Tekst gwarowy, FILOLOGIA POLSKA, Dialektologia - przeanalizowane teksty gwarowe


Tekst gwarowy — Drwały 1

Informatorka: Zofia Ziętara , ur. 6.02.1929 r. w Rębowie pod Wyszogrodem; zamieszkała we wsi Drwały, gmina Wyszogród, powiat płocki; wykształcenie podstawowe; rodzice: Ignacy - rolnik i Marianna - krawcowa; nigdzie dalej nie wyjeżdżała.

 

Drwały

O przesądach

Teras mniej ludzie już w te gusła wjerzo, a kedyś to jak tylko sie co, jak był, jak zachorował człowjek, to nie wozili go do doktora, tylko wsadzali go do pjeca po chlebje, żeby on sie wygrzał, a wsadzili jednego dzieciaka takiego małego, pjec zamkneli, to on sie ugotował w tym pjecu, bo tak było, ugotował sie, nu zamkneli, za goronco było, dzieciak nie krzyczał, otwjerajo a dzieciak ugotowany, upjeczony, to kedyś takie ludzie, ale jak, znowuż, jak przyszedł kominiarz w poniedziałek, jak chodził kominiarz, broń Boże, aby nie w poniedziałek przyszedł, bo jak przyszedł w poniedziałek kominiarz, to za cały tydzień było nieszczeńście, jak, jak kot przeleciał czarny to żałoba była, a teraz to przeszli, przeszły te. A kedyś to wjerzyli, nawet tam u moich rodziców, przyszła kobjeta, ji rano ji chciała pjeniendzy pożyczyć, to mama jej tam pożyczyła, bo córka jechała na wycieczke, ji mama jej pożyczyła, tych pjeniendzy, na drugi dzień ona przyszła w tej, już nie oddała tych pjeniendzy, tylko przyszła po mleko, a ona jakieś czary odstawjała, jak ona poszła to te krowy mleko przestały dawać, i ropuchy nam do szopy wchodziły, i chodziła, Cygani jeździli, ji tak jedna, taka namolna Cyganka była, mój ojciec to strasznie nie wjerzył, w gusła, jak Cyganów to już na oczy nie chciał, ale jak ona to przyszła, ta Cyganka tak sie uwzieyła i mówi gospodarzu ja ci powjem prawde, smutno beńdziesz mjał nowine, ale ci powjem, ciele padnie pod figuru, no ji tak, brat mój peńdził cielaka, uderzył kijem, cielak noge złamał, pod figurou padł, bo tak było, pod figuro padł, później mówi klacz ze zrebakem w nocy ci ucieknie, ji zdechnie, ojciec mówi, wyjdź, Cyganicho, bo nie wjem co. Ale łona nic, tylko czytała z tych kart, i mówjiła. Mówji tako klacz jedna była taka odmjenna, ze zrebakem w nocy uciekła, przyszła z tego, z tej nocy, padła koło, do podwórka tylko weszła ji zdechła, tak wywróżyła ta Cyganka.

Tekst gwarowy — Dąbrówka Wielkopolska

Nagranie z archiwum fonograficznego Zakładu Dialektologii Polskiej UAM w Poznaniu. Fragment rozmowy nagranej przez prof. Zenona Sobierajskiego 06.05.1951 r.; informatorką była p. Agnieszka Kostera, ur. 1899 r.; przepisał Jerzy Sierociuk.

