wojciech łukowski
WIĄZKI RANSAKCYJNE W LOKALNEJ PRZESTRZENI SPOŁECZNEJ (INSPIRACJE TEORETYCZNE I IMPLIKACJE EMPIRYCZNE TRANSAKCYJNEJ KONCEPCJI PRZESTRZENI SPOŁECZNEJ)
Artykuł z książki: Społeczności lokalne: teraźniejszość i przyszłość, pod red. Bohdana Jałowieckiego i Wojciecha Łukowskiego, Warszawa 2006
wprowadzenie
Wymiana, wzajemność, transakcje należą do podstawowych wymiarów życia społecznego, znajdujących rozległe potwierdzenie w znaczących pomysłach teoretycznych i licznych badaniach empirycznych. Celem artykułu jest próba pokazania, że także (a może przede wszystkim) w lokalnych przestrzeniach społecznych transakcje dokonywane między działającymi w nich aktorami konstruują te przestrzenie. Stawiana jest przy tym hipoteza, że transakcje te dokonują się w wiązkach. Aktorzy są zdeterminowani w działaniach ścisłymi powiązaniami między sobą. Powiązania te mają charakter transakcji, które generują energię, nie tylko podtrzymującą wiązkę, ale nadającą jej określoną dynamikę w przestrzeni społecznej.
Inspiracje teoretyczne dla takiego postrzegania przestrzeni społecznej znaleźć można zarówno w klasycznych koncepcjach wymiany społecznej, ale również w teorii Pierre'a Bourdieu czy w orientacji psychoterapeutycznej zwanej analizą transakcyjną. Ważne impulsy teoretyczne zawarte są także w socjologii miasta i przestrzeni. Implikacje empiryczne ukazane zostaną na przykładzie analizy procesów zachodzących w wybranych, peryferyjnie położonych społecznościach lokalnych w Polsce.
Wiązki transakcyjne rozumiane są jako sposób istnienia rzeczywistości społecznej, znajdujący odzwierciedlenie w koncepcji teoretycznej. U podstaw tej koncepcji leży przekonanie, że następuje i już wyraźnie jest zarysowana przemiana dotycząca charakteru przestrzeni społecznej. W mniejszym stopniu szansę życiowe aktorów są
107
zależne od reguł instytucjonalnych, czy -jak chce Pierre Bourdieu - od reguł pola, natomiast na znaczeniu zyskują transakcyjne powiązania między aktorami, którzy w różnych konstelacjach tworzą rodzaj wiązki, czyli realizują swoje cele życiowe, ale także wikłają się w niezamierzone skutki własnych i cudzych działań, przeznaczając znaczącą część swoich zasobów na transakcje (wymianę). Wynikające z tego powiązania są na tyle silne, że poruszanie się w przestrzeni społecznej odbywa się właśnie w obrębie danej wiązki. Ograniczone są możliwości podjęcia działań „na własną rękę". Wiązki te mogą istnieć w bardzo różnych sferach życia. W tym artykule przedstawiam wiązkę zaobserwowaną w „politycznym" fragmencie przestrzeni małego miasta w Polsce. Próbuję dokonać też uogólnień o charakterze teoretycznym.
W dyskursie publicznym przyjęło się traktować instytucjonalne rozwiązania wprowadzone w Polsce po 1989 r. na szczeblu lokalnym' jako jedno z największych osiągnięć polskiej demokracji. Popularna i często bez głębszego zastanowienia powtarzana jest opinia, że właśnie tam, najbliżej każdego obywatela rozgrywa się demokratyczny spektakl, w którym biorą udział obywatele, umiejący przedkładać interesy całej zbiorowości nad interesy indywidualne. Demokracja jest grą trudną, nie pozbawioną stałych napięć i konfliktów. Istotne jest jednak to, że większość obywateli chce nadal brać w tym udział, ufając, że przynosi to zarówno pożytek im samym, jak i całej społeczności.
To jest prawdopodobnie dość naiwna koncepcja lokalnej demokracji w Polsce. Już tylko niska frekwencja w wyborach samorządowych wskazuje na to, że większość obywateli w niewielkim stopniu interesuje się biegiem lokalnych spraw publicznych. Z drugiej jednak strony zaskakująco duża w wielu gminach jest liczba kandydatów na radnych. Na listach wyborczych jest ich często tak wielu, że o uzyskaniu mandatu zwłaszcza w mniejszych miejscowościach
decydują różnice kilku głosów, na co również wpływ ma właśnie niska frekwencja wyborcza,
108
Bez wątpienia uprawnione jest przyglądanie się tym danym jako właśnie wskaźnikom zakorzenienia demokracji. Jednak pochopna ich interpretacja, bez analizowania, jaki za nimi kryje się społeczny sens, mogłaby się okazać dość ryzykowna. Wśród kandydatów na radnych znajdują się tacy, którzy czynią to po prostu dla korzyści materialnych. Na przykład dla osoby bezrobotnej duże znaczenie może mieć dieta uzyskiwana za uczestnictwo w pracach rady. Ale nie możemy przecież wykluczyć, że obywatel majętny i dobrze ustawiony w życiu też przywiązuje wagę do dodatkowych dochodów. Sytuacja może być jednak jeszcze bardziej skomplikowana, zarówno bowiem ten pierwszy, jak i ten drugi kandydat może posiadać jednocześnie motywację prospołeczną, może tryskać dobrymi pomysłami, cieszyć się autentycznym zaufaniem swoich wyborców, może również szybko się uczyć demokracji rozumianej na przykład jako zdolność do kooperacji opartej na wzajemnym zaufaniu. Podobną ostrożność zachowywałbym przy analizowaniu frekwencji wyborczej. Możliwe jest bowiem zidentyfikowanie takich wyborców, którzy wprawdzie w wyborach nie biorą udziału, ale wcale za tym nie kryje się brak zaufania do demokracji. Już tylko te przykłady, a można by ich wymienić więcej, pokazują, jak ostrożnie należy się posługiwać tzw. twardymi wskaźnikami.
