MIŁOŚĆ UNIWERSALNA
Nino Salvaneschi
Jest łatwo kochać,
kogoś, kto nas rozumie,
jest pięknie kochać tego,
kto nas kocha,
ale trzeba nauczyć się
kochać ludzi
tylko dlatego,
że są ludźmi!
DESIDERATA
Max Ehrmann (1872-1945)
Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu, pamiętaj, jaki pokój może być w ciszy.
Tak dalece jak to możliwe, nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi.
Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, słuchając też tego, co mówią inni: nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swą opowieść.
Jeżeli porównujesz się z innymi możesz stać się próżny lub zgorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od ciebie.
Ciesz się zarówno swymi osiągnięciami jak i planami. Wykonuj z sercem swą pracę, jakkolwiek by była skromna. Jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu.
Zachowaj ostrożność w swych przedsięwzięciach - świat bowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech ci to nie przesłania prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie jest pełne heroizmu.
Bądź sobą, a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć; nie bądź cyniczny wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa.
Przyjmuj pogodnie to, co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości.
Rozwijaj siłę ducha, by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
Obok zdrowej dyscypliny bądź łagodny dla siebie. Jesteś dzieckiem wszechświata: nie mniej niż gwiazdy i drzewa masz prawo być tutaj i czy to jest dla ciebie jasne czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki jaki być powinien.
Tak więc bądź w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz o Jego istnieniu i czymkolwiek się zajmujesz i jakiekolwiek są twe pragnienia; w zgiełku ulicznym, zamęcie życia, zachowaj pokój ze swą duszą. Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami ciąg
Bądź uważny, staraj się być szczęśliwy.
NIE OBIECUJĘ CI PRAWIE NIC
Bolesław Leśmian
Nie obiecuję ci wiele...
Bo tyle co prawie nic...
Najwyżej wiosenną zieleń...
I pogodne dni...
Najwyżej uśmiech na twarzy...
I dłoń w potrzebie...
Nie obiecuję ci wiele...
Bo tylko po prostu siebie...
POD NIEOBECNOŚĆ
Ryszard Milczewski-Bruno
Za mało czasu aby się bać
Nie możesz przejść ciemności - bierzesz ją
Na plecy - a straciwszy wszystko - szukasz
Swego nekrologu w gazetach -
W sukurs przychodzi kolega intelektualista:
Mówi - trzeba się poduczyć - żyć
To jeszcze nie To - więc jaśniej:
Wchodzi się na najwyższy komin w mieście
Grudziądz - i skończyć nie skończyć: liczy...
Mając przed sobą areszt lub śmierć
Z pierwszego można się wykupić
Drugą należy wykpić... - uskoczyć na słońce?
A najlepiej to obcemu sypać piasek
Na trumnę - nie w oczy niepewne -
Ale obcy to kto? - wolny - sobiejucha - myśliciel?
Tajemny hodowca ku-ludzkich piranii?
Tak stojąc na najwyższym kominie w mieście
Grudziądz - gdy w dole lipcowej lipy lipa...
Na lewo okiem - a na prawo łokciem -
Skoczysz - jak w przesyłce poleconej kiwi -
I rozejdzie się po kościach strachu ukwiał
Do rymu ci ludowo zrazu: "kłaki koło sraki" - zaszumią
I za dużo będzie czasu na... - spać!?
CZŁOWIEK CZŁOWIEKOWI
Edward Stachura
Człowiek człowiekowi wilkiem
Człowiek człowiekowi strykiem
Lecz ty nie daj się zgnębić
Lecz ty nie daj się spętlić
Człowiek człowiekowi szpadą
Człowiek człowiekowi zdradą
Lecz ty nie daj się zgładzić
Lecz ty nie daj się zdradzić
Człowiek człowiekowi pumą
Człowiek człowiekowi dżumą
Lecz ty nie daj się pumie
Lecz ty nie daj się dżumie
Człowiek człowiekowi łomem
Człowiek człowiekowi gromem
Lecz ty nie daj się zgłuszyć
Lecz ty nie daj się skruszyć
Człowiek człowiekowi wilkiem
Lecz ty nie daj się zwilczyć
Człowiek człowiekowi bliźnim
Z bliźnim możesz się zabliźnić
REWOLUCYJNY LIST #2
Charles Olson
Wartość czyjegoś życia, wpajane nam credo
By wszczepić lęk i bierność, "żyjesz tylko raz"
To mydlenie oczu
Bezkresni jak może, nie oddzieleni, umieramy
Co dnia milion razy, rodzimy się
Milion razy, każdy oddech to życie i śmierć
Wstańcie, wdziejcie buty, rozpocznijcie
Ktoś to zakończy
Plemię
To organizm, jedno ciało, tchnące radością jak gwiazdy
Co tchnęły w nas przeznaczenie, zacznijcie
Połączcie dłonie, dopilnujcie spraw, tysiące słów
Będzie mieć pieczę nad wami gdy padniecie
Tysiąckroć wzrośniecie w łonach waszych sióstr
TERRORYSTA ON PATRZY
Wisława Szymborska
Bomba wybuchnie w barze trzynasta dwadzieścia.