Chrzciny

No= ojców, dyftongiczna wymowa samogłoski o kcinyj u nos, jak ... miała tam poródzić córka dziecko, no to matka już nasykowaa (!) poduszki, kószulke, pieluszki, nie, żeby wszystkło bułoe pogotowiu. A potym, jak buło tak dalyko już do urodzyniu, no tło musioł sie tyn nż starać. Musioł jachać po arkusiere, żyby wszysko dobrze buo, a jag nie mógła arkusiera, musioł po liekarza jachać, no. Tero dziecko sie urodziłoe, łokompali, jak kómpali, noprzód downi to kompali w taki kopónce drewnianyj z drzewa, a dzisiaj no to ju som takie waninki, to ju w taki wanince te dziecko łokompiom. Nu i potym do poduszki włozyli (!) i zwionzali y dali do matki du łóżka, a dzisiaj to już do matki nie dajóm, bo już […] dziecko musi być same. No y pon jak dwa dny jes dziecko trzy dny, tło u noz już nie som do kto … już dny nie czekajóm y zaro tyż odprawiajóm kciny tero. A przód, dawni tło krzesno szła samo do kościóła, prósili sie tam od ... siestra abo brata, chto tam, no blisy krewny buł, to buł w kumotryj, bo łod mynża tam krewny i łod żóny, łod żony krewny, tu z … krzesno szła samo do kościóła, a krzesny tyż już buł w kościelie. Jak ksióndz ókrzciuł, no to przyśli razym do dómu, pópili troszke kawy i placka, to buł koniec. A potym za dwa tygódnie, trzyj, no potym odprawili te kciny, pón se zaprosili wincy głóści, a wszystkich swóich, matki, łoejców, i ksesnych (!),tak ży casym buło na dwudzistu ludzi. Zabili świnie y potym srógie kciny łodprawili. No a potym dali tymu dzicku tam tyż ci na prezynt, tam każdy tam coś pore złóty doł, a ksesno i ksesny w kościele już dali, już tyn

zwiónzarek w kóściele włożyli, to ci już nie dali. No a pot ... sejź niedzil, mówióm, jak dziecko sie urodzi, to sie ni mo nikómu pokozać, wtego (!) dziecka ino tyj matce, co tam jes, i tam ci najblisi swoi. A tag jag obcy przydzie, tło sie nie ma dziecka pokozać, bo to nijedyn człowiek mo takie łóstre wejrzynie, to z wejrzyniu przydzie tymu dziecku, łóne poty ni może spać, tak ziwo i jakby chłore bułoe, ale óne chore nie jes. A to można rozeznać, czy jes chłóre czy niechore, bo jak starszy ... starsze kobity jak przód naszo tam storka, łod mynża matka, tło łóna mówi-a, daj sa te dziecko, ja je przeliże i to byńdzie liepi. To óna inzykim (!) tak trzy razy po czele y tu mówia, przynoczuło sie tymu dziecku, bo buło takie słóne czoło. Mówia, a jag nie chcesz ty przelizać, mówia, tu weź take piluszke zesiusiane i tak przetrzyj, mówi, tło poradzi, tu jes nojporadnijse (!) dlo dziecka y tło w momyńcie poradzi, to zaś zara dziecko śpi i jes spokójne. A jak po szyściu tygodniach trafi sie ze zaś takie kóbity przydom i mówiom: pokożcie nóm te wasze dzieckło, a to sie mówi: a czyżeś nie widziaa dzieci, czy ty tyż ni miaa dzieci i cóś tam tako cikawo dziecko widzić. To tak czowieg rod ni pokoże, jag już potym winksze, no tó niech tam widzóm, ale takie małe dzieci to sie tag nie pokazuje. No i ... a dziecko rośnie, jag jes zdrowe, no birze pierś. a nijedno matka, jak tak cinżko nie robi, jak po szyściu tygodniach mo mliykło, a niejidna matka ni mo mliyka, no musi flaszkóm karmić y tedy już znoszóm cholybke y do cholybki kładóm i cholybióm. Jag mo spać, to tam każdy idzie i rucho, bo to dziecko musi być cholybane mówióm, a nie to do wózka, ale we wózku to dzieci nie lubióm spać. Na wsi wólóm dzieci w cholybce spać, no to tak w ty cholybce urośnie i w tym wózku, no i chłowo sie, jes zdrowe, roście (!)

