"Reklama grzeszy bezkarnie"
Adam Bodziak 2009-11-16, ostatnia aktualizacja 2009-11-16 16:40:06.0
Siedem grzechów głównych to woda na młyn marketingowego i reklamowego biznesu
Na grzechu zarabia się od zarania cywilizacji. Bo przecież choćby najstarszy zawód świata to zaprzeczenie cnoty. Ale dziś pozbądźmy się złudzeń - w marketingu siedem grzechów głównych to siedem silników napędzających sprzedaż. Superbia, avarita luxuria, invidia, gula, ira i acedia czyli pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew oraz lenistwo - brzmią groźnie niczym kazanie księdza Skargi. Pierwsze litery łacińskich słów oznaczających siedem grzechów głównych składają się w słowo "saligia". Saligia dla reklamy ma dużą wartość. - W kreacji można świetnie się bawić konwencją siedmiu grzechów głównych - uważa Mateusz Zmyślony, dyrektor kreatywny agencji Eskadra. Grzesznych odwołań jest w świecie marketingu mnóstwo, bo ta forma promocji ma przecież odnosić się do ukrytych pragnień odbiorcy. - A jak wiadomo, pragnienia te bywają nieczyste, bo zakazany owoc smakuje najlepiej - nie ma wątpliwości Zmyślony. A zdaniem Jakuba Kamińskiego, dyrektora kreatywnego agencji Brain, nietrudno na nich grać. - Przy tworzeniu kreacji reklamowej najprościej sięgać po motywy typu "nie wolno" - ocenia Kamiński, który jednocześnie zapewnia, że dotąd nie korzystał z bezpośredniego odwoływania się do grzesznej natury człowieka.
Reklamy niewątpliwie grają na grzesznych motywach
Jak pisze Joanna Petry-Mroczkowska w swojej książce "Siedem grzechów głównych dzisiaj", grzechy "stają się towarem na rynku konsumpcji rozrywkowej, materiałem znacznie bardziej chodliwym niż cnota czy dobro". Wśród marek obecnych na polskim rynku grzeszny prym wiedzie Magnum. Producenci lodów sześć lat temu promowali edycję "7 grzechów" (slogan "Zgrzesz z Magnum siedem razy" miał wodzić na pokuszenie siedmioma "sensualnymi propozycjami smakowymi"). Olga Świtek, junior brand manager Unilever Polska, przekonuje, że od kilku lat kampanie Magnum nie są utrzymywane w tym klimacie. - Obecnie podkreślamy wyjątkowość lodów Magnum, a także to, że każdy zasługuje na to, by czuć się wyjątkowym - wyjaśnia.
W skuteczność grzesznej reklamy nie wątpią nawet przedstawiciele jasnej strony natury. Potwierdza to ksiądz dr Krzysztof Marcyński, specjalista od komunikowania społecznego: - Każda branża może opierać swój przekaz na sile pochodzącej z siedmiu grzechów głównych, bo w niej pracują, ją prowadzą i z niej korzystają ludzie podatni na pychę, chciwość, nieczystość, zazdrość, łakomstwo, gniew i lenistwo - wymienia ksiądz. Zestaw siedmiu pokus oczywiście nie grzeszy etyką. - Słowo "grzech" nie zniknęło z naszego słownika, ale mówi się o nim z przymrużeniem oka, humorystycznie, a wręcz dumnie. Nigdy dotąd nie było takiej szczerości w przyznawaniu się do własnych grzechów jak w czasach show-biznesu - podkreśla duchowny. Ksiądz Kazimierz Sowa, dyrektor kanału Religia.tv, stawia cezurę pomiędzy pokusami a grzechami głównymi w reklamie w miejscu, w którym zaczyna się instrumentalne traktowanie ludzkich emocji i motywacji.
- Trudno mówić o szacunku, gdy seks w spotach ma jedynie pobudzać płytkie żądze do szybkiego zaspokojenia, a promocje banków sugerują, że chciwość nas uszczęśliwi - twierdzi ksiądz Sowa. Zdaniem księży branży nie zależy na ustanawianiu granic między słabostkami a głównymi grzechami. - Bo przecież im bardziej jedzenie przeradza się w obżarstwo, tym lepiej dla przemysłu spożywczego, fast foodów czy restauracji. Im bardziej rozbudzimy w ludziach chciwość, tym więcej kupią. Jeśli spowodujemy, że będą porównywać to, co posiadają, tym bardziej zacznie kwitnąć zazdrość. W pozbawiony osobistej dyscypliny, przesycony produktami rynek wpisany jest katalog siedmiu grzechów głównych jako silników zysku - uważa ksiądz.
