Ludzie i małpy
Czy człowiek jest małpą czy też aniołem? O Panie, jestem po stronie aniołów.
Benjamin Disraeli w dyskusji z biskupem Wilberforcem
Wspomniałem, że istoty ludzkie są blisko spokrewnione z żyjącymi współcześnie małpami, co więcej, z punktu widzenia zoologii jesteśmy małpami. Zauważyliśmy jednak, że dużym błędem jest postrzeganie siebie jako „nic innego niż” małpy. Nie jesteśmy po prostu małpami „na drodze ku górze”, lecz stworzeniami odmiennymi od wszystkich innych, gdyż zostaliśmy stworzeni na obraz Boga (Rdz 1,27; 2,7).
Co to znaczy? Ponieważ Chrystus jest Bogiem, który przyjął na siebie ludzką postać, łatwo wpaść w pułapkę twierdzenia, że obraz Boga to po prostu nasza ludzka postać (Wolff 1974; Hoe- kema 1986). Po zastanowieniu się widzimy, że taki sąd jest naiwny: Biblia ukazuje wprawdzie Boga jako kogoś posiadającego anatomiczne części (np. oko, ramię, a nawet skrzydła — Ps 36,7 itd.), lecz tylko wtedy, gdy opisuje określone działanie lub funkcję; słowa są obrazami pomagającymi zrozumieć duchową rzeczywistość dotyczącą Boga i Jego relacji do świata. Pogląd, że Boski obraz w nas to po prostu nasze fizyczne ciało jest tak samo zwodniczy, jak średniowieczne przekonanie, że Bóg zamieszkuje w szyszynce (głównie dlatego, że nie znano jej funkcji).
Przez pewien czas teologowie byli skłonni stawiać znak równości między Bożym obrazem lub duchem w istotach ludzkich a rozumnością. W Piśmie Świętym nie ma jednak podstaw do takiego twierdzenia, a studia nad zwierzętami pokazują, że są one zdolne do racjonalnego myślenia i uczenia się tak jak my, choć w mniejszym stopniu. W rzeczywistości trudno jest określić dokładną różnicę między umysłami zwierząt i ludzi: zwierzęta są zdolne w pewnym stopniu do estetycznego zadowolenia i myślenia abstrakcyjnego; mogą przeżywać „załamania nerwowe”, mogą używać „przemyślanych sztuczek” i wykazywać wysoki poziom życia wspólnotowego i troski rodzinnej. W.H. Thorpe, jeden z najwybitniejszych behawiorystów zajmujących się zwierzętami, cytuje sześć poziomów aktywności umysłowej (opisanych przez Hobhouse'a, 1913), z których cztery dostrzega w zwierzętach, natomiast dwa pozostałe rezerwuje dla ludzi. Hobhouse określał je jako: „współzależność między powszechnikami” i „współzależność między naczelnymi zasadami”. Zakładają one uznanie abstrakcyjnego prawa moralnego lub — używając słów Thorpe'a (1961) — „wiecznych wartości, które są w sobie dobre”. Autor tłumaczy, że „oczywiście możemy odnaleźć w wyższych ssakach społecznych, np. wilkach, zachowanie, które wydaje się altruistyczne, bezinteresowne i naprawdę «etyczne». Sądzę jednak, że na tym poziomie możemy dostrzec różnicę między umysłem ludzkim a umysłem współcześnie żyjących zwierząt, a w wyróżnionych przez Hobhouse'a dwóch ostatnich kategoriach tkwi różnica, którą — przynajmniej obecnie — możemy uznać za fundamentalną”.
Współcześni teologowie są zgodni, że imago Dei nie ma charakteru anatomicznego. Pojmują oni obraz Boga jako wielkość relacyjną, a nie fizyczną. Na przykład Emil Brunner (1939), komentując 2 Kor 3,18 („My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską [...] upodabniamy się do Jego obrazu”), zauważył, że „znaczenie człowieka i jego wewnętrzna wartość nie tkwi w nim samym, lecz w Tym, który stoi «przed nim». [...] Odmienność człowieka nie opiera się na sile jego muskułów lub ostrości jego narząd zmysłowych, lecz na fakcie, że uczestniczy on w życiu Boga, w Bożych myślach i w Boskiej woli, dzięki Bożemu słowu”. C.F.D. Moule (1964) doszedł do wniosku, że: „najbardziej zadowalającą interpretacją obrazu Boga w człowieku, zarówno wśród autorów starożytnych, jak i współczesnych, jest pojmowanie Go jako fundamentalnej odpowiedzialności (Syr 17,1-4)”. H.D. McDonald (1981) sugerował, że „obraz powinien być rozumiany jako «usynowienie», które zawiera w sobie zarówno ontyczne, jak i relacyjne aspekty bycia obrazem”.
Jeśli nasze człowieczeństwo jest wynikiem Bożego działania w nas, a nie sprawą anatomii, fizjologii i genów, to nasza fizyczna prehistoria jest nieistotna. Natomiast ważna jest nasza nowsza historia. Czy można zatem powiedzieć, że istniał kiedyś człowiek o imieniu Adam? Księga Rodzaju opisuje go jako rolnika. Pearce (1969) twierdzi, że uprawiał on skrawek ziemi na zboczach Płaskowyżu Tureckiego, w czasie gdy poprawiły się warunki klimatyczne po ustąpieniu zlodowacenia plejstoceńskiego. Adam istniałby zatem w okresie przypadającym na około dziesięć tysięcy lat temu. Podobne jest datowanie zaproponowane przez biskupa Usshera na podstawie chronologii biblijnej: Adam żył sześć tysięcy lat temu.
