniów w metalla było wyjątkowo ciężkie i da się porównać tylko z warunkami panującymi w więzieniu. Zakuwano ich w kajdany, nie zdejmowane nawet do roboty. Źle karmieni, niemal nadzy, pracujący ponad siły, traktowani bezwzględnie przez strażników, zapadali łatwo na choroby i umierali z zastraszającą szybkością. Więźniów piętnowano, aby ułatwić władzom wyszukiwanie zbiegów.
Na miejsce zsyłki wybierano kopalnie i kamieniołomy położone z daleka od ludzkich osiedli, skąd nie można było uciec. Służyły do tego w Egipcie kamieniołomy porfiru, tak zwany Mons Porphyrites na kamiennej i bezwodnej pustyni na wschód od Nilu. Miejscem zesłania były kamieniołomy w Phaino w południowej Palestynie, Sigus w Numidii, kopalnie na Sardynii i wiele innych, których nasze źródła nie wspominają.
Nadzór nad skazańcami sprawowali żołnierze, którym też ciężko było bytować w takich warunkach i którzy z tej racji byli szczególnie brutalni wobec więźniów. Znacznie lżejsza była kara pracy przymusowej przy oczyszczaniu kloak, ulic, przy mieleniu zboża w piekarniach, przy czerpaniu wody ze studni. Kobiety posyłano do tkalni należących do państwa. Skazani nie stawali się niewolnikami, tracili natomiast prawa obywatelskie, nią musieli przy tej okazji stracić majątku co dla ich rodzin miało istotne znaczenie. Ten typ kary nie mógł (w zasadzie) dotykaćludzi z uprzywilejowanych, stanów..
Zesłanie ad metalla i do robót przymusowych poprzedzało z reguły publiczne biczowanie.
W źródłach tyczących się chrześcijan spotykamy informacje o umieszczaniu kobiet w domach publicznych. Nie była to kara znana z praktyki prawnej, a raczej pomysł szczególnie gorliwego i złośliwie wrogiego chrześcijanom namiestnika jakiejś prowincji, którego następnie inni mogli naśladować (ale chyba nie tak często, jakby nam autorzy Akt sugerowali).
11. Logika epoki prześladowań
Charakter prześladowań i ich miejsce w dziejach antycznego Kościoła nie dadzą się jednoznacznie i krótko określić. Chrześcijanie byli przedmiotem nienawiści, której źródła bardzo głęboko tkwiły w istocie antycznej religii, skazywano ich na śmierć za samą „nazwę", torturowano, rzucano zwierzętom na arenę. A jednak myliłby się ten, kto by chciał widzieć starożytny okres historii chrześcijaństwa wyłącznie jako serię postępujących za sobą krwawych represji i starć z władzą. Właśnie specyficzna logika czasów prześladowań powodowała, że lata spokoju przeplatały się z latami represji, a nienawiść do prześladującej władzy z uznawaniem jej racji i pragnieniem znalezienia sobie miejsca w rzymskim świecie. Jedni cesarze wiernych posyłali na śmierć, inni, i często w odległości kilku lat, potrafili ich chronić.
Późniejsza tradycja twierdziła, że prześladowań było dziesięć, tyle ile plag biblijnych. Była to całkowicie sztuczna konstrukcja naginająca rzeczywistość do liczb biblijnych. Widzieliśmy, że już samo „liczenie" prześladowań we wcześniejszej fazie jest po prostu niemożliwe. Wybuchały one w różnych miejscach i ten sam cesarz, którego panowanie w jednej prowincji wydawało się chrześcijanom przyjazne, w innej mógł firmować najgorsze ekscesy. Nigdy nie było takiej sytuacji, aby wszystkie gminy były objęte prześladowaniami o jednakowej sile i czasie trwania. Na szczęście dla Kościoła więcej było trwogi i szykan niż egzekucji, więcej lat spokoju niż prześladowań w ich najostrzejszej postaci.
Nie umniejsza to bynajmniej roli prześladowań w życiu Kościoła. Tak długo jak władza była "w ręku pogan wiedziano, że mogą nadejść w każdej chwili i, lepiej czy gorzej, przygotowywano się na tę godzinę. Męczennicy i wyznawcy stanowili najlepszy model chrześcijańskiego bohatera.
Nie wszyscy chrześcijanie byli w jednakowy sposób narażeni na represje. Łatwiej uderzały one w tych, którzy przyciągali powszechną uwagę pogan albo z racji sprawowanych w gminie funkcji (a więc duchowieństwo), albo z tytułu należenia do społecznej elity z uwagą obserwowanej przez innych członków społeczności. Przeciętny chrześcijanin mógł przejść nie zauważony nawet przez bardzo niedobre lata (jeśli nie miał osobistych wrogów, którzy by go zadenuncjowali). Może właśnie dlatego dobrowolne męczeństwo pojawiało się przede wszystkim wśród biedoty, która nie mniej od ludzi zamożnych była wrażliwa na wielkość męczeństwa, a mniej miała okazji, aby znaleźć się przed trybunałem.
Na pewno prześladowania starożytne nigdy nie dorównały prześladowaniom współczesnym, organizowanym przez totalitarne państwa, dysponujące aparatem przemocy o sprawności niezrównanej, rozciągające taką władzę nad jednostką, jakiej rzymscy cesarze nigdy nie posiadali. Dwudziesty wiek w tej materii bije tragiczne rekordy. Jednak znaczenie prześladowań z każdego punktu widzenia: historycznego, teologicznego, psychologicznego nie jest prostą pochodną danych arytmetycznych. Nie rośnie i nie maleje wraz z liczbą tych, którzy ginęli.
Ewa Wipszycka
29