Tekst gwarowy — Spławie 2

Spławie, gm. Golina, pow. Konin

WiW, ur. 1917, Spławie

Nagrał 7.09.08 Błażej Osowski

Praca a pogoda

To tyż rozmaicie… No… Ta… za moi poleciał, samogłoska pochylona a>opamiyńci pamiyntómmielim… pszenice słuchóm… tu tegó… uuu… chmurzy się… jazda… po te pszynice… uuu… ładujemy ładujemy z uojczulkiym… ja sił już… ja jyż byłym taki co już snopki podowałym… to… a przyszła wichura… szłe dobrze jak się jechało… w kierunku jak wiatr wioł… a jak się skryńciło… przewróciło to wszysko do góry nogami… i… znowa już… czszeba było… wysuszydź i… i… i na nowo ładować… ta… pamiyntom jak… tag nas zamietło to… ta… ino tak… wóz…

polecioł

Tekst gwarowy — Bukówiec Górny 1

Nagranie z archiwum fonograficznego Zakładu Dialektologii Polskiej UAM w Poznaniu. Fragment rozmowy nagranej przez prof. Henryka Nowaka 23.03.1964 r.; tekst przepisał: Jerzy Sierociuk.

Informatorka:. Marianna Szkudlarczyk, ur. 1886 r. w Bukówcu Górnym.

O żeniaczce

Jag ja żym sie żyniła, to żym miaa osiemnaście lat, nie, i przyszed Szkudlarczyk, mój narzeczóny, nie, przyjśli łoboje tam do łojca, do matki przyśli, tu zaraz na gospodasztwie (!) jes to koo rzeźnika, tuty zaraz w ty przypuszczać, domyślać sięgasce, a ten sónsiad, tam ojca, mój sómsiod przyprowadziuł głó. A jo żym miaa siostre starszom, jag ja nó, a myj z tóm siostróm ćpały gnój we chliywie, nakodały my na wóz gnój oboje, nie, łobie. No i matka przyszła tam do chliywa, a ci siedzieli w izbie, nie, matka przysza do chliywa i pada: Maryna, mołsz iś (!) ino do izby. No, a joł już miarkowaa po cło, bo już ludzie godali że przydzie do do Maryny, nie Małeckiygo, jo już miarkowaam pło co. I poszam do izby, nó żym sie przecie musiaa umyć, bo żym od gnoju śmierdziaa. Poszam do izby, no i móm sobie usióńć, no usiadam sobie i łojciec powiado, że tu przyszed Szkudlarczyk wedug żyniaczki. A jo żym mówiła, łe, ja bede za modo, a łón miał dwadzieścia osim lat, a buł wdowcym, nie. No, ale cóż mi sie podoboł, dali gło, byde chcia, nó i na niedziele była zopowiedź już. A my gó tu znali, bo ón tu z Bukówca, a miszkoł, a tu na to miejsce przyjszed do ty piszy kobity, na tym miejscu tu, nie, no ta piszo zmarła, łożynił sie drugi raz, tyż na to miejsce tu przyszła, no, a ja żym miaa być trzeciom tu na tym miejscu co. No dobrze, nó, zanieśli my na zopowiedzi, nó ksiondz zapowiadał, bo tak downi bułoe, przed wszyskima, no, na pirszy jak buła zopowidź tło na mszóm mode państwo nie szło na piszom zopowiedź tylkłoe na niszporyj . Mody pón po modóm panne przyjszed i do kościoła my śli, joł w kołpce, rozmaryn tu dookoła na kopce, wstóżki zielóne tu i za słoby (!) tyż stóżka uwiózano, tam przy takie miaa takie pentelki dwie, tu do kruzów przypinto, no a mody pon mertke i białóm stóżke na piersiach, nie, no bo łón ni miał, bo łon buł wdowiec, windz mój ni miał.

Tekst gwarowy — Bukówiec Górny 2

Nagranie z archiwum fonograficznego Zakładu Dialektologii Polskiej UAM w Poznaniu. Fragment rozmowy nagranej przez mgr Marlenę Graf 02.02.2006 r.; tekst przepisał: Jerzy Sierociuk.