Teraz mamy dopiero trzynastą szesnaście.
Niektórzy zdążą jeszcze wejść,
Niektórzy wyjść.
Terrorysta już przeszedł na druga stronę ulicy.
Ta odległość chroni go od wszelkiego złego
No i widok jak w kinie:
Kobieta w żółtej kurtce, ona wchodzi.
Mężczyzna w ciemnych okularach, on wychodzi.
Chłopaki w dżinsach, oni rozmawiają.
Trzynasta siedemnaście i cztery sekundy.
Ten niższy to ma szczęście i wsiada na skuter,
A ten wyższy to wchodzi.
Trzynasta siedemnaście i czterdzieści sekund.
Dziewczyna, ona idzie z zieloną wstążką we włosach.
Tyle że ten autobus nagle ją zasłania.
Trzynasta osiemnaście.
Już nie ma dziewczyny.
Czy była taka głupia i weszła, czy nie,
To się zobaczy jak będą wynosić.
Trzynasta dziewiętnaście.
Nikt jakoś nie wchodzi.
Za to jeszcze wychodzi jeden gruby łysy.
Ale tak, jakby szukał czegoś po kieszeniach i
O trzynastej dwadzieścia bez dziesięciu sekund
On wraca po te swoje marne rękawiczki.
Jest trzynasta dwadzieścia.
Czas, jak on się wlecze.
Już chyba teraz.
Jeszcze nie teraz.
Tak, teraz.
Bomba, ona wybucha.
BALLADA O OSTATNIM CZARNOKSIĘŻNIKU
Jacek Sierpiński
Nie szalej z tą różdżką, nie szalej,
nie mamrocz tych głupot pod nosem...
Niedługo czarów twych stanie,
twe księgi rozsypią się w proch...
Chłopcy w pancernych potworach,
w zielonych szykownych mundurach,
stalowe jastrzębie na niebie
przybędą, rozerwą twój krąg...
Zmurszeje twa kula i wody
żywej zaginie źródełko...
Nie będą już ludzie przychodzić,
by obmyć się z chorób i trosk...
Powstanie fabryka ogromna
na miejscu, gdzie czary się snuły...
Gdzie elfy szeptały do siebie,
żelazny będzie bił młot...
Twój wnuk w niej tokarzem zostanie
najlepszym w całym okręgu
i powie ci: dziadku, ty w czary
wciąż wierzysz? Popukaj się no...
WYSPA
Wojciech Brzoska
Szukający schronienia przed
ogłuszającym zgiełkiem miasta
przyłapani w tramwajowej pętli
zaciśniętej wysoko na szyi
trzymamy się mocno siebie
i nagłych przebłysków
uśpionych jeszcze latarń
uderzających gwałtownie
niczym alkohol w nasze
kruche od młodości
żyły
PO TYM
Wojciech Brzoska
kiedy zmieniając nerwowo kanały telewizora
pytasz czy nie pasowałoby teraz zapalić
zastanawiam się co masz na myśli-
podtrzymanie tego ognia
czy puszczenie wszystkiego z dymem
JEZUS ŻYJE JA JESTEM MARTWY
Wojciech Brzoska
armia nieugiętych staruszek atakuje drzwi
autobusu. siedzenia są z góry skazane na
natrętne pieszczoty ich szerokich tyłków
jedna znów nie zdążyła i wzrokiem próbuje
wyssać spod okna gówniarza, który walczy
z resztkami wyrzutów sumienia. wygrywa
przez nokaut. ja stoję, ale wciąż
zastanawiam się tak naprawdę na czym
niby przypadkiem ocieram się o sweter
landrynkowatej blondynki i próbuję
bez trzymania pójść na całość. wyciągam
oczy, strzelam do pierwszej lepszej
z naprzeciwka. przystanek jest jak znak
zapytania. ona odwraca się tyłem,
wysiada. czytam naszywkę na jej plecaku:
"Jezus żyje". jadę dalej martwy bardziej
niż kiedykolwiek.