Duży wpływ, również na gruncie polskich nauk społecznych, wywiera próba zbudowania wskaźników porządku demokratycznego podjęta przez Roberta Putnama. Porównując funkcjonowanie społeczeństwa obywatelskiego w południowych i północnych Włoszech, wymienia szereg „twardych" wskaźników, które jego zdaniem jednoznacznie obrazują to, gdzie demokracja (społeczeństwo obywatelskie) jest zakorzeniona, a gdzie nie (Putnam 1995). Nie miejsce tutaj na relacjonowanie jego koncepcji. Pragnę się do niej odnieść jedynie w sposób hasłowy w kontekście doświadczeń badawczych z Polski lokalnej. Dla Putnama sama liczba stowarzyszeń (nawet jeśli wśród nich przeważałyby kluby hodowców kanarków czy kluby uprawiania np. egzotycznych sportów) jest już wskaźnikiem zakorzenionego społeczeństwa obywatelskiego, podobnie jak liczba lokalnych gazet i poziom ich czytelnictwa. Gdy odniesiemy to jednak do polskich realiów, to warto dodatkowo zapytać, z jakimi partiami politycznymi związane są dane stowarzyszenia czy fundacje? Czy przypadkiem jest może tak, że jakaś fundacja została powołana
109
jedynie po to, aby w niejawny sposób być de facto przedsiębiorstwem? Nie inaczej jest w odniesieniu do prasy lokalnej, która często znajduje się w rękach zagranicznego kapitału i stanowi swego rodzaju mutację bulwarowych ogólnokrajowych oraz regionalnych tytułów. I tutaj zatem należałoby wykazać daleko idącą ostrożność w posługiwaniu się rzekomo twardymi wskaźnikami.
Za tymi rozważaniami nie kryje się bynajmniej próba deprecjonowania wysiłku badawczego podejmowanego w duchu Roberta Putnama, ale jedynie postulat większej ostrożności w posługiwaniu się wskaźnikami, które rzekomo są sprawdzone i uniwersalne w zastosowaniu.
1. ZAŁOŻENIE ONTOLOGICZNE: LUDZIE POSZUKUJĄ RÓWNOWAGI
Podstawowym celem działań podejmowanych przez ludzi w przestrzeni społecznej jest uzyskiwanie względnej równowagi między ich habitusami a regułami określającymi funkcjonowanie przestrzeni społecznej (pola społecznego). Ludzie dysponują przy tym trzema rodzajami zasobów: kapitałem ekonomicznym, społecznym i kulturowym2. Istotne przy tym jest nie tylko to, czy dysponują możliwościami inwestowania tych kapitałów, ale - co równie ważne - czy i na jakich warunkach możliwa jest ich konwersja. Z moich doświadczeń badawczych wynika, że liczy się, zwłaszcza w długim okresie, możliwość dokonywania konwersji kapitałów3 (Łukowski 2002). Dzieje się tak dlatego, że standardy odnośnie do wolumenów tych zasobów nie poddają się prostej obiektywizacji oraz dlatego że samo akumulowanie określonych zasobów i ich inwestowanie w celu ich prostego pomnażania staje się na dłuższą metę zajęciem dość jałowym. Dokonywanie konwersji nie zawsze musi się odbywać w sposób w pełni uświadamiany, ma też charakter nawykowy. Tak na przykład zasoby ekonomiczne inwestowane są w edukację nie tylko w wyniku dobrze przemyślanych decyzji, ale także na
110
wykowego przekonania, że „tak trzeba", że takie postępowanie jest „konieczne", „dobrze widziane", „słuszne".
W praktyce ludzie postrzegają w zróżnicowany sposób to, co mogliby uznać za satysfakcjonujący wolumen danego rodzaju kapitału. Natomiast poczucie satysfakcji pojawia się wtedy, gdy można dany rodzaj kapitału wymienić na inny. Atrakcyjność transakcji może być znacznie zróżnicowana i zależy od reguł obowiązujących w danej przestrzeni (polu) społecznej. Warto właśnie zastanowić się nad tym, jak możliwe jest w niej inwestowanie posiadanych zasobów oraz czy i jak możliwe jest dokonywanie ich konwersji. Gdy to się może swobodnie dokonywać, wówczas osiągana jest właśnie wspomniana względna (dynamiczna) równowaga między habitusami, zasobami a strukturą (regułami) pola. Ludzie działający w takim właśnie polu zaś doznają poczucia satysfakcji, realizują swoje cele. I to poczucie satysfakcji, które pojawia się nie okazjonalnie czy przypadkowo (wtedy ludzie mogą sprowadzać wszystko do przypadku właśnie, traktując swoje życiowe szansę jako zależne głównie od łutu szczęścia), ale jest skutkiem postępowania wedle określonych reguł, prowadzi również do wytwarzania się poczucia więzi, przywiązania do danej przestrzeni społecznej.
Trudno byłoby współcześnie jednoznacznie, choćby dla celów analitycznych, wyodrębniać poszczególne wymiary przestrzeni społecznej, w których porusza się działająca jednostka. Tak więc na przykład ktoś, kto bezpośrednio angażuje się w działalność polityczną w wąskim czy ścisłym tego słowa znaczeniu (np. kandydując do ciał przedstawicielskich czy angażując się w działanie określonej partii politycznej) na szczeblu lokalnym, wchodzi w różnego rodzaju relacje w obrębie ponadlokalnej przestrzeni społecznej. Warto o tym stale pamiętać, chociaż nie zakłóca to w zasadniczy sposób możliwości koncentrowania analitycznej uwagi właśnie na szczeblu lokalnym.
Wytwarzanie się, utrwalanie się poczucia więzi z daną lokalną przestrzenią społeczną stanowi podstawę zakorzeniania się każdego ładu społecznego, w tym ładu, który nazywamy demokratycznym. Jeśli ludzie, działając, doznają satysfakcji, to również instytucjonalizują reguły, dzięki którym jest ona doznawana. Możemy wnioskować o charakterze danego ładu społecznego, przyglądając się typom interakcji, jakie zachodzą w danej przestrzeni (polu społecznym).
111
Nawet w sytuacji, w „której nie dzieje się nic" (tak często opisywane jest życie w małych miejscowościach), ludzie robią zakupy, pozdrawiaj ą się na ulicy, biorą udział w wyborach, plotkują, współpracują lub konkurują ze sobą.
W badaniach nad wymiarem lokalnym i regionalnym życia społecznego stwierdzono istnienie dynamiki społecznej, którą można by wyrazić następującym sformułowaniem: Raz osiągnięta równowaga ma tendencję do reprodukowania się (np. Lepsius 1990). Należałoby zatem bliżej się przyjrzeć, jaki jest charakter tej równowagi. Można wyróżnić dwa typy (idealne) takiej samoreprodukującej się równowagi. Z pierwszym mamy do czynienia wtedy, gdy kolejne sekwencje interakcji opierają się na malejących zasobach uczestników oraz malejącej zdolności do ich konwersji. Z punktu widzenia jednak uczestników takiego systemu sytuacja może wydawać się przez długi czas satysfakcjonująca. Znaczenie bowiem może mieć nie tylko wysokość stawek w grze. Mogą one być w istocie bardzo niskie. Liczy się natomiast głównie możliwość ich satysfakcjonującej wymiany. Ludzie wykazują duże zdolności adaptacyjne do zaspokajania potrzeb na coraz niższym poziomie. Rezygnują na przykład z pewnych rodzajów konsumpcji lub sięgają po substytuty (np. zamiast kupować nowe, markowe ubrania, kupują podobną odzież używaną w szmatolandach za ułamek ceny).