Informator: Józef Szkudlarczyk (syn Marianny Szkudlarczyk), ur. 1925 roku w Bukówcu Górnym.

O pieczeniu chleba

U nas jest ośródka.

SzJ: Bo to jes ... jeśródka, od środka niby, nie, z tego wywodzi sie ta nazwa jejśródka, to to jez od środka, a tak to jes skórka, nie.

Umiałby pan jeszcze powiedzieć, jak się piekło chleb, jak to się robiło?

SzJ: Jak to sie robiło, no, przede wszystkim była dzirża (!),to była waśnie ta, ta z tych klepek zrobióno i óna w ty figórze wyglóndała, stała, nie, tak pote pół stołu. Tera tam wody sie nalałoe, ciepły naturalnie, i mónki sie nasypało i to sie roz… i drożdże sie wożuło tam. No i potem sie, żeby ciepło buło, winc buły pierzyny tam, albo takie, takie jakby takie, no, abo koce, albo coś tak, żeby to miało ciepło tam. Jag miało to ciepło, winc to zaczeło

garować wszysko w środku.

Garować?

SzJ: Garować, tak, i to garowało, no i potem za ileś godzin, tam za trzy czy za cztery było przyczynianie. To trzeba przyczynić, znowu otworzyć to i teraz dosypadź mónki i wszysko to urobić, pote sie przykruło z powrotem. Dopiro za ileś tam, ale to już tam te kobity już wiedziały, o który tam bedom musiały tam podnieś te pokrywke i paczeć, no, a tam już połna dzirża buła tego. No winc potem zaczyliy tyn chlyb wyrabiać. Chlyb wyrabiali na stole, mónka i tego, i tam takóm pacyne chleba, i urobialiy go, nie, o i potym na deski kładli. No i tak że tam ón sie, jak to mówiliy, jes wyruchanyj, on dostoł takie, takie, takie, no, znaki na tym, czyli że dobrze sie wyruchoł. I potym jeszcze, jag na przykład sie wsadziło do pieca, to ón jeszcze powienkszył to swoje, tego, nie, a poty taki, taki chlyb wysoki urós. No wpierw do pieca to sie kładło, piec, ón mioł chlebowy piec to buł do tego, nie, to tylko wyłóncznie do pieczynia chleba. No i tak, że tyn chlyb potem sie wsadzało tym, tym z tego ciasta, nie, jak tam tego, to kobita paczała, czy jes dobrze wyruchany, jest, tera może iś do pieca, teraz jes tam, óni tam mówili tło na tyn chlebowy piec w środku, że tło jes dobrze nagrzane, tłoe (!). No i potem takóm łopate drewnianom bochynek chleba na tóm, chleb, łopate, i tam po kolei sie ustowiało i piec sie zamkło, i daje sie pótory godziny, zdaje sie, sie tyn chlyb tego. Tam kuknyliy jaki jes, jez ładny kolor ma, nie, elegancki, potym znowu tóm łopatom, któróm sie wsadzało, znowu sie wycióngało i na wirzchu sie smarowało wodom. Tak sie błyszczał, takom skórke dostał świecóncom, nie, no i ...

Tekst gwarowy — Baranówko 1

Informator: MiZ - mężczyzna (1926-2007), mieszkaniec rdzenny Baranówka; rolnik, wykształcenie podstawowe, w czasie II wojny światowej przebywał rok w fabryce broni w Niemczech.

Nagrała i transkrybowała Justyna Kobus.

Nagranie z lat 2004-2005.