Sama branża już tak ostra w ocenach nie jest.
- Reklama w przeciwieństwie do grzechów, traktowanych tak głęboko i poważnie jak na obrazach Hieronima Boscha, pokazuje pokusy z przymrużeniem oka - twierdzi Barbara Berkan, szefowa agencji reklamowej Scholz & Friends. Wtóruje jej Michał Kociankowski, dyrektor strategiczny Young & Rubicam. - Reklama jest bezkarna, ponieważ nie traktuje samej siebie zbyt poważnie - mówi. Branża traktuje grzechy główne jako ważny element naszej kultury. - A kultura jest po to, by ludzie mogli komunikować się między sobą, używając języka, obrazu i symbolu. Reklama jest fragmentem tego porozumiewania się - dodaje Jacek Maciejewski, dyrektor kreatywny w Euro RSCG.
Ludzie reklamy sądzą, że można etycznie pokusić się o reklamowe "granie" na siedmiu grzechach. - Nie widzę w tym nic złego. Rzecz zależy od kontekstu. Tym samym przekazem można wywołać uśmiech, kontrowersję albo wręcz niesmak - w zależności od jego kontekstu i produktu. Sztuką jest dać odbiorcy samemu skojarzyć "grzech" z treścią reklamy, nie zaś otwarcie informować: "Spójrz, jak łamiemy tabu" - przekonuje Bartłomiej Juszczyk, CEO agencji marketingu zintegrowanego Grupa Adweb. Tomasz Seroczyński, dyrektor kreatywny w agencji Wizard, przekonuje, że obecnie sfery sacrum i profanum stopiły się w jedność. - Nie ma już granic i nie ma tym samym tematów tabu. Wykorzystywanie religii w reklamach, pod warunkiem w miarę łagodnego tonu, nie budzi już sprzeciwu ani wśród naszej branży, ani tym bardziej w odbiorze społecznym - przekonuje Seroczyński. Paweł Raczkowski, dyrektor zarządzający L-E-M, agencji marketingu zintegrowanego, zauważa ciekawy paradoks przenikania się świętości z grzesznością. - Przecież w najważniejsze święta wszyscy grzeszymy obżarstwem - zauważa.
Czy można etycznie kusić klientów? - Tak, bo wciąż nasza rodzima branża rzadko przekracza delikatną granicę dobrego smaku. Za granicą jest już za to sporo przykładów, które oceniam negatywnie. Wiem, że często przesada jest wpisana w strategię kampanii - żeby się wyróżnić, ale mnie osobiście taka estetyka nie pasuje. Trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć dość - mówi Zmyślony.
Według wielu granicę dobrego smaku
przekroczyły reklamy odzieżowej marki House. W 2008 r. kampania "Virginity" ("Dziewictwo") nakłaniała do zachowania cnoty dzięki alternatywnym sposobom na zastąpienie klasycznego seksu. Rafał Betlejewski, dyrektor reklamowy Koledzy Strategia & Kreacja, agencji, która stworzyła kampanię, nie widzi w tym projekcie żadnej przesady. - Przecież zachęcaliśmy do zachowania dziewictwa! - tłumaczy swoją koncepcję. Jego zdaniem szokują i przełamują kulturowe tabu najczęściej te produkty, które mają problem ze zdefiniowaniem swojej użyteczności. Przekonuje, że kampania dla House'a miała za zadanie poruszyć ważny dla grupy docelowej temat odpowiedniego momentu na "pierwszy raz". - Twórcy przeliczyli się z założeniami. Pewnie świetnie się bawili razem z klientem, wymyślając takie szokujące obrazki. Ale to było jak strzelenie z wielkiej armaty do muchy. Później marka nie poszła konsekwentnie w tę bulwersującą stronę. A odzieżowe brandy powinny stawiać na długofalowe, strategiczne kampanie. Na przykład Benetton postawił na kontrowersje, ale trzyma się ich uparcie od lat - mówi Berkan.