Na poziomie lokalnego pola politycznego ten typ reprodukującej się równowagi przejawiać się może w malejącym zaufaniu do lokalnych mandatariuszy. Ludzie mogą na przykład podzielać przeświadczenie, że każda rada wybrana w kolejnych wyborach jest gorsza od poprzedniej. Wygrywają mniej kompetentni kandydaci. Coraz trudniej dopatrzyć się jakiejś racjonalnej polityki inwestycyjnej czy promocyjnej. Zmniejsza się budżet gminy. Nim kolejny burmistrz zdąży się dobrze usadowić na stanowisku i mimo że został wybrany przez wyborców z motywacją, że będzie stanowił przeciwieństwo poprzedniego („złego") burmistrza, to już pierwsze interakcje między nim a wyborcami będą podszyte brakiem zaufania. Nim obie strony (mieszkańcy i burmistrz) zdążą się dobrze poznać, to relacje między nimi zostaną oparte na agresji, stałym napięciu i podejrzliwości. Również więc w polu polityki kształtować się może taki rodzaj równowagi, która w kolejnych sekwencjach będzie się opierała na coraz mniejszych zasobach. Sprawowanie lokalnej władzy, które
112
w warunkach demokratycznych powinno się opierać na partycypacji obywateli, znacznych pokładach zaufania, zdolności do kooperacji, w coraz mniejszym stopniu będzie miało właśnie takie podstawy. Nie przeszkadza to jednak temu, że w takim układzie zawsze znajdą się tacy, którzy będą chcieli nadal wydatkować swoją energię i grać w taką właśnie grę.
Reprodukcja równowagi może dokonywać się także w przeciwną stronę, czyli mamy do czynienia z drugim typem równowagi (przypominam, że mowa jest o typach idealnych). Każda jej kolejna sekwencja może oznaczać wzmacnianie i wzbogacanie tkanki społecznej. Nie musi to oznaczać, że w każdej kolejnej odsłonie ludzie są na przykład coraz bogatsi (w znaczeniu posiadanych dochodów i majątku). Chodzi o wzbogacanie całej tkanki społecznej, o poczucie, że lepiej powodzi się nie tylko takiej czy innej osobie, ale że takie zmiany dotyczą całej społeczności (większości jej członków). Do dyspozycji jest coraz większa ilościowo oraz lepsza jakościowo pula zasobów do podziału. Istnieją powszechnie dostępne sposoby konwersji tych zasobów. Wzrost poziomu życia mierzony materialną konsumpcją jest zapewne bardzo ważnym, ale tylko jednym z kilku elementów wzbogacania przestrzeni społecznej. Nie mniej istotny jest rosnący poziom wykształcenia danej społeczności (mierzony nie tylko formalnymi kwalifikacjami, ale również np. realną znajomością języków obcych).
Gdy mówimy o akumulowaniu poszczególnych zasobów, to również powinniśmy uwzględnić akumulowanie kapitału kulturowego i kapitału społecznego. Niewielu ma możliwość korzystania z takiego sposobu akumulowania kapitału kulturowego, który byłby potwierdzany na przykład kolejnymi stopniami naukowymi czy też jakimiś innymi formalnymi certyfikatami. Jednak bez wątpienia może rodzić się poczucie, że dokonuje się taka akumulacja kapitału już wtedy, gdy na przykład fundusz swobodnych inwestycji umożliwia kupowanie książek, ale także codziennej prasy, uprawianie hobby (np. nauka języków, fotografowanie). Wiele ż tych nabywanych umiejętności (nawet czytanie prasy może wiązać się z umiejętnością rozumienia określonych zjawisk społecznych) nie musi mieć żadnego bezpośredniego praktycznego przełożenia. Ale też właśnie dlatego może posiadać wyjątkową wartość, chociażby z tego powodu, że wzmacnia poczucie indywidualnej tożsamości. Poczucie to nabiera
113
jednak wartości dopiero wtedy, gdy może być „odbite" w tożsamości innych ludzi. Tylko wtedy możemy uzyskać uznanie, prestiż, nie mówiąc już o takim prostym doznaniu, jak bycie dostrzeżonym przez innych. W tym przypadku więc dokonuje się konwersja kapitału kulturowego na kapitał społeczny. Warto jednak zauważyć, że zysk nie jest tylko jednostkowy, ale również zbiorowy. Im więcej na przykład jest w lokalnej przestrzeni ludzi, którzy fascynują się chociażby fotografią, tym więcej może się odbyć wystaw w lokalnej galerii. Tym większe jest prawdopodobieństwo, że ludzie opuszczą swoje mieszkania, spotkają się ze sobą, porozmawiają. Wzbogacać się będzie kapitał społeczny całej społeczności.
Zawieranie znajomości z innymi ludźmi, ich utrwalanie się nie zawsze musi się wiązać z możliwością (koniecznością) ich wykorzystania w jakichś praktycznych celach. Może się jednak na przykład okazać, że przyjaźnie czy znajomości wynikające ze wspólnoty zainteresowań przekształcą się w biznesowe partnerstwo, uruchomią podejmowanie działań ściśle politycznych (np. tworzenie komitetów wyborczych), dawać będą wsparcie i poczucie bezpieczeństwa w trudnych chwilach.
Oprócz wzbogacania posiadanych zasobów (które to wzbogacanie z trudem poddaje się jednoznacznej matematycznej kwantyfikacji) podkreślam znaczenie dokonywania ich konwersji. Konwersja ta odbywa się zarówno w wymiarze jednostkowym, czyli niejako w obrębie tożsamości danej jednostki, jak również między jednostkami czy w obrębie danej zbiorowości (między jednostką a grupą czy między poszczególnymi grupami). Najmniej efektywnym, właśnie substytucyjnym, ale też stosunkowo popularnym sposobem dokonywania konwersji kapitałów są akcje i działania charytatywne. Są one oczywiście podejmowane ze szlachetnych pobudek i przynoszą wymierne korzyści, ale reprodukują raczej równowagę pierwszego z wymienianych tutaj typów. Mamy do czynienia głównie z wymianą, w której osoba, grupa działająca na rzecz biednych uszczupla zazwyczaj w symbolicznym stopniu swoje zasoby ekonomiczne, przekazując je potrzebującym, jednak z konwersją mielibyśmy do czynienia dopiero wtedy, gdyby te środki mogły zostać wykorzystane przez tych, którzy je otrzymują, na wzbogacenie kapitału kulturowego i społecznego. Tak jest na przykład wtedy, gdy bogatsi wspierają biedniejszych poprzez przekazywanie środków na fundusze stypendialne.