Dowodem miał być — według Pearce'a — „pewien typ kulturowych skamielin” opisany w Rdz 2-4. Po pierwsze, dowiadujemy się, że „Pan Bóg wziął [...] człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał” (2,15). Trzy razy wspomina się o szczególnym związku Adama i raju z uprawą roli i rolnictwem. W okresie „rewolucji neolitycznej” nasi przodkowie osiągnęli po raz pierwszy zdolność do kontrolowanego zdobywania żywności, co umożliwiło, lub wręcz uczyniło koniecznym, życie osiadłe. Po drugie, osadnictwo rozszerzało się bardzo szybko od pierwszych siedzib (jak się sądzi) na Bliskim Wschodzie aż po ogromne tereny Eurazji o łagodniejszym klimacie (11,9). Po trzecie, życie osiadłe stworzyło możliwość i konieczność handlu i usług, czyli powstawania miast. Jednym z najstarszych było Çatal Hüyük na Płaskowyżu Tureckim (4,17). Po czwarte, w głównej informacji na temat kultury Adama dowiadujemy się, że uprawiał on zboże i hodował bydło. W relacjach można też odnaleźć początki metalurgii (żelazo) (4,22). Po piąte, prymitywne rolnictwo było —według współczesnej terminologii — bardzo pracochłonne. Rewolucja neolityczna przyczyniła się do gwałtownego wzrostu (a stąd do zróżnicowania zajęć) ludzkiej populacji. Podkreśla się, że w czasach patriarchów liczba ludności szybko rosła (1,28a), a rodziny były liczne. Wreszcie klimat przy końcu epoki lodowcowej był suchy, a pierwotną florę mogła stanowić tundra (2,5); lokalne strumienie, wypływające spod lodowców (2,6), formowały oazy, przyciągające prawdopodobnie zwierzęta (2,19b). Ogród rajski umieszcza się (2,10-14) w regionie, w którym uczeni zajmujący się prehistorią odnaleźli pierwsze ślady rewolucji neolitycznej (zarówno archeologiczne, jak i botaniczne). Słowo „Eden” może znaczyć to samo, co babilońskie „Edinnu”, czyli płaskowyż lub step. Tereny leżące na wschód od górnego Tygrysu były zwane przez Kasytów Kusz, zakładając, że Gichon to po prostu rzeka Araks. Eden znajdował się — według tradycji sumeryjskiej — w regionach położonych w górnych wodach wielkiej rzeki Mezopotamii. Chłodne wieczory z Rdz 3,8 są typowe dla wysokiego płaskowyżu.
Całkowicie zgodne z Księgą Rodzaju jest przypuszczenie, że Bóg stworzył Adama jako rolnika i uczynił to (z punktu widzenia archeologii) stosunkowo niedawno. Jeśli tak przyjąć, okaże się, że termin „człowiek” używany przez paleontologów lub antropologów ma o wiele szerszy zasięg niż słowo „człowiek” w Biblii (fakt istnienia ludzi przed Adamem jest dobrym wyjaśnieniem takich odwiecznych trudności, jak kwestia, skąd Kain wziął sobie żonę lub kim byli giganci z Rdz 6,4). Być może dla większej jasności powinniśmy rozróżnić między Homo divinus i Homo sapiens. Warto przypomnieć komentarz B.B. Warfielda, który stwierdził: „dla teologii jest rzeczą całkowicie obojętną, jak długo człowiek istnieje na ziemi”.
A co z Ewą? Rdz 2,21 informuje, że Ewa została utworzona z żebra Adama. Jeśli Bóg jest wszechmocny, mógł oczywiście uformować Ewę z żebra Adama, lecz nie znaczy to, że faktycznie tak zrobił. Współcześnie żyjący mężczyźni mają tę samą liczbę żeber co kobiety. Akcent opowiadania spoczywa raczej na podobieństwie między mężczyzną a kobietą, na ich bliskim pokrewieństwie i na wspólnej przynależności do istot ludzkich. Paweł stwierdza wprawdzie w 1 Kor 11,8, że kobieta powstała z (ek) mężczyzny, lecz nie znaczy to, że musimy dosłownie odczytywać Księgę Rodzaju. Wiarygodny komentator Matthew Henry przyjmuje ideę Tomasza z Akwinu, która wydaje się w zgodzie z duchem Księgi Rodzaju: Bóg nie uczynił kobiety „z jego głowy, aby nad nim panowała, ani z jego stóp, aby była przez niego deptana, lecz z jego boku, aby była mu równa, spod jego ramienia, aby ją chronił i z miejsca bliskiego jego sercu, aby ją kochał”. Augustyn określił mężczyznę subtelniej jako siłę kobiety (gdyż od niego pochodzi kość), podczas gdy kobieta sprawia, że mężczyzna staje się delikatniejszy (miejsce żebra Bóg zapełnił ciałem). Nie mam zamiaru udowadniać, że autor natchniony Księgi Rodzaju wiedział o tych wszystkich interpretacjach, lecz niewątpliwie wiele odkrytych później aspektów istniało zaczątkowo w jego umyśle. Dlatego istnieje duże prawdopodobieństwo, że w Rdz mamy do czynienia z językiem obrazowym.