Pornoskojarzenia z odzieżą mniej zaskakują w porównaniu z wyuzdanymi odniesieniami do zupek typu instant. Początkowo mogą rodzić zaskoczenie, jednak to właśnie skojarzenia z masturbacją i pornografią przyczyniły się do znacznych zysków Unilever Bestfoods, właściciela marki Pot Noodle. Tracąc udziały w rynku, przedstawiciele brandu postawili na wyniki badań semiotycznych prowadzonych pod kierownictwem Grega Rowlanda i na współpracę z kontrowersyjną londyńską agencją HHCL. Dane, które zebrano podczas badań, nie wróżyły niczego dobrego. - Pot Noodle oceniono jako jedzenie niezdrowe, ordynarne, nienaturalne, ale łatwe w przygotowaniu. Czy na takiej bazie można zbudować sensowną strategię? Okazuje się, że tak, ponieważ te same negatywne odczucia konsumentów przekładają się na przyjemność i satysfakcję w pewnych sferach życia. Zbudowano więc skojarzenie, że tego typu posiłek jest jak pornografia - szybki, ławy, przyjemny i niezobowiązujący - mówi Asiya Malinowska, dyrektor kreatywna i partner w Brain. W odróżnieniu od prawdziwej miłości pornografia czy masturbacja to indywidualna satysfakcja, chwilowość i pewnego rodzaju zdegenerowanie. Dlatego HHCL przedstawiła jedzenie makaronu z plastikowego kubka niczym zakazany seks. Nie mogło się obejść bez adekwatnego hasła: "Pot Noodle - the slag of all snacks" ("Pot Noodle - dziwka wśród przekąsek"). Akcja wywołała sporą dyskusję społeczną i przy okazji przyniosła zaskakująco dobry wynik finansowy, a "Marketing Magazine" ogłosił ją najlepszą kampanią 2002 r.
Promocyjny zestaw siedmiu grzechów
bardzo pobudza nie tylko nieczyste emocje, ale też paradoksalnie świetnie przyczynia się do reklamowego grania na motywie pokuty. Po obżarstwie przecież wypada wskoczyć w dres i buty Nike, by w strugach potu rzeźbić ciało: "No pain, no game" ("Nie ma bólu, nie ma gry") - plakaty koncernu zachęcały swego czasu do ascezy i wysiłku. - W reklamie liczy się nurt, który postponuje te grzechy, a nie je gloryfikuje. Pokazuje motyw kary - nie zrobiłeś, jak trzeba, i teraz masz tak, a nie inaczej - tłumaczy Berkan. - Ciekawe, że nigdy nie widziałem reklamy wprost mówiącej o tym, jak przytyć. Więc sprzedaż jak największej ilości jedzenia napędza zarazem branżę, która zarabia na zrzucaniu wagi. To pokazuje, ile potrzeba wewnętrznej równowagi, którą osiągamy przez pokonywanie w sobie siedmiu grzechów głównych - podkreśla ksiądz Marcyński. - Wzrost gospodarczy jest napędzany zbędną konsumpcją - przyznaje Kociankowski. I dodaje: - System podsycania roszczeń jest niezbędny dla rozwoju gospodarki. A roszczenia zbudowane na potrzebach wkraczają w sferę grzechu.
Reklamowo podsycić czyjejś pychy, podniecić ponad miarę oraz rozbuchać apetytów nie daje się w równej mierze z każdą grupą docelową. Komu z konsumentów bliżej do chwytania w lot reklamowych mocnych pokus? Renata Szopa-Milde, partner w Stratus Marketing Strategies, sądzi, że najłatwiej nieczyste emocje wykorzystać w komunikacji do młodych ludzi. Podobnie sądzi Paweł Raczkowski. - Główną grupę docelową takiej komunikacji stanowią osoby w wieku 18-35 lat, single lub pary bez dzieci o dochodzie średnim lub przekraczającym średnią krajową. Są to mieszkańcy dużych miast, posiadający wykształcenie średnie lub wyższe, prowadzące konsumpcyjny tryb życia - opisuje. - Ludzie aspiracyjni, postrzegający siebie jako specjalistów, którym należy się "trochę więcej", osoby wolne duchem to target najbardziej podatny na grzeszne reklamy - dodaje Zmyślony.