114
Przestrzeń społeczna, a w tym przestrzeń lokalna, staje się przestrzenią doznawania satysfakcji wtedy, gdy jej uczestnicy dysponują możliwościami dokonywania konwersji kapitałów i to zarówno w obrębie własnego indywidualnego planu życiowego, jak również w planie relacji z innymi uczestnikami tej przestrzeni. Ważnym medium tych konwersji jest pole lokalnej polityki. Siłą rzeczy bezpośrednio bierze w niej udział ograniczona liczba obywateli, jednak podlega ona stałej obserwacji i ocenie tych, którzy w niej bezpośrednio nie uczestniczą. To, co się w niej dzieje, oceniane jest przez pryzmat wpływu, jaki zachodzące tam procesy wywieraj ą na szansę życiowe mieszkańców, na możliwości akumulowania zasobów i dokonywania ich konwersji.
Jeśli sfera polityczna się autonomizuje tak dalece, że coraz trudniej jest odnaleźć przykłady jej oddziaływania na inne sfery życia, to inne sfery życia też podlegają autonomizacji. Im wyraźniejsza jest autonomizacja, tym trudniejsza jest również konwersja zasobów. Jeśli więc zaczyna się dziać tak właśnie, że uczestnicy politycznej gry wchodzą do niej, aby w ten sposób zaspokoić swoje indywidualne potrzeby (uprawianie polityki postrzegane jest jako rodzaj działalności zarobkowej), oraz gdy gra polityczna pochłania energię skierowaną na zwalczanie politycznego wroga czy też pozostawanie z nim w klinczu, wtedy też trudno jest mówić o zakorzenianiu się procedur demokratycznych.
Można także wówczas obserwować depolityzację życia społecznego, a w tym również depolityzację samego pola polityki. Najbardziej powszechną strategią staje się dążenie do maksymalizacji własnych zysków lub/i osiąganie przewagi nad innymi. Własne zasoby są wtedy zazdrośnie strzeżone, j Wygrywaj ą nie ci, którzy maksymalizują swój zysk (wyczerpywanie się zasobów to coraz bardziej utrudnia), ale raczej ci, którzy przede wszystkim chcą osiągnąć jakąkolwiek przewagę nad rywalem.| Osiągnięcie tej przewagi, zazwyczaj krótkotrwałej, ulotnej, trudno byłoby porównywać z uzyskiwaniem poczucia trwałej satysfakcji. Niemniej może się z nimi również wiązać długotrwała stabilizacja.
115
2. polityka JAKO WIĄZKA TRANSAKCYJNA
Pojęcie wiązki transakcyjnej4, które tutaj wprowadzam, inspirowane jest głównie teorią Pierre'a Bourdieu, ale również założeniami teorii wymiany społecznej i analizy transakcyjnej (Berne 1998)5. Twierdzę jednak, że słabsza - niż zakładał to Bourdieu -jest grawitacja pola społecznego, natomiast na znaczeniu zyskują transakcyjne powiązania między aktorami, którzy nie tyle muszą już „walczyć" z grawitacją pola bądź ulegać jego oddziaływaniom, ile uwikłani są przede wszystkim w wiązki transakcyjne. Poruszają się więc w polu (przestrzeni) społecznym jako wiązka oddziałujących na siebie podmiotów, przeznaczając coraz więcej energii na utrzymywanie się w tej wiązce. Kluczowy dla szans życiowych okazuje się układ sił i stawek, konwersja zasobów, występująca w obrębie danej wiązki.
Odnosząc to do przedmiotu, którym się tutaj zajmuję, można by tę sytuację opisać również w taki sposób. Istnieją dość ścisłe, prawnie określone reguły pola odnośnie do funkcjonowania lokalnej władzy w Polsce. Można by również zaproponować różne interpretacje społecznych, kulturowych i ekonomicznych reguł tegoż pola (np. podział na centra i peryferie). Jednak gdy przyglądamy się funkcjonowaniu lokalnych przestrzeni społecznych z perspektywy działających w nich aktorów, to dostrzegamy nie tylko .odnoszenie się do reguł pola, ale też uwikłanie aktorów w wiązki transakcyjne. Dzieje się tak zapewne dlatego, że reguły pola stają się coraz mniej przejrzyste oraz jego grawitacja jest coraz słabsza. Takie są konsekwencje procesów globalizacyjnych (Staniszkis 2003). Zmniejsza się również terytorialna i ideologiczna spójność partii politycznych. Reguły pola funkcjonujące na poziomie państw narodowych mają konkurencję, uzupełnienie, rozszerzenie w regułach pola funkcjonującego na poziomie Unii Europejskiej. Wreszcie obywatele też „deterytorializują się" przez podejmowanie migracji i cyrkulacji o wahadłowym charakterze, ale także przez coraz silniejszą obecność w przestrzeni wirtualnej.
116
Do najbardziej popularnych prób wyjaśnienia tych przemian należy ta, w której wskazuje się na pojawianie się sieci jako podstawowej formy ustrukturalizowania przestrzeni społecznej. Jej uczestnicy powiązani są różnorodnymi zależnościami; dają im one poczucie bezpieczeństwa, możliwość realizacji swoich potrzeb i aspiracji, ale też wplatają w zabiegi mające na celu podtrzymanie tych zależności, na których opierają się często podstawy egzystencji (np. takie znaczenie mają sieci umożliwiające podejmowanie migracji i funkcjonowanie w transnarodowych przestrzeniach społecznych). Pojęcie sieci społecznych dużo wyjaśnia, ale wskazuje głównie na sytuacje, w których ludzie powiązani są na zasadzie kooperacji i współpracy. W wiązce transakcyjnej nie jest wykluczone występowanie kooperacji i zaufania, jednak możliwy repertuar powiązań jest znacznie szerszy, obejmuje również działania niejako z drugiego bieguna - brutalną walkę, nastawienie na wyrządzenie innym aktorom dużych szkód. Często bardzo trudno, czy wręcz niemożliwe, wyjść z tych powiązań. Znaczna część energii aktorów skierowana jest na podtrzymywanie wzajemnych zależności. Jeśli nawet kolejne interakcje prowadzą do marnotrawienia zasobów, to gra toczy się dalej i wręcz niemożliwe jest opuszczenie takiej wiązki. Zwracam uwagę na to, że w wiązce mogą pojawiać się nowi aktorzy, co w warunkach demokratycznych wyborów jest nieuchronne. Jeśli nawet jednak wchodzą do wiązki z jasno sformułowanym alternatywnym programem działania, to logika wiązki jest silniejsza i powoduje, że to ona wyznacza działania aktora, a nie jego wcześniejsze deklaracje. Nowy aktor, który wchodzi do gry dlatego, żeby zaproponować istotną zmianę stylu i treści działania, bardzo szybko zostaje wepchnięty w role swych poprzedników. Nie można także wykluczyć, że jego deklaracje dotyczące zmiany reguł gry są w istocie rzeczy sprzeczne z jego habitusem, przecież nie przychodzi on z zewnątrz, z jakiejś odmiennie kulturowo i społecznie ukształtowanej rzeczywistości. Jego nawyki, przekonania ukształtowane zostały w obrębie tej rzeczywistości, którą deklaratywnie chce zmieniać.