Wykopki

MiZ: szefel - wyraz ten ma przynajmniej 3 znaczenia: `wykopki', `miara objętości zebranych ziemniaków', `koszyk, do którego zbierano ziemniaki w tzw. majątkach'; w Wielkopolsce występuje także w rodzaju żeńskimKiedyź no to, kiedyś to wykopki odbywały sie dziabkom, nawet wprawdzie nie u nas, w naszym gospodarstwie nie, ale w gospodarstwach w takich tych pegeerowskich, w tych majontkach, to dziabkami, dziabkami wykopywali, to tam cały szereg tych pań szło. Mówili na to: na szefle chodzóm i to miały płacone od wykopków, od tych szefli, nie wiem, ile na taki szefel tam wchodziło, w każdym bądź razie że one szły z koszykami, wsypały do jakigoś tam pojemnika, to był, który nazywał sie tym szeflym i ten, ten, ten, ten który tam pilnował, nadzorował, to on to zapisywał i od tego miały obliczane. U naz natomias była maszyna tak zwana figaka, to ona tak wyrzucała na boki i każdom jednom radlone, radlin... radline brała, a dwóch musiało zbierać, bo to tam rorzuciła na jakieś tszy metry. I to ludzie byli parami rozstawini, co kawołek inna para, takie tam cztery pińć par czasym zbierało te zimniaki, jak zależności od tego, jakie było długie pole, nie. A w kóńcu przyszły te el... elewatorowe tak zwane ciągnikowe maszyny, które wyrzucały do tyłu i zabierały dwie radliny, a zbierał jeden człowiek i wtynczas znowuż zbierali raz przy razie mogli sobie zbierać wszyscy i z boku sie jechało czy tam końmi, czy ciągnikiem i jeden wysypywał te ziemniaki na... na... do skrzyni, do tej, do tej przyczepy, tak. No a obecnie to som już tam te kombajny, które... które wybierajom, no som jeszcze że jeszcze tam, jeszcze sie spotyka, że jeszcze wybierajom takimi też zimniakami, te zimniaki, tymi ewelator... elewatorowymi, szczególnie tam, gdzie som kamienie, bo ta, ta, ta kopaczka, ta anna która, ten kombajn, no ona tam nie odróżnia ziemniaka od, od, od kaminia i zbiera wszystko, nie, a jak to no to człowieg jednakowoż tam te kamienie pozostawia i zbiera tylko zimniaki.

Tekst gwarowy — Rudna 1

Informatorka: Teresa Groszczyk

Ur. w Witorówku (pow. pilski, gm. Łobżenica) w 1927 r. Rodzice pochodzili z Wiktorówka i z Rudna, byli rolnikami. Informatorka ukończyła 4 lata szkoły podstawowej, przez rok chodziła do szkoły niemieckiej. Pracowała w gospodarstwie, nie podróżowała.

Wieś była w zaborze niemieckim, przez pewien czas większość mieszkańców znała język niemiecki.

O języku niemieckim

A ja sie śmiać zdenazalizowane e w miejsce dawnej staropolskiej samogłoski nosowej krótkiej w pozycji wygłosowej wyrazu.wieinc tak z nimiecka gadałam, bo ja do szkoły chodziłam nimieckiej pół roku, nie. A mama tu wieincy, tyściowa tu wieincy z nimiecka, bo tu byli tu te te tereny już takie… jak sie mówi. No i tak że miy więcyj z nimiecka gadali, no i mie to tak bardzo ułatwiło. I ona sie cieszyła, że mi będziem mogli obie sie zawsze porozumić, ni. I my wiesz gadali, wieczorami sidzieli dom… stare dawne dzieja [!]. A ja lubiłam tak starzeych ludzi słuchać, to bardzo, nie. No i tak jakoś żeśmy sie zżyli, ona teyż taka zadowolona była, ona mówi: wieisz ty co, ja nigdy nie myślałam, że ja tak, na taką synową trafie. A ja żem… bardzo szanowałam starzych ludzi. A i