dr Tomasz Baran, psycholog religii, Wydział Psychologii UW, pełnomocnik zarządu GG Network
Zdecydowanie zachęcałbym marketerów, by zamiast bazować na pierwotnych instynktach i ich pochodnych, zainteresowali się potrzebami wyższego rzędu. Jestem przekonany, że czarnym koniem jest potrzeba transcendencji. Badania i analizy, jakie prowadzę w tym zakresie, wskazują, że najbardziej deficytowym dobrem w obecnym świecie jest poczucie sensu. Obecny kryzys jest czymś więcej niż tylko załamaniem finansowym. To przede wszystkim kryzys wiary w posiadanie, w przekonanie, że można posiadaniem zdefiniować własną tożsamość i sens życia. Przecież można mieć praktycznie wszystko - to tylko kwestia ceny. Ale po co? Jaką to ma wartość? Jakie to ma znaczenie? Wygra ten, kto pierwszy wcieli się w rolę marketingowego terapeuty. To nie jest łatwe zadanie, bo wymaga autentyczności.
Do popełnienia jakiego grzechu najczęściej nakłaniają reklamy? (wskazania w proc.)
pycha 6,4
chciwość 22,0
nieczystość 7,8
zazdrość 10,3
nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu 38,6
gniew 3,9
lenistwo 11,1
Czy etyczne jest wykorzystywanie tematu siedmiu grzechów głównych w reklamach i marketingu w celu sprzedawania produktów lub usług? (wskazania w proc.)
zdecydowanie nie 31,0
raczej nie 27,7
raczej tak 15,8
zdecydowanie tak 10,3
nie wiem, trudno powiedzieć 15,2
Źródło: GG Opinion Detector; badanie zrealizowane na panelu internautów GG Network SA w ramach projektu GG Opinion Detector. Próba N=487 osób, losowo-kwotowa, reprezentatywna dla internautów ze względu na wiek, płeć, wykształcenie i miejsce zamieszkania
LENISTWO
Któż czasem nie chciałby rzucić od niechcenia: "A mi to Lotto"? Lenistwo to zdaniem Barbary Berkan, szefowej agencji reklamowej Scholz & Friends, ukochany i najlepiej zasymilowany przez twórców reklam grzech. - Odwołuje się do niego dopiero kształtująca się w Polsce kategoria leisure - mówi Adam Bortnowski, executive director z firmy produkcyjnej DeLord. Do najwyraźniej grających reklamowo na motywie lenistwa produktów zalicza wszelkiego rodzaju platformy telewizyjne. - Już niedługo święta. Musisz ją mieć. Antenę satelitarną, a w niej setki programów dla ciebie i całej rodziny - ironizuje Bortnowski. Błogie nicnierobienie, jak podkreśla Paweł Raczkowski, dyrektor zarządzający L-E-M, to również refren batoników Kit Kat, które od lat kuszą sloganem "Zrób sobie przerwę". Jacek Maciejewski, dyrektor kreatywny w Euro RSCG, w lenistwie dostrzega najbardziej efektywny grzech do wykorzystania przez reklamodawców. - Promujemy je, udowadniając, że dzięki Naszemu Nowemu Produktowi życie będzie łatwiejsze - mówi.
NIECZYSTOŚĆ
Paweł Raczkowski z L-E-M uważa, że branża reklamowa od seksu nie jest wolna, bo to wciąż najprostszy sposób sprzedaży. Podobnie sądzi Katarzyna Dragović ze Szkoły Mistrzów Reklamy. - Najpopularniejszym motywem wykorzystywanym przez strategów i kreatywnych jest erotyka i seksualność. Do grzechu nieczystości może nakłaniać nawet kobieta reklamująca dachówki, eksponując swoje walory w przezroczystym podkoszulku - wymienia.
Do wyuzdanej erotyki niedawno odwołał się Cropp Town przez hasła: "Obrabianie dziurek", "Obciąganie guzików" i "Krochmalenie poszwy". Ale często kapiące erotyzmem reklamy prowokują inny grzech główny - zazdrość. - Mają sprawić, że również konsumentka pomyśli: "Chcę tak samo jak tamta baba przykleić wzrok męża do siebie" - tłumaczy dr Monika Przybysz z Instytutu Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Jednak wielu fachowców z branży seksowny potencjał reklam już nie kręci. - Efekt gołej baby właściwie nigdy nie działał, ponieważ seksualność wyprzedzała komunikat. Kiedy seks wkraczał do reklamy, był symbolem wolności, odrzucenia stereotypów i zmiany w postrzeganiu ról płci. To wszystko już się odbyło. Dzisiaj można go użyć wyłącznie w sposób instrumentalny - jako czynnik przyciągający uwagę, ale niczego już on nie symbolizuje. To raczej marka może symbolizować seksualność, tak jak bielizna Palmers - mówi Michał Kociankowski, dyrektor strategiczny Young & Rubicam.