DZIEŃ ŻYWYCH
Ewa Lipska
W Dniu Żywych
umarli przychodzą na ich groby
- zapalają neony
i przekopują chryzantemy anten
na dachach wielopiętrowych grobowców
z centralnym ogrzewaniem
potem
zjeżdżają windami
do swojej codziennej pracy:
do śmierci.
DYSKOTEKA "REWOLUCJA"
Jacek Sierpiński
Tutaj sprząta baba z wałkiem.
Baba z wałkiem przy drzwiach stoi.
Podejrzanych nie wypuszcza,
mokrą ścierką ich zabija.
Tutaj sprząta baba z wałkiem.
Na parkiecie pełno ludzi.
Przy stolikach ideowcy
o wolności dyskutują.
Tutaj sprząta baba z wałkiem.
Nowoczesne są przeboje.
Gdzieś pod ścianą stoi bufet:
ciemne kufle pełne piwa.
Tutaj sprząta baba z wałkiem.
Ideowcy się sprzeczają.
Bufetowy to przywódca:
trzyma plany rewolucji.
Tutaj sprząta baba z wałkiem.
Tuż przy kuflach sterczy dźwignia.
Kiedy czas właściwy przyjdzie,
bufetowy ją naciśnie.
Wtedy ściany się rozsuną,
czołg wyjedzie z dużą lufą,
wszyscy do ataku ruszą -
baba z wałkiem na ich czele.
POTRZASK
Jacek Sierpiński
Jest takie słońce, pod którym nie ma przyrody,
tylko labirynt wrażeń szalonych, szalonych...
A nad nimi jest ten, co przeciąga się miękko -
ten, co mnie schwytał i grając na mnie się bawi.
Tam strach się splata z bólem i ciemną słodyczą -
na co natrafię tym razem - nie wiem doprawdy...
On we mnie się kąpie; ostro z rozkoszy ziewa -
co zechcę uciec, przeciwną chęcią zastawi.
CO NAM ZOSTAŁO
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Są narody, co w czasach ognia, wojny, moru
Wszystko uratowały - wszystko prócz honoru.
Polsko biedna! Twój honor pozostał przy tobie,
Twój honor, jasny diament w rękach głodomorów.
KTÓRY SKRZYWDZIŁEŚ
Czesław Miłosz
Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,
Choćby przed tobą wszyscy się kłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze dzień jeden przeżyli,
Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.
Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.
ZOBACZYSZ
Edward Stachura
Ach, kiedy ona cię kochać przestanie:
Zobaczysz!
Zobaczysz noc w środku dnia,
Czarne niebo zamiast gwiazd;
Zobaczysz wszystko to samo,
Co ja.
A ziemia zobaczysz,
Ziemia to nie będzie ziemia:
Nie będzie cię nosić.
A ogień, zobaczysz,
Ogień to nie będzie ogień:
Nie będziesz w nim brodzić.
A woda, zobaczysz,
Woda to nie będzie woda:
Nie będzie cię chłodzić.
A wiatr, zobaczysz,
Wiatr to nie będzie wiatr:
Nie będzie cię koić.
Ach, kiedy ona cię kochać przestanie:
Zobaczysz!
Zobaczysz obca własną twarz,
Jakie wielkie oczy ma strach;
Zobaczysz wszystko to samo,
Co ja.
A ziemia, zobaczysz,
Ziemia to nie będzie ziemia:
Nie będzie cię nosić.
A ogień zobaczysz,
Ogień to nie będzie ogień:
Nie będziesz w nim brodzić.
A woda, zobaczysz,
Woda to nie będzie woda:
Nie będzie cię chłodzić.
A wiatr zobaczysz,
Wiatr to nie będzie wiatr:
Nie będzie cię koić.
I wszystkie żywioły,
Wszystkie będą ci złorzeczyć:
Lepiej byś przepadł bez wieści!
MANIFEST DADA
Francis Picabia
(fragment)
Honor kupuje się i sprzedaje jak dupę
Dupa, dupa reprezentuje życie jak frytki
I wy wszyscy, pełni powagi
Śmierdzicie bardziej niż krowie łajno
DADA niczym nie pachnie, gdyż jest niczym, niczym
Ona jest jak wasze nadzieje: niczym
Jak wasze raje: niczym
Jak wasi politycy: niczym
Jak wasi bohaterowie: niczym
Jak wasi artyści: niczym
Jak wasze religie: niczym
DO **
Władysław Syrokomla
Z pałaców sterczących dumnie
Znijdź, piękna, do mojej chatki;
Tylko zabierz swe manatki,
Bo hołotę znajdziesz u mnie.