Widoczne jest to szczególnie na poziomie lokalnym, gdzie już fizyczne odległości między aktorami są niewielkie, gdzie skuteczny obieg informacji nie wymaga istnienia pośredników w postaci mediów, gdzie ludzie -jak to się nieraz potocznie mówi - znają się od
117
lat i właściwie wiedzą, czego od siebie oczekiwać, oraz gdzie reguły gry dotyczą pewnego dość zamkniętego świata.
Przedstawię teraz przykład wiązki transakcyjnej. Materiał empiryczny pochodzi z miasta G., liczącego 30 tyś. mieszkańców, a położonego w Polsce północno-wschodniej. Zakładam przy tym, że próba rekonstrukcji przebiegu transakcji tworzących daną wiązkę pozwala wnioskować o charakterze reprodukcji zachodzącej w danej przestrzeni lokalnej, a tym samym o tym, czy dochodzi do zakorzenienia demokracji, o tym, czy bilans kolejnych sekwencji to wzmacnianie i wzbogacanie tkanki społecznej, trwałe doznawanie satysfakcji przez działających aktorów, łatwość w dokonywaniu konwersji zasobów.
Rekonstrukcja przebiegu wiązki jest raczej niemożliwa podczas jednorazowego pomiaru empirycznego (trudno sobie zwłaszcza wyobrazić, aby mogła się ona powieść wtedy, gdy nasze badanie ograniczymy jedynie na przykład do zbadania deklaracji w badaniu sondażowym). Trzeba się natomiast liczyć z prowadzeniem wieloletnich obserwacji. Czasami możliwajestretrospekcja dzięki dokumentom zastanym (np. lokalna prasa) czy też dokumentom wytworzonym (np. wywiady biograńczne, wywiady z lokalnymi ekspertami). Gdy mówimy o zakorzenieniu demokracji, niejako naturalne ramy czasowe stwarzaj ą kadencje lokalnych władz, one bowiem wyznaczają rytm zmiany, ale i ciągłości.
3. przykład: samorząd A ORGANIZACJE POZARZĄDOWE
Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych minionego wieku w mieście G., podobnie jak w wielu innych miejscowościach, pojawia się powszechnie podzielana nadzieja na zmiany. Na lokalnej scenie występują wtedy dwa podmioty, które wyraźnie zaznaczają swoją obecność, występują wręcz w roli kreatorów nowej rzeczywistości. Jednym z nich jest lokalny samorząd, znajdujący swoją personifikację w osobie burmistrza, drugim zaś stowarzyszenie Wspólnota Lokalna6, skupiające kilkadziesiąt osób związanych z miastem i regionem. Na jego czele stoi grupa charyzmatycznych, szczególnie popularnych postaci, reprezentujących
118
różne opiniotwórcze profesje i typy zajęć. Cele obu tych podmiotów są w znacznym stopniu zbieżne. Zamykają się one w haśle sukcesu miasta i regionu, mierzonego napływem gości (turystów z kraju i zagranicy), pojawieniem się zewnętrznych inwestorów, jednak przy jednoczesnym rozwoju lokalnej przedsiębiorczości, kształtowaniu pozytywnego wizerunku, umiejętnym włączeniu wielonarodowego dziedzictwa kulturowego w tożsamość współczesnych mieszkańców, podtrzymywaniu i pielęgnowaniu obecnego wielokulturowego charakteru miasta i regionu, zachowaniu bogactwa i stanu środowiska przyrodniczego.
W latach 1990-1993 można mówić o synergicznym charakterze podejmowanych działań przez lokalny samorząd i Wspólnotę Lokalną. Jednym z warunków takiej udanej współpracy było konsekwentne podkreślanie przez Wspólnotę jej apolitycznego charakteru. Oznaczało to, że jednoznacznie odrzuca ona możliwość brania udziału w wyborach samorządowych. Jej niezależność i autonomia polega na tym, że nie wikła się w bieżącą, lokalną politykę. Tylko bowiem wtedy może pozostać otwarta i atrakcyjna dla osób, które niezależnie od swych poglądów politycznych chcą działać na rzecz rozwoju miasta. Stowarzyszenie programowo odcinało się więc od wystawiania kandydatów w wyborach samorządowych. Nie aspirowało również do wpływania na bieg bieżących spraw w samorządzie. Nie można przy tym jednak wykluczyć, że któryś z działaczy stowarzyszenia lub jego sympatyków angażował się w działalność samorządu, ale mógł to czynić jedynie jako kandydat określonej partii politycznej czy komitetu wyborczego.
Lata 1990-1993 to czas wyjątkowej mobilizacji, czas realizacji wielu projektów kulturowych, ekologicznych, promocyjnych. Wspólnota Lokalna nabiera wyjątkowego rozpędu, jej siłami organizowanych jest więcej zdarzeń, niż na przykład jest w stanie zorganizować wyposażone w etaty, lokalne centrum kultury. Ten rozpęd narusza też niepisaną, ale respektowaną równowagę między samorządem a stowarzyszeniem. To o stowarzyszeniu mówią media, a samorząd, przede wszystkim zaś burmistrz, zaczyna lokować się w jego cieniu. Prawdopodobnie wtedy wśród najważniejszych samorządowych decydentów pojawia się poczucie zagrożenia. W tej wiązce bowiem to samorząd jest ważniejszy, to on ma ustalać reguły gry. Pojawia się również przypuszczenie, że tak dynamiczna
119
organizacja, niezależnie od swoich deklaracji, będzie prędzej czy później próbowała sięgnąć po władzę. U podstaw takiego myślenia zdaje się leżeć przekonanie, że taka jest nieuchronna logika każdej aktywności na szczeblu lokalnym - w ostatecznym rachunku musi chodzić o uzyskanie bezpośredniego lub pośredniego wpływu na władzę. Na początku lat dziewięćdziesiątych nie ma jednak jeszcze żadnych praktycznych doświadczeń. Czymś nowym jest samorząd, czymś nowym są też organizacje pozarządowe. Za szczególną wartość uchodzi „apolityczność". Działanie dla dobra wspólnego określane jest jako „działanie apolityczne". Idea społeczeństwa obywatelskiego jest właśnie silnie kojarzona z apolitycznością. Ludzie organizują się nie tylko po to, aby brać udział w rozgrywkach politycznych, walczyć o władzę, ale po to, aby współdziałać dla realizacji wspólnych celów. Jak widać jednak, w opisywanym przypadku pojawia się nieuchronnie problem relacji między strukturą, w której ulokowana jest lokalna władza, a organizacją pozarządową.