myi znowu obie sidziały koło pieca i znowu sobie gawędzili po swojeimu, ni. No a ten nasz mały usiadł w środek między nas i tak słucha, jak babcia opowiadała. On lubił słuchać, bardzo lubił słuchać, jak babcia powiada, nie. A ón teyż już kapował tylo po niemiecku, taki jeden mały był… srulek, nie. Ale kiedyś dałam list, że… mama dała list i mówi: wieisz ty co, do męża mego, nie, mówi: Leon, jedziesz do Zoobrzynicy [?], wyjdziesz, wyjślesz ten list. Ja, na poczcie, do córki, nie, bo ona w Krzyżu była. A on mówi: no pewnie, że moge wisłać, ni. No i teraz siedzim tak obie koło pieca, a mama mówi: kto wiei, czy ten Lejon… Lejon było imie, Leon, to ona Lejon z nimiecka, ni. Kto wie, czy on ten list wisłał, nie. A tyn nasz mały siedzi i patrz, przecież on już umiał zrozumić

po nimiecku, ni. I mówi: mamusia, ja poliece. Ta marinarka wisi taka kraciata zielona, nie, no. Ta wisi na krzesełku, ja jo [?] zobacze w kiszeyni, czy ten list jest wyisłany, czy jest. Przyiszed, mówi: ja, list już jest wyisłany, mówi, nie. Tam nic nie było, mówi, w kieszeyni, nie. No i tak jakoś żeśmy tego i… żeśmy wiedzieli, że on już pojmuje po nimiecku, ni. Już chwyitał nijedne słowa i to… cieszyłam sie teyż. I on mówi tak. Mówi: babcia, alie jak tero bynio [?] tak oba, mówi, jak tero bynio mamusia z tatusiem rozmawiać po niemiecku, nie, to ja już bede wiedzieć. A jak przyjdzie Gwiazdor, tedy oni wincej po nimiecku gadajo. Wtedy… Ni widział, o co chodzi, a on już cosz kapował, o co chodzi, nie. No i ja mówie… Tera, wiesz do sz… [?] ja mówie, jak my mamy gadać, ja mówie, już teraz po nimiecku ni możesz nic mówić, bo już ten mały zrozumie wszystko. I ona zaczęła sie śmiać… A sie tak cieszyła, mówi: ja sie tak ciesze, że to dziecko zrozumi po nimiecku, nie.

Tekst gwarowy — Rudna 2

Informatorka: Teresa Groszczyk

Ur. w Witorówku (pow. pilski, gm. Łobżenica) w 1927 r. Rodzice pochodzili z Wiktorówka i z Rudna, byli rolnikami. Informatorka ukończyła 4 lata szkoły podstawowej, przez rok chodziła do szkoły niemieckiej. Pracowała w gospodarstwie, nie podróżowała.

Wieś była w zaborze niemieckim, przez pewien czas większość mieszkańców znała język niemiecki.

Powrót z wojny

Teraz te Ruski byli, jesteśmy już takie wszyskie przestraszone byli, że jeśli my jak łóżka zrobili, to

zwężenie samogłoski i zbliżenie artykulacyjne e do wysokiej i.