ŁAKOMSTWO
Ten grzech w reklamie coraz częściej wykorzystywany jest jako kontrapunkt. Pokazuje się, jak nie powinno być i jakie mogą być negatywne skutki wyborów. To widać choćby po strategii niegdyś głównego promotora kalorii McDonald's. - Teraz sieć stawia także na jabłka i jogurty w swoich zestawach - zauważa Barbara Berkan z Scholz & Friends. Choć pozornie mające "grać" na motywie zdrowia reklamy parafarmaceutycznych środków na żołądkowe i wątrobowe dolegliwości przechodzą na "grzeszną" stronę. - Kuszą w stylu "nie musisz sobie odmawiać, bo pod ręką jest nasz preparat" - mówi Jacek Maciejewski z Euro RSCG.
Łakomstwo to również nadmiar w sieciach handlowych, szczególnie RTV i AGD, pokusa posiadania wielu przedmiotów w programach paralojalnościowych. - To powoduje, że ludzie zaczynają kupować zbędne rzeczy masowo i bezmyślnie. Na razie nauczyliśmy się kupować, ale sporo nam brakuje do świadomej konsumpcji - uważa Berkan.
CHCIWOŚĆ
- Chciwość jest dobra - mówił diaboliczny finansista Gordon Gekko w filmie "Wall Street" do zdolnego, ale naiwnego kandydata na gracza dużą kasą. Oczywiście największymi promocyjnymi piewcami tego zachłannego grzechu są banki i inne instytucje finansowe. Ale też liczy się "Żer dla skner". Barbara Berkan z Scholz & Friends podaje przykłady grania na haśle "Będziesz miał więcej za mniej" przez wielkie sieci handlowe oraz telefonie komórkowe, które bazują na wartości oferty, a nie marki. Jednak Jacek Maciejewski z Euro RSCG przestrzega przed zbyt łatwym zaufaniem temu motywowi w kampaniach. - Chciwość może posłużyć bankowi albo mu zaszkodzić. Zależy, jak zostanie wykorzystana - komentuje.
PYCHA
- To grzeszna królowa reklamy - nie wątpi ksiądz Kazimierz Sowa, dyrektor kanału Religia.tv. Zdaniem duchownego i człowieka mediów najczęściej i najbardziej intensywnie reklama gra na pysze. - Najmocniej wytwarza u konsumentów przekonanie, że tylko dzięki przedmiotom staniemy się lepsi i bardziej wartościowi od innych. Dodaje, że pycha działa w marketingu zdradliwie, bo już znieczuliliśmy się na przekaz próżnego pompowania naszego poczucia wartości.
Adam Bortnowski z DeLord uważa, że wśród grzechów głównych pycha tworzy największy, naprawdę nieograniczony "worek możliwości". Literalny przykład tej emocji wśród marek to Škoda Superb ("Superbia" to łacińska nazwa grzechu pychy). Ludzie z branży dostrzegają szczególnie mnóstwo grania na pysze przy okazji reklam dóbr luksusowych. - Versace promuje się przez próżność i pogardę dla wszystkich, którzy nie przynależą do wykreowanego przez markę świata. Noble Bank kreuje się jako bardzo niedostępny, uprzywilejowany dla pewnych elitarnych grup - podaje przykład Barbara Berkan. Dodaje jeszcze karty kredytowe i reklamę porównawczą. Choć przy tym szefowa Scholz & Friends twierdzi, że istnieje subiektywna i płynna granica między reklamową pychą a dumą. - Dla kogoś przynależność do konkretnej marki oznacza dumę, według innego ten sam brand przyciąga pysznych ludzi - mówi Berkan.