Nie zostały precyzyjnie określone wzajemne relacje. Zresztą nie wydaje się to możliwe, gdyż charakter kolejnych transakcji nie jest przewidywalny. Przykładowo, zorganizowana przez Wspólnotę Lokalną wystawa pt. „Miasto G. w starej fotografii" nie jest kameralnym wydarzeniem uświetnionym jedynie przez obecność lokalnych władz, ale przybywają nań korespondenci prasy zagranicznej ze stolicy, sekretarz stanu w rządzie sąsiedniego państwa. Kilka miesięcy później zaproszony przez Wspólnotę premier ówczesnego polskiego rządu przybywa do miasteczka z kilkugodzinną wizytą, ale jest właśnie gościem stowarzyszenia, a nie władz miasta. Kryjące się za tymi zdarzeniami transakcje prowadzą do pomnażania zasobów stowarzyszenia, samorządu i całej lokalnej społeczności. Po wizycie korespondentów zagranicznych pojawiają się ciepłe relacje w zachodnich gazetach, reportaż kręci duża stacja telewizyjna. Promocja, o którą tak zabiegają władze turystycznego miasta, dokonuje się więc niejako mimochodem. Premier zostawia w prezencie znaczną sumę pieniędzy na dokończenie budowy oczyszczalni ścieków. Dzieje się to za sprawą niewielkiego stowarzyszenia, które spycha w cień lokalne władze. Z ich punktu widzenia więc te transakcje mogły być potraktowane jako niekorzystne, gdyż osłabiały ich pozycję w taki oto sposób, że zbytnio zyskiwała na znaczeniu wspomniana organizacja. Jednocześnie trudno sobie wyobrazić, aby
120
któraś ze stron mogła znaleźć jakiś racjonalny powód na opuszczenie wiązki transakcyjnej czy zmianę charakteru dokonywanych transakcji.
Dopiero przedterminowe wybory parlamentarne w 1993 r. wprowadzaj ą pierwsze wyraźne zakłócenie w tych relacjach. Prezes stowarzyszenia, który przed 1989 r. był już aktywny politycznie, ulega namowom przedstawicieli regionalnej struktury znaczącej partii politycznej i przyjmuje ofertę kandydowania z pierwszego miejsca listy partyjnej, chociaż sam członkiem tej partii nie jest. Ta decyzja wikła siłą rzeczy także samo stowarzyszenie w walkę polityczną, jednak nie jest to postrzegane przez lokalny układ władzy jako zagrożenie, ale raczej jako przesłanka na uwolnienie stowarzyszenia z możliwego angażowania się w walkę polityczną na szczeblu lokalnym. Poza tym pojawia się nadzieja na uzyskanie reprezentacji w parlamencie, co może sprzyjać skuteczniejszemu zabieganiu o sprawy lokalne. Kandydat, co prawda minimalną liczbą głosów, ale jednak przegrywa wybory i nie wchodzi do parlamentu. W obliczu tej porażki deklaruje jednoznacznie, że kandydowanie było błędem, wprowadziło dezorientację w szeregi stowarzyszenia i że jest to lekcja na przyszłość, żeby zgodnie z pierwotnymi deklaracjami nie angażować się w politykę. Zadaniem stowarzyszenia jest bowiem wzmacnianie lokalnego społeczeństwa obywatelskiego, budowanie sieci obywatelskiego zaangażowania, a nie angażowanie się w bezpośrednią walkę polityczną.
Jednak już w 1994 r. te deklaracje okazują się znowu nieprawdziwe. Stowarzyszenie tworzy lokalny komitet wyborczy, którego trzon stanowią jego działacze. Zostają do niego zaproszeni także przedstawiciele najważniejszych środowisk społeczno-zawodowych (nauczyciele, lekarze, lokalni przedsiębiorcy). Komitet zdobywa większość w radzie miasta (15 z 28 miejsc). Jest to jedyne takie zwycięstwo jednego ugrupowania w całym województwie. Prezes stowarzyszenia wbrew swoim wcześniejszym deklaracjom wystawia swą kandydaturę na burmistrza i mimo większości w radzie przegrywa w konkursie jednym głosem z dotychczasowym burmistrzem.
Tego zdarzenia nie da się już wytłumaczyć inaczej niż właśnie tak, że stowarzyszenie, rzekomo apolityczne, prędzej czy później sięgnie po władzę. I tak się właśnie tutaj stało. Naruszyło tym samym reguły,
121
których przestrzeganie wielokrotnie deklarowało. W istocie rzeczy tylko skrywało pod swoimi projektami rzeczywisty cel, a mianowicie przejęcie władzy. To kandydowanie prezesa, jawna polityzacja stowarzyszenia wywarły negatywny wpływ na kondycję zarówno jego, jak i samorządu, a szczególnie samego burmistrza. Burmistrz dysponował teraz jedynie poparciem rozproszonej opozycji w radzie oraz mógł liczyć na wsparcie niektórych członków zwycięskiego komitetu wyborczego. Prezes stowarzyszenia próbował udawać, że nic złego się nie stało. Istotnie relacje między stowarzyszeniem a samorządem zachowały poprawny charakter, ale trudno było dopatrzyć się w nich wcześniejszej synergiczności. Zostały podszyte brakiem zaufania, nawet jeśli towarzyszyło temu deklarowanie woli współpracy. A osłabiony politycznie burmistrz unikał w trakcie swej drugiej i ostatniej kadencji podejmowania odważnych decyzji.