wszyisko szło paczyć pod łóżkamy, czy ktoś jakiś Rusek nie lieży al'bo coś. Pierzyny wszysko już było zrobióne tyko do spania, ni? No i tu od razu… Jedną razą słuchamy - , nie. Ruskie jado. Jedy, co to za hałas! Wszyiscy żeśmy sie pochowali. Moja siostra, znaczy jego żona, ni, poszła i położyła sie tam dzieś w jakieś rzeczy stare, i tam w tych rzeczach tako była przykryto, że zostałabyi tam, byi została. A ja żem w koszuli nocny za tym, kouminym stojała, ni. A szwagier przyszed, jak zawsze, przyszed, roze… usiad zaraz tak koło drzwi, z koryta… mieliśmy taki koryitarzyik przed tym, tako altanke z kwiatamyi, szed do kuchni, usiad si koło… w kuchni na krzesłach, były krzesła. Usiad, buty se zdursał, nie. I tak myśle, juże ten Rusek zzurcał buty, przyjdzie, ni? Ja za kouminem w tyj koszuli, a szwager mówi: Boże, łóżka zroubjone, nikogo ni ma… co te? Toć on tamte mieszkanie znał, obszed wszyisko, ni, i mówi: musze zobaczyć na góre. Tedy jak mnie [ zoboczuł], to sie przelunk, ni, bo mówi, ktoś w biołej koszuli stoi… Co tam jest grane? Przyszed, ja mówie: Jezu, szwagier! Ni. I mówi: co tutaj grane je? Gdzie jest Mietka? Żona jego, ni. Ja mówie: szwager, on jest… ona jest tam gdzieś w rzeczach, gdzieś sie zatuliła i szwagier. A winiós jo już nieżyiwo, całkiem była precz, całkiem była precz, by sie tam została. Że był ni da… w tyj chwili nikt nie doszed, to by sie została tam, ni. Także jo uratował i on… Przyszed, mówi: po coście sie tak chowali? Bo myiśleli, że Ruski idom, wiesz, Ruski. Od tych Rusków, co żeśmy mieli, wiesz, już dosyć. […] A przyniós, ta! Tyle tego smalcu i opał, i tego no, oleju, tego wszyskigo, oni byli bardzo bogate, mieli dużo resztówky, bogate, bogate ludzie byli, nie. Tego wszyskigo nanosił. Nie by kochany, no teroz tego. A te dzieci to nie był durch tatuś, tylko dobry wuja. Bo wzioł jech na reynke, bo jiszcze tatusia nie poznawali, bo tyn roczek miał, nie, a tyn coś przeszło dwa, nie poznawali, to był tylko dobry wuja i koniec, i na tym sie skończyło, nie.

Tekst gwarowy — Miłobądz 1

Informator: Brunon Skibowski. Ur. w 1926 r. w Dąbrówce w pow. tczewskim. Rodzice byli chłopami, pochodzili z okolic Skarszewów (powiat Starogardzki). Informator ma wykształcenie zawodowe (ślusarz). Służył w Wehrmachcie. Po wojnie pracował w Fabryce Przekładni Samochodowych „Polmo” w Tczewie. Żona informatora pochodzi z Wilunia, z rodziny robotniczej.

O Kaszubach

To je = Tczew, największe miasto Kociewia.Kociewja, a to so Kaszuby, nie. Tu jak Skowasz to jusz nie je Kociewja, ale tam jeszcze Szczew to należy do Kociewja, nie tam tey… Chojnice i… Niczym sie nie różnią, ale tylko że… gwara inna je,

nie. Gwara ta kasz… Kaszuby mówio… no to w całej Polsce taka gwara, tam dzie pojedzie, to jes jedna, nie, je wszyńdzi. O, no to już Kaszubów to już je… cinżko zrozumieć je. Nie, jak już zaczną. Najgorzej to jak to łod Pucka te, o to ciężko jem zrozumi[ć]. To jusz jak… jak Kaszubyi mówio, tak i te, to wszystko co ina… inne jest, nie.

Tekst gwarowy — Bysław 1

Informator: Włodzimierz Antoni Dębicki ur. w 1953 roku w pobliskim Klonowie (gmina Lubiewo), 9 km od Bysławia; działacz kulturalno-społeczny, magister pedagogiki, oficer pożarnictwa. Wygłaszane teksty mają charakter stylizowanej gawędy.