Święte pustki wszędzie, wszędzie,
Ale nie marz nic o chlebie,
Bo kochanek wierny ciebie
Czułościami karmić będzie.
Z rana wianek ci uplotę,
Na obiad dam szmer strumyka,
Na wieczerzę śpiew słowika,
A na noc marzenia złote.
A gdy cię dumanie czyste
W niebieskie sfery uniesie,
Przez otwory w mojej strzesie
Obaczysz niebo gwiaździste!
***
Bruno Jasieński
Nienawidzimy burżuja, nie tylko tego, który zasłania nam dzisiaj świat
wytartym banknotem swej gęby -
lecz burżuja jako abstrakcję, jego widzenie świata i każdą rzecz, która jego jest.
Pragniemy nowej Polski, nie nowego sklepiku
Najdrożsi moi! Oto składam tarcz mą
Niech runie gmach ten i posypie tynk was
Ojczyzna nie jest dochodową karczmą
W której trzymacie swój rentowny szynkwas
WIERSZ O RÓŻNICY UPODOBAŃ
Włodzimierz Majakowski
Powiedział koń spojrzawszy na wielbłąda:
"Jak śmiesznie ten koń dwugarbny wygląda"
Zaś wielbłąd zawołał
"To koń?... Boże święty!
Toć to zwykły wielbłąd niedorozwinięty!"
I tylko Bóg siwobrody pamiętał,
Że to różnych gatunków zwierzęta
Dorota Masłowska
fragment książki
"wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną"
Lampa i Iskra Boża W-wa 2002
(...) Dym z grilla doszczętnie pokrył miasto, ofiara z kiełbasy, żeberek i chrzęści zwierzęcych złożona bogom w imię zwycięstwa z zaborcami (...) definitywny wzrost zawartości czadu w powietrzu naturalnym, kiełbasa matka jej zwyczajna poddana całopaleniu, wszędzie śmierć, wszędzie zbrodnia, poćwiartowane zwierzęta, gdyby mogły, to by krzyczały, ale już nie mogą, już im usta skonfiskowano i zapakowano w inną paczkę. Krtań cielęca, ucho, oko, zmielono, zapakowane w paczki po dwadzieścia deka, następnej zimy wyrosną czarne przebiśniegi, następnej zimy w całym mieście pogasną światła i wszystko po ciemku. (...) I niebo jest jak w dzień ostatecznej apokalipsy, ciemne obwisłe, że gdyby chciało mi się wyciągnąć rękę do góry, to bym wszystko rozwalił, szwy by poszły i cała konstrukcja by zjebała się na miasto, łącznie z wszystkimi filiami. Z czyśćcem i całym zapleczem produkcyjnym. A parasole opatrzone informacją "Coca-Cola" są niczym biało-czerwone rośliny liściaste wołające o pomstę do nieba, wywinięte na lewą stronę (...)
JAK SZYBKO JAK ŁATWO
Barańczuk Stanisław
jak szybko
tracimy barwne
upierzenie dusz
jak łatwo nad Wisłą
marzenia kwaśnieją gorzknieją
kisną
spijamy potem
ten sfermentowany
napój narodowy
który idzie prosto do głowy
żeby
skakać sobie do oczu
obskubywać się z pawich piór
jak szybko jak łatwo
jednako wiejemy w narzekaniach
DOPÓKI JESZCZE
Barańczuk Stanisław
dopóki jeszcze
nie dotarłeś w sobie
do najdalszych biegunów i planet
dopóki możesz krzyknąć
- eureka
i zawiesić nad odkrytą Ameryką
flagę wiersza
dopóki są w tobie
nie zgłębione oceany
nie rozbite atomy
nie rozszczepione na czworo włosy
dopóki możesz wierzyć w siebie
jak w Boga
którego nigdy nie widziałeś i nie zobaczysz
dopóki nie pootwierałeś wszystkich zamkniętych szuflad
i nie stwierdziłeś że są puste
dopóki jeszcze
p o t r a f i s z s i ę w y ł a m a ć
z k a s y p a n c e r n e j r o z s ą d k u
SPRAWOZDANIE Z RAJU
Zbigniew Herbert
W raju tydzień pracy trwa trzydzieści godzin
pensje są wyższe ceny stale zniżkują
praca fizyczna nie męczy (wskutek mniejszego przyciągania)
rąbanie drzewa to tyle co pisanie na maszynie
ustrój społeczny jest trwały a rządy rozumne
naprawdę w raju jest lepiej niż w jakimkolwiek kraju
Na początku miało być inaczej -
świetliste kręgi chóry i stopnie abstrakcji
ale nie udało się oddzielić dokładnie
ciała od duszy i przychodziła tutaj
z kropla sadła nitka mięśni
trzeba było wyciągnąć wnioski
zmieszać ziarno absolutu z ziarnem gliny
jeszcze jedno odstępstwo od doktryny ostatnie odstępstwo
tylko Jan to przewidział: zmartwychwstanie ciałem
Boga oglądają nieliczni
jest tylko dla tych z czystej pneumy
reszta słucha komunikatów o cudach i potopach
z czasem wszyscy będą oglądali Boga
kiedy to nastąpi nikt nie wie
Na razie w sobotę o dwunastej w południe
syreny ryczą słodko
i z fabryk wychodzą niebiescy proletariusze
pod pacha niosą niezgrabne swe skrzydła jak skrzypce
POGODA NA SZCZĘŚCIE
Agnieszka Osiecka
Na kraniec siedmiu mórz,
na kraniec siedmiu zórz
przypłynął raz kapitan,
z księżycem się przywitał
i zapadł w sen, i śnił:
mija młodość jak woda,
czoło chmurzy się częściej,
a tu nagle pogoda,
taka dobra pogoda na szczęście.