Członkowie Wspólnoty Lokalnej popadli w dezorientację co do celów własnej organizacji. Ponadto niektórzy z nich, i to ci właśnie najbardziej aktywni, zaczęli działać już w zupełnie innej logice, a mianowicie logice bezpośredniego sprawowania lokalnej władzy, co było zajęciem absorbującym czasowo, jak również musiało zmieniać optykę widzenia własnego indywidualnego usytuowania w lokalnej przestrzeni społecznej. Został wytracony impet synergicznego współdziałania. Ujawniła się prawdziwa „natura" relacji między samorządem a aktywną organizacją pozarządową. Chociaż to, co się tutaj stało, było niezamierzonym następstwem podejmowanych działań, stało się także komunikatem skierowanym w stronę innych organizacji pozarządowych, których kilka w międzyczasie okrzepło na lokalnej scenie. Z jednej strony to, co się wydarzyło, mogło być odczytane tak, że warto zakładać organizacje pozarządowe, bo to jest dobra droga na wejście do lokalnej polityki, z drugiej strony został w tym komunikacie jednocześnie zawarty i taki przekaz, że relacje między samorządem a organizacją pozarządową powinny mieć charakter asymetryczny. Dość wyraźnie powinna być zaznaczona przewaga samorządu we wzajemnych relacjach. To samorząd i burmistrz rozdaj ą „karty".
Większość organizacji pozarządowych tak właśnie definiowała swoje miejsce w wiązce transakcyjnej. Zachowywały swoją autonomię, realizowały statutowe cele, relacje z lokalnym samorządem koncentrowały się na pozyskiwaniu z budżetu miasta środków na
122
własną działalność, co podtrzymywało asymetrię. Z drugiej zaś strony te organizacje angażowały się w kolejnych kampaniach wyborczych, jednak nigdy jako samodzielny podmiot, ale jako rodzaj politycznego zaplecza. Kandydaci do rady miasta pojawiali się zazwyczaj na listach partyjnych lub lokalnych komitetów wyborczych.
Angażujące się po stronie burmistrza sprawującego władzę w latach 1990-1998 Towarzystwo Miłośników Atrakcyjnej Budowli otrzymało od miasta prawo nieodpłatnego gospodarowania na terenie tej budowli, będącej częścią majątku komunalnego. Na krótko przed jego odejściem w 1998 r. prawo to zostało przedłużone na 10 lat. Stało się to niemal w przeddzień kolejnych wyborów samorządowych, które przegrał burmistrz udzielający tego zezwolenia. Jednak Towarzystwo z racji dysponowania tym mieniem przynoszącym znaczące zyski staje się tym samym wpływową grupą interesu. Utrzymanie wpływów w radzie miasta oraz dobrych stosunków z burmistrzem jest dla niego kwestią o znaczeniu strategicznym. Od tego zależy bowiem już nie tylko realizacja celów Towarzystwa, ale również interesy materialne członków zarządu i związanych z nim osób, które prowadzą działalność gospodarczą. Towarzystwo stało się więc de facto również przedsiębiorstwem. Ma znaczne zasługi w zagospodarowaniu obiektu, przeprowadziło wiele inwestycji. W ten sposób legitymizuje także swoje prawo do jego użytkowania. Próbuje działać w taki sposób, aby otoczenie było przekonane, że nie prowadzi obliczonej na zysk działalności, lecz wykonuje szczególną misję, opiekując się tym zabytkowym obiektem. Na każdym kroku podkreśla swoją zależność od samorządu i pełne podporządkowanie celom realizowanym przez samorząd niezależnie od aktualnej konstelacji politycznej.
Towarzystwo Miłośników Atrakcyjnej Budowli ma jednak spore trudności z utrzymaniem swojej pozycji w trakcie kadencji samorządu w latach 1998-2002. Działający wtedy burmistrz deklaruje gotowość rozwiązania umów wiążących miasto z Towarzystwem, wysuwając argument, że nie działa ono jako organizacja pozarządowa, ale właśnie jako przedsiębiorstwo nastawione na zysk. Wcześniej obowiązująca umowa jest jednak nadal wiążąca, więc kończy się jedynie na tych deklaracjach. Prowadzi to również do mobilizacji przed kolejnymi wyborami samorządowymi w sze-
123
regach Towarzystwa. Przyłącza się ono do komitetu wyborczego kandydata na burmistrza, który wygrywa wybory w 2002 r. Prezes Towarzystwa zostaje radnym. Towarzystwo kreuje się na głównego autora, a w przyszłości i beneficjenta kompleksowego programu przygotowywanego przez urząd miasta, którego celem ma być pozyskanie środków z Unii Europejskiej właśnie na adaptację atrakcyjnej budowli na cele turystyczne i kulturalne.
Przedstawione przykłady relacji między samorządem a organizacjami pozarządowymi to oczywiście tylko jeden z elementów lokalnej przestrzeni społecznej. Charakter tych relacji pozwala mówić o tym, że sposób, w jaki od siebie zależą te podmioty tworzy rodzaj wiązki. Widać również, że bardzo trudne byłoby precyzyjne ustalenie wysokości „wypłat", jakie uzyskuj ą podmioty tworzące wiązkę. Analizując przedstawione zależności, mogę sformułować taką hipotezę, że wiązka istnieje dlatego, że tworzące ją podmioty są od siebie zależne, ponieważ transakcje nie opierają się na łatwym do obliczenia i jednoznacznym bilansie zysków i strat. Gra toczy się dalej, bo trudno jest „odejść od stołu" z konkretną „wypłatą". Każde posunięcie, każdy ruch potwierdza wzajemną zależność i coraz trudniejsze byłoby nieuwzględnianie interesów drugiej strony.
Kształtuje się, co prawda, pewien „optymalny" model wzajemnych relacji oparty na „silniejszej" pozycji samorządu wobec „słabszych" organizacji, w większym stopniu bowiem istnienie i działanie organizacji pozarządowych zależy od samorządu niż odwrotnie. Samorząd jednak otrzymuje stale „wypłaty" w postaci;
zarówno większej aktywności obywateli, jak i wzbogaconej tkanki życia społecznego. Organizacje pozarządowe wzbogacają bowiem' życie kulturalne, przejmują zadania w sferze opieki społecznej., Wprowadzają element niepewności w lokalne życie polityczne, włączając się w kampanie wyborcze i wystawiając własnych kandydatów w wyborach lokalnych. Ta niepewność przyczynia się jednak per saldo do rozwoju tkanki społecznej i zakorzenienia się demokracji. Warto zauważyć, że dotyczy ona zarówno samorządu, jak l organizacji pozarządowych. Ten pierwszy nie może pomijać tych drugich chociażby w planach budżetowych. Organizacje pozarządowe muszą wykazywać się aktywnością, aby mogły liczyć na kontynuację wsparcia. Natomiast im bardziej konsekwentna i stabilna jest
124
polityka samorządu, tym większe szansę na trwałą jego legitymizację ze strony organizacji pozarządowych.
