LITERACKA NAGRODA NOBLA 1998 DLA JOSE SARAMAGO
GUSTAW HERLING-GRUDZIŃSKI
- W pewien sposób jestem osobiście wmieszany w sprawę literackiej Nagrody Nobla dla pisarza portugalskiego José Saramago.
Nie znam ani języka portugalskiego, ani współczesnej literatury portugalskiej, mój nikły związek z nią ogranicza się do poezji Pessoa (rzecz jasna, w przekładach). Ale jakieś dwa lata temu wpadł mi do rąk włoski przekład powieści Saramago Ślepota. Byłem wstrząśnięty i zachwycony. Napisałem o niej entuzjastyczną notę w moim "Dzienniku" drukowanym w Plusie Minusie. Pierwszy chyba publicznie wysunąłem kandydaturę Saramago do literackiej Nagrody Nobla. Podobno sam czekał już na nią i pojechał na Targi Książki we Frankfurcie przekonany, że ją otrzyma. Rozczarowała go gorzko - i słusznie! - zeszłoroczna decyzja Akademii Szwedzkiej: nagrodę dostał pseudopoeta włoski Dario Fo. Pisząc w moim "Dzienniku" o nieszczęsnej decyzji akademików szwedzkich i o nieszczęsnym laureacie włoskim, wyraziłem nadzieję, że Saramago zostanie nagrodzony za rok. I tak się stało. Trzeci raz w życiu miałem szczęśliwą rękę, moimi poprzednimi kandydatami byli Borys Pasternak i Czesław Miłosz.
Ślepota jest powieścią niezwykłą i - jak powiedziałem - wstrząsającą. W anonimowej stolicy anonimowego kraju wybucha epidemia ślepoty. Z ogromnym darem narracyjnym Saramago opisuje coraz częstsze wypadki ślepoty, pokazując bezradność, rozpacz i niekiedy upodlenie człowieka niewidomego. Zamykając powieść, mamy straszne poczucie kruchości świata, społeczeństw, ludzi. Ktoś nazwał Ślepotę współczesną Apokalipsą w formie alegorii. Przejmującej alegorii, trzeba dodać, przypominającej nam, czym jesteśmy naprawdę pod cienką skorupą życia cywilizowanego.
Kolejna powieść Saramago Wszystkie imiona niestety rozczarowuje. Powieściopisarz portugalski sięgnął, moim zdaniem, trochę za wysoko w swojej historii drobnego urzędnika Urzędu Anagraficznego, który znalazłszy w kartotekach źle wypełniony formularz jakiejś kobiety, próbuje ją odnaleźć i odtworzyć jej życie. Temat dla Kafki. Saramago jest wybitnym pisarzem, ale nie Kafką. W każdym razie cieszę się, że niezbyt mądrzy akademicy szwedzcy odrobinę zmądrzeli.
Rzeczpospolita, 9 października 1998
* * *
Z Dziennika pisanego nocą
9 września 1996
Pisarz portugalski José Saramago jest podobno najpoważniejszym kandydatem do tegorocznej literackiej Nagrody Nobla. Zasługuje na nią. Przeczytałem wczoraj po włosku jego ostatnią powieść Ślepota (tytuł włoski, portugalski brzmi inaczej), nadzwyczajną i wstrząsającą, zdolną wpędzić czytelnika w chorobę psychiczną.
Napisana językiem mówionym, z rzadkimi znakami przestankowymi, z dialogami wtopionymi w nurt opowiadania, stylem, który wolno nazwać "jednym tchem," jest alegorią o wyraźnych pokrewieństwach z Dżumą Camusa. Lecz straszniejszą. Z dżumą można walczyć, Camusowi o to właśnie chodziło w alegorycznej fantazji na temat ostatniej wojny. Saramago wpadł na pomysł niesamowity: w opisanym przez niego mieście wybucha i szerzy się błyskawicznie epidemia ślepoty, "białej choroby," gdyż dotknięci nią niewidomi mają przed oczami biel, a nie mrok. Gdybyśmy czterech ślepców ze słynnego obrazu Breughla (w Pinakotece Neapolitańskiej) rozmnożyli w wyobraźni do rozmiarów prawie całej ludności miasta, otrzymalibyśmy w skrócie tkankę powieści Portugalczyka. Jego alegoria jest wyższego rzędu niż w Dżumie, usiłuje narzucić obraz ogólnej kondycji ludzkiej w stanie krańcowym, gdy Camus ograniczył się tylko do wojny. Jak zachowuje się społeczeństwo ślepców? Jest nie tylko bezbronne, ale stopniowo traci wszelkie hamulce, zwierzęcieje, staje się społeczeństwem bez elementarnej etyki Dekalogu. Saramago koncentruje się na grupie osób, z których jedna, żona okulisty, zachowała wzrok. Jego autorskie spojrzenie jest więc rozdwojone, co pozwala mu głębiej i dokładniej uchwycić proces niepowstrzymanej degradacji. Zadziwiająco sprawny jest narrator, popycha krok po kroku oślepłą ludność miasta na skraj przepaści. Wszystko rozprzęga się i rozkłada, nabyte "cechy ludzkie" okazują się niewiarygodnie wprost kruche, pęka wiara (proboszcz kościoła, tuż przed oślepnięciem, zasłania opaskami oczy figur świętych w kościele), ludzie ślepi "spoglądają" na siebie wzajemnie z rosnącą nienawiścią, z rosnącym otępieniem i zdziczeniem.
Nie ma żadnej nadziei? W alegorii Camusa krzyżują się dwie świętości, katolicka i laicka, w nadalegorii pisarza portugalskiego nikłą nadzieję reprezentuje skromna, rozumna i dobra żona okulisty. To ona zmusza swoją grupę do oporu, to ona nie ustaje w pomocy, to ona - niewierząca - przyłapuje się na tym, że grzebiąc zwłoki umarłego używa słowa "zmartwychwstanie" zamiast "ożyje"; niby dwa słowa jednoznaczne, a przecież o różnej tonacji. Świat zawisa na cieniutkiej nici.
W powieści Camusa dżuma wygasa powoli; szczury, których zagadkowe i masowe zdychanie zwiastowało niegdyś zbliżanie się zarazy, pojawiają się znowu na ulicach miasta. Saramago przywraca powoli wzrok mieszkańcom swego oślepłego miasta. I przesłanie swojej niezwykłej doprawdy powieści (wskazującej jak niewyczerpane są możliwości tego gatunku pisarskiego) zamyka w słowach jednej z postaci: "Według mnie nie staliśmy się ślepi, według mnie byliśmy i jesteśmy ślepi, ślepi, którzy widzą, ślepi, którzy widząc nie widzą."
Plus Minus 42/1996
2