ZAZDROŚĆ
Luksusowe marki podobnie jak z pychy mogłyby się spowiadać z zazdrości. Reklamodawcy często nawiązują w sposób pośredni do tego grzechu. Michał Kociankowski z Young & Rubicam uważa, że w samej reklamie wcale nie musi być pokazana zazdrość. - Wystarczy podziw dla przedmiotu. Najpierw tworzy się jak najbardziej pozytywne wyobrażenie, a dopiero gdy produkt pojawia się w otoczeniu konsumenta, rodzi się zazdrość - tłumaczy. Według Katarzyny Dragović ze Szkoły Mistrzów Reklamy każdy przekaz reklamowy chce u widza wywołać zazdrość i chęć natychmiastowego wejścia w posiadanie jakiegoś produktu. - Jednemu bohaterowi zazdroszczę tego, że je baton, innemu - danego samochodu, a kolejnemu - konkretnych butów - mówi. - To zazdrość generuje popyt - podkreśla też dr Monika Przybysz z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Zdaniem tej specjalistki to druga po nieczystości najczęściej eksploatowana wada charakteru. Ten motyw chętnie wykorzystuje branża motoryzacyjna, np. do znudzenia realizując scenariusz triumfalnego przejazdu autem przez miasto. Agencja Euro RSCG New Europe hasłem "Nie bądź zielony z zazdrości" promowała Peugeota 307. Obok samochodu Infinity na plakatach slogan zapewniał: "Jeżeli Twój sąsiad go nie lubi, to pewnie zrobiliśmy wszystko jak należy". Gra na zazdrości nieobca jest również kosmetykom ze średniej półki. Częściej reklamowo zazdrość zaraża kobiety. - Przecież w spotach kilku marek proszków jednej pani się uprało, a druga wciąż ma plamy - tłumaczy Kociankowski.
GNIEW
Polityczny marketing świetnie podbija gniewne emocje. Wzniecanie i podtrzymywanie niezadowolenia społeczeństwa to specjalność spin doktorów. Zdaniem Moniki Przybysz z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego również wiele organizacji działających w swoim założeniu dla społecznego dobra komunikuje się poprzez gniew. - Greenpeace ma przerysowany język. Działacze okazują sporo agresji. Sprzedają swój wizerunek jako ludzi nastawionych na walkę - zaznacza. Gniew przydaje się w aktach oporu konsumenckiego.
Czysto komercyjne branże również się oburzają. - Burger King mierzy ilość gniewu konsumenta na Facebooku. Promuje poświęcenie (wykasowanie) znajomych na tym portalu na rzecz darmowego hamburgera, reklamuje dwie kanapki jako pojedynek "Gringo vs Gaucho", przydziela też dożywotnio Kamilowi Durczokowi darmowe whoppery za to, że "rzucał mięsem" przed swoim programem w TVN - wymienia Asiya Malinowska z Brain. Gniewni, lecz zarazem sympatyczni, są awanturnicy w spotach choćby Harleya Davidsona.
Gniew może być też reklamowo wykorzystany do promowania przeciwnych emocji. - Gra się na motywie odpokutowania. Kampania Plusa pokazywała świat ludzi, którzy krzyczą na siebie, by później dzięki rozmowom komórkowym przyjaźnie rozmawiać - wspomina Berkan. Podobnie w ostatniej kampanii napojów Hoop, np. po wybuchu agresji na drodze ludzie padali sobie błogo i z ulgą w ramiona. Gniew również przydaje się do wyostrzenia przekazu uczucia zniknięcia nerwowych objawów w reklamach paramedykamentów z magnezem.
Jednak zdaniem dr. Tomasza Barana, psychologa religii i pełnomocnika zarządu GG Network, wplatanie tej emocji do reklamy to dość ryzykowna strategia. - Gniew to broń obosieczna. Nigdy nie wiadomo, czy nie wymknie się spod kontroli i nie zamieni w agresywną wendetę. Nigdy nie wiadomo, kiedy obróci się przeciwko użytkownikowi - mówi.
Grzeszne marki wg wskazań internautów
Pycha
Mercedes 22
Play 11
BMW 8
Sony 8
Nike 8
Adidas 8
Chciwość
ING 19
Lotto 19
Media Markt 10
Nike 8
Provident 7
Nieczystość
Durex 112
Axe 28
Penigra 18
Domestos 9
Unimil 8
Zazdrość
Mercedes 12
Play 10
BMW 9
Plus 9
Axe 8
Nieumiarkowanie
McDonald's 65
Lay's 26
Winiary 24
Knorr 37
Coca-Cola 17
Gniew
Play 13
Heyah 11
Media Markt 8
Danio 6
TP SA 5
Lenistwo
Samsung 26
IKEA 16
Wedel 13
LG 10
Sony 8
Źródło: GG Opinion Detector
Współpraca Magdalena Szaciłło
Adam Bodziak
Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl © Agora SA