Przedstawione przykłady pokazują, że wręcz nieuchronne są odejścia od tego modelowego układu. W pierwszym okresie doszło do sytuacji, w której dynamika rozwoju organizacji pozarządowej doprowadziła do tego, że stała się ona lokalną quasi-partią polityczną, która wygrała lokalne wybory. Trudno przy tym ten rozwój sytuacji traktować jako zawiniony przez organizację pozarządową i jej niezdolność do samoograniczania się. Było to następstwo jej wyjątkowego zaangażowania, dynamiki, z jaką zasoby kulturowe i społeczne zostały zainwestowane w lokalnej przestrzeni społecznej. Prowadziło to do naruszenia równowagi oraz problemów z udaną konwersją zasobów. Okazało się bowiem, że próba przejęcia władzy przez Wspólnotę Lokalną (częściowo udana) wikła ją w bezpośrednie zarządzanie miastem, co siłą rzeczy utrudnia inwestowanie zasobów kulturowych i społecznych, gdyż absorbuje uwagę na zupełnie innych problemach. Organizowanie imprez kulturalnych, proekologicznych miało sens wtedy, gdy czyniła to organizacja pozarządowa przy wsparciu samorządu. Jak się później okazało w przypadku niektórych działaczy Wspólnoty, dzięki zdobytemu kapitałowi kulturowemu (np. wzbogacenie własnej tożsamości o głębokie zrozumienie dziedzictwa kulturowego) oraz dzięki nawiązaniu licznych kontaktów w kraju i zagranicą możliwe się stało uruchomienie własnych przedsięwzięć o charakterze gospodarczym. Odbyło się to jednak w planie indywidualnych biografii i nie dotyczyło wzmocnienia pozycji całej Wspólnoty. Pozycja ta stopniowo słabła. Obecnie Wspólnota stanowi ugrupowanie skupiające lokalną inteligencję, organizuje spotkania dyskusyjne, wystawy, zajmuje się historią miasta i regionu, wydając naukowy rocznik. Jej aktywność, w porównaniu z ekspansją na początku lat dziewięćdziesiątych, może wydawać się skromna. Korzysta jednak stale ze wsparcia pochodzącego z budżetu miejskiego, udaje się jej od czasu do czasu pozyskać środki zewnętrzne. Dzięki przychylności burmistrza kadencji 1998-2002 nabyła na własność zabytkową kamieniczkę, którą wcześniej dzierżawiła, a w której znajduje się klub i galeria.
Druga z opisywanych organizacji - Towarzystwo Miłośników Atrakcyjnej Budowli dysponuje znaczącym zasobem ekonomicz-
125
nym. Ponieważ będąc stowarzyszeniem, zarządza mieniem komunalnym na wyjątkowo korzystnych zasadach, co przynosi znaczne zyski, musi znaleźć uzasadnienie dla tego typu przywilejów, wskazując, że realizuje pewną misję, a mianowicie chroni cenny obiekt przed dewastacją, nadając mu w miarę możliwości nowe - turystyczne i kulturowe funkcje. Trzeba bowiem eksponować swoją misję, minimalizując czy wręcz w ogóle nie dostrzegając korzyści, które się z tą misją wiążą. Stąd jednak zapewne też decyzja o kandydowaniu prezesa organizacji do samorządu i usilne próby wykazania, że misja nie tylko trwa nadal, ale wpisuje się również w nowe plany rozwojowe miasta. Obiekt, o którym mowa, jest bowiem fragmentem dziedzictwa kulturowego, które może uzyskać nowe funkcje dzięki programom Unii Europejskiej. Organizacja pozarządowa, która nadal zarządza jedynie mieniem komunalnym, stara się jednak zaprezentować opinii publicznej i samorządowi jako jedyny podmiot, który jest w stanie kompetentnie i perspektywicznie zarządzać obiektem. Staje się to tym bardziej prawdopodobne, że organizacja może wykazać się znacznym wkładem własnej pracy, inwestycjami poczynionymi z zarobionych na wykorzystaniu obiektu pieniędzy. Prezes organizacji stale podkreśla, że Towarzystwo pełni jedynie skromną rolę, usługową wobec samorządu i miasta.
Relacje, jakie zachodzą między organizacjami pozarządowymi a samorządem, stanowią jedynie pewien fragment lokalnej rzeczywistości. Mamy tutaj do czynienia ze stykiem sfery aktywności społecznej i sfery aktywności politycznej. Chociaż obie rządzą się innymi regułami, to jednak nie wykluczone jest, że dokonuje się między nimi wymiana oraz że wzajemne relacje stwarzają warunki do konwersji zasobów. Udana konwersja czyni daną przestrzeń przestrzenią doznawania satysfakcji. Istotne jest również, że kolejne transakcje między aktorami w danej przestrzeni przyczyniają się do jej kulturowego, społecznego i ekonomicznego wzbogacania.
zakończenie
Zarysowana powyżej koncepcja wiązki transakcyjnej i próba jej wykorzystania do analizy procesów zachodzących w lokalnej przestrzeni społecznej oparta jest na założeniu o rosnącym .znaczeniu powiązań zachodzących między aktorami w przestrzeni społecznej.
126
Tworzą oni wiązkę, w której wspólnie „pokonują" tę przestrzeń. To splot zależności między aktorami, energia wydatkowana na podtrzymanie zależności, inwestowane zasoby i ich konwersja określają szansę poszczególnych aktorów i całych społeczności. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy tracić z pola widzenia zależności tychże aktorów od reguł pola, od instytucji, tradycji etc., aczkolwiek również i one mogą być przenoszone w obręb wiązki.
Przedstawiony tutaj przykład nie pozwala na dokonywanie zbyt daleko idących uogólnień. Zdaję sobie sprawę, że aby wyciągać bardziej pewne wnioski, już tylko w odniesieniu do tej jednej miejscowości, należałoby przyjrzeć się jeszcze kilku innym wiązkom, np. tworzonym przez lokalną władzę i lokalną prasę czy też przez przedsiębiorców i samorząd. Wyodrębnianie tych wiązek budzi przy tym pewne poczucie niedosytu, czy też rodzi przeświadczenie, że dla celów analitycznych dokonywane są pewne uproszczenia. Niewątpliwie byłoby również pożyteczne dokonanie porównań między wiązkami występującymi w różnych społecznościach lokalnych.
Ponadto konieczna jest jeszcze bardziej szczegółowa operacjonalizacja tego pojęcia. Sadzę, że należałoby uwzględniać również wymiar psychiczny, brać pod uwagę to, jak angażowane są zasoby psychiczne. Wiązki są silnie naładowane emocjonalnie. Często już na pierwszy rzut oka poziom emocjonalnego zaangażowania aktorów jest bardzo znaczny, szczególnie wtedy, gdy dominują emocje negatywne. Ich splot współokreśla też dynamikę wiązki.
127