Nikt otuchy nie doda,
cienie głębią się gęściej,
aż tu nagle pogoda,
taka dobra pogoda,
odpowiednia pogoda na szczęście.
Coraz trudniej po schodach,
coraz puściej w kredensie,
aż tu nagle pogoda,
taka dobra pogoda,
odpowiednia pogoda na szczęście.
Z tysiąca szarych biur
zmęczony wyszedł chór,
odstawił w kąt liczydło,
wykąpał się w powidłach
i zapadł w sen, i śnił:
mija młodość jak woda,
czoło chmurzy się częściej,
a tu nagle pogoda,
taka dobra pogoda na szczęście.
Nikt otuchy nie doda,
cienie głębią się gęściej,
aż tu nagle pogoda,
taka dobra pogoda,
odpowiednia pogoda na szczęście.
Coraz trudniej po schodach,
coraz puściej w kredensie,
aż tu nagle pogoda,
taka dobra pogoda,
odpowiednia pogoda na szczęście.
***
Bolesław Leśmian
Com uczynił, żeś nagle pobladła?
Com zaszeptał, żeś wszystko odgadła?
Jakże milcząc poglądasz na drogę!
Kochać ciebie nie mogę, nie mogę!
Wieczór słońca zdmuchuje roznietę.
Nie te usta i oczy już nie te...
Drzewa szumią i szumią nad nami
Gałęziami, gałęziami, gałęziami!
Ten ci jestem, co idzie doliną
Z inną - Bogu wiadomą dziewczyną,
A ty idziesz w ślad za mną bez wiary
W łez potęgę i w oczu swych czary -
Idziesz chwiejna, jak cień, co się tuła -
Wynędzniała, na ból swój nieczuła -
Pylną drogę zamiatasz przed nami
Warkoczami, warkoczami, warkoczami!
NOCE I DNIE
Agnieszka Osiecka
Nim las,
nim kłos,
nim noc dojrzeje.
Ktoś wygra los,
ktoś porzuci nas.
Nasz dom,
nasz ląd zniknie gdzieś.
Odpłynie w dal biała wieś.
Będziemy snem, zorzą zórz, morskim dnem i gwiazdą.
Pokochaj mnie z całych sił,
pokochaj mnie na sto lat.
Pokochaj mnie, jakbyś był
tak młody, jak był dawniej świat.
Już zielenieje sad po burzy, nim roztopimy się w
podroży.
Ty kochaj mnie od nocy, do nocy, aż po noc.
Nim kłos,
nim las,
nim noc dojrzeje.
Masz jeszcze czas,
by pokochać mnie.
Bo jak to jest,
jak to tak,
że więdnie bez, cichnie ptak.
Zegary tak śpieszą się.
Biegną dnie i noce.
Pokochaj mnie, lesie mój,
kochajcie mnie, ranne mgły.
Darujcie mi biały strój.
Tak mało już nocy i dni.
Znów zielenieje sad po burzy,
nim roztopimy się w podroży.
Ty kochaj mnie od nocy, do nocy, aż po noc.
PODWALINY
Leopold Staff
Budowałem na piasku
I zawaliło się.
Budowałem na skale
I zawaliło się.
Teraz budując zacznę
Od dymu z komina.