Bysław

Żeśta, moi drodzy, fonetyka międzywyrazowa nieudźwięczniająca:
(f. ubezdźwięczniająca) wymowa bezdźwięczna spółgłosek na końcu (w wygłosie) pierwszego wyrazu przed drugim wyrazem, który zaczyna się na samogłoskę lub na spółgłoski r, l, ł, m, nprzyjechali do wsi Bysław, to je wioska, co leży na głównej drodze łod gór do morza. Tutej ongiś szły różne transporty, wozy i powiem wam szczerzy, że przy janziorze ludzie się ciągle tu zatrzymywali. Tu sobie ładnie żyli i ta kunsztowna wieś, wyobraźta sobie je jusz od dwudziestego dziewiątego czeyrwca tysiunc trzysta pierszego roku, kiedy to w tym dniu została przekazana jako wiano ślubne, to były kiedyś gieszynki ślubne, byśta chciały tak dziewczyny? No więc widzita, kiedyś król był tak możny, że dawał rycerzom wioska na prezent. No i ta nasza wioska tu sobie tak stoi i stoi do dzisiaj, w tamtych czasach, jeszcze jak byli króle różne, i Jagiełły, i Kazimierze, to wyobraźta sobie, tu niedaleko stąd je przepiękny bor i w tym boru rosno stare, łogromne i przecudne cisy, ale w tych czasach za królów mielim trzych takich dzielnych, bardzo dzielnych rzemieśników, na dzisiejsze słowo, a wtedy mistzów, majstrów i uni produkowali cisowe łuki, nawet Angliki im tyle, jak by żem na palcu pokazał, nie dostawali do tych łuków, no więc my żem już od tych czasów je sławewną wsio. Bysław po kolei, to tutaj robił cegły przecudne, wapno wypalał na ongiś, tam, no przed jeszcze het, tamto wojno, jak dziadki mieli dych krótkie wąsy. No i tak do dzisiaj, to powiem wom szczerze, że dwudziestego dziewiątego czeyrwca nie, ale szesnastego czeyrwca dwa tysiące piyrszego roku Bysław obchodził łokrutne urodziny. Siedemsetlecia. No żem tu różne kunsztowne rzeczy wymyślili, na przykład żem zrobili taki lapidarium, to znaczy nazbieyralim takich przecudnych dużych siedem kamnieni, co jeden to bardziej kunsztowny, no cianżkie jak przebrzydłe byki, że tak powiam, bo tu u nas taki byk to jest zawsze ciężki, duży. To my tak żem to tutaj zwieźli, poukładali i tera mamy taka pamiątka. We wsi żem zrobili nawet, suchejta dobrze, park. A pod każdym drzewie w parku jest zakopana flaszka stara, tam są knykcie, z knykci paznokcie, so włosy, klajtry mówiąc po naszamu, no takie ładne, długie, kolorowe, pochowane do tej butelki stare monety na półzgęte, żeby się zmieściły przez szyjka, no tam co niektórzy to nawet zdjęcie babci i dziadka włożyli i taka pamiątka też mamy w Bysławiu. Więc teraz ten Bysław żyje tak sobie i cora piękniej, ładniej tutaj kwitnie. To by było tyle o Bysławiu.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Teksty gwarowe Śląsk, FILOLOGIA POLSKA, Dialektologia - przeanalizowane teksty gwarowe
SPISZ teksty, filologia polska, DIALEKTOLOGIA, małopolska
Podhale teksty, filologia polska, DIALEKTOLOGIA, małopolska
ORAWA teksty, filologia polska, DIALEKTOLOGIA, małopolska
SPISZ teksty, filologia polska, DIALEKTOLOGIA, małopolska
Kieleckie, filologia polska, DIALEKTOLOGIA
SUWALSZCZYZNA, filologia polska, DIALEKTOLOGIA
Lubelszczyzna wschodnia, filologia polska, DIALEKTOLOGIA, małopolska
MAZURY, filologia polska, DIALEKTOLOGIA
Poprawiony Tekst, Rozrywka, FILOLOGIA POLSKA, FILOLOGIA POLSKA, DRUGI ROK
Królewna Śnieżka tekst i ilustr, Filologia polska
Łęczyckie, filologia polska, DIALEKTOLOGIA
Wielkopolska zachodnia, filologia polska, DIALEKTOLOGIA
DIALEKT WIELKOPOLSKI, filologia polska, DIALEKTOLOGIA
DIALEKT MAZOWIECKI, filologia polska, DIALEKTOLOGIA
Gadamer Hans-Georg - Tekst i interpretacja, Filologia polska, Teoria Literatury
KUJAWY, filologia polska, DIALEKTOLOGIA
malopol.dot, filologia polska, DIALEKTOLOGIA, małopolska
KURPIE, filologia polska, DIALEKTOLOGIA

więcej podobnych podstron