Voltaire
"Pani" i "Ty"
Gdzież owa dawna noc upojna,
Gdy nieopatrzna Filia moja,
We własne jeno wdzięki strojna,
Gdy w stroju, to w niedbałym stroju,
Kontenta z kolacyjek skromnych,
Któreś w ambrozję zamieniała,
Mnie w pocałunkach nieprzytomnych
Uszczęśliwiała i zdradzała!
Młodości twojej skarby złudne,
Serca i myśli lot niedbały,
Pierś z alabastru, oczy cudne
Kamień by rozamorowały!
Z tyloma zasię przymiotami
Któżby na serio życie trawił?
Miłości, zmiłuj się nad nami,
Jam ciebie taką błogosławił!
Ach, pani, nasze dni dzisiejsze,
Zaszczytów pełne i splendorów,
Jak inne są niż niegdysiejsze!
Ów drab u bram twojego dworu
To obraz czasów! Jak ponury!
Przegania radość i swawole,
Dla których twoich ścian marmury
Niedobrą by wróżyły dolę.
Cóż, zdrożnościami świata tego
Los cię obdarzył hojną ręką,
Widziałem, jak do gniazdka twego
Wpadały rade przez okienko,
Nie, pani, wszystkie te kobierce,
Utkane najzręczniejszą dłonią
(Toż Pers w nie włożył całe serce),
Kryształy twe, choć wdzięcznie dzwonią,
Kiedy je tknąć, i srebro całe,
Cyzelowane przez Germaine'a,
Owe dostojne, okazałe
Sprzęty, a wielka dziś ich cena,
Wazy, gdzieś w Chinach utoczone,
Kruchością swoją wzruszające,
I te diamenty roziskrzone
U twoich uszu łyskające,
Te sznury kolii brylantowych,
Przepych, co twoje życie mości,
Mniej wart jest, pani, niźli owy
Jeden twój całus w czas młodości!